• Nie Znaleziono Wyników

Zasady uczestnictwa w grupie

W dokumencie Praktykowanie religii w nowych mediach (Stron 190-200)

4.3. Tworzenie przestrzeni

4.4.4. Zasady uczestnictwa w grupie

„Żelazna konsekwencja” była wskazywana jako najskuteczniejszy sposób na to, by członkowie grupy wpoili sobie i zinternalizowali nawet skromne – jeśli

chodzi o objętość regulaminu – zasady uczestnictwa w grupie. O konieczności wprowadzania i utrzymywania porządku mówił prowadzący swoją grupę ka-znodzieja. Przyznawał, że od samego początku „czyszczenie” grupy z nieporzą-danych treści doprowadziło to tego, że później tych treści pojawiało się coraz mniej. Jak mówił: 

Ci którzy chcieli pisać, to piszą i wklejają swoje rzeczy. Wiedzą jakie [W4:M45].

Prowadzący stronę lokalnej, nieformalnej grupy związanej z upamiętnia-niem postaci i dzieła Jana Pawła II W13:M33 pisał, że wpisy dodawane przez gości „z zewnątrz” fanpage’a zdarzały się rzadko i na ogół nie musiały być blo-kowane, ale niektóre po pewnym czasie bywały usuwane. Na przykład ogło-szenia z biur podróży, jakie pojawiły się w marcu i w kwietniu 2014 roku – tuż przed kanonizacją Jana Pawła II.

W15:K25 deklarowała, że nie blokowała i nie usuwała wpisów z zewnątrz, jednak niekiedy ograniczała ich widoczność. Brak cenzury, a raczej brak ko-nieczności stosowania cenzury deklarował także W16:M31, który przyznawał, że tylko raz musiał usunąć wpis, ale powodem takiego posunięcia nie była nie-stosowność wpisu, ale raczej jego niejasność. Pisać w grupie mogli nawet – teo-retycznie – „wojujący ateiści” (których, co „aż dziwne”, nie było), o ile odbywa-ło się to w granicach kultury. Podobnie jak W16:M31, większość rozmówców nie dostrzegała jakiejkolwiek działalności niewierzących. Większość spośród tych, którzy zajmowali się administrowaniem grup bądź redagowaniem stron, przyznawała, że nie miała nic przeciwko temu, aby niewierzący do ich grup należeli, bądź obserwowali i komentowali dodawane na stronie wpisy. Na ogół odróżniano ateistów od antyklerykałów. Wpisująca codziennie „Słowo od Je-zusa” W1:K19 mówiła: 

Może w grupie jest ktoś niewierzący, kto chciał sprawdzić o co nam chodzi, a widząc te posty i reakcje ludzi, sam zaczyna powolutku od-krywać… Ciężko to stwierdzić, ponieważ jest nas sporo.

Miała też swoją racjonalizację ataków na wiarę. Uważała, że wszelkie „pro-wokacje” i „ataki” mogły być formą poszukiwania wyrażającą się buntem wo-bec Boga i jego wyznawców.

Większym problemem niż „spodziewane” wpisy z atakami, okazywały się

„niespodziewane” i niezrozumiałe wpisy o charakterze religijnym. Na przykład W17:M20 mówił o komentarzu, który musiał zostać usunięty, mimo iż został dodany przez człowieka – niewątpliwie – religijnego: 

był to komentarz religijny nawet, bo to była prośba o modlitwę za kogoś… natomiast był napisany dziwnym językiem. Ten ktoś pisał językiem osoby nawiedzonej… jakieś to było… prośba o modlitwę, za „mnie”, personalnie wrzucone, tak, że… stwierdziliśmy, że nie zo-stawimy tego, bo nie wiemy ani o kogo chodzi, ani kto to publikuje.

