• Nie Znaleziono Wyników

Powstanie chochołowskie

W dokumencie Kalendarz Podhalański Na Rok 1914 (Stron 78-86)

— a n o —

Kok 1846 zastaje w Polsce ta jn ą or- ganizaeyę narodową, m ającą na celu w danej chwili „spróbować, ażali Bóg te ­ raz nie poszczęści“ i nie uwolni ojczy­

zny z pęt niewoli. Do organizacyi tej, której narodziny były niedługo po pow­

stan iu w r. 1831 — należeli głównie e- m igranęi w e P ra n c y i i szlachta we wszy­

stkich zaborach. Lud w iejski do o rg a­

nizacyi nie należał, a wciągnąć go do niej niełatw ą było rzeczą. Chłop nie chciał poprostu uwierzyć, by szlachta życzliwie się doń odnosiła, by go uwol­

n iła z poddaństw a i bratem swym czy­

niła. '

Ten w łaśnie stosunek spraw iał, że chłop chętnie słuchał tego, kto z nim przeciw panu występował, choćby to n a­

wet był wróg odwieczny narodu nasze­

go. Nie co też innego, tylko ten stosu­

nek chłopu na dolinach dał nóż w rękę i kazał go utopić w sercu pana. I dla tego to, choć owa „rzeź galicyjska“ tak ponurem i przygnębiającem jest zja­

wiskiem w histo ryi naszej, przecież nie uczucie pogardy rodzi w sercach n a­

szych, ale uczucie politow ania, bólu, lecz i przebaczenia. Tłómaczymy ją słu­

sznie ówczesnemi okolicznościami i p a ­ nującym i stosunkam i — a do reszty prawdziwie wołamy za poetą:

„Ależ o Panie! oni nie w inni:

Choć naszą przyszłość cofnęli wstecz.

In n i szatani... byli tu czynni, O! rękę k a ra j — nie ślepy miecz!“

Ten więc stosunek chłopa do pana, panujący zresztą powszechnie w całej Europie, nietylko w Polsce, pow strzy­

mywał lud nasz od czynnego i grom ad­

nego udziału w naszych ruchach o wol­

ność w czasach porozbiorowych.

Przewódcy powstańczej organizacyi ówczesnej rozumieli konieczną potrzebę udziału ludu w ich akcyi, dlatego, aby łatw iej tra fić do chłopa, zapraszali do w spółdziałania księży, m ających za­

ufanie u ludu polskiego, w tajem niczają ich we wszystkie plany i zam iary i po­

lecają pozyskać lud dla sprawy. Myśl ta b y ła szczęśliwa — księża wywiązy­

wali się godnie z włożonego na nich obo­

wiązku; ilekroć też czytam y gdzie o udziale ludu w akcyi jakiejś narodo­

wej w tych czasach, zawsze praw ie zna- chodzimy tam jako przewódcę, pośredni­

ka, księdza patryotę.

T ak właśnie m iała się spraw a w przygotow aniach pow stania na r. 1846.

D elegatam i Rządu Narodowego byli w Galicyi przeważnie księża, zwłaszcza młodsi i oni przygotow yw ali lud na s ta ­ nowczą chwilę. Akcyę przedpowstańczą

\ fii chochołowskiej. Chodził wieczorem po „prządkach“, zbierał gazdów na t.

zw. posiady i nauczał ich o Polsce da­

wnej, o rozbiorach i nieprzyjacielach ojczyzny. W pracy tej pom agali mu wę­

wicz list od ks. Głowackiego, wzywający go razem z Andrusikiewiczem w wa­ nasi bohaterzy do Chochołowa, wezwali po drodze kilku gazdów witowskich .i razem z Chochołowianami odbyli n a ra ­ dę. Ksiądzi przedstawił teraz zebranym bez ogródek, o co chodzi — oświadczył biockiego, pełniącego służbę na granicy, który im ułatw ił dostęp do śpiących już gdyby strażnicy bitkę zaczęli i tu wspól­

nie w yw alili graniczny słup z austry- ackim orłem i w kaw ałki porąbali. P rzy szedłszy do wsi i ukrywszy pieniądze na organistówce, udali się jeszcze grom a­

dnie do W itowa, gdzie rozbroili ośmiu

Kmietowicz uroczyste nabożeństwo, w czasie którego wygłosił ogniste kazanie o miłości ojczyzny. „Żadna — mówił —

