• Nie Znaleziono Wyników

Unia amerykańskich państw

Z perspektywy Amerykanów przyjęcie Deklaracji Niepodległości oznaczało po-wstanie trzynastu nowych państw w miejsce istniejących uprzednio brytyjskich kolonii. Dla Wielkiej Brytanii wydarzenie to nie miało jednak oczywiście żadnego znaczenia. Korona brytyjska uznała amerykańskie państwa za zbuntowane kolo-nie, a toczoną z nimi walkę pojmowała nie w kategoriach wojny o niepodległość, ale zwyczajnej rebelii, którą należało stłumić. Stanowisko to zmienił dopiero koń-czący zbrojną konfrontację traktat paryski z 1783 roku, w którym Wielka Brytania uznała ostatecznie niepodległość, co bardzo ważne, nie Stanów Zjednoczonych – takie państwo wówczas jeszcze przecież nie istniało – ale każdego z trzynastu amerykańskich państw z osobna.

Tak czy inaczej z punktu widzenia kolonii Deklaracja oznaczała zerwanie wię-zi politycznych łączących je z Wielką Brytanią i usankcjonowanie nowego sta-nu faktycznego, w którym konieczne stało się nie tylko zorganizowanie na nowo struktur władzy wewnątrz nowo powstałych państw, ale i ułożenie ich

wzajem-nych relacji. Jak wiadomo, w okresie bezpośrednio poprzedzającym wybuch woj-ny i ogłoszenie niepodległości kolonie podjęły współpracę, której wyrazem były Kongresy Kontynentalne. Pierwszy zwołany został we wrześniu 1774 roku, drugi w maju 1775 roku. Współpraca kolonii była jednak stosunkowo luźna, przy tym bardzo słabo zinstytucjonalizowana i co najważniejsze nieoparta na jakiejkolwiek trwałej podstawie w postaci uzgodnionego i przyjętego przez nie dokumentu.

Nieprzypadkowo Deklaracja Niepodległości ogłaszała niepodległość każdej kolonii z osobna. Zresztą pojedyncze kolonie czyniły to samodzielnie już znacznie wcześniej – jako pierwsza New Hampshire jeszcze w grudniu 1775 roku. Kolonie nie mogły ogłosić niepodległości jako jeden podmiot, ponieważ nie były one z sobą w żaden sposób formalnie powiązane, nie tworzyły żadnej, bardzo nawet luźnej konfederacji. Projekty utworzenia jakiejś formy unii, mającej połączyć wszystkie albo przynajmniej część kolonii, wysuwane były co jakiś czas, począwszy od pierw-szej połowy XVII wieku. Pierwszym z nich, zakładającym powołanie do życia unii wszystkich kolonii był przedstawiony w lutym 1697 roku Plan Unii Williama Pen-na (William Penn’s Plan of Union)34. W sumie pomiędzy 1660 a 1775 rokiem doli-czyć można się przynajmniej dziewiętnastu tego typu projektów, z których jedne zakładały stworzenie unii kontynentalnej, zaś inne miały jedynie regionalny wy-miar. Utworzona w 1643 roku Konfederacja Nowej Anglii (New England Confede-ration) powołana do życia przez cztery kolonie: Massachusetts, Plymouth, Con-necticut oraz New Haven, istniejąca formalnie do 1684, a faktycznie do 1664 roku, była jednak jedynym zrealizowanym projektem unii kolonialnej. Najprostszym, ale i najbardziej narzucającym się wytłumaczeniem niepowodzenia tego rodza-ju przedsięwzięć jest chyba rzeczywiście brak dostatecznego zainteresowania ze strony kolonii35. W okresie konfl iktu z Wielką Brytanią koncentrowało się ono na ich stosunkach z metropolią. Unia kolonii, jeśli w ogóle podejmowano rozważania w tym zakresie, była jedynie – jak na przykład w planie Josepha Gallowaya – ele-mentem nowego ułożenia stosunków pomiędzy nimi a Wielką Brytanią. Tak czy inaczej u progu wojny o niepodległość nie istniała żadna forma zinstytucjonali-zowanego powiązania kolonii. Jako że również nigdy wcześniej nie funkcjonowa-ła żadna unia kolonialna o wymiarze kontynentalnym, brakowało jakichkolwiek doświadczeń w tym zakresie. W okresie kolonialnym, nawet w latach konfl iktu z Wielką Brytanią bezpośrednio poprzedzających wybuch wojny, nie wypraco-wano żadnych form instytucjonalnych, które mogłyby stanowić punkt wyjścia dla organizacji unii niepodległych amerykańskich państw. Pomocą w opracowaniu dokumentu, na podstawie którego można byłoby taką unię zorganizować, słu-żyć mogły jedynie niezrealizowane, choć stosunkowo liczne projekty. Zwoływany

34 Ponieważ w używanym ówcześnie kalendarzu luty był dwunastym miesiącem, jako data ogłoszenia planu podawany jest niekiedy rok 1696.

