• Nie Znaleziono Wyników

przez usta zabrzmi wieszcze Czarodziejskich zaklęć słowo:

W dokumencie Biblioteka Warszawska, 1856, T. 2 (Stron 77-86)

DWIE DROGI

/ Długoż będą nasze duchy

1 przez usta zabrzmi wieszcze Czarodziejskich zaklęć słowo:

I ta ziemia Panu jeszcze Pieśń zanuci hejnałową!....

Na obłoku usrebrzonym •promieniem księżyca, zjawia się anioł poezyi, i przepływa ponad ziemią).

A n i o ł .

Zdała nad tobą ziemio uśpiona, Ja czuwam wiecznie, twój anioł stróż;

Gdy skrzydłem dotknę twojego łona, Wieńcem cię wonnym oplatam róż.

A nieśmiertelne piersi mej tchnienie, Grobów wilgotną osusza pleśń;

Płoszy ponure chmur nocnych cienie, Z zaklęcia cudną wyzwala pieśń!

Ocknij się senna, bo wnet uroczo Błysną dwie gwiazdy na nieba tle;

W promień czarowny znów cię otoczą Spowitą w bladśj zwątpienia mgle.

(Anioł pochodnią swoją zapala dwie gwiazdy i rzuca je w przestrzeń).

Dalejże w przestrzeń, jasne a czyste, Zatlone ogniem niebieskich łask;

Nad grody, lasy, pola kłosiste, Roztoczcie złotych promieni blask!

Niecli jedna cudne skąpie oblicze Wzmąconej fali Wiślanych wód, Niech z góry światła tchnie tajemnicze, W snem twardym zdjęty kamienny gród!

Druga niech ze snu rozbudza sioła, I z ułów pszczelny wyprasza rój;

Z rannym skowronkiem do siej by woła, 1 słodzi kmiotkom codzienny znój.

Chór Iirników.

Chwała Panu. zorza plonie, Złote słonko błyśnie wraz;

Bracia, kornie wznieśmy dłonie, Nim mogiła wezwie nas.

Biały anioł zbiegł z błękitu, Błysnął łuną śnieżnych piór, I rozpostarł hasło świtu Na wyżynach stromych gór.

Hej! oraczu, słonko świeci.

Twardą dłonią ujmij pług;

Dalej ze snu, starce, dzieci!

Nim dzień biały ześle Bóg!

Niech z kościelnej Panu wieży Pozdrowienie bije dzwon;

Niech po rosie dźwięk dobieży Przed odwieczny Boga tron.

My pod darnią cmentarzową Do grobowych wróćmy snów;

Bo urocze pieśni słowo W nasze pola spływa znów!

I.

(Dworek mały pokryty słomianą strzechą. W ubogiej izdebce śpi 10 kołysce dziecię; matka czuioa nad śpiącym i śpiewa).

Dziecino, spoczywaj pod skrzydły anioła Nim ranne twe chwilo przepłyną;

Nim ciebie do czynu głos boży powoła, Śnij błogo na kwiatach dziecino!

Niech anioł stróż w rajskie zasiewa nadzieje Myśl twoje przeczystą a jasną;

Dopóki chłód życia mar złotych nie zwieje, Nim zorzy promienie zagasną.

Nim duch twój od matki oderwan przyrody, Gdy burza zaszumi doliną,

Pogoni za chmurą z orłami w zawody.

Śnij błogo na kwiatkach dziecino!

Czy słyszysz? tam w boru konary dębowe Tajemnym szelestem zadrżały;

To może ci anioł rozwija na. głowę Liść, godło urocze twśj chwały.

Bo anioł twój dziścię, przed matki źrenicą Rozsunął przyszłości mgłę siną,

I wskazał, jak gwiazdy promienie już świecą Nad twoją kołyską dziecino.

I wskazał tę lirę zrdzewioną a starą,

Co brzmiała przez wieki tej ziemi, # Skrzepiając pierś ojców miłością i wiarą, Jak leży pod stopy twojemi.

Podejmiesz ją dziecię, uderzysz w jćj struny, I dźwięki jćj z rosą popłyną;

Aż zadrzą serc zwiędłych grobowe całuny Na odgłos twćj pieśni dziecino!

