• Nie Znaleziono Wyników

CJady i płazy gallcyjsKle

- (Ciąg dalszy).

I. W ąż zaskroniec.

W ą ż z a s k r o n i e c ( Tropidtfiiotiis n a tr ix ) je st najpospolitszym zpomiędzy żyjących u nas wężów. Widywałem go prawie w każ­

dej przeze mnie zwiedzanej okolicy N ajchętniej przebywa w k rz a ­ kach nad w odam i, często można go widzieć,;i w pobliża domostw, w o g ro d a c h , skąd zachodzi czasami i do chałup i zakrada się do stajen, z czego praw dopodobnie u ro sła b a jk a , że wysysa krowom mleko. Wrzucony do wody pływa zgrabnie, trzym ając główkę nad zw ierciadłem wody i wywijając ogonem lekko i bez najmniejszego widocznego natężenia. ^S płoszony uchodzi w okamgnieniu nafljgpód i pozostaje tam przez długi przeciąg czasu, może; nawet długo pod kamieniem na dnie wody przeleżeć i wychodzi na wierzch wtedy f-opiero, gdy m inie niebezpieczeństwo.

C zarny widełkowato rozszczepiony języczek iego jest w bez­

ustannym ruchu. Nie je s t to żądło, nie służy ja k zwykle za zmysł sm akow ania, lecz je s t to jeg o narzędzie d o ty k a n ia , tem dla niego ważniejsze, że całe jego ciało je s t powleczone nieczułem i lu sk an r

') Na Pokuciu, począwszy od miasteczka Uścieczka, występuje w miejscu zaskrońca w ą ż p ław iac ^p T ro p irfo iM rfu s hyllrus) i w i e ń c z a t k a g n i e w o s z

<Coronella laemsj. W całej mej podróży na PoSuciu widziałem tylko jednego zaskrońca, z pławiaczami zaś spotykałem się często i nałowiłom ich nie mało, zwłaszcza w naddniestrzańskich zaroślach koło Horodnicy, Pieczarnej, Zale­

szczyk i t. d. Z gniewoszrtn spotykałem się zwykle w oddaleniu od wody.

1 1 2

nim bada on p rz e d m io t^ przez k tóre ma p rzeleść, nim doświadcza

•odległości, nim odstr#§za swego wroga, sycząc i języczkując coraz siln ie j; podczas pożerania zdobyczy wciąga go w pochwę.

Nazwę zaskrońca otrzym ał on od dwóch białych lub żółtych plam ek między szyją a głów ką po obu stronach ciała. Po tych dwóch p lam k a ch , które przy zmiennem oiemuem ubarw ieniu tego węża zawsze można w idzieć, na pierw szy rzu t oka poznać go można.

Samice m ają białe p lam ki, samce zaś żółte. N azywają go też w ę ż e m w o d n y m , lecz niesłusznie, gdyż każdy inny wąż idzie także do wody i również ja k on doskonale pływa.

Zaskroniec dochodzi do 4 stóp długości; sam ice są zwykle większe od samców. Ścigany uchodzi czem prędzej do swej k ry ­ jówki lub ukryw a się w k rz a k a c h , a gdy je s t nad w odą, rzuca się do niej i zapada ja k kam ień na spód. Z łapany syczy głośno, po­

ru sza gwałtownie języczkiem , w c ią g J1.głow ę i przybiera takie poło­

żen ie, jakby chciał u g ry ść, czego jednak nie czyni. Jedyną jego obroną je s t prędka ucieczki?? tudzież biała lub żółtaw a rzadka i bardzo śm ierdząca ciecz, k tó rą obryzguje swego napastnika. Ciecz ta podobna do żó łtk a lub białej glinki rzadko wodą rozrobionych nachodzi się w dwóch podługowatych gruczołach umieszczonych po obu stronach odchodka. Złapany, zwłaszcza od p tak a, np. bociana, gdy mu śm ierdząc^' Ciecz nie pomoże, owija się czasem około ciała swego napastnika i kurcząc się dusi go tak s i l n i e j że go czasem pozbawia życia, cztdn się oswobadza. Szwajcarski przyrodnik Tschudi powiada, że widział raz, ja k bocian z łap a ł dużego zaskrońca i chciał go swej połowicy b ie d z ą c ej na jajach do gniazda z a n ie ś ć ^ atoli zraniony wąz okręfcił się tak silnie okolc 'Szyi napastnika, ze go zadusił. Naleziono m artw ego bociana a na jego szyi silnie skrę- ćbnego węża. Raz naw et oswobodził się zaskroniec tym sposobem od 'p sa , okręciwszy się mu naokoło szyi. J a nic podobnego nie w id ziałem ; pies mój na częst-ycli wycieczkach moich węża się nie tk n ą ł / l e c z uciekał od niego ja k opiifzony. -i

