• Nie Znaleziono Wyników

Unia w myśli politycznej Thomasa Jeffersona

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Unia w myśli politycznej Thomasa Jeffersona"

Copied!
223
0
0

Pełen tekst

(1)

w myśli politycznej Unia

Thomasa Jeffersona

(2)
(3)

Tomasz Wieciech

Unia

w myśli politycznej

Thomasa Jeffersona

W y d a w n ic tw o U niw ersytetu J a g ie llo ń s k ie g o

(4)

narodowych i Politycznych

RECENZENT

prof. zw. dr hab. Ryszard M. Małajny

PROJEKT OKŁADKI Paweł Bigos

Na okładce wykorzystano portret Th omasa Jeff ersona pędzla Rembrandta Peale’a z 1800 roku.

Źródło: Th e White House Historical Association (White House Collection)

http://en.wikipedia.org/wiki/File:Th omas_Jeff erson_by_Rembrandt_Peale,_1800.jpg (dostęp: 5.11.2012).

© Copyright by Tomasz Wieciech & Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego Wydanie I, Kraków 2012

All rights reserved

Niniejszy utwór ani żaden jego fragment nie może być reprodukowany, przetwarzany i rozpowszechniany w jakikolwiek sposób za pomocą urządzeń elektronicznych, mechanicznych, kopiujących, nagrywających i innych oraz nie może być przechowywany w żadnym systemie informatycznym bez uprzedniej pisemnej zgody Wydawcy.

ISBN 978-83-233-3423-1

www.wuj.pl

Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego Redakcja: ul. Michałowskiego 9/2, 31-126 Kraków tel. 12-631-18-81, tel./fax 12-631-18-83

Dystrybucja: tel. 12-631-01-97, tel./fax 12-631-01-98 tel. kom. 506-006-674, e-mail: sprzedaz@wuj.pl

Konto: PEKAO SA, nr 80 1240 4722 1111 0000 4856 3325

(5)

dejrzliwości, a nie na ufności; to podejrzliwość, a nie zaufanie jest tym, co na- kazuje [przyjmowanie] ograniczonych konstytucji, aby związać tych, którym zmuszeni jesteśmy powierzyć sprawowanie władzy.

Th omas Jeff erson

(6)
(7)

Wstęp ... 11

Rozdział I Problem Unii w okresie kolonialnym i rewolucyjnym 1. Federalizm imperialny Th omasa Jeff ersona w A Summary View of the Rights of the British America ... 15

2. Unia amerykańskich państw ... 33

3. Organizacja terytorialna republikańskiej Unii ... 48

4. Wzmacnianie więzów Unii ... 57

5. Konkluzje... 79

Rozdział II Doktryna praw stanowych 1. Geneza ... 81

2. Teoria umowy konstytucyjnej... 93

3. Rząd o ograniczonych uprawnieniach i ścisła wykładnia Konstytucji ... 106

4. Nullifi kacja ... 124

5. Wartość Unii i prawo do secesji ... 143

6. Konkluzje... 162

Rozdział III Federalizm, republikanizm i imperium wolności 1. Wszyscy jesteśmy federalistami, wszyscy jesteśmy republikanami ... 169

2. Republika złożona z doskonałych republik ... 182

3. Imperium wolności ... 189

Konkluzje ... 203

Bibliografi a ... 215

(8)
(9)

JPW: Jeff erson Political Writings (eds. J. Appleby, T. Boll), Cambridge University Press, Cambridge 2005.

Th e Adams – Jeff erson Letters: Th e Adams – Jeff erson Letters. Th e Complete Cor- respondence between Th omas Jeff erson and Abigail and John Adams (ed. L.J. Cappon), University of North Carolina Press, Chapel Hill–

London 1959.

PTJ: Th e Papers of Th omas Jeff erson, 36 vols. (ed. J.P. Boyd et al.), Princeton Uni- versity Press, Princeton 1950–.

PTJ Retirement Series: Th e Papers of Th omas Jeff erson. Retirement Series, 8 vols.

(ed. J. Jeff erson Looney), Princeton University Press, Princeton 2005–.

Th e Republic of Letters: Th e Republic of Letters. Th e Correspondence between Th omas Jeff erson and James Madison 1776–1826, 3 vols. (ed. J.M.

Smith), W.W. Norton & Company, New York–London 1995.

TJW: Th omas Jeff erson. Writings (ed. M.D. Peterson), Library of America, New York 1984.

WJA: Th e Works of John Adams, 4 vols. (ed. Ch.F. Adams), Charles C. Little and James Brown, Boston 1850.

WJM: Th e Writings of James Madison, 9 vols. (ed. G. Hunt), G.P. Putnam’s Sons, New York–London 1904–1910.

WTJ: Th e Works of Th omas Jeff erson, 12 vols. (ed. P.L. Ford), G.P. Putnam’s Sons, New York–London 1904–1905.

Writings: Th e Writings of Th omas Jeff erson, 20 vols. (eds. A.A. Lipscomb, A.E.

Bergh), Th omas Jeff erson Memorial Association, Washington 1905–

1907.

(10)
(11)

W panteonie amerykańskich bohaterów narodowych Th omas Jeff erson zajmuje bez wątpienia miejsce szczególne. Jak Deklaracja Niepodległości stała się już nie- mal narodową relikwią Amerykanów, tak jej autor uzyskał bez mała status ikony.

Pod koniec lat 60. ubiegłego wieku Robert Brant gotów był nawet stwierdzić, że

„spośród wszystkich Amerykanów, żyjących i umarłych, żaden nie jest częściej cytowany w każdej niemal kwestii związanej z problemami władzy i rządzenia aniżeli mędrzec z Monticello, Th omas Jeff erson”. Według amerykańskiego histo- ryka pośród ówczesnych polityków „poza Biblią i możliwe, że Shakespearem, Jef- ferson był cytowany częściej niż jakiekolwiek inne źródło”1. Wydaje się, że w ciągu tych przeszło czterdziestu lat, jakie minęły od czasu, kiedy słowa te zostały napisa- ne, „mędrzec z Monticello” tylko umocnił swoje niekwestionowane przywództwo w tej dziedzinie.

Z jakichś względów Jeff erson bardziej niż którykolwiek z pozostałych Ojców Założycieli stał się uosobieniem amerykańskiego mitu założycielskiego i paradok- salnie – a dla niego samego z całą pewnością niespodziewanie – jednym z najpo- tężniejszych symboli Stanów Zjednoczonych, chociaż przez całe życie pozostawał w pierwszej kolejności obywatelem Virginii, przywiązanym przede wszystkim do

„swojego kraju”, jak zwykł o niej mawiać. Powróciwszy do Monticello po zakoń- czeniu drugiej kadencji prezydenckiej, nigdy więcej nie wyjechał już nawet poza granice rodzinnego stanu. Jeff erson został symbolem Stanów Zjednoczonych w niczym nieprzypominających upragnionej przez niego republikańskiej unii fe- deralnej, której ideał opisywał i do której stworzenia dążył. Ameryka podniosła na swe sztandary tego ze swych synów, który w owym wielkim starciu idei, jakie- go świadkiem była historia Stanów Zjednoczonych w okresie od ich powstania aż do wybuchu wojny secesyjnej, poniósł w ostatecznym rozrachunku sromotną klęskę. Kolejny to paradoks, bo Jeff erson przegrał w końcu bitwę o duszę Amery- ki. Współczesne Stany Zjednoczone są państwem Alexandra Hamiltona i to jego powinny stawiać na piedestale.

1 R. Brant, Puncturing Some Jeff ersonian Mythology, „Southern Quarterly”, 1968, vol. VI, no. 2, s. 175.

(12)

Tyle tylko, że Jeff erson znacznie lepiej aniżeli jego legendarny oponent nadaje się na bohatera narodowego. Tak więc jest on dziś powszechnie sławiony jako orędownik praw jednostki, swobód religijnych, postępu społecznego i nauki, ale przede wszystkim jako „autor Ameryki”, który wyrył jej credo w Deklaracji Niepodległości, najbardziej chyba zmitologizowanym elemencie dziedzictwa hi- storycznego i narodowego Stanów Zjednoczonych. Kłopotliwe aspekty życia Jef- fersona, wśród których na pierwszy plan wysuwa się niewolnictwo, są systema- tycznie i skutecznie wypierane z publicznej świadomości. Oprócz zawodowych historyków zajmują się nimi jedynie wszelkiego sortu demistyfi katorzy, których nie brak pod każdą szerokością geografi czną.

Lecz istnieje także inny Jeff erson, schowany nieco za spiżową postacią spoglą- dającą dostojnie nie tylko z pomników i wszechobecnym bohaterem zbiorowej wyobraźni. Ten mniej widoczny Jeff erson to przede wszystkim oświeceniowy fi lo- zof, kto wie czy nie największy, jakiego wydała XVIII-wieczna Ameryka, będący autorem najważniejszego powstałego tam w tym okresie traktatu fi lozofi cznego, za jaki słusznie chyba uchodzą Notes on the State of Virginia (Uwagi o Państwie Virginia). To frapujący i ważny myśliciel polityczny, a równocześnie aktywny po- lityk, co zawsze stanowi bardzo interesującą kombinację. To wreszcie tajemniczy i fascynujący człowiek o skomplikowanej osobowości, skryty, rzadko pozwalający sobie na pełne ukazanie własnego wnętrza. Wynalazca, architekt, miłośnik kla- sycznej kultury i literatury. Człowiek w pełni uosabiający epokę, w której przyszło mu żyć.

