— a n o —
Kok 1846 zastaje w Polsce ta jn ą or- ganizaeyę narodową, m ającą na celu w danej chwili „spróbować, ażali Bóg te raz nie poszczęści“ i nie uwolni ojczy
zny z pęt niewoli. Do organizacyi tej, której narodziny były niedługo po pow
stan iu w r. 1831 — należeli głównie e- m igranęi w e P ra n c y i i szlachta we wszy
stkich zaborach. Lud w iejski do o rg a
nizacyi nie należał, a wciągnąć go do niej niełatw ą było rzeczą. Chłop nie chciał poprostu uwierzyć, by szlachta życzliwie się doń odnosiła, by go uwol
n iła z poddaństw a i bratem swym czy
niła. '
Ten w łaśnie stosunek spraw iał, że chłop chętnie słuchał tego, kto z nim przeciw panu występował, choćby to n a
wet był wróg odwieczny narodu nasze
go. Nie co też innego, tylko ten stosu
nek chłopu na dolinach dał nóż w rękę i kazał go utopić w sercu pana. I dla tego to, choć owa „rzeź galicyjska“ tak ponurem i przygnębiającem jest zja
wiskiem w histo ryi naszej, przecież nie uczucie pogardy rodzi w sercach n a
szych, ale uczucie politow ania, bólu, lecz i przebaczenia. Tłómaczymy ją słu
sznie ówczesnemi okolicznościami i p a nującym i stosunkam i — a do reszty prawdziwie wołamy za poetą:
„Ależ o Panie! oni nie w inni:
Choć naszą przyszłość cofnęli wstecz.
In n i szatani... byli tu czynni, O! rękę k a ra j — nie ślepy miecz!“
Ten więc stosunek chłopa do pana, panujący zresztą powszechnie w całej Europie, nietylko w Polsce, pow strzy
mywał lud nasz od czynnego i grom ad
nego udziału w naszych ruchach o wol
ność w czasach porozbiorowych.
Przewódcy powstańczej organizacyi ówczesnej rozumieli konieczną potrzebę udziału ludu w ich akcyi, dlatego, aby łatw iej tra fić do chłopa, zapraszali do w spółdziałania księży, m ających za
ufanie u ludu polskiego, w tajem niczają ich we wszystkie plany i zam iary i po
lecają pozyskać lud dla sprawy. Myśl ta b y ła szczęśliwa — księża wywiązy
wali się godnie z włożonego na nich obo
wiązku; ilekroć też czytam y gdzie o udziale ludu w akcyi jakiejś narodo
wej w tych czasach, zawsze praw ie zna- chodzimy tam jako przewódcę, pośredni
ka, księdza patryotę.
T ak właśnie m iała się spraw a w przygotow aniach pow stania na r. 1846.
D elegatam i Rządu Narodowego byli w Galicyi przeważnie księża, zwłaszcza młodsi i oni przygotow yw ali lud na s ta nowczą chwilę. Akcyę przedpowstańczą
\ fii chochołowskiej. Chodził wieczorem po „prządkach“, zbierał gazdów na t.
zw. posiady i nauczał ich o Polsce da
wnej, o rozbiorach i nieprzyjacielach ojczyzny. W pracy tej pom agali mu wę
wicz list od ks. Głowackiego, wzywający go razem z Andrusikiewiczem w wa nasi bohaterzy do Chochołowa, wezwali po drodze kilku gazdów witowskich .i razem z Chochołowianami odbyli n a ra dę. Ksiądzi przedstawił teraz zebranym bez ogródek, o co chodzi — oświadczył biockiego, pełniącego służbę na granicy, który im ułatw ił dostęp do śpiących już gdyby strażnicy bitkę zaczęli i tu wspól
nie w yw alili graniczny słup z austry- ackim orłem i w kaw ałki porąbali. P rzy szedłszy do wsi i ukrywszy pieniądze na organistówce, udali się jeszcze grom a
dnie do W itowa, gdzie rozbroili ośmiu
Kmietowicz uroczyste nabożeństwo, w czasie którego wygłosił ogniste kazanie o miłości ojczyzny. „Żadna — mówił —
66 wezwał wszystkich, zdolnych do broni, aby wieczorem uzbrojeni zeszli się ta
O przygotow aniach powstańczych w Chochołowie dowiaduje się nadkom i
sarz finansow y M olitoris w Nowym T arg u — dowiaduje się zaś zapewne od jednego ze skarbników chochołowskich lub witowskich, których pow stańcy roz
broiwszy tylko, wolno puścili. N atych
m iast ściąga Molitoris wszystkich fin an sów z okolicznych wiosek i daje im roz
kaz w ystąpić zbrojno przeciw Chocho
łowianom. Równocześnie też wieść o pow staniu w Chochołowie otrzym uje po
licyjny sędzia K ulczycki w Czarnym
Dunajcu, od czarnodunajeckich górali J a n a T y rały i M ichała Liszki, którzy byli wtedy przypadkowo w Chochoło
wie i zobaczywszy, co się dzieje, zaraz
ra l tam tejszy bogaty gazda Jakób Chle
bek, wezwał wszystkich, aby się uzbro
ili a on ich poprowadzi na Chochołów.
