• Nie Znaleziono Wyników

Szlachecka adaptacja: Borowiecki

W dokumencie Ekonomie w literaturze i kulturze (Stron 57-66)

Problem polskiego kapitalizmu zostanie najpełniej rozwinięty w biografii Ka-rola Borowieckiego, bez wątpienia najbardziej złożonej postaci powieści. Polski szlachcic na początku wydaje się nawet Weltowi „największym Lodzermenschem”, bezwzględnie dążącym do zrobienia majątku. Ale to nazwanie szybko zostanie do-określone. Mimo że odczuwa „żądzę niepowstrzymaną zrobienia majątku” i woła w myśli „Pieniędzy! Pieniędzy!”, to tłumaczy Weltowi: „dla mnie świat się nie koń-czy na milionach nawet” (s. 94). Na koń-czym zatem się końkoń-czy? W kapitalistycznej grze wygrać można pieniądze i to, co za pieniądze można kupić – a Borowiecki chce czegoś więcej, czegoś innego. O tej pozaekonomicznej motywacji pracy Bo-rowiecki niezbyt często mówi, nie może jej ujawnić, bo pewnie byłaby niezrozu-miała w świecie dążącym wyłącznie do pieniądza. Zwierza się z niej ekscentryczne-mu Kurowskieekscentryczne-mu: ujawnia, że pragnie nie tyle pieniędzy, co niezależności. Polski arystokrata od razu pokazuje iluzoryczność tego pragnienia – „niezależność jest złudzeniem absolutnym w ogólności, a niezależność poszczególna, niezależność ludzi bogatych jest niewolą” (s. 328). Człowiek zależy od innych ludzi, a także od własnych wytworów, wśród których żyje – zawsze znajduje się w sieci różnych stosunków, w pajęczynie, którą na Borowieckim widzi pijany Bum-Bum.

Z czego wynika to pragnienie niezależności? Co określa postać Borowieckie-go? Co może determinować działanie kogoś, kto dąży do uwolnienia się od swojej przeszłości? W biografii Borowieckiego nie ma wielkich traum – nigdy nie do-świadcza biedy, upokorzeń, nie traci nagle majątku. W odróżnieniu od wielu bo-haterów literackich szukających awansu wcale nie musi odczuwać swojej gorszości wynikającej z braku wykształcenia, wychowania czy – co tak częste – „gorszego urodzenia”. Borowiecki zaskakująco dużo już i jeszcze ma – ma świetne maniery, co ułatwia mu kontakty z przedstawicielami wszystkich sfer, ma świetne wykształ-cenie i uformowany przy okazji gust, wreszcie pozostał mu majątek ojca, w sam raz na rozpoczęcie własnej działalności. Borowiecki nie doświadcza zatem pust-ki – braku wykształcenia, posiadania, nieusytuowania w społeczeństwie – która często stawała się początkiem awansu. Tę pustkę usiłuje wytworzyć sam bohater – w wielu miejscach powieści podkreśla swoje zerwanie z tradycją szlachecką: mówi o pozbyciu się rasowych i kastowych uprzedzeń czy uwolnieniu od „więzów, prze-szłości, szlachectwa” (s. 509), jeżeli tylko miałyby mu przeszkadzać w łódzkich interesach. Projekt Borowieckiego nie ogranicza się jednak do prostego zerwania, gdyż pozbycie się tradycji wymaga skomplikowanego treningu46, zmiany własnej

46 Władysław Jabłonowski zwraca uwagę, że Borowiecki „świadomie trenuje siebie”. Zob. W. Ja-błonowski: Ziemia obiecana. „Głos. Tygodnik literacko-społeczno-polityczny” 1899, nr 11, s. 248.

podmiotowości. Podobnie jak Edmund Husserl, bohater powieści Reymonta poddaje swoją podmiotowość redukcji – o ile fenomenolog cel swoich redukcji widzi w dotarciu do naoczności kategorialnej i prawdziwej rzetelnej oczywisto-ści zjawiających się istot, to redukcja Borowieckiego wpisuje się raczej w logikę praktyczną niż teoretyczną: chodzi o przystosowanie się do łódzkich warunków, wytworzenie najlepszej adaptacji do kapitalistycznego środowiska. Jak tego do-konać? Poprzez stłumienia i wyparcia własnych uczuć. To dziwaczne połączenie darwinizmu i psychoanalizy czy fenomenologii dobrze oddaje niecodzienność eksperymentu powstawania psychicznej i społecznej adaptacji.

