• Nie Znaleziono Wyników

178stypendiów, wyjazdów, poszukiwań w zagranicznych archiwach i

W dokumencie Spojrzenie w przeszłość (Stron 178-183)

bibliote-kach. Takich możliwości historycy polscy zapewne nie mieli w całym XX w.

Jakie główne linie poszukiwań w historii społecznej można tu zazna-czyć4? Oczywiście jest jedna linia badań nad XX w., która jest dosyć stara i sięga w Polsce zapewne lat 0. To były np. badania nad dawnym społe-czeństwem, prowadzone zwykle na podstawie szczegółowych danych do-tyczących struktury społecznej lub danej grupy (np. inteligencji, środowisk robotniczych, społeczności miast, określonych społeczności zawodowych), badania oparte przede wszystkim – dla historii nowszej – na źródłach sta-tystycznych. W związku z tym były dosyć hermetyczne, ale ukazywały strukturę społeczną bez wikłania się w różne problemy polityczne, których oczywiście historycy unikali. Ten nurt do dzisiaj oddziałuje poprzez powie-lanie wzorów i sądzę, że to nieźle, ponieważ dobrze robi początkującym ba-daczom staranne i z użyciem metod ilościowych wypracowanie źródłowe.

Drugi stary nurt to badania dotyczące wpływu wojny na społeczeń-stwo polskie; znaczna ich część miała charakter – jak dzisiaj się to nazywa – martyrologiczny. Oceniano głębokość strat i zniszczeń, jakie dotknęły spo-łeczeństwo polskie. Przy czym także wśród tych badań dosyć dawno temu – myślę tutaj o pracy Tomasza Szaroty – pojawiły się takie, które zrywały z martyrologicznym ujęciem, a miały pokazywać zróżnicowanie problemów w okresie okupacji i ich złożoność. Dyskusja ta trwa do dziś, tylko wahadło wychyliło się w pewnym momencie w stronę demitologizacji przeszłości. Po 1989 r. pojawiły się prace na temat niechlubnych uczynków Polaków w okresie II wojny światowej – szmalcownictwo, stosunek do Żydów, pogro-my, Jedwabne, sprawa Instytutu Pracy Wschodniej. Spory wokół postaw społecznych, mimo ich temperatury emocjonalnej, wielu nieprzyjemnych argumentów i wielu personalnych ataków, mają dużą wartość, ponieważ otwierają szerszą dyskusję społeczną, co jest dosyć rzadkie, jeśli chodzi o sprawy historyczne. To było okno, przez które można było coś dostrzec z dzisiejszych postaw wobec przeszłości.

Inna grupa prac, która otwiera nowy rozdział, to prace oparte na schemacie władza – społeczeństwo, dotyczące lat powojennych. Przede wszystkim są to badania systemu, których głównym nurtem jest historia polityczna, zajmująca się systemem władzy, jego naturą, dynamiką we-wnętrzną, a w której społeczeństwo często jest tylko przedmiotem

bier-4 Bardziej uporządkowane rozważania nad historiografią dotyczącą pierwszego dziesię-ciolecia powojennej Polski, a powstałą po 1989 r., zawarłem w tekście Contrast and

Gray-ness: Looking at the First Decade of Postwar Poland, „Journal of Modern European History” „Journal of Modern European History” 1/004, s. 110–133.

179

HIST ORIa 18 l aT nIepODl eG Ł eJ

nie lub aktywnie przyjmującym pewne impulsy. Wynikł stąd podział tego nurtu na kilka odłamów, w których wyraźnie widać, zapoczątkowane chyba przez Krystynę Kersten w latach 80., rozważania nad przystoso-waniem się społeczeństwa polskiego do nowego systemu i różnymi posta-wami związanymi z tym (nie)przystosowaniem7. Później były dyskusje w latach na przełomie wieków, związane z książką Łukasza Kamińskie-go o oporze społecznym8 oraz innych prac na ten temat, które pozwoliły na zbliżenia się do definicji takich zjawisk jak opór, przystosowanie, ak-ceptacja, odrzucenie i ich przesłanek. Powstało bardzo dużo tekstów na ten temat, były konferencje, są tomy zbiorowe na temat przystosowania i oporu9. To stanowi poważny nurt. Natomiast w ślad za amerykańskimi historykami czy politologami, którzy odrzucili dawniejszą sowietologicz-ną koncepcję funkcjonowania społeczeństw komunistycznych, pojawiły się próby przełamania klasycznego podziału na system/władza a społe-czeństwo i ukazania strefy pośredniej, czyli tego wszystkiego, co wynika i z przystosowania się społeczeństwa do władzy, i dostosowywania się władzy do społeczeństwa, z zejściem coraz niżej do źródeł związanych z historią społeczności zakładowych, lokalnych, wiejskich, co widać wy-raźnie w pracach podstawowych na ten temat Dariusza Jarosza10. To ma także swoje inne uwikłania czy komplikacje, a mianowicie zainteresowa-nie tym, jak ludzie odnosili się do siebie nawzajem, a zainteresowa-niekozainteresowa-nieczzainteresowa-nie tylko do władzy. To przełamuje schemat, częściowo go nawet znosi, ponieważ wśród rozważań na temat tego, jak ludzie się do siebie odnosili, możemy zmieścić zarówno analizy dotyczące władzy, jak i społeczeństwa (pod-kreślam – ten podział jest bardzo ułomny).

