• Nie Znaleziono Wyników

Kryzys w gospodarce stawał się coraz bardziej widoczny. Wtedy je-den z sekretarzy Komitetu Centralnego PZPR Bolesław Jaszczuk wymy-ślił system bodźców ekonomicznych. Bodźce te zwane jaszczukowymi miały wymusić wzrost wydajności pracy. Składały się z zestawu wzorów i wskaźników, przy pomocy których miano rozliczać pracowników z wy-konania zadań i odpowiednio wynagradzać. System bodźców trafił też do Konstalu, ale okazał się skomplikowany i pracochłonny, a przy tym mało zrozumiały, tak że praktycznie trudno było go wdrożyć. Na szczę-ście dzięki zmianie władzy w grudniu 1970 roku nie trzeba było tego robić.

W grudniu 1970 babcia z Bandurskiego obchodziła swoje siedemdzie-siąte urodziny. Życzyłam jej wtedy, aby przeżyła nie tylko Gomułkę, który właśnie oddawał władzę, ale i Gierka, który władzę przejmował. Niestety babcia zmarła dwa lata wcześniej.

Po tragicznych wydarzeniach na Wybrzeżu spowodowanych podwyż-ką cen żywności Edward Gierek został Pierwszym Sekretarzem Komite-tu Centralnego Partii. Czyli najważniejszym człowiekiem w kraju. Myślę, że Gierek awansował, bo dotąd rządził Śląskiem, wzorcowym regionem socjalizmu, gdzie w ogólnym pojęciu ludzie żyli lepiej niż gdzie indziej.

Tu była tzw. wielkoprzemysłowa klasa robotnicza i najwięcej członków partii. I wysokie zarobki oraz lepiej zaopatrzone sklepy. Liczono więc że

„za Gierka” tak będzie w całym kraju. Ale nie wiedziano o kosztach „suk-cesu”: ciężkiej pracy, nadmiernym zaludnieniu, domach pękających od szkód górniczych, zapyleniu przekraczającym wszelkie normy.

Edward Gierek pracował przed wojną w kopalniach Francji i Belgii.

Był komunistą, choć innym niż dotychczasowi sekretarze, ukształtowani przez system radziecki. Ciotka Cila, która jak wielu słuchała radia Win, czyli audycji z Wiednia mówiła, że Gierek bydzie prozachodni. Chcie-liśmy, żeby tak było, bo wszyscy wiedzieli że na Zachodzie był lepszy świat. Ludzie więcej zarabiali, lepiej mieszkali, mogli wszystko kupić i nie stać w kolejkach.

Po swoim wyborze Gierek jeździł po kraju i wiele obiecywał. Mówił o wolności, demokracji, o zmianach w zarządzaniu gospodarką, poprawie warunków życia ludzi pracy. Mówił, że kraj ma się rozwijać, a ludzie żyć dostatniej!

W kraju wiedziano że Gierek przyszedł do władzy ze Śląska, choć był Zagłębiakiem i u nas każdy wie, że to nie to samo. Ale dla Warszawy Za-głębie, czyli Sosnowiec i wszystko obok to automatycznie Śląsk, czyli województwo katowickie. Dowcipni warszawiacy wymyślili więc zaraz ogłoszenie:

- Na peron wjeżdża pociąg eks-presowy „Górnik” z Katowic. Proszę się usunąć ze swych stanowisk!

W rzeczywistości nie dokonała się w Warszawie żadna kadrowa rewolucja. Ślązacy, którzy wstąpili do PPR, a potem do PZPR i byli we władzach partyjnych wojewódz-twa, czy działali w związkach za-wodowych zostali już wcześniej członkami Komitetu Centralnego Partii i zajmowali rządowe stano-wiska. Ryszard Nieszporek, stary śląski komunista był członkiem KC PZPR, a w latach 1949-1954 ministrem górnictwa i energetyki.

W dwa lata później objął to sta-nowisko urodzony w Cieszynie Franciszek Waniołka, który potem został też ministrem przemysłu ciężkiego i wicepremierem.

Od roku 1959 kolejnym ministrem górnictwa i energetyki został Jan Mitręga z Michałkowic - Siemianowic. I on był też jedynym ministrem ze Śląska w rządzie, powstałym po objęciu władzy przez Edwarda Gier-ka. W roku 1974 Mitręga został odwołany ze stanowiska, ale resortem górnictwa rządzili nadal ludzie ze Śląska choć nie rodowici Ślązacy - Jan Kulpiński i Włodzimierz Lejczak.

W latach 1975-1976 wicepremierami byli Tadeusz Pyka rodem z Pie-kar Śląskich, przedtem zastępca Przewodniczącego Komisji Planowania Gospodarczego oraz Jan Szydlak z Siemianowic, przedtem działacz par-tyjny i Pierwszy Sekretarz Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Poznaniu.

Pod koniec rządów Gierka na krótko premierem został Edward Babiuch, Zagłębiak z Będzina. I członkiem Rady Państwa był od roku 1963 Jerzy Ziętek, długoletni wicewojewoda, a potem wojewoda katowicki.

