W m łodzieńczej epoce ziemi naszej świat zwierzę-- cy był olbrzym im ; olbrzymie jaszczury i rybojaszczury, np. ichtyosaurus, plesiosaurus i inne zamieszkiwały mo»
rza. Gdyby nie nauka, św iat byłby nie wiedział, ja kie w pewnych epokach ziemi zwierzęta żyły na nićj;
teraz z postępem nauk z kilku znalezionych kości ucze
ni nie tylko odgadli, czem się owe zw ierzęta żyw iły, ale naw et umieją figurę owego zwiśrzęcia podać z jak najw iększą dokładnością. W szystkie te zwierzęta, k tó re znamy tylko z ich rysunku powstałego ze złożenia kilku kości, a które to zw ierzęta teraz już wym arły, nazywamy ogólnem mianem zw ierząt przedpotopowych.
Pomówmy cokolwiek o nich o tyle, o ile nam pozwoli zakres niniejszego dzieła, i co się tylko morza dotyczy.
— 60 —
Zapewne, gdy ziemia zastygła, była pierw otnie ze wszech stron okryta całkiem równą powłoką, niby szklana kula. Nim w rozm aitych epokach wyrzucone siłą ognia góry powierzchnią ziemi poszczerbiły i po
orały, woda oblew ała kulę ziemską na wszystkich pun
ktach jednakowo, czyli ziemia cała była jednem mo
rzem. Z czasem powstały góry, wysunęły się z głębin wyspy, a na owych wyspach powstała roślinność tak bujna, że my o tern słabe tylko możemy mieć pojęcie.
"W ślad za roślinnością nastały zwierzęta. Oczywiście powietrze naonczas m usiało być parne, duszne, przesią- k łe gazam i rozm aitego rodzaju, ponieważ nie tylko słońce paliło, jak dzisiaj, ale jeszcze tuż, tuż pod po
włoką, cienką może na kilka cali, w rzały ognie i pa
liły na zewnątrz, wytwarzając gorąco, nie dające się naszym zmierzyć term ometrem. Ciepło + 100° R, to mało jeszcze, kiedy pierwsze pow stały zwierzęta. A jakie to były zw ierzęta? Owóż wymoczki, zw ierzokrze
wy, promieniaki, miękczaki i ślimaki. Wszystko to ży
ło w morzu, i morze jest też właściwą kolebką świata zwierzęcego na naszym planecie. Dowodem tego są pokłady krzemionki ułożone z pozostałych resztek pancerzy i konch owych zwierzątek. Jedne z nich m iały postać mikroskopiczną, ale inne m iały czasem i stopę średnicy.
N astępnie znalazły się skorupiaki, a po nich niż
szego rzędu ryby chrząstko wate, wielkiemi kościs-temi pokryte blaszkami, a nawet i pewien rodzaj skrzy
dlatych rybek, które swym kształtem zdradzały przej
ście od raków do ryb.
Po nich dopiero n astały zw ierzęta ziemno-wodne, a nawet i nieco owadów. Pom iędzy pierwszemi figu
ruje żaba, olbrzymia żaba, większa od tęgiego wołu.
Potw ór ten przerażający m iał z ę b y n a l V 2 cala długie.
O dtąd pojawiają się coraz nowe gatunki tak wod- nych, jako i ziemnowodnych istót. Niezliczone mnóztwo zw ierząt dzisiejszym podobnych, jako to raków, muszli
— 61 —
i innych pokryw ało dno morza. Pomiędzy tymi po
częły się uwijać dwa straszydła, podobne zupełnie do krokodyla, ale mające skrzele i karm iące się morskie- mi zwierzętami. Ju ż teraz ziemia poprzerzynana była górami, ale jednak stałych lądów nie było, tylko wyspy, rozkoszną okryte zielonością. Rozkoszne ogro
dy, przecudne parki osłaniały każdą wysepkę. Jednakże życie w nich było straszne; ry k potworów walczących o życie przeryw ał cichość, a morze zapełnione było szka- radnem i zw ierzętam i, przejmującemi zgrozą, już chociaż się tylko patrzy na nie na obrazie. I tak jeden z nich nazyw ał się Ichtyosaurus, pół ryby, pół jaszczurki, a d łu gi na trzydzieści stó p ; paszczę m iał podobną do m or
skiej świni, zęby krokodyla, a płetwy ryby. Oczy je go były wielkości talerzyka, umieszczone tuż jedno obok drugiego. W ystawić sobie można, jak okropnym być m usiał wzrost tego potworu, i jakim strachem nabaw iać
; m usiał zw ierzęta, na które w padał. M iał 15 0 zębów zaostrzonych i zagiętych, a każdy z nich b y ł długim na trzy cale. Zwierzę to dla tego jest szczególnem, że rodziło żywe potomstwo, jak to ze zbadania resztek przekonać się było można.
