• Nie Znaleziono Wyników

SETTE COMUNI

W dokumencie Generał Jan Romer. Pamiętniki (Stron 129-152)

Brygadierem piechoty. Z końcem października zde-cydowano także rozpocząć ofensywę w 11. Armii. Wybrano do te-go i najodpowiedniejszy teren (wyżynę Sette Comuni) i zarówno oddziały, jak i dowódców, do których żywiono szczególne zaufa-nie. Dowództwo ofensywy powierzono szefowi 3. Korpusu, gen. Krautwaldowi. Przysłano również doskonały materiał żołnierski, z którego formowano nowe oddziały pod doborowymi dowódca-mi. Między nimi wysłano także dowódcę naszej prawej (58.) brygady, płk. Günste, który wybitną odegrał rolę w zeszłorocznej (1916) ofensywie tyrolskiej w sztabie ówczesnego następcy tronu. Osie roconą przez to brygadę piechoty oddano mnie. Załatwiono więc dopiero teraz moją dawniejszą prośbę o powierzenie mi dowódz twa nad brygadą piechoty.

Nasza dywizja miała na razie wyczekiwać biernie rezultatu ofensywy korpusów stojących po obu stronach dywizji.

Pierwszy raz w wojnie, w ogóle pierwszy raz na serio do-wodzi łem piechotą. Wziąłem się natychmiast do zwiedzenia po-zycji powierzonej mi brygady, celem poznania moich nowych podko mendnych, których zresztą znałem już przeważnie oso-biście. Niedługo nabrałem do siebie zaufania także i w nowym zawodzie. Moje doświadczenia artyleryjskie, zwłaszcza taktyka i technika strzelania, były dla mnie dobrą pomocą w ocenie sys-temu ognia obronnego karabinów maszynowych, minowców i ka-129

rabinów ręcz nych. Dotychczasowe studia nad służbą łączności i obserwatorską także przy piechocie znalazły odpowiednie zasto-sowanie. Zdrowy rozum zawsze we wszystkim jest najlepszym przewodnikiem; wreszcie osobista tężyzna moralna i fizyczna, równie jak przy artyle rii, prędko mnie zespoliła z dobrymi ele-mentami przy piechocie i zdobyła mi ogólne uznanie.

Tymczasem zbliżała się chwila udziału w ofensywie także i mo jej dywizji.

8 października 1919 r.

W związku z odwrotem armii włoskiej nad Soczą, zaczął się ta kże w Karyntii i we wschodnim Tyrolu stosunkowo powol-ny od wrót sił nieprzyjacielskich. Z linii naszej dywizji i z wyżypowol-ny Sette Comuni Włosi cofnęli na razie tylko wysunięte placówki (np. na Civaronie).

Zresztą silny ogień ich artylerii aż do ostatniej chwili nie zdra dzał zamiarów ich odwrotu, co było tym dziwniejsze, że wycofanie artylerii i amunicji przedstawiało niemałą trudność.

Gdzieś dopiero 5 listopada 1917 dywizja otrzymała rozkaz wysłania, jeśli tylko okaże się to wykonalne, 3 oddziałów wy-wiadowczych, na kilkadziesiąt kilometrów, bo aż w okolice Pri-molano. Na razie ja tylko oddziały sformowałem, zresztą czy-hałem na znaki odwro tu Włochów. Dowódcami oddziałów wywiadowczych, które liczy ły kilkadziesiąt do stu ludzi, byli młodzi, specjalnie wybrani ofi cerowie.

W nocy z 8 na 9 listopada Włosi utrzymywali nadal dość mocny ogień artyleryjski, ale nad ranem nasze patrole stwierdziły, że w wielu miejscach przednie linie włoskie są próżne.

Równocześnie dochodziły wieści, że główna ofensywa 11. Armii na wyżynie Sette Comuni (gen. Krautwald) idzie opornie, a specjalnie pewne wiadomości donosiły, że mimo kilkakrotnych ataków, nie zdobyto C. Maory, leżącej na prawo od naszej dywizji.

Natomiast ofensywa naszego lewego sąsiada, wśród potężnych gór grupy Cima Asta rozwijała się korzystnie, choć powoli.

