• Nie Znaleziono Wyników

164przed skutkami ofensywy medialnej, prowadzonej coraz bardziej

W dokumencie Spojrzenie w przeszłość (Stron 164-168)

skutecz-nie przez środowiska „wypędzonych” w Niemczech. Historia – skutecz-nie ta tra-dycyjna, akademicka, uprawiana sine ira, ale właśnie ta nie stroniąca od publicystyki, świadomie zacierająca granicę między przeszłością a dniem dzisiejszym – może być efektywnym instrumentem działania. Jakkolwiek zarówno idea „polityki historycznej”, jak i próba praktycznej implementa-cji tej idei obudziła kontrowersje i można ją traktować jako wyciągnięcie wniosków w powstałej sytuacji. Zagadnienia ściśle poznawcze polityków raczej nie interesują, inaczej jest natomiast z poszukiwaniem narzędzi od-działywania na to, jak ludzie myślą i co uważają za ważne. Natomiast dla badaczy preferencje polityków są bardzo ważne. W końcu to od nich zależy pozostawiona badaczom swoboda badań.

Trudno powiedzieć, w jakiej mierze to zainteresowanie polityków (a w konsekwencji państwa) przeszłością będzie zjawiskiem trwałym i jak silnie wpłynie na konsekwencje przeobrażeń, dokonujących się w świado-mości zbiorowej po 1989 r. Czy państwo odzyska swoją rolę punktu odnie-sienia przy konstruowaniu ujęć syntetycznych, czy jedynie spowolni się sygnalizowany wcześniej proces jego stopniowej degradacji, będzie to zale-żeć od tego, w jakiej mierze dostrzeże ono problem w tym, że jego autorytet podlega erozji, i czy – wchodząc w obręb procesów integracyjnych – zechce otoczyć swą opieką mity konstytuujące objętą jego działaniem zbiorowość. Inaczej mówiąc, czy wejdzie w rolę mecenasa, a jeśli tak, to jaki priorytet przyzna się tego rodzaju działaniom. Nie sądzę, by sytuacja ta stwarza-ła szczególne niebezpieczeństwo dla swobody formułowania dyrektyw i wniosków badawczych – innymi słowy dla wolności nauki. Instytucje wy-borcze demokratycznego państwa stwarzają możliwości korekty polityki, która nie jest akceptowana przez środowiska dysponujące szerokimi możli-wościami wpływania na opinię. Nie jestem też pewien, czy dystans wobec treści tworzących kościec tradycji narodowej wraz z wątpliwościami co do tego, czy dziedzictwo to zawiera jakiekolwiek wartości godne uznania, uznać należy za istotną zdobycz, czy raczej za produkt dekadencji.

Prócz finansowania badań państwo może również ułatwić badania nad przeszłością w inny sposób – poprzez demontaż systemu ograniczeń i zakazów, limitujących dostęp do kluczowej dokumentacji oraz poprzez stwarzanie atmosfery, w której teraźniejszość zostanie oddzielona w spo-sób wyraźny oraz jednoznaczny od przeszłości. Posłużę się tu przykładem. Przed 1989 r. II Rzeczpospolita była postrzegana jako wyrazista alterna-tywa dla państwowości „ludowej”, niesuwerennej i opresyjnej. Jakkolwiek sytuacja, w której opinia na temat problemów sprzed półwiecza traktowa-na było jako wyraz stanowiska w sprawach aktualnych, była traktowa-na swój sposób

165

HIST ORIa 18 l aT nIepODl eG Ł eJ

przyjemna dla badaczy, którzy mogli liczyć na to, że nawet bardzo herme-tyczne prace znajdą szybko nabywców – to wikłała ich ona w cały łańcuch zależności, wypaczając perspektywę. Upadek rządów komunistycznych utorował w tym względzie drogę normalności w ocenie państwowości mię-dzywojennej, pozbawiając je bezpośredniej aktualności politycznej.

W nowej sytuacji, jaka się wytworzyła po 1989 r., miejsce II Rzeczypo-spolitej zajął PRL, postrzegany jako alternatywa dla zmienionego systemu sojuszy, gospodarki rynkowej, globalizacji. Nie ulega wątpliwości, i w tym względzie przywołana potoczna opinia wydaje się trafna, że współczesne państwo jest tworem nowym, różniącym się zasadniczo od PRL, ale w zacho-dzących po 1989 r. przemianach zabrakło wyrazistego przełomu, a i samo państwo nie wydaje się przywiązywać dostatecznej wagi do stworzenia wyrazistego dystansu, dzielącego je od swego poprzednika. Gdyby – oddam się w tym miejscu marzeniom – zmieniło w tym względzie filozofię działa-nia, na przykład przez udostępnienie wszystkich materiałów archiwalnych wytworzonych przed 1989 r., oznaczałoby to szansę dla badań nad historią najnowszą i uporanie się z problemem niezdrowej atmosfery, jaka się wytwo-rzyła wokół pozostałej po PRL dokumentacji policyjnej.