Eksperyment Borowieckiego nie zostaje bezpośrednio przedstawiony w po-wieści. Ujawnia się tylko w momentach załamania, gdy precyzyjnie skonstruowa-ny mechanizm obronskonstruowa-ny wydaje się załamywać, uderzoskonstruowa-ny jakimś wspomnieniem.

To nie są jednak żadne powroty traumy, które dałoby się przepracować. Raczej odzywają się stłumione uczucia. Pierwszy taki epizod wywołuje scena z kobietą domagającą się wypłaty odszkodowania za śmierć męża w fabryce Bucholca – już sama jej opowieść „poruszyła w nim zamierającą z wolna, duszoną świadomie – uczuciowość” (s. 28). Daje kobiecie pięć rubli, ale nie próbuje jej pomóc – robi to Horn, doradzając jej wizytę u adwokata. Borowiecki trochę go atakuje jako dyrek-tor oddziału fabryki, tłumacząc, jakie są jego zadania, trochę wykpiwa jego filan-tropię, przepowiadając, że gdy odziedziczy fabrykę ojca, sam będzie wyzyskiwał robotników. Te wypowiedzi wprawiają go w rozstrojenie, roztargnienie, ciemne zaniepokojenie:

Byłem takim – poleciał myślą do tamtych dawnych czasów, ale nie dał się ująć wspomnieniom w swoje szarpiące szpony, drwiący uśmiech wił mu się po ustach, a oczy świeciły zimno i rozważnie.

– To przeszło! przeszło! – myślał z jakimś dziwnym uczuciem pust-ki, jakby mu żal było tamtych czasów, żal tych złudzeń niepowrotnych, porywów szlachetnych, zszarganych przez życie – ale to krótko trwało i znowu siebie odzyskiwał; był tym, czym był, dyrektorem drukarni Hermana Bucholca, chemikiem, człowiekiem zimnym, mądrym, obo-jętnym, gotowym do wszystkiego, prawdziwym Lodzermenschem, jak go nazwał Moryc (s. 33).

Reymont w ogóle nie mówi, jaki Borowiecki był kiedyś – wiemy tylko, że studiował w Rydze razem z Weltem i Baumem, ale nie mamy żadnych informa-cji o jakimś zaangażowaniu w pomoc biednym, słabszym, wyzyskiwanym. To o tyle zaskakujące, że prawie każdy z kapitalistów ma swoją biografię, poznajemy kolejne szczeble zdobywania majątku. Tymczasem główny bohater powieści ma w swoim życiorysie jakieś wyparte „dziury” emocjonalne, do których jakby sam

nie miał dostępu, ale też nie może ich przypomnieć narrator. Drugi taki nawrót wypartych uczuć wywołuje spotkanie z dawną kochanką, Emmą Likiertową, z którą rozstał się właściwie bez powodu. Gdy spotykają się na przyjęciu u Endel-manów, w przelotnej rozmowie zawiedziona kochanka traktuje go z obojętnością i pogardą. Skutki tej chwili spotkania trwają jednak długo – Borowiecki czuje się rozbity, zdenerwowany, upokorzony, prawie budzą się w nim sumienie i wstyd:

Wziął się przecież w garść rozumu i zimnego handlowego rozsądku, popełniał wiele rzeczy złych umyślnie, zasklepiał się w sobie umyślnie i opancerzał serce egoistycznymi sofizmatami.