Plesiosaurus, drugi potwór, dziwniejszy jeszcze od ichtyosaura. Było to zw iśrzę żadnem u z dzisiejszych nie podobne, a właściwie mające coś od każdego zwie
rzęcia. I tak m iało skrzele ryby, ogon krokodyla i długą, giętką łabędzią szyję, składającą się z trzydzie
stu wielkich grubych kostek pacierzowych; głow a jego wielka, zaopatrzona była w dwie wielkie szczęki uzbro
jone strasznem i kłam i. Z a pomocą długiej swej szyi mógł ó w . potwór chwytać zw ierzęta nad wodą, a sam ukryty pod wodą nie narażał się na żadne niebezpie
czeństwo. W alka' z nim m usiała zatem być dla każ
dego innego straszliwą, już dla tego samego, że ple
siosaurus m ógł kąsać na wszystkie strony, a sam ukry
te m ając całe ciało, nie wystawiał się na raży prze
ciwnika.
— 62 —
M egasaurus, potwór straszliwy, większy od wielo
ryba. podobny do jaszczura.
Teleosaurus podobny do krokodyla.
W szystkie te zw ierzęta miały przerażającą wiel
kość. Sam brzuch ichtyosaura m iał 30 stóp d łu g o śc i;
przekonano się o tern, albowiem znaleziono jesze reszt
ki. Zw ierzęta te, lubo ich nikt żywo nie widział, istn iały rzeczywiście w czasie przedhistorycznym.
W szystkie potwory przechodzi jednakże olbrzymi wąż wodny, zwany hydrarchos (król wody). R esztki tego nad wszelki podziw okropnego potworu znalazł dr. Koch w Alabamie i w szkielet zestaw ił.
Czy wąż hydrarchos należy do zaginionych; czy jeszcze istotnie w morzu żyje, tego rozstrzygnąć nikt nie umie. Spór o to toczy się od daw na; jedni tw ier
dzą, że potwór ten zniknął z naszego planety, inni utrzymują, że istnieje. Nie możemy się odważyć po
stawić jakiego twierdzenia, po krotce tylko podamy niektóre opisy i wypadki wskazujące rzekomo na istnie
nie tego zwierzęcia. O ile ono do bajek lub faktów rzeczywistych należy, niech szanowny Czytelnik podług swego zapatryw ania osądzi.
Od najdawniejszych czasów istnieją podania w u- stach Skandynawów o straszliwym wężu, który się te dy i owędy ukazywać ma na morzu w blizkości wy
brzeży. Powiadają, że w czasie zupełnej ciszy wyty
ka wąż ten głowę podobną do końskiej ze szyją grzy- w iastą i wzbija się do wysokości najwyższych masztów, przyczem syczy tak okropnie, jak świst i szum naj
gwałtowniejszego wiatru.
W pismach Olafa znajduje się wzmianka o tym potworze. „Ktokolwiek zwiedzi wybrzeża N orw ergii,
— pisze, — może tam być świadkiem osobliwszego zjaw iska natury. Znajduje się tam bowiem wąż, m a
jący 2 00 stóp długości, a 20 stóp grubości, utrzym u
jący się w rozpadlinach skał, a w nocy mianowicie przy świetle księżyca wychodzący, aby pożerać cielęta,
— 63 —
owce i świnie, albo też nasycić się krabam i i innemi zwierzętami morskiemi. Zwierzę to ma ciało całkiem łuskam i pokryte, a na szyi grzywę dwie stopy długą ; głowę, w której dwa wielkie oczy jak płom ień się żarzące wznosi wysoko, niby m aszt okrętow y; czasem napada okręta i porywa majtków znajdujących się na pokładzie.“
Opis ten datuje się z bardzo dawnego czasu. Ju ż więcej na wiarę zasługuje opis misyonarza grenlandzkie
go Egede, który opowiada, że w podróży swej do G ren- landyi widział potwór morski, wystający wysoko z wo
dy, sięgający głową wyżej żagli. Potw ór ten m iał pryskać tak wodą jak wieloryb, lecz paszczę m iał spi
czastą, a zam iast płetw m iał mieć niby płaty wiszą
ce uszy. C ałe jego ciało m iały pokrywać łuski. Skoro zwierzę to chciało hulknąć pod wodę, natenczas opuś
ciło się, spadło ze szumem, zanurzyło się, przyczem , cały ogon podobny wężowemu ukazał się na powierz
ch n i; m iał on mieć długość całego okrętu.
