• Nie Znaleziono Wyników

Rasowa mistyka kapitalizmu

W dokumencie Ekonomie w literaturze i kulturze (Stron 43-57)

W dwóch listach Reymont zdradza swoje rozumienie łódzkiego kapitalizmu.

W liście do Jana Lorentowicza z 5 września 1896 roku pisze:

28 Reymont miał powiedzieć: „muszę poznać duszę maszyny i duszę pracy”. Zob. A. Grzymała- -Siedlecki: Ze wspomnień o Reymoncie. „Kurier Poznański” 1925, nr 371. Cyt. za: K. Wyka: Reymont, czyli ucieczka od życia..., s. 89.

29 M. Popiel: Oblicza wzniosłości. Estetyka powieści młodopolskiej. Kraków 2003.

Łódź zajmuje mnie i porywa wieloma rzeczami: 1. rozrost miasta, fortun, interesów z iście amerykańską szybkością, 2. psychologia tych napływających tłumów po żer, mieszanie się ich i przenikanie, i ura-bianie w jeden typ tzw. Lodzer Mensch, 3. oddziaływanie takiej ssawki, polipa, jaką jest Łódź, na kraj cały, 4. przerobienie się Polaków w tym kosmopolitycznym młynie itd. – nie skończyłbym rychło, gdybym chciał wszystko wyliczać.

Dla mnie Łódź jest jakąś mistyczną wprost potęgą ekonomiczną, mniejsza, czy złą lub dobrą, ale potęgą, która ogarnia swoją władzą coraz szersze koła ludzkie, która połyka chłopa, odrywa go od ziemi i wyrywa, i robi to samo z inteligentem, tak samo z pierwszym lepszym macherem, tak samo z najostateczniejszym i robotnikiem – jest to wielki, trawią-cy ludzi i ziemię żołądek, tylko żołądek wiecznie głodny. Milioner czy robotnik jest tam tylko materiałem, paliwem zwykłym [...] Uwielbiam masy ludzkie, kocham żywioły, przepadam za wszystkim, co się staje do-piero – a wszystko to mam w Łodzi, więc się nie dziwcie, że trawi mnie gorączka pochwycenia tętna tego niesłychanie bujnego życia30. A w liście do Ferdynanda Hoesicka z 10 lutego 1897 roku czytamy:

To życie i tamten świat łódzki porywa mnie różnorodnością ży-wiołów, brakiem wszelkich szablonów, rozpętaniem instynktów, nieli-czeniem się z niczym, potęgą żywiołową prawie. Jest to chaos brudów, mętów, dzikości, złodziejstwa, klęsk, ofiar, szamotań, upadków: jest to rynsztok, w który spływa wszystko: jest to jedna dzika walka o rubla, wielka sarabanda przed ołtarzem złotego cielca – jest to ohydne, ale jest zarazem potwornie mocne i wielkie.

Ja to tak widzę i tak czuję: czy potrafię nadać temu zewnętrzną formę, czy wleję dusze w te postacie, czy moje fabryki będą żyć – nie wiem, nic nie wiem: wiem tylko, że nie piszę tej powieści, a wyżyguję ją, że chciałbym ją jak najprędzej wyrzucić ze swego organizmu, bo mnie męczą te roje ludzkie, bo mnie rozpychają te potwory – fabryki, bo mi nie dają spokoju te maszyny, których ruch czuję w sobie, których świsty i szumy budzą mnie w nocy31.

Te długie cytaty świetnie pokazują sposób myślenia Reymonta o kapitalistycz-nej rzeczywistości – chce widzieć całość, ale nie dialektycznie32, zachowując

opo-30 W.S. Reymont: Korespondencja 1890–1925. Oprac. B. Koc. Warszawa 2002, s. 208–209.

