• Nie Znaleziono Wyników

Od czasów Szkicu o darze M. Maussa antropolodzy i socjolodzy zgadzają się,

że dar wprowadza nierówną relację między donatorem i beneficjentem. Uważam,

że spostrzeżenie to odnosi się także do sytuacji, jaka ma miejsce między dawcą i biorcą

51 Uwaga ta nie do tyczy transplantacji ex vivo, jako że w jej przypadku dawca i biorca pochodzić muszą, zgodnie z literą prawa, z kręgu osób bliskich czy rodziny.

98 po przeszczepie. Ten pierwszy ma symboliczną władzę nad drugim i w pewnym sensie manifestuje ją przez sam fakt transplantacji. To dlatego, jak sądzę, moi rozmówcy mówią o potrzebie przeciw-świadczenia – aby ten „rachunek wyrównać”. Jak pisze M. Mauss: „Nieodwzajemniony dar wciąż jeszcze poniża tego, kto go przyjął, zwłaszcza wtedy, gdy został on przyjęty bez perspektywy odwzajemnienia” [Mauss 2001: 287].

M. Mauss, powołując się na przykłady z kultury maoryskiej, tłumaczy relację między obdarowującym i obdarowanym w pojęciach animistycznych:

Tym, co w otrzymanym lub wymienionym podarku zobowiązuje, jest to, że rzecz otrzymana nie jest bezwładna. (…) Hau52 dosięga każdego, kto je sobie przywłaszczy. Ściga ono nie tylko pierwszego odbiorcę daru, a nawet, ewentualnie osobę trzecią, lecz każdą jednostkę, której taonga53

jest po prostu przekazane. W istocie to właśnie hau pragnie wrócić do miejsca swych narodzin (…). Więź przez rzeczy jest więzią dusz, albowiem sama rzecz ma duszę, jest z duszy. Wynika z tego, że ofiarować coś komuś to tyle, co ofiarować coś z siebie [Mauss 2001: 180-181].

Ostatnie dwa zdania w przytoczonym cytacie, w moim przekonaniu, opisują także w pewnym stopniu wyobrażenia moich rozmówców o przeszczepach. Chociaż nie mówią oni dosłownie o więzi dusz, to zracjonalizowana postać myślenia w jej kategoriach przejawia się w wypowiedziach mieszkańców Woli Krzysztoporskiej. Chodzi o nie

do końca niewysłowioną, niedającą się precyzyjnie określić relację między dawcą i biorcą.

Dominik (35 lat) nazywa transplantat „łącznikiem”:

Skoro ktoś nosi w sobie część mnie, to łączy nas ten przeszczep

i nawet gdybyśmy chcieli to usunąć z pamięci, to fakt jest faktem i nie ma się co oszukiwać i mówić, że wcale tak nie jest. Może to nie jest tak jak z matką i dzieckiem, które urodziła, że naturalne wydaje się, że muszą być razem, ale coś w tym jednak jest, że ta więź pozostaje, a przeszczep jest tym łącznikiem [AIEiAK 14118].

52 Duch rzeczy; władza, moc duchowa.

99 Karolina (28 lat):

Na prosty, chłopski rozum, patrząc codziennie na organ przeszczepiony

od zmarłej osoby, masz świadomość jej obecności. Widzisz po prostu cząstkę tej osoby [AIEiAK 14111].

Tę wypowiedź cytuję także w rozdziale poświęconym wizualnym kontekstom transplantacji i sensualistycznej nierozróżnialności pozwalającej w wyobrażeniach rozmówców utożsamić przeszczepiony narząd z osobą, od której pochodzi. Wrażenie obecności dawcy w transplantacie bowiem można tłumaczyć nie tylko w terminach antropologicznej koncepcji daru, ale i zdroworozsądkowej ontoepistemologii54. Co ciekawe, obie perspektywy teoretyczne prowadzą do podobnych wniosków –

informatorzy często mniemają, że w konsekwencji transplantacji krystalizuje się swojego rodzaju koligacja między dawcą organu i obdarowanym. To relacja zobowiązująca do przeciw-świadczenia, ale także wywołująca w potocznym myśleniu czasami kłopoty z tożsamością i przerażające obrazy transplantacji [zob.

rozdział Kłopoty z tożsamością].

Z nazwaniem tej enigmatycznej relacji próbuje zmierzyć także Danuta (50 lat):

Przecież jak w tym człowieku jest mój organ, to trzeba o niego szczególnie dbać. O to, co jeszcze tam moje jest. Człowiek najbardziej potrafi zadbać o siebie.

