• Nie Znaleziono Wyników

Fickelsonem, pisarzem i dramaturgiem, przyja-cielem rodziny Langfu-sów, nagrana w Paryżu przez Jeana-Yves’a

Rozmowa z Maurice'em Fickelsonem

1 Przede wszystkim:

Dod (Grasset 1968), La vie intérieure (Gal-limard 1982), Pratique de la mélancolie (Galli-mard 1995).

2 Forces françaises de l’intérieur (Francuska Armia Wewnętrzna) – uzbrojone grupy ruchu oporu zjedno-czone przez generała de Gaulle’a.

3 Pierwsze wojsko francuskie, które wylą-dowało w Prowansji.

4 „Radca Ambasady Francji, rozumiejąc, że oszaleję, jeśli nie wyjadę z tego kraju, gdzie nie miałam już ani męża, ani rodzi-ców, ani nawet niani, która mnie wychowała, zachęcił mnie, żebym wyjechała do Paryża.

On i jego żona zacho-wali się wobec mnie bardzo elegancko, załatwili formalności, żebym dostała paszport i wizę, i pewnego pięk-nego dnia znalazłam się tutaj, w jednej koszuli

Paryż

Kim byli bliscy Anny Langfus po jej przyjeź-dzie do Paryża?

Słyszał pan o państwu Nehour? On tuż po wojnie był radcą w Ambasadzie Fran-cji w Warszawie. Razem z żoną nie tyl-ko załatwili jej dokumenty, żeby mogła przyjechać do Francji, ale również za-pewnili jej wsparcie, przez krótki okres nawet u nich mieszkała. Byli jej bardzo oddani. Anna Langfus dużo mi o nich opowiadała.

Zatem to o nich wspomina w wywiadzie dla Clary Malraux?4

Tak. Ale zanim przedstawię mój punkt widzenia, powinienem nieco lepiej wy-jaśnić jej sytuację. Najbliższa rodzina Anny Langfus została wymordowana w czasie wojny – jej rodzice, pierwszy mąż Jakub Rajs, niania. W tej rodzi-nie był też chłopak przygarnięty

jesz-cze przed wojną przez rodziców Anny, znam tylko jego imię: Henryk. Widzia-łem go raz, gdy był przejazdem w Pary-żu, w drodze do Ameryki Południowej.

Po wojnie Anna straciła go z oczu.

To ten chłopak, o którym mówiono, że był jej bratem.

Nie mogę panu za wiele o nim powie-dzieć poza tym, że go widziałem. Anna była chora, leżała w szpitalu Rothschil-da. Poszedłem ją odwiedzić i wtedy zja-wił się ten człowiek o imieniu Henryk, ku wielkiemu zdumieniu i poruszeniu Anny. Na jego widok wybuchła płaczem.

Był w Paryżu przejazdem, nie wiem, w jaki sposób ją znalazł.

Musiało to być niedługo po narodzi-nach Marii [urodzonej w maju 1948].

Anna była chora. Henryk pojawił się na krótko, przejazdem. Zdaje się, że Anna

121

nr 34 (2013)

Wspomnienia o Annie Langfus

miała względem niego jakiś dług moral-ny, była do niego mocno przywiązana.

Myślę jednak, że z drugiej strony była bardzo zaborcza w swoich uczuciach, szczególnie w kręgu rodziny. Trakto-wała Henryka dość ostro, ale on miał poczucie wielkiego długu wobec jej matki. Podczas tego krótkiego poby-tu w Paryżu bardzo szybko się z niego wywiązał, opłacając kaucję koniecz-ną do wynajęcia mieszkania w Pantin, przy ul. Pasteur 29. W tamtym czasie Anna mieszkała bowiem jeszcze w ho-telu w Montreuil, przy ul. Sorins 29. Wi-działem zresztą w pańskim kalendarium wywiad, w którym mówi, że doceniała atmosferę „międzyludzkiej solidarności”

tego „robotniczego bloku w dzielnicy Pantin”. Ja bynajmniej nie poznałem go od tej strony…

To był wywiad dla „Heures Claires”, komuni-stycznego pisma dla kobiet. Dziennikarka mogła zniekształcić jej wypowiedź.

Jeśli chodzi o solidarność, to Anna doświadczyła tam głównie wrogości sąsiadów, pary Polaków, którzy nie prze-puszczali żadnej okazji, by szukać zwady z Langfusami.