Jeden z rozmówców, zajmujący się prowadzeniem strony katolickiego radia z Warszawy, zwracał uwagę, że niektóre obraźliwe bądź niestosowne wpisy mu-siały być usuwane z przyczyn nie tyle „estetycznych”, co z przyczyn uznawanych za prawne. Ponieważ strona była stroną „oficjalną” rozgłośni radiowej, wszelkie wpisy  – zarówno dodawane przez redaktorów, jak i przez użytkowników ze-wnętrznych – mogły być, w mniemaniu rozmówcy, traktowane przez odbior-ców jako wpisy, z którymi Radio się utożsamiało. Jak tłumaczył: 

Zwykle informatorzy, pytani o niewygodne komentarze bądź wpisy ze-wnętrzne, z niechęcią bądź zakłopotaniem mówili o ich usuwaniu jako o „ko-nieczności”, „przymusie”, podkreślali, że taka sytuacja miała miejsce „raz”, „kil-ka razy”, bądź „zdarzyła się”. Postawy podobne do postaw rozmówców W3:M24 i W4:M45, którzy wprost mówili o „wyrzucaniu”, „usuwaniu”, „czyszczeniu”, były rzadkie. Równie rzadko pojawiały się takie wypowiedzi, wedle których nieprzechylne, negatywne komentarze nie były usuwane.

Przywołani W3:M24 i W4:M45 podkreślali, że „wyrzucenie” z grupy mu-siało wiązać się z poważnym przewinieniem. Pierwszy  – z wymienionych  – mówił o grzechu, drugi – o herezji.

Ciężko stwierdzić, ile było osób propagujących nienawiść, erotym i szerzenie kultu satanizmu, pogardy dla osób świętych, naszego pa-pieża czy [pokazujących] rozebraną Matkę Bożą. Mniej więcej może 30. Nie chcę i nie blokuję „bo mam taki humor, czy coś jest niefajne dla mnie”. Takie osoby muszą mieć poważne przypadki. Jak grzech czy ciężki grzech. W tym wypadku był to ciężki grzech… w sensie takiego zachowania… jednak nigdy i nikogo nie oceniam z góry. To pozostawiam Panu Bogu [W3:M24].

Herezje polegały… no, na przykład opowiadanie jakichś takich głu-pot niedoktrynalnych… czy pozadoktrynalnych … jakieś takie… czy na przykład były jakieś takie prywatne objawienia… propagowane, niezatwierdzone zupełnie przez Kościół… bo to jest chyba takie…

znajdują kanał odpowiedni, który… w którym chcą się dzielić. Za-zwyczaj są to oczywiście, te przepowiednie jakieś katastroficzne i że zaraz będzie koniec świata, i jak Pan Bóg się nie zlituje to będziemy przesrane mieli wszyscy, no nie… jest dużo takich. Bardzo dużo obja-wień takich prywatnych: „a Matka Boska tu powiedziała”, „na szybie

się ukazała”, „na drzewie”. A to jest sprzeczne zupełnie z profilem stro-ny. Ja to od razu kasowałem. Jeżeli przemyślenia stają się… w jakimś sensie polityczne czy obrażające innego człowieka, no to ja to kasuję od razu! Wywalam! Taki jest ksiądz z Bydgoszczy. On takie bardziej wideo swoje [na Youtubie sporo zamieszcza]. Takie polskie „Sacré-Cœur” czy jakoś tak to on nazywa… Bzdury często opowiada zupeł-ne! Ja go najpierw… jak się już tam wkleił na moją stronę, a bzdury tam są wyjątkowej maści, no ja to wywalam na zbity ryj, bo to nie może tak być! On to taki szaman trochę. Po pierwsze on tak trochę nawiązuje do tego przedsoborowego ducha liturgii… że z ambony te kazania mówi, to mogę to zrozumieć jeszcze, natomiast jak robi to w birecie, w tym nakryciu głowy, to to już jest chore. Znaczy, że za-chęca do posłuszeństwa Kościołowi, ale sam w liturgii posłusznym nie jest. Jest też… jakiś młody człowiek… jakiś świecki, który w na-wiązaniu do Ewangelii podaje jakieś bajki, przypowiastki, jakieś takie luźne. Ale nie wiem jakie ma wykształcenie, czy teologiczne…

Jest też jeszcze ktoś, kto tam coś wrzuci… […] No to jak są takie, to ja wtedy kasuję! [W4:M45].

