• Nie Znaleziono Wyników

li urzędniczej. Opodatkowanie, konfiskaty wojenne, a w niektórych przypadkach także niegospodarność mni-chów, pozbawiły klasztory wcześniejszych zasobów, tak więc ekonomiczne przesłanki kasat miały tam sła-be uzasadnienie.

Wybuch powstania listopadowego wpłynął na zmia-nę polityki pruskiej. Funkcję naczelnego prezesa pro-wincji poznańskiej powierzono wówczas Eduardowi Flottwellowi, który okazał się nieprzejednanym germa-nizatorem ludności Wielkiego Księstwa Poznańskiego.

Jednym z głównych celów prezesa stało się zlikwido-wanie podupadających zakonów, postrzeganych jako istotny element trwania polskości. W 1831 r. posypa-ły się oskarżenia kwestarzy o szerzenie myśli powstań-czej w Wielkopolsce. Kiedy opadły emocje związane z wydarzeniami w Królestwie Polskim, na bazie planu opracowanego przez Flottwella, 31 marca 1833 r. król Fryderyk Wilhelm III ogłosił rozkaz gabinetowy ka-sujący wszystkie zakony na terenie Wielkopolski. Po-wołane komisje szybko i skutecznie przystąpiły do re-alizacji woli monarchy. Do 1840 r., kiedy to wraz ze śmiercią Fryderyka Wilhelma III zakończyła się mi-sja Flottwella, dzieło zostało sfinalizowane (zlikwido-wano 24 klasztory męskie i 5 żeńskich, tyle samo ule-gło sekularyzacji wcześniej, tj. w latach 1815–1830).

Podobnie, jak to miało miejsce na Śląsku, zsekula-ryzowanym zakonnikom przyznano minimalne uposa-żenia; mężczyźni mieli zasilić kler diecezjalny, a ko-biety kumulowano w klasztorach centralnych, gdzie miały doczekać końca swego żywota. W wyjątkowych przypadkach tolerowano pobyt zakonników starszych i przeważnie już osamotnionych (reszta konwentu

wy-spotkał ostatniego bernardyna poznańskiego – o. Ju-liana Fujarskiego (1778–1850). Podczas konferen-cji omawiano też losy innych osób konsekrowanych (w 1840 r. w klasztorze w Ołoboku, gdzie skierowa-no ostatnie żyjące zakonnice, przebywało 17 mniszek).

Wiele obiektów poklasztornych rozebrano, liczne przekazano na cele państwowe związane z administra-cją, bądź oświatą (bywało, że instalowano w nich szko-ły protestanckie). W niektórych ulokowano więzie-nia i magazyny. W Poznaniu, Bydgoszczy, Gołańczy, Środzie Wlkp. obiekty klasztorne oddano wspólno-tom protestanckim. W Poznaniu wraz z kasatą odsu-nięto od prowadzenia seminarium ojców misjonarzy św. Wincentego. Z racji decydującego znaczenia du-chowieństwa w procesie uświadamiania narodowego mas plebejskich, władze pruskie dążyły do przekaza-nia seminariów duchownych niemieckim wykładow-com. W szkole poznańskiej cel ten realizowano wraz z odsunięciem ojców misjonarzy św. Wincentego, co by-ło kolejnym elementem sekularyzacji na tym terenie.

Zasoby konwentów, podobnie jak majątek nieru-chomy, zostały przejęte przez skarb państwa pruskie-go. Cenne dokumenty i księgozbiory były przejmo-wane na poczet bibliotek pruskich (m.in. berlińskiej Biblioteki Królewskiej), stamtąd część z nich sprze-dano do prywatnych kolekcji niemieckich, czy angiel-skich. Wiele cennych woluminów wystawiono na au-kcje. Część bezcennych inkunabułów uratowano dla kultury polskiej dzięki przedsiębiorczości hrabiów Edwarda Raczyńskiego i Tytusa Działyńskiego. Przed wkroczeniem do klasztorów pruscy urzędnicy jeździli po Wielkopolsce i przekonywali zakonników do

odda-nia im księgozbiorów. Do Bi-blioteki Raczyńskich i kolekcji Działyńskich w Kórniku trafia-ły też materiatrafia-ły, które w zamy-śle pruskich likwidatorów mia-ły ulec zniszczeniu jako masa zbędnej makulatury.

Władze pruskie tłumaczyły decyzje kasacyjne m.in. potrze-bami Kościoła katolickiego.

Rzeczywiście, niektóre obiek-ty przekazano na cele kościel-ne (np. seminarium katolickie umieszczono w klasztorze po-cysterskim w Paradyżu). Z czę-ści przejętego majątku poklasz-tornego stworzono fundusz, z którego dofinansowano naj-uboższe parafie wielkopolskie.

Mniej zamożne parafie mogły też zabiegać o obrazy, utensy-lia liturgiczne, ławki, dzwony – majątek przez wieki groma-dzony w klasztorach uległ więc rozproszeniu.

Prof. Marek Derwich w trakcie konferencji

dzictwo kulturowe po klasztorach skasowanych jest m.in. inwentaryzacja spuścizny poklasztornej, jako istotnego elementu dziedzictwa narodowego. Pod-czas poznańskiej konferencji wiele miejsca poświę-cono losom poszczególnych księgozbiorów, niektórzy prelegenci podjęli próbę rekonstrukcji rozproszonych zbiorów. Wyzwanie to ogromne, gdyż księgozbio-ry klasztorne liczyły po kilkanaście tysięcy tomów, wśród nich były cenne manuskrypty i pierwodruki z XVI-XVII wieku. Czasem detektywistyczne działania historyków zmierzają do odtworzenia losów pojedyn-czych dzieł sztuki, jak np. XVI-wiecznej srebrnej ka-dzielnicy z opactwa paradyskiego. Badaniem objęto również klasztorne założenia ogrodowe, wszak drze-wa rosnące na terenach kompleksów poklasztornych to ostatni żywi świadkowie sekularyzacji.

