• Nie Znaleziono Wyników

Opinie negatywne

W dokumencie Praktykowanie religii w nowych mediach (Stron 164-168)

2.2. Mediacja religii

4.2.2. Opinie negatywne

Przegląd opinii negatywnych zacznijmy od wypowiedzi księdza – proboszcza w wiejskiej parafii. Jego perspektywa była diametralnie inna niż perspektywa W15:K25, wypowiadającej się z poziomu osoby związanej z archidiecezją. Za-pytany, czy Kościół wykorzystuje serwisy typu Facebook, Twitter, YouTube, W4:M45 odpowiadał: 

Nie, to jesteśmy sto lat za Murzynami. Jako organizacja? To myślę, że daleko, daleko… Może poszczególne parafie tak… Ja nie wiem, czy nasza diecezja, na przykład, jest obecna na Facebooku. Podejrze-wam, że nie. Na stronie naszej archidiecezji głównie nekrologi wiszą, więc… Na przykład Wydział Teologii jest, ale diecezji nie ma… Nie sądzę, żeby to było tak skomplikowane. Się na internecie nie znam, ale… Z czego to może wynikać? To kwestia organizacji. Personalnej.

Mimo iż Facebook był używany przez księży, to – zdaniem W6:M34 – po-zostawał narzędziem niedocenianym: obecność księży na Facebooku nie szła w parze z umiejętnym wykorzystaniem jego możliwości i niedocenianiem tychże możliwości. Uważał, że nie wszyscy lubili taką „formę ewangelizacji”

pomimo słów Jana Pawła II, który mówił o internecie jako o nowym forum ewangelizacji. Zdaniem niektórych badanych Kościół instytucjonany nie trak-tował Facebooka i innych „nowych form komunikacji”, będących „nowymi for-mami ewangelizacj” poważnie, w przeciwieństwie do samych wiernych, szcze-gólnie młodych.

Zdecydowaną opinię wystawiła W19:K32, stwierdzając, że Kościół absolut-nie absolut-nie wykorzystuje potencjału nowych mediów. Zauważała jednak duże zróż-nicowanie Kościoła w Polsce. Wskazywała – na przykład – na różnice między Warszawą a Krakowem. Jej zdaniem w Warszawie „sporo zaczynało się dziać”

między innymi dzięki przychylności biskupów, od których dużo zależało (mó-wiła, że w Warszawie „oni tam jakieś fajne filmiki mają, mają jakieś tam stron-ki, jakieś tam miniblogi, nie jest to jakieś bardzo popularne, no ale się dzieje”).

Tymczasem Kraków – jako swoisty „kato-disneyland” – charakteryzowała pod kątem niewykorzystanego potencjału

No jeśli chodzi o kurię krakowską, to biorąc potencjał ludzi, jaki tu jest w Krakowie takich freaków religijnych, naprawdę… powiem tak, jak mieliśmy dwa lata temu spotkanie ludzi zaangażowanych w życie Kościoła, czyli tych ludzi, którzy są w jakichś grupkach, w

ja-kichś wspólnotach i chodzą […] częściej niż trzy razy w tygodniu na mszę, no to zebrało się nas tam na stadionie ponad 11 tysięcy. Mówi-my o 11 tysiącach takich totalnych freaków, że po prostu są bardzo zaangażowani. Jeśli popatrzymy na liczbę katolickich wydawnictw w Krakowie… zresztą wszystkie ważne wydawnictwa chrześcijańskie w Polsce są w Krakowie… No Deon, czyli największy portal jest tu,

„Tygodnik Powszechny”… Więc biorąc potencjał ten medialno-ar-tystyczny…, bo też grup artystycznych chrześcijańskich, teatralnych, szkoły ikon, szkoła… ten… to był kiedyś PAT, teraz jest Uniwersy-tet Jana Pawła II, nie wiem jak to się nazywa… UniwersyUniwersy-tet Papieski, tak? No… więc… no potencjał jakby jest olbrzymi, a kuria krakowska w żaden sposób tego nie wykorzystuje, co teraz doskonale widać na przykładzie Światowych Dni Młodzieży. W ogóle Facebook to jest czarna magia, bo oni tam… Facebook Światowych Dni Młodzieży był tworzony jakby, tak chałupniczo. Nawet nie wiem przez kogo, bo czy to było Sydney, czy to było w Madrycie, ale on jest dość źle skon-struowany, bo jakby każdy kraj ma osobnego Facebooka i teraz, na przykład, my jako tutaj centrala w Krakowie chcielibyśmy nadawać na cały świat, to de facto my możemy sobie tylko na Polskę nadawać.