Chuchać i dmuchać. To jest takie przedłużenie. (…) Gdybyśmy się poznali, to pewnie coś by się wytworzyło, ale nie jestem w stanie określić. Jakaś namiastka

przyjaźni [AIEiAK 14110].

Animistyczna teoria M. Maussa, która mówi, że w samym przedmiocie daru tkwi jakaś siła wiążąca go z darczyńcą (obecnym w rzeczy, którą daje) oraz zobowiązująca obdarowanego do przeciw-daru – została skrytykowana przez jego egzegetów.

Marshall Sahlins „odczarowuje” koncepcję francuskiego socjologa i antropologa, pisząc, że tak naprawdę to nie jakiś „duch rzeczy” stoi za odwzajemnieniem daru czy groźbą kary za brak daru-za-dar, lecz karę wymierzają rzeczywiste osoby, których dar nie został odwzajemniony [za Godelier 2010: 67]. Maurice Godelier dodaje:

100

Pierwotny darczyńca nie przestaje posiadać praw do przedmiotu, który podarował,

niezależnie od liczby osób, wśród których krążyła ta rzecz. Oczywiście to, że przedmiot krąży, oznacza, że każdy kto go otrzyma, będąc obdarowanym, staje się kolejnym obdarowującym. Jednak żadna z tych osób nigdy nie będzie miała takich samych praw do przedmiotu jak pierwszy z donatorów. Zachowuje on niezbywalną własność, a wszyscy inni korzystają z praw do posiadania i użytkowania przedmiotu, które są zbywalne, czasowe i przenoszą się z jednej osoby na drugą. Właśnie ten zasadniczy fakt trwałości praw pierwotnego darczyńcy do rzeczy

danej – na poziomie myślowym (…) wyraża się w koncepcji, że jego osoba jest obecna w przedmiocie danym, jest doniego dołączona i towarzyszy mu we wszystkich zmianach właściciela i zmianach miejsca55 [Godelier 2010: 68; wytłuszczenie – S.L.].

Chociaż teoria daru M. Maussa ma nieprzemijające, fundamentalne znaczenie i inspirujący potencjał w antropologii, to według mnie sposób, w jaki M. Godelier pisze o darze, jednak lepiej oddaje charakter współczesnego obdarowywania. W jego języku przypominającym prawniczy żargon dar wydaje się podobny do cesji, pozbawiony magicznych konotacji. Jest to jednak różnica głównie retoryki, nie zaś istoty rzeczy.

„Dawanie i odwzajemnianie daru (…) jest najprostszym, najbardziej bezpośrednim sposobem tworzenia zależności i solidarności” [Godelier 2010: 127]. Słowa te potwierdzają się w zebranych przeze mnie danych terenowych. Zdaniem wolan, przeszczep musi zbliżać do siebie dawcę i biorcę połączonych od teraz swojego rodzaju

sztucznym pokrewieństwem lub prawdziwą przyjaźnią. Adekwatna, choć oparta

na kontekstach kultury robotniczej, wydaje się także uwaga Grażyny Ewy Karpińskiej:

Darzenie się umacniało więzi rodzinne, sąsiedzkie, kręgu osób zatrudnionych w tej samej fabryce, a nieutrzymujących kontaktów sąsiedzkich (poczęstunek w pracy). Ponadto zwiększało świadomość przynależności grupowej, pogłębiało takie związki jak przyjaźń czy sztuczne pokrewieństwo. Powodowało kształtowanie się postaw życzliwości. Szczególną rolę w umacnianiu tych więzi miała pomoc sąsiedzka, poczęstunek i życzenia składane podczas uroczystości rodzinnych i dorocznych [Karpińska 1988: 142].

Zapytani przeze mnie o to, jak wyobrażają sobie relacje między dawcą i biorcą narządu, prawie wszyscy interlokutorzy odpowiadają, że transplantacja wprowadziłaby

55 Cytat dotyczy darów w ogólności. Oczywiście, w przypadku transplantacji nie ma mowy o „krążeniu przedmiotu” – jest ono ograniczone do dwóch jednostek (dawcy i biorcy), co wynika z biomedycznej konstytucji przeszczepów.