Mój ojciec nadal „robił swoje”. Pracując w hucie wiele pisał i publi-kował w zakładowej gazecie „Naprzód hutnicy”, w „Życiu Chorzowa”, w „Gońcu Górnośląskim”, w dwutygodniku „Poglądy” i w innych pi-smach. Dwutygodnik „Poglądy”, redagowany przez Wilhelma Szewczy-ka był wtedy chyba jedynym pismem służącym propagowaniu wiedzy o Śląsku, o jego historii, kulturze, problemach i potrzebach. Z publikacji w „Poglądach” korzystała m. in. Ula, chcąc swoich uczniów nauczyć wię-cej o naszej ziemi niż było w programie i w podręcznikach. Od roku 1965

Mój ojciec w połowie lat siedem-dziesiątych

„Poglądy” przyznawały „Plakietę” ludziom nauki i sztuki, którzy w opi-nii czytelników zasłużyli na szczególne wyróżnienie. Ojciec dostał „Pla-kietę” jako osoba wyróżniająca się w popularyzowaniu historii i wiedzy o Śląsku. Po nim dostali ją m.in. historyk Kazimierz Popiołek, publicysta Edmund Osmańczyk i reżyser Kazimierz Kutz.

W roku 1972 Huta Batory świętowała swoje stulecie. Z tej okazji zo-stała wydana druga książka taty „Sto lat Huty Batory”, napisana podobnie jak pierwsza wspólnie z Gerardem Szędzielorzem. W porównaniu do książki sprzed 16 lat było w niej więcej o historii Wielkich Hajduk, drodze rozwoju gminy w II Rzeczpospolitej ,do czasu kiedy stała się częścią miasta Chorzów.

Cieszyliśmy się wszyscy z wydania tej książki, bo wiedzieliśmy że poprawi to nastrój taty. Będąc na kierowniczym stanowisku nie miał wyższego wykształcenia, a wtedy do pracy w hucie przychodziło wielu młodych inżynierów… Czuł się przy tym nienajlepiej, tym bardziej że za-czął chorować. Ale próbował razem z nami wierzyć że będzie dobrze. Bo rosły płace, w sklepach pojawiło się więcej towarów, głównie z importu.

Budowano już większe mieszkania, do tego z widnymi kuchniami. Pró-bowano też otworzyć Polskę na świat. Tylko ciotka Christa z Bytomia nie wierzyła Gierkowi.

- Za Gierka bydzie ta sama lajerka122 - mówiła zajadając w Hajdukach urodzinowy tort ciotki Heli.

Dlatego ciotka Christa chciała wyjechać z rodziną do Niemiec. Starała się o to od lat, składała wnioski, ale bezskutecznie. Zawsze dostawała absaga czyli odmowę. Nie mogłam tego zrozumieć, bo przecież kiedyś Niemców wysiedlano. A teraz jak chcą sami jechać to ich nie wypusz-czają. A wręcz przeciwnie - zniechęcano ludzi do wyjazdów, szykanowa-no, zwalniano z pracy. Kiedy w Konstalu jedna z aktywistek Ligi Kobiet i działaczka partyjna złożyła wniosek o wyjazd do Niemiec to moja sze-fowa powiedziała oburzona: I patrzcie z kim ja się przyjaźniłam! Pani tej odebrano legitymację partyjną i wszystkie odznaczenia.

Ciotka Christa chciała wyjechać do Niemiec w ramach akcji łączenia ro-dzin. Miała tam matkę i siostrę. Śmialiśmy się z bratem, że chce połączyć się z rodziną którą miała tutaj. A miała tu męża i dzieci. W Bytomiu miała też drugą siostrę i brata, zresztą sekretarza partii na jednej z kopalń. Ciotka się na nas złościła i mówiła żebyśmy nie byli za mądrzy. Chce jechać, bo jest z Bytomia, czyli z Beuthen. A więc jest Niemką. A poza tym wszyscy wiedzą, że tam jest lepiej.

Wydawało się, że po roku 1975, to jest po Helsinkach ciotka w koń-cu wyjedzie. W Helsinkach na Konferencji Bezpieczeństwa i Współpra-cy w Europie Edward Gierek podpisał z Kanclerzem Niemiec Helmutem

122 ta sama melodia, to samo

Schmidtem porozumienie, w którym zgodził się na wyjazd do Niemiec 120 tysięcy ludzi. Nie zrobił tego za darmo, bo za odszkodowanie, co oce-niono jako handel Ślązakami. Ale ciotka Christa nadal dostawała absagi, co ją strasznie złościło. Mówiła, że wyjeżdżają gorole co mają znajomo-ści, albo dają łapówki.

Czasem zrezygnowana mówiła, że zostaliby w Polsce, gdyby dosta-li lepsze mieszkanie. Ciotka mieszkała z rodziną w Bytomiu w pokoju z kuchnią, do tego mieli wspólny przedpokój z sąsiadami, a wodę i ubi-kację w sieni. Mąż ciotki wujek Józek pracował w Katowicach i podobno chcieli mu dać nowe mieszkanie, tyle że w Sosnowcu.

- Kozałach Józkowi pedzieć, że my tam nie pójdymy miyszkać, bo my tam nic niy stracili! Jak chcom to niech nom dają mieszkanie w Katowi-cach, albo w Bytomiu - powiedziała ciotka.

Faktycznie stosowano zasadę, że mieszkania w śląskich miastach, w Katowicach, Chorzowie, czy w Bytomiu dostawali ludzie - jak mówio-no zza Brynicy, czyli z Zagłębia. Natomiast Ślązakom dawamówio-no mieszkania w Sosnowcu, Będzinie, czy w Dąbrowie Górniczej. Zagłębiacy bez pro-blemu przychodzili mieszkać do hanysów, czy kormeli - jak nas nazywali.

A Ślązacy chcieli mieszkać u siebie.

W dokumencie W Chorzowie czyli na Śląsku (Stron 71-75)