• Nie Znaleziono Wyników

W czasie podróży, odbytej w ciągu kilku ostatnich miesięcy w spólnie z prof. J. L o t h e m z W arszawy przez kontynent afrykański od Przylądka Dobrej Nadziei do Aleksandrji, miałem spo­

sobność bezpośredniego zapoznania się z zagadnieniem ochrony przyrody w Afryce. Zanim o wyni­

kach tej podróży złożę obszerniejsze spraw ozdanie, pragnę już obecnie w tym krótkim zarysie zazna­

czyć, że zagadnienie ochrony przyrody staje się w Afryce coraz to pilniejszem i poczyna w ysuw ać się na jeden z pierwszych planów. Zwyczajne wyobrażenie człowieka udającego się do Afryki, szcze­

gólnie Środkowej, że je st to kraj pełen tropikalnych puszcz i dzikich zwierząt, ulega w zetknięciu z rzeczyw istością zasadniczej zmianie. Zupełne, częstokroć barbarzyńskie, ogołocenie całej niemal Unji południow o-afrykańskiej z pierwotnej szaty roślinnej i całkowite wytępienie dzikiej zwierzyny na tym ogromnym obszarze, w zastraszający sposób rosnące tępienie zwierząt i dziewiczych lasów w Afryce Centralnej, w sposób gwałtowny rozw ijająca się sieć komunikacyjna wszelkiego rodzaju, zm ieniają Afrykę z roku na rok w przyspieszonem tempie.

W yrazem tego procesu jest okoliczność, że pomim o naogół słabego jeszcze zrozumienia u m ieszkańców Afryki (także i białych) teoretycznych i ideowych zagadnień ludzkości, w południowej, centralnej i wschodniej Afryce pow stało już około 15 Parków Narodowych i rezerw atów , częściowo ogromnych rozm iarów i ilość ich nieustannie w zrasta.

W czasie mej podróży zwiedziłem szczegółowiej jeden wielki Park N arodow y imienia Krugera w T ransw alu, jeden wielki rezerw at zwierzyny w południowej części kolonji angielskiej Kenja oraz jeden m niejszy rezerw at na granicy Południow ej i Północnej Rodezji nad w odospadam i Zambezi, a nadto widziałem z brzegu dw a rezerw aty zwierzęce nad jeziorem Alberta, opodal granicy Ugandy i Konga belgijskiego. Zwiedzenie tych parków i rezerwatów, jak również zetknięcie się bezpośrednie z niektórymi afrykańskimi działaczami na polu ochrony przyrody pozwoliło mi stwierdzić, że ochrona przyrody w Afryce rozw ija się i idzie naprzód, o ży w io n a. temi samem i ideałam i co nasze prace i walczy z identycznemi niemal trudnościam i, jak my, jakkolwiek zdaw ałoby się, że warunki życia w Polsce i w Afryce są zupełnie odmienne.

W śród ciężkiej i niezrażającej się żadnem i trudnościam i walki, zdołali zrealizować pracow nicy ochroniarscy w południow ej Afryce olbrzymie dzieło, którem jest Park N arodow y Krugera, rozpoście­

rający się w Unji Południow ej Afryki na granicy T ransw alu i kolonji portugalskiej Mozambik. Z dzia­

łaczy tych poznałem w łaściw ego tw órcę Parku, pułkownika angielskiego, S t e v e n s o n a H a m i l t o n a , który przyjął mnie nader gościnnie w swej siedzibie w ew nątrz Parku Narodowego. Park ten obejmuje

71,/^

A FRYK A, R O D E Z JA : R E Z E R W A T W O D O S P A D Ó W ZAMBEZI, Fot, TT'. Goetel,

O ch ro n a p rzyrody zag ran icą 8 7

około 30.000 km 2 i na olbrzymiej tej powierzchni podzielony je st na szereg dystryktów, któremi opiekują się biali nadzorcy, poddani zwierzchnictwu pułkownika H a m i 1 t o n a, mający zkolei pod swemi rozkazami złożoną z murzynów, doskonale uzbrojoną i dyscyplinow aną straż Parku Narodowego.

Dzięki starannej opiece, którą ten personal rozwija nad przyrodą Parku, stał się on prawdziwym rajem dla zw ierząt wszelkiego rodzaju. Około 1000 lwów, tysiące panter i dzikich kotów wszelkiego rodzaju, kilkaset słoni, kilkanaście nosorożców, ponad setka hipopotam ów i ponad 500.000 antylop w szelkiego rodzaju, mnóstwo zebr, żyraf i małp, niezmiernie liczne i różnorodne ptactwo, ryby i kro­

kodyle, zamieszkują Park, ciesząc się najściślejszą ochroną. Krajobraz Parku przerżniętego kilku rzekami i zbudowanego z lekko sfalowanych granitowych skał oraz św iat roślinny, typow y południowo­

afrykański pół step — pół las, są również bezwzględnie chronione. Egzystencja Parku zabezpieczona je st dzisiaj dostatecznie ustaw ą o Parku, przyjętą przez parlam ent i rząd Unji, a wywalczoną przed laty kilku po usilnych staraniach. Jedynie temu Parkowi zawdzięcza się, że w południowej Afryce istnieje jeszcze wogóle dzika zwierzyna.