Ten właśnie Jeff erson od dziesiątków lat przyciąga kolejne pokolenia badaczy reprezentujących rozmaite dyscypliny nauki i dziedziny wiedzy. Powstały już nie- zliczone publikacje dotykające wszystkich chyba aspektów związanych z życiem, fi lozofi ą i działalnością publiczną trzeciego Prezydenta Stanów Zjednoczonych.

Powoduje to, że autor, który prezentuje czytelnikowi kolejną książkę o Jeff ersonie, nie może się uchylić przed udzieleniem wyjaśnienia i odpowiedzią na zasadnicze pytanie, które niepokojąco rozbrzmiewać musi w głowie każdego, kto decyduje się podjąć studia w tym zakresie: czy można coś jeszcze dodać do tej, tak wielo- krotnie już snutej opowieści? Czy możliwe jest napisać o Jeff ersonie coś nowego, skoro zdaje się, że wiemy już o nim wszystko?

Na tego rodzaju pytania, które muszą zastanawiać każdego, kto poważa się pi- sać o postaciach tak powszechnie znanych i tak wielokrotnie już opisywanych, nikt nie udzielił chyba lepszej odpowiedzi niż Leszek Kołakowski. Niech więc wolno mi będzie się posłużyć jego słowami, jako że sam lepszych nie znajduję.

Możemy zatem nadal pisać o wielkich fi lozofach i myślicielach, ponieważ

„Tego rodzaju praca nigdy się nie kończy. Nie dlatego, żebyśmy odkrywali nowe teksty bądź nowe szczegóły biografi czne”. To, co zdziałano w tych dziedzinach, jest wszak „bezcenne i być może defi nitywne. Jeżeli nawet istnieje jeszcze niewielka szansa, że wyjdą na światło dzienne jakieś nowe dokumenty, to jest zupełnie nie-

(13)

prawdopodobne, by mogły one zrewolucjonizować naszą wiedzę. Jednakże ta pra- ca nigdy się nie kończy, gdyż każde nowe pokolenie ma swojego Platona, swojego Kanta czy Pascala”. Może więc mieć, jak sądzę, także i swojego Jeff ersona. W tym wypadku również można chyba powtórzyć za fi lozofem, że „Te krynice mądrości nigdy nie wysychają”2.

Prace nad książką spajają swoistą klamrą dwa wyjazdy studyjne do Stanów Zjednoczonych, dzięki którym mogłem przeprowadzić badania w bibliotekach International Center for Jeff erson Studies (ICJS) oraz Uniwersytetu Virginii w Charlottesville, jak również w Bibliotece Kongresu. Pierwszy pobyt w Stanach Zjednoczonych, w listopadzie 2008 roku, był możliwy dzięki stypendium ICJS.

Był on o tyle ważny, że w decydujący sposób przesądził o podjęciu prac nad książ- ką, wiążąc mnie z Jeff ersonem na blisko cztery lata. Pobyt w Waszyngtonie i bada- nia w Bibliotece Kongresu, przeprowadzone w maju 2012 roku, fi nansowane były ze środków Wydziału Studiów Międzynarodowych i Politycznych Uniwersytetu Jagiellońskiego. Wszystkim osobom, które przyczyniły się do umożliwienia mi obu tych wyjazdów badawczych, składam serdeczne podziękowania.

Th is book would never have seen the daylight if it wasn’t for the fellowship from the International Center for Jeff erson Studies in Charlottesville, Virginia, which I was awarded in 2008. During my stay in Charlottesville I decided to undertake this venture, that now has fi nally come to an end. I can not fully express my grati- tude to Prof. Andrew Jackson O’Shaughnessy, Saunders Director of the Interna- tional Center for Jeff erson Studies and to all members of the ICJS staff , who were all of immense help to me, without exception. I think particularly warmly about Joan Hairfi eld, who not only took really great care of me but also became a true friend.

2 L. Kołakowski, Bóg nam nic nie jest dłużny. Krótka uwaga o religii Pascala i o duchu janseni- zmu, Wydawnictwo Znak, Kraków 2001, s. 7.

(14)
(15)

PROBLEM UNII W OKRESIE KOLONIALNYM I REWOLUCYJNYM

1. Federalizm imperialny Thomasa Jeffersona

w A Summary View of the Rights of the British America

W amerykańskiej debacie publicznej federalizm pojawił się jeszcze przed zerwa- niem kolonii z Koroną brytyjską, ogłoszeniem przez nie niepodległości, a następ- nie podjęciem wysiłków na rzecz wpierw zorganizowania konfederacji suweren- nych państw powstałych na ich miejscu, a później zastąpienia jej przez nowego rodzaju unię federalną. Bardzo szybko stał się on jednym z najważniejszych wąt- ków rozwijanych w tamtejszej myśli politycznej.

Rozważania nad centralnymi elementami doktryny federalizmu – problemem suwerenności, związanym z nim rozdzieleniem władzy ustanawiania powszech- nie obowiązujących norm pomiędzy dwa odrębne i niezależne od siebie organy prawodawcze oraz autonomią części składowych wobec całości – zostały podjęte przez amerykańskich kolonistów już w latach 60. XVIII wieku. Impulsem dla nich stał się narastający wówczas konfl ikt pomiędzy koloniami a Parlamentem* brytyj- skim, dotyczący właściwego zakresu jego władzy ustawodawczej nad amerykań- skimi posiadłościami Korony.

Th omas Jeff erson zabrał głos w tej debacie stosunkowo późno, dopiero w sierp- niu 1774 roku. Opublikowany wówczas pamfl et zatytułowany A Summary View of the Rights of British America (Przegląd praw brytyjskiej Ameryki) był pierwszym poważnym tekstem politycznym, jaki wyszedł spod jego ręki, stając się istotnym świadectwem kształtowania się myśli politycznej późniejszego autora Deklara- cji Niepodległości, nie tylko w tym aspekcie, którego bezpośrednio i w głównej

* Amerykańscy pisarze polityczni, pisząc o instytucjach, takich jak Parlament, Król czy Prezy- dent, używali wielkiej litery dla podkreślenia, że chodzi o jakikolwiek parlament, króla czy prezy- denta. Podobnie było z pisownią słowa Unia, gdy chodziło o konkretną amerykańską Unię. W na- wiązaniu do tej praktyki w analogicznych wypadkach zastosowano w tekście pisownię od wielkich liter (przyp. aut.)

(16)

mierze dotyczył, to znaczy relacji pomiędzy Wielką Brytanią a jej amerykańskimi koloniami.

Wystąpienie Jeff ersona nie przeszło niezauważone. W czasie kiedy orężem w walce o prawa kolonii były jeszcze przede wszystkim słowa, a jej narzędziem pióra, znaczenia tego rodzaju wystąpień nie można było przecenić. W starciu tym brały czynny udział kolonialne zgromadzenia przedstawicielskie oraz liczni pam- fl eciści i pisarze polityczni. O ile jednak legislatury były zmuszone miarkować się w swych wystąpieniach – ich głos słusznie przecież mógł być uznany za ofi cjalne stanowisko kolonii, powodując poważne reperkusje polityczne – o tyle autorzy pamfl etów, dysponując pod tym względem znacznie większą swobodą, mogli zaj- mować o wiele bardziej radykalne pozycje. Z tego samego powodu ich poglądy najpewniej w większym stopniu oddawały dominujące wśród kolonialnych elit nastroje i przekonania.

Pamfl ety i broszury pisane przez kolonistów były więc uważnie czytane i dys- kutowane po obu stronach Atlantyku. Nim strzały pod Lexington i Concord dały początek powstaniu, które rychło przerodziło się w wojnę o niepodległość, bój z Parlamentem brytyjskim toczono w głównej mierze właśnie za pomocą publika- cji. Ich znaczenie, z późniejszej perspektywy walki o niepodległość, polegało też na tym, że argumentacja w nich podnoszona przygotowywała doktrynalny grunt pod najpierw ogłoszenie niepodległości, a w dalszej kolejności ukształtowanie in- stytucji władzy państwowej w niepodległych już amerykańskich państwach i zor- ganizowanie ich współdziałania w ramach konfederacji, a następnie połączenie w formie unii federalnej.

A Summary View… w momencie publikacji był kolejnym bardzo ważnym gło- sem w toczonej już wówczas od przeszło dekady dyskusji nad właściwym cha- rakterem relacji pomiędzy koloniami a metropolią, w czasie gdy całkowitego ze- rwania z Koroną raczej jeszcze nie rozważano. W każdym razie głosy do tego wzywające nie mieściły się w głównym nurcie dyskursu politycznego, pozostając na marginesie debaty publicznej. Opublikowana latem 1774 roku broszura dosta- tecznie rozsławiła imię młodego prawnika i plantatora z Virginii, zapewniając mu wybór do Kongresu Kontynentalnego, który wczesnym latem 1776 roku uchwalić miał Deklarację Niepodległości. Był to najbardziej znany tekst Jeff ersona powsta- ły w okresie rewolucyjnym, oczywiście wyjąwszy samą Deklarację. To właśnie dzięki tej publikacji jej autor, młody delegat Virginii, został wskazany przez Johna Adamsa jako osoba właściwa do napisania dokumentu, który miał mu zapewnić nieśmiertelną sławę.

Wystąpienie Jeff ersona wpisywało się zatem w toczoną w koloniach debatę, której najważniejszym zagadnieniem była rewizja tradycyjnej, ukształtowanej w XVII-wiecznej Anglii koncepcji suwerenności, zgodnie z którą Parlament bry- tyjski miał pierwotną i nieograniczoną władzę prawodawczą. Spór o suwerenność – a w rezultacie i charakter relacji pomiędzy koloniami a metropolią – znalazł się

(17)

więc w samym centrum dyskusji. Zabierający w niej głos reprezentanci amery- kańskich kolonii, próbując podważyć właściwość brytyjskiego Parlamentu do sta- nowienia dla nich prawa, starali się na nowo ukształtować relacje w tym zakresie pomiędzy Wielką Brytanią a koloniami.