A ten polski Facebook ma tam, nie wiem… dziesięć… dwadzieścia tysięcy… aktywnych użytkowników ma na pewno mniej niż ja [mam na swojej stronie]. Więc zasięg jest bardzo mały.

Zauważała też inną różnicę – różnicę między Kościołem podlegającym ju-rysdykcji biskupów a zakonami, chociaż i w jej wypowiedzi pojawiły się kate-gorie „oddolności” i „odgórności”. Najlepiej radziły sobie – jej zdaniem – za-kony („Wiadomo – dominikanie. Franciszkanie też sobie troszeczkę zaczynają radzić, kapucyni, jezuici – oczywiście bardzo”), tymczasem w kościele diece-zjalnym („te wszystkie diecezjalne człony, które podlegają […] pod biskupów, arcybiskupów… kardynałów i później papież”) panował „hierarchiczny” ba-łagan i brak pomysłów w kwestii nowych mediów. Zastanawiała się, dlaczego komunikowanie się Kościoła z wiernymi poprzez media społecznościowe nie mogło działać prawidłowo „odgórnie”  – na poziomie władz diecezjanych  – skoro całkiem nieźle działało „oddolnie” na poziomie wiernych komunikują-cych się ze sobą. Sugerowała wręcz, że komunikowanie się za pośrednictwem nowych mediów Kościół powinien powierzać ludziom „z zewnątrz” instytucji kościelnych.

Według W20:K25 wykorzystywanie mediów społecznościowych przez Ko-ściół było okazjonalne (organizacja dużych spotkań, pielgrzymki, Lednica, wi-zyta papieża), a codzienna obecność pozostawiała wiele do życzenia. Uważała, że pojawianie się „postów”, „wydarzeń”, „profili” czy „grup” na Facebooku

wią-zało się z zaangażowaniem ludzi młodych bardziej żywiołowo i spontanicznie korzystających z mediów przy okazji „większych” wydarzeń. Księża – jak twier-dziła – rzadko „sami z siebie” wykorzystywali Facebooka.

Prowadzący stronę kierowaną – przede wszystkim – do zwolenników tra-dycyjnej mszy łacińskiej, około trzydziestoletni mężczyzna wskazywał, że po-wodem, dla którego Kościół nie może „efektywnie” wykorzystywać narzędzi społecznościowych, był brak spójnej strategii i brak pomysłu.

͘Ǥ͖Ǥ͗Ǥ–”‘ƒȀ‰”—’ƒ’ƒ”ƒƤƒŽƒ

Ogólne opinie na temat używania Facebooka przez Kościół można zderzyć z deklaracjami i opiniami na temat korzystania z mediów społecznościowych w konkretnych parafiach. Zdecydowania większość badanych przyznawała, że ich parafie nie istniały na Facebooku, lub – jeśli istniały – to istnienie to po-zostawiało wiele do życzenia. Charakter fanpage’y sprowadzał się głównie do funkcji „kolejnej tablicy” z ogłoszeniami, co prowadziło do dublowania treści zamieszczanych na stronie internetowej. Jeden z rozmówców mówił:

Tak, moja parafia ma stronę internetową (niezbyt często aktualizo-waną) oraz stronę na Facebooku. Niestety administratorzy nie są szczególnie aktywni. Mam porównanie np. z sąsiednią parafią, która profesjonalnie wykorzystuje media społecznościowe  – np.  wolonta-riusze z doświadczeniem dziennikarskim piszą relacje, zamieszczają fotoreportaże [W35:M30].