Wyrzucał stale z budżetu swojego życia wszystko, co tylko nosiło ślad jakikolwiek uczucia, porywu bezwiednego, interesu ogólniejszej natury – wszystko, co mogło przeszkodzić mu do zrobienia majątku i do spokojnego nasycania się życiem.

Spekulował na zimno, uwodził kobiety na zimno, bo wypadały mu taniej niż płatne kochanki, żenił się prawie na zimno, wszystko obliczał i tak się trenował dobrze, że chwilami czuł, że jest nowym, innym czło-wiekiem, że wyniesione z domu, ze szkół, ze społeczeństwa popędy, aspiracje i wierzenia – zagasły w nim zupełnie.

Zdawało mu się tylko, bo przyszło coś, taka choćby pogarda kobiety kiedyś kochanej, takie jedno nic, które swoją potęgą niewytłumaczoną skojarzeń zbudziło w nim na nowo tak starannie pogrzebane światy.

Patrzał teraz z trwogą, że jednak nie zdołał utopić całej duszy w interesach, w fabryce, w takiej ściśle egoistycznej egzystencji, że du-szę ma pełną tych mar, które się zbudziły i potężniejsze niż dawniej dopominały się o swoje prawa.

Jakby pierwsza młodość się w nim zbudziła spod popiołów tego mechanicznego łódzkiego życia, młodość ze wszystkimi wierzeniami i złudzeniami (s. 319–320).

Reymont przedstawia mechanizm przesuniętej sublimacji. I tu chodzi o stłu-mienie uczuć, ale nie w imię pracy nad wyższymi ideałami – nauką czy etyką, bo te również podlegają wyparciu, lecz w imię egoizmu, majątku i spokojnego nasycania się życiem, przynajmniej takie cele widzi Borowiecki, gdy czuje, że staje się nowym człowiekiem. Co charakteryzuje tego nowego człowieka? Przede wszystkim pod-chodzi do własnej psychiki niczym do bilansu handlowego – ekonomizuje swoją podmiotowość: mówi o budżecie swego życia, z którego można wyrzucić uczucia.

Takie spojrzenie wymaga odpowiedniego nastroju – obojętności, obiektywności, chłodnej racjonalności, po prostu zimna. W powieści często główny bohater pa-trzy i mówi zimno, nie tylko gdy rozmawia o interesach, lecz także w kontaktach

z Anką, która w końcu rozpoznaje jego zimną, egoistyczną duszę. Metaforyka zim-na i opancerzenia47 wskazuje na strukturę psychiczną podobną do tej u „twardych jak stal”48 purytańskich kupców, którzy strukturę psychiczną pomagającą działać w kapitalizmie uzyskiwali dzięki podporom religijnym oraz przywiązaniu do jed-nego zawodu. Choć Weber zauważa, że we współczesnym kapitalizmie takie fun-damenty nie są już konieczne, to sam „duch kapitalizmu” byłby jednak świetną adaptacją w ekonomicznej walce o byt49. Borowiecki wchodzi zatem do rozwinię-tego „mechanicznego” kapitalizmu i próbuje wypracować psychiczne podpory, pancerze, które mu pozwolą funkcjonować w tym systemie. Ubocznymi skutka-mi tych stłuskutka-mień są nerwowość, roztargnienia, trudność skupienia, a odsłonięcie pancerza pokazuje „postać chimeryczną”50.

Helmut Lethen dowodzi, że zimno funkcjonuje jako reakcja obronna, opance-rzenie przeciw zawstydzeniu51 – może to być zarówno wstyd indywidualny, jak też zbiorowy: niemiecki badacz analizuje wstyd związany z przegraną pierwszą wojną światową. Jakiego wstydu, upokorzenia, pogardy doświadcza Borowiecki? Mimo deklaracji braku klasowych uprzedzeń często patrzy na świat przez pryzmat daw-nych hierarchii – szczególnie irytuje go przepych parweniuszy, który komentuje z „zawistną nieomal pogardą” (s. 69). Najważniejsza scena upokorzenia rozgrywa się jednak w pałacu Bucholca, któremu „sprawiało [...] niezwykłą przyjemność, jeśli mógł męczyć kogoś i pluć w ludzkie dusze” (s. 122). Sposobem na dręcze-nie pracownika okazuje się lektura listów przysyłanych do fabrykanta, co daje mu okazję do kpiny z Polaków. Borowiecki odczuwa gniew i nienawiść, ale musi je stłumić, udawać obojętność. Oraz uciec w marzenie o własnej fabryce – to per-spektywa założenia własnej fabryki sprawia, że po kolejnej kłótni z Bucholcem może wypowiedzieć mu posadę, mimo że – pod nieobecność Knolla – zarządza całym wielkim zakładem.

