• Nie Znaleziono Wyników

<Jerem jasż 23, 4; Jezajasz 40, 11; Ew. Jan a 10, 11; Ew . Ł ukasz lt>.) Jezus tego nie powiedział, że go m am y zastąpić, bo zastąpionym być nie może. Ale podobieństw a o najm ow aniu robotników , o w y - i najęciu winnicy, o rozdaw aniu talentów — w y ra z y , jak: „Kto chce iść za mną, niech zaprze sam ego siebie, a niech bierze k rz y ż swój na każdy dzień, i naśladuje mię, — Idąc tedy, nauczajcie w sz y st­

kie narody.... ucząc je p rz estrzeg ać w szystkiego, com w am p rz y ­ kazał, — Kto w a s słucha, mnie słucha, a kto w am i gardzi, mną gardzi11, — te podobieństw a i w y ro k i św iadczą, że Jezus powoła!

nas do czynności, w których każdy z nas m a b yć Jego p ra w ą ręką, albo narzędziem w Jego ręku.

Do stw orzenia św iata posługiw ał się Bóg sło w em swojem w szechm ocnem ; do przygoto w ania św iata na przyjęcie Jezu sa p a­

triarcham i, królam i i prorokam i; do zbaw ienia św iata Synem bw o- im Jezusem C hrystusem , a do zbudow ania kró lestw a niebieskiego na ziemi posługuje się chrześcijanam i, k tó ry ch napełnia Duchem Swoim św iętym i w olą Sw ą, a u ży w a ich jako narzędzi. _ .

Każdy chrześcijanin m a sw oje zadanie. Każde zadanie Boże

musi znaleźć swojego w ykonaw cę! _ .

P rzyrzeczenie Jezusa: „Oto ja jestem z w am i , stanie się czy­

nem, gdy w szystkie czynności Jezusow e znajdą sw y ch

wyKO-naw ców . , , T .

Szczególną, w ażną i ch arak tery sty c zn ą czynnosc Jezusow ą opi­

suje Ew angelia -lana rozdział 10, 1 1 -1 6 i Łukasz, 15, 4 - 7 . Z slow ty c h w ynikają dw a pew niki: a) że każdy człow iek—chrzescijanu potrzebuje nadzoru i b) że są m iędzy nami ginący i zaginieni, któ­

rz y potrzebują ratunku. . .

Do tych. któ rzy potrzebują nadzoru, zaliczam y dzieci. Rodzicom pow ierzył Bóg tę czynność. Kazał im je prow adzić na Pasze^ cnot chrześcijańskich, posilać dusze w iarą i m odlitwą, prow adzić sciez-.

— 33 —

kami spraw iedliw ości, laską i kijem strzec przed kusicielem i

za-* praszać do stołu, zastaw ionego „Chlebem ży w o ta " i „W odą ży- cia“. Dla niem ow ląt w ym aga szczególnej opieki, której w y k o n y w a ­ nie najsum ienniejsze jest zag w ara n to w an e uczuciem w rodzonem , którego głębie i moc podziw ia psalm ista, g d y w oła: Izali zapom ni matka niem ow lątka sw ego?

Niech rodzice dobrze sobie to zapam iętają, że Jezus jest P anem dusz i nie o ciało znikome, ale o duszę nieśm iertelną Mu chodzi.

Niech nie zapom inają, że komu P a n Bóg d ał dziecię, tego jedno­

cześnie pow ołał na p asterza d u szy jego. Niech dobrze sobie pam ię­

tają, że ten jest najemnikiem, kom u w ilk p o w y ry w a ł ow ce, a tylko ten „dobrym p asterzem 11, k tó ry g o tó w życie sw e stracić, b y d ru ­ gie życie Jezusow i zachow ać!

A k tó rzy ż to są, co potrzeb u ją ra tu n k u ?

