Huragan na wodach Indyi Zachodnich
5. Lątarnie morskie
N a pełnem morzu, jeżeli okręt znajduje się na odpowiedniej głębinie i daleko od lądu, natenczas nawet burza nie wiele go zainteresuje. W takiem położeniu burza na morzu znaczy tyle prawie, co burza dla sie
dzącego spokojnie w izbie człowieka, z wyjątkiem ze w iatr może dach domu zerwać, albo naw et sam dom obalić i mieszkańców jego przygnieść, okręt zaś tym czasem ustawicznie ucieka przed wiatrem , który go na żaden sposób obalić nie może.
Inaczej ma się rzecz, kiedy okręt znajduje się w pobliżu lądu. Natenczas i najdokładniejsza znajomość miejscowości nie pomoże, gdyż w nocy nikt kierunku w którym płynie, widzieć nie może. Zguba okrętu jest natenczas nieuchronną; roztrzaska się o skały, albo osiędzie na mieliźnie, co to samo znaczy, jakby się roztrzaskał. Częstokroć, ustaw icznie, rozbijały się d a wniej okręta przy samym wchodzie do portów. Tysią
ce okrętów w obliczu zbawiennych przystani znalazło grób w odmętach, ponieważ podczas ciemności nocnych nie można było trafić do wchodu. Na wybrzeżach A n
glii bezustannie okręty, które szczęśliwie z Indyi wscho
dnich w racały, rozbijały się o podwodne skały, albo
— 183 ~
osiadały na mieliznach, a załoga z ładunkiem staw ała się łupem bałwanów.
Takie wypadki działy się na świecie od niepam ię
tnych czasów. Z tąd też już od niepam iętnych czasów myślano nad sposobem zapobieżenia takim nieszczęściom.
W miejscach dla okrętów bezpiecznych na w yniosłoś
ciach dalekowidnych układano stósy drzewa, które za
palano i ogień ten noc całą podsycano łuczi wem, aby okręty mogły się ku tem u płomieniowi kierować i na
stępnie znaleźć w porcie miejsce bezpieczne.
To były zawiązki latarni morskich. Później ozna
czano latarniam i niebezpieczne miejsca, ku ostrzeżeniu zbliżającego się statku.
N ajstarsza latarnia morska, o której dzieje wspo
minają, stała na małej wysepce Farus, przy ujściu Nilu pod Aleksandryą. Ztąd też nazwa Farus była mejaki czas synonimem latarni. Zbudował ją Ptolemeusz Filiadel- lus na 3Ü0 la t przed nar. Chr., ponieważ wjazd do portu Aleksandryi. mianowicie nocną porą, był nadto niebezpiecznym dla okrętów. Ale nie tylko wjazd do samego portu był z niebezpieczeństwem połączony, ca
łe wybrzeże zasiane skałam i, urwiskam i i mieliznami staw iało wielkie trudności. Mianowicie znaczna skała, wystająca daleko w morze, zagradzała okrętom drogę, do p o r t u ; tylko we dnie można było śmiało ją upłynąć nocą zaś mnóztwo okrętów- o nię się rozbijało. Na owej niebezpiecznej skale zbudował architekt 'Sostratus z Knidos owę sław ną latarnią m orską. Gmach cały, postawiony z białego m arm uru, m iał pięć piętr, z których wyższe zawsze było węższem od niższego. C a
ła budowa m iała być nader piękna; według jednych 50 0, a według innych nawet 8 0 0 stóp wysoka, przed
staw iała gmach kolosalny, który też policzono pomędzy cuda św iata. P isarze starożytni na wszystko się za
patryw ali bujną fantazyą, dla tego w edług nich św iatło latarni miano widzieć na 25 mil geograficznych. Je st to przesada, gdyż do tego powinna taka latarnia mieć
184
2 0 0 0 stóp wysokości, co jest oczywistem niepodobień
stwem. Stwierdzono zaś, że owa budowa m iała 547 stóp wysokości i św iatło jej widne było na 10 mil geograficznych.
