• Nie Znaleziono Wyników

Uczyæ polskiego w Ameryce: kogo i w jakim celu...?

Nauczaniem języka polskiego zajęłam się zaraz po skończeniu studiów polonistycznych, jeszcze w Polsce. Liceum im. Jana Kochanowskiego w War-szawie było moim laboratorium pedagogicznym, a choć doświadczenia, które z niego wyniosłam, nie na wiele mi się zdały w Ameryce, to jednak związały mnie z zawodem nauczycielskim. Pozostałam mu wierna do dzisiaj. Uważam się przede wszystkim za nauczycielkę języka polskiego, choć mam akade-mickie stanowisko i bez mała dwadzieścia lat pracy w Hunter College – jed-nym z kolegiów City University of New York. Gdy przed laty przyszło mi próbować sił z cudzoziemcami, o metodach nauczania polskiego jako języ-ka obcego nie miałam zielonego pojęcia. Jednak konkurencja była wtedy niewielka, a zapału miałam dosyć. Zorganizowałam wieczorowe kursy języ-ka polskiego w Polskim Instytucie Naukowym w Nowym Jorku. Najpierw, w latach siedemdziesiątych, takie kursy zwabiały przeważnie Amerykanów polskiego pochodzenia, którzy w domu rodzinnym mieli kiedyś styczność z językiem albo zaczęli interesować się nim później – na drodze poszukiwań własnych korzeni etnicznych. Ten wykluwający się trend nasilił się wśród Polonii amerykańskiej po wyborze Karola Wojtyły na papieża i w czasach

„Solidarności”, zwiększając znacznie liczebność moich kursów. Praca z ame-rykańskimi studentami okazała się ciekawa i satysfakcjonująca, bo ludzie decydujący się na naukę polskiego w Ameryce to prawdziwi idealiści, szcze-rze zainteresowani naszym językiem i kulturą. Tszcze-rzeba mieć pszcze-rzecież auten-tyczne powody i wiele samozaparcia, by „brnąć przez męki” polskiej wymo-wy i odmiany. Moimi studentami byli zarówno ludzie dojrzali (często przed pierwszą wizytą w kraju, skąd przybyli kiedyś ich rodzice czy dziadowie), jak i kształcąca się młodzież amerykańska w trzecim i czwartym pokoleniu

wyzbywająca się kompleksu polskiego pochodzenia. Pamiętam ich dobrze, a z niektórymi dotąd utrzymuję kontakt. Diana Radycki po doktoracie na Harwardzie, wykłada historię sztuki na uniwersytecie w Filadelfii. Matema-tyk Lawrence Werner pracuje naukowo w jednej z wielkich kompanii telefo-nicznych w Massachusetts, John Wojtowicz pojechał ze swą firmą do Pol-ski, a Robert Kirkland przez wiele lat był przedstawicielem Fundacji Kościusz-kowskiej w Warszawie. Raczej sporadycznie trafiali się wśród studentów nie-polscy Amerykanie. Obok współmałżonków Polaków (np. Betty – żona zna-nego operatora filmowego Adama Holendra czy Somerset Waters III – ame-rykański mąż poznanianki Wiesi), zjawiali się aktorzy – uczniowie Grotow-skiego, studenci – badacze żydowskiej przeszłości, początkujący tłumacze zafascynowani Witkacym, a nawet pewien dermatolog z ekskluzywnej Park Avenue, William Atwood, który uczył się polskiego, by czytać listy Chopi-na w orygiChopi-nale. Później w prestiżowym wydawnictwie Columbia University opublikował kilka książek o Chopinie.

Instytutowe kursy polskiego doprowadziły mnie po latach do pozycji wykładowcy w Hunter College. Uczę w nim od roku 1982, bo wtedy zdecy-dowano się w końcu wprowadzić na stałe nasz język do programu uczelni.

Obok nauki języka prowadzę tu wykłady z klasyki polskiej w angielskich przekładach („Pan Tadeusz” in English Translation, Native Americans in Polish Literature and Traditions, Sienkiewicz’s America itp.).

W Hunter, oprócz regularnych studentów, którzy wybierają polski na zaliczenie obowiązującego obcego języka, uczę także wolnych słuchaczy.

W ciągu ostatnich lat pojawiają się wśród nich bankierzy i biznesmeni za-interesowani działalnością gospodarczą w Polsce. Trafiają się obcy dyplo-maci przed służbowym przeniesieniem do Polski. Jest wielu nauczycieli-wo-luntariuszy skłonnych poświęcić letnie wakacje, by uczyć angielskiego pol-ską młodzież, albo po prostu rozkochani w Krakowie turyści.