Obałamuceni D unajczanie uzbroili się rzeczywiście w siekiery, cepy i widły, złączyli się razem z jegram i, prowadzo
nym i przez kom isarza Fiutowskiego i razem ruszyli n a Chochołowskich pow
stańców, którzy pogrążeni we śnie, nie przeczuwali, że< bracia ich o miedzę prze
szkodzą im spełnić obowiązek wzglę
dem ojczyzny.
Stojący na straży na drodze od Ko- niówki trzej gazdowie Chochołowscy, Wojciech Godawa i dwóch Zienderów, zobaczyli nagle — już po północku było
— zbliżającą się ku wsi gromadę ludzj, wśród których dostrzegli błyszczące k a rabiny i szable strażników. Przestrasze
ni tym widokiem, rozbiegli się po wsi, powstańcy, którycli jednak rozprószyli, a jednego z nich, 25-letniego J a n a W ró
bla, syna M ichała i K atarzy n y z T yl
ków, zamieszkałego w Chochołowie Nr.
35, przebili widłami, wskutek czego na trzeci dzień um arł. Tymczasem przebu
dzony organista zdołał sformować szyk powstańców i zastąpił drogę Dunajcza- nom. gdy dochodzili n a plac przed w ika
67
winnego woźnicę, który przywiózł kom i
sarza Fiutowskiego, Widząc, co się dzie
je, rzucili się powstańcy, jak w'ściekli, sikiewicz z komisarzem Fiutow skim , n a
ta rli na .siebie szablami i obaj ran n i u- dniach, wskutek zakażenia krwi. Inne
m u znów przestrzelono kolano, wskutek czego także po kilku dniach um arł. In ni mniej ranni, lub um iejętnie opatrze
ni, z ran się wyleczyli. Sam organista otrzym ał cięcie szablą w głowę, a nchnięcie bagnetem w bok, jednak jedna i d ru g a ra n a nie były śmiertelne, podo
bnie ran y ks. Kmietowicza. Ciężej był raniony Fintowski, którego organista kazał zanieść do siebie i opatrzyć mu r a ny. Rano chodził ks. Kmietowicfc, choć
»am rannv, razem z chorowitym p ro boszczem ks. Antonim Sutorskim, któ
r y udziału żadnego w pow staniu nic brał, po domach, gdzie leżeli ranni, spo
w iadał i opatryw ał Świętym i S a k ra m entam i. Rozbici i w ystraszeni pow
stańcy zaczęli się teraz schodzić i radzić, co m ają robić. W tej chwili jednak przy biega jeden postawiony na straży n a górze Cyrhlicy i oznajm ia zebranym że w ielka grom ada chłopów z wojskiem nadciąga ku Chochołowowi. N atych
m iast więc odwieźli górale rannego or
ganistę z ran ny m strażnikiem Lebio- ckim do Cichego i u k ry li ich w domir M iętusa, Zawodniakiem zwanego.
Ksiądz zaś udał się na plebanię i poło
żył się do łóżka, gdyż z upływ u krw i i ze zmęczenia przy opatryw aniu ra n nych słabnąć coraz więcej poczynał. N a
przeciwko nadchodzącego chłopstwa, od
grażającego się, że wieś spali, a Chocho kę, pow ybijali wszystkie okna, a wszedł
szy do pokoju, w którym leżał ks. K m ie
„Józaśka,“ wójt chochołowski, Jędrzej'
„Jędrusiem “ zwany, sołtys, W ojciech Kois. przysiężny, Józef Zych kow a', J a n Blaszak, J a n Churchot pisarz gm in
ny, J a n Walos, M ichał Szczurek, Jai- Błasiak, J a n Blaszyński, Jacek S ty r- czuła, M ichał Styrczula „Biegaczem1’
zwany i wielu innych. W ójt z W itowe, Szczypta — uciekł na W ęgry, skąd pó
68
źniej dostał się do P ary ża, gdzie już po
został do śmierci.