66 wezwał wszystkich, zdolnych do broni, aby wieczorem uzbrojeni zeszli się ta

O przygotow aniach powstańczych w Chochołowie dowiaduje się nadkom i­

sarz finansow y M olitoris w Nowym T arg u — dowiaduje się zaś zapewne od jednego ze skarbników chochołowskich lub witowskich, których pow stańcy roz­

broiwszy tylko, wolno puścili. N atych­

m iast ściąga Molitoris wszystkich fin an ­ sów z okolicznych wiosek i daje im roz­

kaz w ystąpić zbrojno przeciw Chocho­

łowianom. Równocześnie też wieść o pow staniu w Chochołowie otrzym uje po­

licyjny sędzia K ulczycki w Czarnym

Dunajcu, od czarnodunajeckich górali J a n a T y rały i M ichała Liszki, którzy byli wtedy przypadkowo w Chochoło­

wie i zobaczywszy, co się dzieje, zaraz

ra l tam tejszy bogaty gazda Jakób Chle­

bek, wezwał wszystkich, aby się uzbro­

ili a on ich poprowadzi na Chochołów.

Obałamuceni D unajczanie uzbroili się rzeczywiście w siekiery, cepy i widły, złączyli się razem z jegram i, prowadzo­

nym i przez kom isarza Fiutowskiego i razem ruszyli n a Chochołowskich pow­

stańców, którzy pogrążeni we śnie, nie przeczuwali, że< bracia ich o miedzę prze­

szkodzą im spełnić obowiązek wzglę­

dem ojczyzny.

Stojący na straży na drodze od Ko- niówki trzej gazdowie Chochołowscy, Wojciech Godawa i dwóch Zienderów, zobaczyli nagle — już po północku było

— zbliżającą się ku wsi gromadę ludzj, wśród których dostrzegli błyszczące k a ­ rabiny i szable strażników. Przestrasze­

ni tym widokiem, rozbiegli się po wsi, powstańcy, którycli jednak rozprószyli, a jednego z nich, 25-letniego J a n a W ró­

bla, syna M ichała i K atarzy n y z T yl­

ków, zamieszkałego w Chochołowie Nr.

35, przebili widłami, wskutek czego na trzeci dzień um arł. Tymczasem przebu­

dzony organista zdołał sformować szyk powstańców i zastąpił drogę Dunajcza- nom. gdy dochodzili n a plac przed w ika­

67

winnego woźnicę, który przywiózł kom i­

sarza Fiutowskiego, Widząc, co się dzie­

je, rzucili się powstańcy, jak w'ściekli, sikiewicz z komisarzem Fiutow skim , n a ­

ta rli na .siebie szablami i obaj ran n i u- dniach, wskutek zakażenia krwi. Inne­

m u znów przestrzelono kolano, wskutek czego także po kilku dniach um arł. In ­ ni mniej ranni, lub um iejętnie opatrze­

ni, z ran się wyleczyli. Sam organista otrzym ał cięcie szablą w głowę, a nchnięcie bagnetem w bok, jednak jedna i d ru g a ra n a nie były śmiertelne, podo­

bnie ran y ks. Kmietowicza. Ciężej był raniony Fintowski, którego organista kazał zanieść do siebie i opatrzyć mu r a ­ ny. Rano chodził ks. Kmietowicfc, choć

»am rannv, razem z chorowitym p ro ­ boszczem ks. Antonim Sutorskim, któ­

r y udziału żadnego w pow staniu nic brał, po domach, gdzie leżeli ranni, spo­

w iadał i opatryw ał Świętym i S a k ra ­ m entam i. Rozbici i w ystraszeni pow­

stańcy zaczęli się teraz schodzić i radzić, co m ają robić. W tej chwili jednak przy ­ biega jeden postawiony na straży n a górze Cyrhlicy i oznajm ia zebranym że w ielka grom ada chłopów z wojskiem nadciąga ku Chochołowowi. N atych­

m iast więc odwieźli górale rannego or­

ganistę z ran ny m strażnikiem Lebio- ckim do Cichego i u k ry li ich w domir M iętusa, Zawodniakiem zwanego.

Ksiądz zaś udał się na plebanię i poło­

żył się do łóżka, gdyż z upływ u krw i i ze zmęczenia przy opatryw aniu ra n ­ nych słabnąć coraz więcej poczynał. N a­

przeciwko nadchodzącego chłopstwa, od­

grażającego się, że wieś spali, a Chocho­ kę, pow ybijali wszystkie okna, a wszedł­

szy do pokoju, w którym leżał ks. K m ie­

„Józaśka,“ wójt chochołowski, Jędrzej'

„Jędrusiem “ zwany, sołtys, W ojciech Kois. przysiężny, Józef Zych kow a', J a n Blaszak, J a n Churchot pisarz gm in­

ny, J a n Walos, M ichał Szczurek, Jai- Błasiak, J a n Blaszyński, Jacek S ty r- czuła, M ichał Styrczula „Biegaczem1’

zwany i wielu innych. W ójt z W itowe, Szczypta — uciekł na W ęgry, skąd pó­

68

źniej dostał się do P ary ża, gdzie już po­

został do śmierci.

