• Nie Znaleziono Wyników

na drodze postępu nauk przyrodzonych

W dokumencie Biblioteka Warszawska, 1846, T. 3 (Stron 191-200)

A STRO NO M IA I F IZ Y K A K U L I ZIE M SK IE J.

O d k ry c ie now ćj planety A strei w końcu r. z., dało p o w ó d a s tro n o m o w i M auvais, do dochodzenia zw iązków między drogam i p la n et teleskopow ych, a to w celu poznania, ja k dalece przypuszczenie O lb ersa co do w spólnego początku tychże planet, je s t praw dziw ćm . W ia d o m o , że po odkryciu cztćrech p lanet (Ceres, Pallas, J u n o , W e sta ), na początku teraźniejszego w ieku, O lb ers zw rócił u w a g ę a s tro n o m ó w , na tę szczególną w łasn o ść dróg tych ciał niebieskich, iż p ła ­ szczyzny ich przecinają się z sobą w liniach, których końce trafiają p raw ie w tę sam ę okolicę nieba, je d e n w konstela- cyi Panny, a drugi w W ielo ry b ie. W e d łu g zdania O lbersa, cztery m ało planety, tw orzyły kiedyś je d n ę w ielką, położo­

ną między M arsem a Jow iszem , i że ta przez nadzwyczajny w n atu rz e w ypadek rozdzieliła się na kilka odłam ków , tw o ­ rzących dziś m ałe planety, gołćm okiem niew idzialne (1).

W ro k u 1812, gieom etra F rancuzki L agranż rozw iązał za-(1) Że takie nadzwyczajne katastrofy zdarzają się w ciałach nie­

bieskich, mamy tego świeży przykład na komecie peryodycznći Bieli, która w miesiąca styczniu r. b. rozdzieliła się na dwie czę­

ści i utworzyła dwie małe komety.

188

K R O N I K A Z A G R A N I C Z N A .

danie, ja k w ielkićj siły potrzeba w e w n ą trz planety, aioby siła działając na zew nątrz rozdzieliła planetę na części? D o-

•zed ł on rachunkiem , że dla planety położonćj w téj odle­

głości od słońca, w ja k ićj się te ra z cztery m ałe planety znajdują, potrzeba siły 20 razy większój od téj, ja k ą ma ku ­ la 2 4 fu n to w a w chw ili jćj w y lotu z d z ia ła; w iadom o zaś, iż p rędkość początkow a kuli tego w ym iaru, przy okoliczno­

ściach średnich, je s t blizko 1400 stóp P a r. na sekundę, to - je s t p raw ie ró w n a prędkości o b ro tu ziem i pod rów n ik iem ; jeżeli zatem siła działać będzie w ew n ą trz planety z tak ą m ocą iż ciało przez nią w yrzucone będzie m iéé p ręd k o ść w pićrw szćj sekundzie ró w n ą 2 8 tysięcy stó p Paryzkich, czyli 20 razy tak ą jak pręd k o ść o b ro tu ziem i pod ró w n i­

kiem , w ted y siła tak a rozdzieli p la n etę na części, i te na- stępnio w postaci drobnych p lanet opisyw ać b ęd ą now o drogi eliptyczne około słońca. Je że li rzeczyw iście te n je s t początek m ałych p lanet teleskopow ych, to w spôlném prze­

cięciem now ych dró g być pow inien tenżo sam punkt, w k tó ­ rym pęknięcie planety głó w n ćj n astąpiło. M auvais d ocho­

dził, czy n ow o odkryta planeta o d pow iada tem u w a ru n k o w i, i czy ona p o tw ie rd z ap raw d o p o d o b ie ń stw o h y p o te zy O lbersa, W tym celu łączył on po d w ie drogi planet, i w yznaczał p u n k t na niobie k tórem u w spólne przecięcie tyohże dró g o d p o w iad a ło ; d o sz e d ł, iż n ie k tó re przecięcia na te n saifti p raw ie p u n k t nieba trafiały, n iektóro zaś znacznie od siebie o d stępow ały, ja k to m iało m iejsce w przecięciu się drogi Ju n o n y z, d rogą P allady. Ś red n ie po ło że­