31 Ibidem, s. 120–121.

32 O dialektyce pisze Wyka: „powieść Reymonta przesycona jest dialektyką – żywiołową i prymi-tywną nieraz, lecz niesłychanie działającą dialektyką sądów i postępowań”. Zob. K. Wyka: Reymont, czyli ucieczka od życia..., s. 95.

zycje i sprzeczności, które organizują totalność, lecz mistycznie – czyli jak? Co ma oznaczać mistyczna potęga ekonomiczna? Oczywiście poza oddaniem wrażenia tajemniczości, niezrozumiałości. Zauważmy, że obrazy, które Reymont dobiera dla przedstawienia Łodzi, przede wszystkim znoszą różnice między jednostkami pracującymi w mieście. Pisarz nie koncentruje się na jednostkach czy grupach, lecz interesują go metafory pozwalające ogarnąć szersze sfery ludzi. Takimi obrazami są trawiący żołądek, materiał czy paliwo, urabianie, przerabianie, rynsztok, którym spływa wszystko, chaos. W tych ekspresyjnych metaforach rzeczywistość znika, a zostaje wrażenie jakiegoś wielkiego procesu, w którym zaciera się różnica między robotnikiem a kapitalistą, inteligentem a chłopem. Wykluczoną z ujednoliconej rzeczywistości dialektykę Reymont przerzuca na inny poziom. Swój stosunek do łódzkiego życia opisuje jako napięcie między męczarnią a uwielbieniem: dla mas i rojów ludzkich, dla potwornych żywiołów techniki czy dla atmosfery przemysło-wego miasta. Kapitalizm w tych dwóch cytatach formuje nowe, potworne, ale też intensywne, życie, ruch, wir, w który wciąga swoje otoczenie.

W powieści taki obraz kapitalizmu wypowiada najpełniej Dawid Halpern, pozbawiając go oczywiście ohydy czy wstrętu, a dodając szczerą fascynację milio-nerami. Halpern często posługuje się obrazem trawienia: „Łódź musi mieć dobry brzuch, żeby to wszystko przetrawić” (s. 359) – komentuje różne dane statystycz-ne, które namiętnie przytacza. Także metaforyka pokarmowa określa jego „talmu-dyczną filozofię” czy też „filozofię patrzenia”:

[...] płotkę zjada duży kiełbik, kiełbika zjada okoń, a okonia zjada szczupak, a szczupaka? Szczupaka zjada człowiek! A człowieka zjadają drudzy ludzie, jedzą go bankructwa, jedzą choroby, jedzą zmartwienia, aż go w końcu zjada śmierć. To wszystko jest w porządku i jest bardzo ładnie na świecie, bo z tego robi się ruch (s. 362).

Ów czciciel pieniądza, który sam nie odniósł w Łodzi sukcesu, chce tylko,

„żeby był wielki ruch, wielki handel i wielki pieniądz” (s. 222). Perspektywa Hal-perna to spojrzenie niemożliwe – istnieje w Łodzi, cały czas pracuje, by zarobić na kurację żony, ale nie wchodzi już w żadne wielkie przedsięwzięcia i dlatego patrzy na tę rzeczywistość jakby z zewnątrz, jak komentator sportowej konkuren-cji, w której uczestnicy się zmieniają, ale gra toczy się dalej. Reymont w ciekawy sposób wprowadza Halperna do powieści – ten spotyka Trawińskiego, który ów ruch odczuwa znacznie bardziej, choć inaczej: „Patrzył z rozpaczą prawie, bo czuł swoją niemoc, czuł, że chwila jeszcze, a z tego olbrzymiego wiru, z tej maszyny nazywanej Łodzią, wyleci za chwilę jak odpadek, jak miazga wyssana i zużyta na nic, niepotrzebna temu potworowi-miastu” (s. 218). Trawińskiego w tej sytuacji drażni atmosfera Łodzi, bo wie, że nie potrafi się przystosować do rzeczywistości,

zostają mu bezsilna nienawiść, zawiść, zagubienie. Te dwie perspektywy – wiel-kiego apologety i prawie ofiary darwinistycznego kapitalizmu – wskazują na ro-zumienie kapitalizmu jako systemu, w którym jednostka przestaje się liczyć. Ry-walizacja milionerów jest tylko epifenomenem głębszego procesu, którego jedyny podmiot, potworne miasto, przerabia jednostki – zarówno biedne, jak i bogate, na odpady, spala je, czasem tylko zapewniając iluzję satysfakcji. Ewolucjonistyczne życie Łodzi funkcjonuje według praw technicznie przekształconej natury – prawo przetrwania najsilniejszego zaczyna funkcjonować na poziomie takich instytucji jak miasto czy fabryka, walcząca o zagarnięcie i wciągnięcie w siebie jednostek, które musi zniszczyć, by sama mogła istnieć.

