• Nie Znaleziono Wyników

Z agadnienie stosunku p raw a do p a ń stw a należy do naj­

bardziej spornych w nauce. N a to w pływ a fakt, że jedni te o re ­ ty cy lęk ają się nadm iernej przew agi p ań stw a i dlatego p rag n ęli­

b y w idzieć je zaw sze w zależności od czegoś wyższego, jakiejś zasady, norm y, a w ięc praw a. Inni znowu, uw ażając państw o z a czynnik żywy, tw ó rczy a p raw o za coś zachow aw czego, inertn e- go, w olą p ostaw ić p aństw o po n ad praw em . Ow e w łaśn ie p rzy ­ czyny subjektyw ne p aczą sąd o tej w ażnej spraw ie.

J a k inne zagadnienia, ta k i stosun ek p ra w a do p a ń stw a b ad ać będ ę w yłącznie na gruncie faktycznym , nie troszcząc się o to, czy w ynik tego b ad an ia w ypadnie na korzyść p aństw a czy praw a.

P rzedew szystk iem trz e b a co do p raw a zrobić dw a ro zró ż­

nienia: 1) obyczajow ego od pisanego i 2) cyw ilnego i k arnego od publicznego. Dalej należy sto su n ek p raw a do p ań stw a b a ­ dać w rozw oju historycznym , na tle ew olucji państw a. D opiero p rzy zastosow aniu tej m eto d y dojdziem y do w yników ścisłych, zgodnych z rzeczyw istością, a nie z naszem i pragnieniam i.

T u nasuw a się p y tan ie: co istniało w cześniej — p raw o czy p ań stw o ?

O dpow iedź na to py tan ie jest łatw a. W u stro ju rodow o - plem iennym , k tó ry p o p rzed ził pow stanie p aństw a, istniało już

I

oczyw iście w yrobione p raw o obyczajow e, choć nie pisane, jest w ięc niew ątpliw ie w cześniejsze od państw a.

K ied y państw o zaczyna się zw olna w yłaniać w długim p ro cesie ze w spom nianego ustroju, w szy stkie zmiany, k tó re p rzygotow ują jego pow stanie, np. w z ra sta ją c a w ładza w odza, ró żniczkow anie się sp ołeczeństw a, są stopniow em i coraz w ięk

-— 5 5 -—

szem naruszaniem p raw a obyczajowego. N aruszanie to odbyw a się pod naciskiem okoliczności życiow ych i b ardzo wolno.

W reszcie kied y p aństw o pow stało, to znaczy istnieje już terytorjum , ludność i w ład za najw yższa, ta now a form acja nie jest oczyw iście w ynikiem p raw a obyczajow ego albo pisanego;

jest n ato m iast faktem , stanow iącym w ynik szeregu przyczyn, o k tó ry c h była m owa. N aw et już po pow staniu państw a, w jego początko w ych fazach, praw o, w ścisłem znaczeniu tego w yrazu, nie reguluje jeszcze jego czynności politycznych i ad m in istra­

cyjnych. D ziała daw ne p raw o obyczajow e, ale w dziedzinie, k tó rą nazyw am y obecnie praw em cywilnem , częściow o karnem , a w ięc w p rze stęp stw a c h pom iędzy grupam i i jednostkam i, a nie pom iędzy ludnością i w ładzą.

S tosunki polityczne i adm inistracyjne, k tó re z p o c z ątk u norm ują się od w y p ad k u do w ypadku, zczasem dopiero n a b ie ­ rają cech stały ch i w y tw a rz ają n ajp ierw p raw o obyczajow e w tych dziedzinach życia państw ow ego, później dopiero pisane.

W ten sposób p aństw o zarów no w o kresie swego p o w sta ­ w ania, jak i w p o c z ątk a ch swego istnienia, nie jest bynajm niej w ynikiem jakiegoś p raw a ; przeciw nie, zatrzym ując w pew nych dziedzinach daw ne p rzed p ań stw o w e praw o obyczajow e p o ­ szczególnych plem ion, sam o zw olna tw o rzy now e praw o w d zie­

dzinie stosunk ó w państw ow ych.

