Wewnętrzenie ambiwalentny stosunek między klasami wykształ
conymi a politycznymi administratorami ustanowionego porządku wyjaśnia aktualną zgodność dwóch trendów pozornie nie do pogodze
nia, która inaczej wyglądałaby zagadkowo. Z jednej strony obserwu
jem y na całym świecie wzrost statusu i wpływów wszystkich profesji, które przez większą część naszego wieku służyły jako miejsce rekru
tacji dla intelektualistów. Z drugiej jednak strony wydaje się, że wykazywana przez intelektualistów tendencja do potwierdzania sie
bie i poszukiwania własnego głosu, mówienia w swoim własnym imieniu, żądania zbiorowego prawa do rozstrzygania w sprawach o fundamentalnej wadze publicznej spaliła na panewce. O wiele rza
dziej niż poprzednio słyszy się o nowych „manifestach intelektuali
stów”. Uczucie jedności intelektualnej przecinającej specjalności jest wskrzeszane tylko sporadycznie i to przeważnie wtedy, kiedy zagro
żone są zawodowe prerogatywy - kiedy kolega praktyk danej intele
ktualnej profesji został gdzieś poddany takiemu traktowaniu, jakie
mu nie chcieliby być poddani oni sami. Zasady, które wciąż jeszcze prawdopodobnie zachęcają szerokie spectrum profesji do gromadze
nia się we własnej obronie, rzadko wychodzą poza specyficznie inte
lektualne troski i interesy. Z drugiej strony profesje są zajęte, ruty
nowo i codziennnie, publiczną obroną swoich własnych starannie
172 Zygmunt Bauman
ogrodzonych poletek. Chirurdzy i konsultanci bronią szpitali, profe
sorowie bronią uniwersytetów, a nauczyciele chronią szkoły, artyści domagają się więcej funduszy na teatry, orkiestry symfoniczne czy na przemysł filmowy.
W wywiadzie z Alessandro Fontaną i Pasąualem Pasąuino, opub
likowanym po raz pierwszy w 1977 roku18, Michel Foucault stworzył coś, co jest równoznaczne z nekrologiem intelektualisty „ogólnego”, nazwanego tak po to, aby odróżnić go od intelektualisty „szczegóło
wego”, takiego, który „przywykł do pracy nie w modalności tego, co .ogólne’, .egzemplaryczne’, .prawdziwe i sprawiedliwe dla wszy
stkich’, ale w ramach specyficznych sektorów”, „w szczegółowych punktach”, w których usytuowały go własne warunki życia i pracy.
Obecnie wymarły „intelektualista ogólny”, jak sugeruje Foucault, był przede wszystkim p i s a r z e m , niezależnie od tego, jakie było jego zawodowe przypisanie; jednak „działalność pisarza” nie jest już
„w centrum rzeczy”. Scenę przejęli „intelektualiści szczegółowi”, któ
rzy są przede wszystkim p r o f e s j o n a l i s t a m i - sędziami czy psychiatrami, lekarzami czy pracownikami socjalnymi, technikami laboratoryjnymi czy socjologami - niezależnie od tego, czy piszą i niezależnie od tego, co mogliby pisać. Intelektualista ogólny był również potomkiem „prawnika, albo w każdym razie człowieka, który powoływał się na uniwersalność sprawiedliwego prawa”. Intelektu
alista szczegółowy, wprost przeciwnie, jest „zupełnie inną postacią”
- e k s p e r t e m . Jeśli interweniuje publicznie, to czyni to „w imieniu .lokalnej’ prawdy naukowej”. Intelektualiści ogólni są w istocie na wymarciu; dzień dzisiejszy należy do intelektualistów szczegółowych.
Czy oznacza to jednak, iż intelektualiści szczegółowi z a j ę l i m i e j - s c e swoich ogólnych poprzedników? Że przejęli ich funkcję, a tym samym prawo do ich tytułu?
Foucault zdaje sobie sprawę z tego, że potwierdzenie publicznej roli intelektualistów szczegółowych może zostać powitane z niedowie
rzaniem. Zaiste, można im jej odmawiać na takiej zasadzie, że inte
lektualiści szczegółowi było nie było zajmują się kwestiami specjali
stycznymi, które zbytnio nie dotyczą mas, a nawet gdyby dotyczyły, to krucjaty prowadzone przez profesjonalistów z wielkim trudem przemawiałyby do mas jako walka wzywająca ich do udziału; albo też na takiej zasadzie, że tacy intelektualiści ogólnie biorąc służą intere
som Państwa czy Kapitału, albo wąsko ograniczonym, poniekąd
18 Internista a Michel Foucault,w: Microfisica del Potere,Turin, 1977. Cytuję tutaj z angielskiego tłumaczenia dokonanego przez Colina Gordona, opublikowanego pod tytułem Truth and Power,w: M i c h e l F o u c a u l t , Pow er/Knowledge: Selected Interuiews and Other Writings 1972-177, Brighton, Harvester Press, 1980, s, 126 i n.