Jak wygląda to marzenie? To wizja szalonego ruchu fabryki, dźwięków, to-warów. Borowiecki wreszcie poczuł „jakąś wielką falę bogactw płynącą mu pod stopy” (s. 12). Już w tym marzeniu nie chodzi o proste posiadanie pieniędzy, lecz

47 Psychologię opancerzenia rozwinął Wilhelm Reich. Charakter oraz postawa cielesna funkcjo-nują jako obronne pancerze wytwarzane przez całe życie. Zob. W. Reich: Charakteranalyse. Technik und Grundlagen für Studierende und praktizierende Analytiker. Wien 1933.

48 M. Weber: Etyka protestancka a duch kapitalizmu..., s. 79.

49 Ibidem, s. 50.

50 A. Hemer: Twarz lodzermenscha, czyli wizerunek człowieka łódzkiego w Ziemi obiecanej Wła-dysława Stanisława Reymonta. „Czytanie Literatury. Łódzkie Studia Literaturoznawcze” 2014, nr 3, s. 319.

51 H. Lethen: Verhaltenslehren der Kälte. Lebensversuche zwischen den Kriegen. Frankfurt am Main 1994, s. 273.

o dominację nad bogactwami, o miejsce, którego byłby właścicielem. Różne spoj-rzenia na fabrykę ujawniają się w rozmowach Borowieckiego z Weltem, dla które-go fabryka jest tylko miejscem pomnażania kapitału: obojętne, co się produkuje, czasem można się spalić, jeżeli się to opłaca – ważny jest tylko dochód. Tymczasem polski kapitalista marzy o czymś innym. Chce „uszlachetniać produkcję”: zmniej-szyć wyzysk, skończyć z tandetą, przywrócić uczciwość. Już budynek fabryki ma być trwały, porządny i drogi – Welt widzi w nim pałac, na co Borowiecki odpo-wiada, że nie cierpi „żydowszczyzny”. Swoje plany częściowo racjonalizuje: „wraz z podniesieniem ogólnego dobrobytu wzmagają się wymagania [...] Już ogół ku-pujących zaczyna rozumieć, że taniość towaru leży w jego dobroci, a nie w niskiej cenie” (s. 620). Wskazuje również, że trwały budynek może przetrwać pożar. Gdy fabryka wreszcie rusza, uczucia fabrykanta stają się dość ambiwalentne – z jednej strony z przyjemnością przypatruje się ruchowi fabryki, widzi w nich swoją istotę i powinowactwo, z drugiej odbiera budynek jako więzienie, zamknięcie tej istoty, niemoc i żal. To rozczarowanie miało swoje antycypacje znacznie wcześniej. Zwyk-le wiązało się z propozycjami MülZwyk-lera, na przykład w czasie wizyty w Kurowie:

Od pewnego czasu czuł wstręt do małych interesów, czuł wstręt do tej własnej fabryki, jaką od wiosny budował, do tych oszczędności gro-szowych, których rezultatem były setki rubli zaledwie.

Tyle lat chodził w kieracie pracy, ciągłej walki i twardego zdoby-wania każdego rubla, tyle lat tłumił w sobie najrozmaitsze zachcianki, pragnienia, których nie mógł zaspokoić, tyle lat był głodnym szerokie-go, niezależnego życia – i teraz, kiedy to wszystko mógł mieć, żeniąc się z Madą – musiał się ożenić z Anką i przez to musiał wrócić do jarzma mierności...