9 listopada wysłałem oddziały wywiadowcze w kierunku Primolano, a otrzymawszy od nich wiadomość, że w dolinie Brenty Włosi wi docznie cofnęli się dość daleko, bezpośrednio za oddziałami wy wiadowczymi, w nocy z 9 na 10 wysłałem do Grigno dwa oddziały robocze i kompanię saperską celem naprawy ewentualnie zniszczo nych tam mostów.

wojska włoskie wojska austro­niemieckie

Rys. 7.

10 listopada o g. 7 rano dywizja miała podjąć ofensywę; główna ko lumna pod kierownictwem dywizjonera przez góry na

północ od Brenty (wówczas już pokryte grubym śniegiem), moja, składa jąca się z 21/4 batalionów, 2 baterii i kilku jeźdźców doliną Brenty, dwie inne kolumny na Primolano. Ponieważ artyleria nie mo gła się przepchać okropnymi drogami głównej kolumny, tym bar dziej że nasze konie były już w bardzo smutnym stanie, z czym należało się także liczyć, przeto w ciągu 10 i 11 listopada do mojej do łączyły się jeszcze z głównej kolumny dwie polowe baterie i półbateria dalekonośnych armat.

Kilka minut przed 7 rano, przed rozpoczęciem pochodu wyda łem osobiście dyspozycje, których myślą przewodnią było: podsu nąć się nieprzerwanym marszem pod Grigno (bardzo ważny węzeł komunikacyjny, kryjący prawdopodobnie znaczne zapasy), wzmo cnić oddział wywiadowczy pod Tezze, nawiązać łączność z główną kolumną przez góry, starannie wyjaśnić sy-tuację w górach po obu stronach Brenty, ale nie wysuwać na razie głównych sił ku Primolano–Tezze. Nie było to wskazane najpierw z powodu przewagi liczebnej Włochów, po wtóre ze względu na główną kolumnę, któ ra w górach musiała pozostać w tyle za na-mi, wysuwając wreszcie główne siły przed Grigno, mogłem je narazić na odcięcie i rozbi cie, jeżeliby nieprzyjaciel, wyzyskując nasze odosobnienie, zaata kował Grigno na tyłach mojej kolumny. Maskarada sił. Dzień był mglisty, dżdżysty, zimny, wsku-tek tego i humory były kiepskie. A jednak to niepogoda by ła właśnie naszym zbawieniem. Wszak nieprzyjaciel, trzymając wyżynę Sette Comuni, Cima Maora itp. znacznie większymi si-łami, z artylerią i karabinami maszynowymi, górował nad nami o blisko 2000 m, miał przy tym otwartą naszą flankę i tyły. Mimo mgły, Włosi zauważyli nasz marsz — jak wykazały zeznania jeń-ców — jednak wskutek przeszkód przyrodniczych w obserwacji (mgła) nie domyślali się takiej bezczelności, jaką był nasz marsz i przypuszczali zapewne, że mają przed sobą większe siły; przy pogodzie wystrzelaliby nas jak zające.

Przybywszy do Grigno, stwierdziliśmy znaczne uszkodze-nia techniczne w komunikacjach. Most na Grigno był wysadzony, ale już saperzy kończyli kładkę i obiecywali na drugi dzień przy-go tować most. Drogi były tak zniszczone, że o komunikacji konnej nie mogło być mowy i dlatego do nawiązania łączności z główną kolumną musiało się wysłać patrol pieszy. Dla obrony Grigna za jąłem mocne fortyfikacje włoskie nad potokiem Grigno, pomimo że miały oczywiście front odwrotny; umyślnie też trzy-małem siły skupione.

Położenie moje było naturalnie bardzo krytyczne (wystar-czy rzut oka na szkic), tym bardziej, że główna kolumna została da leko w tyle z powodu trudności komunikacyjnych i o pomocy z tej strony mowy być nie mogło. A trzeba się było liczyć z tym, że Włosi lada chwila, skoro tylko zorientują się w liczebnej słabo-ści mojej kolumny, przypuszczą atak ze wszystkich stron, i to z gó ry. Toteż natychmiast umieściłem baterie na pozycjach, nie tyl ko w celach obronnych, ale przede wszystkim, żeby śmiałą po-sta wą zmylić nieprzyjaciela w ocenie moich sił.

Około 2 po południu otrzymałem z komendy dywizji (na wyż szy rozkaz) polecenie jak najszybszego wysłania 1 baonu w góry na południe od Brenty, ażeby atakiem na tyły skłonić do odwrotu brygadę nieprzyjacielską na Cima Maora. Batalionowi mojemu (36. Pułk Obrony Krajowej) operacja nie tylko się udała, ale w dal szym ciągu w związku z powodzeniem całej ofensywy zajął on je szcze 13 listopada fort Lisser.