nie p rzecięcia się dró g czterech daw nych p lanet przypada w m iejscu, k tó reg o długość środosłonoczna na ekliptyce, czyli oddalenie od p u n k tu ró w n o n o c n eg o w łu k u , j e s t : 191° 23?; a szerokość środosłoneozna północna, czyli odda­

lenie kątow o od ekliptyki, 6° 34'. P u n k t zaś przecięcia się drogi now ej planety A słrei, z drogam i cztórech m ałych pla­

net, ma położonie co do długości środosłonecznćj 2 0 7 ° 52', a szerokośoi 4 ° 2 5 '. R óżnica zatćm w ynosi w długości bli­

zko lQo a w szerokości 2°; ja k w idzim y nie je s t w ielka, zw ażając n a przeszkody biegu, ja k ic h te m a łe o dłam ki

do-zuuć inogły od innych w ielkich planet, począw szy od epoki w którćj katastrofa nastąp iła, aż do naszych czasów . W n o ­ sić w ięc można z w ie lk im p raw d o p o d o b ie ń stw em , iż p o ­ czątkow o w szystkie drogi tych,m ałych p la n et przecinały się w jednym w spólnym punkcie, k tó ry o d p o w ia d a ł m iejscu planety wielkiój w chw ili jć j p ęknięcia. (Comptes R e n d u s z r . 1846, Nr. 4).

Bieg cztórech p lanet m ałych, je s t dziś dobrze znany, i p ierw iastki ich dró g tak d okładnie oznaczone, iż zaw sze położenie planety m ożna oznaczyć i tę na niebie znaleźć.

P o odkryciu cztćrech planet, p ie rw ia stk o w e w y ra ch o w a n ie ich dró g w inni jesteśm y znakom item u N iem ieckiem u gieo- m etrze G aussow i, k tóry podaw szy n o w ą m e to d ę na ra c h o ­ w an ie dró g ciał niebieskich, za sto so w a ł ją do now ych pla­

net; bez tego oznaczenia, now e planety po zniknieniu w p ro­

m ieniach słonecznych, n ie łatw o b y zn o w u dały się znaleźć, a m oże n ie je d n a z nich na kilka lub k ilkanaście la t zn ik ła­

by przed okiem naszóm w śró d m ilio n ó w gw iazd drobnych.

P o odkryciu planety A strei w r. z. i oznaczeniu jej położeń n a niebie, zaraz a s tro n o m o w ie rac h o w a li jej d ro g ę, czyli ta k nazw ane p ierw iastk i eliptyczne,j za pom ocą których ła ­ tw o było w skazać m iejsce planety i tę w śró d gw iazd w y­

naleźć. Z p ie rw ia stk ó w eliptycznych m ożna nietylko poznać w ym iary elipsy opisyw anćj przez p lan etę, ale n ad to ozna­

czyć położenie planety w każdym czasie i w y rach o w ać jćj efem erydę. Płaszczyzną g łó w n ą, do któ rćj się odnoszą p o ­ łożenia dróg planet, j e s t ekliptyka. Na nićj oznacza się p o ­ łożenie p u n k tu przysłonecznego, to je s t m iejsca w k tó rćm planeta je st najbliżej słońca, n ad to m iejsce w ęzła w stę p u ją ­ cego, to je st p u n k tu w spólnego przecięcia się drogi planety z ekliptyką. P odaje się ró w n ież chw ila przejścia planety przez p u n k t przysłoneczny. Co do w ie lk o śc i i w y m ia ru sa- m ćjże drogi, p odaje się p o ło w a w ielkićj osi elipsy, czyli średnie oddalenie planety od słońca, w yrażone w p rom ie­

niach rocznój drogi ziemi, nad to m im o śró d tśjże drogi czyli oddalenie ogniska elipsy od jój śro d k a, nareszcie bieg śre ­ dni dzienny planety i jój obieg peryodyczny około sło ń ca.

K R O N I K A Z A G R A N I C Z N A .

189

1 9 0 K R O N I K A Z A G R A N I C Z N A .

K R O N I K A Z A G R A N I C Z N A . 1 9 1

ńa niebie, po przejściu je j przez p u n k t przysłoneczny d. 22 czerw ca r. b.

* K ról Duński p rze słał a stro n o m o w i Ilen c k e, za odkry­

cie now ćj planety Astrei, m edal złoty z napisem : Ingenio et A rii, a król P ruski oprócz o rd e r u o rła czerw onego klas- sy 4tej i w ielkiego m edalu złotego, przydał m u 3 0 0 ta la ró w ro c z n i e do pensyi dotąd pobieranej. J. D.

