• Nie Znaleziono Wyników

(* 1851 w O stro łęc e t 4- II. 1919 w W arszaw ie).

W y d al oddzielnie: ..K olorow e o brazki" 1868. „Z otchłani" 1870.

„K sięgi pieśni" 1873. „O brazki praw dziw e" 1885. „P o ezje" 1887. „ P rz y słońcu i gazie" 1888. ,„Róże i o sty " 1888. „N ow ele" 1890. „N o ­ wele, slu d ja i ob razk i" 1895. „Z łote ogniw a" 1895. „N ow e pieśni" 1896.

„Zielony k ajet" 1896. „D o niej i do niego" 1896. „O brazki w eneckie"

1897. ,,P ieśń o G dańsku" 1900. „W yzw o lo n e" 1901. „ W y b ó r w ierszy"

1900. ,'M iecz i łokieć" 1903. „W iersze" 1901. , W a rsza w ian k a" 1900.

„Biały ch a ła t" 1901. „B iały sz tan d a r" I90(?. „Z akazane" 1906. „B ry lan ­ tow a strza ła " 1905. „S chadzka" 1907. „C iury" 1907. „O n i ona"

1909, „S iódm e am en Im ć pana M okreckiego" 1910. „C ar w idm o" 1911.

„G randm uszkieter" 1912, „D w a ro m an se" 1912. ,.N a rozłogach b ia ło ru ­ skich" 1912. „Bój olbrzym ów " 1913. ,,K rzyż“ 1919. P o n ad to „O p o w ia­

dania o sta re j W a rsza w ie" 3 serje 1900— 1909. „K łosy z niw y polsk!ej“

1912. .S y lw e ty i m rnjatury literack ie" 1916.

W spólne czucie.

1 Sym patia? Cofnij niebaczne to stowo!

Czyż nam nie dosyć myśli pokrewiieństwa ? Pocóż wspólnością obciążać się nową,

W której tkwi zaród przyszłego! m ęczeństw a?

Dotąd tak cicha, dotąd tak zwycięska, Szczęśliwie wrogim broniłaś się siłom — Pocóż ci w sercu czynić zdradny wyłom, Przez który w targną: cierpienie i klęska?

Po nici, którą wiążesz nieoględnie Z serca do serca, od głowy do głowy,

Przejść może płomień, w którym w szystko więdnie,

Przejść może gromu wybuch piorunowy. .

Czuć pragniesz wspólnie? żyć cudzym żyw otem ? Niech głodne serce w ybór swój odmienia:

P tak w M artwem morzu nie gasi pragnienia, Żagiew bluszczowym, nie stroi się splotem.

I jam był dziecko, i jam był szalony, I chcąc uczynić sercu swemu zadość, Czuć mu kazałem co czują miljony:

Miiljonów żądze i miiljonów radość.

Teraz w tem sercu zamęt ciągły gości, Jak czartów stado szaleją w niem burze, I w niecichnącym wrażeń sprzecznych chórze Uczuć doświadczam wszystkich, prócz — radości.

Mieszczka.

(Fragment.)

Cenię doktorkę, wielbię wieszczkę, Lecz wolę — skromną gdańską mieszczkę.

Szatańskich ona nie ma oczu, Ani sfinksowe się uśmiecha, W walce płci staje na uboczu, Chociaż dość lubi walk tych echa;

Zato jej zaw sze tow arzyszy:

Głębia uczucia, bezmiar ciszy.

Gdy z nią nad morze wyjdziesz nocą, I w zachwyceniu rzekniesz: „Droga!

P atrz, jak się cudnie św iaty złocą, Jak tu się-czuje istność Boga!...“

Odpowie: „Praw da, ale chłodno, Przeziębnąć możesz...*1 — i z łagodną Minką swym szalem cię otuli.

„Ach, prozaiczna!“ — z oburzeniem Idealiści krzykną czuli;

Bo najgorętszem ich życzeniem:

Na szczyty, śnione przez poetę, W ieść za mężczyzną i kobietę.

Em ancypantka dalej zmierza*

To już nie drużka, lecz mistrzyni;

Sama się stroi w hełm rycerza, .Mężczyznę giermkiem swoim czyni,

I — dziękuj losom, miły bracie, Jeśli choć Sipojrzeć raczy na cię...

Chabrowooka Pom orzanka Nie zna tych gonitw i tych waśni:

Siostra, czy żona, czy kochanka, Gdy sprzyja — życie ci rozjaśni..

O d y lubi — jest ci z nią jak w niebie, Gdy kocha — duszę da za ciebie.

M iewała takie i W arszaw a, Póki zamknięta była rnurem,

Gdy na przedmieściach rosła traw a, W domach śpiewano psalm y chórem.

A Baryczków ny i Giżanki Zdobiły czoła w złote wianki.