F erry , kapitan pewnego okrętu, człowiek wolny od przesądu i zabobonów, sam powiada o podobnem zwierzęciu. „W końcu Sierpnia 1746 roku, — są jego słowa. — powracałem w czasie ciszy z D rontheim do Bergen*). Zam ierzałem zarzucić kotwicę przy Mol
den, gdy mniej więcej na 6 mil morskich od tego portu;
kiedym właśnie zaczytał się w książce, usłyszałem na
g le szmer i hałas, jakoby owych óśmiu ludzi, którzy wiosłowali, ze sobą się k łó ciło ; równocześnie poznałem, że sternik barkę od brzegów odwrócił. Na moje za
pytanie, czemu to czyni, odrzekł, że w łaśnie wąż m or
ski się pokazuje. Rozkazałem sternikow i natychm iast łódź skierować ku lądowi, chcąc aby raz owo dziwne ujrzeć zw ierzę; pomimo próśb i zaklinań m ajtków u- trzym ałem się przy mym rozkazie i łódź sunęła w stronę lądu. Po kilku m inutach ujrzałem porówno z
*) M ia sta w N orw ergii.
— 6 4 —
nami płynącego w ę ż a ; lubo z największą usilnością s ta rałem się płynąć z nim równie szybko, jednakże w momencie nas wyprzedził. Chwyciłem tedy nabitą strzelbę i dałem do niego ognia; równocześnie z hu
kiem wąż zniknął pod wodą i już nie pokazał się na powierzchni. M usiał jednakże kilka dostać śró- tów, ponieważ na tem miejscu, gdzie zniknął, uk azał się znak czerwono zafarbowany. Głowa w podłuż wy
ciągniętego zwierza, wystająca z wody na dwie stopy po nad najwyższe bałw any, była szara, z ciem no-bruna- tnym pyskiem, czarnemi oczyma, i m iała niejakie po
dobieństwo do głow y końskiej. N a szyi znajdow ała się duża grzywa. Oprócz głowy mogliśmy jeszcze doj
rzeć siedm lub ośm zwojów tego zwierzęcia, które od siebie odstawały na sążeń długości.“
M aclean, kapłan na H ebrydach, proszony o zba
danie tego przedm iotu i danie dokładnego sprawozda
nia, co i ja k sądzić o bajecznym wężu, ta k ą daje od
powiedź:
„O debrałem list pana i byłbym prędzej na niego odpowiedział, gdybym nie był uw ażał za stosowną, żeby ponownie zasięgnąć wiadomości o tem zwierzęciu, którego opisu sobie życzysz. Jeśli mnie pam ięć nie myli, to widziałem węża morskiego w Czerwcu 1808, nie na wybrzeżach Eigg, ale przy Cali. P ły n ąłem w tow a
rzystwie na spacer w małej łodzi, gdy nagle w od
ległości !/2 mili ang. (10 m inut) ujrzałem jakiś przed
miot, który zwolna obudził we mnie największe podzi- wienie. Na pierwszy rzu t oka pokazał mi się niby m ała sk a ła ; że jednak widziałem, iż w tej stronie ska
ły nie było, przeto począłem mu się przypatryw ać i dostrzegłem, że się wysoko wzniósł z odmętów. Po kilku małych poruszeniach s ta ł on się oku memu cał
kiem widnym i dopiero spostrzegłem, co to jest. Prze
rażony tak niezwykłym widokiem i straszliw ą postacią zwierzęcia, skręciłem ster barki, aby się nadto od lą du nie oddalać, gdy nagle ujrzeliśm y ów potwór tuż
— G5 ~
przy nas wydobywający się z wody. Przekonani, że goni za nami, zaczęliśmy z całej siły wiosłować, aby uciec, i w łaśnie w chwili kiedyśmy na sk a łę wysko
czyli i na nię się wdrapywali, ujrzeliśmy, że ów wąż morski zwraca się d o . części przedniej naszej barki.