I z grodu do grodu, od sioła do sioła Pobieży natchnione twe słowo;

I czarów zaklęciem na błędnych zawoła, Lub błyśnie im gromem nad głową,

Ty przejdziesz z nieziemską na czole pogodą, Przez trudy żywota i znoje;

I własna pieśń będzie, twą, dziścię, nagrodą, Pociechą, niewinne łzy twoje!

A dzisiaj nim blaski twej gwiazdy zapłoną, Nad samą naddziadów krainą;

Spoczywaj pod skrzydeł anielskich osłoną, Śnij błogo na kwiatach dziecino!

II.

(Dworcu na powiślu. Opodal widać mury Warszawy usreł brzone promieniem księżyca. W izdebce śpi dzikie w ko­

łysce, wodnica z złotym włosem i błekitnem okiem kołysze je i śpiewa).

Spij maleńki, jeszcze zorza Nie zabłysła wśród przestworza, Ziemię mroczny słoni cień;

Na przyszłości ledwie łonie

Blado we mgle gwiazda płonie, Wróżąc tobie jasny dzień.

Zlekka biegnie tu wodnica Otulona w blask księżyca Z łona chłodnych Wisły wód;

Aby cudnie opleść wkoło Niemowlęce twoje czoło,' Z róż utkanym wieńcem złud.

Śnij na kwiatach, śnij dziecino, Za nim świtu blaski spłyną Na młodziuchną twoją skroń;

Nim twe ranne zbiegną chwile, W snach ułudne goń motyle, .Gwiazd promienie myślą goń.

A gdy wkoło twojśj głowy Słońce skreśli łuk tęczowy, Gdy cię dojmie letni znój;

Do mnie, do mnie, na dno fali, Mam ja z pereł i korali Czarodziejski pałac mój!

W me objęcia zbiegnij dzióeie Gdy okrąży cię na świecie Siny obłok, zwiastun burz;

Przebrnij fale kryształowe, A utulę twoję głowę

Na wezgłowiu z wonnych róż.

Tam nieznane łzy niedoli, Tam wśród pląsów i swawoli Dnie jak czysty płyną zdrój;

Trwoga jasnych dni nie płoszy, Tyle szczęścia i rozkoszy Świat przeczuwa ledwie twój.

A gdy księżyc nocą ciemną Srebrzy blado i tajemno Wód spokojnych ciemne tło;

Wtedy na świat my wodnice Wychylamy cudne lice,

Tajemniczą zwiane mgłą.

Wiatr nam złote trąca włosy, 1 nieznane płyną głosy, Jak lir dźwięki z biegiem fal;

I w obłędnych sercach ludzi,

Dźwięk ich drżący sennie budzi, Ból, tęsknotę, rozkosz, żal!..

Do mnie, do mnie, na dno fali W pałac z pereł i z korali, Na me łono głowę schroń;

Ja ci szepnę pieśni tony, 1 oplotę w bluszcz zielony Nieśmiertelną twoją skroń!

III.

(iDworek iviejski. Na podwórku pod lipą siara matka spo­

czywa na ławie; przed nią słoi Ludomir w podróżnij odzie­

ży. Na boku, ciągną się doliną chały wiejskie. W oddali widać pasmo gór obrosłych sosniną, na najwyźszi), wznoszą

się mutry Swiętokrzyzkiego klasztoru).

Matlta.

Od łona matki odbiegasz więc synu Ze świata marzeń, w świat trudów i czynu:

Stroma to, ślizga i krzemienna droga!...

Lecz moc tajemna przypływa od Boga Tym, co ufają!....

Ludomir.

0! ja idę śmiało!

Tyle stóp bratnich ścieżkę udeptało:

Gdzie zwrócę oko, dostrzegam ich ślady.

Matka.

Im lśniło słońce; tobie, pomrok blady Wkoło zamgloną życia drogę ściele.

Oni zaznali niewinne wesele,

Ty, łzę sieroctwa znasz jedynie dziecię!

Ludomir.