Po przybyciu do Czarnego D unajca, zaniknęli wszystkich górali - pow stań­

ców w komorze u w ójta a po spisaniu nim i protokołu, miano ich odstawić do Nowego Targu. Osobny oddział jegrów poszedł szukać Andrusikiewicza, do­

wiedziawszy się zaś, że u k ryw ają go Ci- chowianie — zagrozili im strażnicy, że jeśli organisty nie wydadzą, to spotka ich los Chochołowian. W tedy Andrusi- kiewicz oddał się sam dobrowolnie w ręce strażników ,. którzy skutego odsta­

wili do Czarnego D unajca. W czasie nakładnia kajdanów n a wycieńczonego z ra n organistę jeden strażnik szarpnął go ta k silnie za brodę, że w yrw ał mu garść włosów wraz z ciałem. Gdy już połapano wszystkich powstańców, któ­

ry ch rebeliantam i zwano, odesłano ich

począć. Tu przyprowadzono niedługo skutego także ks. Głowackiego z P o ro ­ towicza na śmierć, Andrusikiewicza na 20 la t więzienia, trzech górali przewód- Makowie przy polakożerczym księdza Heerze, a um arł u krew nych w S tarym

m a owymi zasądzonymi powstańcami, którzy razem z nim siedzieli na Spiel­

bergu, — do K rakow a, w itany entuzy- astycznie przez ludność krakowską.

Dokończył swego żywota na posadzie fii Chochołowskiej panow ała obecnie nędza, spowodowana uciskiem rządu i otrzym ały żadnego wsparcia, owszem ściągano od ubogich gazdów niemiło­

siernie podatki i różne daniny już to za zabrane finansom karabiny, już też za orła roztrzaskanego n a granicy, już to wreszcie n a zwrot brakujących pienię­

dzy do komory Suchogórskiej. Aby mo­

ralnie upokorzyć Chochołowian, spro­

wadził rząd dwóch księży Jezuitów, którzy w kazaniach swoich hańbili gó­

ra li gorzej, niż chłopów - rabusiów z pod Gdowa. — Ci też księża w procesyi zaprowadzili upokorzonych i

shańbio-nych powstańców na granicę w ęgier­

ską i kazali im robić słup graniczny a orłem austryackim na • temsamem miejscu, na którem go w dniu powsta­

nia porąbano. — Ludność zaś z okolic D unajca długie — długie lata, na ja r ­ m arkach i po drogach przezywała Cho­

chołowian rebeliantam i i im przypisy­

w ała winę nieurodzaju, jako że „Pan Bóg karze wszystkich za to, że się na cesarza porw ali.“ Jadącem u zaś dro­

g ą Chochołowianinowi n ikt nie chciał się z drogi ustąpić, a często batem go przejeżdżający uderzył i rzucił obelgę

— „naści ty rebeliancie, coś sie na rząd porwoł.“

Tak skończyło się powstanie Cho­

chołowskie, zduszone jjrzez rząd, wy­

szydzone przez braci - górali, a zapom­

niane przez społeczeństwo polskie. I zdawało się, że ta ja sn a gwiazda w hi- sto ry i naszej porozbiorowej zagaśnie niepowrotnie i blasku jej nikt już o- glądać nie będzie. Tymczasem spra­

wiedliwa zawsze historya w ydała o niej swój sąd, kazała tej gwieździe zajaśnieć i oświecić teraz tych, dla których, gdy świeciła, ciemną była.

Pierw szy krok reh ab ilitacy jny te­

go pow stania uczynili księża dekanatu nowotarskiego, kiedy to w r. 1903 ze­

b ran i w komplecie przy szczupłym

udziale górali i inteligencyi z Pod­

hala, wmurowali w skale, w Doli­

nie Chochołowskiej, tablicę pam iątko­

wą na cześć bohaterów - przewódców powstania. Poświęcenia tej tablicy do- donał dziekan now otarski ks. p ra ła t P io tr K raw czyński — a płom ienną i wielce patryotyczną przemowę wypo­

wiedział proboszcz chochołowski ks. K a ­ zimierz Kzeszódko, późniejszy poseł do parlam entu z Podhala. D rugim k ro ­ kiem takim był kiełkujący już od wie­

lu la t między w ybitniejszym i gazda­

mi w Chochołowie zam iar w ystaw ienia na placu bitwy pom nika ku czci boha­

terów - powstańców. Zam iar ten stał się bliższym urzeczywistnienia, kiedy w 66 rocznicę pow stania 21 lutego 1912 r. zawiązał się komitet, m ający się za­

jąć składkam i na ten pomnik. Pierwsze grosze posypały się od górali miejsco­

wych i em igrantów w Ameryce. B odą­

cy ze wszystkich zaborów dorzucili gro ­ szy sporo i dziś kom itet m yśli o w y sta­

wieniu nie jak z początku zamierzano, skromnego pomniczka -— ale jakiegoś wiekopomnego znaku, n a chwałę i cześć Góralom - Powstańcom.

