• Nie Znaleziono Wyników

9 sierpnia 2008 roku, rosyjska kolumna pancerna, w której znajdował się sam głównodowodzący 58 armią, generał Anatolii Hrulew, wpadła w zasadzkę gruzińskich wojsk(Kompanii rozpoznawczej 2 brygady), sam głównodowodzący został ciężko ranny(w pośladek), część kolumny została zniszczona a reszta rozproszona. Walka była bardzo intensywna. Wymianę ognia prowadzono na dystansie 10, 15, 20 metrów. O boju opowiada naoczny świadek, dziennikarz „Komsomolskiej Prawdy”, Aleksander Koc557, który wraz z innymi dziennikarzami jechał w transporterze generała i został ranny w rękę558:

„ Jechaliśmy do Cchinwali w BTR -że głównodowodzącego w składzie kolumny złożonej z 30 pojazdów. Mieliśmy za zadanie odblokować osaczoną bazę sił pokojowych.

Główna droga wiodąca do bazy, była niemiłosiernie bombardowana przez gruzińską artylerie.

Dlatego zdecydowaliśmy jechać drugą drogą, przez las.

Nagle zobaczyłem zniszczony czołg i dwóch gruzińskich żołnierzy, którzy kryli się za nim a następnie zauważyłem, że Gruzini uzbrojeni są w automaty, karabiny maszynowe i granatniki są wszędzie dookoła. „Gruzini”, powiedziałem żołnierzowi siedzącemu obok a on zaczął histerycznie krzyczeć i kolumna zatrzymała się. „ Do pojazdów” wydal rozkaz głównodowodzący. Podbiegliśmy do BTR -a ale było za późno, Gruzini otworzyli huraganowy ogień. Padliśmy na ziemie pomiędzy BTR -em a „Uazem”, słyszałem jak pękają szyby „Uaza” trafione kulami i zrozumiałem, że strzelają do nas. Razem ze specjalnym wysłannikiem kanału telewizyjnego „Westi”, Sladkowym, jego operatorem i jeszcze dwoma dziennikarzami, pobiegliśmy do betonowego ogrodzenia. Wszystko to działo się już na ulicach Cchinwali. Nagle operator krzyknął „oj, jestem ranny, nie czuje ręki”, miał przestrzelony bark. Gruzini od razu zniszczyli dwie nasze BWP. Strzelali ze wszystkich stron, ludzie padali martwi. Walka szła w dziesięciu metrach od przeciwnika, strzelali do siebie prawie z przyłożenia. Następnie nasza kolumna zaczęła się rozjeżdżać w różne strony i rozciągnęła się prawie na półtora kilometra. My zdecydowaliśmy się biec za odjeżdżającym BRT- em, w kierunku miasta. Przed nami biegł generał, nagle zniknął i w tym samym

557 Aleksander Koc- specjalny korespondent „Komsomolskiej Prawdy”. Sierżant rezerwy rosyjskiej armii. Służył w siłach powietrznodesantowych. Przeszedł przez Kosowo i Czczenie, uczestniczył w uwolnieniu zakładników w szkole nr 1 w Beslanie.

558 http://www.kp.ru/daily/24143/361351/.

momencie został zniszczony transporter, do którego biegliśmy. Chwile potem przed nami pojawił się Gruzin. Ja krzyczę mu „jestem dziennikarzem” a on odpowiada „ jestem kilerem”

i strzelił do mnie z ośmiu metrów. Mi się wydawało, że z karabinu maszynowego, ale Witia Sikorko (korespondent „Moskiewskiego Komsomolca”) potem powiedział, że był to granatnik. Poczułem uderzenie w rękę i padłem na ziemie. Czekałem na śmierć, myślałem, że mnie dobije. Ale on nie strzelał. Obracam głowę i widzę, że leży martwy. Z nami był major i on go zabił. Tak w piątkę leżeliśmy i udawaliśmy trupów; Ja, Witia, dwóch żołnierzy i ten major, który potem został ciężko ranny w głowę i w kolano. Leżąc tak mówię do Witi: „Witia tracę krew”, Witia odpowiada spokojnym głosem: „trzymaj się, wszystko będzie dobrze”.

Następnie ktoś rzucił w nas granatem, który wybuchł w trzech metrach od nas. Ranny major zastrzelił i tego, który nim rzucił. Strzelanina była straszna. Pytam się Witie: „czy kiedyś byłeś w takiej sytuacji?”, A on znowu spokojnie odpowiada: „nie, w takiej jeszcze nie byłem, ale wszystko będzie dobrze. Leż spokojnie i spróbuj opatrzyć rękę”. Przycisnąłem ranę drugą ręką i poczułem, że tracę dużo krwi. Zacząłem tracić czucie w a następnie zaczęło strasznie boleć, a potem stało mi się wszystko jedno.

