• Nie Znaleziono Wyników

PRZEDŚWITY CZYLI STRACH

W dokumencie Zwrot, R. 43 (1991), Nry 1-12 (Stron 186-196)

(P am iętn ik starego A dam a)

cz. l

Szacunek większości dla m niejszości jest jed n ą z m ia r dojrzałości p olitycznej ka ż­

dego społeczeństwa.

Demokracji n ie m ożna sprow adzić do tego, że w iększość podejm uje decyzję.

N ieodłącznym je j elem entem je s t p o ­ s z a n o w a n i e p r a w m n i e j s z o ś c i , która w praw dzie n i e m o ż e z a w a ż y ć decydująco na bieżącej polityce, lecz tak­

że p rzyczy n ia się do wspólnego dobra.

Jerzy Tomaszewski: „M niejszości są wśród nas", „POLITYKA", n r 8, 16. 1.

1988

Z a p rz e p a śc ili n a s z ą m ło d o ść sw o ją n ie s a m o w itą sw a w o lą i g ł u p o t ą , m o rd e rc z ą p o lity k ą — i to n a s z e życie, k tó re g o n ie d a s ię p o w tó rzy ć. N a w e t ic h u ła s k a w ie n ia i p o ś m ie rtn e re h a b iliz a c je s ą d o n icze g o — n ie c h j e so b ie w sa d z ą w sw o ją p a ń s k ą

— p a r ty jn ą d u p ę.

K sią ż k a m n iejszo ścio w eg o p is a rz a w ę g ie rs k ie g o n a S ło w a tji LA JO SA GRENDE- LA p rz e tłu m a c z o n a n a ję z y k sło w a c k i p rz e z K a ro la W lach o v sk ieg o , k tó r a u k a z a ła się w w y d a w n ic tw ie w ie lc e szaco w n y m „TATRAN“ , w e d y ę jł „PRA M EŃ “ , B ra ­ ty s ła w a 1985 ro k u p o d ty tu łe m „ODTTENENĆ OBLOMKY“ — w y w a rła n a m n ie w ie lk ie w ra ż e n ie . P o m y śla łe m so b ie sk ro m n ie : o by t a k w o s tra w s k im „PR O FILU “ .

N ad ch o d zi d z ie ń , ty d z ie ń , m ie sią c — r o k n a d z i e i ? N a d z ie ja — m a m a g łu p ich . A je d n a k , a je d n a k . A le co z n aczy m o ja n a d z ie ja , m o je c h c e n ie ? I ta k ju ż b ę d z ie do k o ń c a ; je s te m , j a k P a n B óg p rz y k a z a ł, p isz ą c y m p o p o ls k u n a Z aolziu — p isa rz e m polskim .

I ta k u d e rz a m b e z u s ta n n ie g ło w ą w z a c h m u rz o n e n ie b o ta k zw a n ą j „w sp ó łczes­

n o śc i“, i n ie w ierzę, że się w ypo g o d zi n a w e t w p rzy szło ści. I co to j e s t przy szło ść?

P rzecież żyję te r a z i d la m n ie j e s t zaw sze te r a z . W iem , że n a s i s z e ry fo w ie n a szpicy c h cie lib y i c h c ą sły szeć ty lk o o o p ty m iz m ie — n ie o p ty m isty c z n e s p ra w y s ą a n ty k o ­ m u n isty c z n e , ty m sam y m a n ty p a ń s tw o w e . T a k a ic h ta m .„ filo z o fia “ . T yle, że zapo- m in ą ją sp o jrz e ć — ta m s k ą d p rz y sz li — w dół. Z n im i, ja k z k ró la m i czy cesarzam i, [ 1 6 ]

są za w ysoko i w ciąż się b o czą — in k w iz y to rz y — a n a m n a d o le tr z e b a ja k o ś żyć.

B rech t: „MASKA ZLA“ — „N a m ojej ś c ia n ie w isi ja p o ń s k a rz e ź b a — m a s k a z ł e g o d e m o n a , la k ie ro w a n a n a złoto. Ze w sp ó łc z u c ie m o b se rw u ję n a b rz m ia łe tę tn ic e n a czole m ów iące, j a k a to c ię ż k a r o b o ta b y ć zły m .“

Ile oni m u szą się n a p ra c o w a ć , z a n im w y m y ślą sw o ic h w ro g ó w n ie ty lk o n a Z acho­

dzie, a le i w śró d sw o ich . . .

