• Nie Znaleziono Wyników

177

nr 34 (2013)

Wypowiedzi Anny Langfus

będzie bardzo dobre, to będzie wspa-niałe. I zabrałam się do pracy. Jednak prawie natychmiast ta dziewczyna przy-brała dobrze mi znane oblicze. Stanęła przede mną razem z przeszłością, którą znałam aż nazbyt dobrze. I wtedy zro-zumiałam, że nie ma sensu uciekać. To niczemu nie służy. Jedyne, co ucieczka mogła dać, to książki-bękarty, niepewne kompromisy.

I zanim jeszcze tę powieść ukończy-łam, postanowiłam: koniec z kompro-misami. Ty chcesz pisać o wojnie. Albo raczej: to nie jest tak, że ty tego bardzo chcesz, ale na razie nie jesteś w stanie robić nic innego. A zatem pisz o wojnie, ale rób to otwarcie. W taki właśnie spo-sób napisałam Skacz, Barbaro.

Punkt wyjścia trzeciej powieści jest prawdziwy. Ja go nie wymyśliłam. Zda-rzyło się to pod koniec któregoś wieczo-ru zorganizowanego w związku z moją pierwszą książką, skądinąd dość dawno.

Spotkanie z malarzami, jak mi się zdaje, paryskimi malarzami. Dyskutowaliśmy.

Rozmowa zeszła na temat zemsty. Pod koniec wieczoru zwrócił się do mnie ja-kiś mężczyzna. „Opowiem pani pewną historię” – powiedział. To była historia jego brata; uczyniłam z niej początek mojej książki. Jego opowieść kończyła się w momencie, w którym mężczyzna unosił pistolet, żeby zastrzelić dziew-czynkę i nie był w stanie popełnić tego czynu. Ja dopisałam ciąg dalszy.

Dlaczego ta historia ma ciąg dalszy?

Dlatego że problem zemsty dręczył mnie od dawna. Myślę, że zemsta, sam gest zemsty, akt jako taki, jest aktem bez-sensownym. Jest czynem, który nic nie daje, zawsze działa za późno. Nigdy nie wiemy, na kim się mścimy. Jeżeli jednak jest tak, że w danej chwili mamy do tego głębokie przekonanie, trzeba to zrobić, nawet wówczas, kiedy to niczemu nie służy. Bo jeżeli tego nie zrobimy, to coś będzie nas później prześladowało. I bę-dziemy sobie zarzucali własne tchórzo-stwo. Że powinniśmy byli to zrobić, a nie

zrobiliśmy. W stosunku do zmarłych bę-dziemy mieli poczucie winy kogoś, kto przeżył.

Wydaje mi się, że zastanawiając się nad tym wszystkim, odczułam chęć na-pisania trzeciej książki. Z tego powodu bohater jest głęboko naznaczony przez wojnę. On nie jest szaleńcem, jest jednak kimś wytrąconym z równowagi, a tak-że kimś, kto w większym stopniu niż inni nosi w sobie kompleks winy. Jego żona i córeczka zostały zamordowane, podczas gdy on ratował się ucieczką.

Ta historia zaczyna się w Berlinie, gdzie przebywa od sześciu tygodni. Błąka się, spaceruje, jest wolny, dotarł tu jako zwy-cięski żołnierz; i nic nie robi. Dlaczego?

Ma poczucie, że trzeba coś zrobić, ale tego nie robi. Cofa się przed aktem ze-msty i buntuje przeciw własnemu tchó-rzostwu.

Można wyobrazić sobie inne zakończenie tej powieści, to znaczy, że kończy ją Pani w tym momencie, kiedy Michael wraca do Niemiec z dziewczynką i ją uwalnia.

Proponowano mi to. Powiedziano mi, że moje zakończenie jest czymś zbęd-nym. I że równie dobrze można by…

Nie, nie sądzę. Nie dla mnie. Moim zda-niem bez tego zakończenia ta książka nie może istnieć. Bo przecież poprzez ten akt, którego ów mężczyzna w koń-cu dokonuje, mimo wszystko się wy-zwala. Powie mi pan, że wyzwala się niedobrze. Zgadzam się, ale to nie ma żadnego znaczenia. Być może strzelił do człowieka, który z całą tą historią nie miał nic wspólnego, może też do ojca jakiejś innej małej dziewczynki – któż to może wiedzieć? Może do człowieka w pełni uczciwego, może do łajdaka.

Nic na ten temat nie wiemy. Ale on to robi, bo w ten sposób się wyzwala.

Poprzez wykonanie gestu niewłaściwe-go, niedającego mu korzyści, odnajduje jednak swą ludzką godność. Uważam, że trauma dosięgła jego wolności, jego ruchów, jego sądów, sposobu działania, sposobu podejmowania decyzji. A teraz

178

nr 34 (2013)

Życie

podejmuje decyzję. Być może złą, być może decyduje źle.

Bez tego czynu nie mógł dalej żyć? Zanim go dokonał, nie próbował na nowo przyzwy-czaić się do drobnomieszczańskiego życia?

