starostwie.
CE i lE łC ^^ ]
W granicach starostw a czorsztyń
skiego, istniały z początkiem wieku X V II. tylko dwa probostw a: kroścień
skie, do którego należały kościoły fi
lialne w Tylmanowej, Ochotnicy i G ry
wałdzie, maniowskie, z. należącym do niego kościołem w Dębnie. B yła jednak możność stworzenia większej ilości ple
banii, skoro przy pierwszem zakładaniu każdej wioski, odmierzano i przezna
czano d la kościoła 1 lub 2 łany, włącza
ne później — - o ile kościół nie stan ął —■
do sołtystwu, względnie folw arku sta ro ścińskiego. Nie byto to jednak jedyne uposażenie kościoła. Starostow ie bo
wiem z ro t folwarcznych płacili dzie
sięcinę (zależnie od układu płacono ją albo w pieniądzach lub w snopach), a chłopi n a św. M arcina zsypyw ali dla plebana zboże w pewnej ilości. Nie na tem jednak koniec. Żarliwość bowiem religijna, k tó ra nakazyw ała poddanym staro stw a własnemi siłam i budować koś
cioły, ta samo żarliwość nakazyw ała im obciążać się na rzecz kościoła. Oto chło
pi maniowscy obiecują dawać corocznie swemu proboszczowi faskę m asła i kopę sera, a co więcej, zobowiązują się od
rab iać n a g runtach kościelnych przez 2 dni corocznie. Pozatem jednostki, z wielkiej pobożności chcąc zyskać opiekę kościoła w modlitwach, czynią na rzecz tegoż hojne zapisy. Tak n. p. wiemy od
nośnie do kościoła w Krościenkn, o za
pisie dwóch domków, z których w je
dnym zwykle mieścił się szpital (dla starych ludzi niezdolnych do pracy), a w drugim mieszkał proboszcz. Również i starostowie, o ile byli katolikam i i o' ile utrzym yw ał proboszcz, z nim i przy
jazne stosunki, przyczyniali się także do lepszego uposażenia sług kościoła. Sta- .rosta czorsztyński St. Cikowski zobo
wiązał się płacić corocznie proboszczo
wi maniowskiemu po 200 złotych pol
skich (złp.)
P rzykrem jednak było położenie pro
boszcza, jeżeli posiadacz starostw a nie był katolikiem , a co zatem idzie, nie
chętnie widział przedstawicieli je
dnego i powszechnego kościoła. W takim bowiem wypadku, chcąc spro
wadzić duchownych własnego w y
znania do kościoła starostw a, sta ra ł się wszelkiemi siłam i uprzykrzyć ży
cie kapłanowi, odbierał mu grunta, bił
93
jego służbę, a naw et ośmielał się samego duchownego nachodzić w mieszkaniu, przyezem nie obeszło się bez bicia i ran.
W krzywdzeniu dopomagali dzielnie s ta roście. jego słudzy, dopomagali zaś tem dzielniej, iż przy takiej sposobności sa
m i um ieli skorzystać.
Gdyby właśnie nie tak ie krzywdy, nie- wiedzielibyśmy może o istnieniu proboszcza krościeńskiego i tylm ano- wskiego ks. M arcina Dyłowskiego, któ
ry poczynając od r. 1607, aż do r. 1613.
był ciągle narażony na krzywdy. Tak Be strony dzierżawcy starostw a -czor
sztyńskiego K rzysztofa Cikowskiego, jak i ze strony jego podstarościego P io tr a Cudzichowskiego. J a k i był powód nieprzyjaźni między 'dzierżawcą Cikow- skim a proboszczem krościeńskim? W y pływ ał on z tego faktu, iż Cikowski był!