L atarnia F aru s nie była właściwie latarni?, ale kolosalnym gmachem, którego podstawa była o wiele większą, aniżeli piram id egipskich. Na samym wierz
chołku była płaska podłoga, na której naładowano stosy drzewa i zapalano je, a św iatło owego płomienia widne było zdaleka i służyło okrętom za wskazówkę.
N a wysepce, na której owa F aru s stała, pozakładano najpiękniejsze ogrody i plantacye, oraz piękną osadę, zam ieszkałą przez rodziny tych, co byli przeznaczeni do obsługiwania gmachu. Później Juliusz Cezar zburzył tak osadę ja k i zakłady ogrodowe, ale wieży nie n a
ruszył. Obecnie wioać jeszcze szczątki owego gmachu.
H istorya nie pozostawiła nam wiadomości, na jaki spo
sób zburzenie gmachu nastąpiło, wiadoma tylko, że wieża sta ia jeszcze przez 1600 lat.
Z czasem nastały już właściwe latarnie, gdzie ju ż nie palono drzewa, ale lampy. Najsławniejszą z nich je s t latarnia na wyspie Eodos, znana pod nazwą k o l o s r o d y j s k i . I tu port lubo wygodny, m iał tak niebez
pieczny wchód, że starożytni uznali konieczność latarni, .f.tórą też postawili. Ale latarnia owa morska nie była :o zwyczajna wieża, iak je dzisiaj budują, tylko żela-
■ zny ogromny kolosalny posąg Apolina. W yobrażał on, o.vego bożka, stojącego okrakiem lewą nogą na jednej praw ą na drugiej stronie języka morza port stano
wiącego. W jednej ręce trzym ał wysoko po nad gło
w ą właściwą latarnią. W ysokim był na 70 łokci, czyli 140 stóp, nie rachując wysokości wybrzeża. Największe o srę ty mogły z masztami pomiędzy nogami owego po
sągu przepływ ać bez obawy, aby czubkami masztów zawadzić. Kolos ów policzono do cudów św iata sta
rożytnego, na co właściwie zasługiwał.
185 —
R zeźbiarz C h a r e s zbudował ów olbrzymi posąg
•ze 3000 talentów żelaza. Żelazo jednakże było, że się tak wyrazić trzeba, skórą owego posągu, gdyż wnętrze wyłożone było rusztowaniam i z belek. We wielkim palcu prawej nogi znajdowały się drzw i i schody, prowadzące aż do samej latarni.
Ów posąg sta ł nie długo. Prawda, siła ludzka nie byłaby mu m ogła zbyt wiele szkodzić; ale cóż zna
czy siła ludzka do siły natury! Ów z tak wielkim trudem i kosztem wzniesiony kolos, ru n ął podczas trz ę sienia ziemi po 56 latach swego istnienia. Starożytni zaniechali odbudowania, ponieważ zabraniała tego jakaś wyrocznia. Z tąd gmach ten leżał długie czasy w gru zach, aż dopiero, skoro Rodus dostał się w Y II wieku pod panowanie Saracenów, Kalifa Osman sprzedał gruzy jakiem uś żydowi, który wywiózł żelazo na 9 80 wiel
błądach.
Starożytni łączyli zawsze z użytkiem ■wielkość rozmiarów, a może dumę. Chodziło im nie tylko o to, aby coś przynosiło pożytek, ale aby równocześnie zdumiewało ogromem, albo nęciło oko wytwornością.
Dzisiaj świat się na takie rzeczy zupełnie inaczej za
patruje ; dzisiaj latarnie morskie me są niczem więcej, jak okrągłą, wysoką wieżą, bez najmun jszych upiększeń.
W środku znajduje się kilka izb dla pomieszczenia stróżów latarni, a na samym wierzchołku szklana ko
puła do umieszczenia w niej palących się lamp. (Po
czątkowo były to zwyczajne, wielkie lampy z knotem , palącym się w oleju. Później nastało polepszanie lamp.) Dwaj zacni mężowie Szwajcar A r g u n d z Genewy i Q u i n - q u e t Francuz sporządzili lampy, które w Niemczech zowią argundam i, a we Francyi kinkietam i, a które o wiele jaśniejsze dają światło. Następnie odbyło się jeszcze wiele innych ulepszeń, tak że dzisiaj, lubo lam
py te zowią się nadał imieniem wynalazców, jednak co do pożytku stoją o wiele wyżej od pierwotnych. O sta
— 186 —
tnie ulepszenie polega na tem, że zapalają się elektry
cznością, zam iast ogniem, przez co wieża zabezpieczona jest zupełnie przed pożarem.