By zapobiec pojawianiu się nieodpowiednich treści w grupie, niektórzy administratorzy baczniej przyglądali się aplikującym. Oprócz W5:M20, który mówił o weryfikowaniu chcących dołączyć do prowadzonej przez niego grupy, także W9:M42 podkreślał, że – zamiast poświęcać czas na porządkowanie gru-py i usuwanie z niej nieodpowiednich wpisów – wolał kontrolować napływają-ce zgłoszenia. Nie wpuszczał do grupy „uczestników zbyt wielu grup” i uczest-ników „grup antykościelnych”, chociaż – jak wynika z jego wypowiedzi – czynił wyjątki: 

Zdarzało mi się wpuszczać świadomie antyklerykałów. Oddawałem to Maryi. Najczęściej sami opuszczali grupę [W9:M42].

Facebook okazywał się doskonałym narzędziem kontroli i sprawdzania toż-samości użytkowników14

14 Zanim W9:M42 zgodził się na udzielenie wywiadu, sprawdził facebookową „tożsa-mość” badacza, do czego się przyznał.

͘Ǥ͘Ǥ͙Ǥ–ƒ‘™ƒ‹‡ǡ‘„”ƒĂƒ‹‡ǡŠ‡Œ–‘™ƒ‹‡

Uwagę zwracały wypowiedzi, z których wynikało, że spośród nieodpowied-nich, napastliwych bądź krytycznych wpisów i komentarzy, częściej zapadały w pamięć nie te, które pochodziły od osób o nastawieniu antykościelnym, ale te, które były wpisywane przez osoby identyfikujące się z Kościołem, ale po-strzegające działania strony bądź grupy jako Kościołowi zagrażające. Na przy-kład W16:M31 mówił o sytuacji, w której na prowadzonej przez niego stronie wypowiadał się suspendowany w diecezji ksiądz, wrzucając linki do swojego bloga i swoich treści – takich, w których wyrażał swój krytyczny stosunek wo-bec biskupa. Redaktor strony treści te usuwał.

Formująca swoją religijność i wiarę w grupach związanych z nową ewange-lizacją W8:K24 opowiadała o atakach ze strony – jak mówiła – ortodoksyjnych katolików. Charakteryzując „nową ewangelizację”, mówiła o nowoczesnej for-mie religijności, opierającej się na założeniu, że „wszystko, co się robi w Kościele powinno wypływać z osobistej relacji z Bogiem”. Uważała, że w Kościele rzym-skokatolickim zbyt wiele uwagi przywiązuje się do form, które stają się „nic nie znaczącymi, narzuconymi nakazami i zakazami”, o ile ich respektowanie nie wynika z „osobistej relacji z Chrystusem”. Nie wszystkim taka wizja katolicy-zmu i ewangelizacji odpowiadała, czego dowody znajdowała na swojej stronie.

Nie spotkała się – jak mówiła – z atakami antyklerykalnymi, ale spotkała się z atakami ze strony katolików, którym podzielana przez nią wizja duchwości i religijności nie odpowiadała. Jeden z krytycznych postów dotyczył medytacji chrześcijańskiej, którą postrzegał jako zło w Kościele. Według rozmówczyni w Kościele przywiązuje się zbyt wiele uwagi do formy, zapominając o treści, z czego wynikało jej zaangażowanie w nową ewangelizację i propagowanie tej formy duchowości również za pośrednictwem nowych mediów.

Podawała jeszcze inny przykład wpisu, który  – jak podejrzewała  – krążył po Facebooku jak wirus rozprowadzany „systemowo”. Podejrzenie opierało się na tym, że ten sam wpis znajdowała na różnych stronach. Chociaż wykasowa-ła go ze swojej strony, bez trudu – w trakcie rozmowy – znalazwykasowa-ła go na innej.