Matko, są kwiaty ukryte na świecie, Które Pan w łasce dla wybranych chowa:

tych nie zniweczy nawet pleśń grobowa, Ni chłód zatruty, co z serc ludzkich wieje, Ni łza sieroctwa! O! ja mam nadzieję, Ze kiedyś matko, wieniec choć ubogi, Z cudnego kwiatu przyniosę w twe progi.

Liro moja szczerozłota, Z tobą pójdę ja sierota Między ludzi, w świat;

Złota liro, brzmij rozgłośnie,

Ukaż światu kędy rośnie Czarodziejski kwiat.

Wszędy jego rośnie wiele:

On ugory barwne ściele, Ciemny krasi bór;

Tchnie nadobne swoje wonie Znojnym żeńcom na zagonie.

I pasterzom z gór.

Kiedy zgoda, miłość, praca, On łodygę tam obraca, Pszczołom daje miód;

Lecz utula wraz kielichy, Gdy go zmrozi ludzkiej pychy Samolubny chłód!

W pełnej barwie, w pełnej sile On wykwita na mogile

U cmentarnych bram;

Lecz gdzie krążą uczt puhary,

" ’ e serc a wiary:

Chceszli uszczknąć śród swobody Starej matce kwiat na gody, Młody piewco mój;

Bież o rosie z brzaskiem zorzy Bo podnóża męki bożej, Nad kryniczny zdrój.

Tam śpiewaku, tam sieroto Idź z twą lirą szczerozłotą, Z wiarą młodych lat;

Sama lira w twojćj dłoni Czarodziejski hymn wydzwoni, I zdobędziesz kwiat!

Hat liii.

Synu, weź lutnię, i jak on Jeremi, Co nad Syonu mury zburzonemi

Siedząc w żałobie, trącał harfę z żalem, Aż jękły martwe prochy Jeruzalem;

Tak ty, potężne słowo dobądź z łona, A chłód grobowy, żywa pieśń pokona, I z serc wytryśnie wiara w pełnej sile, I włos mój siwy, potarzany w pyle, Odżyje częścią! O! weź lutnię synu;

Idź nie po oklask, nie po liść wawrzynu, uuzie Dratc w lo n n

On więdnieje tam!

Nie żebyś żebrał ku znikomej dumie Sławy, w bezmyślnym a ciekawym tłumić, Bo nazbyt rychło wieńce sławy bledną;

l ecz jeźli synu, choćby serce jedno Zadrgnie ku Bogu na twej pieśni tony, Gdy z pod powieki obłędem zamglonej, Jedna Iza żalu wytryśnie gorąca;

Jeźli uczujesz, że wiatr nie roztrąca

Próżno twych dźwięków ponad stepem świata, I.ecz w serca braci żywotnie się wplata Twe święte słowo:—synu, na kolana!

Dźwięk twojśj pieśni znać dobiegł do Pana!

Ludomir.

O! pobłogosław matko podróż moją:

Twój krzyż mi będzie puklerzem i zbroją!

(klęka u stóp matki).

M atna (kreśląc krzyż).

Błogosławię synu tobie, Kiedy we łzach i żałobie Zwiędnieć barwny kwiat nadziei, Gdy sen oczu twych nie sklei, Bo zgryzota sępie szpony Utkwi w piersi nieskażonój;

Gdy bez czystej kropli wody, Bez otuchy, bez swobody, Jakby trawa na ugorze Twe jagody zwiędną hoże W młodocianćj życia dobie:

Błogosławię synu tobie!

Gdy twe pienia będą brzmiały Odtrącane jak od skały, Od serc braci twoich ludzi;

Kiedy dźwięk ich nie rozbudzi Pogrążonych w sen grobowy;

Gdy w pustkowiach skryte sowy Kwiląc głucho nad twą głową, Twe wyszydzą święte słowo;

Gdy pocisków ostre groty Utkwią w łzawą pierś sieroty;

Kiedy lirę twoję złotą Tarń i piołun w krąg oplotą Miasto bluszczu i wawrzynu:

Błogosławię tobie synu!