W ieża latarniowa, wystawiona na siłę tak bałw a
nów morskich, jak i wichrów, musi być bardzo trw ała.
Siła bałwanów jest straszliw a, a ponieważ o mury wieży bałwany się ustawicznie rozbijają, dla tego słaba budowa runęłaby niezadługo.
Najgłówniejszą rzeczą jest św iatło, około którego też stróże latarniowi najwięcej muszą mieć starania.
Zwykle zawiesza się do ramy żelaznej 12 do 20 lamp argundzkich. Do każdej lampy należy w klęsłe zwier
ciadło, w którego ognisku wisi lampa. Ognisko zwier
ciadła zbiera wszystkie promienie i w prostej linii rzu
ca je na morze. Owe zwierciadła są metalowe, po
srebrzane i jak najstaranniej polerowane. Ztąd też tak silnie i jaskrawo odbijają św iatło, że patrzącem u znika płom ień i lampa, tylko strum ień rażącego św iatła do
chodzi jego oka. Za pomocą tych zw ierciadeł, zwa
nych r e f l e k t o r a m i , powiększa się siła św iatła niesły
chanie, tak że kiedy bez nich św iatło lamp już o milę gaśnie, z reflektorami widzieć je można do pięciu mil, i można by je dalej widzieć, gdyby w ypukłość ziemi nie stała na przeszkodzie.
Liczba latarń jest nie m ała. a nawet znajduje się czasem kilka ich blizko siebie. Że zaś okręt, jeżeli się pomyli w latarni, to jest kiedy uważa jedne latarnią za inną, łatw o może popaść w nieszczęście, ztąd też dla um knienia pomyłek musiano pomyśleć o odmianie św ia
tła każdej pojedynczej latarni, a przynajmniej dla roz
różnienia blizko siebie stojących. I tak mają albo ko
lor czerwony, albo biały, zielony, niebieski i tam da
lej. albo też u jednej zmienia się kolor z białego na inny, u innych obraca się światło kołem, owrdzie to zajaśnieje to zniknie, u innych znowu wznosi się i opa
da. Bóżnica tu była koniecznie potrzebna. Niebez
pieczny K ategat ma na około pełno la ta rń . Bardzo
— 187 —
■więc wiele będzie okrętowi na tem zależało, aby wie
dział czy widzi wśród ciemnej nocy latarnią w Kullen, czy w Niddingen, w Tindelen lub też na przylądku Skagen.
Jeszcze i powyższa różnica św iatła nie zupełnie wystarcza. Tak na lądzie, jak i na morzu są gościńce, które mi tylko bezpiecznie podróżować można; jeśli okręt zboczy z takiego morskiego gościńca, natenczas uderzy o skały. Czasem do portu jest tylko jedyna jedna droga bezpieczna. Z tąd też niektóre latarn ie tak są urządzone, że skoro okręt zboczy z linii, natychm iast św iatło ukazuje mu się w innym kolorze. Jeśli z o- krętu widzą inny kolor w latarni, natychm iast z tego koloru odgadują, po której znajdują się stronie latarni i wiedzą drogę, aby się na bezpieczny dostać gościniec morski.
św iatło ruchome, tak kręcące się, jak błyszczące, to gasnące pochodzi z urządzenia wr latarni. Są tam przyrządy odpowiednie, które albo sprężyna, albo też ręka ludzka porusza.
W szystkie te różnice św iatła muszą być żeglarzowi znane. Toznać z tego można, że do żeglugi bardzo wiele należy. Każdy kapitan powinien zupełnie do
kładnie być obeznany z wszystkiemi właściwościami la
tarni morskiej. w przeciwnym razie latarnia morska, dla innych gwiazda zbawienia, dla niego mogłaby w łaś
nie być przyczyną nieszczęścia.