Wpis był linkiem do strony z treścią objawienia, w którym Chrystus wskazy-wał księży jako swoich morderców i mówił o swojej – trwającej do czasu Sądu Ostatecznego – agonii. Przesyłając link, W8:K24 pisała w wiadomości: „To nie jest ten sam post, bo tamten usunęłam. Ale treść była ta sama, tylko nadawca inny. Możliwe, że to są wiadomości rozsyłane jakoś systemowo, trudno mi po-wiedzieć”. Przyznawała, że tego typu wpisy starała się usuwać, nie widząc sensu we wchodzeniu w dyskusje.

O ile na stronach religijnych nie znajdowała zbyt wielu przejawów agresji, hejtu bądź atakowania katolików przez nie-katolików, inaczej było  – jak za-uważała – na profilach prywatnych. Zgadzała się jednak na odgórnie wyzna-czone reguły rządzące serwisem społecznościowym, zezwalające na „wolność wypowiedzi” ograniczaną w niewielkim stopniu regulaminem. Z jej relacji wynikało, że ceną za usuwanie obrazoburczych wpisów byłoby wyjście z kilku zazębiających się kręgów towarzyskich. Jak przyznawała, widziała treści zna-jomych-ateistów ośmieszające Kościół i księży, ale były to treści zamieszczane na prywatnych profilach. Na tym jednak polegała „wolność słowa”, że ona udo-stępniała posty o „Bożej Miłości, kursach, różnych wydarzeniach religijnych”, a oni o tym, „co ich denerwuje w Kościele i księżach”.

Podobnie mówili inni rozmówcy, przyznając, że w kręgach serwisowych znajomych mają także jedną bądź kilka osób niewierzących, często walczących aktywnie z Kościołem, z którymi nie zrywają kontaktów (nie usuwają z grona znajomych), bo często prywatnie są to „wspaniałe osoby”.

͘Ǥ͙Ǥ™‘”œ‡‹‡–”‡ä…‹

Podstawową treścią mediów społecznościowych są społeczne relacje, ale po-dobnie jak w przestrzeni poza-facebookowej (w tzw. rzeczywistości realnej), relacje społeczne i interakcje społeczne obudowywane są określonymi treściami i formami, które wyznaczają – często zmącone – granice gatunków, nadają ramy znaczeniowe umożliwiające nawiązywanie i podtrzymywanie (oraz zrywanie) kontaktów, budowanie trwałych i stabilnych grup oraz efemerycznych kręgów towarzyskich. Podobnie jak w przypadku codziennych rozmów spektrum dzia-łań podejmowanych na Facebooku rozciąga się od zwykłych plotek czy poda-wanych „dalej” informacji, poprzez zwykłe towarzyskie, niekiedy żartobliwe, wymiany zdań, po wypowiedzi utrzymywane w podniosłym, poważnym tonie.

Pod względem formy na stronach włączonych w katolicką przestrzeń Fa-cebooka dominowały wpisy typu „zdjęcie”, wyprzedzając „linki” i „statusy”, natomiast w grupach dominowały wpisy tekstowe („statusy”). Wśród wpisów najpopularniejszych, cieszących się największym zaangażowaniem użytkowni-ków15, zdjęcia były na pierwszym miejscu zarówno na stronach, jak i w

15 Zaangażowanie użytkowników zostało obliczone na podstawie średniej ważonej z licz-by polubień, komentarzy i udostępnień wpisu. Poszczególnym „działaniom” przypisano na-stępujące wagi: polubienie – 0,2; komentarz – 0,5; udostępnienie – 0,3.

pach, tzn. były najczęściej „polubiane”, komentowane i udostępniane. W gru-pach było widoczne także wysokie zainteresowanie wymienianiem się słowem pisanym, bez przyciągających uwagę (bądź odciągających uwagę) zdjęć, linków i filmów wideo. Aspekt wizualny był ważniejszy na skierowanych  – w dużej mierze – do „użytkowników zewnętrznych” fanpage’ach, podczas gdy w gru-pach – skierowanych „do wewnątrz” i nastawionych na komunikację pomiędzy członkami – równie ważna była komunikacja tekstowa16. Uprzywilejowana po-zycja wizualności skłania do postawienia tezy o treściach religijnych krążących w Facebooku (i w innych mediach społecznościowych) jako o współczesnej

„Biblii Pauperum”. Takie opinie pojawiały się wśród rozmówców.

