• Nie Znaleziono Wyników

Przyjęcie daru, jakim jest narząd, obwarowane jest nie tylko społecznymi i kulturowymi konwencjami. W grę wchodzi tutaj biologia człowieka, na którą nie ma wpływu wola obdarowanej jednostki. Przeszczepy bowiem nie przyjmują się tak jak tradycyjne dary były i są przyjmowane. Aby transplantat się przyjął, biorca musi poddać

85 się immunoterapii; bez leków obniżających odporność organizm może odrzuć przeszczep. Zrytualizowany dar, wedle koncepcji M. Maussa, musi zostać przyjęty. Czy biologiczne

odrzucenie daru pociąga za sobą skutki podobne do nieprzyjęcia daru w planie symbolicznym? Odpowiedź na to pytanie znajduję w wypowiedzi Mirosława (56 lat):

Jak już dostał, to jest zobowiązanie, ale dostał, a się nie przyjęło, to najczarniejszy

z czarnych scenariusz. To już lepiej było nie ruszać, bo teraz i ten nie ma i ten. (…) Ten, co dał, m takie poczucie zmarnowania, bo by nie dał, jak by wiedział, że się nie uda. (…) A to jeszcze gorzej temu drugiemu, bo za jego przyczyną to wszystko się stało. I jak potem spojrzeć w oczy? To już do końca życie takie pozostaje, że to

nieładnie wyszło [AIEiAK 14140].

Materiał terenowy pokazuje, że przyjęcie daru w postaci narządu to sprawa podobnie złożona jak podarowanie go. Głosy z terenu są spolaryzowane. Jedni rozmówcy nie wyobrażają sobie przeszczepu od obcej osoby: wyznawcy innej religii czy obcokrajowca. Drudzy – woleliby nie przyjąć narządu do przeszczepu od członka rodziny; wśród nich – Anna (25 lat) i Karolina (28 lat):

Myślałam o tym, żeby nie marnować w rodzinie, żeby moi byli cali (…). Lepiej w sumie zabrać coś obcemu, żeby nie okaleczać swoich. To brzmi brutalnie, ale lepiej nie marnować puli rodzinnej [AIEiAK 14115].

Od rodziny bym nie wzięła na pewno. Nie wzięłabym od mamy i od siostry. Jestem

silnie związana z nimi emocjonalnie. Moja chęć przeżycia a zrobienie krzywdy komuś bliskiemu… Ja nie mogłabym z tym żyć. Wolałabym od kogoś obcego. Od obcego

przyjęłabym bez skrupułów. Na przykład moja mama oddaje mi nerkę, a za dwa

lata sama potrzebowałaby pomocy. Moje sumienie nie dałoby sobie z tym rady [AIEiAK 14111].

Ryszard (ok. 50 lat) deklaruje, że życie swojej rodziny stawia wyżej niż swoje – dlatego z kręgu potencjalnych dawców wyklucza swojego syna i żonę:

Mi jest wszystko jedno, jakie kto ma wyznanie czy religię, bo ja patrzę nie na to, tylko na rodzinę. Za nic w świecie bym nie wziął od syna i od żony. Mógłbym umrzeć,

86

ale nie zabierać im, bo im to tez może być jeszcze kiedyś potrzebne [AIEiAK

14142].

Argumentacja zawarta w trzech przykładowych, przed chwilą cytowanych przeze mnie wypowiedziach odwołuje się do troski rozmówców o zdrowie członków ich rodzin. Beata (ok. 40 lat) nie bierze tego pod uwagę, tylko wydaje się kierować swoim lękiem przed obcością. Jej słowa oraz kolejne – Sylwestra (ok. 40 lat) – stanowią kontrapunkt dla dominujących w materiale terenowym deklaracji postaw „oszczędzających” narządy w rodzinie. Oddaję głos Beacie i Sylwestrowi:

Wolałabym od kogoś bliskiego, bo miałabym chyba bardziej… Jakoś bym się

nastawiła chyba bardziej pozytywnie. Nie wiem, ale nie bardzo sobie wyobrażam, że od kogoś obcego, a zupełnie od osoby z innego kraju. Może jeszcze Polaka

to tak, ale z obcego kraju to niekoniecznie. Miałbym wątpliwość, czy to nie jest jakaś osoba z religii takiej, a nie innej, niekoniecznie takiej, której ja jestem zwolenniczką. To jest jedna sprawa, a druga sprawa, że nie bardzo bym znała… Bardziej więzy krwi by mnie tutaj łączyły. Ktoś z obcego kraju… Jakoś by mnie to nie przekonywało. Miałabym wątpliwości [AIEiAK 14139].

Od niespokrewnionego? Wiesz co, chyba bym się wahał. (…) No właśnie na brak tej relacji, że go nie znam i nic o nim nie wiem [AIEiAK 14133].

Być może obawy przed przyjęciem narządów od obcych wynikają z przeczucia, że transplantacja – zgodnie z „trójskładnikową” morfologią daru – pociągnąć może za sobą zobowiązanie lub nową (kłopotliwą?) relację społeczną.