Chciał tego, robił wszystko, żeby do tego życia się przywiązać, żeby jednak znaleźć w nim dla siebie jakieś miejsce.

Powtarzał sobie: skoro tu jesteś, jest to dowód, że chcesz żyć. Po co grasz ko-medię przed samym sobą? Chcesz żyć, chcesz być jak inni, więc bądź jak inni.

Jest jeszcze jeden element, element nie-spodziewany: kiedy porywa tę dziew-czynkę, jego uczucia do niej są bardzo niejednoznaczne: nienawiść, zniecierp-liwienie, czułość… Jednak w pewnym momencie zaczyna ją kochać napraw-dę. Można by pomyśleć, że ta miłość pomoże mu zaadaptować się na nowo.

Ale właśnie to uczucie do dziewczynki, tak prawdziwe, ta miłość ukazuje mu nagle, do jakiego stopnia cała reszta jest złudna, i odrzuca to.

Uczucie do dziewczynki uświadomił sobie za sprawą wypadku, któremu uległa; widzi ją w niebezpieczeństwie?

Tak.

… I to właśnie sprawi, że ostatecznie zdecy-duje się wrócić do Niemiec i oddać dziew-czynkę tam, skąd ją wziął. Ale wówczas uwa-ża, że wolność osiągnie wyłącznie poprzez akt zemsty. I tu pojawia się kolejny problem, obecny już w Bagażach z piasku: stosunek do przeszłości. Powinno się ją zapomnieć czy nie?

Proszę tu uważać, trzeba na to spojrzeć inaczej. Powiedziałam już panu, że po mojej pierwszej książce nie chciałam więcej pisać o wojnie. Ale mój problem polega na czymś innym. Ja nie mogę zapomnieć, bo te sprawy są moją obse-sją. Czy tego chcę, czy nie. Oczywiście czasami to puszcza, już nie jest tak jak dawniej, to znaczy nie trwa 24 godziny na dobę. Miewam okresy wytchnienia.

Ale nagle łapie. Bez żadnego powodu.

Ot tak. Jesteś na ulicy, spacerujesz, do-brze się czujesz, ni stąd, ni zowąd, łup!

Coś pęka i to wszystko wraca, nie wia-domo dlaczego.

A jeśli chodzi o młodych, ich zdaniem są to problemy dorosłych, problemy ich rodziców; oni nie czują, żeby to ich do-tyczyło. Bo przecież to dorośli stworzy-li ten świat. Młodych ludzi nie należy winić za takie podejście. Ale z drugiej strony ważne jest, żeby ich zaszczepić przeciw temu zbiorowemu szaleństwu, w którym nastolatków tak łatwo posyła się na śmierć.

Czytamy czasami, że literatura, a zwłasz-cza powieść, pozwala zrozumieć, czym jest człowiek, jak wysoko może się wznieść i jak nisko upaść.

Kiedy napisałam pierwszą powieść, nie sądziłam, że kiedykolwiek zostanie wy-dana. Gdybyśmy mieli czas, opowiedzia-łabym panu, w jaki sposób znalazłam się u wydawcy. To nalegania moich zna-jomych skłoniły mnie do jej napisania.

Zdarzało mi się czytać książki o wojnie;

no cóż, nie zadowalały mnie. Uważa-łam, że to nie w taki sposób powinno się o tych sprawach mówić. Było w nich wiele scen przerażająco melodramatycz-nych, sytuacji zupełnie sztucznych. To już nie była rzeczywistość. Z drugiej zaś strony mówiłam sobie: oceniasz je w ten sposób, bo sama tych rzeczy doświad-czyłaś. Lecz czy nie lepiej, żeby ci, którzy ich nie zaznali, poznali je choćby w ta-kiej formie, chociażby zniekształcone?

Takie właśnie rodzi się pytanie. I jeszcze jedno: kiedy pisanie o okropieństwach nie sprawdza się w praktyce, czytelnik to odrzuca. Nie wierzy. Jest to niewąt-pliwie oznaka zdrowia. Zdrowia moral-nego. W gruncie rzeczy, to dobrze, że człowiek nie chce w to wierzyć. Jednak, z drugiej strony, być może trzeba, żeby raz na zawsze się dowiedział, jak nisko może upaść.

W Skacz, Barbaro widzimy, jak główny boha-ter, Michael, oscyluje między dwoma podej-ściami do przeszłości; z jednej strony, mówi:

„Nie chcę fabrykować sobie przeszłości; dla mnie czas się zatrzymał i nie widzę żadnego

179

nr 34 (2013)

Wypowiedzi Anny Langfus

powodu, aby go znów uruchamiać”, z drugiej zaś, nieco dalej, dodaje: „Dzisiaj jest cudow-nie, wyrwałem z przeszłości spory kawał życia, muszę zacząć od nowa”. Myślę, że to je-den z ważniejszych motywów w pani książce.

To oscylowanie między dwiema postawami.

