• Nie Znaleziono Wyników

1. Spróbuj, czy ze mnie co więcej wyciśniesz / Nad krew… ‒ „Lilla Weneda”

1.3. Mój pan już na mnie został anatomem

Próby bólu oraz rozpruwanie tkanek ciała to w uniwersum dramatu metody sprawdzania wartości człowieka. Tortury przeprowadzone przez Gwinonę na Derwidzie oraz ich konsekwencje doprowadzają Lecha do następującego wniosku o Wenedach:

W ludziach anielstwa tyle, że nie można Traktować jak psów.

(DW IV, 360)

Roza, stale obcująca ze zwłokami wojowników, znajduje w ciałach tchórzostwo i niezdolność do czynu. Wiadomo jednak, że ani Lech, ani Gwinona, ani Roza nie są tu reżyserami wypadków i że oni także poddawani są próbom jakiejś nieznanej siły wyższej. Nasuwa się wobec tego pytanie: kto lub co kieruje wypadkami i sprawdza bohaterów? Nie wydaje się, aby miała to być romantycznie rozumiana Natura – nie mamy do czynienia z problemem naruszenia ładu świata. Najazd Lechitów i podbój niezdolnych do walki Wenedów nie mieści się w tych kategoriach. Uważam, że satysfakcjonującą odpowiedzią nie będzie także Bóg chrześcijański, mimo kilku ważnych przesłanek. Misja chrystianizacyjna Świętego Gwalberta została skompromitowana aż nadto w ostatniej scenie dramatu, gdy misjonarz razem z Lechem podchodzi do stosu pogrzebowego Lelum-Polelum i „przynosi wiarę”. Chrystusowa ofiara Lilli jest nieskuteczna – ginie Derwid, a naród Wenedów zostaje unicestwiony. Dostatecznym argumentem nie jest także nawiązujące do finalnej sceny Nie-Boskiej komedii widmo Bogurodzicy, które ukazuje się nad stosem Wenedów:

[…] Święty Gwalbert, konsekwentnie dotąd ośmieszany i kompromitowany w ciągu rozwoju akcji, jest niegodny cudu. Zstąpienie Bogurodzicy widzi też Lech, ale ten z kolei nie rozumie istoty tego zjawienia, zwracając jedynie uwagę na jego stronę estetyczną […]. Natomiast Roza Weneda, obecna również przy stosie braci, wcale nie dostrzega zjawiska […]. Poprzez wcześniejsze ukształtowanie akcji, aktualny dobór postaci scenicznych oraz organizację sytuacyjno-gestyczną całej sceny dramaturg maksymalnie wyobcowuje końcowy epizod. Pokazuje go jako nikomu w istocie niepotrzebny16.

Kluczowa dla rozwikłania tej zagadki wydaje się postać Ślaza. Duet Święty Gwalbert i jego sługa nie tylko wprowadzają do utworu element komiczny17. Ich rozmowy są zakamuflowanym przekazem światopoglądu Słowackiego.

16 J. Skuczyński, dz. cyt., s. 58‒59.

116

Święty Gwalbert i Ślaz wpisują się w znaną z wcześniejszej twórczości Słowackiego koncepcję błaznów i karykatur. Największe podobieństwo łączy te postaci z bohaterami Horsztyńskiego – Ksińskim, Sforką, Trombonistą i Karłem. Już wygląd tej komicznej pary sugeruje, że mamy do czynienia z osobami moralnie zepsutymi18. Święty Gwalbert, choć hołduje ascezie i skromności, jest człowiekiem otyłym19. Elementem humorystycznym w jego aparycji są także nastroszone włosy, które misjonarz traktuje jak emanację „wewnętrznego anioła” (DW IV, 301). Święty Gwalbert kompromituje się jako autorytet moralny. W rzeczywistości jest zarozumiały, pyszny i zaślepiony ideą, której najwyraźniej nie rozumie. Aparycja Ślaza została w dramacie kilkakrotnie określona jako szpetna. Sługa Świętego Gwalberta jest wychudzony i ma nienaturalnie duży nos. Lech, myśląc, że ma do czynienia z zaczarowanym Salmonem, stwierdza: „Tyś był najpiękniejszy / z moich rycerzy; dziś brzydki straszliwie” (DW IV, 330)20. Szpetny wygląd jest odzwierciedleniem moralnego zepsucia Ślaza. Jest to człowiek uparty, tchórzliwy i głupi. Kieruje się w życiu jedną zasadą – zaspokajaniem własnych potrzeb. To właściwe jego postępowanie staje się bezpośrednią przyczyną zguby Wenedów – kłamstwo o śmierci Derwida i Lilli wywołuje lawinę niefortunnych zdarzeń i doprowadza do katastrofy.

Podobnie jak w Horsztyńskim, rozmowy postaci-błaznów pełnią w Lilli Wenedzie nie tylko funkcję komediową. Błazeńscy bohaterowie tych dramatów dyskutują o fundamentalnych zagadnieniach dotyczących ludzkiej duchowości i cielesności. Sforka i Trombonista rozwiązują „gardłową zagadkę”. Analizują skrypt, w którym padają pytania o naturę człowieka i świata. Znalezienie prostej odpowiedzi na nie jest niemożliwe, a rozważanie zagadnień egzystencjalnych z pewnością przekracza możliwości tych postaci. W Lilli Wenedzie mamy do czynienia z podobną sytuacją. W dialogach Świętego Gwalberta i Ślaza, a także w niewybrednych komentarzach tego ostatniego zawarte są gorzkie refleksje o ludzkim losie. Z wypowiedzi postaci-błaznów można wysnuć wniosek o godnej pożałowania kondycji człowieka, który egzystuje w wiecznym napięciu między cielesnością a duchowością. Ślaz widzi cel życia w zaspokajaniu podstawowych potrzeb i oczekiwaniu na śmierć:

Człowiek się raz rodzi ‒

Pamiętaj o tem dobrze, mości Ślazie,

18 Słowacki często łączył moralne zepsucie ze szpetnym wyglądem postaci.

19 Por. J. Kleiner, dz. cyt., s. 309: „Gwalbert jest świętym, ascetą, ale praktyczne, fizyczne skutki jego ascezy odbijają się tylko na słudze, którego »suchemi korzonkami głodzi«”.