Czy to lokum nie przypominało ponurego mieszkania zajmowanego przez Michaela, bohatera Skacz, Barbaro?

Tak. We wszystkim, co pisała, było nie-zmiernie dużo elementów z jej rzeczy-wistego życia, ale zawsze dokonywała transpozycji.

Wracając do Henryka, był od niej starszy?

Tak, o trzy lata. Znalazłem dla pana rę-kopis, w którym Anna długo opowiada o swojej młodości i o Henryku. Znala-złem go w moich papierach. To jej pis-mo. Widać, że napisane jednym ciągiem, bez poprawek. Nie sądzę, żeby gdzieś to wydrukowano. Nigdzie się z tym nie spotkałem i nie wiem, skąd to mam5. Co do Henryka, to dowiedziałem się póź-niej, że wpłacił kaucję za to mieszkanie składające się z dwóch małych pokoi, maleńkiej kuchni, z toaletą na klatce schodowej.

Widział pan to mieszkanie?

Tak, wiele razy. Henryk miał pieniądze, zapłacił przed wyjazdem do Brazylii. Ni-gdy więcej o nim nie słyszałem.

Był Żydem?

Przypuszczam, że tak. W zasadzie, skoro nie powiedziano nic innego, to znaczy, że był. Tak dedukuję.

Wróćmy do jej pierwszych miesięcy w Paryżu.

Na kogo mogła liczyć, kiedy tu przy-jechała? Miała dwóch wujów. To byli jej najbliżsi krewni. Widziała się z nimi bardzo krótko. Akurat tyle, aby podjąć decyzję, że więcej ich nie zobaczy – od-stręczał ją ich egoizm6.

Wiem, że jeden z nich mieszkał przy ulicy Melay7. Tego nazywała „wujkiem z ulicy Me-lay”. O drugim wiemy tylko tyle, że również mieszkał w Paryżu, w centrum. Kiedy o nim mówiła, miało się wrażenie, że w pewnym sensie pragnie, by dosięgła go ręka spra-wiedliwości. W zasadzie wyrzuciła ich ze swe-go życia. Zupełnie. O ile wiem, nigdy więcej się nie pokazali, nawet kiedy dostała Nagro-dę Goncourtów. Nigdy ich nie widziałem.

Miała też dwóch kuzynów. Jeden z nich – kuzyn ze strony ojca, Szternfi nkiel – odegrał ważną rolę. Mieszkał we Francji od bardzo dawna i uprościł swoje nazwi-sko. Nazywał się Stern. Maria była do niego bardzo przywiązana. Ja od zawsze znałem go pod zdrobniałym imieniem

„Szolek”. Był jedną z osób naprawdę bli-skich rodzinie Langfusów, jedną z nie-wielu. Zmarł ponad 35 lat temu. Drugi był rabinem w Paryżu, przy ulicy Tu-renne, nazywał się Feder. Tego znałem bardzo dobrze, ponieważ był moim oj-czymem (drugim mężem mojej matki).

Po wykreśleniu wujów ze swoich uczuć i z kręgu znajomości, został jej Stern, czyli Szolek (gdy zmarł, Langfusowie odziedziczyli po nim jego skromny do-bytek). Ja również byłem z nim związa-ny, bardzo go lubiłem. Lubiłem też jej drugiego kuzyna, rabina Federa, który ożenił się z moją matką.

To u nich spotkałem Annę po raz pierwszy. Przyszła do nich z wizytą. Była

[...], bez papierów potwierdzających, że cokolwiek potrafi ę, bez pieniędzy, no i oczywi-ście bez znajomości.”

Clara Malraux, La raide [w dosłownym tłuma-czeniu: twarda, spięta, stanowcza]. Rozmo-wa z Anną Langfus,

„L’Express”, 29 listopada 1962.

5 Chodzi o notatki do wywiadu radiowego przeprowadzonego z Anną Langfus przez Pierre’a Loiseleta w 1962 roku. Zob. Moja piękna młodość.

6 Por. portrety kuzyn-ki i ciotkuzyn-ki bohaterkuzyn-ki w Bagażach z piasku.

7 Paryż, III dzielnica.

122

nr 34 (2013)

Życie

wówczas we Francji zaledwie od kilku miesięcy. Pracowała w Rueil-Malmaison w sierocińcu, gdzie uczyła matematyki.