Po przybyciu do Czarnego D unajca, zaniknęli wszystkich górali - pow stań
ców w komorze u w ójta a po spisaniu nim i protokołu, miano ich odstawić do Nowego Targu. Osobny oddział jegrów poszedł szukać Andrusikiewicza, do
wiedziawszy się zaś, że u k ryw ają go Ci- chowianie — zagrozili im strażnicy, że jeśli organisty nie wydadzą, to spotka ich los Chochołowian. W tedy Andrusi- kiewicz oddał się sam dobrowolnie w ręce strażników ,. którzy skutego odsta
wili do Czarnego D unajca. W czasie nakładnia kajdanów n a wycieńczonego z ra n organistę jeden strażnik szarpnął go ta k silnie za brodę, że w yrw ał mu garść włosów wraz z ciałem. Gdy już połapano wszystkich powstańców, któ
ry ch rebeliantam i zwano, odesłano ich
począć. Tu przyprowadzono niedługo skutego także ks. Głowackiego z P o ro towicza na śmierć, Andrusikiewicza na 20 la t więzienia, trzech górali przewód- Makowie przy polakożerczym księdza Heerze, a um arł u krew nych w S tarym
m a owymi zasądzonymi powstańcami, którzy razem z nim siedzieli na Spiel
bergu, — do K rakow a, w itany entuzy- astycznie przez ludność krakowską.
Dokończył swego żywota na posadzie fii Chochołowskiej panow ała obecnie nędza, spowodowana uciskiem rządu i otrzym ały żadnego wsparcia, owszem ściągano od ubogich gazdów niemiło
siernie podatki i różne daniny już to za zabrane finansom karabiny, już też za orła roztrzaskanego n a granicy, już to wreszcie n a zwrot brakujących pienię
dzy do komory Suchogórskiej. Aby mo
ralnie upokorzyć Chochołowian, spro
wadził rząd dwóch księży Jezuitów, którzy w kazaniach swoich hańbili gó
ra li gorzej, niż chłopów - rabusiów z pod Gdowa. — Ci też księża w procesyi zaprowadzili upokorzonych i
shańbio-nych powstańców na granicę w ęgier
ską i kazali im robić słup graniczny a orłem austryackim na • temsamem miejscu, na którem go w dniu powsta
nia porąbano. — Ludność zaś z okolic D unajca długie — długie lata, na ja r m arkach i po drogach przezywała Cho
chołowian rebeliantam i i im przypisy
w ała winę nieurodzaju, jako że „Pan Bóg karze wszystkich za to, że się na cesarza porw ali.“ Jadącem u zaś dro
g ą Chochołowianinowi n ikt nie chciał się z drogi ustąpić, a często batem go przejeżdżający uderzył i rzucił obelgę
— „naści ty rebeliancie, coś sie na rząd porwoł.“
Tak skończyło się powstanie Cho
chołowskie, zduszone jjrzez rząd, wy
szydzone przez braci - górali, a zapom
niane przez społeczeństwo polskie. I zdawało się, że ta ja sn a gwiazda w hi- sto ry i naszej porozbiorowej zagaśnie niepowrotnie i blasku jej nikt już o- glądać nie będzie. Tymczasem spra
wiedliwa zawsze historya w ydała o niej swój sąd, kazała tej gwieździe zajaśnieć i oświecić teraz tych, dla których, gdy świeciła, ciemną była.
Pierw szy krok reh ab ilitacy jny te
go pow stania uczynili księża dekanatu nowotarskiego, kiedy to w r. 1903 ze
b ran i w komplecie przy szczupłym
udziale górali i inteligencyi z Pod
hala, wmurowali w skale, w Doli
nie Chochołowskiej, tablicę pam iątko
wą na cześć bohaterów - przewódców powstania. Poświęcenia tej tablicy do- donał dziekan now otarski ks. p ra ła t P io tr K raw czyński — a płom ienną i wielce patryotyczną przemowę wypo
wiedział proboszcz chochołowski ks. K a zimierz Kzeszódko, późniejszy poseł do parlam entu z Podhala. D rugim k ro kiem takim był kiełkujący już od wie
lu la t między w ybitniejszym i gazda
mi w Chochołowie zam iar w ystaw ienia na placu bitwy pom nika ku czci boha
terów - powstańców. Zam iar ten stał się bliższym urzeczywistnienia, kiedy w 66 rocznicę pow stania 21 lutego 1912 r. zawiązał się komitet, m ający się za
jąć składkam i na ten pomnik. Pierwsze grosze posypały się od górali miejsco
wych i em igrantów w Ameryce. B odą
cy ze wszystkich zaborów dorzucili gro szy sporo i dziś kom itet m yśli o w y sta
wieniu nie jak z początku zamierzano, skromnego pomniczka -— ale jakiegoś wiekopomnego znaku, n a chwałę i cześć Góralom - Powstańcom.
