Pomysł radakcji „Zwrotu“, zamiesz
czać w rubryce „Ława“ teskty, bądące uzupełnieniem do nauki historii, uw a
żam za bardzo trafny — zanim będ ą do dyspozycji nowe podręczniki, upłynie sporo czasu. Z zainteresow aniem czy
tałem te k st kolegi B. Kiszy „Projekt utw orzenia konfederacji polsko-cze
chosłowackiej“ w nr. 9 i 10. Chciałbym do tego tekstu dodać kilka uwag raczej polemicznych, w ątpię bowiem, że czytel
nicy będą mieli możliwość konfrontow ać ten te k st z innymi opracow aniam i tego tem atu lub naw et źródłami. Znam dobrze trudności autorskie, ja k zm ieścić skom plikowany m ateriał historyczny n a kil
kunastu stro n ach m aszynopisu, może w skutek tego pew ne w nioski w tekście są raczej tzw. krótkim i spięciam i wzgl.
pow tarząją za lite ra tu rą opinie nie m ają
ce zbytniego oparcia w realiach i rzeczy
wistości.
Uwagi moje będą dotyczyły pod wielo
ma względami roli E. Benesza, który ze
stro n y czechosłowackiej był w spraw ach dotyczących tem atu osobą czołową. Wia
domo, iż ju ż w latach m iędzywojennych nie kwapił się do zadzierzgnięcia ścisłych związków politycznych z Pol
ską, i to z tej przyczyny, że uważał ją za bardziej zagrożoną przez przyszły odw et niemiecki. Agresja kierow ana z B erlina dosięgła w końcu wcześniej Pragi, tego jed n ak z uwzględnieniem realiów przez cały okres republiki weim arskiej w Nie
mczech (1919—1933) nikt nie mógł prze
widzieć. W Pradze je d n ak żywiono też pew ne obaw y z pow odu w schodniej, ry skiej granicy Polski, to jed n ak bynaj
mniej nie było tylko p ry w a tn ą opinią Be
nesza, ale całej czeskiej polityki w ogóle. Zwróciłbym pod tym względem uwagę n a wypowiedź A. Svehly, czołową postać agrariuszy czeskich, pod wieloma względami przypom inającego W itosa: za
pew ne był to wielki realista \ człowiek nie ulegający m rzonkom ideologicznym.
Svehla powiedział ju ż w grudniu 1918 r.
1 5 6 1
grupie polityków polskich, że je s t b a r
je st właściwie żadnym argum entem , tyl je, i to tylko jako przypuszczenia, dopie
ro w początkach r. 1944. W cze
Patriotów w ZSRR by się też znaleźli;
w ZSRR była do tego celu w ystarczająco liczna em igracja kom unistyczna z Cze
chosłowacji. W jak i sposób więc miał Be
nesz uzew nętrznić sw oją „nieobojęt- ność“? Są to sform ułow ania niepoważne i nierealne.
Czy można się dziwić, iż nie tylko Be
nesz osobiście, ale cały rząd cze
chosłowacki w Londynie ustosunkow ał się negatyw nie do takich w ariantów pol
skich planów federacyjnych (Polska usiłowała nie o luźną konfederację, ale o bardzo ścisłą federację), które np. roz
ważały koncepcję trójfederacji polsko- słowacko-czeskiej, co było sprzeczne nie tylko z ideą czechosłowakizm u, ale także z racją sta n u Czechosłowacji jako takiej, ponieważ to by nieznośnie podwyższało ryzyko zm ajoryzowania czeskiego członu takiej federacji. Zresztą „odboj“ walczył o odnow ienie republiki w jej przedm ona- chijskich granicach, nie zaś o jej roz
członkowanie lub rozpuszczenie w j a kiejś szerokiej federacji środkow oeuro
pejskiej. Zresztą uczulenie n a oddziela
nie się Słowacji było całkiem zrozumiałe.
Istniały tu przecież świeże dośw iadcze
nia z końca lat trzydziestych z w ygryw a
niem autonom izm u i seperatyzm u słowackiego przeciwko integralności Czechosłowacji.