35 D.S. Lutz, Th e Articles of Confederation as the Background to the Federal Republic, „Publius:

Th e Journal of Federalism”, 1990, vol. 20, no. 1, s. 58.

doraźnie Kongres Kontynentalny pozbawiony był wszak możliwości władczego oddziaływania zarówno w stosunku do kolonii, jako odrębnych wspólnot poli-tycznych, jak i tym bardziej bezpośrednio ich mieszkańców.

W obliczu wojny z Wielką Brytanią potrzeba wzmocnienia współpracy nie-podległych już byłych kolonii poprzez oparcie jej na bardziej trwałych i sforma-lizowanych podstawach nie podlegała właściwie dyskusji. „Problem Unii” został postawiony na porządku dziennym jeszcze przed uchwaleniem Deklaracji Nie-podległości. Niektórzy uważali nawet, że jej ogłoszenie powinno zostać poprze-dzone utworzeniem konfederacji. Zdawała się ona być jedyną możliwą formą zacieśnienia więzów między koloniami i wzmocnienia ich współpracy. Montes-kiuszowski aksjomat „małych republik” – tak dobrze przyswojony przez Ame-rykanów jeszcze przed 1776 rokiem – zgodnie z którym ustrój republikański mógł przetrwać jedynie w warunkach niewielkich terytorialnie, homogenicz-nych wspólnot polityczhomogenicz-nych – nie pozwalał myśleć o utworzeniu kontynentalnej republiki z jednym centralnym rządem. Obawa przed odległą, trudną do kon-trolowania władzą była charakterystycznym elementem dominującego wśród amerykańskich elit wigowskiego konstytucjonalizmu. Ostatecznie celem wojny o niepodległość nie było przecież zastąpienie jednej centralnej, omnipotentnej i niepoddającej się kontroli władzy przez inną o podobnej charakterystyce. Zbu-dowanie silnej konfederacji utrudniała sama logika amerykańskiej rewolucji, której istotą był wszak sprzeciw wobec „zewnętrznego”, obcego ustawodawcy;

wobec prawa stanowionego przez odległy parlament.

Na przeszkodzie ścisłemu zespoleniu kolonii w jedną republikę stały jednak w głównej mierze inne przesłanki. Wśród nich wskazać należy przede wszystkim ich ogromne zróżnicowanie pod względem społecznym, kulturowym, gospodar-czym, a nawet geografi cznym – okoliczność wówczas nie bez znaczenia – jak rów-nież rozbieżne interesy oraz – po części zapewne determinowana powyższymi przesłankami – wzajemna niechęć kolonii i ich mieszkańców względem siebie.

„Prawda była taka, że Amerykanie zwyczajnie nie bardzo się lubili”. John Adams o mieszkańcach Nowego Jorku pisał, że nie spotkał wśród nich „ani jednego prawdziwego dżentelmena, ani jednego dobrze wychowanego człowieka”. Jego zdaniem Nowojorczycy nie byli wręcz zdolni do prowadzenia kulturalnej rozmo-wy: „nie ma [wśród nich] powściągliwości, zwracania uwagi jeden na drugiego.

Mówią oni bardzo głośno, bardzo szybko, i wszyscy jednocześnie. Jeśli zadadzą ci pytanie, nim zdążysz wyrzec trzy słowa w odpowiedzi, przerwą ci i zagadają”.

Jeden z kolonistów angielskiego pochodzenia dał natomiast wyraz swemu stosun-kowi do holenderskich mieszkańców kolonii, oświadczając, że „raczej zdeprawo-wałby własną babkę, żył jak żebrak i umarł z głodu w rynsztoku, aniżeli poślubił

kobietę mająca w żyłach holenderską krew, czy to z miłości, czy dla pieniędzy, czy ze względu na jedno i drugie”36.

