• Nie Znaleziono Wyników

Trzy aspekty poznania naukowego w świetle koncepcji Ludwika Flecka

wyrósł Ludwik Fleck i do końca życia miał zachować lwowski koloryt oraz charakterystyczną wie-lowymiarowość myślenia. Można wręcz powiedzieć, że jego sposób widzenia rzeczywistości jest ilustracją lansowanej przez niego samego tezy o wpływie społecznych konwencji na postrzega-nie świata przez uczonego. Zazwyczaj bowiem uważa się, że Fleck był poznawczym konwencjo-nalistą i trudno nie zgodzić się z tą opinią, chociaż on sam chyba nie zaliczyłby siebie do konwen-cjonalistów. Z drugiej zaś strony jego postawa zdaje się być dużo bardziej złożona. Ludwik Fleck, podkreślający umowność poznania i całej nauki, wyraźnie kładł nacisk na społeczny aspekt na-uki, lecz bliższa analiza jego tekstów pokazuje, że był daleki od jednostronności. Umysł tak bły-skotliwy i wszechstronny nie mógł ograniczyć się do nazbyt uproszczonej wizji poznania. Fleck to reprezentant XX-wiecznej nauki, niejednorodnej i wielokierunkowej, szarpanej przez sprzeczne idee, a w dodatku czasem niszczonej przez zbrodnicze ideologie. Nauki już nie tak optymistycz-nej jak w XIX w., często kwestionującej własne osiągnięcia, a nawet wątpiącej w samą możliwość poznania. Uczeni XX w. na ogół odrzucali maksymalistyczne programy poznania wszystkiego jako niewykonalne, zamykając się raczej w wąskich specjalnościach, a w tych okolicznościach poznanie zostało ograniczone do określonych warunków i nieuchronnie musiało ulec relaty-wizacji. Ludwik Fleck pisał o kryzysie poznania obiektywnego już w 1929 r.3, wyprzedzając Tho-masa S. Kuhna z jego koncepcją uwarunkowanych społecznie rewolucji naukowych i przyjętych w danej epoce paradygmatów myślenia4. We wspomnianym artykule Fleck uznał, że tytułowa

„rzeczywistość” jest różna w różnych dziedzinach wiedzy i zależy od uwarunkowań zawodowych, edukacyjnych i kulturowych. Innymi słowy jest to rzeczywistość konwencjonalistów. Z drugiej zaś strony należy zauważyć, że koncepcja Flecka nie jest wyłącznie konwencjonalna. W jego wi-dzeniu poznania naukowego można bowiem wyróżnić liczne elementy składające się na kilka zasadniczych aspektów poznania, które są wzajemnie powiązane i współzależne. W pierwszym rzędzie chodzi oczywiście o typowy dla konwencjonalizmu i akcentowany przez Flecka aspekt społeczny, czyli intersubiektywny. Aspekt indywidualny albo subiektywny jest związany z kon-kretną jednostką i jej sposobem myślenia. Trzeci aspekt, obiektywny jest z założenia najbliższy tradycyjnemu rozumieniu prawdy i poznania w oderwaniu od poznającego podmiotu. Taka po-stawa obiektywistyczna zdaje się dominować w myśleniu przyrodników.

1.

Intersubiektywny, czyli społeczny i kulturowy, aspekt poznania naukowego jest niewątpli-wie najbliższy Ludwikowi Fleckowi, o czym świadczy większość jego prac oscylujących wokół

3 L. Fleck, Zur Krise der „Wirklichkeit”, „Die Naturwissenschaften” 1929, R. 17, z. 23, s. 425–430.

4 T. Kuhn, Struktura rewolucji naukowych, tłum. H. Ostrołęcka, Warszawa 1968.

tego sposobu myślenia. W 1939 r. pisał, że nauka jest wytworem danej epoki historycznej i charakterystycznych cech kultury5. Poglądy naukowe i postawy naukowców są ściśle zwią-zane z aktualną sytuacją polityczną, społeczną i dominującymi poglądami – jak napisał Fleck – zgodnie z „duchem rasy i narodu”. W świetle późniejszych wydarzeń pojęcia ducha rasy i narodu można uznać za dodatkowy argument na rzecz tezy o zanurzeniu nauki w historii. Lu-dwik Fleck użył ich bowiem w czasach, kiedy koncepcje rasistowskie były szczególnie popular-ne, a antropologia i historiozofia zdawały się je potwierdzać w sposób rzekomo obiektywny.