Gloryfikację Łodzi dopełnia jej całkowita krytyka. Przeprowadza ją Myszkow-ski, wynalazca rezygnujący z dochodów ze swego wynalazku, który nie chce dać się zarazić baccilusem pracy, nie chce być maszyną ani bydlęciem pociągowym. Kryty-kuje przede wszystkim pracę, która wykracza poza skromne potrzeby utrzymania, a zmierza do gromadzenia majątku. Zamiast tego wybiera afirmację swobodnego życia, pełnego codziennych przyjemności, jak spacery czy dyskusje. Niestety wy-daje się, że w Łodzi do takiego życia nie znajduje zbyt wielu towarzyszy – widzimy go siedzącego przy piwie i nakłaniającego innych do wspólnych wycieczek. O po-rażce jego programu świadczy wybór emigracji do Australii, jakby jedynym roz-wiązaniem mogła być ucieczka przed cywilizacją, która przecież umożliwia jego sposób bycia oparty na konsumpcji (może sobie na to pozwolić, gdyż jest nieźle zarabiającym inżynierem).

Świat kapitalizmu Reymonta niewiele ma wspólnego z duchem kapitalizmu Maksa Webera – pozostało tylko dążenie do gromadzenia kapitału, ale bez pro-testanckiej ascezy czy troski o opinię, która miała zapewniać zaufanie i kredyt33. Te ostatnie zjawisko w powieści ulega znaczącemu odwróceniu – o opinii mówi Moryc Welt, lecz nie chodzi mu o uczciwość, a właśnie o przemilczanie nieuczci-wości, czego nie stosuje Maks Baum. To zawieszenie regulatorów etycznych, brak wykluczenia nieuczciwości (o czym świadczy podpalenie jako sposób wyłudzenia odszkodowania), sprawia, że świat Łodzi jawi się jako miejsce hobbesowskiej walki wszystkich ze wszystkimi: „Łódź to las, to puszcza – masz mocne pazury, to idź śmiało i bezwzględnie duś bliźnich, bo inaczej oni cię zduszą, wyssają i wyplują z siebie” (s. 212) – tłumaczy Trawińskiemu zasady tej rzeczywistości Borowiecki.

Skoro obrazu kapitalizmu nie porządkuje konflikt klasowy, Reymont mógłby pozostać przy obrazie czystego chaosu, bezwzględnej wojny jednostek. Ale w po-wieści inne tożsamości pokażą swoją moc porządkującą. Większość komentatorów

33 M. Weber: Etyka protestancka a duch kapitalizmu. Przeł. B. Baran, P. Miziński. Warszawa 2010.

podkreślała, że utwór przedstawia skomplikowane relacje kulturowe Łodzi, głów-nie poprzez historię spółki Polaka, Niemca i Żyda – ich współpracy i rozstania. Jak zauważa Julian Krzyżanowski: „wśród sił tych na pierwsze miejsce wysuwają się antagonizmy narodowo-rasowe płynące ze stałej rywalizacji trzech podstawowych grup narodowościowych”34. To interpretacja powieści zbliżona do perspektyw en-deckich – widzenia kapitalizmu poprzez antagonizmy narodowe, „współzawod-nictwo ras”35. Tymczasem Ziemia obiecana zawiera zarówno treści podkreślające owe konflikty kulturowe, jak też sceny pokazujące wyzysk niezależny od tożsa-mości narodowej. Bliska mi będzie uwaga Budreckiego o „dążności do zastąpienia konfliktu klasowego, rozgrywającego się rzeczywiście na terenie Łodzi, rzekomym konfliktem narodowościowym”36, choć musi ona zostać doprecyzowana.