Wzajemna niechęć, charakterystyczna dla wielu kolonii i ich mieszkańców, przeradzała się niekiedy w otwartą niemal wrogość. Dotyczyło to zwłaszcza tych spośród nich, które wysuwały wzajemne pretensje odnośnie do przynależności tak zwanych ziem zachodnich (western lands), położonych na zachód od Appala-chów. Rozwiązanie tego problemu będzie jednym z najpoważniejszych wyzwań, przed jakim staną twórcy konfederacji. Stosunki między koloniami nie tylko nie ulegały więc z upływem czasu poprawie, ale wobec narastania konfl iktów tery-torialnych wręcz się pogarszały. Nie brakowało nawet opinii, że tylko obecność brytyjskiej władzy w koloniach zapobiegała w połowie XVIII wieku wybuchowi wojny pomiędzy nimi i że pozostawione samymi sobie kolonie pogrążyłyby ry-chło kontynent w wojennym chaosie i utopiły go w morzu krwi.

Nie można zapominać, że posiadłości brytyjskie w Ameryce rozwijały się niemal całkowicie niezależnie od siebie, tworząc odrębne, niepowiązane z sobą wspólnoty polityczne. Były one zakładane w różnym czasie i zasiedlane przez roz-maitej proweniencji imigrantów. Ludność poszczególnych kolonii z całą pewnoś-cią bardziej identyfi kowała się z mieszkańcami wysp brytyjskich aniżeli z innymi kolonistami. Koloniści uważali przecież samych siebie za Anglików. Pamiętajmy, że w początkach sporu z Wielką Brytanią walczyli oni o prawa, należne im, ich zdaniem, jako Anglikom właśnie, poddanym Korony brytyjskiej. U progu wojny o niepodległość nie istniało u Amerykanów jakiekolwiek poczucie „narodowej tożsamości”. Jakaż bowiem wspólnota wartości, postaw czy przekonań istnieć mo-gła pomiędzy purytanami z Nowej Anglii i Holendrami z Nowego Jorku a wielki-mi obszarnikawielki-mi z Południa – najczęściej szkockiego bądź walijskiego pochodze-nia – już w okresie kolopochodze-nialnym ze znacznie większą niż gdzie indziej populacją niewolniczą. Do tego Południe było znacznie bardziej konserwatywne politycz-nie. Rewolucja amerykańska zaczęła się przecież na Północy. To w tamtejszych koloniach przekształcenia konstytucyjne zmierzające do demokratyzacji ustroju szły najdalej i najmniej opornie, budząc podejrzliwość południowych konserwa-tystów, obawiających się skutków przyzwolenia na rozpasane ponad miarę „rządy motłochu”. Słynne słowa „Nie jestem Virginijczykiem, jestem Amerykaninem!”, wykrzyczane przez Patricka Henry’ego w pierwszym Kongresie Kontynentalnym, nie były niczym więcej jak tylko zgrabnym chwytem retorycznym, charaktery-stycznym dla tego znakomitego skądinąd mówcy, ale i sprytnego demagoga37.

36 Cyt. za: L. Grant de Pauw, Th e Roots of American Federalism [w:] Federalism: Th e Legacy of George Mason (ed. M.B. Cohen), George Mason University Press, Fairfax 1988, s. 41–43.

37 Całe życie Henry’ego najlepiej zresztą dowodzi jego – nieznajdującej chyba żadnych granic – zdolności do dostosowywania poglądów do zmieniających się potrzeb. I tak w debacie nad ratyfi -kacją konstytucji federalnej będzie on jednym z jej najgorętszych krytyków, czołowym reprezentan-tem obozu antyfederalistów, podczas konwencji ratyfi kacyjnej Virginii gorąco przeciwstawiając się

W okresie przedrewolucyjnym dominowało przekonanie, że różnice pomię-dzy koloniami są tak wielkie, iż utworzenie przez nie trwałej unii jest niemożliwe.

Pogląd taki zyskał właściwie powszechne uznanie w dekadach bezpośrednio po-przedzających wojnę o niepodległość. Bliższe kontakty pomiędzy kolonialnymi elitami determinowane wspólnym oporem wobec brytyjskiej polityki w stosunku do kolonii w latach 60. i 70. XVIII wieku nie tylko nie osłabiły, ale wręcz wzmoc-niły tego rodzaju przekonanie. Wszystko to powodowało, że utworzenie republiki

„z jednym rządem łączącej wszystkie państwa było w 1776 roku niemal równie niemożliwe jak ustanowienie monarchii”38. Oznaczało to równocześnie, że konfe-deracja kolonii – a konieczność jej powołania w warunkach wojny z Wielką Bry-tanią nie była właściwie przez nikogo kwestionowana, nawet jeśli dla radykalnie nastawionych rewolucjonistów skoncentrowanych na przemianach ustrojowych wewnątrz kolonii nie była ona priorytetem – będzie musiała być stosunkowo luź-na, transfer władzy z państw członkowskich niewielki, a możliwości władczego oddziaływania na nie konfederacji bardzo ograniczone.