Socjologowie, psychologowie, genetycy i ewolucjoniści pisali o degeneracji rasy białej pod wpływem obcych domieszek i wskazywali na eugenikę jako skuteczną metodę obrony przed ostatecznym zanikiem białego człowieka6. Międzywojenni politycy w różnych krajach zaczęli używać pojęcia eugeniki do walki ideologicznej, a Ludwik Fleck już niedługo sam miał do-świadczyć konsekwencji ścisłego powiązania poglądów naukowych i politycznych, kiedy jako Żyd trafił do nazistowskich obozów koncentracyjnych. Po drugiej wojnie światowej większość intelektualistów zdecydowanie odrzuciła tezy rasistowskie, a nazizm uznała za wynaturzenie, szaleństwo lub ewentualnie wybryk określonych grup politycznych. Zmiana poglądów nie wynikała jednak z nowych badań, które mogłyby się stać punktem wyjścia dla weryfikacji tez rasistowskich. Powojenni antropolodzy i filozofowie dysponowali przecież tym samym materiałem badawczym, którym przed wojną posługiwali się rasiści, uzupełnionym jedynie o smutne doświadczenia wojenne.

Nie zmieniły się dane pochodzące z badań, lecz społecznie akceptowana interpretacja tych danych. Potępienie rasizmu i nazizmu było swoistą samoobroną przed zwątpieniem w czło-wieka, którego mimo wszystko chciano widzieć jako istotę dobrą. Lepiej więc było uznać, że niektóre grupy społeczne lub nawet narody tylko chwilowo uległy nielicznym zwyrodnial-com, którzy przejęli władzę i rządzili rzekomo wbrew przekonaniom ogółu obywateli. To po-zostawiało miejsce na optymizm. Niestety, rzeczywistość była inna. Do końca lat 30. XX w.

większość mieszkańców świata zachodniego, w tym również intelektualistów, zgadzała się z tezą o istnieniu zasadniczych różnic między rasami, znajdując jej potwierdzenie w konkret-nych badaniach prowadzokonkret-nych przez tak wielkich uczokonkret-nych, jak choćby Leo Frobenius, sław-ny afrykanista i twórca idei kręgów kulturowych7. To zaś oznacza, że poglądy rasistowskie są przede wszystkim wytworem społecznym i kulturowym, a zatem nie ma mechanizmu, który z całą pewnością zabezpieczałby ludzkość przed ich powrotem w przyszłości.

5 L. Fleck, Nauka a środowisko, „Przegląd współczesny” 1939, z. 8–9, s. 149–156.

6 P. Weingart, J. Kroll, K. Bayertz, Rasse, Blut und Gene. Geschichte der Eugenik und Rassenhygiene in Deutschland, Frank-furt am Main 1992, s. 67.

7 L. Frobenius, Ursprung der afrikanischen Kulturen, Berlin 1898.

Pokazując kulturowe uwarunkowania nauki, Ludwik Fleck wskazywał na ideowe pokrewień-stwo nauki i sztuki wynikające ze współistnienia obu dziedzin w tym samym czasie, w tym samym miejscu i w tej samej kulturze. Konsekwencją takiego postrzegania nauki jest zgoda na to, że nie istnieje nauka nieuwarunkowana, a wszystko, co w danym momencie historycz-nym i w dahistorycz-nym kręgu kulturowym jest uznawane za ustalone naukowo ma walor tymczasowy i tylko lokalny. Faustowskie pragnienie dotarcia do istoty świata i poznania prawdy absolut-nej, czyli pozaczasowej i niezmienabsolut-nej, okazuje się zatem ułudą. Miejsce wyidealizowanej nauki zmierzającej do prawdy absolutnej i nieuwarunkowanej zajmują nauki szczegółowe z ich prawdami częściowymi i warunkowymi, a nawet możliwymi do obalenia w określonych okolicznościach.