B rak im lu s tr a , b y o b e jrz e li — z a d u fa n i w so b ie — sw o ją m a s k ę , b rz u c h i sw o ­ je p o d b rzu sze, k tó r e m o g ą u jrz e ć ty lk o w ow ym lu s trz e .

W czasach n ie p e w n y c h — a le k tó r e b y ły p e w n e — i sk o m p lik o w a n y c h , w ja k ic h żyjemy, bo i n ie b o sz e ry fó w , w re sz c ie , z a c z y n a się w a lić . W ta k ic h c z a s a c h m ą ją w arto ść — w e d łu g G re n d e la — czyny z w a rio w a n e , n ie w y ra c h o w a n e i p rz e d e w szystkim g łó w n ą ro lę w y k o n u je ry zy k o — i tr z e b a s ta n ą ć cały m so b ą w ich o b ro ­ nie, alb o w iem t y l k o m y ś l i i c z y n y p r z e g r a n e n i e s ą p r z e k u p n e , l a p ó w k a r s k i e , d e m o r a l i z u j ą c e . . . T e sło w a to k ro p la w m o rzu — k to nam p om oże? K t o ?

I dalej w e d łu g G re n d e la , a le o n a s po n a sz e m u . W n a sz y c h m ia s ta c h część o b y w a­

te li m ów i po p o ls k u u w a ż ą ją c t e n ję z y k z a sw ój o jc z y sty — czy to g rz e c h ? — w ię k ­ szość zaś po czesk u . T o p n iejem y . P rz e d la ty by ło o d w ro tn ie . N ie m a sp o k o ju pod oliw kam i — n ie n a w iś ć i p re te n ą je n a d a l o sa c z ą ją . . . S ły ch ać u n a s je s z c z e in n e j ę ­ zyki: słow acki, w ę g ie rs k i, c y g a ń sk i, u k ra iń s k i, n ie m ie c k i i p rz e ró ż n e o d c ie n ie słow acko-polskiego i p o lsk o -czesk ieg o — s ą te ż i Żydzi. P o la k b y s ię u ra d o w a ł, g d y ­ by w szyscy m ó w ili p o p o ls k u ; C zech b y się u cieszy ł, g d y b y w szy scy m ó w ili po c zes­

ku; Słow ak, o c z y w iś c ie . . . ltd ., itp . To n a tu r a ln e . A je d n a k w P ary żu , a n a w e t w Chicago, n ik o g o n ie o b chodzi, ja k im ję z y k ie m się k to p o słu g u je . P ry w a tn y ję z y k P o lak a w C zech o sło w acji j e s t p o lsk i, u rz ę d o w y czesk i. A le z d a rz a się i C zech — znam k ilk u ta k ic h w s p a n ia ły c h — m ó w iący c h n ie n a g a n n ą polszczyzną.

J a d ą c np. w a u to b u s ie lu b tra m w ą ju , zw ła sz c z a w O stra w ie , z p rz y ja c ie le m , oczy­

w iście, iż ro zm aw iam y ze s o b ą po p o lsk u , a le ściszo n y m głosem , by n ie d ra ż n ić n ie tylko szo w in istó w , a le i ty c h , co s ą p rz e k o n a n i, że P o lacy to n ic in n eg o , j a k ty lk o

„ h a n d la rz e “ . N ie w m oim s ty lu n a rz u c a n ie się . . .

Stoi so b ie ta a a a k a d łu g a k o le jk a p rz e d sk le p e m z w a rz y w a m i, po cz e sk u „ Z elen i­

n a “ — i t u ja k i ś f a c e t w y k rz y k u je : „Z ase ti P o ła c i!“ To n a w e t n ie j e s t ra siz m , a n a pew no szow inizm i g łu p o ta . N ie znoszę, j a k p a tr z ą n a m n ie krzy w o , ch o cia ć m am to gdzieś, a le n ie znoszę, ta k i ju ż je s te m , a lb o w ie m w y ro słe m w śró d te g o z a g m a tw a ­ nia. Z re sz tą ta k sam o p a tr z ą n a ciem n o sk ó ry c h , ż ó łty c h i C y g an ó w — ty le , że j a n ie sp rz e d ą ję n a u lic y dolców . G dzie m i ta m do św ię te g o d o la ra . J e s te m ty lk o sk ro m ­ nym m n iąjszo ścio w cem n aro d o w o śc io w y m a C y g a n ie -c in k c ia rz e ro z w y d rz e n i, p e w ­ n i sieb ie, d o ro b k iew icze-b o g acze. I to s tą d się w y w o d zi m o je sz e p ta n ie . No cóż, ta k sam o było i za czasó w o k u p a c ji, p rzy zw y cząjo n y je s te m d o ż y c ia w w ieczn y m w y o b ­ cow aniu. Z re sz tą i ze sw o im i te ż m i n ie id z ie ła tw o . K a le k a z g a rb e m obseąji i m an ii p rz e ś la d o w a n e g o b ezd o m n e g o i z a stra s z o n e g o o b y w a te la . N iew in n y ch p rz e ­ p raszam , w in n i n ie c h się o b ra ż ą ją , a le sam te ż je s te m so b ie w in n y — chociaż, czy to m o ja w in a , że m n ie t u ro d z ic e p o c z ę li? I że k o c h a m t ę — bo sw o ją, n a s z ą — a n ie in n ą ziem ię, i to p o sw o jem u : p ły n ie s z Olzo, p ły n ie sz L ucyno, p ły n ie sz O d­