F IZ Y X A .

Strum ieni elektrycznych, łu k św ietny n atychm iast niknie, a po usunięciu przyczyny m agnetyzm w zbudzającej, tak j e ­ dnak prędko, aby o strza nie ostygły, ś w ia tło n a p o w ró t się ukazuje. Jeżeli ostrzom nadam y siłę m agnetyczną sta łą , to m ożna także otrzym ać św ia tło galw aniczne, lecz w tym r a ­ zie, łu k nie p rze d staw ia się w kształcie strum ienia ro zto p io ­ nego żelaza, otoczonego św iecącą au reo lą, ja k to ma m iej­

sce przy nienam agnesow anych ostrzach, lecz tak złożony je s t z iskier w yskakujących, ja k b y z tru d n o ścią i z szum em z bieguna dodatniego k u odjem nem u.

N astęp n e d o św ia d c z e n ie , w y raźn ie w skazuje różnicę istn iejącą w szum ie spraw ianym przez odry w an ia się czą­

stek m etalu n am agnesow anego i niem agnesow anego. B iorąc w m iejsce jednego z o strz ó w m iękkiego żelaza, ostrza z in­

nego m etalu, koksu, lub w ęg la drzew nego, a pozostały ostrz żelazny m agnesując, w czasie p rze p ły w u stru m ien ia słyszy­

m y ciągły i bardzo silny dźw ięk, p odobny do głosu ja k i w y­

dają piszczałki w lokom otyw ach. T en głos natychm iast u s ta ­ w a ł, skoro żelazo przestało być inagnetycznćm , chociaż łuk św ietny istniał. D źw ięk w spom niony w ted y tylko m a m iej­

sce, gdy ostrz żelazny nam ag n eso w an y kończy biegun d o d a­

tn i. T ak w ięc dźw ięk przypisać należy odryw aniu się czą­

stek żelaza m iękkiego nam agnesow anego z bieguna d o d a ­ tniego, w czasie działania silnego stosu.

[H ’nstitut

Nr. 643.

Avril 1846).

* Z nanćm je s t dośw iadczenie z pęcherzem (crève-vessie) naciągniętym na w a lc u , z któ reg o za pom ocą m achiny pneum atycznćj w yciąg n ięto pow ietrze. D uprez p o w tó rzy ł to dośw iadczenie, z w alcem szklanym w ysokim na 2 0 — 3 0 centy. 1 0 — 15 centy, szerokim ; w poło w ie w ysokości w p u ­ szczony i sta ra n n ie oblepiony był d r ó t m iedziany, zakoń­

czony w śro d k u kulką m osiężną, d rugi zaś koniec w ystają- cy nu rzał się w naczyńku z m erkuryuszem , kom m u n ik u ją- cćm z listkam i zło ta elektroskopu. P o u sta w ien iu całego a p a ra tu na talerzyku m achiny pneum atycznćj, w chw ili pę­

k n ię cia stru m ie n ia , listki zło ta g w a łto w n ie się odepchnęły.

E le k try c z n o ść ja k ą n aład o w y w a ł się elek tro fo r, była d o d a­

tn ią .

D u p rez n a w y tłó m a cz en ie tego zjaw iska, nie przyjm uje m n iem ania p. A rm stro n g i F araday; w e d łu g których w y w ią ­ z y w a n ie się elektryczności, podczas w ypły w u zgęszczonego silnie p o w ietrza z naczynia, należy przypisać ta rc iu , jakiego doznaje o boki o tw o ru znaczna ilość pary w odnćj za w a rtć j w zgęszczonćm p o w ie trz u , a skraplającćj się w sk u tek ro z­

rzedzania p o w ietrz a po je g o w yjściu z naczynia. W e d łu g p.

D u p re z ta m ała ilość pary skraplającćj się i trącćj o ciężki d ró t, nie może być jzdolną do o b jaw ienia tak znacznćj ilości elektryczności; zresztą znaczna szerokość o tw o ru w p ęche­

rzu, po je g o pęknięciu zostaw ia dość w o ln e przejście parze.

