• Nie Znaleziono Wyników

Wyróżniając tę grupę nie stawiam sobie zadania ustalenia jej składu. Jeśli wierzyć różnym plotkom, wchodzą w jej skład generałowie Kiszczak i Siwicki oraz cywilni współp­

racownicy i doradcy — Rakowski, Górnicki, Urban. Prawdopodobnie grupa ta jest bardziej liczna i wchodzą pewnie w jej skład jeszcze jacyś wojskowi i cywile. Znaczenie jej polega na tym, że ma bezpośredni dostęp i wpływ na Jaruzelskiego, który choćby z racji pełnionych funkcji odgrywa kluczową rolę w systemie politycznym i którego osobowość i poglądy odgrywają większą rolę niż się to na ogół przyznaje.

Powszechnie postrzega się politykę Jaruzelskiego jako wypadkową różnych wpły­

wów zewnętrznych, wskazując z jednej strony na rolę nacisków społeczeństwa i wpływu różnych frakcji i koterii w łonie elity władzy, a z drugiej strony na naciski zagraniczne

— zarówno te wschodnie, jak zachodnie. Słusznie zwracając uwagę na wpływ tych czynników nie dostrzega się roli czynnika autonomicznego, który przejawia się w dość konsekwentnie realizowanym od grudnia 1981 roku kursie politycznym, świadomie wzorowanym na doświadczeniach Kadara na Węgrzech. Słynny slogan Kadara „Kto nie jest przeciw nam, jest z nami", wiernie powtarza Jaruzelski mówiąc, że „każdy obywatel, który uznaje i uczciwie w codziennej praktyce respektuje konstytucyjne, ustrojowe zasady PRL, jest z nami". Zawiera się w tych stwierdzeniach pierwsza, podstawowa zasada „kursu kadarowskiego", polegająca na rezygnacji z totalitarnych technik mobili­

zacji demonstracyjnego, „spontanicznego" poparcia władzy i na wymogu postaw pozy­

tywnych. Cechy, których wymaga się od obywatela, to przestrzeganie prawa, apatia i trzymanie się z daleka od polityki. Jako kolejne cechy tego kursu odnotujmy utrzyma­

nie względnie niskiego poziomu represji i stosunkowo liberalną politykę w sferze kultury (relatywizowane do poziomu represji i ograniczeń w innych krajach Obozu), faktyczną rezygnację z oficjalnej ideologii marksistowsko-leninowskiej na rzecz ideolo­

gii odwołującej się do tradycji państwowo-narodowych oraz pragmatyczne podejście do spraw gospodarczych.

Natomiast oryginalnym składnikiem linii politycznej Jaruzelskiego wydają się być pewne tendencje korporatystyczne. Polegają one na rezygnacji z pełnego monopolu decyzji i zasady bezwarunkowej jednomyślności, oraz na przyznaniu pewnych, ograni­

czonych praw do forsowania swych interesów organizacjom, które „uczciwie, w co­

dziennej praktyce respektują konstytucyjne, ustrojowe zasady PRL" i są skłonne do śc:słego ograniczenia swej działalności do „technicznej" sfery interesów zawodowych czy branżowych, bez prób wchodzenia w jakiekolwiek samodzielne porozumienia pozio­

me, nie mówiąc już o ambicjach poprawiania czy ulepszania ustroju. Taki zarysowujący się wariant korporatystyczny, w przeciwieństwie do innych krajów Obozu, uznawałby prawomocność interesów partykularnych i pewną autonomię licencjonowanych przez władzę organizacji i zrzeszeń (przedsiębiorstw, związków zawodowych, stowarzyszeń twórczych), przy zachowaniu przez władzę pełnej kontroli nad tym, kto ma brać udział

w przetargach o płace, ceny, warunki pracy itp., na rzecz jakich grup, na jakich zasadach i co jest przedmiotem przetargu oraz pełnej kontroli nad doborem personelu kierowni­

czego tych organizacji i zrzeszeń.