r o . . . J e s te m fa c e te m stw o rz o n y m z sam y c h k o m p lek só w . W m oich k sią ż k a c h , k tó ­ r e p iszę od d a w n a , n ie w sz y stk o w y ch o d zi ta k , j a k p o w in n o , ta k j a k n a p ra w d ę było

— a lb o w iem c e n z u ra i s tra c h tk w i w e m n ie . J e d n a z m in ip o w ie ś c i — z d a rz y ło mi się w y d a ć k ilk a k s ią ż e k po d łu g ic h p e ry p e tia c h — b y ła b ez k ro p e k i p rz e c in k ó w , bo ta k m i w ychodziło. Mój Boże, j a k ta k m o ż n a p is a ć ? — P y ta li. N ie w szyscy, a le p y ta ­ l i . . . W ięc tłu m a c z ę , że r z e k a p ły n ie — p ł y n i e — p ły n ie pod, n ad , p ły n ie p o p rzez w sz y stk ie p rz e s z k o d y w sw o im o so b liw y m i o so b isty m ry tm ie , k tó ry je s t, ta k m yślę, z a w a rty w m ej k siążce. S ą je s z c z e in n i, tw ie r d z ą , że c a ła m o ja tw ó rczo ść to p o p u la rn y sa m o g ra j, coś w ro d z ą ju M niszków ny, R odziew iczów ny — i tu od razu w iem , że p rz e g ry w a m , i cieszę się, a lb o w ie m to s ą t e m y śli i czy n y n ie skorum

po-t 1 7 ]

w an e, d o n k is z o te ria . J e s te m K ich o tem , je s te m C y ra n e m a n a w e t H a m letem . Czy to co złego, że ch cę m ieć sw o ją c z y stą ta r c z ę ? T a k ie m o je m a rz e n ia .

A je d n a k m am sw o ją ro d z in n ą w ieś. T u s ię w y c h o w a łe m p o d sk rz y d ła m i b o g atej filo zo fii o jca i m a tk i, w śró d to le ra n c ji i m iłości.

W n aszy m czynszow ym d o m u o p ró cz m y ślący ch i w ied zący ch , co i j a k trz e b a , ch ło p o -ro b o tn ik ó w , ch ło p o -g ó rn ik ó w i b e z ro b o tn y c h — bo to k aż d y z n ich p o sia d a ł sw oją n ie p rz e c ię tn ą filozofię życiow ą m ieszk ał te ż in te lig e n tn y n ac z e ln ik ż a n d a rm e ­ rii czesk iej (c a łk o w ite p rz e c iw s ta w ie n ie z w a rio w a n e g o n a c z e ln ik a w film ie „N iko­

la S zo h ąj“ ) m ia ł p ię k n ą c ó rk ę , w m oim w ie k u , A n iczk ę, k tó r ą k o ch ałe m i b aw iłem się z n ią w „ P u s te ln ię p a rm e ń s k ą “ — k tó r ą m ój ojciec n az y w a ł „La c h a r tr e u s e de P a rm ę “ . O tóż to . . .

Później, j a k d e p ta ła po n a s h is to ria , p rz e d k tó r ą n ik t n ie u c ie k n ie , j e s t o n a b o ­ w iem g o rsz a od p rz e z n a c z e n ia , n ie lito s n a — w ty m sam y m m ie sz k a n iu z a m ie sz k a ł p olski o fic e r s tra ż y g ra n ic z n e j. J e g o sy n M ilek — to m ój b lisk i p rz y ja c ie l, ra z e m ch o d ziliśm y do te j sam ej k la sy , ra z e m u czy liśm y się m iło ści do d ziew czy n i sek su , ta k ie ch ło p a k ó w zabaw y. M ilek z m a rł w c z a sie o k u p a c ji w 13 ro k u sw ego życia, n a s k u te k n a d lu d z k ie j, cię ż k ie j p ra c y w k o p a ln i „ S u c h a Ś re d n ia “ . A le to c a łk ie m in n a h is to ria , do k tó re j p o s ta ra m się w ró c ić w in n y m p a m ię tn ik u . . .