Prace nad dokumentem, na podstawie którego miała zostać powołana do życia pierwsza amerykańska konfederacja, zostały podjęte w czerwcu 1776 roku. Pro-jekt zaprezentowany Kongresowi 12 lipca 1776 roku, po miesiącu prac powołanej w celu jego opracowania komisji, szedł dalej aniżeli ostatecznie przyjęte Artyku-ły Konfederacji i Wiecznej Unii (Articles of Confederation and Perpetual Union).

Jego autorem był John Dickinson, niewiele wcześniej sprzeciwiający się ogłosze-niu przez kolonie niepodległości39.

W zakresie transferu władzy z państw członkowskich projekt Dickinsona nie zawierał jednoznacznej deklaracji wskazującej na ograniczenie władzy konfede-racji do materii ściśle określonych i wyraźnie delegowanych na jej rzecz przez państwa członkowskie. Zamiast tego, zgodnie z art. III projektu państwa człon-kowskie – nazywane w nim, co charakterystyczne, koloniami – mogły zacho-wać swe prawa i zwyczaje oraz wyłączność w zakresie regulacji wewnętrznych, ale tylko w sprawach niekolidujących z Artykułami Konfederacji. Oprócz tego projekt nakładał na nie charakterystyczne dla konfederacji ograniczenia w za-kresie możliwości utrzymywania stosunków zewnętrznych, zawierania traktatów i przystępowania do sojuszów. Imponująco prezentowała się lista wyłącznych uprawnień Kongresu, mającego być najważniejszym organem konfederacji. Przy czym, co istotne, z treści projektu nie wynikało, że władza Kongresu miałaby mieć

powołaniu „skonsolidowanego rządu” w miejsce konfederacji niepodległych państw, by pod koniec życia, kierując się – by tak rzec – spontaniczną nienawiścią do Jeff ersona, zwalczać jego stronnictwo demokratycznych republikanów jako sojusznik federalistów.

38 G.S. Wood, Th e Creation of the American Republic, University of North Carolina Press, Cha-pel Hill–London 1998 [1969], s. 356.

39 Projekt Dickinsona w: Journals of Continental Congress 1774–1789, vol. V: 1776, June 5 – Oc-tober 8, Government Printing Offi ce, Washington 1906, s. 546–554.

źródło w suwerennej decyzji niepodległych państw zawiązujących konfederację i cedujących na jej rzecz pewien zakres swych uprawnień władczych. Przyjęty przez Dickinsona sposób przeprowadzenia podziału władzy między konfedera-cją a państwami członkowskimi sugerował wręcz, że władza Kongresu nie jest jedynie funkcją decyzji suwerennych państw zawiązujących Unię, lecz ma własne, niezależne od nich źródło. Sformułowania art. III pozwalały dodatkowo na jej rozszerzającą interpretację40. Wszystko to zdawało się wskazywać jeżeli w ogóle nie na pierwotny charakter Unii wobec tworzących ją byłych kolonii, to przynaj-mniej na jej nadrzędność, skoro zakres władzy pozostawiony państwom człon-kowskim uzależniony był właściwie od zakresu władzy Kongresu konfederacji.

Charakterystyczne też, że jak głosił art. XX, zatwierdzone Artykuły… miały być bezwzględnie przestrzegane przez wszystkie kolonie, a powołana do życia konfe-deracja określona została mianem „wiecznej” (perpetual). Bezwzględna trwałość Unii zadeklarowana została również w art. II, w którym znalazło się stwierdzenie, że kolonie „jednoczą się, aby już nigdy nie ulec podziałowi”.

Projekt Dickinsona przewidywał też utworzenie wspólnej dla konfederacji egzekutywy w postaci Rady Stanu (Council of State), w której skład wchodzić miał jeden delegat z każdej z kolonii (taką terminologią konsekwentnie posługi-wał się projekt). Każda kolonia miała dysponować w Kongresie jednym głosem, przy czym najważniejsze decyzje dotyczące między innymi wypowiadania wojny, zawierania traktatów i sojuszy, emisji pieniądza oraz mobilizacji armii wymaga-łyby zgody przynajmniej dziewięciu delegacji. Zmiana Artykułów Konfederacji mogłaby dokonać się decyzją Zgromadzenia Zjednoczonych Państw (Assembly of the United States) to znaczy Kongresu, podlegając następnie zatwierdzeniu przez legislaturę każdego z członków.