Część z nich zaczęła wprost forsować koncepcję unii mającej łączyć kolonie z metropolią. Ich celem stało się więc całkowicie odmienne pod względem nor- matywnym uregulowanie relacji wewnątrz imperium brytyjskiego, wykluczające już podległość terytoriów zamorskich wobec Wielkiej Brytanii i podporządkowa- nie jej interesom.

W XVIII wieku suwerenność Parlamentu – co ważne, trójsegmentowego, skła- dającego się z Króla, Izby Lordów oraz Izby Gmin – była już dogmatem brytyjskie- go ustroju. Parlament dzierżył więc, wedle najbardziej popularnej wykładni Wil- liama Blackstone’a, „absolutną, despotyczną władzę”, będącą istotą suwerenności stanowiącej niezbędny atrybut każdej formy rządu. W rezultacie władza ustawo- dawcza brytyjskiego Parlamentu była nieograniczona. Parlament był wszechwład- ny, mógł „zrobić każdą rzecz, która nie była niemożliwą w naturze”, nie podlegając żadnym ograniczeniom i kontroli. Nic nie stało ponad nim. Oznaczało to więc, że

„tego, co Parlament uczyni, żadna ziemska władza nie może odwrócić”1.

Władza Parlamentu rozciągała się, rzecz jasna, również na brytyjskie kolonie w Ameryce, niezależnie od ich formalnego statusu. Ten zaś był zróżnicowany, ist- niały bowiem trzy ich rodzaje: kolonie królewskie (royal colonies), kolonie prywat- ne (proprietary colonies) oraz kolonie korporacyjne (corporate colonies). Pierwsze były własnością Króla, drugie prywatnych właścicieli, kolonie korporacyjne nale- żały natomiast nie do pojedynczych osób, ale spółek handlowych, przez co cieszy- ły się największym zakresem autonomii i samorządności. Status kolonii podlegał zmianom, tak że tylko dwie z nich – Connecticut i Rhode Island, obie powstałe jako corporate colonies – funkcjonowały w tej samej formie od czasu założenia aż do wybuchu wojny o niepodległość. W każdym razie u progu rewolucji na trzy- naście kolonii osiem miało status królewskich (Georgia, Massachusetts, Karolina Północna, Karolina Południowa, New Hampshire, New Jersey, Nowy Jork, Virgi- nia), trzy należały do prywatnych właścicieli (Delaware, Maryland, Pensylwania), a wspomniane już dwie (Connecticut i Rhode Island) do spółek handlowych2.

Charakter relacji pomiędzy koloniami a metropolią, polegający, najogólniej rzecz biorąc, na ich hierarchicznym podporządkowaniu, nie budził żadnych wąt- pliwości i bardzo długo nie był przedmiotem kontrowersji. Ostatecznie kolonie były niczym innym jak właśnie posiadłościami brytyjskiej Korony. Ich mieszkań-

1 W. Blackstone, Commentaries on the Laws of England in Four Books (ed. E. Christian), Printed by A. Strahan, London 1809 [1753], s. 160. Wszystkie tłumaczenia – jeśli nie zaznaczono inaczej – autorstwa Tomasza Wieciecha.

2 Zob. H.W. Elson, History of the United States of America, Macmillan Company, New York 1914, s. 210–211.

(18)

cy byli zaś poddanymi Króla Anglii, jak o nich mówiono „dziećmi [angielskiej]

ojczyzny” (children of the mother country). Polityczna podległość kolonii – podob- nie zresztą jak i gospodarcza – była dla Anglików rzeczą oczywistą i bezdyskusyj- ną. Świadectwem owego podporządkowania brytyjskiej Koronie były w pierw- szym rzędzie: struktura władzy w koloniach, na której czele stał wysyłany z Anglii i sprawujący władzę w imieniu Króla nawet w koloniach prywatnych – guberna- tor; stanowienie prawa dla kolonii przez Parlament w Londynie; kontrola Tajnej Rady (Privy Council) sprawowana wobec ustaw uchwalanych przez kolonialne zgromadzenia; prawo utrącania tych ustaw przez Króla. Krótko mówiąc, przed wybuchem rewolucji „prawo w Ameryce było angielskie i takaż była większość politycznych instytucji”3.

Zależność kolonii nie była kwestionowana także dlatego, że w praktyce wy- pracowany został satysfakcjonujący dla nich modus operandi w relacjach z me- tropolią. Polegał on na tym, że władze brytyjskie – w szczególności zaś Parlament wyposażony w pełnię władzy prawodawczej – pozostawiły koloniom znaczną autonomię w zakresie ich spraw wewnętrznych. „Pomimo wysiłków czynionych przez angielski rząd w końcu siedemnastego stulecia na rzecz ograniczenia za- kresu lokalnej jurysdykcji w koloniach, lokalna prowincjonalna autonomia wciąż charakteryzowała amerykańskie życie”4. Parlament w Londynie stanowił więc dla kolonii prawo przede wszystkim w tego rodzaju dziedzinach, które w oczywisty sposób przekraczały właściwość pojedynczych zgromadzeń ustawodawczych – takich jak system pocztowy, prawo naturalizacji, handel i żegluga – bądź też miały zasadnicze znaczenie dla interesów gospodarczych metropolii. Stąd ustawy re- gulujące aktywność gospodarczą w koloniach. W zakresie administracji kolonii Korona sprawowała kontrolę nad nominacjami na stanowiska w ich władzach, determinowała poprzez instrukcje prowadzoną przez nie politykę, zachowywa- ła też formalną kontrolę nad kolonialną legislacją i sądownictwem. Wszystko to nie oznaczało jednak sprawowania pełnego władztwa nad koloniami. Nie było to zresztą możliwe także z prozaicznych powodów wynikających choćby z od- ległości dzielącej Wielką Brytanię od jej amerykańskich posiadłości i wiążących się z tym oczywistych utrudnień komunikacyjnych. Doktryna suwerenności Par- lamentu nie przystawała do uwarunkowań rozległego imperium kolonialnego.

Parlament nie mógł więc wypełniać funkcji prawodawczej wobec kolonii w tym samym zakresie, w jakim czynił to w stosunku do wysp brytyjskich.

Do utrwalenia autonomii kolonii w pierwszej połowie XVIII wieku przyczynił się też zapewne dostrzegalny w okresie panowania dwóch pierwszych władców z dynastii hanowerskiej (Jerzego I oraz Jerzego II, panujących w latach 1714–1727

3 R. Middlekauff , Th e Glorious Cause. Th e American Revolution 1763–1789, Oxford University Press, Oxford–New York 1982, s. 25.

4 B. Bailyn, Th e Ideological Origins of the American Revolution, Harvard University Press, Cam- bridge–London 1992, s. 203.

(19)

i 1727–1760) spadek zainteresowania tymi zagadnieniami ze strony władz brytyj- skich. Wewnętrzne sprawy terytoriów zamorskich nie zajmowały więc zanadto polityków tego okresu, skupionych na sytuacji Wielkiej Brytanii i jej stosunkach z państwami europejskimi5.

W rezultacie zakres autonomii, jakim cieszyły się kolonie we wszystkich dzie- dzinach związanych z rządzeniem, był znaczący. „W rzeczywistości to lokalne sądy common law sprawowały wymiar sprawiedliwości w koloniach”. Jurysdykcja brytyjskich sądów – oparta na królewskiej prerogatywie i z tego powodu kryty- kowana – była niezmiennie podważana i ściśle ograniczana. To „lokalne ciała – miasta i hrabstwa w pierwszym rzędzie, ostatecznie prowincjonalne zgromadze- nia – ustalały normy codziennego życia; normy dotyczące tworzenia i dystrybucji dóbr, osobistego postępowania, oddawania czci Bogu – większości form, w jakich ludzie postępują wobec świata wokół nich, ożywionego i nieożywionego”. Nawet w sprawach fi nansowych zaznaczała się właściwość lokalnych zgromadzeń. Wła- dze brytyjskie nakładały oczywiście na kolonie obciążenia, jednak głównie w po- staci ceł i innych opłat wiążących się z handlem. Natomiast podatki „od najwcześ- niejszych lat osadnictwa” nakładane były przez organy przedstawicielskie kolonii

„bez konkurencji – w rzeczy samej z zachętą – ze strony Anglii”6.

W praktyce doszło więc do ukształtowania się swoistego podziału władzy po- między Parlamentem w Londynie a kolonialnymi zgromadzeniami przedstawi- cielskimi. Tego rodzaju podział władzy, dopóki nie miał podstawy normatywnej, nie był sprzeczny z zasadą suwerenności Parlamentu. Ta bowiem oznaczała, że Parlament brytyjski dysponował pełnią władzy prawodawczej nad koloniami, z której jednak nie musiał korzystać zawsze i w pełnym wymiarze. Zezwolenie zgromadzeniom kolonialnym na stanowienia prawa w pewnych materiach – na- wet jeśli były one niezwykle rozległe – nie podważało na gruncie normatywnym suwerenności Parlamentu. Dlatego właśnie mógł on podjąć próbę narzucenia ko- loniom prawa w każdej dziedzinie, nawet takiej, którą regulowało lokalne prawo- dawstwo, co też rzeczywiście uczynił w drugiej połowie XVIII wieku, zapocząt- kowując kryzys, który ostatecznie doprowadził do wybuchu wojny i ogłoszenia przez kolonie niepodległości. Do konfl iktu pomiędzy nimi a Wielką Brytanią doszło właśnie dlatego, że praktyka sprawowania władzy, która doprowadziła do ukształtowania się dwóch odrębnych sfer właściwości prawodawczej – owego po- działu władzy między Parlamentem w Londynie a kolonialnymi zgromadzeniami – kłóciła się z normatywną doktryną suwerenności Parlamentu.