M oja w ie ś to d w a k ościoły. E w a n g e lic k i w c e n tr u m n a P la c u K ościelnym i k a to ­ lick i z d u ż ą i m a łą w ieży czk ą n a Z ak o ście lu . N ap rz e c iw te g o k o śc io ła sto i n asz DOM. D om -ul lu d zi — to p rz e d ty m d o m em b a w iłe m się z A n iczk ą i j e j b raćm i.

O jciec A niczki i m ój ojciec, n a u c z y c ie l p o lsk i, zaw sze p o z d ra w ia li się z sz acu n k iem , n ie b y li p o lity k a m i, a lu d źm i sp o d te j sam ej strz e c h y , k ażd y w y k o n y ­ w ał su m ie n n ie sw o ją p ra c ę i m ó w ił b ez w ie lk ie j n a m ię tn o ś c i o tym , w co w ie ­ rzy! . . .

L ubię w ra c a ć w ta m te czasy, je s te m w n ich z a k o c h a n y i to n ie d la te g o , że byłem m łody, a le że lu d z ie m ieli do sie b ie sz a c u n e k , o czyw iście, je ś li byli l u d ź m i .

K ilk a k ro k ó w od k o śc io ła e w a n g e lic k ie g o j e s t g o sp o d a, n ie r e s ta u ra c ja , a w ła śn ie g o s p o d a , bo ch o d zi o g o ścin n o ść. I ch o cia ż b y ś p rz e s z e d ł cały ś w ia t, t a ­ k iej d ru g ie j „ZBORÖW KI“ n ie z n ajd z iesz. C zysto w y m y te b ia łe d e s k i podłogi,

„ sz y n k w a s“ a za n im g o sp o d zk i p a n K aro l K o tu la z żoną. (P a n a K o tu lę sp o tk a łe m k ilk a d n i po k o ń c u d ru g ie j w o jn y św ia to w e j w e F ra n c ji, do k tó re j n a n ie d o b ro ­ w o ln ą „w y cieczk ę z a p ro s ili“ n a s h itle ro w c y — w y cieczk a b y ła d a rm o w a , chociaż k o sz to w a ła n a s w ie le z d ro w ia, n e rw ó w i siw y ch w ło só w — c ’e s t la v ie ). Obok

„ s z y n k w a su “ „ e k s tró w k a “ . T am sia d y w a ł m ój ojciec z p rz y jació łm i, bo w te d y p rz y ­ ja ź ń b y ła w ięcej w a r ta i b a rd z ie j se rd e c z n a , ta k a n a sz a — ś lą s k a sz ta m a . Id ą c przez sie ń w ch o d ziło się do k u c h n i a n a d n ią — szlo się n a g ó rę po d re w n ia n y c h sc h o ­ d a c h — b y ł p o k o ik g o ścin n y , sp a łe m tu n ie r a z i je s z c z e d z isia j w szy stk o w id zę i p a ­ m ię ta m . . .

P o ls k a szk o ła z c z erw o n y m d a c h e m , c z e sk a niczy m p a ła c z b u d o w a n a z in ic ja ty w y p ie rw sz e g o p re z y d e n ta C zech ó w i S łow aków , M a sa ry k a . A le to ju ż zb y t s t a r a i p ra w ie z a p o m n ia n a h is to ria , a szk o d a. Po w o jn ie — po 1948 r. — M asa- ry k ó w k ę p rz e m ia n o w a n o n a szk o łę w ie lk ie g o m a g a o b a rd z o czesk im n azw isk u : GOTTWALD, czyli Bóg-Las. OK! T yle, że b u d y n e k j e s t te n sam . A p ro b le m y zostały.

P ro b lem y , n ie s te ty — w ja k im k o lw ie k o p a k o w a n iu — zo sta ły . K ocham P iłsu d sk ie ­ go — k o ch am M a s a ry k a — ty lk o B ezru cz n am ja k o ś p o p lą ta ł szyki. N ie kocham B ezrucza, a c h cia łb y m . . . Z n am i, P o lak am i, zaw sze by ło ta k sam o, ty lk o w szkol­

n y c h c z y ta n k a c h j e s t sie la n k o w o . T e a tr. S z tu k a n ib y in n a , a le s c e n a a n a w e t kulisy zo stały . S zk o d a . . .