Głownem pożywieniem zaskrońca są żaby, szczególniej żabia rzekotki czyli drzew ianki (H yla a r lo r m ); w n iedostatku nie pogardza ropucham i i jaszczurkam i. Te ostatnie nachodziłem rzadko w jego żołądku, co stąd z d a je .się pochodzić, żdjzw inna jaszczurka prędzej zdoła um knąć niż żabka W wielkiej ilości wyniszcza on i traszki, czasem, jak mu się uda, p o rw ij! też jednę i d rugą rybkę. Zabawnie wygląda , ja k wąż za żabą g o n i; biedaczka w śm iertelnym strachu prnyka w ogromnychjjjsiisach, co tylko sił starczy, i wrzeszczy

przy-tern przeraźliw ie, lecz darem nie, po kilku m inutach nachodzi się już w paszczy swego w roga, już widać tylko nóżki, którem i kon- wulsyjnie trzep o ce, po chwili nikną; i te i żabka w żołądku. J a k w spom niałem , węży! nie gryzą swej zdobyczy, lecz połykają takow ą całkow icie, przyczem są im p o m o J™ ic h liczne, w ty ł pozaginane ząbki o które się zdobycz zahacza i żadną m iarą wyrwać się nie może. Z m ałą żabką uwinie się zaskroniec w okamgnieniu, z wielką ma więcej roboty, pasuje się z nią nieraz kilka godzin, przyczem obrzydliwie rozchodzą mu się szczęki, gdyż B a b ą je s t nieraz kilka razy grubsza od objętości jego g low j. Gdy je s t bardzo głodny, zje on za jednym zachodem do 100 głowaczów lub 50 żabek, które w łaśnie ukończyły swe przeobrażenie. Zaniepokojony lub p rz e stra ­ szony po ta k sutym obiedzie wypluwa je n ap o w ró t, czasem jeszcze żywe. W roku 18T66 chowałem w Sokolnikach dużego zaskrońca;

nakarm iw szy go żabam i, chciałem go w trzy godziny po obiedzie z ła p a ć ; wypluł mi zjedzone żaby, które jeszcze żywe uchodziły od węża w największem przerażeniu. Biedne stw orzenia co im się w tym grobie m usiało dziać i z ja k ą radością m usiały one powitać znowu światło d z ie n n e !

Zaskrońce pijąił*chociaż rz ad k o , ale tylko wodę, m leka nigdy się nie tykają, chociażby były najwięcej spragnione. Robiłem w tym względzie z mem przeróżne dośw iadczenia, nigdy jed n ak nie do­

prowadziłem do zam ierzonego celu. Śm iesznością więc je st, jakoby one krowom mleko m iały w ysysać, już naw et budowa pyszczka i ząbków ich nie pozwoliłaby im uchwycić'; su te k , a tern bardziej łagodnie je wypuścić. B ajka ta , zdaje s ię , u ro sła s tą d , że dla złożenia jaj zachodzą zaskrońce często do staje n ; kro w a, zobaczy­

wszy pełzającego g ad u , zaryczy, ja k to^zw ykła czynić na widok każdego nieznajomego sobie p rzed m io tu ; otóż i cała osnowa do ta k rozpowszechnionego p rze są d u , o którym mi naw et ludzie w in­

nym względzie kształceni z ta k ą opowiadali pewnością i naiwno­

ścią, że nic mi nie pozostaw ało ja k zamilczeć wobec uporczywie przy[Kswyjifl] przesądzie obstaj;tcćj'fsę.dziw ej esoby a w ducbufjśię za­