Ale znowu jak żeglarz znać powinien św iatło i właściwość każdej latarni, tak z drugiej strony Stróże latarniowi muszą największego dokładać starania, aby najmniejsza nie zaszła nieregularność, najmniejsze uchy
bienie. M ała niedbałość mogłaby się stać przyczyną nieobliczonych strat. Z tąd też na stróżów bierze się ludzi wypróbowanej poczciwmści i ludzi trzeźwych.
Służba ich byłaby wcale nie przykrą, gdyby nie była niewmlą. Stróż taki prócz towarzyszy kilku nikogo nie widzi, z wyjątkiem łodzi przywożącej mu co kilka
— ' 188 —
tygodni, albo nawet co kilka miesięcy żywność. Je st on sam otny, odcięty od św iata i ludzi. Ztą,d też p ła ca jego wysoka i żywność obfita.
W nowszych czasach zaprowadzano miejscami tak zwane ś w i a t ł o d i o p t r y c z n e . Zam iast wielh, pali się tylko jedna lampa z potrójnym knotem, znajdującym się w kołach koncentrycznych przy wspólnym środku.
T u więcej, jak u innych latarni, trzeba mieć baczenia na lampę, aby nie zagasła Lam pa ta jednakże je s t tańsza co do m ateryału, a mocniejszą co do św iatła.
W ypala się w niej na godzinę jeden funt oleju.
J a k się można spodziewać, latarnie morskie stoją zawsze w najniebezpieczniejszych punktach. Dawniej bywały one na lądzie, dzisiaj zaś stoją w morzu, cza
sami na tak niebezpiecznych punktach, że człowiek dziwi się, jak można było wśród pieniących się b a ł
wanów stawiać mury. Gdyby starożytni dzisiaj ożyli, zapewneby do swych siedmiu dołożyli setki innych cu
dów, gdy z praw ie każda latarn ia morska z większemi pow stała trudnościami, aniżeli na F aru s albo Rodus.
Jedną z najpiękniejszych budowli tego rodzaju, jest latarnia morska na wyspie G o r d u a n , przy ujściu Garonny do odnogi Biskajskiej. W ystaw ił ją budowni
czy Ludwik de Foix z polecenia króla francuzkiego H enryka II. Potrzeba do tego było czasu 26 lat, od roku 1584. do 1610. W yspa, na której latarnia stoi jest skalista, poszarpana, i tylko nad powierzchnią mo
rza podczas odpływ u; podczas przypływ u zaś rozbijają się o jej skały bałwany, tworzą się nad nią ściany wodne, zagrażające każdem u okrętowi. L atarn ia jest ta k szeroka przy podstawie, jak i wysoka, to jest ma 145 stóp szerokości (4 1 4 stóp obwodu) i 145 stóp wysokości. Nad tą wieżą wznosi się sama latarnia, czyli szklana kopuła wysokości 22 stóp. Tak zewnątrz, jak i wew nątrz jest latarnia jak najpiękniej przyozdo
biona. Na galeryi zewnętrznej przy kopule znajdują się piękne wyroby rzeźbiarskie. G aleryą ma każda la
— 189 —
tarnia m orska, aby można obok kopuły chodzić i pa-»
trzeć z tej wysokości na morze, ale żadna nie ma tak ozdobnej. Lecz i wewnątrz znajdują się strojne salony, a nawet piękna kaplica. Tam stoją wyzlacane posągi H enryka II, założyciela latarni, i H enryka IY , który wieży dokończył. Oprócz tego mnóztwo innych drogocennych pomników, a wreszcie w kopule posąg budowniczego de Foix. M ieszkania stróżów są również bardzo gu
stowne i wygodne, aczkolwiek nie tak przepyszne, jak salony królewskie.
