• Nie Znaleziono Wyników

Jak nie ma roboty to trza się uczyć

W dokumencie W Chorzowie czyli na Śląsku (Stron 108-111)

Kiedy nastał kapitalizm to jakaś niemłoda kobieta, spotkana przypad-kowo w autobusie powiedziała mi, że teraz bydzie jak w starej Polsce. To jest jak przed wojną – bezrobocie i bieda. Starałam się ją przekonać że nie ma racji, że dzisiaj jest inny kapitalizm. Nowoczesny, dający ludziom pracę i wszystko czego im potrzeba. Mówiąc to miałam w pamięci Niem-cy i inne kraje zachodnie, które udało mi się zwiedzić w czasach Gierka.

Tymczasem zaczęto likwidować zakłady. Likwidowano zakłady które zatruwały środowisko, jak: Koksownia Gliwice i Karbidownia Bobrek, czy Zakłady Chemiczne w Tarnowskich Górach, ale i takie co miały trud-ności w dostosowaniu się do warunków gospodarki rynkowej.

Likwidacje przedsiębiorstw nie ominęły też Chorzowa. W roku 1993 huta Kościuszko wygasiła ostatni piec martenowski i tym samym zakończyła działalność surowcową. W tym samym roku zburzono też jej znane kominy.

W roku 1993 z kopalni Barbara-Chorzów wyjechał ostatni wózek z węglem, a górnicy zgodnie z piosenką kabaretu Rak – wynieśli ze szych-ty ostatni klocek. Potem zlikwidowano pozostałe kopalnie, tak że Cho-rzów przestał być miastem górniczym, którym był od końca XVIII wieku, bo pierwszą kopalnię „Król” założono tu w roku 1791.

Wraz z likwidacją zakładów powietrze stawało się czystsze, ale za to pojawili się bezrobotni. Był to szok, bo dotąd ludzi stale do pracy brako-wało. Bezrobotnych przybywało z roku na rok. Śląska wielkoprzemysło-wa klasa robotnicza, jeszcze niedawno tak chwielkoprzemysło-walona i hołubiona stawielkoprzemysło-wała się powoli niepotrzebna.

- Nie pomyślałbym że kiedyś na Śląsku braknie pracy - powiedział mi emerytowany górnik, który przed laty przyjechał tu spod Białegostoku z rzeszą innych . A teraz – jak mówił synowie nie mogą pracy znaleźć.

Przy likwidacji zakładów zaczęło jednak coś powstawać. Powstawały jak wszędzie banki i supermarkety, centra handlowe, ale i szkoły, w tym szkoły wyższe.

W przeciwieństwie do innych regionów na Śląsku nie było w roku 1945 analfabetyzmu, ale po 45 latach mieszkańcy województwa katowickiego byli gorzej wykształceni aniżeli średnio mieszkańcy Polski. Z badań socjo-loga Marka S. Szczepańskiego wynika, że w roku 1990 w województwie ka-towickim tylko 7% mieszkańców miało wyższe wykształcenie, podczas gdy średnio w kraju 10,5%164. Wynikało to na pewno z tradycyjnych przekonań Ślązaków, że ważne są nie tyle wyższe studia ile konkretny fach, ale dodatko-wo utwierdzało istniejące szkolnictdodatko-wo, preferujące szkoły zadodatko-wodowe, a nie licea ogólnokształcące i wyższe uczelnie.

164 Górny Śląsk 2005.Scenariusz restrukturyzacji. Praca zbiorowa pod red. Marka S. Szczepańskiego.

Katowice 1994

Wraz z likwidacją zakładów przemysłowych zamykano zasadnicze szkoły zawodowe, a niekiedy likwidowano je z oszczędności. Po latach dostrzeżono że nie były to trafne decyzje, bo przecież wykwalifikowani robotnicy też byli potrzebni. W budynkach po zawodówkach, po szko-łach górniczych i innych powstawały licea ogólnokształcące, średnie szkoły zawodowe i wyższe uczelnie.

Kształceniu się sprzyjało rosnące bezrobocie, które dotykało szcze-gólnie ludzi młodych. Zakłady wykorzystując sytuację na rynku pracy mogły wybierać sobie pracowników. I wybierały zwykle tych z

najwyż-szymi kwalifikacjami, nawet kiedy stanowisko pracy tego nie wymaga-ło. Wyższe wykształcenie stało się więc szansą dostania lepszej pracy, a czasem pracy w ogóle. To przekonało praktycznych Ślązaków do dal-szej nauki. Nawet starsi ludzie zaczęli mówić, że jak nie ma roboty to trza sie aby uczyć. Bo to zawsze lepsze od nic nie robienia! I od smykania sie165, popijania i chacharzenia166.

Liczba studiujących rosła więc z roku na rok. O ile w roku 1990 w województwie katowickim studiowało tylko niespełna 33 tysiące

mło-165 Włóczyć się

166 łobuzować

W 1993 roku przestała funkcjonować ostatnia kopalnia na terenie Chorzowa

dych ludzi, to w roku 1995 już 71 tysięcy167, czyli ponad dwa razy więcej.

A w dalszych latach studiujących było jeszcze więcej.

Podjęcie nauki stało się tym łatwiejsze, że wyższe szkoły zaczęły po-wstawać coraz bliżej domu. A więc nie tylko w Katowicach, stolicy woje-wództwa, ale i w innych śląskich miastach. Liczba wyższych uczelni rosła z roku na rok, tak że aktualnie nie ma chyba na Śląsku większego miasta bez szkoły wyższej. W Chorzowie zaczęło się od utworzenia Szkoły Za-rządzania Uniwersytetu Śląskiego na terenie dawnej jednostki wojsko-wej, potem powstawały kolejne i aktualnie w mieście jest 5 wyższych uczelni.

Nowe, niepubliczne uczelnie zaczęły kształcić głównie ekonomistów, specjalistów od biznesu, zarządzania, rachunkowości, administracji, ban-kowości. Potem kierunki studiowania uzupełniono o pedagogikę, nauki społeczne, turystykę i hotelarstwo.

Cieszyło mnie że kształcono takich specjalistów, ekonomistów, a szczególnie humanistów, którzy byli Śląskowi potrzebni. Dziwiło mnie natomiast , że na Śląsku, w regionie z przemysłowymi tradycjami nie po-wstała w tym czasie żadna wyższa szkoła techniczna.

Jedyna jak dotąd w regionie niepubliczna wyższa szkoła techniczna powstała w Katowicach dopiero w roku 2003 i prowadzi studia w zakre-sie budownictwa, architektury i urbanistyki, gospodarki przestrzennej.

Prawdopodobnie kształcenie ekonomistów i humanistów było łatwiej-sze, bo nie wymagało laboratoriów, warsztatów, specjalistycznych pra-cowni itp. A może zabrakło wizji - co będzie dalej ze Śląskiem? Co się będzie tutaj w przyszłości robić i jacy fachowcy będą potrzebni? Braki inżynierów zauważono dopiero po latach kiedy zakłady zaczęły ich po-szukiwać.

Było to na pewno błędem, nie jedynym zresztą, ale zarazem trudno przecenić pozytywne efekty rozwoju szkolnictwa na Śląsku. Bo od tej pory Ślązacy zrozumieli że trzeba się uczyć, że kształcenie się, zdobywa-nie wiedzy jest ważzdobywa-niejsze niż tylko robota w wyuczonym fachu.

167 Roczniki Statystyczne Województwa Katowickiego 1991 i 1997.WUS Katowice 1991 i 1997

W dokumencie W Chorzowie czyli na Śląsku (Stron 108-111)