Na koniec chciałbym powiedzieć jeszcze na czym polega wielka słabość badań historii społecznej w Polsce. Dziedziną chyba najbardziej zaniedbaną jest komparatystyka. Co prawda, dość często organizuje się

 Zob. K. Kersten, Społeczeństwo polskie i władza ludowa w latach 1944–1947, „Dzieje Najnowsze” 1–4/198, s. 77–91; eadem, Między wyzwoleniem a zniewoleniem. Polska 1944–

1956, Londyn 1993, s. –7.

7 Można tu umieścić prace dotyczące tzw. Polskich Miesięcy, czyli momentów szczególnego napięcia społecznego i wyrazistych zbiorowych działań; klasyczne już teksty na ten temat powstały w latach 70. (Jakuba Karpińskiego). Lata 90. otwierały prace Jerzego Eislera,

Marzec 1968. Geneza, przebieg, konsekwencje, Warszawa 1991 i Pawła Machcewicza, Polski rok 1956, Warszawa 1993. Przy okazji każdej „okrągłej” rocznicy Polskich Miesięcy

wyda-wane są nowe prace.

8 Ł. Kamiński, Polacy wobec nowej rzeczywistości 1944–1948. Formy pozainstytucjonalnego,

żywiołowego oporu społecznego, Toruń 000.

9 Zob. Polacy wobec PRL. Strategie przystosowawcze, red. G. Miernik, Kielce 003; Dla

wła-dzy, obok wławła-dzy, przeciw władzy. Postawy robotników wielkich ośrodków przemysłowych w PRL, red. J. Neja, Warszawa 00.

konferencje, zaprasza mówców z różnych krajów, każdy mówi o swoim poletku, potem można dopisać wstęp i uznać, że to są próby komparaty-styczne, ale najczęściej nimi nie są. Natomiast wielką rzadkością pozosta-ją badania historyków, którzy próbowaliby porównywać społeczeństwa Europy Środkowej po wojnie. O ile do Niemiec jeździ wielu stypendystów, jest dużo książek niemieckich, wiele osób w Polsce zna język niemiecki i wpływ Sozialgeschichte jest niemały, o tyle bardzo mało wiemy, co się pisze na Węgrzech albo w Rumunii, albo chociażby w krajach postsowie-ckich. Zakres dostrzegalnej w wynikach prac wiedzy na ten temat jest zu-pełnie nikły. Tak samo jak niezwykle rzadkie są prace porównawcze, takie jak Małgorzaty Mazurek, która porównuje funkcjonowanie fabryki w NRD i w PRL u progu lat 0.11 Ta praca pokazuje możliwości zestawiania źródeł z sąsiednich krajów komunistycznych i zderzania ich w taki sposób, że po-wstają ciekawe ścieżki interpretacyjne.

Zrezygnuję z zamiaru, który miałem pierwotnie, wymienienia przy-kładów różnej literatury i podania wielu nazwisk, bo to, jak widzę, nie pa-suje do konwencji, a przede wszystkim byłoby pewnie jałowe. Chciałbym na koniec podkreślić, że uważam, iż podstawowy dorobek historii społecz-nej, jaki powstał w ciągu tych kilkunastu lat, jest dorobkiem pasji i zainte-resowań własnych, a nie działań instytucjonalnych.

11 M. Mazurek, Socjalistyczny zakład pracy. Porównanie fabrycznej codzienności w PRL i NRD

u progu lat sześćdziesiątych, Warszawa 00.