śmiać. G łębsza znajom ość nauk przyrodniczych je s t nam niezbędnie potrzebną i tylko na podstaw ie tych nauk lud z ciemności i um y­

słowego zaniedbania wyrwaó m ożem y; lud żyje z p rzy ro d ą, styka się z nią na każdem miejscu i uli każdym kroku, zjaw iska przyrody działają najsilniej ua jego ducha' i do m yślenia pobudzaćby go mogły, potrzeba go jed n ak zręcznie prowadzić,i' na wszystkie szcze­

góły uwagę jego zw racać, przesądy usuw ać, zabobony wykorzeniać

1 1 4

a rozbudzać uczucie i religijne zapatryw anie się na przyrodę jako dzieło najwyższej m ądrości. Niwa ta leży dotąd odłogiem - wrzućmy na nię zdrowe ziarno, a /bierzem y obfity pion. J a k wszystkie węże ta k mogą i zaskrońce bardzo długo obejść się bez je d z en ia^ Z ro­

biono dośw iadczenie, że zaskroniec żył bez jedzenia d l i dni Z nadchodząeąi zim ą udają się zaskrońce na spoczynek i za- (la dają w ta k zwany sen zimowy. Z początkiem maja, w la ta ciepłe już przy końcu kwietnia, przebudzają Się, w yłażą '/<(■:swych kryjówek, w yskórzają sjgj łączą się w pary w nowej godowej szacie. W tym celu zbiera się icb czasem bardzo dużo na jednem m iejscu i syczą przeraźliw ie, za zbliżeu.em się jednak człowieka uchodzą > czem prędzej w różne strony, W olszowym lasku do wrsi Zaleszan nale­

żącym spotkałem raz pod starym olszowym pniakiem w pobliżu wody do 200 zaskrońców ; przypatrzywszy się z daleka ich kłębo- w aniu, zbliżyłem .się< do p n iak a, lecz w okam gnieniu pouchodziły węże pod pniak z rozłożystem i korzeniam i. Chcąc się przekonać, czy nie m a między Bierni jakiego innego g a tu n k u , w yciągałem je pojedynczo zpod pniaka i puszczałem do rzeki Widok ten zwabił do mnie kilku w lesie pracujących gospodarzy; przyglądali mi ai§

z zdziwieniem a we wsi rozgłosili, ze najm niej pięć fur wężów zbiegło się do mnie na limje gwizdanie i żem rozm aw iał z niemi w sposób dla wieśniaków niezrozum iały. J a k to jesteśm y pochopni do rzeczy nadzwyczajnych!

W m iesiącach lip cu , sierpniu lub wrześniu, zależy to od p o ­ w ietrza, sk ła d a ją samice w m iejscach stosownych 15 do 36 jaj wiel­

kości gołębich powleczonych nie tw ard ą skorupką, lecz pargam inow atą b ło n k ą , przez k tó rą można widzieć białek i ż ó łtek ; b iałk a jednak je s t tylko m ała warstewka. N a zbyt suchych miejscach giną one, w wodzie ta k s a m o ; zwykle w ybiera sam ica m iejsca ku tem u celowi najodpow iedniejsze, kupy gnoju, liście, pulchną ziemię, wilgotny mech i tp. m iejscow ości, które są wystawione na m ierne działanie słońca i m ają od spodu dosyć wilgoci. W takich m iejscach wyszu kuje ona sobie d o łek , wygina nad nim kabłąkow ato ogon i składa do niego ja ja jedno po drugiem . Te ja ja wychodzą z niej nieraz ta k prędko jedno po d rugiem , że się zlepiają za pom ocą g a la re ­ tow atego płynu i tw orzą jak b y sznurek. Nieświadomość wzięła je za ja ja kogucie i przyczepiła do tego nowy szereg urojeń, w k tó ­ rych tylko nadzwyczajność odgrywa rolę. J a nachodziłem te ja ja zwykle pod m o sta m i, i to nie w sznurkach lecz w kupkach po trzy do czterech razem pozlepiane; słońce tam nie dochodziło.

W trzy tygodnie po złożeniu wykluwają się młode. S ą one do sze­

ściu cali długie, ubarwione jak stare i z takiem iż ja k sta re ząbkam i.

M atka nie troszczy się o swe potom stwo; m łode żjrją więc na w ła­

sn ą rękę. W domu nie udało się mi nigdy otrzym ać młode z przy­

niesionych ja je k , jakkolw iek wszelką zachowywałem ostrożność.

Czasem zaraz po wykluciu się udają się młode węże na zimowe leże, nie przyjąwszy żadnego pokarm u.