I ostatni element, po trosze związany z przywołaną w innym kon-tekście sprawą Jedwabnego – kwestia swoistej służebności historyków, bynajmniej nie wobec państwa czy różnie definiowanych potrzeb społecz-nych, ale wobec wartości, składających się na etos badacza. Zachowywanie wysokich standardów etycznych jest ważne także ze względu na zarzuty, jakie stawia się i historykom, i historii jako dyscyplinie naukowej. Penetra-cja przeszłości nie powinna prowadzić ani do nihilizmu w ocenie dokonań własnej społeczności, ani do kultywowania martyrologicznych wspomnień. W zależności od rekonstruowanego zagadnienia może to być łatwiejsze bądź trudniejsze; czasem, gdy w obrębie poszczególnych społeczności dochodzi do konfliktu pamięci, zadanie staje się zgoła karkołomne, praktycznie nie-wykonalne. Nic natomiast nie usprawiedliwia utrwalania resentymentów. Tego rodzaju przejawy realizowania społecznej (czy moralizatorskiej) pasji szkodzą wizerunkowi historycznego cechu, w skali zaś szerszej przyczyniają się do generowania konfliktów. A nawet najgorsza przeszłość, obciążona pa-mięcią o konfliktach, może przecież, zgodnie ze znaną maksymą o historii, która uczy, pokazywać walory tolerancji i różnorodności.

Zdaję sobie sprawę, że w tym miejscu ocieram się niebezpiecznie o za-lecenia politycznej poprawności, a mam duże wątpliwości, w jakiej mierze związany z nimi kompleks zagadnień rzeczywiście pomaga odnaleźć się w warunkach pogłębiającego się (a może „przywracającego się”) plura-lizmu poglądów i postaw. W realiach kraju postkomunistycznego presja

poprawności korespondować może z zachowaniami, które stanowią specy-ficzny spadek po komunizmie, czymś, co jest głęboko zakorzenione w struk-turach myślenia i z czego sobie ludzie często w ogóle nie zdają sprawy. To są trudności związane z rzeczywistym – nie deklaratywnym – zaakceptowa-niem pluralizmu, tego że reprezentowane w obrębie społeczeństwa opcje za-sługują na to, aby być traktowane na równych prawach, a także, że podziały i napięcia, które wyzwala polityczna rywalizacja, są zjawiskiem normalnym. Innego rodzaju trudność stanowi pochodna niskiej kultury prawnej, odzie-dziczona już nie tylko po komunistycznym państwie. II Rzeczpospolita pozo-stawała wprawdzie do końca krajem pluralistycznym, ale jej życie polityczne nie dokumentowało szczególnego kultu dla wymogów i reguł, jakie pociąga za sobą funkcjonowanie w obrębie demokratycznego państwa. Przykładowo za swego rodzaju fundament stabilnego funkcjonowania demokracji uznać można zasadę, że regulatorem działań ludzkich jest prawo, i żadna decyzja, jeśli zostanie zgodnie z prawem podjęta, nie powinna być kwestionowana. A w szczególności ostatnią rzeczą, która może być zakwestionowana, jest podjęty suwerennie werdykt wyborców.

Czy jest to dzisiaj oczywiste, choćby tylko dla zabierających głos w publicznej debacie moralnych autorytetów, o zwykłych uczestnikach gry politycznej nie mówiąc? A dla historyków? Niedawna okrągła rocz-nica przewrotu majowego mogłaby posłużyć za ilustrację, jakie kłopoty sprawia komentowanie i interpretowanie trudnych kwestii związanych na przykład z problemem przywództwa, stosowaniem i respektowaniem prawa, konsekwencji jego złamania. Są to problemy pozornie odległe, gdyż dotyczące międzywojennej państwowości, ale o sporej aktualności i wa-dze – ich lekceważenie lub niezrozumienie nie wystawia nam najlepszego świadectwa. Jest to bardziej naturalny, niż utrzymujące się resentymenty, przykład trwałej aktualności problemów sprzed wielu lat.

PROF. DR HAb.

ANDRzeJ cHOJNOwSki

UNiweRSyTeT wARSzAwSki

Społeczen´stwo

i gospodarka

Będę nawiązywał do tego, co powiedział prof. Kawalec. Zacznę od przywołania symbolicznej w swej wymowie sceny z 1989 r., kiedy to Jo-anna Szczepkowska obwieściła nam z ekranów telewizorów, że 4 czerwca skończył się w Polsce komunizm. Należało to rozumieć w ten sposób, że tamtego dnia nastąpił fundamentalny przełom, a Polska przeszła w inny wymiar czasu. Oczywiście odnosi się to również do nauk historycznych, które powinny zostać odmienione.

Co charakteryzowało sytuację historiografii w czasach komunistycz-nych? Wiemy, że były: cenzura, samoograniczenia badaczy, używanie hi-storii do celów politycznych i propagandowych itd., ale trzeba tu dodać jesz-cze jedną istotną okoliczność: w okresie PRL historiografia żyła jednak stale w swoistej koegzystencji z systemem, była dla władzy trudnym być może, ale ważnym partnerem, a owa władza nie skąpiła historykom wsparcia i zrozumienia. Przypomnę wydarzenie, odnotowane przez Martę Fik w jej kronice kultury polskiej po Jałcie, wydarzenie, które nie odnosi się do hi-storyków, ale ilustruje mechanizm, o którym mówię. Otóż w październiku 1948 r. Bolesław Bierut gościł w Belwederze przedstawicieli świata kultury,

m.in. Leona Schillera, omawiając z nimi koncepcję projektowanej insceni-zacji Dziadów Adama Mickiewicza. Teatrolodzy – co może śmieszyć dzisiej-szą młodzież – traktowali Bieruta jako partnera w rozmowie o sprawach scenicznych, ale przecież ów mechanizm działał też w drugą stronę, bo ze swej strony twórcy poczuli się uprawnieni do zabierania głosu w sprawach publicznych, do czego władza często ich zresztą zachęcała. Ta formuła

167

wIe k x x - pa n e l I

168

W dokumencie Spojrzenie w przeszłość (Stron 164-168)