To musiał być maj 1947. Moja matka bardzo polubiła tę krewną męża, któ-ra nagle zjawiła się tu z Polski. Staktó-rała się zająć nią jak najlepiej, ale miała też swoje obowiązki żony rabina. Dlatego w pewnym sensie oddelegowała mnie do tego zadania. W tym czasie przyszły drugi mąż Anny, Aron Langfus, był jesz-cze w Polsce.

Miałem się z nią spotkać jeszcze raz, umówiliśmy się, ale zachorowała, a ja miałem własne sprawy. No i nie spotka-liśmy się. Przyznam, że wcale już o tym nie myślałem. Ponownie zobaczyłem ją przez przypadek, w czasie jednej z wizyt u mojej matki i rabina Federa. Właśnie od nich wychodziła, kiedy przyszedłem.

Wtedy jakby odnowiliśmy znajomość.

Mieszkała już z Aronem Langfusem, który przyjechał do niej z Polski. Oczy-wiście zostawiła już wtedy sierociniec.

Aron Langfus pracował w „Joincie”8 – amerykańskiej organizacji pomocy wzajemnej, a mieszkali w hotelu, który załatwiła im moja matka. Kiedy ja nie miałem z nimi kontaktu, ona nadal się nimi opiekowała. Znalazła im hotel przy ul. Sorins 84 w Montreuil9. Wybrała go z kilku powodów. Po pierwsze, był bar-dzo tani, choć niezbyt piękny, w jednej z najuboższych dzielnic, niedaleko stacji metra „Robespierre”. Po drugie, co waż-niejsze, moja matka i ja przebywaliśmy w nim w czasie okupacji.

Więc ponownie spotkał pan Annę Langfus przez przypadek?

Tak. Wstąpiła ze mną z powrotem do mieszkania mojej matki. Przyszedłem na kolację, Anna poczekała na mnie, potem wyszliśmy razem. Nie była moją prawdziwą kuzynką, ale w pewnym sen-sie ją zaadoptowałem, tak jak zrobiła to moja matka. Później Anna przedstawi-ła mnie swojemu przyszłemu mężowi.

To był koniec 1947 roku, a pobrali się w styczniu 1948. Kiedy w maju

urodzi-ła się Maria, nadal mieszkali przy ulicy Sorins. Potem, po spotkaniu z Henry-kiem w szpitalu Rothschilda, przenieśli się do Pantin, do mieszkania, które im załatwił. Mieszkali tam do 1962 roku, do otrzymania Nagrody Goncourtów.

Krąg przyjaciół Langfusów, po ich przyjeździe do Francji, ograniczał się więc do dwóch osób: Szolka Sterna i mnie. Dwie inne pojawiły się nieco później. Pierwszą z nich była pozna-na w Pantin młoda dentystka Simone Bouchier, która bardzo polubiła Annę i spotykała się z nią nadal po zakończe-niu leczenia.

To ona według Marii znalazła jej mieszkanie w Sarcelles?

Tak. Znalazła dla swojej rodziny miesz-kanie na dziesiątym piętrze przy alei Paula Valéry’ego w Sarcelles i postarała się, żeby sąsiednie mieszkanie na tym samym piętrze dostali Langfusowie. To tylko umocniło więzi między obydwie-ma rodzinami. Simone miała dwoje dzieci dość zaprzyjaźnionych z Marią.

Na drugą przyjaciółkę mówiono

„Mimi”, nazwiska nie pamiętam. Nazy-wano ją tak, bo mieszkała z niewiary-godną ilością kotów, miała bzika na ich punkcie. W stosunku do Anny była nad-zwyczaj oddana. To była prosta kobieta.

Anna miała dar wzbudzania dość nie-zwykłych uczuć tego rodzaju, ale prócz Simone Bouchier i Mimi nie było niko-go. Inne znajomości pojawiły się wraz z jej literackim sukcesem.

Jak przyjaźń z Clarą Marlaux? Maria mówiła mi, że był taki czas, kiedy Anna Langfus u niej pomieszkiwała.

Rzeczywiście, kiedy Annę coś wytrąca-ło z równowagi albo gdy bardzo źle się czuła, szła do Clary Marlaux. Myślę, że pomieszkiwała u niej kilka razy. Była między nimi wielka sympatia, wzajemne przywiązanie. Clara Marlaux zwierza-ła się Annie. Ta znajomość zaczęzwierza-ła się w mniej więcej w okresie, kiedy Anna dostała Nagrodę Goncourtów. Nie wiem jednak, jak się poznały.