Zaskroniec m a dużo nieprzyjaciół niszczących go na każdym k r o k u , dużo także ginie j a j ; gdyby nie t o , rozmnożyłyby się one ogromnie. W niewoli chowany oswaja się p rę d k o , bieize pokarm z ręki i bawi swemi rucham i. Zwykle leży n a słońcu w kółko zwi­

nięty, w pośrodku którego sterczy do góry filuterna jego główka N ieraz ukryje się w pokoju ta k zręczn ie, że rozstąp się ziemio, me najdziesz go; nagle się pojaw i, potem znów zginie, lecz gdzie, trudno dociec. Raz w Krakowie w domu trzym ałem w pokoju za- skrońca; nagle mi z n ik ł, darem nie były wszelkie moje usiłow ania, aby go o d szu k ać, nałam ałem sobie nie m ało głowy, gdzieby 011 m ógł się był u k ry ć , gdyż krom s to łu , k rz esła i kilku książek nic nie m iałem w całym pokoju. M iałem go ju ż za straconego. Wy­

jechawszy z K rakow a, otrzym uję w trzy tygodnie lis t, że wąż skądsiś wylazł i w karaw ce, w której było trochę wody, zajął miejsce. W Sokolnikach uciekł mi raz zaskroniec z pokoju; po kilku dniach przybiega służąca i donosi mi, że wąż je s t w ogro­

d zie, tyle 'ed n ak nab rał ju ż rozum u, że żadną m iarą nie dał się jej złap ać ; gdy go chciała u ją ć , uciekł jej popod p ło t na d rugą stro n ę; gdy przelazłszy przez p łot tu go chciała złowić, um knął tą sam ą drogą do ogrodu; służąca przez p ło t do ogro d u , wąż na powrót popod p ło t na d rugą s tro n ę ; zniecierpliw iona dziewczyna przybiegła do m nie o pom oc, je d n a k za późno, wąż tym czasem czm ychnął i nie można go było już więcej odszukać. D. c. n.

M r ó w I t a .

Odczyt miany w Stanisławowie w dniu 3 grudnia 1871 r.

(Ciąg dalszy.)

Rozwój mrówek. Weselne gody i tany. Orszak weselny ua stawie£?długim w Tatrach. Los samców i samic. Dlaczego nad niemi nie mają mrówki litości?

Mrówki mamkami i piastunkam i.

Rozwój. 'Ńasze mrowiska zaw ierają na wiosnę tylko przez!

mowane robotnice, gąsienice i ja ja , k tóre z początkiem jesień , na

1 1 6

niosły samice przeszłoroczne. W niektórych m rowiskach zimują i samice. B iałeiń beznogie* gąsienice, niedołężne i pozbawione ru ­ chu, przem ieniają się po k.lku tygodniach w poczwarki otulone cienkim oprzędem , zwane pospolicie a c z mylnie mrowczemi jajam i.

Stanow ią one ulubiony pokarm dla naszych ptaków śpiewających, żyjących owadami, osobliw iej dla słowików. Z tych poczwarek w ciągu la ta wyłażą robotnice wraz z okrzydlouemi sam cam i i sa­

micami.

Od lipca do września w dnie pogodne opuszczają.'sam ce i sa­

mice m row iska więzienne i w zlatują w powietrze na gody weselne, ale najczęściej dopiero pod wieczór przy zachodzie słońca lub w nocy cichej a ciepłej. W tedyto niezliczona czasem drużyna we­

selna mrówek zbija się w roje i słupy tańczące podobnie ja k tłum y komarów. J e s t to taniec godowy m rów ek, zwany - inaczej rójką, Mrówkom jednakże nie dodaje natenczds ochoty weselna muzyka ja k kom arom , śpiewającym znanym dyskantem . O mrówce czarnej (L asius.nigez), pospolitej tak że w T a tra c h , opowiada prof. M. N o­

wicki następujące spostrzeżenie. < tfdym d. 8. września (il §66) zdą­

żał z Przełęczy polskiej ku W ielkiej i przechodził obok staw u d łu ­ giego ( 1 8 5 7 7 m ), ujrzałem n a nim przy brzegu w rozległości kilku sążni kw adratow ych czarn ą powłokę. Zdjęty ciekaw ością, coby to było, poszedłem sam i przekonałem lisię, że to była nieskończona ilość w spom nianej mrówki. W iele z nich żyło leszcze, lecz były strętw iałe dla lodowej wody; wzięte na rękę ocucały się po ro z ­ grzaniu i ulatyw ały Zapew ne odpraw iały swe gody jak i zwykle słupam i w pow ietrzu, a przybywszy nad stawem w warstwy po­

w ietrza .ch ło d n e, osłabły i spadły do wody, do czego m ógł się także przyczynić wiatr. Nad stawem unosiło się pojedynczo w słońcu jeszcze dosyć tycli m rów ek; po halacli było ich podośtatkiem . Na wzmiankowanej powłoce m rówczej, zebrało msię mnóstwo owadów różnych rzędów, np. Coemtella, Iehneumon, Chrysojm, Braehytropus i t. d., tak iż zbiorek było m ożna z nich ułożyć