Nie może więc dziwić, że gdy Parlament podjął próbę skorzystania ze swej suwerennej władzy prawodawczej nad koloniami, negując tym samym ów niefor-

5 M.J. Rozbicki, Narodziny narodu. Historia Stanów Zjednoczonych do 1861 roku, Ofi cyna Wy- dawnicza Interim, Warszawa 1991, s. 224.

6 B. Bailyn, op.cit., s. 204.

(20)

malny podział, występujący przeciwko temu koloniści podjęli wysiłki zmierzające do dostosowania normatywnej podstawy określającej relacje pomiędzy koloniami a metropolią do ukształtowanej wcześniej praktyki, podnosząc w tym celu istnie- nie dwóch odrębnych sfer właściwości prawodawczej: zewnętrznej (external) oraz wewnętrznej (internal).

Właściwość Parlamentu w Londynie do stanowienia prawa dla kolonii nie była jeszcze przedmiotem dogłębnych rozważań nawet wówczas, gdy ustawami o wełnie, kapeluszach, cukrze i żelazie (odpowiednio: Wool Act, 1699; Hat Act, 1732; Iron Act, 1750 oraz Sugar Act, 1764) – działając w interesie brytyjskich kup- ców i wytwórców – ograniczał on możliwości produkcyjne i handlowe kolonii bądź – jak w przypadku Ustawy o cukrze z 1764 roku – zwiększał ich fi skalne obciążenia7. Dopiero słynna Ustawa stemplowa (Stamp Act) z marca 1765 roku wywołała ferment wystarczający do rozbudzenia dyskusji na temat właściwego zakresu władzy prawodawczej metropolii nad koloniami, nie mówiąc o tym, że doprowadziła ona do pierwszych przejawów zorganizowanego buntu kolonistów przeciwko władzom brytyjskim.

W sierpniu 1764 roku, a więc jeszcze przed wejściem w życie Ustawy stemplo- wej, ale w reakcji na napływające z Londynu doniesienia zapowiadające jej uchwa- lenie, Richard Bland, polityk z Virginii – wówczas już od ponad dwóch dekad członek tamtejszej Izby Poselskiej (House of Burgesses), niższej izby kolonialnej legislatury – opublikował pamfl et zatytułowany Th e Colonel Dismounted: or the Rector Vindicated, w którym wysunął ową dystynkcję pomiędzy materiami o cha- rakterze wewnętrznym i zewnętrznym, wyznaczającą właściwy zakres działalno- ści legislacyjnej Parlamentu brytyjskiego oraz kolonialnych legislatur. Nie negu- jąc przynależności kolonii do Korony, a zatem i uznając władzę ustawodawczą imperialnego Parlamentu nad nimi, Bland wskazywał równocześnie na istnienie podziału władzy ustawodawczej pomiędzy Parlamentem w Londynie a zgroma- dzeniami przedstawicielskimi kolonii. Koloniści pozostawali „poddanymi władzy brytyjskiego Parlamentu” we wszystkich sprawach o charakterze zewnętrznym, lecz w tych, które dotyczyły wewnętrznych spraw kolonii – niezwiązanych z ich

7 Ustawa o wełnie zakazywała jej eksportu z kolonii, jak również handlu tym towarem pomię- dzy samymi koloniami. Ustawa o kapeluszach wprowadziła limity w zakresie produkcji i eksportu kapeluszy futrzanych, z kolei Ustawa o żelazie miała na celu ograniczenie rozwoju gospodarczego kolonii poprzez wprowadzenie zakazów w zakresie tworzenia infrastruktury przemysłowej związa- nej z przetwórstwem rudy żelaza w koloniach, równocześnie zwalniając z opłat celnych sprowadza- ne z kolonii na wyspy brytyjskie surówkę i żelazne sztaby oraz zakazując eksportu żelaza z kolonii poza granice imperium. Ustawa o cukrze formalnie zmniejszała cło na importowaną do kolonii melasę z 9 do 3 pensów za galon, zaostrzając kontrolę mającą wyeliminować przemyt tego towa- ru. W praktyce oznaczało to wzrost obciążeń fi skalnych, ponieważ wcześniej melasa sprowadzana była do kolonii nielegalnie, przy czym koszt uzyskania fałszywych dokumentów przewozowych od brytyjskich celników na Jamajce wynosił 1 pens za galon. Zob. Z. Lewicki, Historia cywilizacji ame- rykańskiej. Era tworzenia 1607–1789, Wydawnictwo Naukowe Scholar, Warszawa 2009, s. 489–491.

(21)

zależnością od metropolii oraz podległością Koronie – było zgoła inaczej. W tym wypadku bowiem to „legislatura kolonii ma prawo uchwalać jakiekolwiek pra- wodawstwo, jakie uzna za konieczne dla [jej] wewnętrznego zarządu (internal government)”8. W rezultacie podatki (internal taxes) – to znaczy obciążenia inne niż cła i akcyza – nakładane przez Parlament były przejawem władzy arbitralnej, pozbawiały mieszkańców kolonii ich słusznych praw, mogły więc być kontestowa- ne i napotykać opór9.

Ustawa stemplowa została uchylona 17 marca 1766 roku. Decyzja ta nie ozna- czała jednak w żadnym razie akceptacji Parlamentu dla podnoszonych w kolo- niach argumentów wskazujących na ograniczenia jego władzy ustawodawczej wobec brytyjskich posiadłości w Ameryce. Parlament nie miał zamiaru kapitu- lować wobec oporu kolonistów. Nie pozostawiała co do tego żadnych wątpliwo- ści uchwalona dzień po uchyleniu Stamp Act Ustawa deklaratoryjna (Declaratory Act). Pełny tytuł tego aktu prawnego jasno wskazywał jego cel. Ustawa dla lep- szego zabezpieczenia podległości posiadłości Jego Królewskiej Mości w Ameryce od Korony i Parlamentu Wielkiej Brytanii (An Act for the better securing the de- pendency of his Majesty’s dominions in America upon the crown and parliament of Great Britain) odrzucała pretensje kolonialnych legislatur do „wyłącznego prawa nakładania opłat i podatków na poddanych Jego Królewskiej Mości w koloniach”.

Rezolucje uchwalane przez kolonialne zgromadzenia przedstawicielskie określa- ła jako „uwłaczające władzy ustawodawczej Parlamentu” oraz „niezgodne z za- leżnością […] kolonii […] od Korony Wielkiej Brytanii”. Ustawa potwierdzała pełną władzę Parlamentu nad koloniami, obejmującą „stanowienie prawa i ustaw o wystarczającej sile i ważności, by wiązać kolonie i ludność Ameryki, poddanych Korony Wielkiej Brytanii, we wszelkich sprawach bez wyjątku”10.

Uchylenie Ustawy stemplowej, chociaż sprawiało wrażenie uznania poraż- ki, w rzeczywistości było jedynie taktycznym wybiegiem ze strony Parlamentu.

Świadectwem tego stało się uchwalenie w lipcu 1767 roku Ustawy Townshenda (Townshend Act), nazywanej tak od nazwiska ówczesnego brytyjskiego kancle- rza skarbu Charlesa Townshenda, będącego jej promotorem. Znalazł on – jak sądził znakomity – sposób, aby czyniąc formalnie zadość pretensjom mieszkań- ców kolonii, równocześnie obciążyć ich daninami na rzecz brytyjskiego skarbu11. W przeciwieństwie do Ustawy stemplowej tym razem obciążenia te nie miały cha- rakteru podatków, lecz opłat celnych. Przywóz określonych towarów z Wielkiej Brytanii do kolonii – szkła, farby, ołowiu, herbaty i papieru, którego w ustawie

8 Cyt. za: A.L. LaCroix, Th e Ideological Origins of American Federalism, Harvard University Press, Cambridge–London 2010, s. 47.

9 Ibidem.

10 Th e Declaratory Act March 18, 1766 [w:] Th e American Republic. Primary Sources, (ed. B.

Frohnen), Liberty Fund, Indianapolis 2002, s. 135–136.

11 Zob. Z. Lewicki, op.cit., s. 510.

(22)

wyróżniono przeszło czterdzieści (!) rodzajów – podlegać miał dodatkowej opła- cie, której uiszczenie warunkowało dopuszczenie ich do obrotu w koloniach. Jak pamiętamy, koloniści nie kwestionowali właściwości Parlamentu do stanowienia dla nich prawa w sprawach zewnętrznych. Ustawa Townshenda formalnie regu- lowała takie właśnie materie. Intencje władz brytyjskich były jednak aż nazbyt czytelne, a i niespecjalnie skrywane. Wybieg przez nie zastosowany zmusił więc kolonistów do zmodyfi kowania używanej przez nich argumentacji i dostosowania jej do przyjętej przez przeciwnika przebiegłej taktyki.

Dychotomiczny podział na sprawy o charakterze wewnętrznym i zewnętrz- nym został więc zastąpiony przez inny, wyznaczający właściwe sfery władzy usta- wodawczej Parlamentu i kolonialnych legislatur wedle materii poddawanych prawnej regulacji. Tę zmianę argumentacji podnoszonej przez kolonistów najle- piej oddają słynne Letters from a Farmer in Pennsylvania… (Listy Farmera z Pen- sylwanii…). Dwanaście tekstów publikowanych w 1767 i 1768 roku na łamach niemal wszystkich ukazujących się wówczas w Ameryce gazet stanowiło odpo- wiedź na Ustawę Townshenda. Ich autorem był jeden z najważniejszych polityków amerykańskich tego okresu, prawnik z Pensylwanii i członek tamtejszej legislatu- ry John Dickinson.