Ew olucja p ań stw a p row adzi z żelazn ą k o n sek w en cją do te g o ,'z ę b y w szystkie stro n y życia politycznego, jak i w zajem ne sto su n k i m iędzy ludźm i a n a w e t ich wolność, u jęte były w ści­

słe norm y praw ne.

T en p ro ces rozw ojow y norm p raw nych odbyw a się ró w n o­

legle do rozw oju różnych w a rstw społecznych w państw ie. W i­

dzieliśm y już, że początk o w o zdobyw ają przyw ileje, a w ięc p r a ­ wa, w a rstw y w yższe, później średnie, w k o ń cu zaś w szystkie.

W a rstw y te w yw ierają n acisk na państw o w k ieru n k u u czyn ie­

nia zadość swym interesom . W ten sposób całe życie p a ń stw o ­ w e ulega unorm ow aniu p rzez praw o, k tó re oczyw iście się zm ie­

nia, ale isto ta jego pozostaje. W e w spółczesnem p aństw ie praw o - rządnem i d em okraty czn em p ro ces ten dochodzi do pełn i swego rozw oju. O becnie czynności p aństw o w e ulegają ściśle praw u.

Ja k k o lw ie k w nagłych w yp ad k ach najw yższe w ładze w yko ­ naw cze w p aństw ie m ogą czynić sam odzielnie pew ne

zarządzę-— 56 zarządzę-—

ma w jego interesie, to jednak akty te muszą być później za­

twierdzone według obowiązujących praw. Władze państwowe w państwie praworządnem poddane są więc całkowicie prawu, a przez to i samo państwo działa w granicach i na podstawie prawa.

Pogląd niemieckich teoretyków prawa państwowego, że państwo samo się ogranicza przez normy, które ustanawia, bu­

dził wątpliwości i był przedmiotem krytyki. Sądzę, że teorję tę można przyjąć z pewnem zastrzeżeniem.

Niewątpliwie państwo samo się ogranicza, ponieważ wy­

daje ustawy, będące tego wyrazem. Jednakże przyczyny tego samoograniczenia tkwią w życiu społecznem, które w tej czy innej formie wywiera na nie nacisk.

Państwo w dalszym rozwoju monopolizuje w swych rę­

kach ustanawianie norm prawnych, ulegając ciągle oddziały- -—wąniu grup społecznych, wchodzących w jego skład.

Widzimy, że stosunek prawa do państwa nie jest tak pro- sty, jakby się mogło zdawać na pierwszy rzut oka, i że ulega zmianie.

Znakomity filozof i socjolog francuski Alfred Fouillée, twierdzi w ciekawej swej pracy „La science sociale contem­

poraine , że społeczeństwo a także i państwo — ponieważ nie przeciwstawia on wyraźnie tych pojęć — są jakby organizmami wyższego rzędu, które, przeobrażając się, mają na pewnym stopniu rozwoju charakter ugrupowań opartych na umowie.

W ten sposób rozwój społeczeństwa i państwa odbywa się od wspólnot bardzo ściśle spojonych organicznie do coraz bardziej świadomych, opartych na porozumieniu świadomem, na umowie.

Naturalnie, koncepcja ta możliwa jest w tym przypadku, jeżeli pojęcia organizmu i umowy będziemy interpretowali nieco swobodnie, rozciągając w pewnym stopniu ich treść rzeczy­

wistą.