8 American Jewish Joint Distribution Com-mittee.

9 Dzisiaj ten budynek już nie istnieje.

Anna Langfus po przyjeź-dzie do Francji, 1947; archi-wum rodziny.

Anna Langfus na waka-cjach w górach, lato 1962,

„Kol Lublin. Voice of Lubli-ner”, Tel Awiw, nr 4, listo-pad 2005.

125

nr 34 (2013)

Wspomnienia o Annie Langfus

Twórczość

elokwentna. Natomiast o pisaniu po francu-sku mówi jak o trudnej pracy, dyscyplinie.

Myślę, że przejście na inny język bardzo jej posłużyło na planie literackim. Jako że nie był to jej naturalny język, nawet jeśli powoli nim się stawał, musiała kon-trolować to, co pisze, być rygorystyczna, bardzo precyzyjna. W efekcie dało to ję-zyk, który można by nazwać klasycznym.

Moim zdaniem jej językowi nadaje to wy-dźwięk metaliczny, jak u wielu pisarzy, którzy przeszli na francuski (dobrze to widać u Be-cketta). Ona ma mniej polisemiczną, zawężo-ną wizję słowa. Daje to styl szczególny, który oddaje świat raczej w chłodnych barwach.

Nie przyszło mi to nigdy na myśl. Oczy-wisty wydaje mi się przede wszystkim ten oszczędny styl. Spotykamy się z nim również u pisarzy, którzy nie zmieniali języka.

Jakich pisarzy lubiła najbardziej?

Dostojewskiego. Pierwszym prezentem, który podarowała mi na 25 urodziny, był egzemplarz Zbrodni i kary z dedy-kacją: „W wieku 25 lat jest się już dużym chłopcem”. Pewnie też Tomasza Manna – Czarodziejska góra była dla niej waż-ną książką. Kiedy spotkałem ją u mojej matki po raz pierwszy, interesowała się literaturą skandynawską, dostrzegała w niej dużą czystość. Właściwie zainspi-rowała ją jedna tylko książka – Katriina Sally Salminen10, pisarki, o której wów-czas się mówiło, dzisiaj praktycznie za-pomnianej. Była świeżo po jej lekturze.

W dwóch tytułach swoich książek – Le Sel et le soufre [Sól i siarka] oraz Amos używa odniesień biblijnych. Czytywała Biblię?

Myślę, że nie. Prawdę mówiąc, to ja wy-myśliłem Sól i siarkę po tym, jak Galli-mard odrzucił jej pierwszy tytuł – „La main gauche du Seigneur” [„Lewa ręka Pana”].

Tak, ten tytuł już występował. Widziałem listy na ten temat.

Jako że czytuję Biblię, wpadł mi w oko werset z XXIX rozdziału Księgi Powtó-Jak w okresie między rokiem 1947 a 1956 –

datą powstania jej pierwszej sztuki – doszło do tego, że zaczęła pisać? Pisała wcześniej?

Czy wówczas pisała jeszcze po polsku?

Przestała pisać po polsku. Mówiła mi, że kiedyś pisała po polsku do czasopism.

Czy chodzi o tekst, który napisała w gimna-zjum? Znaleźliśmy go.

Tak, to była praca gimnazjalistki wyka-zującej się dużą łatwością pisania.

To właśnie powiedziała mi pewna polska łacinniczka, której pokazałem ten tekst.

Lubiła łacinę i matematykę. Tak naprawdę jednak pociągał ją teatr. Dużo rozmawia-liśmy o teatrze. Zresztą naszej zażyłości sprzyjał fakt, że oboje pisaliśmy dla teatru.

Po wojnie zapisała się na kurs teatralny w Lublinie.

Mówiła mi, że miała zajęcia teatralne z uczniem Stanisławskiego.

A jej francuski?

Miała akcent, który pomału się zacierał, ale nigdy całkiem nie zniknął. Mówiła, że uczęszczała na kursy Rogera Gaillar-da, żeby poprawić swój francuski.

Mam wrażenie, że mówiła po francusku le-piej, niż to sama przyznawała. Słuchałem jej nagrań telewizyjnych – jest tam bardzo mało polonizmów, lekki akcent, raczej do-dający uroku.