Tak, oczywiście, ponieważ dla niego przeszłość była wszystkim, była okre-sem szczęścia. Próbuje przypomnieć sobie dzień spędzony w domu, gdy był normalnym człowiekiem. Nato-miast z drugiej strony wie, że ta prze-szłość jest dla niego łańcuchem, który przeszkadza mu wrócić do normalne-go życia. Podobnie jest z dziewczyną z Bagaży z piasku: ona nie jest boha-terką. Cierpi, chciałaby zbudować sobie zwyczajne życie, ale jej się to nie udaje.

Jeżeli się nie zabija, to tylko dlatego, że trzyma ją pragnienie życia. Ona nie może się powstrzymać, by za tym ży-ciem nie gonić, lecz nagle załamuje się, mówi sobie: nie powinnam. Wszyscy miewamy takie momenty, okresy, dni, kiedy przeplata się w nas pragnienie ży-cia za wszelką cenę z tym, co się życiu przeciwstawia – na przykład z prze-szłością. Dla Michaela przeszłość była silniejsza niż pragnienie życia. Bo osta-tecznie to przeszłość zwyciężyła.

Wspomniała pani przed chwilą o trudnoś-ciach w mówieniu o rzeczach przerażają-cych, a także o fałszywości słów, które nie są w stanie wyrazić rzeczywistości. Jakie za-tem trudności oznacza to dla pani na planie stylu? W pani książkach, a w szczególności w ostatniej, uderza przywiązanie do czasu teraźniejszego. Opowiada pani w czasie te-raźniejszym. Czy to dla pani zalążek litera-ckiego rozwiązania?

Powiedziano mi, że mam precyzyjny styl. Wiąże się to bezpośrednio z fak-tem, że francuski nie jest moim ojczy-stym językiem. Wcześniej pisałam po polsku. Pisałam z dużą łatwością. Jeżeli nie znajdowałam jakiegoś słowa, to w ni-czym mi to nie przeszkadzało, wymy-ślałam je. Byłam wolna, byłam u siebie, robiłam to, co chciałam. A przychodziło

mi to z taką łatwością, w takiej obfi to-ści, że z pisaniem nie miałam żadnych problemów. Tutaj jest inaczej. Muszę uważać, szukać. Być może dlatego mój styl jest bardziej precyzyjny. Ponieważ nie mogę pozwolić sobie na to, by po-stępować inaczej.

Z pewnością to służy pani pisarstwu. Powie-działa pani, że kiedy pisze się o wojnie, wro-giem jest przymiotnik – i używa go pani bar-dzo rzadko. Ale dlaczego czas teraźniejszy?

Czy to po to, by czytelnika rzucić w akcję?

Wydaje mi się, że to mi pomaga, nie potrafi ę powiedzieć, dlaczego. Chyba że jest to związane z psychologią, kiedy bowiem myślę o wojnie, nawet teraz, ni-gdy nie myślę o niej w czasie przeszłym.

Bez wątpienia o to tu chodzi. Właśnie zdałam sobie z tego sprawę. Wcześniej nie uświadamiałam sobie tego.

… A czytelnikowi to pomaga zrozumieć – zrozumieć nie intelektualnie, lecz poczuć, że przeszłość jest zawsze obecna i może stanowić zagrożenie.

Wie pan, czasami jestem przerażona, bo mówię sobie: to idiotyczne, przecież to zdarzyło się wiele lat temu. Ale dla mnie zawsze to działo się w ubiegłym miesią-cu, minionym tygodniu, wczoraj. Nie-kiedy powraca to z taką mocą, że wydaje mi się, jakbym dopiero co z tego wyszła.

Powtarzam sobie, że mimo wszystko czas dokona swego dzieła i ciągle na to czekam.

Mówiła pani przed chwilą o przyczynach, dla których na ostatniej stronie zachowała pani gest zemsty Michaela, który proponowano pani „ocenzurować”.

On musi sobie udowodnić, że jest zdol-ny spełnić czyn, którego postanowił do-konać.

Czy chodzi tu tylko o spełnienie pani bo-hatera? Czy w tym, że zachowała pani ten strzał z rewolweru, nie ma jakiegoś innego znaczenia?

Jak już powiedziałam, uważam, że ten akt, obiektywnie idiotyczny, nic nie daje.

Ale kiedy ma się w sobie przekonanie o jego konieczności, cóż, trzeba to zrobić.

180

nr 34 (2013)

Życie

I po dwudziestu latach nadal pani uważa, że trzeba to zrobić?

Tak.

To pani oddaje ten strzał z rewolweru, prawda?

W Skazanej na życie jest scena, w któ-rej jak głupia biegam za Niemcem

wo-kół domu; mogłam to zrobić, lecz nie strzeliłam do niego. Dlaczego? Dlatego że pomiędzy mną a tym czynem stanęło całe moje wychowanie.

A dwadzieścia lat później oddaje pani strzał?

Teraz bym strzeliła, bo teraz zrozumiałam.

Dramaty

182

nr 34 (2013)

183

nr 34 (2013)

Jean-Yves Potel