Drugi rezerw at, który miałem sposobność zwiedzić, obejmuje słynne w odospady Zambezi. Jest on niewielki i poza właściw em i w odospadam i obejmuje tylko najbliższą okolicę, ale wielka jego w artość tkwi w ochronie tak bezcennego i jedynego na kuli ziemskiej klejnotu, jakim są w odospady Zambezi. Dzięki zrozumieniu doniosłości tego zagadnienia przez czynniki, które stworzyły ten rezer­

wat, ograniczono się w udostępnieniu w odospadów tylko do najniezbędniejszych i dobrze ukrytych ścieżek, a to pomimo faktu, że do w odospadów tych ściągają rok rocznie tysiące turystów z całego św iata, a w bezpośredniem ich sąsiedztw ie wznosi się wielki hotel. Utworzenie rezerwatu przyczyniło się też do zabezpieczenia tych w odospadów od grożącego im zniszczenia przez pomysły wyzyskania ich dla elektryfikacji. Niestety, św iat zwierzęcy otoczenia w odospadów jeszcze zanim utworzono tam rezerwat został tak przetrzebiony, że tylko nieliczne antylopy i małpy zam ieszkują rezerwat.

Olbrzymi, bo również ponad 20.000 km2 liczący rezerwat dla zwierzyny w południowej części Kenji, leży na północ od najwyższego szczytu Afryki Kilimandżaro i pięknego wulkanu Meru. Krajo­

braz je st tutaj górzysty i porośnięty, poza typowym afrykańskim „buszem “, górskiemi lasami. Wśród krajobrazu tego żyje niezm iernie różnorodna i liczna zwierzyna; w śród niej obok olbrzymiej ilości antylop dom inują żyrafy, w licznych stadach w ypasające się w śród lasów i stepów. Istnienie tego rezerw atu nie jest jeszcze dostatecznie pod względem prawnym ustalone i o jego egzystencję, względnie jego rozmiary i granice, toczą się dzisiaj zażarte walki, których wyniku przewidzieć niepodobna.

W śród argum entów wysuw anych przez przeciwników istnienia rezerwatów, jednym z najpoważniej­

szych je st argument, że dzikie zwierzęta są roznosicielami śpiączki, gdyż zwierząt tych ma się rzekomo trzym ać mucha tse-tse. Na tle tych, zupełnie zresztą nieuzasadnionych zarzutów rozpętano obecnie kam panję przeciwko rezerwatowi, obfitującą w momenty, jakżeż przypominające „m utatis m utandis“

walki przeciwko naszym pracom w Europie. Mimo jednak wszelkich wysiłków przeciwników ochrony przyrody, zwolennicy utrzym ania rezerwatów w Kenji, popierani przez rozsądnie myślących i kultu­

ralnych myśliwych, niewątpliwie odniosą zwycięstwo. A w nadziei tej podtrzym ać ich może fakt, że obecny Książę Walji, który przed niedawnym czasem zwiedzał Kenję i Ugandę, zapoznawszy się na miejscu z bezm iernem niszczeniem zwierząt w tych okolicach, wyraził się bardzo przychylnie o pra­

cach nad ochroną przyrody w kolonjach angielskich.

Rezerwaty, położone na południe i na północ od jeziora Alberta, które mieliśmy sposobność widzieć z okalających wzgórz, to rezerwaty o typie nizinnym, przeznaczone przedewszystkiem dla słonia, tępionego w bezlitosny i bezmyślny sposób. Że tępienie to przybiera rozmiary grożące wprost egzystencji słonia w Afryce, okazuje się ze statystyki berlińskiego Konga, gdzie ilość zabijanych rocznie słoni określa się liczbą 30.000 sztuk.

W śród afrykańskich problem ów ochrony przyrody na jeden z poważnych planów powinno się w ysunąć zagadnienie utworzenia międzynarodowych Parków Narodowych, podobnie jak na naszem pograniczu polsko-czechosłowackiem . Zagadnienie to je st już dzisiaj aktualne na granicy Konga bel­

gijskiego i Ugandy, gdzie dzięki inicjatywie i znakomitej pracy prof. D e r s c h e i d a z Brukseli pow stał na północ od jeziora Kiwu stosunkowo niewielki, ale w spaniały Park Alberta, zaw ierający w górskiej swej części goryla, a w nizinnej części białego nosorożca. Park ten obejm uje w południowej partji okolice wulkanów, których część leży na terytorjum Ugandy. Zagadnienie ochrony całej nieopisanej w artości jednostki przyrodniczej, jaką są te w ulkany z ich dziewiczemi lasam i i cudow ną zwierzyną,

8 8 O chrona p rzy ro d y zag ran icą

może być całkowicie rozwiązane tylko w ówczas, gdy również na części angielskiej tych wulkanów, jak do tego dąży prof. D e r s c h e i d , zostanie założony analogiczny do belgijskiego i przylegający do niego Park Narodowy. To sam o zagadnienie odnosi się do Parku Krugera, dłuższym swym bokiem przylegającego do granicy kolonji portugalskiej Mozambik. W części północnej przylegającego terytorjum Mozambiku znajdują się jeszcze części pierwotne i pełne zwierzyny, które należałoby uznać za Park Narodowy i w ten sposób uzupełnić i utrwalić wielkie dzieło pułkownika S t e v e n s o n a H a m i l ­ t o n a . Wreszcie to sam o zagadnienie w ysuw a się na poważny plan na granicy południowego rezer­

w atu kolonji Kenja, gdzie na przylegającem terytorjum m andatowem angielskiem T anganika (dawne niemieckie Ostafrika) znajdują się partje zupełnie pierwotne i pełne zwierzyny, jakgdyby stworzone dla założenia przylegającego do Kenji Parku Narodowego.

Zrealizowanie tych myśli przyczyniłoby się niewątpliwie do tern potężniejszego rozwoju i utrw alenia idei ochrony przyrody w Afryce i dźwignęłoby ją na dalszy w yższy stopień, czyniąc ją w całem tego słow a znaczeniu zagadnieniem m iędzynarodowem . Walery Goetel.