Dickinson nie kwestionował prawa brytyjskiego parlamentu do regulowania handlu pomiędzy Wielką Brytanią a jej koloniami. Nie negował też ich przyna- leżności do Korony i pod tym względem prezentował stanowisko powszechnie wówczas w Ameryce przyjmowane. Kolonie nie były – podkreślał Dickinson – w żadnym razie odrębnymi państwami, lecz częścią brytyjskiego imperium.

W rezultacie „tego rodzaju władza Parlamentu” była jego zdaniem „koniecz- na w relacjach pomiędzy ojczyzną (mother country) a koloniami; konieczna dla powszechnego dobra [ich] wszystkich”12. Regulowanie stosunków handlowych pomiędzy Wielką Brytanią a jej posiadłościami nie może jednak służyć obcią- żaniu mieszkańców kolonii daninami na rzecz brytyjskiego skarbu. Tak właśnie było w przypadku Townshend Act, którego celem nie była regulacja handlu, ale pozyskiwanie dochodów z opłat nakładanych na towary sprowadzane z Wielkiej Brytanii do kolonii, o czym zresztą wprost była mowa w preambule do ustawy.

Nie było więc żadnej różnicy pomiędzy Ustawą stemplową, nakazującą wnoszenie opłat za korzystanie z papieru, a tą, która wymagała dodatkowej opłaty za jego sprowadzanie. Wyłącznym celem obu aktów było bowiem nakładanie na kolonie obciążeń fi skalnych, oczywiście bez zgody ich mieszkańców. Tego zaś Parlament czynić nie mógł.

12 J. Dickinson, Letters from a Farmer in Pennsylvania to the Inhabitants of the British Colonies, Printed and London Re-printed for J. Almon Opposite Burlington House Piccadilly, Philadelphia MDCCLXXIV, s. 12.

(23)

Wysiłki Dickinsona koncentrowały się na wykazaniu, jak szkodliwe i niespra- wiedliwe są ustawy nakładające na kolonie obciążenia fi skalne. Równocześnie jednak niezmiennie podkreślał on i akcentował przynależność kolonii do Korony brytyjskiej, uznając stan ten za ze wszech miar pożądany i niosący dla nich sa- mych wiele korzyści. W Listach Farmera… znajdziemy nie tylko wezwania do umiarkowania i powściągliwości w oporze przeciwko opresyjnym aktom Parla- mentu, ale i wyrazy wielkiego przywiązania do Wielkiej Brytanii jako ojczyzny kolonistów, wobec której powinni oni zachowywać się jak „pełne szacunku dzieci, które otrzymały niezasłużone razy od ukochanego rodzica”13. Nie ma tam nato- miast próby przedefi niowania na płaszczyźnie normatywnej charakteru relacji pomiędzy koloniami a Wielką Brytanią.

Byli jednak wśród kolonistów i tacy, którzy już wówczas gotowi byli pójść znacznie dalej aniżeli stosunkowo umiarkowany Dickinson. Zanegowanie nie- ograniczonej władzy ustawodawczej Parlamentu nad koloniami prowokowało bowiem do refl eksji nad naturą stosunków łączących je z metropolią. Jak powie- dziano, bardzo długo podległość kolonii wobec Wielkiej Brytanii – ich par ex- cellance kolonialny status – nie była kwestionowana. Jednak czasy się zmieniały.

Dojrzewały same kolonie a wraz z nimi kształtowały się nowe kolonialne elity.

W połowie XVIII wieku tworzyli je już ludzie urodzeni w Ameryce, mocniej niż emigranci w pierwszym pokoleniu związani z miejscem swego zamieszkania.

Oczywiście nadal czuli się oni – tak jak ich ojcowie – Anglikami i poddanymi an- gielskiego Króla. Wielu z nich kształciło się w Anglii, tam też wciąż wysyłani byli na naukę synowie najznamienitszych kolonialnych rodów. Koloniści żyli według angielskich norm społecznych i takich zwyczajów, wśród angielskich praw i in- stytucji politycznych. Jeszcze w okresie rewolucji francuskiej szukający wówczas schronienia w Stanach Zjednoczonych Charles-Maurice de Talleyrand napisze pogardliwie o goszczących go Amerykanach: „przecież to są Anglicy”, ale takie stwierdzenie już wówczas nie będzie całkowicie prawdziwe. Wojna siedmioletnia toczona w latach 1756–1763 dostatecznie dobrze wykazała dojrzałość kolonial- nych wspólnot. Anglicy zamieszkujący wyspy brytyjskie mogli nadal uważać ko- lonistów za ludzi gorszych od siebie, ledwie cywilizowanych mieszkańców półdzi- kiego kraju – opinie takie przetrwają wśród brytyjskich elit bardzo długo i będą wygłaszane w Wielkiej Brytanii jeszcze w XIX wieku – ale oni sami mieli już o so- bie inne zdanie. Kolonie rozwijały się gospodarczo, kulturowo i społecznie. Wyra- stały w nich coraz lepiej wykształcone – z czasem także już we własnych szkołach i uczelniach – miejscowe elity, dla których utrzymanie kolonialnego statusu ozna- czającego pełne i bezwarunkowe podporządkowania metropolii było już trudne do zaakceptowania.

13 Ibidem, s. 33.

(24)

W rezultacie w debacie sprowokowanej próbą narzucenia koloniom przez Par- lament nowych obciążeń pojawiły się z czasem postulaty określenia na nowo rela- cji pomiędzy Wielką Brytanią a jej posiadłościami.

W 1766 roku wspominany już Richard Bland nie wahał się więc przekonywać, że geneza i historia kolonii jasno wskazują, iż od samego początku uznawane one były za „odrębne państwa (distinct state), niezależne w zakresie wewnętrznego za- rządu (internal government)” od Królestwa Wielkiej Brytanii, lecz złączone z nim

„najbliższym i najściślejszym przymierzem i zgodą” (league and amity), podle- gając temu samemu władcy i czerpiąc wzajemne korzyści z wymiany handlowej.

Ameryka, przekonywał Bland, nie była nigdy częścią Królestwa Anglii. Została zasiedlona przez wolnych Anglików, ich własnym sumptem, pod określonymi warunkami wyznaczonymi przez Koronę mocą prerogatywy, a więc bez udziału Parlamentu. Warunki te – dodajmy, że opisane w nadawanych koloniom kartach (charters) – „muszą więc być świętymi węzłami unii pomiędzy Anglią a jej kolo- niami i nie mogą być naruszane bez pogwałcenia [zasad] sprawiedliwości”14.

Odnajdujemy więc u Blanda już właściwie projekt unii pomiędzy metropolią a koloniami, której zwornikiem miałby być Król, a podstawą nadawane przezeń koloniom karty. Pomijając w tym miejscu trafność argumentacji polityka z Virgi- nii, przekonującego, że pierwsza karta kolonialna nadana Sir Walterowi Raleigho- wi przez Królową Elżbietę I zapewniała mu „wieczną suwerenność” oraz „pełnię władzy legislacyjnej” nad zajętymi terytoriami, oznaczając, że „kraj ten [tj. Virgi- nia] miał być zjednoczony z Królestwem Anglii doskonałym przymierzem i zgo- dą, pozostając w poddaństwie Korony Anglii”15, zauważmy, że była to już próba wyjścia poza dyskusję nad zakresem władzy Parlamentu nad koloniami i przenie- sienia jej na płaszczyznę normatywnej regulacji stosunków w ramach imperium brytyjskiego. Oczywiście cel, jakim było dążenie do ograniczenia władzy ustawo- dawczej Parlamentu, pozostawał wciąż ten sam. Charakter dyskusji i podnoszone w niej argumenty były już jednak inne.

Podobnych co Bland argumentów użyje kilka lat później Jeff erson, a kluczo- wym elementem projektowanej przezeń unii imperialnej – podobnie jak u jego rodaka – będzie również monarcha16. Zbieżność ta nie jest, rzecz jasna, dziełem

14 R. Bland, An Inquiry into the Rights of the British Colonies [w:] American Political Writing during the Founding Era 1760–1805, vol. 1 (eds. Ch.S. Hyneman, D.S. Lutz), Liberty Fund, India- napolis 1983, s. 79–80.

15 Ibidem, s. 76.

16 Dodajmy, że podobne wątki rozwijane były także i przez innych autorów, chociaż niekoniecz- nie ściśle w kontekście ustrojowym. Warto tu wspomnieć zwłaszcza Jamesa Wilsona, który w napi- sanym w 1768 roku, a opublikowanym sześć lat później pamfl ecie zatytułowanym Considerations on the Nature and Extent of the Legislative Authority of the British Parliament (Rozważania nad naturą i zakresem władzy prawodawczej brytyjskiego Parlamentu) przekonywał, że mieszkańcy Ameryki są równymi Brytyjczykom poddanymi Króla. Ich podległość wobec Wielkiej Brytanii oznacza jedy- nie podległość Królowi – a właściwie kolejnym Królom Wielkiej Brytanii – ale nie Parlamentowi.

(25)

przypadku. Starszy o przeszło trzydzieści lat Bland był już wpływową postacią w Izbie Poselskiej Virginii (House of Burgesses), kiedy Jeff erson obejmował w niej mandat w 1769 roku. Miał on zresztą o Blandzie bardzo dobre zdanie, stawiając go w pierwszym rzędzie politycznych przywódców kolonii okresu przedrewo- lucyjnego. Znał też z całą pewnością jego pamfl et, który po latach określił jako pierwszy, w którym „natura powiązań [kolonii] z Wielką Brytanią” przedstawiona została w sposób „mogący zgłaszać jakiekolwiek pretensje co do trafności”17.