Wielokrotnie podkreślano, że Reymont w Ziemi obiecanej nie przedstawił dobrze proletariatu. Ten brak stawał się problemem, szczególnie gdy próbowano zobaczyć w powieści całościowy obraz stratyfikacji społecznej – wtedy trudno było pominąć olbrzymią i skomplikowaną grupę robotników, w powieści sprowa-dzonych do jednolitej masy. Jeżeli już przepytujemy powieść z pełnego oddania struktury klasowej społeczeństwa Łodzi, to trzeba dostrzec inne braki – w powie-ści nie ma także drobnomieszczaństwa: sklepikarzy, drobnych handlowców, nie pojawiają się także – jako osoby – przedstawiciele tradycyjnego tkactwa, inteli-gencję reprezentuje głównie lekarz Wysocki. Większość bohaterów to kapitaliści, ich rodziny i wyższy personel fabryczny. W tej grupie nie może być żadnego go-spodarczego antagonizmu – a jedynie konkurencja! Marian Piechal zwraca uwa-gę, że: „[w]alki na tle konkurencji o podział wpływów i zysków toczą się jedynie w obrębie świata kapitału”, a świat burżuazji tak mocno oddziela się od reszty, że zaczyna przypominać arystokrację:

Reymont w Łodzi widzi dwa przeciwstawne, ale nie antagonistycz-ne światy: różnonarodowy [...] świat fabrykantów i rodzimy świat ro-botniczy, pochodzenia bezpośrednio chłopskiego. Ten pierwszy świat, świat dorobkiewiczów kapitalistycznych, przypomina swymi cechami skorumpowaną arystokrację, zaś świat drugi, świat proletariatu, nie może się pozbyć resztek nawyków i cech chłopskich. Taka charak-terystyka obu światów przypomina nam raczej podział stanowy niż klasowy37.

34 J. Krzyżanowski: Władysław St. Reymont. Twórca i dzieło. Lwów 1937, s. 50.

35 R. Dmowski: Nowa powieść społeczna (Uwagi o „Ziemi obiecanej” Reymonta). „Przegląd Wszech-polski” 1899, nr 2, s. 88.

36 L. Budrecki: Władysław Reymont. Zarys monograficzny. Warszawa 1953, s. 92.

37 M. Piechal: Żywe źródła. Szkice literackie. Warszawa 1972, s. 104.

Mimo że Łódź wydaje się należeć do nowoczesności, w której wszystko, co stałe i stanowe, rozpada się, ustępując miejsca bardziej demokratycznym relacjom, a „religia rubla rozkłada powoli wszystkie inne pierwiastki i wiary w sercach”38, to pozostaje w świecie kapitalizmu wiele elementów feudalnych, jak choćby relacje podległości czy izolacja poszczególnych kast, szczególnie najwyższych warstw spo-łeczeństwa. Nowa arystokracja pieniądza nie posiada także stabilności właściwej arystokracji ziemskiej – brakuje jej tak pewnego majątku jak ziemia, gdyż fabryka może w każdej chwili, przy okazji kolejnego kryzysu, stracić swoją wartość. Także nieustanna konkurencja, bezwzględna walka o zniszczenie rywala, nie przypomi-na świata feudalnego, gdyż burżuazja dzieli się i walczy zprzypomi-nacznie ostrzej niż feuda-łowie. Zwyczajna kapitalistyczna konkurencja o to, kto wyprodukuje tańszy towar i zgromadzi większy majątek, zostaje jednak przez Reymonta przełożona na relacje kulturowe i wtedy nie chodzi już o zwykłą kapitalistyczną rywalizację, ale o walkę określoną przez tożsamość kulturową: nie walczą już różne firmy, lecz Niemiec z Żydem, a do tej walki włączają się Polacy. Dodajmy, że walce kulturowej kapita-listów nie odpowiadają żadne walki kulturowe proletariatu czy drobnomieszczań-stwa żydowskiego, niemieckiego i polskiego.

