• Nie Znaleziono Wyników

WALKI POZYCYJNE NAD DNIESTREM (listopad 1915–kwiecień 1916)

W dokumencie Generał Jan Romer. Pamiętniki (Stron 71-76)

Około 18 listopada pułk mój opuścił pozycje i miał z Rei-fenbergu (około 40 km za linią bojową) koleją w kilku partiach dziennych odejść nad Dniestr. Cel jazdy nigdy nie był znany do-wódcom transportów i tylko na częściowych przestrzeniach (np. z Reifen bergu do Lublany, z Lublany do Leoben itp.) znały go władze wojskowo-kolejowe, które transportami odpowiednio kie-rowały. System ten dobrze funkcjonował, a przeszkadzał oczy-wiście szpiegom. Rozkaz odmaszerowania do Reifenbergu, celem utrzymania tajemnicy, przyszedł późno. Poleciłem jednak jeszcze komendan tom baterii przeprowadzić wywiad, aby upewnić się, czy baterie (nocą) mają iść wygodną, trochę dłuższą i bardziej niebezpieczną drogą przez Vallone, czy krótszą, bardzo uciąż-liwą, a mniej nie bezpieczną wprost przez płaskowzgórze. Za pierwszym kierun kiem przemawiał zwłaszcza wzgląd na konie, które w niegościn nym krasie bardzo ucierpiały, za drugim tylko bezpieczeństwo. W porozumieniu ze sztabem obrałem pierwszą drogę, pułk dostał się wprawdzie w ogień, ale nie bardzo mocny i bardzo wygodnie, bardzo wcześnie stanął w Reifenbergu, gdzie

czekając na baterie, zrobiłem kilka bardzo ładnych wycieczek, na których miałem spo sobność zobaczyć śliczne siana alpejs-kie, niezebrane przez nikogo, mimo wielkiego już braku pokarmu dla koni.

Czas był śliczny, jesienny, ciepły. Po czterech czy pięciu dniach znaleźliśmy się w Zaleszczykach, w głębokim śniegu, go-łoledzi, przy zimnie około 100. Przyjechaliśmy około północy, cały pułk nocował na dworze, a nawet oficerowie musieli z trudem zdobywać legowiska na częściowo popitych ordynansach pułku, który mieliśmy zluzować.

Około 9 rano otrzymałem od brygadiera płk. Szeptyckiego, po zycje dla swoich baterii i w południe pułk mój zajął już nowe sta nowiska (około 7 km na północ od Zaleszczyk). Tego samego dnia po południu poznałem już część mojego odcinka.

11 września 1919 r.

Najniebezpieczniejszym naszym wrogiem była w tym ok-resie zima. Obfitowała ona zwłaszcza w śniegi, które zasypywały for tyfikacje, a często i armaty, do tego stopnia, że po jednej nocy trze ba je było pół dnia odkopywać, żeby mogły pracować dalej.

Niemniej uciążliwych robót wymagało przygotowanie ubi-kacyj koło baterii, które by personal zabezpieczały zarówno przed ogniem nieprzyjacielskim, jak przed wrogim klimatem. Personal cięższych baterii (15 cm) celował w tych robotach. Tuż koło dział zbudowano ziemianki, często bardzo głębokie, ukryte w lesie za działami, ciepłe szopy dla ludzi, ziemianki dla amunicji, nawet kąpiele, do których konstrukcji użyto kotłów z gorzelni, beczek z benzyny itp.

Akcja bojowa była wcale umiarkowana. Ani Moskale, ani my nie przedsięwzięliśmy w tym czasie żadnej większej akcji. Ponie waż sami nie mieliśmy zamiaru atakować, przeto zadaniem arty lerii było przygotować sobie warunki do skutecznego poparcia

piechoty, gdyby ją Moskale zaatakowali. Do tego potrzeba było ze strony artylerii czujności i łączności z piechotą. Baterie dzień i noc (w nocy normalnie tylko częściowo) były gotowe do działań bojowych, wstrzelane w ten sposób, że i w nocy komendant baterii ze stanowiska nocnego mógł rozwinąć planowy ogień. W dzień ko mendanci grup i baterii z reguły sami, bądź zresztą ich zastępcy, obsługiwali stanowiska obserwacyjne; ja niemal co dzień je ob chodziłem. Z dowódcami artylerii połączeni byli również oficerowie łącz ności, którzy na pozycjach piechoty zajmowali dobre stanowiska.

Brygada artylerii zajęła najpierw stanowiska w obrębie 30. (lwowskiej) Dywizji Piechoty, potem w okolicy Horodenki na od cinku 6. Dywizji Kawalerii. Dowóz odbywał się po części wozami, po części polowymi (konnymi) kolejami, które sięgały blisko pierwszych linii, były rozgałęzione i nieźle funkcjonowały wobec względnej bierności rosyjskiej piechoty i artylerii.