101 do tej relacji atmosferę niemalże rodzinną. Ilona (35 lat), jak deklaruje, przywitałaby swojego donatora jako nowego członka rodziny:

Powinniśmy się kochać i szanować, dbać o siebie nawzajem, bo to nas by tak połączyło ze sobą jak brat i siostra. Powinniśmy to wykorzystać i nie zmarnować tego. (…) Być ze sobą, wspierać, pomagać sobie. Bo się jakby rodzina poszerza

i do rodziny wchodzi nowy członek rodziny [AIEiAK 14121].

Dawca narządu często nazywany jest bratem lub siostrą – jak gdyby ten stopień pokrewieństwa najbardziej odpowiadał charakterowi wyobrażonej więzi między obdarowującym i obdarowanym. A do rodzeństwa zwracamy się po imieniu – mówi Ryszard (ok. 50 lat):

Tak jak z rodziną. To by rodzina była już. Traktowałabym jak rodzinę. Trzeba by

było już raczej po imieniu się zwracać, być życzliwym dla takiej osoby i ona

powinna to odwzajemnić. Trzeba by było szanować taką osobę, widząc ją, ciesząc się z tego, że żyjemy [AIEiAK 14142].

Bogusław (65 lat):

Przykładowo nerkę bym mu oddał, to tak jakby brat, bardzo bliska ta osoba by się dla mnie stała, bliższa niż wcześniej. Trzeba go zapisać jako do rodziny [AIEiAK 14129].

Marianna (77 lat):

Jak by mi oddała nerkę na przykład, to do rodziny trzeba ją zaliczyć. To byłaby rodzina za coś takiego, więc człowiek by się jakoś z nią chciał obchodzić [AIEiAK 14144].

Tymczasem Alicja (34 lata) uważa, że mogłaby się zaprzyjaźnić z osobą, która oddałaby jej swój narząd:

102

Może okazałoby się, że to będzie przyjaciółka do końca życia. Nie uważam, że to jest coś złego. Gdyby okazało się, że moja nerka u kogoś funkcjonuje, to to jest pretekst, żeby zostać przyjaciółmi [AIEiAK 14122].

Proponuję tę relację nazwać pobratymstwem biosentymentalnym. Sięgam do starych encyklopedii, aby sprawdzić dawny sens pojęcia „pobratymstwo”.

Zwyczajowe utrwalenie przyjaźni między dwoma niespokrewnionymi mężczyznami (między kobietami – posestrie), stwarzające niekiedy stosunki prawne rodzeństwa, rozpowszechnione do końca XIX w. wśród Słowian pd., wcześniej także w Polsce i na Litwie; obowiązywało całe życie lub było odnawiane co rok; zawieranie p. (zwykle w dzieciństwie) nie miało charakteru uroczystości; zaprzyjaźnieni chłopcy wymieniali obrączki i zamieniali imiona; p. zobowiązywało do wzajemnego szacunku, obrony, oddawania pierwszeństwa przez innymi; rozpowszechnione była także wśród żołnierzy; obyczaje zbliżone do p. spotyka się też u innych ludów, m.in. u Indian i Tatarów [WEP PWN 1966: 764].

(…) Stosunek, wynikający z pobratania się t.j. zawarcia związku, opartego na przyjaźni, którą wiążące się osoby wzajemnie sobie przysięgają. Związki takie, pospolite zwłaszcza wśród Słowian Południowych, zawiera się w niektórych okolicach w drugi poniedziałek po Wielkiej Nocy, a po roku albo je utwierdza na zawsze, lub też rozwiązuje [WIEP b.r.w.: 302].

Definicje te ukazują pewne cechy pobratymstwa, których doszukuję się także wyobrażeniach moich rozmówców o sytuacji, w jakiej znajdują dawca i biorca narządu po transplantacji. Wspólne cechy dotyczą relacji:

- nieopartej na pokrewieństwie56,

- stwarzającej stosunki prawne pokrewieństwa (w przypadku transplantacji – tylko symbolicznie, emocjonalnie – np. przyjęcie do kręgu rodzinnego),

- opartej na przyjaźni (co w świetle zaprezentowanego przeze mnie materiału terenowego nie wymaga komentarza),

- obowiązującej całe życie (o przyjaźni do końca życia mówi m.in. Ilona w przytoczonych przeze mnie słowach),

- także zakładającej wymianę (w pobratymstwie – np. obrączek, a w transplantacji chodzi o narząd (jako dar) i przeciw-świadczenie),

56 Nie dotyczy przeszczepów rodzinnych.

103 - zobowiązującej do wzajemnego szacunku (co nie wymaga komentarza).