P rzyczynę w yw iązy w an ia się elektryczności, D u p re z u p a ­ tr u je w ro ze rw an iu ra p to w n ć m pęch erk a; dośw iadczenie b o w ie m naucza, iż d ró t w środku w alca um ieszczony nała- d o w y w a się + E , a pęcherz — E , nietylko i w tedy gdy p ę­

c h e rz je s t ro ze rw an y m , skutkiem w padnięcia pow ietrza, w naczynie, z k tó reg o znacznie ro zrzedzono pow ietrze, ale i w te d y gdy np. haczykiem na odosobnionćj rączce um ie­

szczonym rozerw iem y pęcherz, n aciągnięty na w alcu nieza- w ierającym rozrzedzonego p ow ietrza. (£’In stitu t,A v ril 1846).

* E d m u n d B eq u ercl (syn) ogłosił n astęp u jące u w agi nad w p ły w e m , ja k i w y w ierają gazy przy p o w sta w a n iu e le k try ­ czności przez zetknięcie. D o tąd niektórzy fizycy, n a popar*

cie teo ry i dotknięcia (Contacttheorie) przytaczają n a stę p u ­ jące d w a fakta, 1. Że d w a talerzyki k o ndensatora, je d en

102

K R O N I K A Z A G R A N I C Z N A .

platynow y a drugi zloty, złączone łukiem m etalow ym , po ich zetknięciu okazują różnorodno elektryczności, m ia n o w i­

cie: platyna — a złoto - |- E . 2™. Że talerzyk platynow y na zynkow ym położony i złączony z tym o sta tn im za pom ocą d ró tu , elektryzuje się o d jem nie a zynk dodatnio; lecz je ­ żeli w tćm dośw iadczeniu w m iejscu dró ta łączącego, uży­

jem y palców 2w ilgoconych, w tedy elektryczność także się rozdziela, ale w odm iennym kierunku: na zynk spływ a ele­

ktryczność odjem na, a na platynę d odatnia. D e la Rive i in­

ni w yjaśniają powyżćj przyw iedzione fakta, zbijające niby teoryą chem iczną elektryczności, przypuszczeniem że platy­

na chociaż zw olna, zaw sze jed n ak zniedokw asza się w p o ­ w ietrzu, i staje się elektrycznie ujem ną. M niem anie to po ­ p a rł obserw acyą, iż w m iarę zw iększanćj w a rstw y wernixu^

rozdzielającój talerzyki kond en sato ra, pow yższe zjaw iska elektryczne znacznie się zm niejszają.

B equerel pow yższe dośw iadczenia w następujący sposób stw ierdził, podług zapatryw ania się de la R ive. D w a talerzy­

ki platynow e znacznej grubości, pow leczone w ernixem tyl­

ko na stronach dotykanych, i o h ad w a przez długi czas w po­

w ietrzu utrzym yw ane, po zetknięciu nie okazały najm niej­

szego śladu elektryczności. Lecz jeżeli jed n a tylko tafelka platynow a, pop rzed n io była zanurzoną w gazie w o d o ro - dnym, to po zetknięciu i złączeniu d ró te m , talia w w odo- rodzie u trzym yw ana przyjęła -f- E , a pozostała — E . To rozdzielenie elektryczności trw a przez pew ien czas, niknie jednak, sk o ro tafle cokolw iek dłużćj w pow ietrzu pozosta­

ną: na now o zaś objaw ia się, za p o w tó rn ćm zanurzeniem jednéj taili platynow ćj w w odorodzie.

■Łatwo te ra z w ytłóinaczyć, w e d łu g te o ry i chemicznćj przyw iedzione na początku dw a fakta. Z łoto posiadając w ła ­ sność zgęszczania gazów w mniejszym od platyny stopniu, w połączeniu z talerzykiem platynow ym , zachow yw ać się w inno, tak jak talerzyk platynow y, poprzednio w w odorodzie nurzany, t. j. + E . Zynk także nie m ożc-nasiąknąć kw aso- rodem zgęszczonym, gdyż te n gaz na zynku tw o rzy w a rstw ę n ie d o k w a su , tam ującą przystęp pow ietrzu do massy

metalu,

Tom 111. Lipiec 1810. 2 5

KH0N1KA ZAGRANICZNA. 1 9 3

ztąd i zynk m usi okazyw ać skutki takie, jak każdy m etal nie­

zdolny zgęszczać gazy, czyli ja k talia w w odorodzie n u rzan a.