Opisany kurs polityczny był dos'ć konsekwentnie realizowany przez mniej więcej trzy lata — od początku 1982 roku do końca 1984 lub początku 1985. Ostatnie jednak posunięcia, takie jak zmiany prawa karnego, proces gdański, zmiany ustawy o szkołach wyższych, by wymienić tylko niektóre, nasuwają pytanie, czy nie mamy do czynienia z załamaniem się tego trendu i przejściem do polityki opartej na masowych represjach i przemocy. W momencie pisania tych słów (czerwiec 1985) nie poważyłbym się na jednoznaczną odpowiedź. Analizowany kurs polityczny już uprzednio podlegał różnym zahamowaniom, cofnięciom i ograniczeniom i nie można wykluczyć, że mamy właśnie do czynienia z pewnymi korektami tego kursu. Represyjne posunięcia, jakich jesteśmy ostatnio świadkami, nie muszą oznaczać rezygnacji z opisywanej wyżej linii politycznej, a wręcz mogą świadczyć o chęci jej utrzymania. Represje karne mają uświadomić, że ci, którzy nie uznają „ustrojowych zasad PRL", „nie są z nami", a więc zostają wyjęci spod rządów prawa i nie będą korzystać z dobrodziejstw ograniczonego liberalizmu. Także zmiana ustawy o szkołach wyższych może być próbą wytyczenia granicy przyznawanej organizacjom autonomii. Organizacje miałyby prawo upominać się, nawet głośno, o sprawy ściśle związane z warunkami ich działania, bez wkraczania jednak w żadnym wypadku w sferę polityki. Uniwersytety byłyby na przykład uprawnione do upominania się o większe fundusze na badania, papier na skrypty i książki czy nawet dewizy na wyjazdy zagraniczne, ale w żadnym wypadku o profesorów wyrzuconych z pracy z po­

wodów politycznych czy o ograniczenie cenzury.

Nieprawdopodobnym wydaje się natomiast jakikolwiek wariant porozumienia, jeśli przez to rozumieć nawiązanie dialogu na zasadzie równoprawnego partnerstwa między władzą a autonomicznymi organizacjami czy grupami. Nie chodzi tylko o to, że taki wariant postawiłby pod znakiem zapytania sens traumatycznych doświadczeń wprowa­

dzenia stanu wojennego. Możliwość taką wyklucza sposób postrzegania społeczeństwa i stosunek, jaki żywi do niego grupa Generała. Jest to stosunek pełen resentymentów, urazów i poczucia niezasłużonej krzywdy. Po pierwsze, społeczeństwo jest postrzegane jako bezrozumny, kierujący się emocjami i wyzbyty realizmu politycznego żywioł,

którego bronić należy przed nim samym. Świadczy o tym, w oczach tej grupy, nie tylko cała historia legalnej „Solidarności", ale też odrzucenie logiki „mniejszego zła", w myśl której wprowadzenie stanu wojennego było dramatycznym, ale dalekowzrocznym, rozumnym i koniecznym posunięciem. W ekipie Jaruzelskiego wydaje się panować przekonanie nie tylko o niemożności porozumienia, ale i o niemożności zrozumienia społeczeństwa. Sprzyja to w najlepszym przypadku utrwalaniu postaw paternalistycz­

nych i oświeconego absolutyzmu, a w najgorszym — rozbudowie absolutyzmu represyj­

nego. Urazy i resentymenty wzmacnia poczucie niewdzięczności społeczeństwa. Chodzi tu w pierwszym rzędzie o tezę o uratowaniu kraju przed obcą interwencją. Jest to, jak można sądzić z wywiadów przeprowadzonych przez Torańską, pewien stały składnik obrazu siebie i własnej roli, jaki tworzą sobie w Polsce kolejni przywódcy komunistycz­

ni. Polega on na przekonaniu, że w wydaniu minimalistycznym, rządy komunistyczne w Polsce stanowią mniejsze zło, a w wydaniu maksymalistycznym, że komuniści pełnią

88 Jacek Tarkowski

rolę opatrznościową, chroniąc Polskę i Polaków przed okropnościami bezpośredniej okupacji radzieckiej lub stworzeniem z Polski siedemnastej republiki.

Co więcej, przyjmując jako punkt wyjścia „wzorcowy socjalizm" lub praktykę realnego socjalizmu w innych krajach Jaruzelski ma poczucie, że w stosunku do istnieją­

cych możliwości poszedł bardzo daleko i że prowadzi politykę niezwykle liberalną. Tym­

czasem społeczeństwo i Zachód, przyjmując za punkt odniesienia ambicje okresu „Solidar­

ności", traktuje ten kurs jako autorytarny i represyjny. Na tym tle rodzą się w rządzącej ekipie silne urazy i histeryczne reakcje na działanie opozycji, sankcje zachodnie i krytyczne oceny prasy zachodniej. Szczególnie przy tym boleśnie jest, jak się wydaje, odczuwane kwestionowanie dobrych intencji i patriotyzmu Generała i jego ekipy.

