• Nie Znaleziono Wyników

W arta przy prochowni

W dokumencie Kalendarz Podhalański Na Rok 1914 (Stron 152-157)

— P an i kap ral! pani k ap ral! Kto idzie ju tro n a w arty do prochowni? - - Gemaini p y tali h u rm ą pan a kaprala.

— A wam co do tego szwajnogi?

Czemu podłoga je brudna? In fan te rist Toczko! In fan te rist m aje dzisiaj zym- m er - ordynans, więc czemu podłoga nie je czysta?! Infantery.styj umisz przy ­ chodzić po szitSicbu i cyrklować komi- śniaki, a podłogi nie umiesz wypuco­

wać?! Będziemy szli do ra p o rtu infante- ry sty j! do rap ortu !

— A re k ru t Czopp czemu polstry nie aufsztelował tam , gdzie m a leżeć. Ka- postrak w nogach leży, zam iast w gło­

wach. J a k rekrutow i dam w im bryk, aż się rekrutow i gwiazdy zaświecą w o- czach, to zara wszystko będzie gut. A na drugi godziny, jak cug nie będzi w bereitszafcie, to pam iętajcie szwajnogi!

W tej chwili wszedł- przełożony p a ­ na k ap ra la H natka, pan zugsfiihrer Stock.

— Cóż tam pani H natki? Czemu u was podłogi brudny jest? Das ist nicht v o rsch riftsm assig! P a n i H natki, może pan pójdzie do kantyny? — P an k ap ral H natko i pan zabrali się wnet, a w izbie izapanował gorączkowy ruch, Ludzie czyścili karab in y i ładownice, oczyszcza­

li suknie z kurzu i błota. In fan terist Czopp popraw iał „polstry“ na łóżku i

tam układał „kapostra“, gdzie ma le­

żeć, a in fan terist Toczko zam iatał tak gorliwie, że cała izba nurzała się w kurzu, który ją doszczętnie wypełniał.

Po chw ili rozbrzmiewał ostry, dono­

śny głos oficera:

-— Ju tro idzie dienstm ann Toczko zum raport. J a ciebie uauczyć, jak za­

m iatała podłoga! A potem każdi naród!

P o odejściu oficera n ik t nie przemó­

wił ani słowa. Wszyscy pracow ali za­

wzięcie, spoglądając na Toczka, który był bardzo blady i zam iatając klął o- kropnie. Od tego zam iatania dusili się ludzie. Wreszcie skończył i zaczął sobie oczyszczać buty i ubranie. Chciał jednak koniecznie rozerwać jakoś swój smutek,, bo zwrócił się do żołnierza, który sie­

dział obok jego łóżka na kuferku i rz e k ł:

— Czemu ty nic nie robisz Soroka?

Zaraz trzeba będzie wychodzić, - a jak nie będziesz oczyszczony, to znów k a­

p ra la będzie rozdzierało.

— J a się już obrobiłem — odrzekł nagabnięty miękkim, głębokim gosein.

Chłop był ogromny, o sm agłej ściągłej tw arzy, bardzo wychudzonej, wśród któ­

rej świeciły oczy łagodne, brunatne, z spojrzeniem sarny.

139' całkiem. Dopiero w szpitalu wyzdrowiał.

D rugi wołał: wyszli na poobiednie m usztry.

Po trzygodzinnych ćwiczeniach wró­

cili zziajani, obłoceni od stóp do głowy. żołnierzem dobrym, przełożeni nie mogli m u nic zarzucić, byłby mógł dostawać zmrużone strzelały pizasem gorącym i prom ieniam i. K ołom yjka przechodziła w dumkę. Coraz smętniejsze tony szły po izbie, coraz większy, głębszy żal w nich drgał, coraz straszniejsza przepełniała, je tęsknota. Oczy grającego zaszły mgłą,, a tw arz by ła tak sm utną, ja k dum ka biednego hucuła na czarnogórskiej po­

\

140 kiedy lody poczęły tajać i cieplejsze pod­

m uchy w iatru izalały w ały od wschodu, kołom yjki. Gdy przy ćwiczeniach k ap ral wywoływał hasła, jem u zdawało się, że piersiach wzmagało się. Przeglądnął swoje rzeczy, czy były w porządku i po­ ciężki był. R az przechodziły go dreszcze, to znów oblewało, ja k ukropem.

W nocy w ypadła n a niego kolej po­

rządkowa od dwunastej do drugiej. Spać nie można było n a odwachu, bo komen­

dant był służbistą wielkim. Przesiedział więc do dwunastej, podparłszy głowę rę­

kam i, n a pryczy.