Prezentując tę niepełność nauk szczegółowych, Fleck podejmuje dyskusję z pozornie oczywi-stym, zwłaszcza dla przyrodników, twierdzeniem, że poznanie jest rezultatem doświadczenia, a więc powinno mieć źródła empiryczne8. Powtarzalność określonych eksperymentów i ich wyników w podobnych warunkach stały się podstawowymi kryteriami nowoczesnej naukowej wizji świata. Niestety, konsekwencją takiego ujęcia jest odrzucenie zjawisk jednorazowych, które wymykają się tym kryteriom i są uznawane za nieistotne, niemierzalne lub wręcz nieby-łe. Właśnie dlatego wielu konserwatywnych myślicieli krytykuje na przykład teorię ewolucji biologicznej jako rzekomo nienaukową, ponieważ fakty przywoływane przez ewolucjonistów są z natury jednostkowe i niepowtarzalne, a więc nie można ich odtworzyć w warunkach la-boratoryjnych. Z drugiej strony mogłoby się zdawać, że empiryzm jest absolutnie obiektywny i tylko on może być solidnym fundamentem dla gmachu wiedzy o rzeczywistości. Tymczasem Ludwik Fleck, stawiając pytanie, skąd naprawdę ludzie czerpią wiedzę o świecie, podkreśla nie obiektywizm empirystów, lecz czynniki społeczne. Wskazuje na idee cyrkulujące między autorami prac naukowych, intelektualistami i artystami, utrwalane w artykułach i przekazywa-ne w bezpośrednich kontaktach międzyludzkich. Wskazuje na książki, zwłaszcza podręczniki, na szkoły i inne instytucje funkcjonujące w społeczeństwach. W tym ujęciu wiedza okazuje się nie tylko wynikiem empirii czy też logicznych spekulacji racjonalistów, ale jawi się głównie jako element kultury. Rozwijając tę myśl można przywołać znane z historii nauki fakty dobit-nie świadczące o społecznym charakterze wiedzy, a nawet o przemożnym wpływie poglądów społecznych na stan nauki. Na przykład, wbrew obiegowej opinii, uczeni starożytności i śre-dniowiecza mieli wszelkie dane, żeby uznać, że Ziemia jest kulista. Świadczył o tym kolisty cień Ziemi widoczny na Księżycu, o czym pisał już Arystoteles, półokrągły kształt horyzontu na morzu wspominany przez Parmenidesa, a także obserwacje żeglarzy, którzy widzieli szczy-ty masztów wyłaniające się zza horyzontu, a dopiero później kadłub zbliżającego się statku.

8 L. Fleck, Zagadnienie teorii poznawania, „Przegląd Filozoficzny” 1936, R. 39, z. 1, s. 3–37.

A jednak tylko nieliczni myśliciele twierdzili, że Ziemia ma kształt kuli, a ogół społeczeństw okresu przedoświeceniowego wierzył w płaską Ziemię. Wpływ intelektualistów na opinię pu-bliczną był niewielki, więc logiczne argumenty, obliczenia i obserwacje nielicznych uczonych pozostawały niezrozumiałe dla niewykształconych mas, które wolały oprzeć się na uznanych autorytetach. W rezultacie koncepcje, których zrozumienie wymagało pewnego przygotowa-nia nie były w stanie przebić się do świadomości społecznej. Doszło do tego dopiero w okre-sie między renesansem i oświeceniem, a w niektórych przypadkach jeszcze później.