Istotnym czynnikiem kształtującym działania i postawy tej grupy jest strach przed ZSRR, w tym szczególnie strach przed wykorzystaniem przez ZSRR uzależnienia gospodarczego Polski jako narzędzia nacisku i represji. Strach ten może nieść ze sobą bardzo niekorzystne konsekwencje, polegające m. in. na zaniechaniu działań mających na celu zwiększenie zakresu autonomii czy poszerzenie marginesu swobodnego manew­

ru oraz może rodzić tendencje do antycypacji i wyprzedzania życzeń strony radzieckiej.

W sumie bardziej prawdopodobnym wariantem wydaje się być kurs kadarowsko-kor-poracyjny, w jego zaostrzonej wersji roku 1985. Jeśli tak, to można oczekiwać kontynua­

cji pragmatycznego, w miarę liberalnego (w porównaniu do krajów sąsiednich) kursu, przy zróżnicowanym jednak stosunku do różnych grup społeczeństwa. Zadania, jakie stawiałaby sobie władza wyglądałyby następująco: a/ większość społeczeństwa utrzymać w stanie apatycznego przyzwolenia na rządzenie, starając się to wynagradzać choćby skromną poprawą warunków życia, b/ przełamać bojkot środowisk opiniotwórczych, włączyć je do systemu bez wymogu aktywnego i demonstracyjnego popierania władzy, w zamian za pewne koncesje w dziedzinie działalności naukowej, twórczości artystycz­

nej, wyjazdów zagranicznych itd., c/ popierać grupy skłonne do aktywnego włączenia się do systemu, z możliwością przyznania im statusu „lojalnej opozycji", naturalnie na zasadzie i w ramach „ustrojowych zasad PRL", d/ izolować integralną opozycję antysys-temową przez wybiórcze, ale konsekwentnie stosowane represje, wzmocnione „zawie­

szeniem prawa" w stosunku do tej grupy (patrz proces gdański).

Partia

Ze wszystkich charakteryzowanych tu sektorów elity władzy aparat partyjny poniósł w okresie 1980-1981 najcięższe straty i wiele świadczy o tym, że odrobił je tylko w niewielkim stopniu. Mam na myśli zjawiska powszechnie znane: procesy sądowe i

„rozliczenia" jako skutek rozpanoszonej korupcji, kilka fal masowego odpływu człon-kó , pojawienie się struktur poziomych i falę demokratyzacji, której szczyt przypadł przed IX Zjazdem, a która dawała o sobie znać jeszcze nawet w latach 1984-1985, a która spowodowała „wycięcie" wielu zawodowych aparatczyków. Zarówno w samej partii, jak i poza nią istnieje powszechna opinia, że w momencie najsilniejszego kryzysu systemu partia się nie sprawdziła. Cały ciężar konfrontacji z „Solidarnością" spadł najpierw na administrację państwową i gospodarczą, a od grudnia 1981 na wojsko i bezpieczeństwo, gdy aparat siedział zabarykadowany w komitetach.

Aparat partyjny nie jest tworem w pełni jednolitym. Obok oczywistego rozróżnienia między aparatem centralnym a terenowym, warto jeszcze rozróżnić stary, zawodowy aparat pochodzący z mianowań z lat siedemdziesiątych i jeszcze wcześniejszych od działaczy wybranych w demokratycznych wyborach roku 1981 i w roku 1983, gdy głosy wyborców dały się jeszcze tu i ówdzie słyszeć. Procesy te bardzo utrudniły stabilizację kadrową i osłabiły pozycję aparatu partyjnego. W latach 1980-1985 docho­

dziło w niektórych komitetach wojewódzkich czy miejskich do cztero, a nawet pięcio­

krotnych zmian na stanowisku I sekretarza. Podczas gdy wojewodowie, naczelnicy gmin, oficerowie wojska, SB i MO czy dyrektorzy przedsiębiorstw trwali z tytułu mianowania na swoich stanowiskach (choć i tu wielu straciło stołki), kariery działaczy partyjnych były w ciągu ostatnich pięciu lat w znacznej mierze zależne od kapryśnej woli dołów partyjnych. Miało to nie tylko demoralizujący wpływ na sam aparat, ale, co nie mniej ważne, podważało prestiż tej grupy w oczach innych sektorów elity władzy.