K ilka sążni od barki, gdzie woda nie była nadto g łę
boka, wyciągnęło zw ierzę głowę z wody w górę i zro
biło nią kilka poruszeń, z których wyraźnie zauważyć mogliśmy, że się chciało wydostać z gruntu zatoki, na k tó ry uderzyło, i na którym osiadło. Uważaliśmy po
tem na nie jeszcze z milę. Głowa jego była gruba, pod nią znajdow ała się cienka szyja, poczem znowu grubsze następow ało właściwe ciało. Ram iona — jeśli mi się tak nazywać godzi — nie m iały płetw, a ciało coraz staw ało się cieńszem. aż kończyło się ogonem, którego k ształt łatw o widzieć mogliśmy, ponieważ zwie
rzę to trzym ało ogon swój zawsze poziomo.
Poruszanie się naprzód zwierzęcia było podobne do wykręcania się pijawki, ialując z góry na dół. D łu
gość jego mogła mieć 80 stóp. Kiedy głowę m iało wzniesioną, to poruszało się wolniej, aniżeli kiedy ją miało położoną na powierzchni wody; gdy się wznosiło w górę, zapewne albo przypatryw ało się okolicy, albo wyszukiw ało i upatryw ało zdobyczy.
W tym czasie, kiedym ja widział morskiego w ę
ża, zauważono go także w pobliżu wyspy Canna. Za
łoga trzynastu statków rybackich tak się widokiem je
go przelękła, że na łeb na szyję zmykała do najbliż
szej zatoki. Pomiędzy wyspami Rum i Canna widzieli ludzie na pewnej barce, jak ów potw ór pędził za nimi.
Głowę m iał po nad wodą; jeden ze załogi owej barki opowiadał, że zw ierzę miało głow ę wielkości m ałej łodzi, a oczy wielkości talerza.“
Tyle Maclean. Rzeczywiście kilka miesięcy po owym zdarzeniu, gdzie przy Coli i Canna miano wi
dzieć morskiego węża, wyrzuciło morze trupa takiego zwierzęcia przy wyspie Stronsa, należącej do Orkadów.
M orze. 5
— 66 —
Długość jego wynosiła 45 stóp, a grubość 10 stóp.
Grzywa ciągnęła się przez krzyże od k ark u aż do ogo
na, a kiedy ją potarto, błyszczała św iatłem fosforycz- nem. Było to zapewne skutkiem nagrom adzenia a^ę w niej cząstek istót świecących, które zapełniają prze
stwory oceanu. Nie miało ono płetw, ale przy g ar
dzieli kilka ościstych iglic ułożonych wachlarze wato, które rozwinięte tworzyły na 472 stopy szeroki wachlarz.
W szystko to spisano przy świadkach i stw ierdzo
ne przysięgą złożono do ak t sędziego pokoju*).
N a wybrzeżach północnej Am eryki gruchnęła wia
domość, że się wąż morski pokazał. Towarzystwo przyrodników imienia Lineusza wyznaczyło komisarzy, którzy na miejscu spraw ę tę zbadać mieli. Spraw o
zdanie ich było mniej więcej następującej treści, które za Zimmermannem podajemy:
Roku 1817 gruchnęła wieść, że w zatoce Gloce- ste r ujrzano po kilka razy olbrzymie zwierzę. Pow ia
dano, że jego ciało było podobnem wężowi, że porusza się we wodzie z przerażającą szybkością, że pokazuje się tylko w czasie ciszy i podczas kiedy słońce świeci, a wtedy pływ a po powierzchni wody, podobnie jakby kto mnóztwo beczek tuż pokładł koło siebie w równie wielkich odstępach.
Pierw szy świadek naoczny patrzał na węża mor
skiego przez pół godziny w odległości 2 50 do 2 8 0 są
żni przez teleskop, ktorego pole było za małe, aby naraz objąć całą masę potw oru; ów potwór m iał ośm zagięć z tyluż wklęsłościami.