Można zadać pytanie, dlaczego akurat wtedy i dlaczego w Europie? Pierwszą myślą, jaka się nasuwa jest przypuszczenie, że europejska nauka jest szczególna i z jakichś względów wyróż-nia się obiektywizmem na tle nauk innych kręgów kulturowych. Ludwik Fleck odrzuca jednak tę tezę i pisze, że odpowiedzi należy szukać w historii europejskich społeczeństw9. Przed rene-sansem bowiem europejski sposób myślenia wcale nie różnił się od myślenia innych kultur, w tym również tak zwanych ludów prymitywnych. Przykładem może być zalecenie Savonaroli, który chciał zwalczać epidemię za pomocą kościelnych dzwonów, co jednoznacznie kojarzy się z wypędzaniem złych duchów. Działania o charakterze supranaturalistycznym, zamiast opartych na empirycznej wiedzy, pojawiały się we wszystkich częściach świata i nadal wystę-pują zarówno w Europie, jak i poza nią. Wystarczy przypomnieć pielgrzymów, którzy w XXI w.

wędrują do rozmaitych miejsc świętych, gdzie spodziewają się na przykład cudownego ule-czenia. Trzeba jednak odnotować, że od XVI–XVIII w. nauka stopniowo odrzuca interpretacje i działania odwołujące się do magii i supranaturalizmu.

To renesans przyniósł zasadniczy przełom w sposobie patrzenia na świat i w myśleniu wy-kształconych Europejczyków, ponieważ dominujący wcześniej feudałowie ustąpili mieszcza-nom, którzy budowali stosunki wczesnokapitalistyczne. W tej sytuacji zmieniły się społecz-ne priorytety – już nie chodziło o utrzymanie dotychczasowego stanu społeczeństwa, lecz o zintensyfikowanie handlu, wytworzenie potrzeb i otwarcie nowych rynków zbytu. Zamiast bezpośredniego czerpania dochodów z pracy na roli, zaczęła się na dużą skalę wymiana han-dlowa między producentami za pośrednictwem kupców. Do tego zaś były potrzebne wiedza o świecie i wykształcenie zarówno sprzedających, jak i kupujących. Średniowieczna tradycja i oparcie się na niewzruszonych autorytetach nie wystarczały w kontaktach z obcymi, jeże-li miały to być kontakty inne niż rabunek i podbój. Trzeba było poszukać nowych kryteriów oceny i myślenia, wykraczających poza dotychczasowe ograniczenia społeczne. Tak na przeło-mie średniowiecza i renesansu zaczął się kształtować charakterystyczny dla Europy krytycyzm oparty na empiryzmie i racjonalizmie.

9 Ibidem, s. 3–4.

Średniowiecznym lekarzom musiał wystarczać autorytet wielkiego uczonego Galena i taka postawa nie była wyjątkiem, ponieważ wynikała z natury całego społeczeństwa, które w śre-dniowieczu było nauczone wiary w rozmaite autorytety od Biblii i słowa duchownych po Gale-na, Platona czy nieco później Arystotelesa. Dopiero renesans zakwestionował średniowieczną anatomię opartą na tradycji i autorytetach, a coraz śmielej dokonywane sekcje zwłok pozwo-liły zajrzeć do wnętrza ludzkiego ciała10.

Nauka okazuje się zatem jak najściślej związana przede wszystkim z nastrojami i postawami dominującymi w społeczeństwie, a nie z rezultatami badań empirycznych. Ludwik Fleck wyka-zywał, że sposób prowadzenia badań, a więc również ich rezultaty i interpretacje wyników, wy-nikają z panującego stylu myślenia (później u Kuhna zastąpionego pojęciem paradygmatu), nauka jest zatem wtórna wobec kultury jako całości11. Jest oczywiste, że odkryć dokonują kon-kretni ludzie, umysły niespokojne i gotowe do poszukiwań, ale ich nastawienie na poznawanie ma początki w społeczeństwie. Nieprzypadkowo odkrycia koncentrują się zazwyczaj w okre-ślonych rejonach świata i okreokre-ślonych epokach historycznych. Dawniej były to głównie kraje związane z Mezopotamią, Egipt czy Chiny, potem cywilizacja antyczna i hellenistyczna oraz muzułmańska, a od XVI w. cywilizacja zachodnia. Zawsze chodziło więc o rejony w danej epoce najbogatsze i najbardziej dynamiczne gospodarczo, co przekładało się na postęp w nauce.