A Summary View of the Rights of British America powstał jako zestaw instrukcji dla delegatów mających reprezentować Virginię na Kongresie Kontynentalnym zwołanym do Filadelfi i na jesień 1774 roku. Jeff erson przygotował je latem tego roku jako członek Izby Poselskiej, mając nadzieję, że zostaną zaprezentowane przez delegację Virginii na Kongresie i skierowane przez nią w formie petycji do Króla. Ostatecznie tak się nie stało. Tekst, mimo że ciepło przyjęty przez dele- gatów, został jednak uznany za nazbyt radykalny, nie tylko w treści – choć pod tym względem również wyróżniał się na tle innych powstających w tym czasie pism – ale także i w formie. Jeff erson używał bowiem ostrego języka, zdecydowa- nie zbyt mocnego jak na petycję kierowaną przez wiernych poddanych do swego monarchy. Rezolucje nie zostały więc nawet przyjęte przez delegację Virginii, do- czekały się natomiast publikacji w formie pamfl etu wydanego w Williamsburgu – opatrzonego tytułem przez wydawcę i bez nazwiska autora – co z pewnością nie było zamysłem Jeff ersona, choć musiało zostać przezeń przyjęte z zadowole- niem. Przed końcem 1774 roku A Summary View… doczekał się przedruku w Fi- ladelfi i oraz dwóch wydań w Anglii. Odpowiedzialny za opublikowanie tekstu był Peyton Randolph, przewodniczący delegacji Virginii na Kongres Kontynentalny, któremu Jeff erson przesłał jedną kopię przygotowanych przez siebie rezolucji. Ze względu na chorobę nie był w stanie dotrzeć do Williamsburga, by przedstawić je osobiście. Drugą otrzymał Patrick Henry, który jednak nie przekazał ich nikomu, a jak podejrzewał sam Jeff erson, będąc z natury zbyt leniwym – zwłaszcza w za- kresie lektury – nawet ich nie przeczytał18.

Radykalizm poglądów Jeff ersona na naturę stosunków łączących kolonie z metropolią wyrażał się w przekonaniu o bezwzględnej równości każdej z części imperium brytyjskiego. Dał mu wyraz już w pierwszych zdaniach, uzasadniając przyczyny, dla których jego amerykańscy poddani kierowali skargi do monar- chy. Powodowane one były, jak stwierdzał, licznymi i „niczym nieuzasadniony-

Posłuszeństwo (allegiance) wobec władcy, będące obowiązkiem mieszkańców kolonii, nie oznacza podporządkowania Parlamentowi, nie może więc uzasadniać jego władzy ustawodawczej nad ko- loniami. Zob. J. Wilson, Considerations on the Nature and Extent of the Legislative Authority of the British Parliament, 1774 [w:] Collected Works of James Wilson, vol. 1 (eds. K.L. Hall, M.D. Hall), Liberty Fund, Indianapolis 2007, s. 26–32.

17 Th omas Jeff erson to William Wirt, August 5, 1815 [w:] WTJ, vol. 11, s. 413.

18 Autobiography [w:] TJW, s. 9.

(26)

mi” działaniami podejmowanymi przez „legislaturę jednej części imperium” – to znaczy Parlament w Londynie – skutkującymi naruszeniem uprawnień (rights) przyznanych przez „Boga i prawa (laws)” wszystkim częściom imperium „w rów- nym stopniu i niezależnie” jednym od drugich19. Parlament – nieprzypadkowo niezmiennie nazywany przez Jeff ersona „brytyjskim”, a nigdy „imperialnym” – nie stanowił zwierzchniej władzy ustawodawczej wobec kolonii. Nie mógł więc narzucać im żadnych praw. A Summary View… zawiera wprawdzie obszerną i szczegółową krytykę wszystkich ustaw, które koloniści uważali za opresyjne i niesprawiedliwe – żadna nie została pominięta, a zarzuty wobec każdej precy- zyjnie sformułowane – jego autor nie pozostawiał jednak żadnych wątpliwości co do tego, że to nie ich treść jest przyczyną, dla której są one przez mieszkańców kolonii kwestionowane. „Rzeczywista podstawa, na której uznajemy te ustawy za nieważne (void)”, pisał młody prawnik z Virginii, „jest taka, że Parlament brytyj- ski nie ma prawa sprawować nad nami władzy”. W tej sytuacji próba wykonywa- nia przezeń władzy ustawodawczej wobec kolonii urasta do uzurpacji. Wykazanie niesprawiedliwości ustaw Parlamentu służy zatem Jeff ersonowi nie po to, aby na tej podstawie opierać pretensje odnośnie do ich unieważnienia (nullity), lecz tylko by ukazać, że „doświadczenie potwierdza słuszność tych politycznych zasad, któ- re wyłączają [mieszkańców kolonii] spod jurysdykcji brytyjskiego Parlamentu”20. Sformułowaniu owych „politycznych zasad”, o których mowa w tym fragmencie, Jeff erson poświęcił bardzo wiele miejsca. Argumentacja, jaką posłużył się w tym celu, miała zasadnicze znaczenie, stanowiąc podstawę dla budowanej przez niego teorii stosunków między Wielką Brytanią a koloniami i projektowanej ich unii.

Jego celem było wykazanie, dlaczego Parlament nie ma władzy stanowienia prawa dla kolonii, a zatem dlaczego podejmowane przezeń w tym zakresie próby rów- nają się uzurpacji.

Podobnie jak dla Blanda, również dla Jeff ersona kluczowe znaczenie miały geneza kolonii oraz charakter tamtejszego osadnictwa. Wedle wspólnej im obu interpretacji historii Ameryki została ona zasiedlona przez emigrantów z wysp brytyjskich, którzy wcześniej byli „wolnymi mieszkańcami brytyjskich posiad- łości w Europie”, dysponując należnym wszystkim ludziom naturalnym prawem swobodnego osiedlania się na niezamieszkałych terytoriach i „ustanawiania no- wych społeczności, według takich praw i regulacji, jakie zdają im się w najwłaś- ciwszy sposób przyczyniać się do publicznej szczęśliwości”21. Jeff erson przyrów- nywał emigrację mieszkańców wysp brytyjskich do Ameryki do przybycia Sasów na wyspy brytyjskie. Tak jak kraj, z którego wyemigrowali „ich sascy przodko- wie”, nie mógł rościć żadnych pretensji do sprawowania władzy nad wyspami

19 A Summary View, Etc. [w:] WTJ, vol. 2, s. 63.

20 Ibidem, s. 71.

21 Autobiography, op.cit., s. 9.

(27)

brytyjskimi – miejscem ich nowego osiedlenia – podobnie nie było podstaw dla władzy brytyjskiego Parlamentu nad wspólnotami politycznymi stworzonymi przez emigrantów w Ameryce. Zdaniem Jeff ersona nie zaszły żadne okoliczno- ści pozwalające na stwierdzenie jakiejkolwiek „materialnej” różnicy pomiędzy owymi dwiema migracjami. Ameryka została wszak „zdobyta” i zasiedlona przez kolonistów ich własnym kosztem, bez żadnego materialnego wsparcia ze strony Wielkiej Brytanii i jej mieszkańców. Koloniści sami ryzykowali swym majątkiem oraz życiem, przez co nabyli prawo do samodzielnego bytu politycznego. Prawa tego nie utracili przez przyjęcie wojskowej pomocy ze strony Wielkiej Brytanii dla odparcia niebezpieczeństwa grożącego ze strony wrogich im sąsiadów, podobnie jak Portugalia nie utraciła suwerenności i nie popadła w zależność od Wielkiej Brytanii, przyjmując od niej podobną pomoc. Zauważmy, że powołując się na przykład Portugalii, Jeff erson stawiał kolonie – oczywiście każdą z nich z osobna – na równi z niepodległymi państwami Europy. Ich stosunki z Wielką Brytanią nie różniły się w niczym od tych, jakie mogły utrzymywać z nią europejskie kró- lestwa. Jeśli były one bliższe, to tylko dlatego, że to sami koloniści zdecydowali się utrzymać szczególne więzy ze swą dawną ojczyzną. Stało się tak, ponieważ po ustanowieniu osadnictwa „w dzikich ostępach Ameryki, emigranci uznali za właściwe przyjąć system praw, zgodnie z którym dotąd żyli w ojczyźnie i konty- nuować z nią unię, poddając się temu samemu wspólnemu Suwerenowi, który stał się w ten sposób centralnym ogniwem łączącym poszczególne części na nowo pomnożonego imperium”22.

Owo imperium składało się zatem z odrębnych królestw mających tego same- go monarchę, a więc złączonych zaledwie unią personalną. W wiele lat później Jef- ferson wspominał, że wzorcem dla określenia charakteru relacji pomiędzy Wielką Brytanią a koloniami była dlań unia szkocko-angielska zawiązana po wstąpieniu w 1603 roku na tron angielski Króla Szkocji Jakuba VI Stuarta i trwająca do roku 1707, w którym Ustawą o Unii (Act of Union) nastąpiło połączenie obu królestw.

Podobnie jak Szkocja i Anglia w tym okresie – a w czasach mu współczesnych Wielka Brytania i Hanower – tak samo Wielka Brytania i kolonie „miały tego samego władcę (executive chief), lecz żadnych innych koniecznych politycznych powiązań”23.

W unii według projektu Jeff ersona nie istniała więc żadna wspólna dla wszyst- kich jej części władza ustawodawcza. W ten sposób wyeliminowana została potrze- ba wyznaczania granic jurysdykcji parlamentu imperialnego – na który w takiej unii nie było rzecz jasna miejsca – i legislatur poszczególnych części imperium.