Można sobie wyobrazić, jak dalece moja sytuacja po odes-łaniu batalionu stała się jeszcze krytyczniejszą na wypadek ataku. I rze czywiście, z zapadnięciem zmroku Włosi zaatakowali z Tez-ze wy sunięty tam prTez-zeTez-ze mnie oddział wywiadowczy i wziąwszy znacz ną jego część do niewoli, spróbowali następnie ataku na Grigno, ale mocny ogień artyleryjski niebawem skłonił ich do odwrotu. Ażeby wywołać u Włochów wrażenie, że rozporządzam

znaczny mi siłami, zarządziłem gruntowną iluminację Grigna, wbrew wszelkim zasadom, które nakazują maskowanie światła, żeby nie ściągać ognia artyleryjskiego. Mój podstęp się udał — noc minę ła spokojnie.

29 października 1919 r.

Zdobycie Primolano. Następnego dnia rano przyłą czyły się do mnie dalsze dwie baterie, które z główną kolumną dy wizji nie mogły się przedostać przez bardzo głębokie śniegi. Ba terie te zajęły natychmiast pozycje nie tylko w celach współdzia ła-nia przy odpieraniu oczekiwanych ataków włoskich, ale także wzmocnioną akcją artylerii zmylić Włochom obliczenia stanu na szych sił i przez to ułatwić zadanie kolumnie.

Przed południem przyszedł rozkaz zaatakowania nieprzy-jacie la pod Tezze. Nie było to łatwe zadanie. Pod Grigno musiała zo stać choć jedna kompania dla zabezpieczenia węzła, zapasów w Gri gno oraz artylerii, a jeden batalion, jak skreśliłem poprzed-nio, wy ruszył w góry, ażeby Włochom zajść tyły w odcinku C. Maora. Do ataku zostawał jeden, co prawda wówczas bardzo dobry, 22. Baon Strzelców pod dowództwem ppłk. Köbe. Nie wahałem się Wło chów zaatakować, licząc przy tym na ich de-moralizację, na dość wydatną pomoc artylerii oraz na wartość bojową mojego bata lionu. Atak decydujący miało wykonać lewe skrzydło, uderzeniem na północny wschód Tezze, gdyż stoki z tej strony były zwięźlej złączone z doliną pod Tezze i słabiej umocnione niż pozycje na południe od tej miejscowości. W ata-ku wzięliśmy Włochom nie które ich wysunięte pozycje, ale prze-łamanie głównej linii okaza ło się niemożliwe, ze względu na ogromną przewagę przeciwnika i jego korzystne położenie tak-tyczne. Ppłk Köbe miał tylko utrzymać zdobytą linię. Tego i nas-tępnego dnia Włosi wykonali na nasze linie szereg ataków, które przy pomocy artylerii zostały odparte.

Tymczasem i główna siła dywizji posuwała się naprzód przez góry na lewym brzegu Brenty. Po południu 12 listopada zaatakowała ona forty Primolano: Col di Lan i inne dalej na wschód. Noc za padała, akcja, jak się wydawało, postępowała pomyślnie. Nie było jednak pewności, czy forty wzięto, a i żoł-nierz po niezwykłych trudach marszu i walk upadał z sił.

Zdobycie Primolano, i to możliwie najszybsze, zanim je nie-przyjaciel ewentualnie zniszczy, było postulatem pierwszej wagi, gdyż punkt ten był nadzwyczaj bogato wyposażoną bazą włoskich operacji górskich. Dlatego też dywizja wyznaczyła specjalny ba-talion, który miał bez względu na stan walki w największym po-śpiechu opanować Primolano. Mnie tylko o tym zawiadomiono, nie przypuszczając, żeby moje siły wystarczyły do tego celu. Ale mimo to zarządziłem natychmiast zorganizowanie specjalnej słu-żby wywiadowczej, a z 22. Bat. Strzelców pogotowia specjalnych oddziałów, ażeby stać w gotowości do podjęcia ofensywy na Pri-molano, skoro tylko spostrzeże się u Włochów pierwsze oznaki od wrotu; pozostawałem też w ciągłej łączności z ppłk. Köbe. Nare szcie około północy oddziały przygotowane do pościgu spo-strze gły ruch u Włochów; z całą energią rzuciły się naprzód, a około godziny 3 Primolano było już w naszych rękach. Po 8 rano z głó wną siłą batalionu strzelców wkroczyłem do Primolano, zabezpie czając wzgórza naokoło.