W Ziemi obiecanej napięcie wynikające z różnic kulturowych ukazuje się od początku – już w pierwszej scenie Maks Baum i Moryc Welt wymieniają się in-wektywami „podły Żydziak” i „głupi, sentymentalny Niemiec”. Borowieckiego na razie nazywa się „największym z nas wszystkich Lodzermenschem”, ale już w trze-ciej scenie Leon Cohn powie o nim „Polaczok” i uzna go za niepewnego żyranta.

Z tych zalet i wad, które wspólnicy dostrzegają w sobie nawzajem, Reymont budu-je trzy modele kapitalizmu: niemiecko-mieszczański, żydowski, polsko-szlachecki – dodać do tej listy należy także kapitalizm Wilczka i Karczmarka-Karczmarskie-go, polskich chłopów, którzy stają się łódzkimi bourgeois.

Spróbujmy scharakteryzować te różne formy kapitalizmu. Zauważmy, że dwie pierwsze mają mocną podstawę w historii socjologii początku XX wieku: Maks Weber doszukiwał się genezy kapitalizmu w purytańskiej etyce protestanckiej, zaś Werner Sombart widział źródło kapitalistycznego życia gospodarczego w poło-żeniu społecznym Żydów w Europie39. Trudno dziś te dwie teorie traktować jako poważne hipotezy historyczno-socjologiczne – zbyt wiele wytknięto im błędów i powielania klisz kulturowych, wręcz rasowych przesądów, ale stanowią cenne źródło do badania różnych stereotypów łączenia kapitalizmu z kulturą. Według Maksa Webera:

38 M. Krzymuska: Studia literackie. Warszawa 1903, s. 100.

39 Pamiętać należy, że Sombart mówi też o determinantach kulturowych i antropologicznych.

Zob. W. Sombart: Żydzi i życie gospodarcze. Przeł. M. Brokmanowa. Warszawa 2010.

Judaizm stał po stronie zorientowanego politycznie lub spekula-tywnie kapitalizmu „awanturniczego”: jego etos był, mówiąc zwięźle, etosem kapitalizmu pariasów. Natomiast purytanizm niósł ze sobą etos racjonalnego, mieszczańskiego systemu gospodarczego i racjonalnej or-ganizacji pracy40.

Opozycja awantury i mieszczańskiej racjonalności od razu wprowadza nas w myślenie o dwóch kapitalizmach – jednym dobrym, mieszczańskim, ascetycz-nym, opartym na pracy i oszczędności, i drugim, związanym z „awanturą”, przygo-dą, spekulacją, ryzykiem, wyzyskiem, często brakiem kultury. Dodajmy, że Weber zaznacza, że na przełomie XIX i XX wieku nie może już być mowy o ascetycz-nym duchu, gdyż „[z]wycięski kapitalizm nie potrzebuje już tej podpory, odkąd oparł się na mechanicznych podstawach”, a „dążenie do zysku pozbawione swego religijno-etycznego sensu ma skłonność do utożsamiania się z czysto rywalizacyj-nymi namiętnościami, które nadają mu często charakter sportu”41. Przerażenie monopolistycznym kapitalizmem epoki imperializmu wywoływało różne reak-cje obronne. Często były to marzenia o przednowoczesnej sielance, prawdziwej wspólnocie bliskich (także rasowo) ludzi, zamiast przypadkowego społeczeństwa anonimowych obywateli. Autorzy mocniej związani z nowoczesnością próbowa-li zaś zakryć swoje rozczarowanie faktycznie istniejącym kapitapróbowa-lizmem wizjami dawnego mieszczaństwa albo doszukiwaniem się elementów obcych, żydowskich czy amerykańskich, które miały naruszyć europejski porządek.