Kiedy spotkałem ją kilka miesięcy po jej przyjeździe do Francji, miała lekki akcent, ale chciałbym tak mówić w ja-kimś obcym języku, jak ona mówiła po francusku.

A w jakim języku rozmawiała z Aronem?

Po polsku albo po francusku. Przy mnie rozmawiali po francusku, czasem za-mieniali kilka słów po polsku, ale nie zdarzało się to często.

Pan nie zna polskiego?

Nie. Moja matka i ojciec też byli pol-skiego pochodzenia, ale ja języka się nie nauczyłem.

W jednym z wywiadów wspomina o swoim stosunku do tych dwóch języków. Mówi, że po polsku pisała szybko, z rozmachem, była

10 Powieściopisarka szwedzka (1906–1976), Katriina to jej pierwsza powieść (1963), opisu-jąca społeczny upadek młodej dziewczyny z dobrego domu.

Anna Langfus z mężem i z córką na wakacjach w górach, 1962, „Kol Lub-lin. Voice of Lubliner”, Tel Awiw, nr 4, listopad 2005.

126

nr 34 (2013)

Życie

rzonego Prawa: „Siarka, sól, spalenizna po całej jego ziemi”. Powiedziałem jej o tym, a ona go przyjęła.

Tytuł Les Bagages de sable [Bagaże z piasku]

pochodzi natomiast z wiersza André Brétona.

Czytała surrealistów?

Często jej o nich mówiłem, ale ona wcale ich nie czytała. Po przyjeździe do Pary-ża zatopiła się w literaturze klasycznej.

Literatura francuska mało ją interesowała?

Przeciwnie. Po otrzymaniu Nagro-dy Goncourtów czytała dużo autorów współczesnych, organizowała nawet debaty w Sarcelles, w bibliotece, która dzisiaj nosi jej imię. Czytała współczes-ne powieści – wszystkiego po trochu.

Wcześniej wypożyczała książki w bi-bliotece w Pantin. Pamiętam, że dałem jej kiedyś Pieśni Maldorora – jedną z moich ulubionych ówczesnych lek-tur. Nie była zachwycona. Powiedziała:

„Dla mnie Lautréamont to romantycz-ny nastolatek, rozgorączkowaromantycz-ny, egzal-towany, nie pisze nic, czego nie można by znaleźć u innych autorów, takich jak Dostojewski”.

A Romain Gary?

Nigdy o nim nie rozmawialiśmy.

A z Polaków?

Jeśli chodzi o teatr, to autorem liczą-cym się dla niej najbardziej był Juliusz Słowacki. Podarowała mi egzemplarz Balladyny.

A Mickiewicz?

Nieszczególnie. Sienkiewicz też nie.

Żeromski?

Nie rozmawiała ze mną o literaturze pol-skiej, poza Słowackim. Mówiła czasem o swoich uczuciach do języka polskiego, o fi zycznym wręcz odczuciu, fi zycznym związku z tym językiem. Jak mówiła, związku na płaszczyźnie zmysłowej…

Ale to zdarzało się przede wszystkim przed jej pierwszymi próbami pisania po francusku.

Kiedy zaczęła?

Nie wiem, czy zaczęła pisać dla teatru przed kursem u Rogera Gaillarda, czy po nim. Wydaje mi się, że po. Był ktoś, kto

w jej karierze literackiej odegrał ważną rolę – Philippe Hériat.

Który zaprowadził ją do Jacques’a Lemar-chanda pracującego u Gallimarda.

Tak. Po publikacji Skazanej na życie [Sól i siarka] miała znajomych w środowisku literackim. Tak było już po wystawie-niu przez Pitoëff a jej pierwszej sztuki, Trędowatych, choć krytycy zareagowali wtedy powściągliwie. Rzeczywiście, nie jest to jej najlepsza sztuka.

Dużo ich napisała?

Moim zdaniem z jej sztuk11 tylko jed-na jest jed-naprawdę godjed-na uwagi – Amos.

Jedyna, która podoba mi się bez za-strzeżeń. Tak naprawdę teatr był dla niej rodzajem wprawki, ale wszystkie jej sztuki są interesujące, coś wnoszą.

Anna Langfus nie mogła napisać czegoś, co pozostawiałoby obojętnym.

Widać to w Trędowatych, gdzie odnajdujemy większość tematów, które później rozwinęła.