Jednakże w tej śmiałej ale nieco paradoksalnej doktrynie pod powłoką metafor kryje się wielka prawda: społeczeństwo bezpaństwowe, a raczej przedpaństwowe, podobne jest pod pew­

nym względem (ale nie pod każdym) do organizmu przez swą spoistość, wolny organiczny rozwój, przewagę u jego człon­

ków instynktu nad innemi czynnikami życia duchowego;

w społeczeństwach zaś stojących wysoko świadoma wola i

wy-— 57

zw alanie się jedn o stek i grup z pod nacisk u zbiorow ości p ro w a ­ dzi do form w spółżycia o p arty ch na porozum ieniu się św iado- m em i form alnem albo m ilczącem . Pow iedziałem to o sp o łe ­ czeństw ie a nie o państw ie, gdyż, jak w idzieliśm y wyżej, p a ń ­ stw o zjaw ia się już w ów czas, kied y te bardzo silnie spojone sp o łeczeństw a rodow o - plem ienne się rozpad ają albo się ro z ­ padły, i kied y akcja celow a i plano w a w ystępuje już w yraźnie w działalności pań stw a.

W każdym razie słuszny będ zie pogląd F o u illee‘go, że w rozw oju swym p ań stw o się przeo b raża. M yśl tę sform ułuję jed­

n a k inaczej, aniżeli te n uczony*): p aństw o p ow staje jako a k t siły, gw ałtu, nie jako całk o w ity w ynik św iadom ego dążenia do jego w ytw orzenia, lecz skutk iem szeregu okoliczności, w k tó ­ rych nieliczne tylko fak ty są św iadom ie przygotow ane; w sw ych najw yższych zaś p rzejaw ach pań stw o działa przez św iadom ą w olę w granicach ustanow ionego i p rzestrzeg anego przez sie ­ bie praw a.

*) Argumentacja Fouillee‘go jest rozproszona w całej cytowanej w y­

żej pracy, i dlatego nie wskazuję poszczególnych stronnic.

j t o o w c w ^ - f vf O ^ r y - W A {

^ V o W V ^ W o l W ^ ' ^ # 1 ^

, / 4 ' . / , . , f ^ t i ł i - e w *

M ^aaa t / M |V ^ v i, \i/0-u«5 |/v/Vv£ c)/vV1a^ 1aHaM^<J

r, j H . X

g^oio-fUt/MAM'r '~WVT' .. i tL L/Ud C ^ r-t

1 ” x ■ „ 0 . ' 0 ' siyUSi*)

u ^ U ^ i Ą / . • > ! ~ - " r - - ' ‘ V ' •

X

ROZDZIAŁ IV.

PA Ń STW O A NARÓD.

P rzy ro zp a try w a n iu sto su n ku p ań stw a do n aro d u należy n ajp ierw dać ok reślen ie jednego i drugiego. Co do p aństw a, podałem je wyżej, pozostaje mi ok reślenie narodu.

Ju ż w sw ych „Z asad ach Socjologji" zw róciłem uw agę, że niepodobna jedynie po cechach zew n ętrznych określić, czy d an a zbiorow ość ludzka jest, czy nie jest narodem . U w zględ­

niając to, zaproponow ałem tam że ok reślen ie n astęp u jące: n aró d j e s t to zw iązek społeczny, złożony z grup i jednostek, uzn ają­

cych się za n aró d i stw ierdzających to czynam i. *),

Stw ierd zając jedn ak niem ożność orzeczenia po cechach zew nętrznych, czy pew ien zw iązek jest, czy nie jest narodem , nie w yprow adzam stą d w niosku nieoczekiw anego, jak robi Je llin e k :

„S koro w edług uw ag pow yższych niem ożliw ą jest rzeczą podanie jedynego, pew nego, objektyw nego k ry te rju m narodu, to nie m oże rów nież ono być znalezione przez sta łą kom binację w ielu elem entów . W ynik a stąd, że n a ró d nie jest niczem objek- tyw nem , w znaczeniu czegoś istniejącego zew nątrz. Z alicza się on raczej do w ielkiej k lasy zjaw isk społecznych, k tó re nie m o­

gą być w ogóle m ierzone m iarą zew n ętrzn ą. N aród jest raczej czem ś w istocie swej subjektyw nem , t, zn. cechą pew nej o k re ­ ślonej treści świadom ości. W ielość ludzi, k tó ra p rzez w ielość w spólnych specyficznych elem entów k u ltu raln y ch i w spólną przeszłość h isto ry czn ą uw aża się za zjednoczoną i przez to w yodrębnioną od innych, tw o rzy n aró d ." **). O statn ie zdanie zapożycza a u to r od R e n a n ’a, n a k tó reg o się pow ołuje.