͘Ǥ͙Ǥ͕Ǥ„”ƒœ›ǡ‰”ƒƤ‹‡™ƒ‰‡Ž‹œƒ…›Œ‡ǡœ†Œ¸…‹ƒ

Dodanie do wpisu obrazka zwiększało prawdopodobieństwo rozprzestrzenie-nia się informacji. Dotyczyło to nie tylko wpisów o charakterze religijnym. Jed-ną z podstawowych konsekwencji „wprowadzenia” religii w przestrzeń nowych mediów – w szczególności mediów społecznościowych – było dostosowywa-nie jej przekazów oraz działań związanych z ewangelizacją, katechizacją oraz integracją i mobilizacją do zasad panujących w polu tych mediów. Admini-stratorzy mówili, że dodając jakiekowiek informacje, np. o czuwaniu w koście-le, „ozdabiali” je memem, zdjęciem czy filmem, ponieważ te formy osiągały

„ponad setkę zsięgu”, podczas gdy zwykłe posty – dużo mniej („około 50–60”

[W20:K25]). Informacja ilustrowana zdjęciem – W13:M33 mówił o tym, kie-rując się doświadczeniem zawodowym – najcelniej trafiała do odbiorcy.

Chociaż obrazy były dominującą formą wpisów na Facebooku, diagno-zy o końcu logocentryzmu mogłyby być przedwczesne, ponieważ większość

„zdjęć” zawierała krótsze lub dłuższe napisy, cytaty, hasła bądź słowa. Wpi-sywane w obraz hasła nawiązywały do plakatów motywacyjnych i przetwa-rzających ich formę internetowych demotywatorów17 oraz do internetowych

16 Brak materiału porównawczego nie pozwala stwierdzić, czy różnice między grupami i stronami dotyczą „całego” Facebooka, czy charakteryzują jedynie użytkowników „religij-nych”.

17 Demotywatory  – makra pozwalające połączyć obraz z hasłem, zaczęły powstawać pod koniec XX  wieku jako „parodia plakatów motywacyjnych, które miały poprawić sa-mopoczucie i efektywność ludzi pracy”. Punktem wyjścia była założona w 1998 roku stro-na internetowa będąca darmowym generatorem demotywatorów. Jak pisze Marcin Sieńko,

„pierwotną funkcją, która dała nazwę całej kategorii graficznych makr, było wyśmiewanie nadętych, wizjonerskich i bardzo pozytywnych plakatów motywacyjnych. Stąd wybierano

memów – jednostek informacji najczęściej o żartobliwym charakterze, tworzo-nych z myślą o ich rozprzestrzenianiu – niekiedy w zmieniającej się, „mutują-cej” formie  – w internecie18. Przywoływana przez jedną z rozmówczyń kate-goria „Biblii Pauperum” (W19:K32) w dużym stopniu odnosiła się nie tyle do dominacji kultury obrazu, ile do skrótowości, hasłowości, hegemoniii „słów kluczowych”, niekiedy sprowadzanych do „tagów” bądź „hashtagów”. Można w tym miejscu przypomnieć wypowiedź katolickiej blogerki, której facebo-okową stronę bloga  – a zatem stronę, na której wpisy w zwięzły sposób za-chęcały do czytania bardziej rozbudownych wpisów na blogu – śledziło więcej osób niż sam dziennik internetowy. Kobieta prowadząca stronę poświęconą zmarłemu w 2012  roku biskupowi Ignacemu Tokarczukowi przyznawała, że początkowo wrzucała przede wszystkim „cytaty z Tokarczuka”, ale z czasem,

