• Nie Znaleziono Wyników

Stanis³aw Sarbiewski: mowa na pogrzebie Jana Bartnickiego

Mowa pogrzebowa 1644 d[ie] 4 Febr[uarii] na pogrzebie Pana Jana Bartnickiego, który w jednym roku dwakroæ na ³ó¿ku nogê z³ama³, rêkê raz i w tej chorobie fundowa³ Loret w Zamoœciu, i we trzy æwierci roku umar³ po pierwszym z³amaniu

1

5

10

15

A to i teraz patrzamy, a ono zacnego cz³[owi]eka – praw-daæ, i¿ nie przed czasem, bo w dobrym wieku i w zupe³nej lat dojrza³oœci – œmiertelne wiatry zarazi³y. Widzim, jako go ju¿

nieu¿yta œmieræ dekretem œmiertelnoœci nakry³a, jednak

lubo-œmy wiedzieli, ¿e tak zacny cz³[owi]ek œmiertelnym, alelubo-œmy rozumieli, ¿e cnota i pobo¿noœæ jego lat i w takim wieku nad-stawiæ mu mia³a. Lu<bo>œmy wiedzieli, ¿e d³ug przyrodzeniu p³aciæ by³ powinien, aleœmy rozumieli, ¿e na tak n<ie>uprzy-krzonej nikomu – i owszem, mi³ej i do¿ywotniemu towarzyszo-wi, i wszystkim p[rzyjacio]³om – duszy, jeszcze tego d³ugu do-chodziæ nie miano. Ale a to ju¿ nadzieje nasze nieu¿y-ta œmieræ w p³ac<ze> i lamenty odmieni³a. A to widzim, ¿e nikomu natura nad zwyczaj ¿yæ nie pozwoli³a; w godzinê poc<zy>naj¹cego siê ¿ycia naszego godzinê œmierci nazna-cza Szafarz ¯ywota i Œmierci. A lubo tak czêste d<o>wody

œmiertelnoœci w oczach naszych miewamy, jednak widokom

œmierci nie mo¿em siê tak przyzwyczaiæ, i z ¿alami, które z œmierci ludzkiej pochodz¹, nie mo¿em siê tak spospolitowaæ, abyœmy – jako fatibus ulegaæ musiemy – tak i ¿alom ulegaæ nie mieli. I chocia¿ siê to tak œmieræ wiel¹ przyk³adów w ludz-kie ¿ycie wpar³a[?], ¿e tak wysoludz-kie wielkich heroum pa³ace, jak i niedostatnie ubogich ludzi tuguria jednakim skazitelnoœci, jednakim odmiany pieczêtuje herb<em>, a przecie nie mo¿em siê tak w œmiertelnoœæ wpatrzaæ, abyœmy i na najpobo¿niejsz¹ ludzk¹ œmier<æ> bez ciê¿kiego ¿alu i wezdrgnienia patrzaæ mieli.

A to i dzisiejszego dnia, kiedy zacnie urodzonego J[ego]

M[oœci] P[ana] B[artnickiego] w grób zanosiemy – któremu przy nadgrodzie wszelkich jego przystojnych czynów wieczne w niebie cnocie i pobo¿noœci jego zostaje domicilium, a tu zaœ

na ziemi superstes fam<a> ¿ycia i spraw jego, osobliwie ku po-mno¿eniu chwa³y Bo¿ej, d³ugo pamiêtnej nie zaniecha podaæ posteritati – a przecie przy takiej s³awie z urodzenia, przy ta-kiej pociesze pobo¿nych i zacnych jego postêpków, zeœcie jego nie mo¿e byæ, jeno ¿a³osnym serdeczny<ch> skrytoœci

wzru -20

25

30

35

40

45

50

95

szeniem. Niechby jeno wprzód mog³o choæ samo tylko ¿a³osne ser<ce> pozosta³ej ma³¿onki przy jej nieutulonym i ustawicz-nym p³aczu dotknienie swe i ¿al opowiedzieæ, pewnie byœmy pe³ne ¿alu, pe³ne lamentu, pe³ne narzekania uszy odnieœli.

Aczci s³usznie, kiedy to dziœ w ¿a³osnej procesyji ostatnie cie-nie pociech swoich w dó³ zanios³a, i wierzê temu, i¿ choæby one niepamiêci zdroje do tego czasu doprawdy p³ynê³y, o których tak pogañstwo baja³o, i¿ kto siê z nich napi³, wszytkiego frasunku zapomnia³, wierzê, ¿e by dziœ ¿alu i frasunku Jej M[oœ]ci nie zala³y, bo i temu wierzê, i¿ tak mi³emu ma³¿onko-wi nie tak w ziemi, jako w sercu swym grobu pozwoli³a.

¯a³o-œni s¹ nieomylnie i wszyscy Ich M[oœciowie] tak pokrewnoœci¹ zwi¹zani, jako i obc¹ przyjaŸni¹ zjednoczeni. ¯a³osna jednym s³owem ca³a do pogrzebu zgromadzona frequentia, kiedy to niektórzy brata, niektórzy stryja, niektórzy wuja, niektórzy szwagra, a wszyscy oraz mi³ego ¿a³ujemy p[rzyjacie]la.