Światło na naturę tego swoistego pobratymstwa rzuca ukute przez Lesley Sharp, amerykańską antropolożkę, pojęcie „biosentymentalność”.

Całkowite rozdzielenie dawcy i biorcy zostało wprowadzone do etyki lekarskiej stosunkowo niedawno. W latach pięćdziesiątych XX wieku w Stanach Zjednoczonych, gdy przeszczepy stawały się coraz popularniejsze, lekarze twierdzili, że nawiązanie kontaktu między dawcą i biorcą daje większe szanse na powodzenie operacji, gdyż obie strony mogą poznać historie swoich chorób, może nawet zaznajomić się bliżej. Gdy transplantacje zaczęły przynosić coraz większe zyski, organy pozbawiono ich osobowej historii. Nową formą stała się anonimowość. (…) W niektórych szpitalach posuwano się nawet do tego, że zachowanie pacjentów interesujących się historią swojego nowego organu diagnozowano jako patologiczne. Z badań Sharp wynika, że zarówno dawcy, jak i biorcy chcą wiedzieć o sobie jak najwięcej, lecz uniemożliwia im

to personel medyczny. (…) Sharp używa określenia „biosentymentalność” w odniesieniu do wyjątkowych relacji powstałych dzięki transplantologii. Relacje te łączą rodziny dawców i biorców, które chcą znać historię organu i zachować poczucie ciągłości między dwiema żywymi istotami [Carney 2014: 77-78; wytłuszczenie – S.L.].

Bazując na danych terenowych dochodzę do dokładnie takiego samego wniosku jak L. Sharp – moi rozmówcy nader często artykułują potrzebę spotkania z dawcą/biorcą, jeśli znaleźliby się w sytuacji przeszczepu. Słowa Alicji (34 lata) wydają się egzemplifikacją nie tylko biosentymentalności, ale i koncepcji M. Godeliera o trwałości praw pierwotnego darczyńcy do rzeczy danej, upoważniającej donatora do kontroli transplantatu:

Interesowałoby mnie, jak ten ktoś o to dba, bo bym chciała oddać swój narząd w dobre ręce. Żeby ta osoba nie piła alkoholu, nie zażywała narkotyków i nie

paliła papierosów. Gdyby się okazało, że ćpa, pali i pije, to byłoby mi bardzo

przykro, że oddałam narząd komuś, kto nie był godny zaufania i nic już wtedy nie mogłabym zrobić [AIEiAK 14122].

Sabina (ok. 40 lat):

Chciałabym poznać tą osobę. Kim ta osoba jest, od kogo dostałam. Tak samo, jak w tamtej sytuacji, chciałabym być blisko z tą osobą. Chciałabym dowiedzieć się o tej osobie jak najwięcej [AIEiAK 14134].

104 Ta biosentymentalna w swojej istocie chęć dowiedzenia się czegoś o dawcy występuje nawet w kontekście przeszczepu od zmarłej osoby. Kontynuuje Sabina:

Gdybym rodzinę poznała, to bym dopytała, co ta osoba lubiła, jak lubiła spędzać

czas, co lubiła jeść, czy czytała książki, czy oglądała filmy, czy w gry komputerowe grała. No to jak poznasz rodzinę dawcy, to już wiesz. A jak nie

możesz poznać, bo to różne są przypadki, to powiem ci, że ta ciekawość by była. Co ta dana osoba, ten dawca, co on lubił, czym się interesował, na pewno w podświadomości to zapytanie by się to pojawiło [AIEiAK 14134].

Alicja (34 lata):

Chciałabym poznać rodzinę osoby, która wyraziła zgodę na ten przeszczep. Podziękowałabym. Samo słowo nie wystarczy. Starałabym się odnaleźć rodzinę. Skoro dostaję narząd od osoby, która umiera, to powinna być wyrażona jej zgoda, więc nie obawiałbym się, że rodzina ma jakieś pretensje i przeciwwskazania [AIEiAK 14122].

Julia (28 lat):

Chciałabym wiedzieć, jak umarła. (…) Łatwiej by mi było przyjąć narządy

od głupiego motocyklisty, który się zabił na motorze, a trudniejsze byłoby przyjęcie od kogoś młodego, kto zginął na przykład w wypadku z winny jakiegoś idioty. A motocykliści nie szanują swojego życia, więc są najlepszymi dawcami [AIEiAK 14117].