W ciągu ćwierćwiecza pracy pedagogicznej w Ameryce „przewinęło się przez moje ręce” kilka tysięcy studentów, którzy z większym lub mniejszym powodzeniem uczyli się naszego języka. Mam nadzieję, że większość z nich go polubiła, nawet jeśli niektórym wydał się „niemożliwy” do nauczenia.

Ponieważ studentami byli zarówno uczestnicy obowiązującego lektoratu ję-zyka obcego, jak i wolni słuchacze, praca z nimi nie mogła mieć czysto aka-demickiego charakteru. Nauczyciela akaaka-demickiego w Stanach Zjedno-czonych obowiązuje bycie atrakcyjnym. Zajęcia z klasy często trzeba prze-nosić w plener – do ogrodu Kościuszki w West Point, pod pomnik Jagiełły w Parku Centralnym, do galerii polskiego malarstwa w Fundacji Kościusz-kowskiej czy nawet – do polskiej restauracji w Green Point. Wieloletnia praca z amerykańskimi studentami dała mi olbrzymie doświadczenie zarówno

spo-łeczne, jak i dydaktyczne. Moim studentom potrafię wytłumaczyć, jak to się stało, że nazwisko polskiego pradziada: Zaręba, brzmi dziś i pisze się „Ju-rumba”, albo przekonać, że tak bolesne dla nich Polish jokes łatwiej jest przełknąć i zlekceważyć, znając prawdziwe wartości polskiej kultury. Potra-fię im nawet wyjaśnić karkołomną gramatykę zdania typu „pięć książek zo-stało jeszcze na półce”, w którym po liczebniku „pięć” trzeba użyć rzeczow-nika w dopełniaczu liczby mnogiej, a następnie połączyć go z czasownikiem w liczbie pojedynczej, obowiązkowo w trzeciej osobie i w dodatku w rodza-ju nijakim.

Nie wypowiadam się tu na temat podręczników, z których z lepszym lub gorszym skutkiem korzystam w mojej pracy. Próbowałam wielu: Wśród Po-laków Goczołowej i Rudzkiej, W Polsce po polsku, Z polskim na co dzień Grali i Przywarskiej, Już mówię po polsku Kucharczyka, Intermediate Po-lish Swana, Let’s Learn PoPo-lish, Cześć, jak się masz? Miodunki i ciągle szu-kam nowych i lepszych. Powszechnie znaną bolączką jest niedostatek pod-ręczników do nauczania na poziomie średnim i wyższym. Materiały adreso-wane do studentów, którzy przebrnęli już przez najtrudniejsze podstawy pol-szczyzny, powinny w większym stopniu uwzględniać potrzeby Amerykanów zainteresowanych polską historią i tradycją narodową. Nie przypadkiem spośród kaset wideo Let’s Learn Polish największym powodzeniem cieszą się lekcje przedstawiające polską wigilię, wesele i wędrówkę po Krakowie.

Poza doświadczeniem dydaktycznym, którego nabyłam w ciągu lat pra-cy pedagogicznej w Ameryce, najbardziej liczy się satysfakcja, że w posta-ci języka dostarczam moim studentom klucza, który otwiera im drzwi do skar-bca polskiej kultury. Przekonałam się bowiem, że pogłębiona wiedza o hi-storii i kulturze przodków, powodach i okolicznościach naszych upadków i wzlotów jest niezbędna do dobrego samopoczucia Amerykanina świado-mego swych polskich korzeni. I to jest właśnie najważniejszy motyw i naj-cenniejszy efekt mojej pracy w Ameryce.

Krystyna Serejska-Olszer – wykształcona w Polsce na polonistyce Uni-wersytetu Łódzkiego, pracę zawodową w Ameryce rozpoczęła w roku 1975 od prowadzenia kursów języka polskiego w Polskim Instytucie Naukowym w Nowym Jorku. Od 18 lat jest wykładowcą języka i literatury polskiej w Hunter College należącym do systemu City University of New York.

Prowadzi stałą rubrykę językową w „Przeglądzie Polskim”, dodatku kultu-ralnym nowojorskiego „Nowego Dziennika” oraz angielskojęzycznym mie-sięczniku „New Horizon”. Opublikowała tu ponad 350 felietonów z cyklu

„Nasza ojczyzna-polszczyzna” i „Learning Polish”. Na przestrzeni lat pub-likowała również artykuły i recenzje w londyńskich „Wiadomościach”, pa-ryskiej „Kulturze”, chicagowskim „2B” oraz angielskojęzycznych wydaw-nictwach „The Polish Review”, „World Authors” i „New Horizon”.

Po-nadto w Stanach Zjednoczonych opublikowała między innymi książki: For Your Freedom and Ours. An Anthology (drugie wydanie, l98l), Polish.

Handy Extra Dictionary (l996), Treasury of Love Poems by Adam Mickie-wicz (l997). Jest członkiem redakcji nowojorskiego „The Polish Review”.