Jednym z najwygodniejszych portów na świecie jest port Plym outh (Plim us) w Anglii. Nie zawsze był on jednakże bezpiecznym. W odległości mili od sa
mego portu znajduje się skała, która w czasie odpływu ukazuje się na powierzchni, podczas przypływu jednakże pod powierzchnią. Zwykle wzburzenie morza wskazuje, że w tem a w tern miejscu znajduje się skała, i okrę
ty m ają się w takich razach na baczności. Tu je
dnakże nic owej groźnej skały nie zdradzało, ponieważ całe morze na około podczas przypływ u się w zburzało;
tylko tw orzyło straszliwy skryty prąd wirowy, który chwytał statki i zanosił je na owę skałę, gdzie rz u
ciwszy je o nię, rozbijał. Nazwano też skałę owę razem z prądem W i r o w ą s k a ł ą , a po angielsku Eddy- stone. Rzeczywiście było to niebezpieczne miejsce.
Okręty, które tysiące mil odbyły, które wszystkie nie
bezpieczeństwa przebyły, tu właśnie w obliczu wygo
dnego portu rozbijały się i morze pożerało tak ludzi jak i ładunek. N ie dziw tedy, że poczęto szukać spo
sobów w celu odwrócenia bardzo licznych nieszczęść.
Rząd angielski, starający się o rozwój żeglarstw a u siebie, postanowił na tern miejscu zbudować latarnią morską. Ale łatw iej było postanowić, aniżeli postano
wienie wykonać. Skała była od lądu o o xj % mili ge
ograficznej odległa, a zwłaszcza dwa razy na dzień za
lana przypływem, który właśnie tutaj jest silnym, po
nieważ wody walące się z Atlantyku, rozdarszy się na
— 190 —
połowę, wlewają się w ciasne otwory na lewo kanału Irlandzkiego, a na prawo w otwór kanału L a Manche.
Ż e otwory te są za ciasne, aby woda mogła się w nich na dalsze rozłożyć przestrzenie, przeto się zapy
cha, wznosi wysoko, burzy, wre, pieni i ryczy bałw a
nami. Jakże tu tedy można pomyśleć, aby w rozhu
kanych bałwanach zakładać fundam enta; jakże nie za
drżeć na widok piętrzących się ś c ia n ; jakże odważyć się stanąć mizernemu człowiekowi w pośród g w ałto
wnego w iru? Spodziewać się należało, że co za dnia podczas krótkich chwil odpływu zbudują, to bałwany spłóczą w nocy. Przytem trzeba było i na to zwró
cić uwagę, że wszelki m ateryał nie tylko trzeba będzie na łodziach zwozić, ale i mieć go ustawicznie na ło
dziach, ponieważ skała była za m ałą, aby go na niej składać można.
Pomimo tego zgłosił się śm iały budowniczy z L ittleburga nazwiskiem W istanley z modelem i koszto
rysem do rządu, który też rząd aprobował. W ska
łę zapuszczono mocne żelazne sztaby, które znowu po
wstrzymywały wielkie kwadratowe kamienie, służące za podstawę całej wieży. W śród walki ze wszystkie- mi jakie można sobie tylko pomyśleć, niebezpieczeń
stwami, stanęła jednakże w przeciągu lat 4 latarnia morska. W istanley ze względu na łam iące się u sta
wicznie bałw any na skale dał zbudowanej przez siebie latarni zupełnie inną formę, różniącą się od zwyczaj
nych. Podczas bowiem, gdy zwykłe latarnie mają for
m ę ostrosłupa, podobnego do tak zwanych wiatraków holenderskich, to jego latarnia była postawiona na kolum
nach wysokich, i dopiero u góry wysoko ponad po
wierzchnią, dokąd już bałw any nie dochodzą, a przy
najmniej, gdzie już nie mają siły, dopiero tam była kopuła z mieszkaniem dla stróżów. Budowa cała była nader silną, a W istanley tak był przekonany o jej trwałości, że nieraz wynurzał swe życzenie, aby się
— 191 —
na niej mógł znajdować podczas straszliwej burzy.
Tymczasem burze zwyczajne budowy nie naruszały.
L atarnia zaś okazała się zaraz w swych dobroczynnych skutkach. P o rt się ożywił, handel się wzmógł, a okrę
ty czuły się bezpiecznemi.