Aleæ on ju¿ tego i po mi³ej ma³¿once, i po wszytkich nie po-trzebuje; pewnie z grobu zakonnego œmie zawo³aæ: „nemo me lachrimis decoret, nec funera flendo faxit”. Boæ siê to tylko ci cudzymi okupuj¹ ³zami, którzy albo straconego marnie wieku d³ugów wyp³aciæ inaczej nie mog¹, albo w tak dalek¹ drogê dostatecznej sobie z pobo¿nych ucz<y>nków nie przygotowali prowizyji, ale œ[wiêtej] p[amiêci] M[oœci] P[an] B[artnicki] tak wiek swój i w wierze œwiêtej, i w us³udze R[zeczypospolitej], i w pozyskaniu przyjaŸni ludzkiej prowadzi³, ¿e z sprawiedli-wego potu czo³a ssprawiedli-wego wieczny na o³tarzu Pañskim obrok du-szy swej zostawiwdu-szy, mi³¹ ma³¿onkê warownym opatrzeniem praw jej ubezpieczon¹, opiekunami dobrymi opatrzon¹ po¿e-gnawszy, bli¿szym krewnym swym z tej¿e pracy swej zacnych beneficia udzieliwszy, synów sobie w zakonie œ[wiêtym] in omnem posteritatem duraturos narodziwszy – tak siê porz¹n-nie w tê dalek¹ drogê wyprawi³, ¿e bezpieczporz¹n-nie o tym viati-cum zaszed³ do nieba. Poniewa¿ go tant<ae> pietatis tituli w grób zaprowadzi³y, z którego ostateczn¹ i ¿a³osnej ma³¿on-ce, i wszystkim wobec daj¹c waletê, ukazuje nam, i¿

szczê-55

60

65

70

75

80

85

œliwie swoje mortalia clausit, ¿e ju¿ po tak niepewnym na tym œwiecie ¿yciu pewny a wieczny pokój odnosi. Tak

szczê-œliwy pokój, ¿e ju¿ w nim rozkoszy œwiatowych nie pragnie89, z szczêœciem siê przed zawisn¹ inwidyj¹ nie kryje, z³oœliwych siê jêzyków, cudze sprawy przewrotnie szacuj¹cych, nie lêka.

Zgo³a ta<m> stan¹³, gdzie od wszytkich niedoskona³oœci aevi-ternam otrzyma³ vacationem i j<u¿> weso³ym okiem patrza na tragedie ¿ycia naszego i despicit humanarum reru[m] lu-dibria, ciesz¹c siê i z tego, ¿e i tu zbiór swój tak gruntownie w ja³mu¿nê Pa[nu] Bogu na o³tarz po³o¿y³, i¿ go i najbystrzy dowcip zdj¹æ nie doka¿e90, i tam wieczystoœæ za doczesnoœæ osi¹gn¹³.

I teæ s¹ rzeczy, które i ¿a³osn<¹> ma³¿onkê, i ka¿dego a lachrimis do pociechy i pobo¿noœci et ad imitatione[m] czy-nów jego poci¹gaæ maj¹, jako niegdy ks<i¹>¿ê ateñskie Te-mistoklesa zwyciêstwo Miltiadesowe nad barbari w Marato-nie otrzymane do dzielnych postêpków wzbudza³o tak dalece,

¿e te¿ czasem nie dosypia³, mówi¹c: „non sinit me dormire et torpescere Miltiadis tropheum”. Tak wierzam, i¿ nie chrzeœci-jañskie serce, które by tego, co on da³ Bogu, zajrza³o; raczej pobo¿nym duszom i œ[wiêtej] p[amiêci] pietas jego nie

dopu-œci, myœl¹c jakoby j¹ eius exemplo Panu Bogu wyr<z¹>dzali.

A ¿eœcie W[aszmoœæ] P[anowie] i teraz zmar³emu chrzeœcijañ-sk¹ pobo¿noœæ oœwiadczyli do grobu go zaprowadziwszy, nie zgaœnie za to przed Panem Bogiem w niebie zap³ata, nie

zga-œnie w sercu Jej M[oœ]ci P[ani] B[artnickiej] pami¹tka tej uczynnoœci, za któr¹ przez miê podziêkowawszy, na chleb swój prosi. St[anis³aw] Sarbiewski.

89Nota autorska na marginesie: „N[ota] b[ene]”.

90

95

100

105

110

115

97

Dop³aci³a zacna matrona w oczach naszych d³ugu ostatnie-go. Ale tylko¿ generalny d³ug œmiertelnoœci, na nas wszytkich wywo³any (hominem Deus paravit ad humana) zap³aciwszy, inszych swoich oblig nie zap³a<ciwszy>, œmiertelnoœci¹

zara-¿ona zniknê³a? Nie. Odda³a wprzód zacnej swej familii wedle p³ci swej przyzwoite cnoty, i z nich s³awê i ozdobê,

doskona-³ym lubo bia³og³owskim rozeznawszy rozs¹dkiem, ¿e kto jest genere, ten powinien byæ i virtute venerabilis. Odda³a Rodzi-com przyrodzon¹ mi³oœæ, przy s³usznej za urodzenie, wycho-wanie, æwiczenie, wydanie i inne dobrodziejstwa

wdziêczno-œci, pomni¹c, ¿e prima naturae lex est, amare parentes. Odda³a Ich M[oœ]ciom Panom Braci powinne chêci i wzajemne ¿yczli-woœci, to zawsze przed oczema maj¹c, ¿e tych unq[uam] et idem amor byæ ma, których unq[uam] et idem genuit Venus[?].

Odda-³a Ich M[oœciom] Paniom Siostrom przykOdda-³ad obyczajów, w pa-nieñstwie ¿yj¹c – panieñskich, w ma³¿eñstwie – ma³¿eñskich, wiedz¹c, ¿e ka¿dy recte fovere recte foviendo docet – i tak i natu, i exemplo by³a maior. Odda³a Prz[yjacio]³om sowite przyjaŸni dobroczynnoœci, mi³e ¿yczliwoœci i chêci exercitia, to zawsze

Stanis³aw Sarbiewski: mowa na