Jeff erson pozostawał delegatem na Kongres Kontynentalny do 2 września 1776 roku, kiedy to zdecydował się złożyć mandat i powrócić do rodzinnej Virgi-nii. Nim to nastąpiło, zdążył jeszcze sporządzić skrupulatne notatki z pierwszych dyskusji nad projektem Dickinsona – sam zresztą zabierał w nich głos, wystę-pując w obronie praw swego kraju do ziem na zachód od Appalachów – dalsze prace nad Artykułami Konfederacji, zakończone ostatecznie ich uchwaleniem 15 listopada 1777 roku, obserwował już jednak z oddalenia, z konieczności spoglą-dając na nie z innej, lokalnej już perspektywy. Na kontynentalną scenę polityczną powrócił dopiero w 1783 roku po to, by wpierw na krótko ponownie znaleźć się w Kongresie, a później, jako minister pełnomocny konfederacji amerykańskiej, udać się z misją dyplomatyczną do Francji. W międzyczasie zasiadał w legislatu-rze Virginii, a w latach 1779–1781 pełnił funkcję gubernatora tego państwa.

40 Zob. M. Jensen, Th e Articles of Confederation. An Interpretation of the Social-Constitutional History of the American Revolution 1774–1781, University of Wisconsin Press, Madison–London 1970, s. 130–131.

W październiku 1776 roku Jeff erson został wybrany do Izby Delegatów (House of Delegates), niższej izby Zgromadzenia Ogólnego (General Assembly) ‒ legislatu-ry Virginii ‒ w której spędził przeszło dwa i pół roku. Poświęcił się w tym okresie działalności prawodawczej. Pełnił niezwykle ważną funkcję przewodniczącego powołanej wspólnie przez obie izby legislatury – Izbę Delegatów oraz Senat – ko-misji, której zadaniem miał być przegląd obowiązującego w państwie prawa oraz – zgodnie z jej instrukcjami – zbadanie ustawodawstwa i zalecenie uchylenia bądź zmiany konkretnych ustaw, a w razie konieczności także przygotowanie projek-tów nowych, które miałyby je zastąpić. Pięcioosobowa komisja miała zakończyć prace przedłożeniem legislaturze raportu z zaleceniem podjęcia stosownych dzia-łań. Wywiązanie się z postawionego przed nią zadania wymagało ogromu pra-cy. Znaczenia podjętego wysiłku nie sposób jednak przecenić. Chodziło wszak o przełożenie dorobku rewolucji amerykańskiej ze sfery idei i ogólnych zasad do obowiązującego w państwie porządku normatywnego. Tylko w taki sposób ów dorobek mógł zostać skutecznie utrwalony.

Jako legislator Jeff erson zapisał się przede wszystkim opracowaniem czterech projektów ustaw: o zniesieniu majoratu (a bill to Abolish Entail); o wolności wy-znania (Virginia Statute for Religious Freedom); o upowszechnianiu wiedzy (a bill for a More General Defusion of Knowledge) oraz jednej z ustaw nowelizujących prawo karne (projekt ustawy o Odpowiedniości Zbrodni i Kary w Sprawach Uprzednio Głównych – a bill for Proportioning Crime and Punishment in Cases Heretofore Capital). Wszystkie one wyrażały ideały oświeceniowej rewolucji, któ-rej celem nie było przecież jedynie doprowadzenie do przekształceń ustrojowych, ale również społecznych. Rewolucja społeczna warunkowała wszak sukces rewo-lucji politycznej.

Jeff erson nie miał wątpliwości co do tego, że ustrój republikański nie mógł być niczym więcej jak tylko piękną fasadą, jeśli nienaruszony pozostałby stan posia-dania potężnej arystokracji ziemskiej. Pierwszym krokiem do jej rozbicia miała więc być ustawa znosząca majorat. Jej celem byłoby wprowadzenie zakazu prze-noszenia prawa własności ziemi na jednego tylko dziedzica, co uniemożliwiłoby tworzenie ogromnych majątków ziemskich. Przygotowany przez Jeff ersona pro-jekt ustawy został uchwalony już 1 listopada 1776 roku41.