Nie odwzajemniona miłość: o państwie i intelektualistach 173
zaściankowym, interesom danej profesji. Ajednak Foucault utrzymu
je, że „polityczne pominięcie” [intelektualisty szczegółowego] byłoby niebezpiecznym błędem z tych czy innych powodów. Nawet gdy zajęci są wyłącznie swoimi „lokalnymi” prawdami, intelektualiści szczegó
łowi chcąc nie chcąc muszą anagażować się we władzę jako taką, w takiej mierze, w jakiej reżimy prawdy i reżimy władzy nachodzą na siebie, po prostu dlatego, że „prawda nie istnieje poza władzą”
i z tego powodu polityka prawdy nie może być oddzielona od polityki w ogólności.
Można pomyśleć o „słabej” i „mocnej” interpretacji Foucaulto- wskiej apologii profesjonalistów, teraz awansowanych hurtowo do rangi intelektualistów, nawet jeśli naznaczonych znamieniem szcze
gółowości. Słaba interpretacja byłaby równoznaczna ze stwierdze
niem, że każdy członek klasy wykształconej jest w taki czy inny sposób zaangażowany w poszukiwanie, artykulację i rozpowszechnia
nie pewnej części owej prawdy, a ponieważ działalność ta jest z natury polityczna, to nie wiedząc o tym i z pewnością niecelowo „uprawiają”
oni „politykę” (podobnie jak pan Jourdain Moliere’a przez całe życie mówił prozą). Może tak i jest, ale samo z siebie z trudem usprawied
liwia to uczynienie z „psychiatrów i asystentów laboratoryjnych”
współczesnych następców i odpowiedników intelektualistów - nie tylko z racji siły ich „nieświadomej polityki” . „Mocna” interpretacja sugerowałaby, że ponieważ wypełnianie czysto zawodowej roli sprzy
ja doprowadzaniu praktyków wciąż od nowa do jawnego konfliktu z władcami politycznymi, to ich biurokratyczni pomocnicy, psychia
trzy, asystenci laboratoryjni i inni uczeni eksperci w sposób nie
uchronny odkryją powiązanie między „lokalną” prawdą, bliską ich sercom i umysłom, a bardziej ogólnym „reżimem prawdy”, blisko splatającym się z polityką. Staną się wtedy „intelektualistami fur sich” i chwycą za broń w świadomej walce politycznej, angażując się tym samym w zagadnienia publiczne w całej ich totalności (podobnie jak proletariat Lukacsa, który miał odrzucić „fałszywą świadomość”
i przyjąć prawdę swojej własnej historycznej misji, dopełnioną konie
cznością t o t a l n e g o zaangażowania, ucząc się zarazem na swoich zawsze cząstkowych, klasowych i lokalnych zmaganiach). Ta inter
pretacja ma jednak formę twierdzenia empirycznego i dlatego musi zostać sprawdzona w kontekście wszystkiego tego, co wiadomo dzisiaj o tendencji współczesnych profesjonalistów do „nabywania świado
mości politycznej” i wkomponowywania się w mniej czy bardziej zintegrowaną siłę polityczną. Jednak trudno trafić na taki dowód.
Z drugiej strony wydaje się, że jest coraz więcej dowodów na istnienie tendencji przeciwnej do tej, którą przewidywał (na którą miał nadzie
ję?) Foucault.
Można by prosto wyprowadzić taki przeciwny dowód z egzysten
cjalnej kondycji „intelektualistów szczegółowych”. Przekształcenie
174 Zygm unt Bauman
intelektualistów z „ogólnych” w „szczegółowych” oznaczało dwie brze
mienne w skutki zmiany w sposobie, w jaki konstytuują się klasy wykształcone. Po pierwsze, są one teraz przedstwiane jako e k s p e r ci, a to oznacza, że nawet ci pośród nich, którzy zajmują się bezpo
średnio mężczyznami i kobietami, a nie przedmiotami materialnymi, są powiązani z niewtajemniczoną publicznością („ludem”) nie jako nauczyciele, przewodnicy i strażnicy, ale jako operatorzy: zawiadują oni ludzkim postępowaniem zgodnie z posiadaną przez siebie wiedzą, która jednak ma pozostać ezoteryczna i nie ma zostać przekazana
„przedmiotom” zawiadywania w drodze „oświecania”. Odstęp między oświecającymi a oświecanymi ma być (przynajmniej taka jest t e o r i a oświecenia) coraz mniejszy i w końcu ma zostać zniwelowany, a samo oświecenie jest definiowane jako proces budowania tej niwe
lacji. Wyłom istniejący między ekspertem i odbiorcą jego usług ma na zawsze (z a r ó w n o w teorii, j a k i w praktyce) pozostać szeroki i niemożliwy do zniwelowania; istotnie, każde kolejne ćwiczenie z ekspertyzy ma jeszcze bardziej podkreślać potężną różnicę między know-how eksperta a brakiem umiejętności tych, którzy uzależnieni są od jego wiedzy i działania. Po drugie, klasy wykształcone uważane są dzisiaj za s p e c j a l i s t ó w , a oznacza to, że wykonywanie zawo
dowych obowiązków dzieli ich zamiast jednoczyć. Każda specjalność z pewnością pozostanie ezoteryczną (oraz, zaiste, pozostanie ściśle strzeżoną tajemnicą, której należy używać jako instrumentu do obni
żania wartości i trzymania na odległość „niewtajemniczonych” i chro
nienia „swoich” przed zewnętrznymi szarlatanami) nie tylko dla ludzi niewykształconych, ale również w stosunkach z innymi specjalnościa
mi, które obecnie są, w rzeczywistości albo potencjalnie, współzawod
nikami w nieustannej walce toczącej się o bardziej korzystny podział niewystarczających środków. Jeśli pojęcie „intelektualistów” przywo
dzi na myśl stosunkowo dobrze zjednoczoną klasę obdarzoną wspólną misją i wykazującą tendencję do wspólnego działania - to termin
„intelektualiści szczegółowi” wydaje się być s p r z e c z n o ś c i ą w s a m y c h t e r m i n a c h .