*) St. 218.

**) Ogólna nauka o państwie st. 125.

— 59 —

Nie będ ę tu szczegółow o zbijał tego poglądu, gdyż zro b i­

łem to w stosunk u do p ań stw a w e W stępie; zaznaczę tylko, że w b re w tem u, co mówi Jellin ek , m ożna n aród oceniać w edług cech zew nętrznych, A w ięc obliczyć ludzi do niego się p rzy ­ znających; m ierzyć do pew nego stopnia jego k u ltu rę przez p o ­ ziom ośw iaty ilościowej i jakościow ej; o kreślać w reszcie w p rzy ­ bliżeniu jego cechy fizyczne, jego siłę gospodarczą, m o ral­

ność i t. p.

Z resztą sam fakt, że n aró d sk ład a się z ludzi, k tó rz y m ają poczucie przynależności swej do niego, to jest przeciw staw iają się innym nietylko w św iecie w ew nętrznym , lecz i z e w n ę trz ­ nym, dowodzi, że n aró d jest czemś zew n ętrznem jako zw iązek tych ludzi, i że m ożna, a n a w e t trzeb a, go z tej stro ny ro z p a try ­ wać.

O w iele głębiej ujmuje zagadnienie n arodu Jerusalem *).

P rzeciw staw iając n aró d państw u, mówi: „P rzeciw nie naród, do któ rego należę, dopóki nie ro zw in ął się w"sam odzielne państw o, jest raczej w e m nie niż ponadem ną. Budzi w m em sercu żyw e poczucie przynależności, p ełen m iłości z ap ał dla ojczystej m ow y i litera tu ry , w ielkie zain tereso w an ie dziejam i mojego ludu, p o ­ tężny poryw , aby w spółdziałać w dalszym jego rozw oju, m oże n aw et niechęć, niek ied y nienaw iść do innych narodów , zw ła­

szcza tych, k tó re ham ują rozwój sw oistych zasobów mojego plem ienia. M ożem y doskonale obserw ow ać oba rodzaje p rz y ­ należności (to znaczy narodow ej i państw ow ej przyp. L. K.), k ie ­ dy rozm aite n aro d y zlew ają się w jeden organizm państw ow y.

M oże się zdarzyć, żę w^ę7Y p a ń stw o w e wiążą, silniej niż n a ro ­ dowość. Zw iązek szw ajcarski n a strę cz a nam w tym k ieru n k u b ard zo pouczający przy k ład. P rzeciw nie na B ałkanach i w d a w ­ nej A ustrji n iek tó re n aro d y w yczuw ały przynależność do in ne­

go p ań stw a jako ciężar i z całych sił rw ały się do niezaw isłości państw ow ej. J u ż sam ten fak t w ykazuje nam , że jedność n a ro ­ dow a u w ażana i w yczuw ana byw a jako coś niedostatecznego.

W ym aga uzupełnienia w spólnocie państw ow ej, poniew aż w te ­ dy dopiero do p ierw ia stk u „w e m nie" p rzy łącza się p ierw ia ste k

„nadem ną". D opiero przez u k ształto w an ie się w p aństw o naród zyskuje siłę i pow agę, a skończona organizacja m oże rozw inąć całą sw ą społeczną w ydajność".

*) Wstęp do filozofii. Lwów, Warszawa 1926. st. 382 i 383.