Wizja różnych kapitalizmów w Ziemi obiecanej wiele ma wspólnego z tymi wyobrażeniami niemieckiego i żydowskiego kapitalizmu. Niemieccy kapitaliści to przede wszystkich stary Baum, Müller i Bucholc. Obraz starego Bauma Budrecki wiąże z retrospektywną utopią, której „istotę stanowi idealizacja okresu historycz-nego, nie tylko znacznie poprzedzającego epokę imperializmu, ale – co ciekawsze – poprzedzającego również wielki rozwój kapitalizmu w Królestwie”42. Czym się charakteryzuje ten dawny okres? „Pary, maszyn, elektryczności, weksli, tandety, plajt, podstępnych pożarów, nikt nie znał nawet ze słyszenia” (s. 234). Uczci-wość – kluczowe słowo także dla Maksa Bauma – staje się alternatywą zarówno dla współczesnej ekonomii, jak też technologii. To powiązanie etyki, ekonomii i technologii sprawia, że Baum zostaje „rutynistą” – rezygnuje z produkcji ma-szynowej, rezygnuje z milionów, by pozostać samotnie w ruinach swojej fabryki, utrzymywanych jako jego szalone schronienie. Ważną rolę odgrywa

charaktery-40 M. Weber: Etyka protestancka a duch kapitalizmu. Przeł. B. Baran, P. Miziński. Warszawa 2010, s. 120. Zachowane oryginalne wyróżnienia kursywą.

41 Ibidem, s. 131–132.

42 L. Budrecki: Władysław Reymont. Zarys monograficzny..., s. 102.

styka domu Baumów – wiszą w nim „święte protestanckie maksymy”, a dominuje niezbyt łódzki nastrój: „Ciepły spokój starego mieszczańskiego domu panował w mieszkaniu. Tak wszyscy byli zżyci ze sobą i dopasowani, że porozumiewali się spojrzeniami, przenikali się nawzajem” (s. 235). To obraz jakby ilustrujący roz-ważania Webera – etyka, uczciwość, rodzinny spokój, ale za cenę ekonomicznej i technologicznej klęski.

Nieco inaczej prezentuje się przestrzeń Müllerów, rodziny prostych tkaczy, którzy nagle stali się milionerami. Wielokrotnie podkreśla się brak kultury u Mül-lera, a także jego córki wychowanej „pomiędzy kuchnią a fabryką” (s. 342). Fa-brykant wystawia sobie wielki wspaniały pałac urządzony „z dorobkiewiczowską wspaniałością. Było w nim wszystko, co można kupić za pieniądze, ale nie było w nim życia ani gustu” (s. 347). To pierwszy fragment, w którym Reymont bu-duje obraz łódzkich milionerów jako osób pozbawionych gustu, smaku, kultury.

To radosna kpina z parweniuszy, którzy nie wiedzą, jak wydawać pieniądze. Wy-daje się, że autor Chłopów, świadomie albo nie, podziela opinię włożoną w usta księdza: „Ale po co chamowi majątek, we łbie mu się przewróci i będzie myślał, że wszystkim jest równy” (s. 466). Polskie chamy, niemieccy weberzy, żydowscy kupcy – łączy ich jedno: nie wiedzą, co robić z pieniędzmi, ich konsumpcja jest niestosowna, kiczowata, wręcz groteskowa. W przypadku Müllerów ta grotesko-wość zostaje trochę złagodzona dzięki zachowaniu ich starego domu, w którym cały czas mieszkają:

Dom cały miał wybitne cechy małego mieszczaństwa w obyczajach i poglądach, pachniał porządkiem i tą czysto niemiecką wołową pra-cowitością.

Wyjątkowi byli tylko na tym punkcie, że nie popsuły ich miliony i mieli wymagania i instynkty robotników (s. 352).

Urok „małego mieszczaństwa” milionerów sprawia, że w tym otoczeniu cał-kiem nieźle czuje się Borowiecki, skoro przychodzi tam często na wizyty. Drob-nomieszczańskie miliony staną się dla niego najprostszą drogą do majątku. Cał-kiem inaczej wygląda wizyta Borowieckiego w domu Bucholca, w którego pałacu panują ciemność, cisza i zimna powaga43: „meble stały w pokrowcach ciemnych, zwierciadła, wielkie żyrandole, kandelabry, obrazy nawet na ścianach pokryte były zasłonami i tonęły w zmroku, w którym tylko błyszczały brązowe ozdoby majo-likowych pieców i złocenia stiukowych sufitów” (s. 110). U niemieckich kapita-listów demonstracyjna konsumpcja wymagana od milionerów miesza się z

reszt-43 Na temat kategorii „serious” jako podstawowego pojęcia burżuazji zob. F. Moretti: The Bour-geois. Between history and literature. London 2013, s. 67–74.