Jeden z rozmówców (W9:M42) opowiadał, że sam założył dla swojej pa-rafii grupę na Facebooku, ale nie spotkała się z zainteresowaniem i brakowało na niej jakiejkolwiek aktywności. Chociaż „pododawał” znajomych, inicjaty-wa spotkała się z „pojedynczymi” polubieniami. Również W1:K19 mówiła, że strona parafialna (na Facebooku) niewiele oferowała: możliwość „polubie-nia” jako oznakę, że należy się do danej parafii. Niewiele się na stronie działo, w przeciwieństwie do stron i grup określonych „zgrupowań”, na przykład face-bookowej grupy chóru kościelnego.

Przytoczmy jeszcze wypowiedzi dwóch osób:  W17:M20 i W18:M30 na temat facebookowych stron ich parafii. Pierwszy  – dwudziestoletni mężczy-zna, który wyjechał ze swojego rodzinnego miasta na studia, mówił, że strona jego – „rodzinnej” – parafii powstała około miesiąca przed rozmową. Stronę dodał do polubionych. Na pytanie, „czy strona jest interesująca, przydatna?”, odpowiedział: 

Trzeba przyznać, że dla mnie bardzo interesująca i przydatna, jako dla osoby, która jest związana z parafią i studiuje w Krakowie, no nie jestem na bieżąco z tym, co się dzieje, to tak… bardzo przyjemne jest dla mnie to, że mogę sobie pooglądać kilka zdjęć, które tam są publikowane o tym, jak postępuje budowa kościoła na przykład, albo jak z różnych wydarzeń… na przykład Boże Ciało – zdjęcia też można sobie pooglądać. Bardzo to dla mnie jest przyjemne… nie wiem jaki to zasięg, bo było około 60 osób, może nawet mniej, może już urosło.

Ale osobiście jestem za i bardzo mi się to podoba [W17:M20].

Drugi z mężczyzn, trzydziestolatek, przyznawał, że parafia, z której pocho-dził, nie miała strony na Facebooku, a parafia, w której „bywał najczęściej”, stronę taką miała, ale nie była ona – według niego – czymś przydatnym: 

Znaczy tak… Ja teraz mieszkam w Warszawie, parafia, w której jestem urodzony nie ma strony, ta, w której teraz jestem… strona duszpaster-stwa… czy bywam najczęściej, to tak, ma stronę też taką normalną.

Bardziej chyba wolą korzystać z internetowej strony, bo tam są dla mnie najważniejsze rzeczy napisane, korzystam też z plakatu, jak jest jakieś wydarzenie. Ewentualnie jest inna sytuacja z korzystania z Fa-cebooka, jak jest jakieś wydarzenie konkretne… ktoś mnie po prostu zaprasza albo wyświetla mi się spontanicznie na tablicy [W18:M30].

Pierwsza z zacytowanych wypowiedzi wskazywała na pewną dynamikę wprowadzaną przez stronę facebookową. Wiązało się to z cechami samego Facebooka, jego interfejsu: oś czasu nie pozwala „zatrzymywać się” w czasie, chociaż pozwala wracać. Dodawane na stronie facebookowej treści pozwala-ły W17:M20 zachować pewien rzeczywisty i wyobrażony (wirtualny) kontakt z rodzinnym miastem (parafią), ze względu na paralelność upływów czasu: jego czas i czas Facebooka – a przez to facebookowych reprezentacji – płynął w tym samym rytmie. Z kolei W18:M30 użył znaczącego określenia odróżniającego stronę internetową od strony na Facebooku: strona www była tą „normalną”.

Jak przyznawał, wolał „statyczne” formy komunikowania – obok strony inter-netowej wymienił plakat. Ze strony facebookowej korzystał rzadziej, chociaż – jak zauważył – korzystanie z fanpage’a polegało na tym, że ktoś go na coś zapra-szał, albo coś „spontanicznie” wyświetlało się na jego tablicy.

W dokumencie Praktykowanie religii w nowych mediach (Stron 164-168)

Powiązane dokumenty