Buntował się przeciwko tej konieczności wszystkimi siłami (s. 424).

Ten nastrój pogłębia się po otwarciu fabryki, gdy czuje, że staje się zależny od pieniędzy Moryca:

Przy tym obliczył, że gdyby mu nawet szło najlepiej, to jeszcze nie będzie miał czystego dochodu tyle, ile brał pensji u Bucholca.

To go wstydziło wobec samego siebie.

Chciał stanąć prędko i mocno, chciał obracać milionami, czuć się otoczonym setkami maszyn, tysiącami robotników, szalonym ruchem, powodzią milionów, hukiem i siłą wielkiego przemysłu, do którego się przyzwyczaił u Bucholca, a tu, u siebie, miał fabryczkę, gdzie wszystkie oddziały miały 300 ludzi!

Zamiast bujać – musiał pełzać!

Upokarzała go ta własna małość, jego szeroka natura dusiła się w atmosferze drobnych produkcji, targów o kopiejki, wstrętnych, bo groszowych oszczędności.

Bolała go wprost ta konieczność szukania tańszych smarów, tań-szych farb, tańtań-szych węgli i tańtań-szych robotników i ta ciągła, nieustanna troska o pieniądze (s. 717).

Borowiecki w wielkiej fabryce Bucholca pełnił najwyższą funkcję: w czasie nieobecności Knolla zarządzał całym zakładem. Otwarcie własnej fabryki oznacza degradację – nie tylko finansową, ale też afektywną. Już nie rządzi wielką fabryką, ale małym początkującym zakładem, zależnym nie tylko od wspólników, ale też od innych osób: kredytodawców, dostawców, handlowców. Nagromadzenie nega-tywnych afektów – wstydu, wstrętu, upokorzenia – sprawia, że trudno mu ocenić, czy pożar fabryki to faktycznie katastrofa52. Zauważmy, że tuż po częściowym uru-chomieniu fabryki, gdy wymaga ona ciągłego nadzoru, Borowiecki wyjeżdża do Berlina do Lucy. Parę dni spotykał się tam z kochanką, ale przez kilka następnych

„odpoczywał dopiero naprawdę, przepędzając dnie całe i noce na pustej, bezmyśl-nej zabawie” (s. 743). To dość zaskakujące, że ambitny fabrykant w kluczowym momencie wybiera... odpoczynek, zabawę, a nie intensywną pracę. Oczywiście na wieść o pożarze wraca pociągiem do Łodzi, wydaje się, że rozpacza.

Ta potrójna katastrofa – zniszczenie fabryki i spółki, śmierć ojca, zerwanie za-ręczyn – oznacza całkowite wyswobodzenie z wszelkich ograniczeń, którym Boro-wiecki jeszcze podlegał – nawet z resztek majątku. Prześledźmy je po kolei.

Do fabryki czuł wstręt, wcale nie spełniła jego oczekiwań niezależności, gdyż musiał coraz bardziej zadłużać się u Welta. Można zatem ten pożar potraktować jako honorowe wyjście z nieudanej inwestycji.

Figura ojca pełni w tej powieści zagadkową rolę – ojciec niczego nie nakazuje ani nie zakazuje. To nie stary Trawiński53, który zmusza syna do pracy w Łodzi:

„Staremu przewrócił w głowie wielki przemysł i wydaje mu się to obowiązkiem narodowym, aby szlachta szła współzawodniczyć z podlejszą nacją w pracy około

52 Trudno się zgodzić z Popiel: „Dla bohatera (Borowieckiego) fabryka budowana przez niego sta-je się przestrzenią, nad którą on panusta-je i która czyni go pełnym człowiekiem”. Zob. M. Popiel: Wstęp..., s. LXV.