DySkUSJA

Rozpoczynając dyskusję, chciałbym skomentować chociaż część wy-stąpień referentów, przede wszystkim zaś zwrócić uwagę, w nawiązaniu do wystąpienia pana prof. Chojnowskiego, na jeszcze jedną rzecz, którą może należałoby mocniej podkreślić – na relatywną słabość, i liczbową, i war-sztatową, historii najnowszej w 1989 r. Nie wiem, czy to będzie stwierdze-nie popularne i czy wszyscy się ze mną zgodzą, ale mam wrażestwierdze-nie, że przy dużym wzroście liczby osób zajmujących się historią najnowszą, co nastą-piło zwłaszcza w okresie środkowego i schyłkowego PRL, jakość warszta-tu, potencjał badawczy historii najnowszej, uniwersyteckiej, nie mówiąc o instytucjach partyjnych i częściowo wojskowych, które muszą być oce-niane inaczej, były relatywnie słabe. Na tę część środowiska historycznego spadł w dużym stopniu obowiązek nadrobienia zaległości, które powstały w okresie PRL – i widziałbym nawet ostrzej te zaległości niż to przedstawił pan prof. Kawalec, co jest rezultatem także z wynikającej z moich zaintere-sowań optyki patrzenia. Były to nie tylko braki źródłowe czy luki powstałe z powodów politycznych i konieczność zajęcia się tymi dziedzinami, które zupełnie nie były, tak jak to prof. Kawalec powiedział, badane, ale także trwanie wytworzonych w okresie PRL pewnych kanonów spojrzenia na niektóre kwestie i wynikającą z ciągłości nauki niechęć do ich reinterpre-tacji. Bardzo mocno zaważył na tym brak instytucji koordynującej badania, a także działania o charakterze bilansu, nawet rozliczeniowe. Taką próbę podjęto na XIV Powszechnym Zjeździe Historyków w Łodzi w 1989 r., ale została ona wyciszona z obawy środowiskowej przed rozliczeniami. Pomi-jając kwestię personalnych rachunków, które są mało twórcze czy mogą być mało twórcze, zaniedbano także zrobienie bilansu zamknięcia okre-su PRL w polskiej historiografii. Powstaje teraz taki bilans zamknięcia czy podsumowania 18 lat, a nie mamy podsumowania, rozliczenia, zwłaszcza najbardziej dotkliwych zaniedbań i niedociągnięć, braków historiografii

181

Dr

TaDeuSz

RuTkOwSkI

uniwersytet warszawski

wIe k x x - pa n e l I

182

okresu do 194 r. i po 194 r. Do tego doszedł – jak już wspomniałem – brak instytucji, która, w sposób mniej lub bardziej zorganizowany, te luki pró-bowałaby wypełnić, organizując konferencje, wyznaczając podstawowe, najważniejsze kierunki badań. Taką instytucją mógłby być może Instytut Historii PAN, nie podołał on jednak tej roli czy nawet nie próbował jej pod-jąć. Efekt był taki, że to nadrabianie zaległości czy wyrównywanie braków odbywało się w sposób maksymalnie chaotyczny i właściwie poza rytmem pojawiania się kolejnych problemów, wobec których polscy historycy mu-sieli zająć stanowisko. Oprócz wspomnianych już Jedwabnego czy Insty-tutu Pracy Wschodniej można by wymienić jeszcze kwestię mordowania Żydów w powstaniu warszawskim, poruszoną przez „Gazetę Wyborczą” w 1994 r.1 To były wyzwania, z którymi środowisko historyczne sobie nie radziło i które jednocześnie pokazywały jego słabość. Kiedy się pojawiała kwestia drażliwa politycznie, do której trzeba się było ustosunkować, bra-kowało i badań, i osób, które by się na danym temacie znały. Ta sytuacja uległa zmianie dopiero pod koniec lat 90. – tutaj powstanie IPN było bardzo silnym impulsem – ale też, co zresztą dr Brzostek również podkreślił, dzia-łalność badawcza IPN była skierowana na historię polityczną, na historię aparatu bezpieczeństwa, przy na przykład ogromnym zaniedbaniu badań partii, które powinny jednak mieć przynajmniej równorzędne natężenie. Mamy nadal ogromne luki w wiedzy zupełnie podstawowej – gdy się sięga trochę głębiej, okazuje się, że badania instytucji państwowych, nie tylko politycznych, są marne i trzeba właściwie zaczynać od początku.