Nieudolna maskarada bojowa. Pozycje nasze były rezultatem ostatnich walk wielkiej ofensywy Mackensena w lecie i w jesieni 1915 r. Moskale długo cofali się bez szczegól-nego opo ru, a także wojska austriackie, decydując się na zaprzes-tanie ofensywy i zajęcie stanowisk obronnych, miały wielką swobodę dzia łania. Otóż przed frontem pozycji austriackich był szereg poje dynczo wysuniętych, górujących punktów, które za-równo dla obserwacji taktycznej, a zwłaszcza artyleryjskiej, przedstawiały wielką wartość. Stanowiska te, początkowo opusz-czone przez Mo skali, mogliśmy łatwo zająć bez walki. W rzeczy-wistości większą część zostawiono Moskalom, którzy je z czasem zajęli i ufortyfikowali; Austriacy część ich tylko obsadzili, ale słabo, ufortyfiko wali, ale kiepsko. Te wysunięte pozycje austriac-kie były często przedmiotem ataków mosaustriac-kiewskich, raz, aby się pozbyć niewy godnych obserwatorów artyleryjskich, po wtóre, żeby brać mniej sze oddziały do niewoli. W miesiącu kwietniu

jedno z takich wy suniętych stanowisk na północ od Czerniłowy zdobyli Moskale po mocnym przygotowaniu artyleryjskim.

Dowództwo 7. Armii (gen. Pflanzer) rozkazało 13. Kor-pusowi (gen. Rehmen) stanowisko to odebrać i w tym celu moja dywizja kawalerii miała wesprzeć akcję 13. Korpusu (swego le-wego sąsia da) flankującą grupą artylerii; dowództwo tej grupy oddano mnie. Natychmiast posłałem ppor. Durskiego (bratanka genera ła) na wywiad do 13. Korpusu, ażeby tam w terenie zbadał pozycje Moskali i ustalił, w jaki sposób moja artyleria miała udzielić po mocy. Wywiad ppor. Durskiego na północnym brzegu Dniestru i mój własny z południowego brzegu Dniestru ustaliły, że Moskale w zajętej pozycji tak się gruntownie ufortyfikowali, że atak, ze względu na nasze nieznaczne siły, nie może mieć powodzenia. Postępów, jakich dokonali Moskale w fortyfika-cjach, 13. Korpus wca le nie znał i dopiero dowiedział się o nich od mego pułku (z są siedniego odcinka). Dowództwo armii, mimo mego raportu, od za miaru ataku nie odstąpiło.

Ja tymczasem wyszukałem dla swych 6 baterii bardzo orygi-nalne stanowiska: Tylko na A, lub B były stanowiska zakryte dla artylerii. Stanowiska B były obszerne, dogodne, ale za odle głe; stanowiska A były bardzo ciasne, bateria stała za baterią, by ły one jednak bliskie, a więc skuteczne. Ponieważ byłem przeko-nany, że Moskale nieprędko się zorientują, iż zajęliśmy zuchwale stanowiska A, przeto w nocy wśród okropnego roztopu, przy naj-większym wysiłku koni, zająłem te stanowiska. Wstrzelanie szło z powodu mgły dość opornie, ale ukończyło się jeszcze na czas. O 2 po południu mieliśmy silnym ogniem przygotować atak pie-choty. Wtem przychodzi meldunek, że aż do otrzymania rozkazu od komendanta armii mamy milczeć. Forma tego rozkazu była zupełnie niezwykła, bo naszym przełożonym było dowództwo kor pusu. Powstała wersja o zawieszeniu broni, poparta przypad-kowym zamilknieniem ognia i po stronie rosyjskiej. O 4

dostaliś-my rozkaz ogień otworzyć, ale oddać tylko dość ograniczoną ilość strzałów. Z ataku zrobiła się demonstracja, naturalnie bez rezul-tatu, a to dlatego, że komendant armii zobaczywszy osobiście for-tyfikacje rosyjskie, ocenił je tak, jak ja to sam poprzednio uczy-niłem, tzn. z decydującego ataku zrezygnował.

Baterie moje tej samej nocy wróciły na swoje pierwotne stanowiska (kilkanaście km odległe), wzbudzając tym, ze względu na stan dróg, niemały podziw; ten wielki wysiłek udał się dzięki sprawnemu i energicznemu przygotowaniu i dokładnemu wyko-naniu przygotowań.

WALKI POZYCYJNE POD TOLMINEM

W dokumencie Generał Jan Romer. Pamiętniki (Stron 71-76)