60 —

W ustępie tym słuszna jest niew ątpliw ie myśl, że państw o jako pew ien zw iązek w yraźniej w ystępuje „ponad nam i“ aniżeli naród, poniew aż po siad a su w eren itet, w ładzę przym usow ą; siły zaś jego czyto w p o staci armji, czy teryto rju m w yraźniej w y stę ­ pują niż te, któ rem i n aró d ro zp orządza bez p aństw a. Sądzę jednak, że Je ru sa le m poszedł za daleko w przeciw staw ianiu n a ro d u p ań stw u i różnicom ilościow ym n a d a ł c h a ra k te r jakościo­

wy. M ówię z zastrzeżeniem , gdyż p o c z ąte k przytoczonego u s tę ­ pu da się in te rp re to w a ć i w tym sensie, że państw o daleko b a r ­ dziej się u zew n ętrzn ia aniżeli naród. C złonek narodu, k tó ry nie posiada w łasnego p ań stw a m oże ta k sam o odczuw ać zzew n ątrz opiekę organizacyj narodow ych, jak członek pań stw a— p a ń stw o ­ w ych; w idzieć zew n ętrzn e objaw y p rac y narodow ej, jak czło­

n e k p ań stw a państw ow ej. R óżnica polegać będzie na tem tylko, że zew n ętrzn e objaw y p aństw ow ości są o w iele silniej­

sze, o w iele mocniej p rzem aw iają do w yobraźni ludzi średnich od objaw ów działania n a ro d u nieposiadającego w łasnego p a ń ­ stw a.

Zachodzi te ra z pytan ie: co jest zjaw iskiem w cześniejszem p aństw o czy n aró d ? O dpow iedź nie m oże być w ątpliw a.

J e s t rzeczą oczyw istą, że p ań stw o zjaw ia się w cześniej aniżeli Istotni®! n aró d nie jest plem ieniem albo luźnym zw iąz­

kiem plem ion, lecz całością bardziej od nich skom plikow aną i zróżniczkow aną. K ażdy n aród składa się z m ieszaniny p ie r­

w ia stk ó w etnicznych i zazw yczaj tw o rzy się, u rab ia i dochodzi do sam opoznania na tle rozw oju w łasnej państw ow ości. W rz a d ­ kich tylko w yp ad k ach p ow staje naród, k tó ry państw ow ości w łasnej nigdy nie po siad ał i doszedł do sam opoznania, w chodząc w skład obcego pań stw a.

G um plow icz tw ierdzi, że p aństw o z m ieszaniny żyw iołów etnicznych, nad k tó rem i panuje, n ajp ierw u rab ia lud, w znacze­

niu ogółu ludzi bez różnicy pochodzenia, zależnych od państw a, a w ięc sta p ia te różnorodne grupy ludzkie w jedną całość jako sw oich poddanych, później zaś, przyczyniając się do w y tw o rz e ­ nia k u ltu ry narodow ej — w naród. W ten sposób jest on zja­

w iskiem o w iele późniejszem od państw a.

Je że li te ra z p orów nam y ze sobą dw a te zw iązki, dojdzie­

m y do następu jący ch w niosków : 1); państw o jest zw iązkiem p rz y ­ m usowym, naród dobrow olnym o tyle, że przynależność do

nie-— 61

go zależy tylko od w ew nętrznego poczucia; 2 ^ p a ń stw o jest w e ^ s w szystkich sw ych czynnościach zorganizow ane, n aród zaś, z a ­ leżnie od okoliczności, jest albo nie jest zorganizow any.

P a trz ą c na rozwój historyczny państw a, m ożna pow iedzieć, że ono się u n arad aw ia. Z danie to jest słuszne nietylko w s to ­ sunku 'do p ań stw jednolitych, lecz i złożonych z różnych prow in- cyj, z ludnością n ależącą do rozm aitych narodow ości. Różnica m iędzy niem i polega tylk o n a tern, że państw o jednolite u n a ra ­ daw ia się pod w pływ em tego jednego narodu, k tó ry obejm uje p raw ie w szystkich jego m ieszkańców albo olbrzym ią ich w ię k ­ szość; państw o zaś n iejednolite u n arad aw ia się w ten sposób, że poszczególne jego części zab arw iają się coraz bardziej przez te narodow ości, k tó re je zam ieszkują.