W porze tylko g o d o w ej' korzystają mrówki z skrzydeł. Lot ich atoli ociężały, niezgrabny i powolny jaw nie w skazuje, że one

‘) Sprawozd. Kom. fiz. Kraków. 1, 202. D r. Jan o ta spotkał iii sierpnia 1867 między 6 a 7 wieczorem na Kopieńcu w T atrach zakopiańskich (134275 m.) przy pięknej pogodzra (16;7 do 1 5 7 ” R.) roje mrówek latających, którem i p ra ­ wie przez cały miesiąc, bo od Tóyiierpnia do 14 września, brzegi stawów ta trzańskich (Czarnego pod Świfmicą 1644-14 m., Wielkiego pod Kozim W ier­

chem 1687159 m.) były pokryte. 1

nie dla pow ietrznych krain stw oizone, że chwilę poetycznych u n ie ­ sień wkrótce u tra tą sk rzy d eł przypłacić m uszą i że niezadługo sta n ą się podobnemi swym zwykłym roboczym towarzyszkom , k tó re je w ciemnych kom natach wypielęgnowały. 1 w samej rzeczy po rójce godowej nie przyw ykłe do napow ietrznych tanów samce sa-

■mice opadają znużone na ziemię, tra c ą niebawem jedno po drugiem z czworga skrzydełek i w krótce zazw'ycząj g in ą , nie doczekawszy drugiej wiosny, bad an ie ich życie spełnione. O wiele liczniejsze samce giną prędzej aniżeli sannce. Najw iększa ilość samców nie może już trafić do mrowisk rodzinnych a w racających nie dopu SzŁzają robotnice, lecz ja k pszczoły trutniów precz odganiają i za darmojaduw uważają. Ih e d n e , opuszcżone sam ce, nie zdolne do wyszukiwania sobie pożyw ienia, idą w ro z sy p k ę , gm ą wkrótce z głodu lub. .stająf'Się pastw ą rozm aitych wrogów, osobliwie ptaków -śpiew ających. Okrutny; to los sam ców; ale cóż ro b ić, kiedy prawo mrówcze surowe. ChceSz chleba, to nań z ap racu j, a tjfiźeli nie um iesz pracowmć, to um ieraj z g ło d u ! Pomówiłby może kto mrówkę 0 brak m iłosierdzia, liibści? Ależ z drugićj strony konieczność tego w ym aga, gdyż pracow itej robotnffiy nie starczyłoby sił do utrzym ania własnego m ł o d e j pokolenia a nadto jeszcze samców próżnujących. W iększa część samic dzieli los :śaincówr. Niektóre tylko zpomiędzy sam ic w ybierają robotnice na, m atki przyszłego pokolenia, prow adzą je do bezpiecznych kryjówek najniższego p ię tra 1 tam troskliwie się z niemi obchodzą. Obrane m atki szczególniej­

szych doznawaią względów od robotnic, k tóre o b liz u ją c e dokoła i karm ią miodnym soldem z swego pyszczka. Samicę’' tym czasem sk ład ają liczne ja jec zk a, k tó re robotnice skwapliwie doHjdcffielnych kom nat zanoszą. W ylęgłe z jajeczek gąsienice dozmfwają m acie­

rzyńskiej opieki ro b o tn ic , swoich p ia s tu n e k , które z niemi ja k z niem owiątkam i się obchodzą, ja k n a jlep iej/je k a rm ią , z pyłku brudnego oczyszczają, troskliwie liżą a nawTe t przy linieniu pom a­

gają im zdejmować skórkę ja k obcisłą su k ien k ę, w' której rozrosłe ciałka gąsienic już nie mogą si|':‘ pomieścić.

Gąsienice zam ienione w poczwarki przenoszą robotnice do in ­ nych pokoików a czasami w'ynoszą na suche i cieple powietrze, przyc/em B strzegą ich przed napadem obcych m rówek i przed innemi rozbojniczeuii zw ierzątkam i. Zaniepokojone mrówki g io ^ c e m nie­

bezpieczeństwem najpierw chw ytają za poczwarki i ja k m atki z naj droższym skarbem co tchu um ykają w g łąb mrowiska.