Harold Perkin19 w swoim głębokim studium historii i wewnętrz
nych tendencji profesjonalizacji i profesjonalizmów pokazał, że domi
nującym nastawieniem profesjonalistów w stosunku do ludzkich
„przedmiotów” ich ekspertyzy jest nastawienie arogancji i intelektu
alnej pogardy: dostrzega on „zbiorową protekcjonalność profesjonali
stów w stosunku do tego, co postrzegają oni jako nie pojmujące masy niezdolne do zrozumienia ich przesłania”. „Masy” stanowią sumę przedmiotów działania, nie partnerów do konwersacji — obraz, który
19Zob. H a r o l d P e r k i n , TheRiseofProfessionalSociety:Englandsińce 1880, London, Routledge, 1989, s. 390-398.
Nie odwzajemniona miłość: o państwie i intelektualistach 175
oczekiwałoby się jako reprezentujący nieme, pozbawione możliwości artykulacji przedmioty praktyki m o n o l o g i c z n e j (jak powie
działby Bachtin). Praktyka ekspertyzy, jak by nie było, dotyczy po
głębiania zależności, „reifikację” jej przedmiotów, i może przyznać się do „dialogicznej” relacji z owym przedmiotem ryzykując jedynie swo
im własnym kresem. Profesjonalna tajemniczość, narzucana albo przez jawny kod zachowania, albo przez nieprzenikliwy mur ezotery
cznego języka, jest najwierniejszym sposobem obrony wysokiego sta
tusu i efektywnym sposobem zamrożenia wszystkich ruchów grożą
cych jego podkopywaniem. Profesjonaliści d z i a ł a j ą w odniesieniu do niewtajemniczonej publiczności; r o z m a w i a j ą jedynie ze sobą, tym samym konstytuując innych profesjonalistów jako równych sobie i oddzielając ich od zreifikowanej kondycji całej reszty. Jednak Perkin nie uznał w z a j e m n y c h relacji między ekspertami za w jakikol
wiek sposób bardziej przyjazne niż ich zbiorowe nastawienie w sto
sunku do niewtajemniczonej publiczności: aby przekazać ducha gwał
townej, braterskiej rywalizacji, sparafrazował Shawa: Jeden profesjonalista nie może otworzyć ust, żeby nie był pogardzany przez innego profesjonalistę”. Każda specjalność robi, co tylko może, aby podkopać autorytet innej, jak gdyby widząc w dyskredytacji innych ekspertów najpewniejszą drogę do podniesienia własnego prestiżu.
Kolegialna krytyka jest generalnie przesiąknięta złośliwością i za
zdrością, które mają za zadanie bardziej skrzywdzić niż pomóc, pod
czas gdy opinia o innych dziedzinach ekspertyzy — szczególnie tych najbliższych własnemu terytorium - z trudem mogłaby być bardziej pogardliwa i degradująca. Dlatego słyszy się, zauważa Perkin, że
„fizyka jest wiedzą podstawową; chemia to tylko fizyka stosowana”;
że „nauka przyrodnicza to nauka, a nauka społeczna to zorganizowa
ne uprzedzenie”; że „ekonomiści zajmują się faktami; politolodzy sądzą, że liczbą mnogą od anegdoty są dane”; że „nauka społeczna wytwarza sprawdzalne teorie; historia jest bezmyślnym empiry- zmem”. Każdy czytelnik mógłby z łatwością wydłużać ad infinitum listę Perkina bez zbytniego wysilania swojej pamięci. Im mniej jest funduszy uniwersyteckich, tym więcej może kosztować moment nie
uwagi, a zarazem tym mniej miłości pozostaje do stracenia pomiędzy akademickimi kolegami...