Dopiero po południu zjawiły się w Primolano bataliony głó-wnej siły dywizji. Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że gdyby nie energiczna akcja mojej małej kolumny, Włosi zniszczyliby Primolano, a zwłaszcza zapasy nagromadzone tam niezwykle bogato.

30 października 1919 r.

Ponieważ, jak poprzednio przedstawiłem, brygada moja skła dała się już tylko z jednego batalionu, przeto rozwiązano ją,

a ja objąłem ponownie dowództwo 18. Brygady Artylerii. Zada-niem na szego korpusu (IX) było zdobyć płaskowzgórze, panują-ce nad ko tliną Asiago. Wypadało najpierw wziąć M. Badenecche –Tondarecar–Castel Gomberto–M. Miela–M. Melleta, potem sforsować czeluście Frenzeli i posiąść główne pozycje włoskie: C. Ecker– Mgna Nuova itd. Równocześnie na wschodnim brzegu Brenty in ne dywizje miały zająć wyżynę, której kluczem była wyniosła M. Grappa.

Niełatwe to było zadanie i ze względu na ogromne trudności, jakie nastręczał skalisty teren i z powodu bardzo poważnych uszkodzeń, których Włosi dokonali w komunikacjach i kolejkach linowych.

O g. 6 rano, w zupełniej ciemności, ruszyła brygada artylerii, ażeby wspiąć się z Primolano na górę M. Lisser. Różnica po-ziomu wynosiła z górą 1000 m i, co gorsza, gościniec był w kilku miejscach tak uszkodzony, że aż do jego naprawy, wymagającej 2–3 tygodni, armaty na przestrzeni kilkuset metrów musiały się po-sługiwać nadzwyczaj stromą i wąską drożyną górską. Mimo tych trudności, udało się przetransportować od razu armaty i bice polowe i około 8 baterii 14 listopada między 2 a 4 po południu roz winąłem już na północnych stokach M. Lisser i M. Alessio.

Nieprzyjaciel tymczasem gęsto obsadził silnie ufortyfiko-wane i kute w skałach pozycje Badenecche–Tondarecar, tak że atak na szej piechoty nie dawał rezultatów i nie mógł ich dać, gdyż przy gotowanie artyleryjskie nie mogło być w ówczesnych warunkach wystarczające. Jak to zazwyczaj bywa, raporty pie-choty były nie dostatecznie ścisłe i wielokrotnie robiły wrażenie, że M. Bade necche lub M. Tondarecar jest wzięte, dywizja więc wznawiała ciągle ataki w przypuszczeniu, że małym wysiłkiem uda się nie przyjaciela złamać. W dniach 16 listopada i 19 lis-topada trwały szczególnie ostre ataki; zwłaszcza 19 lislis-topada, kiedy to prawa dywizja 9. Korpusu przystąpiła do ataku na

klucz wszystkich pozycji, tj. M. Meletta. Nasza artyleria, która tymczasem rozwinęła kilka 15 cm baterii na stokach M. Lisser i M. Kempel, miała ten atak wesprzeć; jed nak cała ta akcja, przygotowana bardzo powierzchownie przez dowództwo korpusu i przez dowództwa obu dywizji, doprowadzi ła tylko do czasowego zajęcia wysuniętych pozycji nieprzyjaciel skich Meletty oraz siodełka między Badenecche i Tondarecar.

Przyniosła poza tym tylko wielkie straty, pochodzące zwłaszcza od karabinów maszynowych wkutych w skałę na Castel Gomberto, które nasze kolumny, atakujące M. Meletta, prażyły morder czym ogniem.

wojska włoskie wojska austro­niemieckie

Po tym niepowodzeniu dowództwo armii (XI) wzięło w swoje ręce przeprowadzenie ataku na M. Meletta i jak w czerwcu 1917 r. na M. Ortigara, tak i tutaj postanowiono mnie powierzyć przepro wadzenie przygotowania artyleryjskiego.

21 listopada, zdaje mi się, przyjechało od dowództwa armii auto, któ rym udałem się do Trydentu, oddalonego od frontu o 100 km.

31 października 1919 r.