wyznawcą L u tra i dyszał nienawiścią do papistów (chrześcijan-katolików) a prze dewszystkiem do przedstawicieli tego papizm u — do księży. W tej nienaw i rękę. przez wydzierżawienie gruntów kościoła tyl.manowskiego sołtysowi tyl- manowskiemu a zięciowi Cudzichow
skiego. O te g ru n ta plebańskie musiało proboszczem, z ośmiu ludźmi przyby
wa na plebanię w Tylmanowej. — Tam, następstw dla naszego proboszcza. Za
czął zaś od czeladzi ks. Dyłowskiego, Tylmanowej, zażądał płacenia czynszu,,
•mimo. że role kościelne były wolne od wszelkich opłat i danin. Co więcej — dnia 25 czerwca 1609 r. zjawił się K rzy sztof Cikowski w otoczeniu swej uzbro
jonej służby na plebanii tylm anow skiej, proboszcza, niczego się nie spodziewają
cego, „siekierką w piersi pobił“, a nie zastawszy czeladzi, po którą przyszedł, chłopa !z. Lanckorony S tanisław a Czub- obawiał się następstw, skoro węgle, prze
znaczone do podpalenia, wrzucił do wo
dy w kropielnicy. Te dwa czyny Cikow
skiego mówią nam wiele, mówią zaś nam tem więcej, iż proboszcz niedługo, u jrzał się bez środków do życia, ponie
waż ze strony dzierżawcy zakazano pod
danym iz Tylmanowej zsypywać zboże d la ks. Dyłowskiego w dniu św. M ar
cina. Pozwolono je wprawdzie zsypy
wać koło świąt W ielkanocnych, ale w te
dy było to niemożliwe, ponieważ chło
pi już wtedy przeważnie zboża nie mie
li. Prócz tego zabrano Dylowskiemu
94
•część ogrodu plebańskiego i w ielką i- lość sian a — a kiedy jednego razu zjeżdżał K rzysztof Cikowski do T ylm a
nowej, i dla przestraszenia proboszcza kazał bić w dzwony, wtedy ten ani m y
ślał oddalić się z plebanii, lecz śmiało wyszedł naprzeciw Cikowiskiego. D zier
żawca widząc, że m a do czynienia z człowiekiem odważnym, ograniczył się do upom nienia ks. Dylowskiego co do oddaw ania sobie szacunku. Twierdził bowiem, iż- proboszcz' nie zdejmuje przy spotkaniu się z nim czapki — co było .zmyśleniem Cikowskiego.
Jeżeli opowiedziany wypadek zmie
rz a ł do zastraszenia ks. Dylowskiego do Tozgospodarowała się służba Cikowskie
go, k tóra zdążyła porwać ze szkoły n au czyciela i zaprowadzić go na sołtystwo, rgdzie Cikowski własnoręcznie go pobił
i poranił.
karego dla objęcia tak niebezpiecznego stanowiska. rościego czorsztyńskiego i mieszczan krościeńskich. Ale i w tym domu nie dano ks. Dylowskiemu spokoju. Cikow
ski bowiem nakazał m u się z. tego mie
Dylowskiego, Samuelowi obiecał dać swą córkę za żonę. Ochotnie zgodził się n a to proboszcz, dążący do zgody i źle wyszedł na tern. Żona bowiem Cudzi- chowskiego, zaprosiwszy do siebie braci proboszcza, pobudziła na nich n ieja
kich Czutników — w bójce zaś, k tó ra się między Czutnikam i a braćm i probo
szcza wywiązała, wyszli ci ostatni sro
motnie poranieni. Ta porażka dała po
wód żonie Cudzichowskiego do naśmie
w ania się z proboszcza i jego braci.
W tydzień po tym w ypadku zda
rzyło się jeszcze coś gorszego. Cudzi- chowska, niesyta zemsty, nam ówiła zno
wu Czutników do zbrojnego napadu n a plebanię, przy czem Czutnikowie idąc w stronę plebanii, otw arcie odgrażali się,
95 skiego, zaniesiona na Czutników przed K rzyszto fa Cikowskiego, rozdrażniła tylko tegoż, a nie odniosła żadnego sk u t
skiego, to przynajm niej chciał upoko
rzyć jego pomocnika Cudzichowskiego, k tó ry zresztą najwięcej krzyw dy mu wyrządził. Za namową też ks. Dylow- skiego, niejaki K lim czyk oskarżył Cu
dzichowskiego o fałszowanie monety i jej rozpowszechnianie. Widocznie zaś oskarżony nie m iał czystego sumienia, skoro dowiedziawszy się o oskarżeniu, spać nie mógł i za wszelką cenę chciał byleby nam ówił Klim czyka do odstąpie
n ia od skargi. Spokojny proboszcz zgo
dził się na to, ażeby znowu źle wyjść na tej zgodzie. Tymczasem bowiem K lim czyk, m ający jakieś dowody przeciw
Cu-dzichowskiemu, zmiera, a w tej chwili sy tu acya się zmienia. Zięć Cudzichow
skiego, Mateusz, przyszedł do ks. Dylow- skiego, siedzącego naówczas przy wie
czerzy, i naśm iew ając się z niego, za
ciwych mieszczan zawdzięczał życie ks.
proboszcz, któ ry naówczas znowu u tr a krościeńskiej i tylm anow skiej, ¡zsypy
wać zboże dla proboszcza n a św. M arci biednego proboszcza to nieszczęsne po
łożenie, a szczęściem dla niego skończy
ło się prędko. K iedy bowiem w r. 1614 staro stą czorsztyńskim został J a n a M arcinkowa Baranowski, wtedy p rzy wrócono proboszcza krościeńskiego i tylmanowskiego do spraw ow ania god
ności i majątków. Ale ile m usiał w ycier
pieć i przejść przed te m !
Rodzina serbska w strojach narodowych.
Andrzej Stopka.