W d o lin ie rz e k a i m n ó stw o w ie rz b i olch, w iek o w y ch lip i dęb ó w , a n a d tym w szy stk im w y so k ie n ie b o — j a k to u n a s k ie d y ś byw ało, z a n im j e o tr u to — w sch o ­ dy, z e n ity i zach o d y sło ń ca, w sz y stk ie fazy k się ż y c a i w re sz c ie zim a, w io sn a, lato, je s ie ń — cy k l życia, cy k l p ro w a d z ą c y zaw sze do tą je m n ic y śm ierci, d la w s z y s t - k i c h j e d n a k o w e j , w ja k ie g o k o lw ie k B oga by n ie w i e r z y l i. . . C ykl b u jn y c h po­

[ 1 8 ]

krzyw , c a le la sy p o k rzy w . P o k rz y w — ślą s k ic h p alm . To b y ła m o ja ro d z in n a w ieś z dom em czynszow ym n a Z akościelcu, m o im u le m m ą d ro śc i i w ie d z y lu d z i tu ż y ją ­ cych o bu n a ro d o w o śc i — i n ie b a rd z o n aro d o w o śc io w o u św ia d o m io n y c h — n ig d y ich n ie zapom nę, a n i po śm ie rc i, a lb o w ie m o n i s ą w e m n ie n a złe i d o b re , ta k tu żyliśm y ze sw o im i tro s k a m i, m iło śc ią , k łó tn ia m i, bo to k to ś n ie d o la ł do lam p y , alb o n ie w ym ył p o rz ą d n ie schodów , ży liśm y p o m ię d z y ziem a d o b re m : r e p u b lik a p r a w ­ dziw ych o b y w ateli.

Co do n a ro d o w o śc i — ów czas, ch o cia ż w y k rz y k iw a li g ro ź n ie do m n ie „ p o n a s z e ­ m u“ chłopcy z „ M a s a ry k ó w k i“ : „P olok, m o n a rz ic i b o lo k “ — a j a o d w d zięczałem się: „C zech, m o n a d u p ie p le c h “ — t ą s a m ą g w a rą — is tn i a ła i is tn ie je d la m n ie do dzisiąj ty lk o j e d n a m o żliw o ść: z r o z u m i e ć p o l s k ą i c z e s k ą p r a w d ę — f a k ty i ich tw a rd ą , r e a l n ą rz eczy w isto ść. M ożna to c z y ta ć w cu d zy sło w ie, m o ż n a i bez, a l­

bow iem złość i n ie n a w iś ć o ś le p ia i n ie m a sz a n s b y tu — j e s t g ł u p i a — p ro w a d z i do n ie s p ra w ie d liw o śc i. Ś le p a n ie n a w iś ć zaw sze ta m p r o w a d z i. . . Z nam m n ó stw o w sp a n ia ły c h P o lak ó w , C zechów i S ło w ak ó w — z n a łe m te ż ta k ic h N iem ców , k tó rz y w N iem czech u k ry li m n ie p rz e d h itle r o w s k im w e rm a c h te m — m ój B oże, to c a ła a r ­ m ia z ro zu m ien ia, a r m ia l u d z i . . .

Pow oli u ró s ł i tk w i w e m n ie — niczy m d rz a z g a — k o m p le k s m n iejszo ści — i z ro ­ b ił ze m n ie c z ło w ie k a u p o śle d z o n e g o , j e d n a k to le ra n c y jn e g o . N ie p o tr a f ię być in n y w śród in n y ch , n ie ch cę się w y ró ż n ia ć i s tą d t e m o je sk rę p o w a n ia , cich e rozm ow y z p rzy jació łm i w m ie jsc a c h p u b lic z n y c h -c z e sk ic h — p o p o lsk u . M oże n ie ta k p o w in ­ no być — m oże to n ie s łu s z n e — n ie s te ty , n ie u m ie m o d sta w a ć , n ie chcę się w y ró ż ­ n iać — w o lę być n ie z a u w a ż o n y — sw o ją in n ą zw y cząjn o ścią. J e d n a k tr u d n o m i słu ch ać ig n o ra n tó w , m ó w iący c h do m n ie n ie w y k s z ta łc o n ą czeszczy zn ą: id ź sobie m ów ić po p o lsk u do P o lsk i. T u m ó w im y po czesk u ! T acy n ie m ą ją p o ję c ia o h is to rii, że to m y t u je s te ś m y od zaw sze w sw o im d o m u . P o tr z e b n a nam , Zaolzia- kom, TOLERA N CJA i ŻYCZLIWOŚĆ / ! / . Boże w ięk szo ści n a ro d o w y c h , d ą j n a m sp o ­ kojnego i sw o b o d n eg o ży cia p o w szed n ieg o . M erci. I m y ze sw o im m n iejszo ścio w y m ję z y k ie m ojczy sty m ch cem y by ć o b y w a te la m i E u ro p y .