kami dawnej ascezy i oszczędności – stąd tak dziwaczne zachowania jak próby wykorzystania resztek ze stołu czy troska o rzeczy, które – zakryte – tracą swą war-tość użytkową, a tej właściwie dla nich nigdy nie miały. Bucholca określa jednak coś więcej niż sposób mieszkania, choć i tu pokazuje swój sadystyczny charakter w stosunku do służącego Kundla. Niemiecki fabrykant to wielki kocioł negatyw-nych namiętności: pogardy i poniżenia wszystkich ekonomicznie słabszych od niego: o robotnikach swojej fabryki wypowiada się jako o bydle, któremu pozwala żyć. Te zachowania przejmie po teściu Knoll:

Był największym po teściu dorobkiewiczem, w tym świecie dorob-kiewiczów najwykształceńszym, dobrze wychowanym, przyjemnym w obcowaniu, ale i najbardziej nieubłaganym i najbardziej wyzyskują-cym pracę, ludzi i wpływy, jakie miał wszędzie (s. 61).

Kolejne pokolenie fabrykantów, które zdobyło już wykształcenie, wcale nie staje się etycznie lepsze – może tylko trudniej je wyśmiać z powodu fatalnych ma-nier. Inny przykład degeneracji młodego pokolenia fabrykantów to Kessler, współ-właściciel fabryki, wykorzystujący seksualnie pracownice fabryki, postać o sady-stycznym charakterze pasjonująca się przemocą wobec zwierząt i ludzi. To właśnie on wygłasza najbardziej antypolskie opinie, wynikające z nienawiści i pogardy:

Ani jedna, ani dziesięć waszych fabryk nie stworzy przemysłu wa-szym. Musicie się pierwej ucywilizować, musicie stworzyć sobie pew-ną kulturę przemysłową, zanim wasze usiłowania przestapew-ną budzić śmiech. Ja was znam dobrze! Wy jesteście bardzo zdolni, bo przecież połowa różnych głośnych grajków i śpiewaków w Europie – to Pola-cy, Wy jesteście zdolni, śliczni wielcy panowie, czemu nie jedziecie do Monaco? Czemu zaniedbujecie sezony w Nizzy, w Paryżu, we Wło-szech? Tam budzilibyście podziw, a wy tak lubicie, żeby was podziwia-no! Przecież wy wszystko robicie dla podziwu, dla pokazania się przed światem, dla pięknego frazesu! Wasza praca, szlachetność, sztuka, lite-ratura, życie – jest tylko frazesem, mniej więcej dobrze deklamowanym dla galerii, a jeśli tej brak – dla samego siebie. Wy jesteście bankruci

Ani jedna, ani dziesięć waszych fabryk nie stworzy przemysłu wa-szym. Musicie się pierwej ucywilizować, musicie stworzyć sobie pew-ną kulturę przemysłową, zanim wasze usiłowania przestapew-ną budzić śmiech. Ja was znam dobrze! Wy jesteście bardzo zdolni, bo przecież połowa różnych głośnych grajków i śpiewaków w Europie – to Pola-cy, Wy jesteście zdolni, śliczni wielcy panowie, czemu nie jedziecie do Monaco? Czemu zaniedbujecie sezony w Nizzy, w Paryżu, we Wło-szech? Tam budzilibyście podziw, a wy tak lubicie, żeby was podziwia-no! Przecież wy wszystko robicie dla podziwu, dla pokazania się przed światem, dla pięknego frazesu! Wasza praca, szlachetność, sztuka, lite-ratura, życie – jest tylko frazesem, mniej więcej dobrze deklamowanym dla galerii, a jeśli tej brak – dla samego siebie. Wy jesteście bankruci

W dokumencie Ekonomie w literaturze i kulturze (Stron 43-57)