Nie na uczty, nie na gody Ja-ć wyprawiam piewco młody;

ło m II . Kwiecień 1856. 1 (

Nie ku marnej czci i sławie Tobie synu błogosławię;

Lecz na walki, i na boje,

■ Krzyż ci kładę niby zbroję, Jakby kirys z twardej stall.

Twą pierś młodą on ocali.

Święte godło noś w pokorze;

Dalej z pieśnią w imię Boże!

(Mały pokoik przybrany iu kwiaty, na głównej ścianie obraz Chrystusa na krzyżu i Boga-rotlzicy).

(Klara sama).

Miara.

Przyjdzie za chwilę... Jakżem dziś szczęśliwa!

Ujrzę go znowu!

(po chwili ocierając łzę).

Lecz czemuż łza spływa Z mojego oka, i czemuż drżę cała?

Takążem miłość niegdyś przeczuwała, (idy w mgle porannćj moje sny dziewicze Jśj mi cudowne jawiły oblicze?

O! jam mniemała, że święta i cicha Jak promień gwiazdy, jak z lilii kielicha

Woń czarodziejska, jak goniec swobody.

Weźmie me serce na anielskie gody.

Oważ to miłość, siłą niezwalczoną Dziś jakby burza targa moje łono,

Wpływa w głąb piersi jak płomień gorąca, W proch niszczy wiarę, nadzieję roztrąca, 1 niby piorun grozi mi nad głową!

Jedno spojrzenie, jedno jego słowo, W niebo nad gwiazdy myśl porywa senną, Albo ją w otchłań pogrąża bezdenną!

Biadaż mi, biada! ale on o Boże!

Stokroć biedniejszy, bo kochać nie może, A kochać pragnie; bo pełna zapału Pierś jego, czuje odblask ideału, * I tęskni za nim, a szatan niewiary Już kroplę jadu wsączył mu do czary:

Nad duchem skrzydły powionął sępiemi, I złud łańcuchem przykuł go do ziemi!

Lecz nie na wieki.... bo miłość ma święta Rozwiązać musi te szatańskie pęta;

Ten chłód niewiary ja mu zetrę z czoła.

Anioł-stróż jego niedaremno woła, Bym pierś w miłości zasiliwszy zdroju, Śmiało szatana wyzwala do boju.

(Chwila milczenia).

Czysty aniele daj mi twą moc, Bym mu jak gwiazda zalśniła w noc, W noc, którą powiew złowrogi świata Na jego ranne roztoczył lata.

Wyproś aniele z niebieskich łask, Na czoło moje promienny blask;

Aby myśl jego w prochu staczana, Przy owem świetle przeczuła Pana!

Biały aniele, użyęz mi piór,

Bym go uniosła nad tuman chmur;

Co tak mu głucho szumiąc nad głową Świat mu całunem slonią grobowo,

Stróżu, co czuwasz u niebios bram, Przypłyń aniele na ziemię sam!

Wyrwij go z wiecznćj zatraty progu, l w blasku chwały powróć go Bogu,

(ociera łzy).

( Wacław lochodzi, i patrzy 10 milczeniu na Klarę).

Wacław.

(z szydzącym uśmiechem).

Znów płaczesz Klaro!

(po chwili).

Czasby wam nareszcie Skończyć te nudne kwilenia niewieście!

Bywały czasy, gdy Izy waszej siła, Serca hartowne w miękki wosk topiła.

Te serca mężów, w stal odziane twardą!

My łzy dziś płacim, uśmiechem i wzgardą!

V* artoż wam płakać"?

M ara.

Smutna to Wacławie Ta wasza siła: czyż naddziadów sławie, Wzgląd dla niewiasty przynosił zakałę"?

O! zły to rycerz, który dzielność całą Trwoni w nierównćj walce z bezsilnemi!

Wacław.

Lecz pomnij Klaro, wy jesteście ziemi Cudną ozdobą, jćj nadobnym kwiatem;

Wdzięk wasz uroczy panuje nad światem.

Tyleż wam szczęścia i ułudy tyle, Ile wam dadzą przepląsane chwile W majowy ranek, po kwietnym kobiercu!

K lara

W dokumencie Biblioteka Warszawska, 1856, T. 2 (Stron 77-86)