J e s te m — p o m im o w sz y stk o — ty m , czym je s te m . W ciąż w ra c a m i w ra c a m , bo m uszę w ra c a ć , do sw o ich o jczy sty ch s p ra w , d o m ojej p ie rw sz ą ) m iłości, do ję z y k a , k tó ry m m ó w iła do m n ie m o ja m a tk a i ojciec. Mój ję z y k to ję z y k m ilio n ó w lu d zi — 0 k tó ry c h ja k k o lw ie k b y n ie m ów iono — b ę d z ie zaw sze i g d z ie k o lw ie k m oim ję z y ­ kiem , a lu d zie, m ó w iący n im , b ra ć m i. N ależę d o n ic h n a zle i d o b re .

„PRZEKRÓJ“ n r 2277: „Celnicy NRD p o ­ bili polskiego turystę — inform uje PAP

— uratowali go polscy celnicy i p rzypro­

wadzili na naszą stronę granicy. Agencja z NDR natychm iast dementowała: pod­

różny je st notorycznym p rze m ytn ik ie m 1 to raczej on pobił n iż został pobity. Po­

lakom na granicach coraz ciężej, szcze­

gólnie u p r z y j a c i ó ł . “ P rzy ja źń po stalinowsku trwa . ..

M oja p ie rw s z a m iłość z o sta w iła g łę b o k ie śla d y w m ojej św ia d o m o śc i i tr w a : O jczyz­

n a — O jcow izna. D o p iero p o te m ^ ja w iła się z ła p o lity k a . W y starczy ło k ilk a zaw ie- dzeń, z a k ła m a ń i w ia r a się za c h w ia ła . P o lity k a to p r o s ty tu t k a — m ó w ili lu d zie z N aszego D om u. K ła m stw a , o sz c z e rs tw a i p ro w o k a ę ja — p o w ta rz a m so b ie: p r z y ­ j m i j f a k t y , g ło w ą m u r u n ie p rz e b ije s z — a m oże j e d n a k ? — Id e a listo , z a b a rd z o

w ie rz y łe ś w ty ch , co m ó w ili o s p ra w ie d liw o śc i, w to , co p is a li w szk o ln y ch czytan- kach, za b a rd z o k o c h a łe ś, r a n a z o s ta ła o tw a rta , je d n a k p rz y jm ij fa k ty , alb o w iem f a k ty s ą fa k ta m i. G łow ą m u r u n ie ro z w a lisz . . . A m o ż e j e d n a k ? Id e a lis to ! Dąj

[ 1 9 ]

spokój. M oże je d n a k n a ro d y n a u c z ą się m iło ści i M Ą D R O Ś C I ? M oże je d n a k C zech z ro zu m ie P o la k a a P o la k p o k o c h a C z e c h a i N iem cy p o k o c h ą ją n a s w sz y stk ic h razem , i W ęgrzy. I w sz ę d z ie b ę d ą ró w n e p ie n ią d z e , i ró w n i p re z y d e n c i, n ie m ó w iąc 0 k r ó l a c h . . . T y le l a t p o w o jn ie , po d ru g ie j, św ia to w e j — k o m u n iz m „ k w itn ie “ a m y k łó cim y się o c y try n y , b a n a n y , o p o m a ra ń c z e — j a k to j e s t — r a n a się n ie z a ­ g o iła. J a k o ś się w y g rz e b ie sz . W y g rzeb ię? B z d u ra , z a k ła m a n ie , in k w izy cja, sta lin iz m , b e rio w sz c z y z n a , K ag an o w icze — b ie n n a le m o cn ej n ie to le r a n c ji i a z ja ty c ­ k ieg o o k ru c ie ń s tw a — s tr a s z ą d o d z isia j i te g o te ż n ie d a się w ż a d e n sp o só b za p o ­ m nieć, ta k j a k n ie d a się z a p o m n ie ć O św ięcim ió w . Że obcy o b ceg o ? A le t u sw ój sw ego. T ego n ie w o ln o zap o m n ieć. H is to ria lu b i się p o w ta rz a ć — ile ju ż b y ło o d p o ­ c z ą tk u ś w ia ta in k w iz y c ji? N a w e t d z isia j w e z m ą m n ie z a to , co t u p iszę, z a łe b 1 w sa d z ą w w a n n ę z k w asem , b y w y p u śc ić m n ie sy fo n em do zan ie czy szczo n ej r z e ­ k i . . .