D nia 26 Listopada 17 0 3 roku u dał się W istan- ley do latarni, ponieważ było tam jakieś m ałe uszko
dzenie do naprawienia. Podczas tego pow stała burza, zerw ał się orkan tak straszliwy, i morze poczęło tak okropnie szaleć przez całą noc z 26 na 27 Listopada, że najstarsi zapewniali, iż takiej burzy jeszcze nie prze
żyli. W istanley znajdow ał się tymczasem w swej la
tarni, i tak życzenie się jego spełniło, że mógł się
w
niej znajdować wśród srogiej burzy. Niestety! nie wy
szło to ani jemu, ani nikomu na pożytek, bo gdy rano tłum y ciekawych nad morzem zwróciły swe oczy na latarnią, nie zobaczyły z całego pięknego gmachu ani najmniejszego znaku. I latarnia i jej budowniczy i stróże i robotnicy — wszystko znikło bez śladu, Inaczej też być nie mogło i nikt nie winował nieszczęśliwego W i- stanleya, ponieważ burza ta i silniejsze dzieła rą k ludzkich powinna była zniszczyć, aniżeli owę latatarn ią do m ałej tylko skały przytwierdzoną. Osobliwszem a nie wytłómaczonem zjawiskiem jest to, że model la
tarni, znajdujący się w domu W istanleya odległym o 50 mil od morza, właśnie tej samej nocy bez żadnych przy
czyn zewnętrznych rozsypał się na drobne kawałki!
Dopóki latarn ia stała, dopóty port był bezpiecz- cznym ; skoro zaś latarnia runęła, natychm iast dawne nieszczęścia się powtórzyły. Z tąd zaczęto myśleć o nowej jakiej latarni. Wreszcie za czasów królowej Anny, w trzy lata po zniszczeniu pierwszej latarni, niejaki John Rudyerel zgłosił się z projektem i w trzy lata zbudował na tem samem miejscu latarnią w k ształ
cie ostrosłupa z m ateryału ziemnego, a potem całą bu
dowę w yłożył zew nątrz grubem i dębowemi blochami, aby woda nie m ogła tak łatw o iłu i gliny wypłókiwać.
— 192 —
L atarnia ta sta ła przez 40 lat. Dopifero w roku 1755 z dnia 2 na 3 Grudnia pożar zniszczył w niew ytłó- maczony sposób cały ten gmach aż do szczętu; jedni domyślają się, że nieostrożność stróżów z ogniem była powodem pożaru, inni zaś utrzym ują, że piorun ude
rzył w latarnią. Niech będzie jak chce, dość, że la
tarn ia się spaliła, i port naraz sta ł się niebezpiecznym, tem niebezpieczniejszy, że wracające okręty tak z Indyi W schodnich, jako też i z innych części świata nic o spaleniu się latarni nie wiedziały, a zatem płynęły na
oślep w paszczę wiru.
Zaraz w rok później podjął się nowej budowy pułkow nik inżynieryi Smeaton. K azał on wprzód całą skałę zrów nać, a potem porobić w niej wcięcia podobne do ogona jaskółczego, które nie tylko szły w g łąb ’, ale i w ystaw ały po nad skałę. W ogromnych k w ad rato wych kam ieniach mających służyć za fundament, poro
biono odpowiednie wcięcia i wycięcia tak, że każdy kamień był jak najściślej ze skałą połączony. Prócz tego umocowano jeszcze kamienie ze sk ałą ż.elaznemi sztabam i, hakam i i obręczami, a kamienie same ze sobą które również stósownemi wycięciami były ze sobą spo
jone, opasano jeszcze łańcucham i do czerwoności rozpa- lonemi, które stygnąc ściągały się, i tem mocniej obej
mowały kam ienne płyty. Tak zwolna zaczęła z morza w yrastać budowa, aż wreszcie pow stał na 150 stóp wysoki ostrosłup u góry z kopułą. Tuż pod kopułą
mowały kam ienne płyty. Tak zwolna zaczęła z morza w yrastać budowa, aż wreszcie pow stał na 150 stóp wysoki ostrosłup u góry z kopułą. Tuż pod kopułą