W idzę piętnastoletnią dziew czynę. Nie m a ojca, ani matki. Żyje ze starszy m b ratem w pom ieszkaniu, pozostałem po m atce. B rat pracuje w kopalni i tylko n a niedzielę przy ch o d zi do domu. O cie­

lesne p otrzeb y sta ra ją się sam i i m uszą, bo grzechem b y ło b y cho­

w ać darm ozjady. Ale cóż z potrzebam i d u sz y ? Nad trum ną m atki padł niby p ierw szy szron na chcący się rozw inąć pączek róży,

« zw ieszona głów ka dziew czynki i pełne łez oczy jej w o ła ły : Sm ę­

tna jest dusza moja aż do śmierci. Kusiciel nie idzie w szędzie, ale gdzie jaka nadzieja zdobycia ofiary, tam w szędzie idzie i szuka.

Serce tej dziew czyny, jak groch p rz y drodze, jak pieniądz w o tw arty m dom u na stole, jak ow oce koło drogi. A m łodość jej i uroda, jej niedośw iadczenie i nierozw aga w ołają głośno: Tu zbie­

rajcie się, sępy, bo tu ścierw o! C zy to nie ow ieczka, o d erw an a od stad a? A gdzież jest to narzędzie, którem u P a n Jezu s chce oddać w ykonyw anie sw ojego ośw iadczenia: „Jam jest on dobry p a ste rz 11 ?

Je st 9-letni chłopak nieślubny. M atka na służbie, on na służbie.

B ył d osyć oberw any, i porządni gospodarze obaw iali się go; d o ­ stał się w ięc do ludzi, k tó rz y b y p rz y przew iew aniu zboża poszli w stronę plew y. C zy to nie ow ieczka, o d e rw a n a od stad a?

A gdzież jej d o b ry p a ste rz ?

B ył mąż, k tó ry n az y w ał się śm ierdzirobotka. T en pojął sobie żonę, której było na imię w onichlebiczek. Mieft tro je dzieci. Ojca zjadła wojna. M atkę zm usiły k artk i chlebow e, że opuściła drogę żebrania i p rz eszła na drogę służby. D w oje starszy ch dzieci też um ieszczono na służbie. Najm łodsze przy jęto do Domu sierot w Ustroniu.

P iękne żniw a lo k u 1921 podziałały na m atkę, jak las na w ilka.

Opuściła służbę i p oszła znów drogą sm yku! — a dziecię w y ­ kradła ze zakładu, b y — tak p rz y p u szczam y — mieć w abika na

K a le n d a rz E w an g elick i. 3

litość. Czy to nie ow ieczka, k tó rą w ilk uchw ycił za ucho, ogonem pogania i prow adzi w knieje?

A gdzież dla niej jest ten d o b ry pasterz, k tó ry duszę kładzie za ow cę? Spoglądam y jeden po drugim i p y tam y się: Kogóż P a n J e ­ zus w ybrał za narzędzie Swej woli i przezn aczy ł mu w y k o n y w a ­ nie jej? Któż jest nim?

— 34 —

W zm ierzchu w kościele stoją trz y osoby. Jed na z nich modli się: W ielki Boże! Jak z kłosu spada gotow e ziarnko, zaw ierające w sobie now e życie, a w ło ży łeś go, tam T y, tak m y rodzim y się z rodziców, a zsyłasz nas na św iat T y. T y ś zesłał i to dzieciątko, które trzy m am y na ręku. Od Ciebie, źródło w szelkiego życia, po­

chodzi. Jest jako bańk a szklanna, piękne, miłe, kochane — ale w ą - ' tłe i na przeciw ności św iata nieodporne. Zginie, gd y T y go z ręki Twej w ypuścisz. Zm arnieje, gdy go na chw ilkę tylko zaniedbasz.

Dlatego w ołam y do Ciebie: W ielki, dobry, m ocny Boże, uczyń z nim przym ierze, k tó re z a w a rłe ś z przodkam i, że będziesz mu Bogiem Ojcem i Synem Zbaw icielem i Duchem Ś w iętym P o cieszy ­ cielem, gdy ono Tobie będzie w iernem i w dzięcznem dziecięciem . To my to z łaski Tw ej w eźm iem y na siebie, że dzieciątko to, gdy się rozwijać zacznie, pozna T w ą w olę i zostanie w napom inaniu Pańskiem w ychow ane...