Rada wojenna i przygotowanie ataku na M. Melet-ta. W komendzie armii zapytano mnie przede wszystkim, jakich środków potrzebuję i kiedy przygotowania do rozpoczęcia ataku mogą być skończone. Odpowiedziałem, że wystarczą mi te działa, które już są, albo już zostały skierowane na odcinek bądź mojej 8. Dywizji, bądź też do obu dywizji sąsiadujących z nią na prawo, z tym jednakże, że należy najpierw dokonać koncentracji artylerii i potrzebnej amunicji (około 400–500 strzałów na dzia ło lekkie, około 200–250 na średnie, około 100 na ciężkie). Ta koncentracja dział i amunicji musi się odbyć dwoma drogami: na odcinku 18. Dywizji gościńcem z Primolano, który jednak po przednio należy naprawić, w obrębie zaś obu sąsiednich dywizji, leżącej na prawo (zachód) od 18. gościńcem na wyżynie Sette Comuni (tj. od zachodu, czyli w obrębie 18. Dywizji gościńcem od le-wego skrzydła, natomiast w obu dalszych dywizjach gościńcem od prawego skrzydła).

Koncentracja dział i amunicji była rzeczą nadzwyczaj trud-ną. Wyżyna była mocno zaśnieżona i zlodowacia ła, zaś gościniec z Primolano wedle orzeczenia saperów miał być naprawiony do-piero 30 listopada. Mimo to podjąłem się przygotowania artylerii do ataku za dwa tygodnie — na 3 grudnia.

Wróciwszy z komendy armii z szefem sztabu 18. Dyw., podpuł kownikiem Uxhüllem, najzdolniejszym oficerem sztabu

general nego, jakiego w wojnie światowej dotąd osobiście poz-nałem, roz począłem rekonesanse.

Ustaliliśmy przede wszystkim wspólnie z szefem sztabu korpu su (ppłk Knaus), że atak odbędzie się w dwu okresach; pierwszego dnia uderzy się na M. Badenecche, Tondarecar i o ile możności Castel Gomberto z pozycji 18. Dywizji, a na M. Zomo z prawej dywizji i w ten sposób odizoluje się klucz pozycji, M. Meletta. Drugiego dnia natomiast ma się zaatakować koncentrycznie M. Meletta–M. Miela i nieprzyjaciela odrzucić za Frenzelę.

Rozpoczął się teraz szczegółowy rekonesans dla każdego z dwu ataków. Zbierało się wiadomości o sytuacji i doświadczenia z po przednich bitew (14, 15 listopada i 19 listopada) od do-wódców batalionów, kompanii itp. Jeśli idzie o atak na M. Ba-denecche i Tondarecar, to dotychczasowe walki przestrzegały przede wszystkim przed systemem flankującym, prowadzonym z siodełka między Badene cche i Tondarecar, gdyż ogień z tej stro-ny ukryty dobrze w ska łach i drzewach, w atakach na Badenecche dał się bardzo we zna ki, skutecznie również działał Tondarecar w prawo (ku siodełku między Badenecche a Tondarecar), a wresz-cie i wspomniane już, niezwykle mocne i nieuchwytne pozycje karabinów maszynowych, wykute w masywie Castel Gomberto, prawie wykluczały podejście ofensywne do M. Maletta.

Ponieważ do wykonania teoretycznie przygotowanego ata-ku na M. Meletta nie było w ogóle okazji (jak usłyszymy M. Meletta już pierwszego dnia ataku niespodzianie wpadła w nasze ręce), przeto ograniczę się tu do krótkich tylko wzmianek o pro-gramie ataku artyleryjskiego na tę pozycję.

Piechota miała uderzyć na krótki, północny róg Meletty, zao patrzony w trzy bardzo mocne i w skale wykute linie obronne, po łożone jedna za drugą.

Około 7 ciężkim i 15 średnim działom powierzono ogień (zdaje mi się) przez 1½ godz. na południową linię (na sam szczyt Melet ty), zaś kilku średnim i około 30 lekkim działom na linię obronną Meletty zwróconą frontem ku zachodowi, przeciw której miała również demonstrować piechota. Specjalne baterie, umyśl-nie prze sunięte na 1½ do 3 km pod Castel Gomberto, miały trzy-mać pod ogniem wkute tam karabiny maszynowe, zdemontować je lub przynajmniej sparaliżować. Pewna ilość lekkich dział, usta-wio nych na zachód od Meletty i blisko niej, otrzymała polecenie, aby stosownie do postępów atakującej piechoty — z flanki — kłaść przed nią ogień, aby linia ofensywna była zabezpieczona stałą za porą artylerii przeciw ewentualnym kontratakom. Wreszcie sze reg baterii miał z jednej strony przeszkadzać rokadom sił nie-przyjacielskich (celem niesienia pomocy Meletcie), z drugiej stro ny zneutralizować włoską artylerię; w obu akcjach miały być uży te pociski gazowe.