53 Stefan Pytlas zwraca uwagę na rzadkość takich sytuacji jak Trawińskiego: „Nie było natomiast w Łodzi zjawiska inwestowania w przemysł kapitału ziemiańskiego w tym sensie, że byłby on dodat-kowym źródłem dochodu. Spośród nielicznej burżuazji polskiej jedynie znikomy odsetek stanowiły osoby pochodzenia szlacheckiego (A. Skrudziński, K. Żukowski, M. Drozdowski, J. i K. Arkuszewscy, M. Rosicki), a ulokowane przez nie kapitały niewielkiej i średniej wielkości we włókiennictwie bądź metalurgii były jedyną podstawą ich egzystencji”. Zob. S. Pytlas: Łódzka burżuazja przemysłowa w la-tach 1864–1914..., s. 29.

podźwignięcia tego przemysłu. Widzi nawet odrodzenie tej kasty w przemyśle”

(s. 245). W tym przypadku ojciec ma moc (zarówno etyczną, jak finansową), by zobowiązać syna do misji stworzenia szlacheckiego kapitalizmu przemysłowego.

Ojciec Borowieckiego zaś to „zmumifikowana szlachetczyzna z czasów demokra-cji, to nawet demokrata zajadły, ale demokrata szlachecki” (s. 242), którego syn traktuje z drwiną i... miłością. Miłość do ojca to jeden z ostatnich więzów czy prze-sądów łączących Karola ze światem feudalizmu – ale to związek właściwie este-tyczny: taki jak herb czy wychowanie.

Ten słaby, bo niepoparty siłą żadnej sankcji, a jednocześnie silny, bo oparty na ostatniej chyba pozytywnej emocji, związek z ojcem określa relację Borowieckie-go z trzema kobietami: Żydówką Lucy Zuker, z którą ma romans, Niemką Madą Müller, z którą się ożeni, i z Polką Anką, narzeczoną. Reymont przenosi jakby różnice kulturowe Łodzi na życie miłosne głównego bohatera stojącego przed wyborem, w którym pewnie mógłby mu pomóc Bernard wyjaśniający Wysoc-kiemu: „Żydówki są dobre do flirtu, Polki do kochania, a Niemki do zakłada-nia obory zarodowej” (s. 271). Postać Żydówki Lucy Zuker zbudowana została z różnych stereotypów wschodniego erotyzmu54: to osoba, która porywa kochan-ka swoją namiętnością; to także postać, która dosłownie wyczerpuje Borowiec-kiego – czasem trudno powiedzieć, czy zmęczenie wynika z pracy czy z intensyw-nego romansu.

Relacja z Anką odznacza się znacznie wyższym stopniem skomplikowania – znowu zbudowana ze stereotypów czysta i dobra Polka porównywana do Mickie-wiczowskiej Zosi wydawać się może doskonałym obiektem idealnej miłości, ale już pierwszy list od niej Borowiecki komentuje: „ale, ale, co mnie ona obchodzi?...

Czy ja ją kocham? Czy ja ją kiedy kochałem?” (s. 109), a potem musi udawać mi-łość, choć czuje obojętność, a nawet nienawiść (s. 423). Józef Rurawski pisze, że Borowiecki „nie odkupił Kurowa i nie połączył się z Anką – Marynią Połaniecką, Oleńką Billewiczówną i Stasią Bozowską –«siłaczką» w jednej osobie”55. Odku-pienie Kurowa zmieniłoby Ziemię obiecaną w... Rodzinę Połanieckich! Tej możli-wości nikt w powieści jednak nie rozważa. Zakup majątków wiejskich rozważają raczej potomkowie niemieckich przemysłowców, a nie polscy przedsiębiorcy, któ-rzy dopiero co wydobyli się z postfeudalnego rolnictwa. Według Marii Kktó-rzymu- Krzymu-skiej „[o]jciec umiera w czasie pożaru nagle, z przelęknienia, a z nim pęka ostatnia nić, która łączyła narzeczonych”56. Gdy między Borowieckim a Anką nie ma już

54 B. Umińska: Postać z cieniem. Portrety Żydówek w polskiej literaturze od końca XIX wieku do 1939 roku. Warszawa 2001, s. 128–137.