Ze społecznymi uwarunkowaniami rozwoju nauki wiąże się też znane z historii zjawisko „wy-przedzania swojej epoki” przez ludzi szczególnie zdolnych i ciekawych świata. Dostrzegają oni pewne rzeczy, lecz ich odkrycia trafiają w próżnię, bo współczesne im społeczeństwa nie są w stanie przyjąć i spożytkować nowych idei. Za przykład może posłużyć Leonardo da Vinci, którego projekty, aczkolwiek technicznie niewykonalne, wskazywały jednak nowatorski kie-runek myślenia, lecz popadły w zapomnienie, ponieważ w XVI w. były niezrozumiałe. Ten sam myśliciel prawidłowo zinterpretował skamieniałości morskich zwierząt spotykane wyso-ko w górach, ale dopiero w XIX w. geolodzy uznali, że powierzchnię planety kształtują ruchy skorupy ziemskiej i dawne osady morskie faktycznie mogą być wypiętrzone w góry. W czasach Leonarda morskie skamieniałości w górach były nieinteresujące, lub co najwyżej stanowiły nieistotną dla ogółu ciekawostkę tłumaczoną na przykład jako igraszka natury lub wytwór tajemniczej siły zwanej vis plastica.

Niewykształcone masy społeczne renesansowej Europy potrzebowały co prawda sporo czasu na zaakceptowanie nowego stylu myślenia, ale intelektualne elity dokonały przełomu,

któ-10 L. Fleck, O obserwacji naukowej i postrzeganiu w ogóle, „Przegląd Filozoficzny” 1935, R. 38, z. 1, s. 57–76.

11 Ibidem, s. 58.

ry dość szybko zaowocował ogromnym postępem w nauce. Wyraźnie wystąpiły więc różnice między elitami, czyli ludźmi wyedukowanymi lub specjalistami w określonej dziedzinie, oraz laikami reprezentującymi społeczną większość. Fleck podkreślał, że człowiek wykształcony łatwiej przyjmuje nowe idee i dostrzega więcej niż człowiek bez wykształcenia. Zwracał też uwagę na wytrenowanie do określonych obserwacji. Poszczególne grupy zawodowe, czyli specjaliści, są przygotowane do przyjmowania określonego typu danych i odczytywania ich w określony sposób.

Dowcipnym, a przecież ogromnie pouczającym, przykładem wpływu przygotowania człowie-ka na zdolność do odbioru określonych informacji jest umiejętność czytania. Fleck pisał o tym w tekście z 1935 r., gdzie zwracał uwagę, że ktoś znający łacińskie litery potrafi je rozpoznać mimo pewnych zniekształceń czy stylizacji12. Natomiast dla osoby nieumiejącej czytać byłyby to jedynie dziwaczne wzory graficzne.

Jeszcze więcej uwagi kwestii postrzegania i rozumienia tego, co się widzi, Fleck poświęcił w artykule z 1947 r.13 Wskazał tam, że wszelkie grafiki, litery i liczby, rysunki i skale są umow-ne. Ktoś nieprzygotowany nie zobaczy liczby 3 w znaku złożonym z dwóch łuków, czy też litery A w dwóch rozchodzących się ukośnie prostych, połączonych u góry i przeciętych trzecią pro-stą ułożoną poziomo.