D rugi świadek naoczny zeznał, że 10. Sierpnia ujrzał we wodzie osobliwsze zwierzę, które uznał za w ęża, a które tak szybko się poruszało, że w 2 lub ó m inutach ubiegało milę. W edług jego opisu
wy-*) P ó ź a ie j sprow adzono do L o n d yn u c za szk ę i k ilk a k o ści z pan
cerza te g o zw ierzęcia . P o ścisły m b ad aniu w y k azało się , ż e to b y ł olbrzym i rek in . P rz y p .
aut-— 67 —
U d a ł o to zwierzę brunatno, a wyciągnięte na po
wierzchni wody leżało spokojnie; podług jego liczenia m ogła częsc widma na powierzchni być do öüciu stóp długa.
Trzeci świadek, zapytany co się tyczy potworu, tw ierdził, że widział go długim od 90 do 100 stóp.
Pow iadał on, że głow a potworu podobną była do gło
wy końskiej, albo do głowy grzechotnika. P o b ił na wodzie wielkie koła, czasami pływ ał w rozm aitych kie
runkach.
Innych jeszcze trzech świadków zeznawało iż wi
dzieli węża dnia 14 Sierpnia. Jeden z nich uw ażał że wąż rozdarł szeroko paszczę, podobnie jak lądowy!
Inny tw ierdził, że w oddaleniu 30 kroków w ystrzelił do potworu i trafił go, poczem tenże wzniósł się do gory 1 widocznie zam ierzał uderzyć na przeciw nika, ale nagle opadł, zanurzył się we “wodzie, przepłynął pod statkiem i 200 sążni dalej pokazał się na po
wierzchni, poczem z wielką hyżością popłynął na ot
w arte morze. Trzeci ze świadków ostatnich znajdo
w ał się w łaśnie na morzu, gdy potwór nagle z jaskini na wybrzeżu będącej wyskoczył i tak silnie pod okrę
tem przepłynął, że aż okręt zadrgnął; po chwili z w ró cił się napowrót i znów pod okrętem przepłynął. W y
strzelono do niego i zapewne go ugodzono, “gdyż sie odtąd nie pokazał.
Pewna am erykańska gazeta z roku 18 3 5 pisze jak niżej; K apitan Kellog, który właśnie na szu- nerze wrócił z Rochester, opowiada nam ciekawe zda
rzenie, z którem dzielimy się z naszymi czytelnikami.
Twierdzi on, że wczoraj o siódmej godzinie, dwie mile od lądu, ujrzał jakiś przedmiot leżący we wodzie, po
dobny do masztu, atoli z przerażeniem spostrzegł wkrótce, że ów przedm iot płynie wprost na okręt. N a
tychm iast dał okrętowi inny kierunek, a sam w drapał się na m aszt wielki. Potw ór przepłynął tuż przy okrę
cie, nie troszcząc się wcale o niego. Cała załoga m ia
— 68 —
ł dosyć czasu, aby przypatrzeć się owemu wężo wi. B ył on około 80 stóp długi, koloru ciemno błękitnego z brunatnem i plam am i; środek zwierzęcia m iał grubość beczki do m ąki; głowę m iał dziwnie m ałą. P atrzan o na nie blizko kwadrans, poczem zwierzę to zdaw ało się płynąć do rzeki św. W aw rzyńca.“
Nowsze doniesienia zdawają się stw ierdzać domy
sły. Dnia 6. Sierpnia 1848 roku tak kapitan Q uchar, jak i załoga okrętu Daedalus widziała zwierzę, które miało mieć 9 0 — 100 stóp długości. Przepłynęło ono pod okrętem . P rzy tej sposobności widziano jego pasz
czę, k tó rą gdy otworzyło, i wysoki mężczyzna mógł był w niej stać prosto. Dnia 6. L ipca 1856 roku w idział znowu kapitan Trom earne w powrocie swym z Chin takiego węża. M iał on bj^ć podobnym olbrzy
miemu drzewu, a na głowie m iał mieć czub jakiś osobliwszy.