,, — Jestem R um unem . (Mówi po Słowacku)

— N apraw dę?. . . A le spraw a!

— N ie je ste m Węgrem z Siedmiogrod u, ale R um unem .

— R o zu m iem cię, rozum iem . “ Lajos Grendel I o to m i chodzi. W łaśn ie o to . Z n ałem W ęg ra ze sło w ack ieg o „ Ż itn e h o O s tro v a “ , o b y w a te la ćs., k tó r y s tu d io w a ł w K ra k o w ie n a U J. M ów ił po p o ls k u n iczy m ro d o w i­

ty P o lak , a le n ie k o ch ał, a ra c z e j n ie n a w id z ia ł w ięk szo ści n a ro d o w e j sw ojego k rą ju . W ydaje m i się, że to te ż n ie by ło OK. A le co j e s t t a k n a p ra w d ę O K ? M oże to , że ś w ia te m p o w in n y k ie ro w a ć s u p e r m o c a rs tw a ? A m a łe n a ro d y to co? M n iejszo ści n a ­ ro d o w e E u ro p y i m a łe n a ro d y ś w ia ta n ie m ą ją n ic do g a d a n ia ? C icho, sza! J a d ą czołgi z cz e rw o n y m i g w ia z d a m i. . .

T a k a j e s t rz eczy w isto ść. A lb o w iem w ie lk ie n a ro d y d e c y d u ją o n a s, b ez n a s. W ięc m a łe n a ro d y n a c a łą j k u li zie m sk ie j łą c z c ie się. S lo g an y , tr a n s p a r e n ty , slogany, t r a n s p a r e n t y — p e łn o o g łu p ią ją c y c h so lo g a n ó w i tr a n s p a re n tó w .

P e w ie n fa c e t, ta k i, co z n a się n a życiu, p o w ie d z ia ł do m n ie : — Żeby żyć, tr z e b a d o trz e ć d o w yższych s f e r — d o ty c h n a g ó rz e ( g ó r a zaw sze k o ja rz y m i się z a lp in iz ­ m em — ze w s p in a c z k ą ). A lp in is ta s ię zn a la z ł, p o m y ś la łe m sobie. — M ożna — m ó­

w ił — w z n ie ść się k u g ó rze ż e n ią c się z c ó rk ą w p ły w o w y ch o b y w a te li. P ó źn iej, do n a s tę p n e j w sp in a c z k i, p o tr z e b n a b ę d z ie je s z c z e b a rd z ie j w p ły w a o so b a, m oże to być k o c h a n k a z w ią z a n a z m a fią i t a k d a le j, a ż n a w y ży n y M o n t B lan c, o la la ! C e s t la v ie ? Bez k o c h a n e k n ie d a ra d y , b e z k o c h a n e k n ie m a życia. Bez k o c h a n e k tr u d n o sta ć się „ a lp in is tą “ . . .

cdn.

1. 12. 1988 WIESŁAW ADAM BERGER

[ 2 0 ]

fo t. B O G U SŁA W R A J S K I [ 2 1 ]

ANDERSOWCY

W la ta c h II w o jn y św ia to w e j k ilk u s e t m iesz k a ń c ó w Z ao lzia słu ży ło w P o l­

sk ic h S iłach Z b ro jn y ch n a Z achodzie.

D zielili się o n i n a d w ie k a te g o r ie : je d n i d o s ta li się n a zach ó d d o a rm ii S ik o r­

sk ieg o w e F ra n c ji b e z p o śre d n io p o k a m ­ p a n ii w rz e śn io w e j 1939, k ie d y to w ra z z w ie lo m a ż o łn ie rz a m i p o ls k im i d o c ie ­ r a li do obozu w C o etq u id an przez W ęgry, R u m u n ię, Ju g o s ła w ię , G recję. Po k lę s c e F ra n c ji w 1940 ro k u n ie k tó ry m u d a ło się p rz e d o s ta ć do A n g lii i słu ży ć o d tą d w 1 K o rp u sie P o lsk im w Szkocji, k tó ry w 1944 ro k u w a lc z y ł w N o rm a n d ii.