Chciałem jeszcze zauważyć jedną rzecz, być może to jest hipoteza, że z tej słabości historiografii XX w. wynika również słabość dzisiejszej dyskusji naukowej. Krytyczne, porządne recenzje pojawiają się częś-ciej właściwie od nie tak dawna i jest ich stosunkowo niewiele. Nie ma ostrej wymiany zdań, krytycznej, zdecydowanej oceny książek, które nie powinny były się pojawić. Są mi znane przypadki, że książka, którą re-cenzent bardzo ostro ocenił, miała drugie wydanie nie uwzględniające zupełnie uwag recenzenta czy choćby odniesienia się do nich. Otwarcie na świat, na historiografię emigracyjną, zachodnią spowodowało powie-lanie pewnych wzorców i – to zresztą prof. Kawalec podkreślił – fascyna-cje osobami, środowiskami, które do tej pory dla polskiej historiografii były nieznane, odkrywanie i w jakiejś mierze przyjmowanie ich oglądu dziejów. Można zaryzykować stwierdzenie, że w pewnym stopniu dwie, a może więcej „trumny” rządziły polską historiografią: historycy

badają-1 M. Cichy, A. Michnik Polacy – Żydzi – czarne karty Powstania [w] „Gazeta Wyborcza” z 9–30 stycznia 1994 r.

cy środowiska piłsudczykowskie patrzyli ich oczami, środowiska badają-ce endecję powielały punkt widzenia endeków.

Ze słabości metodologicznej brała się również słabość polskiej historio-grafii najnowszej. Nie ukrywajmy – nie było w 1989 r. wielu wybitnych uczo-nych, zwłaszcza w dalszej prowincji, poza tradycyjnymi ośrodkami akade-mickimi, którzy byliby w stanie pokierować młodzieżą zaczynającą badania nowej sytuacji, w sposób nowoczesny i szeroki. Nie mam natomiast silnego przekonania co do tak dużej słabości historii społecznej, jak to przedstawił dr Błażej Brzostek. Wydaje mi się, że przynajmniej do końca lat 90. ta historio-grafia relatywnie nie była słaba. Oczywiście przestrzeń badawcza jest ogrom-na, ale teraz pod wpływem istnienia IPN i dużej ilości badań szczegółowych w zakresie historii politycznej, można takie stwierdzenia zaryzykować.

Do referatów wprowadzających mam dwie strony notatek z uwagami i pytaniami, ale ograniczę się tylko do kilku kwestii. Zastanawiałem się, ja-kie problemy, z którymi się stykamy w historiografii najnowszej tworzonej po 1989 r., są specyficznie polskie, a jakie są europejskie czy w ogóle przy-należne do krajów Zachodu i Północy. Wydaje mi się, że mamy i problemy specyficznie polskie, i właściwe Europie pokomunistycznej.

Po pierwsze, jesteśmy ofiarami własnego sukcesu, a skromniej mó-wiąc, zwycięstwa Marka Blocha, ojca-założyciela historii współczesnej, któ-ra jako uznane pole badań historycznych swoje pierwociny miała dopiero po I wojnie światowej. Aczkolwiek Tukidydes pisał o swoich współczesnych, a nawet o samym sobie, ale gdy tworzono nowoczesną naukę historyczną w XIX w., historia najnowsza była znacznie bardziej odległa, a nazwa „hi-storia współczesna” w ogóle nie istniała. Od kiedy Bloch założył pierwszy instytut badający historię współczesną, a zwłaszcza w drugiej połowie XX w. nastąpiła niezwykła jej ekspansja i wiele wydziałów historycznych czy insty-tutów badawczych, przynajmniej w krajach Północy, jest zdominowanych przez historię najnowszą. Jak w każdej dynamicznej firmie, mamy kłopoty związane z szybkim wzrostem, w tym zasadnicze pytania o cel i zasady.

Druga rzecz, to zmiany technologiczne, dzięki którym względnie ta-nio i łatwo się publikuje – w druku lub w postaci elektronicznej. W rezul-tacie jesteśmy zalewani nowymi publikacjami w tempie nieznanym nigdy wcześniej. Czy ktoś z państwa próbuje śledzić w swoim poletku badawczym

 Por. np. P. Kardela, Stanisław Gierat 1903–1977. Działalność społeczno-polityczna, Szczecin 000 r., L. Kulińska, Narodowcy. Z dziejów obozu narodowego w Polsce w latach 1944–1949, Warszawa 1999 r. Dr hab.

DaRIuSz

W dokumencie Spojrzenie w przeszłość (Stron 178-183)