J a k nie rozstrzygnięto, ażali rzeczywiście istnieje wąż hydryarchos, tak też nie rozstrzygnięto, czy poda
nie o olbrzymim p o l i p i e jest prawdziwem, czy nie, lub o ile w tem prawdy. Opowiadają, że na w ybrze
żach Norwegii pokazują się czasem z ran a wyspy ol
brzymie, czarne, a na wieczór znikają. Nie mają to być wyspy, ale ciała olbrzymich polipów. Świadectwem kilku mężów stwierdzonem jest jednakże, iż w roku 1680 polip taki olbrzymi, lubo młody jeszcze, dostał się pomiędzy skały, a nie mogąc się z tam tąd wydo- oyć, zm arniał. Ciało jego zapełniło całą zatokę, a ol
brzym ie ramiona, niby maszty, wyrywały drzewa z korze- iiiami, skoro je owemi ramionami pochwycił. Z resztą opow iadają ustawicznie o owych zw ierzętach. Twierdzą żeglarze, że czasem zawinąwszy do takiej wyspy, chodzą po mej, nie wiedząc, że to zwierzę. Baz wylądowali majt- Kowie na tak ą wyspę, a nie wiedząc, że muszlami m ułem , koralam i i porostem pokryta wyspa była zwierzęciem, rozpalili ogień, a wtedy owa wyspa spuś
ciła się nagle na dno i wszystkich za sobą pociągnęła w odmęty.
Czy taki olbrzymi polip istnieje, tego my rozstrzy
gać się nie ośmielamy. Tyle jednak praw dy, że po
lipy dorastają ogromnej wielkości. Znajdowano w pasz
czy wielorybów, albo też pom iędzy urwiskam i skał r a miona polipów, a przynajm niej odłam ki niby maszty, ważące częstokroć do 10 0 0 fantów. Tw ierdzą nawet żeglarze, że polipy mogą okręt objąć ramionami i wcią
gnąć go w głębinę.
Polipy są ze wszystkich zw ierząt najstraszliwsze.
S iła lwa, słonia do nich, to siła myszki do siły kota.
Zw ierzęta te wyglądają jak wielka kula, do której na wszystkie prawie strony przymocowane bardzo długie ogony, czyli ramiona, opatrzone dwoma rzędami ssa- wek. Kula, czyli ciało zwierzęcia, ma tylko jeden o- tw ór, służący za pysk i za k anał odchodowy. Kamio nami chwyta zwierzę zdobycz, i ssawkami wyssysa wszelką wilgoć z ciała, a resztę puszcza i pozostawia
na łup innym morskim zwierzętom. Ból, który po
w staje z ssania, ma przechodzić wszelkie wyobrażenie.
I łatw o sobie to wystawić. Wiadomo, jaki ból spra
w iają bańki przystawione do ciała — wystawić sobie teraz ten ból o milion razy powiększony. Ż adna istota nie zdoła się wydrzeć z ram ion owego strasznego zwie
rza ; zdarza się chyba, że człowiek jeden drugiego uwo- ni, uciąwszy szybko ram iona potworowi. I tedy jesz
cze niebezpieczeństwo, gdyż ucięte ram ię jeszcze się obwija, jeszcze ssie, ale oczywiście już zabić nie może.
Na wybrzeżach wielkich polipów nie ma, co jest wielkiem szczęściem, gdyż natenczas wybrzeża morskie byłyby bardziej niebezpieczne, aniżeli lasy pełne tygry
sów. Polip nie g ardzi człowiekiem, owszem ma z niego przysm aczek, ale na szczęście rzadko mu się to udaje.
Ukazuje on się rzadko na wybrzeżu, a jeszcze rzadziej na lądzie. A jednakże zdarza się i to; wtedy polip czołga się na ram ionach niby na nogach. Natenczas
— 70 —
mieszkańcy nadbrzeżni nadbiegają z linami i drągam i, ubijają zw ierza i odcinają mu ramiona, które zasolone i gotowane, smaczną dają podobno potrawę. Przytem t a kie wydobywa się św iatło fosforyczne, że jedzącym
mieszkańcy nadbrzeżni nadbiegają z linami i drągam i, ubijają zw ierza i odcinają mu ramiona, które zasolone i gotowane, smaczną dają podobno potrawę. Przytem t a kie wydobywa się św iatło fosforyczne, że jedzącym