K om m unikując zaś zynk z platyną za pom ocą palców zw il- goconych, zniedokw aszam y zynk przez pośrednictw o w o d y , a z tego działania chem icznego na zynk spływ a — E , a na platynę + E.

P rzyw iedzione m niem ania De la Rive i B cquercla o w p ły ­ w ie gazów na p o w sta w a n ie elektryczności w czasie zetknię­

cia m etalów , nie okażą sig w cale sprzecznem i z dotąd znane- mi faktam i, jeżeli jeszcze przypom nim y sobie , jak niezna- czącego p raw ie potrzeba działania chem icznego, aby o b ja ­ w ić znaczne skutki z elektryczności stalycznćj. B equerel (oj­

ciec) w tych czasach okazał, iż zniedokw aszenie w od o ro d u zdolne w ydać 1 m iligram w ody, dostatecznćm je s t do n ała­

dow ania 20.000 razy pow ierzchni posiadającej 1 m e tr Q tak iż za każdą razą iskry sypać się będą, z odległości 1 centy­

m e tra. Chcąc w ięc na kondensatorze oddalić od siebie słom ­ ki lub listki złota, czyli chcąc otrzym ać ilość elektryczności slatycznćj mniejszą od tej jaka je s t potrzebną na w ydanie iskry, dosyć byłoby użyć '/ioooo cząstki ład u n k u , czyli dosyć iżby taka część m iligram a platyny zniedokw asiła się. (L ’ In sti­

tut. Nr. 642, A v ril 1840).

* Strum ieniom elektrycznym płynącym po ciałach, op ró cz fenom enów św ia tła i ciepła, tow arzyszą jeszcze zjaw iska m olekularne w rozm aitych form ach. P rz e d sta w ia ją się one albo w przelaty w an iu w pew nym k ierunku cząstek m ateryi bieguny składającćj, albo objaw iają w ciałach ruch w ib ra ­ cyjny, zależący od tego czy stru m ie ń jest ciągły lub przery­

w any, albo nakoniec, jak to W e rth e im w ostatnich czasach dow iódł, zm iany spraw io n e w układzie cząsteczek m etale składających , przepuszczeniem słabego stru m ien ia elektry­

cznego w pły n ąć m ogą na zm ianę sprężystości m etalów . N astępujące są rezultaty pracy de la B ive, p rz e d s ię w z ię ­ t y w celu zbadania tych fenom enów m o l e k u la r n y c h .

Ja k w iadom o, pićrwszy Davy okazał, iż w czasie tr w a ­ nia łu k u św ietnego który otrzym ujem y między ostrzam i 2 w ęgla, przepuszczając po nich silny strum ień elektryczny, cząsteczki w ęgla p rzelatu ją z jed n eg o bieguna na drugi.

1 9 4 KRONIKA ZAGRANICZNA.

K R O N I K A Z A G R A N I C Z N A .

195

F izeau i F o u cau lt przekonali się, iż podobny luk św ietny otrzym ać można między ostrzam i z ku tej platyny. D e la R i­

ve dla dogodniejszego w yśledzenia najw iększej odległości ostrzów , przy którćj istnićć jeszcze m oże łuk św ietny, u rzą­

dził a p a ra t dozw alający oceniać odległości między o strza­

mi w yrów nyw ające dziesiątćj a n a w e t i setnćj części mili­

m etra. U żyw ał on stosa G rove’go o 70 elem entach. Z kil- kokrotnych dośw iadczeń okazało się, iż najw iększa odle­

głość między biegunam i przy którćj łuk istnićć może, śro d ­ kuje 2 — 6 m ilim etrów . T a odległość w ted y była w ielką, gdy blaszki zakończające bieguny były ze sreb ra, żelaza lub w ęgla; m niejszą zaś gdy na te blaszki użyto platyny. Przy tych dośw iadczeniach o b se rw u ją c na galw anom etrze siłę stosu, de la Rive o trzym ał te n w ażny w niosek; iż w e w szy­

stkich przypadkach najw iększćj odległości między ostrzam i przy którćj tylko łu k św ietny istnićć m oże, o d p ow iada ści­