Na ogół informatorzy, jak sami deklarują, są gotowi oddać swój organ do przeszczepu ex vivo, lecz często zawężają grono biorców do kręgu rodzinnego, co argumentują głównie troską o dobro najbliższych. Pośmiertne przeszczepy traktują nieco luźniej, zgadzając się chętniej na pobranie narządów ex mortuo i dowolniejszą ich alokację. Postawa ta, jak sądzę, jest zakorzeniona m.in. w wyobrażeniach eschatologicznych informatorów [zob. rozdział Koncepcje eschatologiczne a zdroworozsądkowe

87 (1) Konstruowanie idealnego dawcy

Wśród idealnych dawców najczęściej jednak nie ma członków rodziny i osób bliskich. O ile mieszkańcy Woli Krzysztoporskiej, z którymi rozmawiałem, wykluczają całą rzeszę osób, którym byliby gotowi podarować swoje organy, o tyle – sami mogliby od nich je przyjąć. Bardzo często rozmówcy stwierdzają lakonicznie, że jest im „wszystko jedno”, kto mógłby być dawcą. Oddaję głos informatorom, którzy mieli nieco więcej do powiedzenia. Karolina (28 lat) deklaruje wprost:

Nie obchodziłoby mnie to, czy to jest serce Syryjczyka czy Chińczyka. Ja bym im nie oddała go, ale przyjęłabym od nich organy. (…) Jeżeli ja bym oddawała organ,

to kolor skóry miałby znaczenie, ale jeśli chodziłoby o moje życie, to nie miałby to dla mnie znaczenia, bo chciałabym po prostu dalej żyć [AIEiAK 14111].

Mówi Sabina (ok. 40 lat):

Nie patrzyłabym od kogo. Od każdego bym przyjęła, czy od muzułmanina, czy od prostytutki czy od geja, od każdego, aby tylko żyć [AIEiAK 14134].

Tadeusz (46):

Jako z punktu widzenia osoby chorej, to chyba bez różnicy, bo każdy chce żyć.

Nawet od żula bym przyjął, jeżeli tylko jest dobre i będę żył [AIEiAK 14113].

(2) Zaprzeczenie ideału

Niektórzy wolanie, z którymi rozmawiałem, jednak nie przyjęliby transplantatu od zupełnie dowolnej osoby. Na przykład Dominik (35 lat):

Jakiś wynaturzony kretyn po prostu, co robi różne dziwne rzeczy. (…) Zoofilia mi

przychodzi do głowy, pedofil na przykład, gwałciciel, nekrofil i inne zboczenia.

Słyszałem o zboczeńcach, co robią to z mięsem na przykład. To jest dla mnie masakra, co ludziom może przyjść do głowy. (…) Nie wiem, co mam powiedzieć, bo chciałbym swoje życie ratować, ale jak myślę o takich osobach, to naprawdę człowiekowi rzygać się zachciewa. Musiałbym się porządnie zastanowić, zanim

88

podjąłbym ostateczną decyzję, ale to by było bardzo trudne, bo z jednej strony, ta chęć życia by była, a z drugiej, te zboczenia odrażające (…). Ale bym jednak

wziął, zacisnął jakoś zęby, ale bym chyba jednak chciał przedłużyć sobie życie,

może nawet nie dla siebie, ale zrobiłbym to dla rodziny [AIEiAK 14118].

Tymczasem Robert (24 lata) miałby problem z przyjęciem daru od transseksualisty:

Od geja, jeżeli nie miałby jakiejś nieprzyjemnej choroby, to bym przyjął, ale nie od

transseksualisty, osoby już po przeszczepie, która się zmieniła, przeistoczyła się z kobiety w mężczyznę albo odwrotnie, to bym miał opory. Jakoś mam dystans

do takich ludzi. (…) Ingerencja w płeć troszkę mnie zniesmacza [AIEiAK 14112].

Obawy podzielane przez Roberta, jeśli spojrzeć na nie przez pryzmat antropologicznej kategorii „brudu”47, wydają się reakcją na naruszenie przez osoby zmieniające płeć klasyfikacji, do której informator jest przywiązany. Jako takie – „nieczyste” – osoby transseksualne wydaja się mojemu rozmówcy wykluczone z grona dawców.

Julia (28 lat) nie przyjęłaby daru od znienawidzonego sąsiada:

Myślę, że od Jabłońskiego48 bym nie przyjęła, bo nienawidzę tego człowieka. To jest mój sąsiad, człowiek, którego nienawidzę ze względu na to, że jest złym

człowiekiem i od niego bym nie przyjęła. To jest jedyna osób, od której bym nie

przyjęła. Nie przyjęłabym, bo go nienawidzę, bo jest niedobry dla zwierząt. Matka zawsze mi powtarzała, że jak ktoś nie kocha zwierząt, to jest złym człowiekiem. Wolałabym umrzeć niż przyjąć od kogoś takiego. To kwestia czysto moralna. Nie bałabym się, że stanę się taka jak on, ale nie chcę, żeby mi pomagał ktoś, kogo się brzydzę. Dla mnie on jest istotą, która powinna umrzeć. Jedyną nadzieją był jego syn, ale zmarł niedawno. Myślałam, że mu coś zrobi, ale nie zdążył. Jak o nim teraz myślę, to chce mi się po prostu rzygać, więc nie przyjęłabym od niego. Po prostu

nim gardzę. Jak miałabym przyjąć od niego cokolwiek? [AIEiAK 14117]

47 Koncepcje tę omawiam w rozdziale Potoczne wyobrażenia o ksenotransplantacji w świetle antropologicznej koncepcji „brudu”.

89 Lista osób, od których moi rozmówcy by nie przyjęli daru jest znacznie krótsza od listy wykluczonych biorców, co świadczy, w moim przekonaniu, o tym, że w sytuacji zagrożożenia własnego życia chęć ratowania go jest silniejsza od podzielanych stereotypów i uprzedzeń.