Trzecim krokiem i ekspiacyą za ra zem, to zjazd synów P odhala w Chocho
łowie, którzy d n ia 23, lutego 1913 r.
przybyli prochom Bohaterów oddać po
kłon im należny.
70
Idzie żołnierz borem, lasem...
W iersz A rtu ra Oppmana (Or - ota).
O d północy wicher śwista, P u s ta droga, noc za pasem,
Idzie sobie legionista,
Idzie żołnierz borem, lasem.
O b targane lederwerki, N ogi czarne, ja k ta gleba, A w tornistrze kąsek sperki I czerstwego kaw ał chleba!
C ały w łatach m undurzyna, F u rażerk a — żal się Boże!
A le jeszcze barw a sina P rz y ponsowym lśni kolorze!
Z kijem w garści, niby ślepy, Postękując krzywo czasem, P rzez bezdroża, przez, w ertepy Idzie żołnierz borem, lasem...
II.
N a zachodzie strop się pali, Morze ognia płynie w górze, K ędyś wioskę widać w dali,
Całą w złocie i purpurze.
Po nad strzechy dym polata, Żóraw skrzypi gdzieś u studni, Z e źrebięciem klacz srokata, N a podwórzu dworskiem dudni!
Siw y bociek hen klekota N a kościelnej starej wieży,
S rebrna W isła z łąk m igota, Co do Gdańska szumnie bieży.
To zadźwięknie śmiech przelotny,
To ktoś piosnkę huknie basem, — A tam sm utny i sam otny
Idzie żołnierz borem, lasem...
III.
Noc zapadła tak ponura,
J a k był jasny dzień miniony, — Dookoła czarna chm ura,
J a k krew księżyc lśni czerwony.
Jak b y ludzkie serce płonie, Z krwawej piersi wyszarpnięte, W szystko głuchnie, w m roku tonie, A to serce d rg a — p rzeklęte!
A ni chaty, ani pola, Ani chleba, ani wody, Jeno z tobą zła niedola N a pustkow iu spraw ia gody?
Jeno gwiazdy tam migocą, Pokazują drogę czasem, — Cichą nocą, głuchą nocą Idzie żołnierz borem, lasem....
IV.
Hej, dorobek niesie suty, Blizn bez liku! bose nogi!
I żelazne zdarłby buty, Ten, co schodził takie d ro g i!
Od południa do północy, I od wschodu do zachodu L atał orzeł w orlej mocy
Z państw a słońca w państwo lodu.
A za orłem, skrzydłem burzy,
71 Gnały ptaki z krańca w kraniec,
K rwaw iąc pióra w te j. podróży, Z serc pod niebo sypiąc szaniec.
Gdy wędrówkę wspomni ową, Serce w ali tołumbasem, Z podniesioną hardo głową Idzie żołnierz borem, lasem...
V.
Ot, szablica z rdzaw ą klingą, Jeszcze n a niej krw aw a rosa!
Zna ją dobrze San - Domingo4) ! Sam m osierra! Saragossa5) ! Nad Adygą, nad Wezerą, U zielonej Renu fali.
Błyskawicą lśniła szczerą I piorunem krwawej stali!
Pod płomiennych nieb szafirem , W łunie piasku jarzącego Ona niegdyś pod K airem 0) O słaniała Sułkowskiego7).
Śpi Sułkowski, gdzieś w Egipcie,
Ukojony słodkim wczasem, — Tak czytając, jakby w skrypcie, Idzie żołnierz borem, lasem...
VI.
Bo m a księgę w swej pamięci S ta ry wojak - inwalida, — To w w yrazie łza się kręci, To dżga butnie, gdyby dzida!
Nić się krw aw a wskroś przew ija, A po brzegach zorza złota, A na karkach — kanalija! — Ludzkim głosem łka tęsknota!
Ł k a tęsknota wielkim głosem, Bóg wie jeden, Bóg ją zw ażył!
Za jaśniejszym jakim ś losem, Co się m arzył — i przem arzył!
Zań to walczył w owej dobie Z biciem bębnów, z trąb hałasem,
Śniąc o grobie! wielkim grobie.
Idzie żołnierz borem, lasem!...
72
Dr. Edmund Długopolski.