A po modlitwie zmówili w yznanie w iary apostolskiej. A potem mówiła ta sam a osoba tak : W yznanie to obow iązuje w szystkich w yznaw ców , aby w y strz eg ali się grzechu i poświęcili życie sw e Bogu wszechmocnemu. A tych, k tó rzy chcą, aby m ocą tego w y ­ znania dzieci ich przy jęte b y ły do kościoła naszego i oddane Bogu pod Jego opiekę, obow iązuje to w yznanie do przy rzeczen ia, że dziecię, gdy rozw ijać się zacznie, pozna w olę B oga naszego i zo­

stanie Jemu zachow ane. Otóż, w obliczu B oga w szechm ocnego, obecnego tu, choć niew idzialnego św iadka, p y tam się w a s: cz y chcecie Bogu naszemu to dzieciątko w ychow ać, zachow ać i dziś w e chrzcie poświęcić? I odezw ały się d w a głosy w spólnie:

Chcemy!

Któż się to modlił? Ksiądz. Któż się p y ta ł? Ksiądz. Odzie to b y ło ? W kościele przed ołtarzem . Co p rz y rze k an o ? S taran ie się 0 duszę dzieciątka i gw arancję za duszę dzieciątka! A któż to b y ł, co p rz y rz e k a ł? O j c i e c c h r z e s t n y i m a t k a c h r z e s t n a . 1 w te d y to spełniały się słow a p ro ro k a Jerem jasza (23, 4): N adto postanow ię nad niemi pasterzy, k tó rzy b y je paśli, aby się w ięcej nie lękały, ani strachały, i żeby ich nie ubyw ało 1, m ówi P an.

Do tej przysięgi w ielu się nie odstaw ia, w ielu tej przysięgi nie dotrzym uje. 1 to jest jedna z najw iększych i n a jg ro ź n ie jsz y * #

na-- 35 —

szych ew angelickich win! Dzięki tej winie naszej ogólnej giną nam dzieci w domach podupadłych, giną siero ty na służbach, ginie mło­

dzież w rozpuście, sze rzy się dem oralizacja, niedow iarstw o i po­

gaństwo, i upada nasz kościół. Bo jak z jednego ognia setki za p a­

lają sobie papierosy, tak jedna b łąd zą ca ow ieczka zaraża ty siące innych. A ow ieczka błądzi, bo p asterz jej’' — k rz y w o przysięgał.

Owieczka błądzi, bo niem a dobrego p asterza. .

A my, ew angelicy, m oże n a w e t m yślim y, że niem a m iędzy nami tych, którym P a n Jezus grozi: K toby zaś zgorszy ł jednego z tych małych, k tó rz y w e mnie w ierzą, pożyteczniejby mu było, aby zaw ieszony był kamień m łyński na szyi jego, a utopiony by ł w głę- bokośdech m orskich.

Ks. P . N i k o d e m .

Im dokładniejszy m am y pogląd na sp ra w y naszego1 osobistego, czy też publicznego życia, tem w ięcej przychodzim y do p rzek on a­

nia, że uspokoić i uszczęśliw ić może nas nie to, co się już stało, lecz czego się spodziew am y i co dopiero leży p rz ed nami. G dyby fakta człow iekow i w y sta rc z y ły do szczęścia, ileby go dzisiaj było!

Bo faktów dziś bardzo wiele. T ym czasem się nijako nie m ożna uspokoić i coraz to w idoczniejsze, że szczęście i bezpieczeństw o zależy w ięcej od tego, co nam jutro przyniesie, aniżeli od tego, co się dziś lub W czoraj stało. Mieć za sobą przeszłość to nic; ale mieć przyszłość p rzed sobą, to dopiero coś takiego, co serce najw ięk- szem m oże napełnić zadow oleniem .

Ze spraw kościelnych w świecie, w Polsce