Oficjalnie władze pruskie uzasadniały kasaty wzglę-dami natury ekonomicznej. Mniej eksponowanym pod-łożem były przyczyny polityczne. Likwidacja zakonów wielkopolskich (analogicznie do sytuacji w Królestwie Polskim po upadku powstania styczniowego), wpływa-ła negatywnie na kondycję polskości. Klasztory,

czę-polskich tradycji – przypominały o swych fundato-rach, którymi często byli władcy Polski, kultywowa-ły polskie obyczaje, gromadzikultywowa-ły spuściznę kulturową.

Niewątpliwie stanowiły więc zagrożenie dla polityki zaborców i jako takie miały zniknąć z przestrzeni spo-łecznej. W 1846 r. Ludwik Plater pisał, że w Wielkim Księstwie Poznańskim klasztory, domy i kolegia tyl-ko co do murów istnieją, co do zgromadzeń zaś albo całkiem są zniesione albo bardzo niewielu w nich po-zostało księży. Nie minęło jednak nawet pięć lat, a w zmienionych realiach społeczno-politycznych Wielko-polska uczestniczyła w dziele odnowy życia konsekro-wanego. W formule odmienionej, jednak nawiązującej do spuścizny poprzedników, powstały tam dwa rodzi-me zgromadzenia zakonne: sióstr służebniczek i sióstr pasterek. Do 1939 r. dynamicznie rozwijały się także wspólnoty przeszczepione z innych regionów, wśród nich nyskie elżbietanki. Wróciły niektóre uprzednio skasowane zakony, jak choćby lubińscy benedyktyni.

Antoni■Maziarz■

Klasztor cysterek w Ołoboku (rycina z „Przyjaciela Ludu” , 1841 r.)

Moje uszanowanie Pani/Panu – ten zwrot Profeso-ra VolodymyProfeso-ra Zinkovskyiego wielu z nas będzie pa-miętało zawsze.

Profesor Volodymyr Zinkovskyi przyjechał do Opola w czerwcu 2001 roku i jak często wspominał, już na dworcu pokochał to miasto.

Przed związaniem się z Opolem, a konkretnie z Katedrą Biotechnolo-gii i BioloBiotechnolo-gii Molekularnej Uniwer-sytetu Opolskiego, był cenionym na-ukowcem Uniwersytetu Odeskiego.

Gdy dowiedział się o możliwości pracy w Uniwersytecie Opolskim, decyzję o przeprowadzce podjął bar-dzo szybko. Wpływ na to miała naj-prawdopodobniej babcia Polka, z do-mu Matwiejczuk, która pomagała mamie w wychowaniu dwóch ma-łych budrysów, bliźniaków, urodzo-nych 28 listopada 1951 roku w Win-nicy.

Po przyjeździe do Opola Profesor od razu poprosił o znalezienie mu nauczyciela języka polskiego, uwa-żał bowiem, że jego znajomość ję-zyka jest zbyt słaba, aby prowadzić wykłady dla studentów. Oczywiście mówił całkiem dobrze po polsku, ale

dopiero po roku intensywnej nauki, gdy odmiana liczebników przestała być dla Niego tajemnicą, poczuł się komfortowo.

Profesor Zinkovskyi był zako-chany nie tylko w Polsce i Opo-lu, ale przede wszystkim w swoich studentach. Nie wyobrażał sobie, że mógłby nie przyjść na zajęcia – przecież tam na niego czekają jego studenci, nie można ich zawieść.

Szczególną opieką otaczał swoich magistrantów, spędzał z nimi wie-le czasu i był szczęśliwy, że może im przekazać część swojej wiedzy, a wiedzę posiadał olbrzymią.

Profesor był człowiekiem bar-dzo oczytanym. Znajomość litera-tury naukowej to rzecz oczywista, ale Jego także pasjonowała litera-tura piękna, historia, muzyka i malarstwo. Sam wpraw-dzie nie malował, to była domena brata bliźniaka, ale bardzo ładnie rysował.

Odeszli

Prof. dr hab. Volodymyr Zinkovskyi

(1951–2013)

Prof. Volodymyr Zinkovskyi (fot. Grzegorz Oloś)

Park w Odessie na akwareli prof. Volodymyra Zinkovskyiego

W 1900 r. nieznana z nazwiska nauczycielka języka polskiego ze Smoleńska opracowała w zwykłym szkol-nym zeszycie Historyję polskiej literatury dla klasy V i VI. Drugi zeszyt, z 1888 r., zawiera przepisane przez nią wiersze.

dzień, w którym kupił mieszkanie w Opolu przy uli-cy Wandy, w przedwojennej kamieniuli-cy, takie, jakie so-bie wymarzył. Drugi wspaniały dzień, to dzień, w któ-rym otrzymał kartę stałego pobytu. Powiedział wtedy, że wprawdzie ma paszport ukraiński, ale czuje się Po-lakiem i wprawdzie nie lubi podróżować, ale może po-jechać do każdego kraju w Unii Europejskiej i to go w pełni satysfakcjonuje.

Pasją Profesora były kuchnie świata. Lubił goto-wać i robił to wspaniale. W przygotowywane potrawy wkładał całe serce, bo robił je głównie dla swych przy-jaciół. Jego wołowina w sosie morelowo-piernikowym lub zupa z owoców morza to dania godne najszlachet-niejszego podniebienia.