Trzecim krokiem i ekspiacyą za ra ­ zem, to zjazd synów P odhala w Chocho­

łowie, którzy d n ia 23, lutego 1913 r.

przybyli prochom Bohaterów oddać po­

kłon im należny.

70

Idzie żołnierz borem, lasem...

W iersz A rtu ra Oppmana (Or - ota).

O d północy wicher śwista, P u s ta droga, noc za pasem,

Idzie sobie legionista,

Idzie żołnierz borem, lasem.

O b targane lederwerki, N ogi czarne, ja k ta gleba, A w tornistrze kąsek sperki I czerstwego kaw ał chleba!

C ały w łatach m undurzyna, F u rażerk a — żal się Boże!

A le jeszcze barw a sina P rz y ponsowym lśni kolorze!

Z kijem w garści, niby ślepy, Postękując krzywo czasem, P rzez bezdroża, przez, w ertepy Idzie żołnierz borem, lasem...

II.

N a zachodzie strop się pali, Morze ognia płynie w górze, K ędyś wioskę widać w dali,

Całą w złocie i purpurze.

Po nad strzechy dym polata, Żóraw skrzypi gdzieś u studni, Z e źrebięciem klacz srokata, N a podwórzu dworskiem dudni!

Siw y bociek hen klekota N a kościelnej starej wieży,

S rebrna W isła z łąk m igota, Co do Gdańska szumnie bieży.

To zadźwięknie śmiech przelotny,

To ktoś piosnkę huknie basem, — A tam sm utny i sam otny

Idzie żołnierz borem, lasem...

III.

Noc zapadła tak ponura,

J a k był jasny dzień miniony, — Dookoła czarna chm ura,

J a k krew księżyc lśni czerwony.

Jak b y ludzkie serce płonie, Z krwawej piersi wyszarpnięte, W szystko głuchnie, w m roku tonie, A to serce d rg a — p rzeklęte!

A ni chaty, ani pola, Ani chleba, ani wody, Jeno z tobą zła niedola N a pustkow iu spraw ia gody?

Jeno gwiazdy tam migocą, Pokazują drogę czasem, — Cichą nocą, głuchą nocą Idzie żołnierz borem, lasem....

IV.

Hej, dorobek niesie suty, Blizn bez liku! bose nogi!

I żelazne zdarłby buty, Ten, co schodził takie d ro g i!

Od południa do północy, I od wschodu do zachodu L atał orzeł w orlej mocy

Z państw a słońca w państwo lodu.

A za orłem, skrzydłem burzy,

71 Gnały ptaki z krańca w kraniec,

K rwaw iąc pióra w te j. podróży, Z serc pod niebo sypiąc szaniec.

Gdy wędrówkę wspomni ową, Serce w ali tołumbasem, Z podniesioną hardo głową Idzie żołnierz borem, lasem...

V.

Ot, szablica z rdzaw ą klingą, Jeszcze n a niej krw aw a rosa!

Zna ją dobrze San - Domingo4) ! Sam m osierra! Saragossa5) ! Nad Adygą, nad Wezerą, U zielonej Renu fali.

Błyskawicą lśniła szczerą I piorunem krwawej stali!

Pod płomiennych nieb szafirem , W łunie piasku jarzącego Ona niegdyś pod K airem 0) O słaniała Sułkowskiego7).

Śpi Sułkowski, gdzieś w Egipcie,

Ukojony słodkim wczasem, — Tak czytając, jakby w skrypcie, Idzie żołnierz borem, lasem...

VI.

Bo m a księgę w swej pamięci S ta ry wojak - inwalida, — To w w yrazie łza się kręci, To dżga butnie, gdyby dzida!

Nić się krw aw a wskroś przew ija, A po brzegach zorza złota, A na karkach — kanalija! — Ludzkim głosem łka tęsknota!

Ł k a tęsknota wielkim głosem, Bóg wie jeden, Bóg ją zw ażył!

Za jaśniejszym jakim ś losem, Co się m arzył — i przem arzył!

Zań to walczył w owej dobie Z biciem bębnów, z trąb hałasem,

Śniąc o grobie! wielkim grobie.

Idzie żołnierz borem, lasem!...

72

Dr. Edmund Długopolski.

W dokumencie Kalendarz Podhalański Na Rok 1914 (Stron 78-86)