„dostosowując się do odbiorcy, zaczęła wrzucać obrazki, w które wpisywała cytaty” [W10:K24]. Podobnie mówił W26:M29, który prowadził stronę zwią-zaną z Wieluniem i zamieszczał najczęściej „grafiki ewangelizacyjne”: obrazki i fragmenty z Pisma Świętego, „jakieś jedno zdanie, które mogło wywołać jakieś przemyślenia u odbiorcy”.

Ze względu na źródło obrazów, zdjęć, memów bądź grafik ewangelizacyj-nych, administratorów można podzielić na takich, którzy korzystali z istnieją-cych już, gotowych, kompletnych „zdjęć”, takich, którzy „remiksowali” nowe

typowe dla motywatorów hasła, takie jak Nadzieja, Współpraca, Bliskość, Współczucie itp., a następnie zestawiano je ze zdjęciem i komentarzem kompletnie wypaczającym pierwotny sens” (Sieńko 2009: 131). Obrazki dodawane na stronach katolickich nawiązują raczej do demotywatorów niż motywatorów  – jeśli chodzi o formę, ale są ich odwrotnością:  mają nieść pozytywny przekaz, mobilizować, afirmować.

18 Jak pisze Magdalena Kamińska, mem internetowy nawiązuje do kategorii memów za-proponowanych przez Richarda Dawkinsa. Memy Dawkinsa były – z kolei – kulturowym odpowiednikiem biologicznych genów. Były rozprzestrzeniającymi się jednostkami infor-macji i – tak jak geny – ulegały niekiedy transformacjom bądź mutacjom. O memie inter-netowym pisze Kamińska, że „w trakcie transmisji nie musi się zmieniać, ale pośrednim potwierdzeniem jego ‘skuteczności’ jest jego zaraźliwość, czyli wytwarzanie przez użytkow-ników kolejnych wariantów poprzez warstwowe dodawanie do wersji wyjściowej komenta-rzy, rekontekstualizacje, tworzenie naśladownictw, trawestacji i parodii. Najpopularniejsze memy powstają wskutek amatorskiej obróbki cyfrowych obrazów i tekstów w prostych pro-gramach graficznych, ponieważ niewielkie pliki graficzne łatwo jest zarówno tworzyć, jak i pobierać oraz przesyłać” (Kamińska 2011:  64). Jeśli chodzi o budowę to „typowy mem składa się z przynajmniej dwóch elementów o charakterze znakowym, zapożyczonych ze znanych tekstów kultury popularnej lub internetowej i zrekonstekstualizowanych, zmody-fikowanych, zdekomponowanych, uzupełnionych lub sfragmentaryzowanych” (tamże: 64-65).

materiały z istniejących zasobów cyfrowych (zdjęć, klisz, schematów) oraz ta-kich, którzy sami wytwarzali całość. Istotną kategorią materiałów wizualnych były także zdjęcia relacjonujące wydarzenia – często przesyłane przez samych uczestników. Najbardziej interesujące są te obrazki, które były wytwarzane przez samych administratorów i redaktorów, bądź osoby z nimi związane, cho-ciaż kategoria „wytwarzania” nie była jednoznaczna. O obrazach wrzucanych na stronę z katolickimi memami W10:K24 mówiła: 

Głównie sama je wymyślam. Dopasowuję je do ciekawej fotki lub szu-kam czegoś odpowiedniego. 99% haseł jest moje.

Wytwarzanie, wymyślanie  – w jej ujęciu  – oznaczało wytwarzanie i wy-myślanie kompozycji, a ściśle „autorski” wkład był ograniczony do warstwy tekstowej.