Pragnę jednak zwrócić uwagę, że o ile moi rozmówcy nie negują samego istnienia nowej relacji między dawcą i biorcą przeszczepu, o tyle wśród nich są i tacy, którzy właśnie jej się obawiają. Być może chodzi o świadomość uruchomienia łańcucha zobowiązań wynikających z obdarowywania. Zresztą M. Mauss pisze o tym

ambiwalentnym doświadczeniu:

Podarunki przypieczętowują małżeństwo, ustanawiają pokrewieństwo między dwiema parami krewnych. Nadają one dwóm „stronom” tę samą naturę; ta identyczność natury dobrze przejawia się w zakazie, który sprawia, że od pierwszych zapowiedzi narzeczeństwa aż do końca ich dni,

105

dwie grupy krewnych są dla siebie tabu: nie widują się już, nie rozmawiają ze sobą, ale nieustannie wymieniają podarunki. W rzeczywistości zakaz ten wyraża zarazem intymność i lęk panujący między takimi dłużnikami i wierzycielami [Mauss 2001: 196].

Ciężar zobowiązania może „przygnieść” biorcę narządu. Za wymianą darów i przeciw-świadczeń stoi bowiem lęk dłużnika przez wierzycielem i, być może, obawa przed nieumiejętnym odwdzięczeniem się. Tyrania daru wymagającego odwzajemnienia jednym pomaga poradzić sobie w sytuacji przeszczepu, drugim przeszkadza i krępuje ich. Na przykład Karolinę (28 lat):

Jak ja bym oddawała organ, chciałabym, żeby ta osoba mnie poznała i podziękowała za nerkę, ale w drugą stronę, to nie chciałabym poznać tej osoby. (…) Czułabym się

zobowiązana wobec niego, że on, jego rodzina oczekuje czegoś ode mnie, a ja tego nie chcę [AIEiAK 14111].

Lęk dłużnika przez wierzycielem racjonalizuje Aldona (40 lat), podając argument twórców ustawy transplantacyjnej stojący za tym, aby dawca i biorca pozostawali dla siebie anonimowi. Chodzi głównie o zminimalizowanie ryzyka popełnienia przestępstwa:

Może i nie powinny się znać, żeby nie było takich sytuacji faktycznie, że ktoś chce

podziękować, a tu chcą dziesięć, dwadzieścia czy sto tysięcy. To jest cienka

granica, żeby jej nie przekroczyć, więc czasem nie warto. Ja myślę, że właściwie jeśli chodzi o sferę uczuciową, to dobrze by było się poznać i podziękować, potem się lubimy i szanujemy, ale jeśli ktoś chciałby wyłudzić od nas pieniądze, to lepiej by było się nie znać. Jak ja bym tworzyła tę ustawę, to bym poszła w tym kierunku,

żeby się nie znać. Jakieś względy uczucia to zejdą na drugi plan, bo by wypadało chronić te osoby, które oddały organ i te, które przyjęły, a nie żeby były nękane i narażone na różnego rodzaju sytuacje, które mogłyby spowodować problemy kryminalne. W M jak miłość też faktycznie jest, że on może po prostu być

psychopatą, osobą, która widzi tę córkę, a ta osoba z nim nie chce tego kontaktu, takie natręctwo, on ją nachodzi, ona się boi, więc sytuacja jest trudna.

Zakazać i dobra. W takich przypadkach uczucia na bok, bo jest dużo osób, które borykają się z problemami finansowymi i ktoś mógłby sobie zażyczyć finansowe wsparcie. Uczuciem trzeba się okazać, żeby oddać, ale później trzeba mieć świadomość, że dobrowolnie oddaję i nic nie chcę; wtedy rozum powinien wkroczyć [AIEiAK 14132].

106 Agata (ok. 65 lat) obawia się raczej zobowiązania w postaci przyjęcia do rodziny obcej osoby. Jej wypowiedź na tle całego materiału terenowego ma charakter unikatowy:

Różnie ludzie reagują. Niektórzy, chociaż ja bym tego nie zrobiła, traktują tę osobę jako członka rodziny. Tego bym nie chciała, bo to by było po prostu nie to, że niewygodne, ale stresujące by to było dla mnie, że dana osoba traktuje mnie

jako kogoś bliskiego. Takiej znajomości bym unikała, bo to się traktuje jak członka

rodziny. Ja bym była jej wdzięczna i chwaliłabym ją po wszystkich odpustach, ale chyba nie byłaby mi bliska [AIEiAK 14135].