Dobrze jest w górnych, chmurnych lotach Mieć tow arzyszkę z niebem w oku A przy błyskaniach i przy grzmotach Drugiego siebie czuć p rzy boku;

Lecz takie loty — znojna praca, I w umęczeniu z nich się w raca.

Kiedy zaś męsfki duch się znuży, Rad znaleźć cichą gdzieś ostoję, Aby w niej spocząć, jak po burzy Farys, gdy skończył straszne boje.

Bóg, co m a duchy te w opiece, Za port im — s«erce dal kobiece.

W ięc jeśli zamęt i tam gości, Jeśli znużenie pokonało I tę pierś, pełną anielskości, Jeśli myśl zgryzła i to ciało — T o kędyż, kędy dla rozbita Oazy owej blask zaśw ita?...

P o l s k a li t e r a tu r a w sp ó łc z e sn a .

Częstochowska.

S ław n y j e s t L o re t w są sie d z tw ie A nkony>

S taw n y M o n se ra t b lisk o B a rc e lo n y . A g ry kol* H a lle — sła w n a P o ls k a ow ą

J e j C zęstochow ą.

Wespazjan KochowskL

Nie podpatrzy ludzkie oko Tajemnicy Twego cudu!

Podniesionaś tak w ysoko

Czarem wspomnień, w iarą ludu, Że tam, gdzie lśni T w a potęga Już rozumu grot nie sięga.

Złoty obłok Cię zasłania...

Za obłokiem jakby słońce...

Iść w te blaski duch się wzbrania I śle tylko modłów gońce;

Bo modlitwa tylko zdoła Myślom skrzydła dać anioła.

Gdyby zebrać w jedno łoże Łzy, co płyną Tobie w dani, Wielkie bólów ludzkich morze Zgasiłoby żar otchłani;

I Bóg może łzami temi

Zmyłby grzechy z naszej ziemi.

Gdyby skupić w szystkie blaski, W szystkie dobra i pociechy, Które rozsiał dar Twej łaski

I na trony i na strzechy, Św iatła tegoby starczyło, By dzień zatlić — pod mogiłą.

Tu namiętność, owdzie nędza Falom życia szaleć każą;

Częstochowska szał rozpędza Miłościwą Swoją tw arzą;

Na świat cisza idzie od Niej, W której naród kroczy zgodniej.

Gdy najbardziej huczy morze,

W śród skał skrytych i w śród zgliszczy, Biała wieża na klasztorze

Jak latarnia morska błyszczy...

Iluż to już pokoleniom Jesteś lekiem, rosą, manną!

Ilu smutkom, ilu cieniom Gwiazdą stajesz się zaranną!

Przez posępny ciąg stuleci Twój, jak słońce, obraz świeci.

Obciążoiiaś srebrem , złotem, Sukienkami perłowemi,

Lecz najdroższym Tw ym klejnotem:

Miłość całej naszej ziemi;

Jak szeroka i jak długa, Jest — poddanka Tw a i sługa.

Twój jest obraz jak zwierciadło, Promieniste, choć w ukryciu;

Światło Boże, gdy nań padło, Nam odsyłasz je w odbiciu;

By zaś trafić do bram nieba, Światła, św iatła nam potrzeba...

Wasz cel...

Ludziom za mało jednego żyw ota — Sztuka im żyw ot musi stw arzać drugi.

Na scenie ona nici intryg mota, Zwołuje sylfy na ludzkie posługi;

Raz na niej smutek, to znowu pustota, Czasem udręcza jak sen przykry, długi...

Przez cudzą radość, przez cudze katusze, W idz żyje dwakroć, jakby miał dwie dusze.

Słońcem, nie nocą wypełniać go trzeba.

Artyści mają być nakształt rycerzy W alczących z piekłem o triumf dla nieba.

Każdy, kto w ducha ciemności uderzy Natchnionem słowem, co jest jak grot Feba, Niosący zgubę syczącej gadzinie —

Pow iększa wyłom, którym światło płynie.

Walczcie! i w walce nie znajcie wytchnienia!

Na bój przez Boga jesteście posłani.

O! jak się życie cudownie odmienia, Gdy słońce sztuki błyśnie w śród otchłani!

Jak często, mocą jednego promienia, Budzą się smutni, dźwigają znękani, Cnotliwi wznoszą pochylone skronie, Pólm artw i czują nowe życie w łonie...

Niech nigdy sztuka nie urąga cnocie, A grzechu w m askę nie stroi ponętną;

Niechaj ku gwiazdom kieruje Się w locie, Kałuża wszelka niech będzie jej wstrętną, I aby pereł nie szukał nikt w błocie, Niech każdej rzeczy w łaściw e da piętno.

Gdy nas blask Dobra i P raw dy omami, Jeśli ich niema — stw orzym y je sami!