W sumie, zarówno na szczeblu centralnym, jak i terenowym, obserwujemy dwa niezwykle ważne zjawiska. Po pierwsze, partia utraciła autorytet i status niekwestiono­

wanego centrum władzy. Wzrosła wyraźnie rola administracji terenowej i samodzielność przedsiębiorstw, co w połączeniu z pasywnością partii w latach 1980-1981 powoduje, że komitety partyjne utraciły autorytet, jakim cieszyły się wśród innych sektorów elity władzy — bezrefleksyjnie, automatycznie przyznawane im prawo do kontroli i podejmo­

wania decyzji we wszystkich sferach życia. Wiadomo, że niektórzy przynajmniej wojskowi i część administracji państwowej i gospodarczej traktuje aparat partyjny jako sektor elity władzy, który utracił legitymację, brak mu kompetencji do pełnienia władzy, i który utracił zaufanie innych sektorów elity.

Po drugie, towarzyszy temu wyraźny upadek morale, kryzys identyczności i gorącz­

kowe, choć mało skuteczne, poszukiwanie legitymacji do sprawowania kierowniczej roli. W tej sytuacji należy oczekiwać, że właśnie stary aparat partyjny stanowi mocną bazę dla wszystkich amatorów twardych rozwiązań, powrotu do źródeł i marksistowskie­

go fundamentalizmu. Właśnie tej grupie w pierwszym rzędzie okres „Solidarności"

kojarzy się z totalnym zagrożeniem wszystkiego — karier, przywilejów, cenionych wartości, a jak wierzą niektórzy — życia własnego i ich rodzin. Grupa ta jest więc gotowa na wszystko, byle nie dopuścić do sytuacji, która by w jakikolwiek sposób przypominała 16 miesięcy lat 1980-1981. Aparat ten poprze każdego, kto zagwarantuje mu przywrócenie dawnej pozycji i starego stylu rządzenia.

Próby odzyskania utraconych pozycji i przywrócenia starych wypróbowanych metod napotykały na pewien opór wewnątrz partii. W wyborach 1981 roku w niektórych miastach, a nawet na szczeblu województw, doszli do głosu działacze nowego typu — wyłonieni z dołów partyjnych, o niewielkim doświadczeniu w kierowaniu partią i zarzą­

dzaniu gospodarką, o poglądach bardziej lub mniej świadomie ukształtowanych przez okres posierpniowy. Nie są to bynajmniej zwolennicy „Solidarności" czy nawet partyj­

nych „poziomek", ale też często cechuje ich silny antagonizm w stosunku do starego aparatu. Mają oni często szczególny stosunek do karier partyjnych, traktując je raczej jako przerwę w pracy zawodowej, a nie przyszłą drogę życia. Daje im to pewną niezależność, przynajmniej w sferze psychicznej, od zawodowego aparatu i wyższych instancji partyjnych. Wnieśli oni gdzieniegdzie pewien nowy styl, traktując serio hasło przewodniej, a nie rządzącej roli partii, lansując bardziej partnerskie stosunki z

administ-90 Jacek Tarkowski

racją terenową i gospodarczą i zostawiając im spory margines samodzielności. Niektórzy z nich poparliby prawdopodobnie reformistyczne, liberalne rozwiązania i mogliby się stać bazą liberalnego skrzydła w partii, jeśliby wbrew wszelkiemu prawdopodobieństwu takie skrzydło powstało. Nadchodzące wybory do władz partyjnych będą dla aparatu dobrą okazją do pozbycia się z szeregów partyjnych tych nowych działaczy, a w każdym razie tych, którzy nie będą skłonni akceptować ustalonych reguł gry.

Armia

Armia jako jedyna wyszła z okresu „Solidarności", stanu wojennego i przetrwała do dzisiaj nienaruszona organizacyjnie, z umocnionym morale, w glorii „zbawcy ustroju"

i świadomością długu, jaki zaciągnęły u niej inne sektory elity władzy. Można sądzić, że w armii nadal panuje poczucie misji i odpowiedzialności za kraj, wzmocnione przekona­

niem o skuteczności własnych metod i sprawności działania. Wprawdzie niektórzy oficerowie, pełniąc funkcje komisarzy, mogli się przekonać, jak trudne jest kierowanie życiem gospodarczym, to jednak armia nie wyzbyła się przekonania o tym, że materia życia społecznego i gospodarczego jest w pełni powolna, jeśli tylko poddać ją zdyscyplino­

wanym i dobrze zorganizowanym działaniom. Warto tu może na marginesie wspomnieć, że wielu przedstawicieli administracji terenowej czy gospodarczej ma na ten temat krańcowo inne zdanie. W ich oczach działania terenowych grup operacyjnych, a szczególnie komisarzy wojskowych ujawniły brak kompetencji, arogancję i nieprzydatność metod wojskowych w życiu cywilnym.