To samo można powiedzieć o wszystkich formach zapisu. Na przykład znana z pewnością Flec-kowi, choć o niej nie wspomina, mikrografia to sztuka tworzenia obrazów z tekstów, czyli z od-powiednio ułożonych i wymodelowanych znaków pisma. Mikrografię rozwinęli Żydzi, którzy chcieli przestrzegać biblijnego zakazu przedstawiania istot żywych, a jednocześnie pragnęli zilustrować swoje książki. Pismo arabskie osiągnęło jeszcze większą plastyczność i z tekstów koranicznych są tworzone wspaniałe ornamenty lub wręcz grafiki, w których laik nawet nie domyśla się znaków pisma. Natomiast dla piśmiennego Araba jest to czytelne zdanie lub sentencja. Kaligrafia, czy to łacińska, czy arabska, chińska lub japońska, zawsze opiera się na umowności symbolu i zmienności jego graficznej formy w określonych granicach, również wyznaczanych przez kulturową konwencję. A należy pamiętać, że rozpoznawanie liter i liczb to umiejętność podstawowa i w nowoczesnych, wykształconych społeczeństwach powszechna.

Tymczasem w poszczególnych kulturach oprócz pisma funkcjonują dziesiątki najrozmait-szych umownych kodów odnoszących się do różnych dziedzin i zrozumiałych tylko dla osób

12 Ibidem, s. 58–76.

13 L. Fleck, Patrzeć, widzieć, wiedzieć, „Problemy” 1947, z. 2, s. 74–84.

wcześniej przygotowanych. Od symboli matematycznych, poprzez symbole chemiczne, zna-ki drogowe, zrytualizowane sposoby zachowania aż po toposy literaczna-kie wszyscy posługują się kodami, których rozumienie zależy od wychowania i edukacji. Można wręcz zaryzykować twierdzenie, że rozwój kultur w dużym stopniu polega na tworzeniu coraz liczniejszych i bar-dziej złożonych kodów. Bez ich znajomości nie potrafimy się porozumieć, nie ma postępu poj-mowanego jako wzrost skuteczności i coraz większa precyzja myślenia oraz działania w okre-ślonej dziedzinie. Co więcej, bez określonych kodów w ogóle nie jesteśmy w stanie myśleć.

Jak na przykład opisać i zrozumieć reakcje chemiczne bez konwencjonalnych wzorów, lub też opisać choroby bez ustalonej nomenklatury?

Specjalista w jednej dziedzinie, nawet dobrze wykształcony, na ogół nie potrafi dostrzec tego, co jest istotne w innej dziedzinie, ponieważ nikt go tego nie nauczył. Jest to stwierdzenie z pozoru oczywiste i banalne, ale oznacza, że wiedza nie płynie bezpośrednio z empirii. Gdyby wystarczyła empiria, każdy mógłby dokonywać identycznych, jednakowo istotnych obserwa-cji, a tak przecież nie jest. Fleck pisze na przykład o obserwacjach mikroskopowych, które po-zwalają rozpoznawać określone grupy mikroorganizmów, lecz warunkiem jest odpowiednie przygotowanie obserwatora, w tym wypadku mikrobiologa lub lekarza. Dla fizyka, humanisty czy nawet biologa obrazy spod mikroskopu będą niezrozumiałe, czyli w praktyce nieczytelne i bezużyteczne. To zaś oznacza, że podstawą poznania jest obserwacja i jej interpretacja do-konywana nie w sposób dowolny, lecz według wzorców przyjętych w danej społeczności lub w określonej grupie zawodowej. Jak pisze Fleck, żeby coś widzieć, najpierw trzeba wiedzieć14. To zjawisko Fleck nazywa stylem myślenia. W jego ujęciu jest to rezultat teoretycznego i prak-tycznego wykształcenia, obejmującego idee przekazane przez nauczyciela, a w danej grupie i na danym etapie historycznym związane z panującymi w społeczeństwie nastrojami, uzna-nymi wartościami i poglądami niekoniecznie naukowymi, lecz zawsze związauzna-nymi z tradycją.

Społeczna tradycja, kulturowe wzorce, idee krążące w danym społeczeństwie i wykształce-nie jego członków składają się na specyficzny sposób postrzegania świata15. Nie jest więc przypadkiem, że państwa, kościoły, władcy i przywódcy chcą panować nad wychowaniem młodego pokolenia i kontrolować szkolnictwo, ponieważ to zapewnia władzę nad ludzkimi umysłami.