55 J. Rurawski: Władysław Reymont. Warszawa 1977, s. 214.

56 M. Krzymuska: Studia literackie..., s. 94.

żadnych uczuć, łączy ich jeszcze figura ojca, jego prawo, które domaga się od syna wypełnienia zobowiązania.

Przez cały utwór Borowieckiego kusi Müller – to on, a nie Grosglik, buduje skuteczną pułapkę na głównego bohatera, próbując kupić go do swojej fabryki jako pracownika, także sugerując wielokrotnie małżeństwo z córką, a nawet proponując bezinteresowną pomoc finansową. Pokusy stanowią propozycję innej, łatwiejszej, drogi do milionów, choć ma ona wymiar faustycznego zaprzedania duszy, skoro Mada ma nawet „pokój jak Goethowska Gretchen” (s. 350). Jak zauważa Popiel,

„Mendelsohn i Bucholc zdobywali Łódź latami, dziesiątkami drobnych zabiegów, kumulując niewielkie zarobki i stopniowe sukcesy. Dla Welta i Borowieckiego czas kariery skurczył się, reguły walki z konkurencją stają się jeszcze bardziej brutal-ne”57. Skrócenie czasu kariery nie oznacza jednak, że majątki robi się szybciej. Tho-mas Piketty58 przywołuje wykład Vautrina o możliwych drogach kariery: pracy i spadku/posagu. Zachwalane przez liberalizm „praca i oszczędności” nie mogą dać takiego dochodu, jak procenty z kapitału. W podobnej sytuacji znajduje się Borowiecki – dochód, jaki może uzyskać z własnej fabryki, nawet nie dorasta do jego dawnych zarobków. A cały czas Müller kusi prostą drogą do wielkiego mająt-ku. Niemiecki fabrykant staje się łódzkim Mefistem. To właśnie jego alternatywa zniechęca Karola do własnej fabryki – dodajmy, że to Müller najpełniej realizuje swój plan pozyskania męża dla córki i zaufanego dziedzica swojej fabryki.

Mimo że Borowieckiemu wydaje się, że zerwał już wszystkie więzy, które utrudniały jego kapitalistyczną karierę, Moryc Welt dostrzega w nim przesądy.

Sam mówi o nich: „To wgryzło się w krew” i zauważa, że nie da się ściągnąć jak garderoba (s. 621). Wydaje się, że to słabość Borowieckiego, jakieś pozostałości dawnej etyki. Ale zaraz główny bohater precyzuje, że „te przesądy zupełnie nie kie-rowały jego wolą, jego postępowaniem i nie wpływały na postanowienia”. Przesądy to tylko „myślowe pozostałości”, „gruzy etyki”, „automatyczne wyrazy”. Faktyczną przeszkodę stanowią „wstydliwość, wzgląd na ojca i gruba warstwa towarzyskiego savoir-vivre’u” (s. 624), blokada czynienia łajdactw nie z powodu etyki, lecz dobre-go wychowania. Cały ten fragment wiąże się z podwójną grą matrymonialną

Sam mówi o nich: „To wgryzło się w krew” i zauważa, że nie da się ściągnąć jak garderoba (s. 621). Wydaje się, że to słabość Borowieckiego, jakieś pozostałości dawnej etyki. Ale zaraz główny bohater precyzuje, że „te przesądy zupełnie nie kie-rowały jego wolą, jego postępowaniem i nie wpływały na postanowienia”. Przesądy to tylko „myślowe pozostałości”, „gruzy etyki”, „automatyczne wyrazy”. Faktyczną przeszkodę stanowią „wstydliwość, wzgląd na ojca i gruba warstwa towarzyskiego savoir-vivre’u” (s. 624), blokada czynienia łajdactw nie z powodu etyki, lecz dobre-go wychowania. Cały ten fragment wiąże się z podwójną grą matrymonialną

W dokumencie Ekonomie w literaturze i kulturze (Stron 57-66)