Nie było bowiem żadnego obszaru wspólnej legislacji, mającej zastosowanie na całym jego terytorium. Legislatury wszystkich części imperium były równe wzglę-

22 Ibidem, s. 66.

23 Autobiography, op.cit., s. 9.

(28)

dem siebie. Każda z nich dysponowała pełnią władzy ustawodawczej wobec wspól- noty politycznej, która powołała ją do życia. Żadna nie pełniła wobec pozostałych funkcji zwierzchniej. W tej perspektywie przyjęta przez Parlament brytyjski usta- wa zawieszająca funkcjonowanie legislatury Nowego Jorku oznaczała, że „jedna, wolna i niezależna legislatura niniejszym uważa się za właściwą do zawieszenia władzy innej, jak ona sama, wolnej i niezależnej legislatury”. Tymczasem „trzeba by wyrzec się nie tylko zasad zdrowego rozsądku lecz [także] odczuć ludzkiej natury, aby poddani Jego Królewskiej Mości […] mogli zostać skłonieni do uwierzenia, że swój polityczny byt zachowują z woli brytyjskiego Parlamentu”24.

Jedyną wspólną władzą dla całego imperium jest w projekcie Jeff ersona monar- cha, który równocześnie stoi na czele władzy wykonawczej w każdej z jego części.

Osoba Króla ma być gwarantem spójności i trwałości unii. Korona – a osobliwie monarcha jako jej piastun – jest elementem utrzymującym imperium w całości, spajającym wszystkie jego części, których Jeff erson nie wahał się nazywać „pań- stwami” (several states). Władca miał pełnić funkcję „władzy rozjemczej” (media- tory power) pomiędzy nimi, co nakładało nań szczególne obowiązki. To właśnie niewywiązywanie się przez Króla z tych powinności stanowiło główny przedmiot skarg i żalów, jakie kierowali doń – piórem Jeff ersona – jego amerykańscy pod- dani. Będąc „rozjemczą władzą” pomiędzy „poszczególnymi państwami brytyj- skiego imperium”, Król nie tylko winien traktować je wszystkie w taki sam sposób (czego Jerzy III nie czynił, odmawiając sankcji królewskiej wyłącznie ustawom uchwalanym przez legislatury kolonialne, tylko wobec nich – ale już nie wobec Parlamentu brytyjskiego – korzystając z prawa rozwiązywania ciała ustawodaw- czego czy wreszcie wysyłając do kolonii wojsko bez zgody tamtejszych legisla- tur i nie poddając oddziałów ich kontroli), lecz również przeciwdziałać próbom zdominowania pozostałych przez jedno z nich. Dlatego właśnie Jeff erson wzywał Króla do korzystania z prawa odmowy sankcji ustawodawczej w celu „zapobiega- nia uchwalaniu przez jakąkolwiek legislaturę imperium praw, które mogą szkod- liwie oddziaływać na uprawnienia i interesy innej”25. Bezpośrednio już zwracając się do monarchy, wskazywał zaś na szczególnie ważną funkcję związaną z pełnio- nym przezeń urzędem, jaką było „utrzymywanie w równowadze wielkiego, ale i dobrze wyważonego imperium”26.

W latach poprzedzającego wybuch wojny o niepodległość, narastającego kry- zysu w stosunkach pomiędzy Wielką Brytanią a amerykańskimi koloniami wy- krystalizowały się trzy stanowiska odnośnie do charakteru brytyjskiego imperium oraz relacji pomiędzy Wielką Brytanią a jego pozostałymi częściami27. Zwolen-

24 A Summary View…, op.cit., s. 73.

25 Ibidem, s. 79.

26 Ibidem, s. 88.

27 Zob. R.G. Adams, Political Ideas of the American Revolution, Trinity College Press, Durham 1922, s. 16–18.

(29)

nicy pierwszego – nazywanego przez Randolpha G. Adamsa „teorią kolonialnej podległości” – uważali, że posiadłości brytyjskie mają status kolonii podporząd- kowanych hierarchicznie metropolii, a Parlament brytyjski – mimo iż kolonie nie mają w nim swych reprezentantów – jest w istocie parlamentem imperialnym uprawnionym do stanowienia legislacji w pełnym wymiarze dla wszystkich części imperium. Odmienny pogląd przyjmowali ci wszyscy, którzy wskazywali na ko- nieczność powołania do życia wspólnej dla całego imperium legislatury, w której wszystkie terytoria wchodzące w jego skład znalazłyby odpowiednią reprezen- tację. Tego rodzaju parlament imperialny byłby odrębnym od dotychczas istnie- jących legislatur organem – również od parlamentu westminsterskiego – będąc ciałem właściwym w zakresie legislacji wspólnej dla całego imperium. Poglądy Jeff ersona na naturę unii łączącej Wielką Brytanię i kolonie sytuowały go w trze- ciej grupie, pośród tych uznających amerykańskie kolonie za w istocie odrębne państwa, równe co do statusu z Wielką Brytanią, niepozostające wobec niej w sto- sunku hierarchicznego podporządkowania, przez co niepodlegające władzy usta- wodawczej jej Parlamentu, ale złączone z nią poprzez Koronę i poddane wspólne- mu Suwerenowi.

Nie tylko Jeff erson prezentował tego rodzaju pogląd na naturę unii łączą- cej kolonie i Wielką Brytanię. Podobne wątki odnajdujemy zarówno u autorów amerykańskich – wspominanych już Blanda i Wilsona, ale także i Jamesa Iredel- la publikującego swój adres To the Inhabitants of Great Britain (Do mieszkańców Wielkiej Brytanii) w tym samym roku, w którym ukazał się pamfl et Jeff ersona – jak i u publicystów z drugiej strony Atlantyku. Wśród tych ostatnich wspomnieć wypada zwłaszcza Johna Cartwrighta przekonującego – podobnie jak wspominani wyżej Amerykanie – że kolonie winny być uznane za „wolne i niepodległe państwa, poddane tylko takim prawom i rządom, jakie obecnie istnieją, lub ustanawianym w przyszłości przez ich właściwe legislatury”28. Tego rodzaju poglądy znajdowały się jednak w mniejszości. Ostatecznie, A Summary View… nie został przyjęty jako zbiór instrukcji przez delegatów Virginii na Kongres Kontynentalny. Jeśli wierzyć relacji Jeff ersona zamieszczonej w Autobiografi i, pośród nich jedynie jego nauczy- ciel, a później także i przyjaciel, George Wythe akceptował jego stanowisko29.

Odrzucając właściwość legislacyjną Parlamentu brytyjskiego wobec kolonii w jakiejkolwiek materii, Jeff erson nie był zmuszony podejmować rozważań doty- czących suwerenności, unikając w ten sposób zagadnienia najbardziej problema- tycznego, z którym zmagać się będą Amerykanie nie tylko w okresie tworzenia Konstytucji, ale i później, właściwie aż do wojny domowej. W jego projekcie unia brytyjsko-amerykańska miała składać się z w pełni niezależnych i równych wobec siebie części składowych połączonych unią personalną. Utworzenie takiej unii nie

28 Zob. ibidem, s. 53–57.

29 Autobiography, op.cit., s. 9.

(30)

wymagało też przeprowadzenia istotnych zmian instytucjonalnych, koniecznych w projektach zakładających powołanie do życia parlamentu imperialnego. Jedy- ną istotną zmianą natury ustrojowej, jaką dostrzec można w projekcie Jeff erso- na, jest wzmocnienie pozycji monarchy poprzez „rewitalizację” jego prerogatywy w zakresie odmowy udzielenia sankcji królewskiej ustawom. Władca posiadał takie prawo wobec ustaw brytyjskiego parlamentu na mocy prerogatywy mającej źródło w prawie powszechnym (common law), a w stosunku do ustaw legisla- tur kolonialnych na podstawie postanowień stosownych kart nadawanych kolo- niom. O ile jednak wobec ustaw parlamentów kolonialnych korzystał z niego bez ograniczeń, o tyle możliwość odmowy udzielenia przez monarchę sankcji usta- wie uchwalonej przez parlament westminsterski była już w latach 70. XVIII wie- ku mocno problematyczna. Ostatni przypadek, kiedy monarcha brytyjski nie udzielił sankcji królewskiej ustawie, zanotowano w Wielkiej Brytanii w 1707 roku, a i wówczas, decydując się to uczynić, Królowa Anna kierowała się radą swych ministrów. Nie podjęła więc decyzji samodzielnie. Jeff erson miał świadomość, że monarchowie brytyjscy nie korzystali od wielu już lat z tego prawa. Jego zdaniem ich postępowanie powodowane było słusznie odczuwaną „niestosownością” prze- ciwstawiania „pojedynczej opinii połączonej mądrości dwóch izb parlamentu”.