Ustawa o wolności wyznania nie tylko w oczywisty sposób eksponowała ideo-logię oświecenia, ale miała też pragmatyczny cel, jakim było dążenie do osłabie-nia bardzo silnych w okresie koloosłabie-nialnym politycznych wpływów duchowieństwa.

41 Później, jako część nowelizacji tej ustawy, przygotowany został przez Jeff ersona projekt zno-szący zasadę primogenitury, uchwalony na wniosek złożony przez Madisona w 1785 roku. „Rozwią-zania te, wraz z innymi znoszącymi czynsze dzierżawne oraz rozdzielającymi niezasiedlone ziemie, rozstrzygnęły ostatecznie kwestię tego, czy pierwszeństwo w nowym państwie zyska feudalna czy też wolna własność ziemska”. M.D. Peterson, Th omas Jeff erson and the New Nation, Oxford University Press, London–Oxford–New York 1970, s. 113.

Kościół Anglii (Church of England) cieszył się wówczas w Virginii statusem ofi -cjalnej państwowej instytucji konfesyjnej. Spośród wszystkich przygotowanych przez Jeff ersona projektów ustaw ten właśnie, uchwalony ostatecznie z niewielki-mi tylko zniewielki-miananiewielki-mi dopiero 16 stycznia 1786 roku niewielki-miał mu przynieść największe uznanie, odbijając się szerokim echem nie tylko w Ameryce, ale również w oświe-ceniowej Europie. Sam autor uznał go po latach za jedno ze swych trzech – obok Deklaracji Niepodległości i założenia Uniwersytetu Virginii – największych ży-ciowych osiągnąć, które polecił upamiętnić na kamieniu nagrobnym.

Pozostałe dwa projekty ustaw, przygotowane przez Jeff ersona w czasie pełnie-nia przezeń funkcji członka legislatury Virginii, nie zostały uchwalone. Projekt ustawy o upowszechnianiu wiedzy, najbardziej ambitny i chyba najważniejszy z nich wszystkich, był trzykrotnie przedkładany w legislaturze, by upaść ostatecz-nie w 1785 roku po odrzuceniu go przez Senat. W tamtym czasie pomysł zbudo-wania systemu szkolnictwa publicznego był w istocie rewolucyjny. Dla Jeff ersona było jednak oczywiste, że republika wymaga wykształconych obywateli. Tylko jednostki świadome swych praw mogły być prawdziwie wolne, zazdrośnie strze-gąc ich przed ingerencją ze strony władzy politycznej. Jedynie obywatele mogli skutecznie bronić republikańskich wolności. Finansowane przez państwo szkol-nictwo służyć też miało kształtowaniu „prawdziwej arystokracji”, wyróżniającej się nie pochodzeniem i bogactwem, lecz wiedzą, talentami i cnotą. Projektowa-ny przez Jeff ersona system opłacania ze środków publiczProjektowa-nych edukacji najzdol-niejszych uczniów aż po poziom uniwersytecki niwelować miał różnice klasowe, pozwalając na awans społeczny także najbiedniejszym. Uchwalenia nie doczekał się również projekt ustawy nowelizującej prawo karne. Dwukrotnie przedkładany przez Jamesa Madisona w 1785 i 1786 roku, poddawany za każdym razem dogłęb-nej dyskusji, przepadł bezpowrotnie w Izbie Delegatów większością jednego głosu w grudniu 1786 roku.

Rezygnacja przez Jeff ersona z mandatu delegata na Kongres nie oznaczała bra-ku zainteresowania problemem Unii. Była jednak wyraźnym świadectwem jego priorytetów w tamtym czasie. Istotnie, daleko bardziej aniżeli sprawa konfederacji pochłaniały go wówczas problemy rewolucji. Jej los decydował się zaś nie w Kon-gresie, ale w powstałych na miejsce kolonii młodych państwach. Unia była z tej perspektywy ważna o tyle, o ile jej powstanie warunkowało właściwie w ogóle

Rezygnacja przez Jeff ersona z mandatu delegata na Kongres nie oznaczała bra-ku zainteresowania problemem Unii. Była jednak wyraźnym świadectwem jego priorytetów w tamtym czasie. Istotnie, daleko bardziej aniżeli sprawa konfederacji pochłaniały go wówczas problemy rewolucji. Jej los decydował się zaś nie w Kon-gresie, ale w powstałych na miejsce kolonii młodych państwach. Unia była z tej perspektywy ważna o tyle, o ile jej powstanie warunkowało właściwie w ogóle