Prowadzący strony często zwracali uwagę na jakość i technikę obrazków, w szczególności memów i „grafik ewangelizacyjnych”. Niektórzy wytwórcy zdradzali swój warsztat i wymieniali programy, z których korzystali przy two-rzeniu zdjęć.

Redaktor jednej ze stron „oazowych” (W17:M20) zwracał uwagę na istot-ność grafiki („taki ogólny trend, że bardziej grafika, strona wizualna odgrywa ogormne znaczenie już w przypadku Facebooka”) i ułomność Kościoła w wy-twarzaniu interesujących i przyciągających treści. Jednocześnie podkreślał, że zdarzały się pewne fanpage’e bądź grupy, które odstawały od „niskiego pozio-mu”. Estetyka i nacisk na wizualną atrakcyjność odgrywały istotną rolę, po-nieważ – zdaniem rozmówcy – interesująca i dobrze wykonana grafika mogła zwrócić uwagę użytkowników serwisu, zaś źle wykonana – równie łatwo mogła odstraszać i zniechęcać. Kościół w kulturze konsumpcyjnej, wchodzący z misją ewangelizacji w przestrzenie rządzące się regułami atrakcyjności, musiał się – zdaniem badanych – owym regułom podporządkować. Jeden z nich – przeczu-lony na „punkcie jakości grafiki” – mówił, że polubienie dowolnego wpisu było ważne, ponieważ każde polubienie powiększało zasięg informacji, zwiększało szanse, że wpis trafi do kogoś „na tablicę”. Jego zdaniem w katolickim Face-booku krążyło bardzo dużo grafiki złej jakości, która budowała „negatywny obraz Kościoła czy osób wierzących” i ograniczała zasięgi katolickich postów [W17:M20].

Z kolei o wzrastającej jakości stron i ich zawartości mówiła W8:K24, pod-kreślając, że po pierwsze, coraz więcej wspólnot, grup i ruchów zaczynało sobie uświadamiać rolę mediów społecznościowych i, po drugie, że zaczęło poja-wiać się coraz więcej profesjonalnych, nowoczesnych stron i profili oraz

gra-fik katolickich robionych niekoniecznie w paincie  – najprostszym programie graficznym.

Organizatorka górskich spotkań eucharystycznych (W21:K35) przyznała, że Facebookiem, ale i w ogóle kulturą rządzi obraz i nie ma od takiej sytuacji ucieczki, chociaż – jej zdaniem – obrazy jawiły się jako „coś zewnętrznego wo-bec religii”, podczas gdy istotą religii było osobiste spotkanie, którego do wrażeń wizualnych nie sposób było sprowadzić. Mówiąc o wizualnej stronie prowa-dzonego przez siebie fanpage’a, zauważała, że ważkość obrazu wynikała z tego, że „ludzie często nie chcą się nad słowem zatrzymać”, ponieważ „świat idzie na skróty”. Zgadzała się, że podejście koncentrujące się na obrazach grzeszyło „po-wierzchownością”, jednocześnie zgadzała się z diagnozami mówiącymi o poko-leniu „kultury obrazkowej”. Informatorka – co należy podkreślić – prowadziła stronę, która posiłkowała się grafikami wykonywanymi przez profesjonalistów będących uczestnikami działań ewangelizacyjnych.

Paradoksalnie jedna z najbardziej popularnych na Facebooku autorek gra-fik chrześcijańskich przyznawała się do wykorzystywania, przynajmniej w po-czątkowym okresie działalności, „najprostszego programu graficznego”. Grafi-ki W19:K32 często łączą należące do kanonu historii sztuGrafi-ki bądź popkultury

Paradoksalnie jedna z najbardziej popularnych na Facebooku autorek gra-fik chrześcijańskich przyznawała się do wykorzystywania, przynajmniej w po-czątkowym okresie działalności, „najprostszego programu graficznego”. Grafi-ki W19:K32 często łączą należące do kanonu historii sztuGrafi-ki bądź popkultury

W dokumencie Praktykowanie religii w nowych mediach (Stron 190-200)

Powiązane dokumenty