Atak na M. Badenecche. Wykonanie ataku na M. Ba-denecche–M. Tondarecar opierało się na następujących założe-niach:

Główny atak skierowano na „flankę” między Badenecche a Ton darecar. Wyszukanie tego punktu zarówno teoretycznie, jak w naturze było moim osobistym dziełem, a taki kierunek ataku zapewniał następujące korzyści: atak celowo zwrócono nie prze-ciw najsilniejszym punktom linii obronnej, którymi były Tonda-recar i Badenecche, ale przeciw pozycji słabszej, gdyż można ją było łatwo osaczyć. Nadto punkt ten, stosunkowo nisko położony, był mniej wybitny; mniej wpadał w oko, zapewne też nieprzyja-ciel na ten kierunek ataku był najmniej przygotowany. Po zdoby-ciu tego punktu można było w korzystnych warunkach linię nie-przyjacielską w obu kierunkach (ku Badenecche i ku Tondarecar) „zagarnąć”. Natomiast atak wprost na Tondarecar był bardzo trudny, i ze względu na teren, i ogień nieprzyjacielski, zaś na

Ba-denecche tym trudniejszy, że narażał na uderzenie flankowane i z „systemu flankowego” włoskiej linii i z Tondarecar szczegól-nie dotkliwe, gdyż szczegól-nie zalesione Badenecche szczegól-nie dawało żadnych kryjówek.

wojska włoskie wojska austro­niemieckie

Rys. 9.

Przy wszystkich takich atakach koncentrowałem zwykle moc no ogień artyleryjski, aby z góry być pewnym, że akcja baterii wyłamie w linii nieprzyjacielskiej choćby tylko wąską szparę lub kilka szpar, gdyż byłem pewny, iż rozszerzą się one później. I tu więc na „flankę” skoncentrowałem 6 ciężkich moździerzy, 3 bate-rie minowców, 8 średnich dział; na Tondarecar 3 ciężkie mo­

ździerze i około 6 średnich dział, przy tym grupa ta miała się skierować po wzięciu Badenecche-Tondarecar na Castel Gomberto, pierwotnie ostrzeliwane tylko przez polowe haubice. Drugie linie (zwłaszcza na wschód szczytu ku Tondarecar) i li-nie łączące trzy główne punkty pozycji li-nieprzyjacielskich („flan-ka” i oba szczyty) stały pod ogniem lekkich dział. Specjalne działa sąsied nich dywizji miały ubezwładnić M. Meletta, M. Miela (tę głównie przez nasze działa) i Castel Gomberto. Zadaniem osobnej grupy na M. Alessio było odcięcie drogi posiłkom od południa; walka przeciw artylerii była zarządzona, ale nie znaliśmy jeszcze dosta tecznie jej pozycji i uważaliśmy ją za jeszcze dość słabą. Stanowi sko w czasie bitwy miałem na stoku Lisser, zaś dywizjonier w for cie Lisser (moje stanowisko dawało lepszy widok).

Dopiero 30 listopada gościniec z Primolano na górę Lisser na prawiono i dopiero teraz mogła się rozpocząć koncentracja cięż kiej artylerii i jej amunicji. Czas poprzedni wyzyskaliśmy na skoncentrowanie artylerii średniej, którą przy pomocy piechoty przetaczano po niezwykle stromych i wąskich drożynach górs-kich, w miejscach, gdzie trzeba było omijać uszkodzone części gościńca. W tych warunkach koncentracja artylerii była przed-sięwzięciem nadzwyczaj uciążliwym, a terminowe dokonanie go było owocem niezwykłej energii, włożonej przez wszystkich artylerzystów, po czynając ode mnie. Dobre usługi oddała nam także w przygotowa niach pomoc, jakiej mi zawsze chętnie

W dokumencie Generał Jan Romer. Pamiętniki (Stron 129-152)