O dwunastej zabrał go k ap ral na po­

sterunek. Po odmienieniu poprzedniej w arty, k ap ral powtórzył mu hasła i m a­ czarne, ciężkie chm ury, sunące bez szele­

stu i szm eru w głąb — w cichości swej

szych chwilach widział Semen przed so­

bą to samo równe pole, na które p a­ się pokazywał, stało wszystko nierucho­

mo, śniąc głęboko, oblane perłowem, tę- sknem światłem. Skoro jednak chm ura poczęła pokrywać księżyc, wtedy pole zdawało «i-ę ruszać i iść wśród dziwnych odgłosów i szmerów. Moczarki w yglą­

141 dały ja k oczy, lśniące n a chwilę zielo-

nawem, dziwnem światłem, aby się ¡zam­

knąć i znów gdzieś dalej otworzyć. Gdy księżyc świecił trochę dłużej, z, h o ry ­ zontu w ychylały się ciemne k o ntury gór z śnieżnymi, jasno-niebieskiem światłem drgającym i szczytami. Semen w patrzył się w nie, a one zdawały się pnzybliżać

Szeptał tak wicher ciepły, który w iał coraz silniej, aż chw ilam i w burzę prze­

chodził, szeptało pole, mówiły ta jem ­ nicze oczy mokradeł. A z gór, szept ten szedł najgorętszy, najbardziej proszący.

Semenowi stan ął w oczach długi, szary budynek, z szeregiem jednostaj­

nych «kratow anych okien. Koło tego budynku była jego pierwsza, najgorsza w arta. Tam siedzieli i ci, co dezertero-

142

Nie mógł się oprzeć wołaniu, które dochodziło zewsząd. Ju ż nie szemrało, ale huczało w powietrzu ciepłym i w polu czystem, z gór śnieżystych: Hej Semen — Semen — do domu — do d om u!

N acisnął palcem u nogi na kurek i rozległ się suchy, ostry huk. Po nim zaś zapadła wielka, jak b y trwożliwa c i­

sza w świeżej, wiosennej, księżycowej nocy.

iimm 'nn mm

iwwRW

mĘwM

l l P w

Jwipw wifpw wlfPw JwffPw

D Z W O N Y .

Dzwonią dzwony — niosą echa, Dzwonów głos stłum iony, W głębi lasów, w gór rozdołach,

B iją głucho dzwony.

Słyszysz sk argi — płacze — krzyki, W tej muzyce tonów...

Radość ziemi, bóle ziemi Dzwonią w pieśni dzwonów.

Idzie m atk a do kościoła Z dzieciną w objęciu,

W białej komży ksiądz wychodzi, Niesie dar dziecięciu...

D a r chrztu święty — siłę wielką, Tarczę do obrony —

A w powietrzu się kołyszą, Rozbujałe dzw ony!

W tiroczysty dzień niedzielny, W dniu spoczynku Pana, Dzwoni głośno dzwon kościelny

N a rozkaz kapłana.

By lud w ierny w dom szedł Boży, Cichy — rozmodlony....

K siądz Mszę praw i, organ huczy, Z wieży g ra ją dzwony.

Tam ¡zebrała się drużyna:

Dziewki — niby k w ia ty ! Chłopy — dęby... Dzielne twarze,

Uroczyste s z a ty ! Idzie orszak godowniczy,

Szczęściem upojony — Młodą parę łączy kapłan,

Grzmią, weselne dzwony.

Różnie plecie się w tem życiu, Zwyczajnie n a ziemi!....

P ły n ą sm utki i radości Ze łzami krw awem i;

Rosną róże, ciernie rosną, Psuje w ichr zagony — Szczęściu świata, bólom świata,

P rzy g ry w ają dzwony!

Oto sunie wóz żałobny, Z pozłacaną tru m n ą — K toś pożegnał padół ziemski,

R unął głową dumną.

Bo chorągwie się kołyszą, Bo tłum niezliczony....

Id ą księża, płoną św iatła, B iją wszystkie dzwony!

U cm entarza się zatrzym ał Orszak ludu mały.'....

Poszedł jakiś człek ubogi Do niebieskiej chwały.

Spotkały się dwa pogrzeby, K ażdy z innej strony, — Jed n a ziem ia przyjm ie ciałar

Jedne biją dzwony.

E j! Nie gardźcie wy dzwonami.

Co nad waszem siołem

Dzwonią tęskno, rzewnie smutno, Mknąc szerokiem kołem.

Przysłuchajcie się ich pieśni.

Zrozumiecie tony — Całe życie, długie życie

W ydzw aniają dzwony!

W dokumencie Kalendarz Podhalański Na Rok 1914 (Stron 152-157)