Ta sztuka spotkała się z ostrą krytyką, chyba Claude’a Lanzmana. Bardzo mnie to zabolało.

Jak zetknęła się z Sachą Pitoëff em?

Nie wiem, czy to Hériat, czy Lemar-chand zainteresował się Trędowatymi i skontaktował ją z Pitoëff em. Wiem, że ktoś w tym pośredniczył, ale nie przy-pominam sobie kto.

Anna Langfus opowiadała gdzieś, że ludzie opuszczali salę zaszokowani, bo jej tekst wydał im się nie do zniesienia. Niedawno go czytałem – to trochę przesadzone.

Zgadzam się. To jej pierwsza sztuka.

Z pewnością są w niej niezręczności, brak proporcji między scenami, tak-że jeśli chodzi o postaci. Pewne prze-jaskrawienia. Na przykład jeśli chodzi o Wolskiego, złego teścia Sama, głów-nego bohatera. Ale są tam też fragmenty bardzo mocne.

Pamiętam, jak po przedstawieniu ba-wiliśmy się, parodiując tę sztukę. Jest tam scena, w której bohaterowie piją herbatę i pada zdanie, które po fakcie ją samą bawiło: „Ta herbata naprawdę mnie rozgrzała”. Kiedy więc piliśmy

ra-11 Teksty większości (dziesięciu) sztuk Anny Langfus zostały złożone w Société des Auteurs (SACD – Stowarzysze-nie Autorów) staraStowarzysze-niem Maurice’a Fickelsona.

127

nr 34 (2013)

Wspomnienia o Annie Langfus

zem herbatę, jedno z nas zawsze to zda-nie przypominało. Dowodzi to, że miała dystans do tego, co robiła. Później na-pisała inne sztuki, zawsze nacechowane pewnym realizmem: La petite grandeur [Mała wielkość] i kilka innych, wreszcie Amos, która jest przemyślana, opano-wana warsztatowo, udana i oryginalna.

Trzy jej sztuki zostały wystawione: Trę-dowaci, L’homme clandestin i Amos12. Tuż przed Le Sel et le soufre.

Dla mnie ta powieść to jej najlepiej na-pisany utwór. Była dla niej rodzajem eg-zorcyzmu, sposobem na uwolnienie się od ciężaru przeszłości. Skądinąd bez-skutecznym.

Otrzymała za nią Nagrodę Charles’a Veillona.

Jak to się stało, że Szwajcarzy zainteresowali się Anną Langfus?

Nie wiem. Wiem tylko, że pozwoliło jej to spędzić wakacje w górach w szwaj-carskiej Montanie. Byliśmy tam razem:

moja matka, moja żona, Langfusowie i ja. Wynajęliśmy duży domek.

A jej opowiadania?

Przygotowałem dla pana listę – myślę, że wyczerpującą – dziewiętnastu opowia-dań, które napisała. Większość z nich, podobnie jak jej sztuki (z wyjątkiem Amosa), to gamy, które ćwiczyła, by uzyskać biegłość we francuskim, który nie był jej ojczystym językiem. Dawała mi je do przeczytania, żebym wskazał

jej błędy. Później zabrała się do pisania sztuk, ponieważ, jak mówiłem, teatr bar-dzo ją pociągał.

Miała dość szczególny dar pisania dialogów, widać to nawet w jej pierwszych tekstach teatralnych.

Tak, ale proszę zauważyć coś jesz-cze: wszystkie ważne utwory napisała w pierwszej osobie. Na przykład tekst o Szopenie13. Jak gdyby była Szopenem…

To jedna z jej cech charakterystycznych.

Miała w sobie jakąś barierę, która nie pozwalała jej obiektywizować – poza dramatami. Tam to było nieuniknione:

głos należało oddać bohaterom.

Zresztą, kiedy zmienia płeć, jak w Saute, Barbara, to nie jest zbyt przekonujące. Nie za bardzo wiadomo, czy mówi tam kobieta, czy mężczyzna.

Tekst o Szopenie świetnie to poka-zuje. Nie mogła pisać o Szopenie jako o kimś innym. Nasiąknęła jego biografi ą i zaczęła pisać tak, jak gdyby sama była

Tekst o Szopenie świetnie to poka-zuje. Nie mogła pisać o Szopenie jako o kimś innym. Nasiąknęła jego biografi ą i zaczęła pisać tak, jak gdyby sama była