Uzasadnienia dla zmiany postępowania monarchy wobec ustawodawstwa Parla- mentu dostarczała jednak „zmiana uwarunkowań” powodująca, że jego decyzje determinować poczęły „inne zasady aniżeli sprawiedliwość”: „dodanie nowych państw do imperium brytyjskiego, spowodowało [bowiem] powstanie nowych, niekiedy przeciwstawnych interesów”. W tej sytuacji Król powinien zdaniem Jef- fersona powrócić do korzystania z „władzy przeciwstawiania się” (negative power), aby – jak już podnoszono – przeciwdziałać próbom narzucenia przez legislaturę jednej części imperium swej woli pozostałym30. Propozycja Jeff ersona prowadziła więc niewątpliwie do wzmocnienia pozycji monarchy, ale tylko jako Króla Wiel- kiej Brytanii. W tym zakresie owo wzmocnienie było wyraźne, tym bardziej że nie tylko proponował on przywrócenie monarsze – co prawda nie utraconego całko- wicie, ale bardzo już osłabionego – uprawnienia odnośnie do odmowy sankcjono- wania ustaw Parlamentu, ale – wobec braku właściwego organu mogącego służyć mu radą w tym zakresie – korzystanie z niego poddawał jego samodzielnemu osądowi. Nie oznaczało to jednak – w ogólnym zarysie – dążenia do radykalnego wzmocnienia władzy królewskiej. Jak słusznie zauważa Dumas Malone, „uznając Króla za formalną więź” spajającą wszystkie części imperium, Jeff erson nie my- ślał w żadnym razie o „zastąpieniu wszechmocnego parlamentu wszechmocnym monarchą”31. Prawo odmowy sankcji ustawodawczej miało wszak przysługiwać Królowi jedynie wobec ustaw naruszających równowagę imperium, takich, któ-

30 A Summary View…, op.cit., s. 78–79.

31 D. Malone, Jeff erson the Virginian, University Press of Virginia, Charlottesville 2005, s. 189.

(31)

rych celem byłoby podporządkowanie jednej jego części pozostałym. Chociaż Jeff erson nie przewidywał formalnych mechanizmów mających służyć powścią- ganiu monarchy w zakresie korzystania przezeń z odmowy udzielania sankcji królewskiej ustawom – w charakterystycznym dla siebie tonie wskazując jedy- nie, że „wielkie zasady dobra i złą czytelne są dla każdego odbiorcy; podążanie za nimi nie wymaga pomocy licznych doradców”, a „cała sztuka rządzenia zawiera się w sztuce bycia uczciwym” – ale przypominał Jerzemu III, że jego powinnością jest działać wyłącznie dla dobra poddanych, że „królowie są sługami a nie po- siadaczami ludu”32. Warto też zauważyć, że wobec kolonii władza królewska ulec miała radykalnemu ograniczeniu. O tym Jeff erson nie pisał wprost, jednak forso- wana przez niego zasada równego statusu wszystkich części imperium musiała do tego nieuchronnie prowadzić. Król nie mógłby więc już odmawiać sankcji ustawo- dawczej kolonialnym ustawom, z wyjątkiem tych, które naruszałyby równowagę imperium – w tym wypadku kryterium było takie samo jak wobec ustaw brytyj- skiego Parlamentu – a możliwość rozwiązywania przezeń kolonialnych legislatur zostałaby poddana podobnym ograniczeniom, jakie istniały już wówczas wobec królewskiego prawa rozwiązywania Parlamentu w Londynie. Krótko mówiąc, wła- dza monarchy wobec kolonii poddana zostałaby takim samym ograniczeniom, jak wobec Wielkiej Brytanii. Należy mieć bowiem świadomość, że zmiany ustrojowe, jakie zaszły w tym państwie za panowania dwóch pierwszych władców z dynastii hanowerskiej, doprowadziły do tego, iż faktycznie decyzje odnośnie do rozwiązy- wania Parlamentu i sankcjonowania ustaw podejmował nie osobiście władca, lecz jego najbliżsi doradcy skupieni w rodzącym się w tym czasie gabinecie. Chociaż Jerzy III podejmował jeszcze walkę o odzyskanie kontroli nad utraconymi prero- gatywami, jego władza miała już w znacznej mierze charakter wyłącznie nominal- ny. Jeff erson zdawał sobie z tego sprawę, musiał więc zakładać, że byłaby ona taka sama wobec kolonii w sytuacji, w której tworzyłyby one wraz z Wielką Brytanią unię opartą na zasadzie równości wszystkich jej członków.

W A Summary View…, pierwszym tekście, w którym Jeff erson podejmował problematykę federalizmu, dostrzec można już wątki charakteryzujące jego myśl polityczną w tym przedmiocie, rozwijaną w późniejszych latach, już po utworze- niu federacji Stanów Zjednoczonych Ameryki. Najważniejsze w tym zakresie – a przy tym szczególnie istotne dla zrozumienia stanowiska zajmowanego przez Jeff ersona w sporze dotyczącym natury amerykańskiego federalizmu – jest uzna- nie pierwotnego charakteru części składowych (pojedynczych wspólnot politycz- nych) wobec wspólnoty większej, jaką stanowiła ich unia. Założenie to ma zasad- nicze konsekwencje. W takiej sytuacji – co oczywiste – unia ma charakter wtórny wobec tworzących ją części, jest ich kreacją, powstaje z ich woli. Wspominano już te fragmenty tekstu, w których Jeff erson podkreślał, że tworząc wspólnoty poli-

32 A Summary View…, op.cit., s. 87–88.

(32)

tyczne w Ameryce, emigranci z wysp brytyjskich zdecydowali się kontynuować unię z wówczas jeszcze Królestwem Anglii, poddając się temu samemu Suwe- renowi. W tej sytuacji nie może dziwić propozycja dotycząca „utworzenia unii i wspaniałomyślnego planu” na warunkach możliwych do zaakceptowania przez kolonie, przynoszących zarówno im samym, jak i Wielkiej Brytanii obopólne ko- rzyści. Mamy tu już więc wyraźne nawiązania do kontraktualizmu zapowiadają- ce – jakże ważką dla dokonywanej przez Jeff ersona interpretacji amerykańskiego federalizmu – teorię umowy konstytucyjnej (compact theory of the constitution).

Jeśli jednak unia ma charakter wtórny wobec tworzących ją części, jej trwałość warunkowana jest korzyściami, jakie im ona przynosi. Jeff erson zaznaczał wpraw- dzie, że „oddzielenie” od Wielkiej Brytanii „nie jest życzeniem” mieszkańców ko- lonii „ani też nie leży w [ich] interesie”; że skłoni są oni ze swej strony „poświę- cić wszystko, o co prosić może rozum dla przywrócenia tego spokoju, którego wszyscy muszą sobie życzyć”. Samo jednak wspomnienie o możliwości „separacji”

kolonii od Wielkiej Brytanii trzeba uznać za niezwykle znaczące. Tym bardziej, że zapewniając o woli kolonistów pozostania w unii z ich dawną ojczyzną, Jeff erson przestrzegał równocześnie Króla przed kontynuowaniem przez Wielką Brytanię opresyjnej wobec nich polityki: „Niechaj nie myślą wykluczać nas z innych ryn- ków dla sprzedaży produktów, z których nie mogą korzystać, lub dla zaspokojenia tych potrzeb, których nie mogą zaspokoić. Tym bardziej, niech nie będzie wno- szone, aby nasze dobra na naszych własnych terytoriach były opodatkowywane bądź poddawane regulacjom przez jakąkolwiek władzę na ziemi poza naszą włas- ną. Bóg, który dał nam życie, w tym samym czasie dał nam wolność: siła może je zniszczyć, lecz nie może ich rozdzielić”33.

Właśnie w tym akcentowaniu pierwotnego charakteru wspólnot tworzących większą całość, jaką była unia, upatrywać należy tego, co wyróżniało stanowisko Jeff ersona na tle innych współczesnych mu autorów podejmujących problematykę stosunków między koloniami a Wielką Brytanią. Przyjęte przez niego założenie o warunkowości istnienia unii – a właściwie jego konsekwencja, jaką była dopusz- czalność jej wypowiedzenia przez każdą z tworzących ją części – czyniła z Jeff er- sona radykała, wówczas gdy o całkowitym zerwaniu z Wielką Brytanią myślało jeszcze bardzo niewielu. Kiedy więc przyszło uzasadnić decyzję o ogłoszeniu przez kolonie niepodległości, mało jeszcze znany delegat z Virginii – na pewno niena- leżący do czołówki kolonialnych elit – nie tylko ze względu na niepowtarzalny styl stał się dobrym kandydatem do podjęcia tego wyzwania. A Summary View…

otworzył Jeff ersonowi drogę do stworzenia Deklaracji Niepodległości, a w kon- sekwencji – choć wówczas nikt jeszcze chyba w tych kategoriach nie myślał – do zajęcia trwałego miejsca w historii nie tylko Stanów Zjednoczonych. Pamiętajmy, że istotą Deklaracji było zaprezentowanie wobec świata powodów, dla których ko-

33 Ibidem, s. 88–89.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Na chwilę obecną należy zapoznad się materiałami cw03, cw04 to znaczy dokładnie przeczytad i przeliczyd wszystkie przykłady oraz wykonad zadania.. W sprawie zadao

U nowszych autorów, „(pod)przestrzeń izotropowa” to taka, której pewien wektor jest izotropowy – co nie odpowiada znaczeniu słowa „izotropowy” (jednorodny we

Cross-section of a dimple (left). 7 The dimple depth is exaggerated.. Two test models have been used: 1) Passive dimples, a dimpled plate has been manufactured by milling the

Na zajęciach powinieneś posiadać akty prawne niezbędne do pracy na ćwiczeniach (Konstytucja RP, literatura podana przez prowadzącego na pierwszych zajęciach, inne akty prawne

Jezusa wraz z jego zmartwychwstaniem staje się Dobrą Nowiną, jaką odtąd Jego uczniowie będą głosić całemu światu.. Zapoznaj się z opisem męki Jezusa.

Jednym z nich, właśnie tym, w które wymierzone są rozważania dotyczące widzenia aspektu, jest chęć upodobnienia poznania tego, co dzieje się w umysłach innych, do

W matematyce natomiast, akceptując osłabiony logicyzm, uznawał możliwość sprowadzenia jej pojęć (pierwotnych) do pojęć logicznych - przy niesprowadzalności

Braga LHC, Gasparini L, Grant L, Henderson RK, Massari N, Perenzoni M, Stoppa D, Walker R: Complete characterization of SPADnet-I – A digital 8×16 SiPM array for PET