9

118

W reszcie nadchodzi p o ra , w której młode mrówki m ają opu­

ścić swoje pieluchy czyli oprzędy poczwarcze. H uber w zajm ując)"

sposób krpśli owe chwile. Mrówka porusza(fńę w praw dzie zaraz po wyjściu z poczw ark i, ale wkrótcfi} staje się całkiem nieruchom ą, zm ienia b ia łą barwę swą kolejno na ż ó łtą , czerw oną, b ru n a tn ą a niekiedy u niektórych igatunkach n a zupełnie czaru:® Mrówki młode potrzebują jeszcze usług: robotnic, .lakoż wiele je s t zam kniętych w tkance uprzęd/ionej przed przem ienieniem s;ie w poczwarkę. Nie zdołają one wydobyć się z swych oprzędów przęzgjzrobienie w nich otw oru szczękam 1' Z resztą oprzęd bywa zwykle ciasny i z bardzo m ocnego w łókna utkany, ażeby mogły go rozedrzeć bez pomocy robotnic. Jakim że ^sposobem dowiadują się piastunki m rów cze, że czas;.wyzwolenia ich wychowanek p rz e sz e d ł? Gdyby słuch m iały, możnaby s ą d z ić , że usłyszały poruszenie p o czw ark i, . ale nic nie pozwala w nosić, że mrówki słyszą. ByjJywięc może, że za pośredni­

ctwem reżków dow iadują się o leciuclniych ruchach poczwarek, rożln te bowiem są obdarzone nadzw yczajną czułością, o jakiej nie mamy wyobrażenia. Cokolwiek bądź, piastunki nigdy się nie mylą.

Dalej opowiada H u b e r, że widział ja k trzy do czterech robotnic wlazły n a poczw arkę i usiłow ały ją otworzyć szczękam i w miejscu, gdzie była głowa m łodej mrówki. Zaczęły od zwalniania oprzędu, wyrywając w łókienka w m iejscu, w którem oprzęd m iał być p rze­

darty. (^Szarpaniem i wymywaniem włókien tk an k i oprzędu zdołały nakoniec przedziuraw ić go w kilku punktach bardzo zbliżonych do siebie. ‘N a ^ p n i e sta ra ły się i powiększyć te otworki rozdzieraniem tkanki. Gdy to nie sk u tk o w a ło , zapuszczały szczękę w tkankę oprzędu w pu n k cie, gdzie był już otw orek, przecinały nitkę po nitce z nadzw yczajną cierpliwością i zrobiły nareszcie w górnej częStuooprzędu otwór m ający linią średnicy. Wówczas już można było dostrzedz głowy i nóżek owadu jeszcze zwiniętego. Zanim go je d n ak wydostały z więzów, trz e b a było j^śzcze więcej powiększyć otw ór; wj tym celu o d c ię lp mrówki w opr/ędzie wstęgę w kierunku podłużnym , używając szczęk do krajania ja k my nożyc. W ielk ruch panow ał koło tego oprzędu. Jed n e mrówki spracow ane odpo­

czywały, a inne zajmowały ich m ie jsc e , aż wreszcie przystąpiono do wydobycia m łodej mrówki z jej powijaków. W idziałem , powiada Huber, ja k w tym celu jedna podnosiła odcinek podłużny oprzędu, podczas gdy d ruga wyciągała mróweczkę z jej rodzinnej kolebki.

W yszła nareszcie z poezwarczej osłony w moich oczacli >. ale nie jako owad dojrzały i zdolny do p o lo tu , me m ogła bowiem aui

latać ani chodzić ani naw et utrzym ać się na nogach, gdyż była.

jeszcze ow iniętą ostatnią b ło n k ą , której zdjąć z siebie nie um iała.

Robotnice nie o p u ściły swej wychowanicy w tej nowej tru d n & ^ i Zdjęły z niej troskliwie delikatną pow łoczkę, k tó rą wszystkie czę­

ści jej ciała były pow leczone, wydobyły rożki z pochewek osłony, rozw iązały nóżki i oswobodziły całe ciało z powicia. W tedy do­

ści jej ciała były pow leczone, wydobyły rożki z pochewek osłony, rozw iązały nóżki i oswobodziły całe ciało z powicia. W tedy do­