śle je d n o sta jn e natężenie stosu. Zboczenie bow iem igły w g alw anom etrze zm niejsza się w m iarę oddalania b iegu­

nów , dosięga zaś-najm niejszości i zatrzym uje się, w tedy gdy łuk św ietny niknie. T o najm niejsze zboczenie będące m iarą siły strum ienia, nie zależy w cale od m ateryj użytych na ostrza. M ożna w ięc zaw nioskow ać, że łuk św ietny w ó w ­ czas niknie, gdy końce m etalów między którem i istniał, bę­

dą w takiej odległości, że p rzew odnictw o przestrzeni ich rozłączającćj, staje się najm niejszćm lecz je d n ak o w ćm w e wszystkich przypadkach. N atu ra ln ą je s t rzeczą, że ta odle­

głość zależćć będzie od ła tw o ści ja k ą posiada m aterya w rozry w an iu się na cząstk i, a tćm sam ćm i od te m p e ra tu ­ ry, któ ra przyjaźnie w p ły w a na zw iększenie tćj sposobności.

S . P .

CHEM IA.

0 ogniu G regoryańskim, innych ogniach w w ojnie u ż y ­ w anych, i począł/m p ro c h u strzelniczego; p r z e z pp, f t ei.

n a u d i Fave. H istorya ognia G regoryańskiego ściśle się

1 9 0 K R O N I K A Z A G R A N I C Z N A .

w iąże z historyą staro ży tn ej chemii. P o d łu g dokładnych po­

szukiw ań p. F avć, proch strzelniczy w cale nio l»ył p rzy p a d ­ kow o w ynaleziony w X IV w iek u przez pew nego m nicha alchem ika nazw iskiem S ch w artz ; zachodzi bo w iem w ielk ie p o d o b ień stw o pom iędzy prochem strzelniczym , a ogniem G regoryańskim , używ anym przez G re k ó w i A ra b ó w w p ie r­

w szych o kresach średnich w ieków . Z uczonych poszukiw ań p. H einam i nad pracam i tego ro d za ju u A ra b ó w , zasługuje na u w a g ę szczególniej je d en ręk o p is przez niego przetłó- m aczony, przedstaw iający rozm aite przyrządzenia w ów czas używ ane do rzucania ognia na nieprzyjaciela. P o zbadaniu ź ró d e ł G reckich, pow yżsi a u to ro w ie starali się ró w n ież o poznanie C hińskich; tych dostarczyli ju ż to m issyonarze, ju ż tćż p. S tan isław Julien.

T re ść pracy rzeczonych dw óch pisarzy, je s t n astęp u jąca : U dow odnionćin zostało, że od czasu cesarza K oung-M ing, to je st na 2 0 0 la t przed C hrystusem , ju ż Chińczycy używ ali w ielu śro d k ó w zapalających. P o d łu g Chińskich dziejopisa­

rzy, K oung-M ing w cale tych sposobów nie w ynalazł, ale się ich nauczył z dzieł daw niejszych. T ak ja k w szystkie sztuki, rów n ież i ro b o ta ogniów w ojennych ciągle zo staw a ła na jednym stopniu doskonałości u C hińczyków, to je st w calo Jćj nie ulepszano. Przy końcu X I w iek u sztuka ta przoszła do T a ta ró w lecz i tam się nie udoskonaliła, i dop ićro w X III w ieku w czasie podbicia Chin przez M ongołów , in ­ żynierow ie E uropejscy i A rabscy nieco ją p o p raw ili; zdaje się jednak że p oczątkow e o tym przedm iocie w iadom ości tychże inżynierów , od Chińczyków były czerpane.

D ługi czas przed tą epoką, bo około ro k u 673, K alinik w p ro w a d z ił ze W schodu do K onstantynopola sław ny śro ­ dek w ojenny, znany odtąd pod nazw iskiem ognia Grego- ryańskiego. S taran n ie u k ry w a n o w iadom ość o składzie pow yższego ognia, grożąc najstraszliw szem i karatni tym , którzyby zdradzili tajem nicę; ale m achiny do rzucania tegoż ognia znajdują się opisane w taktyce L eona VI, w dziele Anny K om nenow ny oraz L u itpranda, i m ają w ielkie podo­

b ieństw o z m achinam i do pow yższego celu przez

W dokumencie Biblioteka Warszawska, 1846, T. 3 (Stron 191-200)