Specyficzne są stosunki armii ze społeczeństwem i innymi sektorami elity władzy.

Jest to grupa o wysokim stopniu izolacji organizacyjnej, a nawet często przestrzennej (zielone garnizony, osiedla wojskowe). Wzmacnia to charakterystyczną dla wszystkich armii zawodowych kastowość. Efektem tego stanu rzeczy jest m. in. podatność na indoktrynację i manipulację propagandową, ze względu na izolację od konkurencyjnych wartości i źródeł informacji. Ułatwiło to i ułatwić może w przyszłości wpajanie przeko­

nania o szalejącej anarchii, bałaganie, braku dyscypliny — zjawiskach sprzecznych z mentalnością wojskową, które należy wojskowymi metodami zlikwidować. Charakte­

rystyczna jest także wysoka izolacja i niezależność wojska od społeczeństwa, w przeci­

wieństwie do np. administracji terenowej czy gospodarczej, które wbrew pozorom muszą w swych działaniach brać w jakimś stopniu pod uwagę nastroje mieszkańców i załóg, na tyle przynajmniej, by zapewnić wykonanie planów i uniknąć strajków i innych maso­

wych objawów niezadowolenia. Jednocześnie armia ma świadomość wysokiego presti­

żu, jakim cieszy się w społeczeństwie. Sondaże opinii publicznej zgodnie wskazują, że zarówno w trakcie trwania stanu wojennego, jak i po jego zniesieniu armia utrzymała drugą pozycję po Kościele wśród instytucji cieszących się prestiżem i zaufaniem społecznym. Przekonanie to wzmacnia pozytywna opinia znacznej części społeczeństwa o Terenowych Grupach Operacyjnych i efektach ich działalności.

Mniej uświadamiana jest względna izolacja armii od innych sektorów elity. Kadra oficerska praktycznie nie uczestniczyła w karuzeli stanowisk, wymieniającej ludzi po­

między poszczególnymi sektorami i będącej ważnym mechanizmem integracji cywil­

nych sektorów elity władzy. Inny mechanizm integracyjny — krzyżujące się i

nakładają-ce się na siebie funkcje, także tylko w niewielkim stopniu obejmował kadrę ofinakładają-cerską, szczególnie na niższych szczeblach, gdyż np. w KC PZPR reprezentacja generalicji była bardzo silna. Dawało to i nadal daje oficerom nie tylko poczucie pewnej niezależności, ale wyłączało armię z posądzeń o korupcję, nadużywanie przywilejów, udział w ukła­

dach itd. Co więcej, wytworzyło to ws'ród kadry oficerskiej przekonanie o własnej uczciwości i czystości moralnej, któremu towarzyszy niekiedy pogardliwy i podejrzliwy stosunek do cywilnych sektorów elity, a w szczególności do aparatu partyjnego, ze względu na jego skorumpowanie, słabe morale w godzinie próby i niezdolność do poradzenia sobie z kryzysem, który był jego dziełem. Odnajdujemy tu kolejne źródło poczucia wyższości, misji i znaczenia wojska.

Istotnym elementem etosu armii jest stosunek do ZSRR i Paktu. Panuje tu swoista schizofrenia. Z jednej strony, nie ulega wątpliwości, że wyższa kadra oficerska jest mocno zintegrowana ze strukturami Paktu, a przez studia, stałe i bezpośrednie kontakty służbowe, także przez małżeństwa i powiązania osobiste ma silne związki z armią radziecką. Można założyć istnienie, szczególnie wśród wyższej kadry, mentalności i lojalności „paktowej". Jednocześnie nie ulega wątpliwości fakt występowania dość pow­

szechnie nastrojów antyradzieckich, wynikających m. in. z dominacji radzieckiej w Pakcie, w tym z radzieckiego monopolu na stanowiska kierownicze, na tle dostaw przestarzałego sprzętu, bezpośredniej kontroli radzieckiej nad kluczowymi systemami armii polskiej, wzmocnionych „normalną" polską antyrosyjskością.