Istnieje od w ieku XIX silna tendencja, żeby każdy n aród posiadał swoje państw o i, co za tem idzie, p ań stw a były jednoli­

te pod w zględem narodow ym . T en d encja ta jednak nie m oże się 'całk o w ic ie urzeczyw istnić, gdyż przeciw działają jej inne, ró w ­

nież silne i w ynikające z konieczności życiowych.

Żeby stanow ić państw o, n aró d musi posiadać pew ne m ini­

mum ludności, z re sz tą nie jednakow e przy różnych okoliczno­

ściach: m niejsze na m ałych w yspach i półw yspach, w iększe na rozległych rów ninach; n astęp n ie — pew ne w arunki gospodarcze jak rów nież ku ltu raln e.

Żadne p ań stw o nie m oże bezw zględnie dostosow ać sw ych granic do tery to rju m etnograficznego narodu, k tó reg o jest o rg a­

nizacją polityczną, gdyż i tu odgryw ają rolę czynniki g eog ra­

ficzno - strateg iczn e, pew ne rem iniscencje h isto ryczne zw iązane z k u ltu rą naro d u i jego życiem duchowem . W reszcie skutkiem rozm aitych okoliczności, a zw łaszcza w ęd ró w ek zarobkow ych ludności pracującej, p ow stają m ieszane te re n y pod w zględem narodow ym , gdzie sam a liczba nie m oże rozstrzyg ać o sile m niejszości narodow ych. T e ry to rja z p rzew ag ą pew nej lu dn o­

ści np. stanow iącej 66 czy 70 p ro ce n t ogółu m ieszkańców , m oż­

na uznać za należące do tej ludności czyli do państw a, k tó re jest albo m oże być jej organem . A le podział tery to rjaln y n a ­ strę c zy już duże trudności, jeżeli tery to rju m w iększościow e nie jest zw arte, albo w iększość ludności stanow i jedn ą klasę.

Np. w dw óch albo W trz e ch p o w iatach ludność p osiada w ię k ­ szość, lecz otoczona jest innemi, gdzie w ynosi tylko 30 do 40

— 62 —

p ro cent. A lbo ludność chłopska m a np. 60 i więcej p ro cen t m ieszkańców jednej narodow ości, a m iasta zaludnione są przez -nną narodow ość. W tym w y padku uznanie całego tery torjum za należące tylko do pierw szej byłoby niesłuszne.

„Złudzeniem też jest, pisałem w sw ych „Z asadach Socjo- logji", hasło sam ookreślenia n arodów za pom ocą plebiscytu, t. j. pow szechnego głosow ania ludności danego terytorjum , P lebiscyt m oże być oznaką przynależności m ieszkańców p e w ­ nego teryto rju m do jakiegoś n a ro d u w ów czas tylko, gdy jest z a ­ m ieszkałe przez ludność p raw ie jednolitą z p u n k tu w idzenia narodow ego. W ów czas jednak plebiscyt jest zbędny, gdyż i bez niego m ożna stw ierdzić n a innej drodze przynależność n a ro d o ­ w ą tej ludności. N atom iast, o ile chodzi o terytorjum m ieszane, sam p leb iscyt nie m oże ro zstrzygać z pow odów wyżej z a zn a ­ czonych.“ *),

Z drugiej stro n y stw ierdzić należy, że w p aństw ie o licz­

nych m niejszościach narodow ych nie m ogą panow ać stosunki zdrow e, zw łaszcza jeżeli te m niejszości n ależą do narodów , k tó re tw o rzą p aństw o sam odzielne, albo m ogą je stw orzyć, p o ­ siadając po tem u dane.

Z tego w szystkiego w idać, że kw estje narodow e, ro z p a try ­ w an e z p u n k tu w idzenia państw ow ego, są bardzo złożone i nie mogą być rozstrzygane szablonow o na podstaw ie jednej czy dw óch form ułek, lecz sam oistnie przy uw zględnieniu ich cech swoistych.

Do tego zagadnienia w rócę jeszcze p rzy om aw ianiu o rg a ­ nizacji instytucyj autonom icznych.

*1 Str. 233,

ROZDZIAŁ V.