D ru g ą k a te g o r ię s ta n o w ili u c ie k in ie rz y z n ie m ie c k ie g o W e rm a c h tu , k tó rz y s iłą w c ie le n i d o h itle ro w s k ie j a rm ii k o rz y s ­ ta li z n a d a rz a ją c e j s ię o k azji i p rz e c h o ­ d zili lin ię fr o n tu . P o czątk o w o b u d z ili re z e rw ę , gdyż w ie lu p o ls k ic h w o jsk o ­ w ych u rz ę d n ik ó w n ie zn a ło is to ty p r o ­ b lem u . K ied y je d n a k d e z e rc je Ś lązak ó w z W e rm a c h tu zaczęły n a r a s ta ć , p o ­ w o łan o s p e c ja ln ą k o m isję z ą jm ą ją c ą się t ą s p ra w ą . U c ie k in ie ró w lo k o w a n o w o bozach p rz e jśc io w y c h a n a s tę p n ie d a w a n o n o w e n a z w is k a (a b y n ie z a sz k o ­ dzić ro d z in ie w k r ą ju ) i p rz e k a z y w a n o do w o jsk a p o lsk ieg o . L u d zie ci o k a z a li się z n a k o m ity m i ż o łn ie rz a m i a ich p o s ta w a p rz y c z y n iła się do u s u n ię c ia p o d e jrz liw o śc i w o k ó ł ty c h d e z e rte ró w . S p o ro Z aolziaków tr a f iło z w łaszcza do 2 K o rp u su g en . W ład y sław a A n d e rs a w e W łoszech. P o w o jn ie w y p ły n ą ł p ro b le m ic h p o w ro tu .

N a te r e n ie W ielkięj B ry ta n ii s p ra w ą b y ły ch ż o łn ie rz y W e h rm a c h tu p o ­ ch o d zący ch ze Śl. C ieszy ń sk ieg o za jm o ­ w ało się sp o łe c z n ie K oło Ś lązak ó w C ie ­ sz y ń sk ic h (zob. „ Z w ro t“ n r 8 /9 0 ) . D ziałacze K oła, ta c y j a k p re z e s inż. F e ­ lik s O lszak, d r B o g u sław K ożusznik, d r F ra n c is z e k B a jo re k , F e lik s B o cheński, K aro l K a le ta o b je ż d ż a li obozy p rzęjścio - w e, s ta r a ją c się pom óc m łodym lu ­ dziom . W ielu z n ic h m ia ło b o w iem z a ­ le d w ie 18 la t. T w ie rd z o n o n a w e t, że p o w in n i iść ra c z e j d o szk ó ł n iż do w o js­

k a. Z w racan o u w a g ę n a f a t a ln ą o p ie k ę le k a r s k ą ze s tro n y n ie zn a ją c y c h p ro b le ­ m u B ry ty jczy k ó w . P o d czas o d w ie d z in obozów p rz e jśc io w y c h w y s tą p iły je d n a k n ie s p o d z ie w a n e tru d n o ś c i. O k azało się, że w śró d ż o łn ie rz y p o ch o d zący ch z Z aol­

z ia p o ja w ili się ta k ż e o fic e ro w ie cze­

ch o sło w accy n a m a w ią ją c y ic h do w s tę ­ p o w a n ia w s z e re g i a rm ii CSR. B yło to sp o w o d o w a n e p rz e k o n a n ie m , że z aję cie Z aolzia p rz e z P o ls k ę w p a ź d z ie rn ik u 1938 j e s t n ie w a ż n e , w ię c d a w n i o b y w a­

te le R e p u b lik i p o w in n i służyć w w o jsk u czech o sło w ack im . S tw ie rd z e ­ n ie ta k ie n ie by ło je d n a k ż e do k o ń c a p ra w d z iw e . P o p ie rw s z e , Z aolzie w la ­ ta c h w o jn y fo r m a ln ie n a d a l z n ajd o w ało się w g ra n ic a c h P o lsk i, a po d ru g ie is t ­ n ia ły w te d y a rm ie n ie „ p a ń s tw o w e “, a „ n a ro d o w e “. W sz e re g a c h W ojska P o l­

sk ieg o słu ż y li P o lacy — o b y w a te le USA, K a n a d y czy F ra n c ji a k r ą je t e n ie czy­

n iły im ż a d n y c h z a rz u tó w z te g o pow o-[ 2 2 ]

d u i n ie n a z y w a ły ic h z d rą jc a m i, j a k to

z a a k c e p to w a n ie k o n ie c z n o śc i z m ian y

fo t. A D A M SZOP [ 2 5 ]

W dokumencie Zwrot, R. 43 (1991), Nry 1-12 (Stron 186-196)