Czy m ożna się dziwić, iż Benesz uważał za niezbędny w stępny w arunek przyszłego związku uprzednie uregulo
w anie spraw y granic polsko-sowieckich, doskonale wiedząc, iż polityka brytyjska (wów czas jeszcze polityka wielkiego mo
carstw a kolonialnego i światowego) ak
ceptow ała w tym względzie żądania so
wieckie? Czy on jako emigracyjny prezydent małego państw a miał się zo
bowiązywać do popierania postulatów, od których stroniły m ocarstwa, nawet polski sojusznik Anglia? Przez to tylko by się w plątał w problem y całkowicie obce czechosłowackiej myśli politycznej.
Dobrze wiem, iż w Wilnie było owe 2 % Litwinów przed wojną, że było to miasto polsko-żydowskie. Jednakże nikogo z Czechosłowaków nie interesowała przynależność państw ow a Wilna jako spraw a dla n as zupełnie egzotyczna i po
stronna, przysłowiowo nie w arta życia naw et jedynego żołnierza czechosłowac
kiego.
Uwagi te m ają za cel wskazać, iż histo
ryczna realność tak wydarzeń, jak proce
sów albo idei i planów ma z reguły nie tylko jed en kształt i jed en kolor, a dla uzyskania właściwego obrazu prze
szłości trzeba uwzględnić możliwie wszystkie. Nareszcie można po długich dziesięcioleciach napraw dę pisać o wszystkim. Sądzę, iż należy więc pisać nie tylko w celu przysłowiowego , p o krzepienia serc“, bo to też je st powierz
chowne.
JARO SLAV VA LENT A
fo t. A D A M SZOP
Wędrówki nazewnicze
GRODZISZCZE (3)
PÓŁNOCNO-WSCHODNIA CZĘŚĆ MIEJSCOWOŚCI
Do najbardziej na północ w ysuniętej części Grodziszcza dojdziem y najwygod
niej z przystanku autobusow ego Na Kościelcu w ąską asfaltow ą drogą p ro
w adzącą stąd w kierunku południowo- wschodnim. Dla idącego z Kościelca je s t to C esta n a B ab ió m Góre, a d la tego, kto idzie od Grodziszcza, je s t to C esta n a K o ścielec lub C esta p r z e z B ab ió m Góre.
Po przebyciu około 500 m etrów mijamy oborę Państw ow ego G ospodarstw a Rol
nego i tuż za nią wkraczam y do części Grodziszcza, zwanej K a m io n ka , K a m io n ki, N a K a m io n ce, N a K a m io n k a c h . ( K a mionka — od staropolskiego w yrazu ka
m ionka ,kupa kam ieni1). Po prawej stronie drogi znajduje się dom mieszkal
ny n r 87 Adolfa Mierwy, ostatniego prze
wodniczącego Miejscowej Rady Naro
dowej w Grodziszczu przed scaleniem Grodziszcza z Cierlickiem, które na
stąpiło 1. 1. 1975.
Gdybyśmy w tym m iejscu zboczyli z drogi na lewo, kolo dom u n r 86 A lojze
go Morawca, doszlibyśm y do dom u n r 74, zbudowanego niegdyś przez zacną ro dzinę Opiolów, którego obecnym w łaści
cielem je s t Ja n F am ik. Na polu przyna
leżnym do tego dom u stała w ubiegłym wieku chałupa, a w niej urodził się J a n Ż m ijka, późniejszy ksiądz rzym skokato
licki i w ydaw ca kancjonału. Nie mamy na razie dostępu do pierwszego w ydania jego kancjonału z roku 1862, dlatego załączamy odbitkę kserograficzną stro n y tytułowej w ydania z roku 1887. Czytelni
ka zaciekawi n a pewno, dlaczego
w nagłówku podano: „Kancjonał katolic
ki m n ie js z y “. Otóż ks. Żmijka przepraco
wał kancjonał, którego autorem był ze- brzydowicki proboszcz ks. Antoni Janusz (1820—1861). Kancjonał ks. Ja n u sza zaw ierał 1256 stro n druku i był ze względu na sw ą grubość niezbyt wygod
ny w użyciu, był za wielki, natom iast kancjonał ks. Żmijki liczył 557 stron i z tego pow odu został nazw any kancjo
nałem mniejszym.