Edukacja jest podstawowym narzędziem kształtowania ludzkich postaw i widzenia rzeczywi-stości nie tylko w odniesieniu do przeciętnego członka społeczności, lecz także naukowca.

14 Ibidem, s. 74.

15 L. Fleck, O obserwacji…, s. 57–76.

Zgodnie z myślą Ludwika Flecka wyrażoną w tekście napisanym w 1960 r.16 nauka jako insty-tucja działająca w ramach społecznych jest wręcz zakładnikiem polityki i przemysłu, które wy-znaczają granice działalności poznawczej, stawiają wymagania i do pewnego stopnia z góry wskazują cele badań. To zjawisko jest znane zarówno w czasach Ludwika Flecka, jak i później.

Wystarczy przypomnieć spektakularne osiągnięcia badaczy Kosmosu w latach zimnej wojny – rządy i armie potrzebowały nowych broni, a loty kosmiczne były świetnym poligonem do-świadczalnym. Dzięki temu mogło się odbyć między innymi lądowanie człowieka na Księży-cu. Po załamaniu Związku Radzieckiego chwilowo zmalało zapotrzebowanie na nowe rodzaje broni i badania kosmiczne przestały być priorytetem w budżetach mocarstw. Z drugiej jednak strony typowo ludzka ciekawość świata nie pozwoliła na całkowitą rezygnację z badań Kosmo-su, chociaż spadła ich intensywność.

W XX w. w medycynie aż 80% funduszy przeznaczonych na badania trafiało do ośrodków zajmujących się chorobami krajów wysoko rozwiniętych, ponieważ to stamtąd płynęły pie-niądze i zamówienia na wykonywanie określonych badań. Co prawda, zdecydowana więk-szość groźnych chorób występuje w krajach tropikalnych, ale kraje tej strefy klimatycznej są na ogół słabo rozwinięte, więc bogaci sponsorzy nie byli i w wielu wypadkach nadal nie są szczególnie zainteresowani badaniami medycznymi na tym obszarze. Ta sytuacja zmieniła się dopiero w drugiej połowie XX w., gdy ruszyła bardzo szybka globalizacja, dzięki spraw-nej komunikacji miliony turystów zaczęły wędrować po całym świecie, a choroby dawniej lokalne czy nawet endemiczne zaczęły zagrażać całej ludzkości. Za przykład niech posłuży epidemia czarnej ospy we Wrocławiu latem 1963 r., której źródłem był pewien Polak przyby-wający z Indii. Na początku XXI w. mieszkańcy bogatych krajów wracający z dalekich wojaży bywają zarażeni pasożytniczymi amebami, malarią i wirusami, które w rejonach tropikalnych

W XX w. w medycynie aż 80% funduszy przeznaczonych na badania trafiało do ośrodków zajmujących się chorobami krajów wysoko rozwiniętych, ponieważ to stamtąd płynęły pie-niądze i zamówienia na wykonywanie określonych badań. Co prawda, zdecydowana więk-szość groźnych chorób występuje w krajach tropikalnych, ale kraje tej strefy klimatycznej są na ogół słabo rozwinięte, więc bogaci sponsorzy nie byli i w wielu wypadkach nadal nie są szczególnie zainteresowani badaniami medycznymi na tym obszarze. Ta sytuacja zmieniła się dopiero w drugiej połowie XX w., gdy ruszyła bardzo szybka globalizacja, dzięki spraw-nej komunikacji miliony turystów zaczęły wędrować po całym świecie, a choroby dawniej lokalne czy nawet endemiczne zaczęły zagrażać całej ludzkości. Za przykład niech posłuży epidemia czarnej ospy we Wrocławiu latem 1963 r., której źródłem był pewien Polak przyby-wający z Indii. Na początku XXI w. mieszkańcy bogatych krajów wracający z dalekich wojaży bywają zarażeni pasożytniczymi amebami, malarią i wirusami, które w rejonach tropikalnych