117 Żeś się urodził – i raz więc umiera ‒

Pamiętaj dobrze na to, mości Ślazie, Że raz umiera i że się raz rodzi.

Ergo – ponieważ się już urodziłeś,

Więcże korzystaj z tego, mości Ślazie. (DW IV, 303‒304)

Dalibóg! Trupów tu jak maku: głupcy! […] ze mną tak nie będzie.

Nie, ja do śmierci chcę żyć. (DW IV, 312)

Ślaz próbuje dowiedzieć się czegoś o cielesności i duchowości od swojego pana, lecz ten zbywa go słowami:

Są ludzie głupi jak ty, co się trują

Porównywaniem dwóch natur w stworzeniu. (DW IV, 302)

Z dialogów tej pary wynika tragiczne niezrozumienie cielesności i duchowości oraz napięcie wynikające z lekceważenia jednego z tych aspektów. Przede wszystkim jednak zasługuje na uwagę sposób, w jaki Ślaz kłamie, że jest Salmonem. Aby wytłumaczyć swój „odmieniony” wygląd, wymyśla historię o czarach wenedyjskiej wróżki, która poskładała jego postać z fragmentów ciał zwierząt. Przedstawia siebie jako ofiarę okrutnego eksperymentu. Gubi się jednak w próbie nazwania tego, kto na nim eksperymentował. Na początku twierdzi, że była to wróżka-olbrzymka. Później jednak zmienia zdanie:

ŚLAZ

No, cóż, i jakże wy mnie znajdujecie? GWINONA

Straszydło chude! ŚLAZ

Co chude, to chude!

Mój pan już na mnie został anatomem. GWINONA

O jakim panu ty mówisz? ŚLAZ

O jakim? O Panu Bogu.

118 (DW IV, 330)

Warto w tym miejscu przywołać wypowiedź Derwida, który porównuje swój lud do organizmu ginącego – jak sądzi król – przez okrucieństwo Lechitów:

Ty myślisz, że ja, gdy dziś jeszcze z góry Widziałem lud mój – co jak jeden człowiek ‒ O! nie, jak jeden trup leżał na polu,

Myślisz ‒ że takim okropnym widokiem Rozhartowany będę i pokorny?

(DW IV, 307)

Derwid nie potrafi czytać znaków. Przenikliwością i wiedzą cechuje się Roza. Ona jako jedyna rozumie, że klęska jest nieuchronna. Nie zna jednak przyczyny katastrofy. Nie próbuje też jej dociec. Wie, że tak chce jakaś tajemnicza siła, która najwyraźniej eksperymentuje na ludziach i narodach-organizmach. Juliusz Kleiner zauważył, że nieszczęście Wenedów wynika z nieznanej klątwy: „Wenedzi są słabi, ponieważ muszą zginąć”21. Przytoczona powyżej wypowiedź Ślaza wskazuje raczej na to, że ludzkim losem rządzi siła, którą można nazwać Bogiem-Anatomem. Sprawdzanie ludzi okrucieństwem, próby bólu, otwieranie ciał, by sprawdzić, ile w nich ducha, wreszcie niszczenie narodu-organizmu to działania tego, który panuje nad światem. Nie wypełnia się zatem klątwa czy przeznaczenie. Podobnie jak w Horsztyńskim mamy w tym utworze do czynienia z theatrum mundi. Na przypadkowość ludzkiego losu wskazał Słowacki w liście dedykacyjnym. Powracam więc do słów przytoczonych na początku rozważań o Lilli Wenedzie: „Usiądź […], abyś z książką moją mógł to zrobić, co zamyślona z białą różą w ręku dziewczyna; to jest oberwać ją liść po liściu, rzucić w wodę płynącą i pytać się losu listków o los człowieka; a zniszczywszy tak ciało Lilli Wenedy, odtwórz ją na nowo w myśli swojej większym blaskiem odzianą i piękniejszą sto razy, i niech ta postać do nas obojgu należy […]” (DW IV, 290). Los człowieka jest jak los listków obrywanych w zabawach we wróżby – niejasny, przypadkowy, niewytłumaczalny. Słowacki wkłada w usta postaci błazeńskiej, szpetnej fizycznie i duchowo, słowa o naturze świata. Jest to chwyt ironiczny, który pogłębia wrażenie niezborności świata i dotykających ludzkość wypadków. W teatrze Słowackiego ponownie triumfują moralne karły i cyniczni trefnisie. Mamy jednak do czynienia z zasadniczą zmianą światopoglądową. Niszczenie

119

materii okazuje się drogą do transcendencji22 ‒ otwieranie powłok ciała daje wgląd do świata ducha.

22 Zob. M. Chołody, Ciało – dusza – duch. Dyskurs cielesny w romantyzmie polskim (fragmenty), Poznań 2011, s. 10.

120

2. Rozporzesz przed gromadą, / I rozedrzesz na dwie szmaty… – ontologiczne