Wysokie nasycenie wojskowymi służby czynnej kluczowych instytucji cywilnych wskazuje na gotowość armii do rządzenia. Można oczekiwać, że wraz z dalszym pogarszaniem się sytuacji gospodarczej czy w wypadku innych zagrożeń systemu armia, jako instytucja o najlepszym morale i poczuciu wysokiej sprawności, jakie wyniosła ze stanu wojennego, gotowa będzie wziąć odpowiedzialność przejmując po prostu władzę lub, co bardziej prawdopodobne, obejmując ją metodą „pełzającego coup d'ćtat" — wzmożonego nasycenia sfer cywilnych swoim personelem. Mimo odejścia ostatnio kilku wojskowych z ważnych stanowisk cywilnych, ich obecność w administracji państwowej jest wyższa niż się to powszechnie sądzi i dostrzega. Należy przy tym pamiętać, że są to wszystko oficerowie służby czynnej, demonstrujący ten fakt m. in. stałym noszeniem mundurów, poczuwający się przede wszystkim do lojalności w stosunku do armii i pozosta­

jący pod jej wpływem, a co ważniejsze rozkazami. Odpowiednie struktury organizacyjne, takie jak Komitet Obrony Kraju, system Wojewódzkich Komitetów Obrony czy „uśpiona"

sieć Terenowych Grup Operacyjnych, zapewniają w razie potrzeby możliwość szybkiego i sprawnego przejęcia przez wojsko kontroli wszystkich cywilnych sfer życia.

Kadra kierownicza administracji państwowej i gospodarczej

Grupa ta jest tak silnie zróżnicowana wewnętrznie, że być może należałoby rozbić ją na odrębne grupy, wyróżniając np. na szczeblu centralnym kadrę wyższą (ministrowie, wiceministrowie) i niższą (dyrektorzy departamentów w ministerstwach, dyrektorzy zrzeszeń), dalej administrację terenową szczebla wojewódzkiego (wojewodowie, wice­

wojewodowie) i w końcu dyrektorów większych przedsiębiorstw. Ze względu jednak na charakter i objętość tego opracowania potraktuję tę grupę jako jedną kategorię. Upoważnia

92 Jacek Tarkowski

do takiego zabiegu m. in. fakt, że —jak to wykazały liczne badania socjologiczne — piastowanie stanowisk kierowniczych w administracji państwowej i gospodarczej silnie się koreluje z postawami akceptacji i poparcia dla władzy.

Od lata roku 1980, mimo wszystkich słabości, błędów i daleko idących czystek (zarówno w okresie Solidarności, jak i w stanie wojennym), rola administracji państwo­

wej, zarówno na szczeblu centralnym jak i terenowym, wyraźnie wzrosła. Świadczy o tym m. in. zdecydowanie większy napływ wojskowych do administracji państwowej niż do aparatu partyjnego, znacznie częstsze pojawianie się Jaruzelskiego w roli premie­

ra niż I sekretarza oraz zwiększona i mocno podkreślana rola rządu. Charakterystyczne jest też wzmocnienie pozycji wojewodów, wyrażające się m. in. powierzaniem im przewodnictwa Wojewódzkich Komitetów Obrony. Na szczeblu terenowym stosunki

między administracją terenową a instancjami partyjnymi są obecnie bardziej równo­

prawne, nawet z tendencją do dominacji tej pierwszej w niektórych województwach i miejscowościach. Podobnie też wzrosło znaczenie administracji gospodarczej. Jak­

kolwiek by nisko nie oceniać postępów reformy gospodarczej, zakres samodzielności przedsiębiorstw i odpowiedzialności dyrektorów zwiększył się w ciągu ostatnich pięciu lat. Nie ulega wątpliwości, że opisane zmiany oddziałały i oddziałują pozy­

tywnie na morale tej grupy. Dotyczv to przede wszystkim administracji terenowej, a niektórzy jej przedstawiciele mogliby okazać się skłonni do poparcia umiarkowa­

nie reformistycznego kursu, zwiększenia zakresu decentralizacji zarządzania i zwięk­

szenia samodzielności. Podobne postawy można zaobserwować wśród części kadry kierowniczej przedsiębiorstw, szczególnie tej młodszej, która byłaby skłonna do podję­

cia ryzyka reformy i nie miałaby nic przeciwko temu, by rozluźnić nieco gorset

cia ryzyka reformy i nie miałaby nic przeciwko temu, by rozluźnić nieco gorset