Potem jakiś snajper zaczął strzelać ponad naszymi głowami. Powoli strzelanina zaczęła się oddalać od nas, ale my nie ruszaliśmy się z miejsca. Mówię do Witi: „Witia, czuje że umieram” a on „trzeba coś robić”, i pobiegł do drogi po której właśnie jechał cofający się z miasta, palący się transporter. Witia krzyczy: „zatrzymajcie się, mamy rannych”, ale BWP przejechało nie zatrzymując się. Parę minut później pojawił się kolejny transporter, który się zatrzymał. Zabrali majora, który był bardzo ciężko ranny a ja leżę i nie mogę wstać. Witia mówi: „Sania, zbierz siły i wstawiaj, musimy wskoczyć do tego transportera”. Jakoś doczołgałem się do niej i wyjechaliśmy z rejonu zasadzki. Żołnierze opatrzyli mnie a major który uratował nas, do szpitala nie dojechał, zmarł po drodze.

Opowieść Wiktora Sokirko559 „Witi”, korespondenta „Komsomolskiej Prawdy”, który wraz z Aleksandrem Kocem jechał w kolumnie generała Hrulewa i wpadł w gruzińską zasadzkę560:

„Z Saszej Kocem spotkaliśmy się dzień wcześniej w Beslanie i zdecydowaliśmy jak najszybciej dotrzeć do Cchinwali. Wynajęliśmy taksówkę i na nim dogoniliśmy kolumnę rosyjskich karetek wojskowych. Następnie dołączyliśmy do osetyjskiego oddziału, którym

559Wiktor Sokirko-korespondent wojenny „Komsomołki”. Major rezerwy. Służył w wojskach ochrony pogranicza, walczył w Afganistanie i Czeczenii.

560 http://www.kp.ru/daily/24143/361222/.

dowodził sam Kokoyty i całą drogę staraliśmy się wziąć u niego wywiad. Ale za każdym razem wyganiali nas mówiąc:, „ po co was brali, siedźcie teraz spokojnie i nie wychylajcie głów”.

Razem z Osetyńczykami dotarliśmy do rosyjskiego oddziału stacjonującego niedaleko Cchinwali. Spytaliśmy jednego z oficerów ile zostało do miasta, odpowiedział, że mniej więcej trzy kilometry. Zdecydowaliśmy iść pieszo, poruszając się wzdłuż kolumny pancernej. Nagle ktoś zaczął krzyczeć: „powietrze, powietrze”, i dwa gruzińskie samoloty szturmowe Su-25 zaatakowały naszą kolumnę. Padliśmy na ziemie. Wystrzeloną z ziemi rakietą został zestrzelony jeden z samolotów (podczas wojny nie został zestrzelony ani jeden gruziński samolot. To, co Wiktor Sokirko uznał za gruziński samolot szturmowy, w rzeczywistości był rosyjskim i omyłkowo zbombardował swoją kolumnę, za co został zestrzelony. Pilot samolotu zdołał katapultować się, ale lecąc na spadochronie został rozstrzelani przez Osetyńczyków. Zachowali się kadry tego zajścia, sfilmowane przez rosyjskich dziennikarzy).

Zdecydowaliśmy się trzymać bardziej centrum kolumny. Po drodze spotkaliśmy korespondentów „Westy” -Saszę Sladkowa z chłopakami. Myśleliśmy, że do obiadu dotrzemy do miasta. Podczas przemarszu kolumnę, lekko mówiąc nękał ostrzał gruzińskiej artylerii i głównodowodzący 58 armia, generał Hrulew, godząc się z informacją przekazaną przez zwiad, zmienił kierunek marszu i pojechaliśmy przez las.

Oprócz zmechanizowanego Batalionu, samego generała chronił oddział złożony z dwóch czołgów i trzech transporterów opancerzonych. My od razu rzuciliśmy nasze plecaki na pancerz pojazdów.

Przedzieraliśmy się przez jakieś krzaki, następnie przez otwartą przestrzeń. W powietrzu był zapach trawy. Do miasta wjechaliśmy z południowo wschodniej strony i kierowaliśmy się do centrum. Niedaleko byłego browaru, tak samo zniszczonego jak cały Cchinwali, wpadliśmy w dobrze zorganizowaną zasadzkę Gruzinów. Strzelali do nas z odległości 6-10 metrów. Ogień prowadzili z krzaków oraz z ruin domów. Po zniszczeniu pierwszego transportera, kolumna się zatrzymała. Zeskoczyłem z transportera i od razu zobaczyłem lufę wycelowanego do mnie „Kałacha”. Trzymała go kobieta w gruzińskim kamuflażu i hełmie, kamizelki kuloodpornej nie miała. Stała w sześciu metrach ode mnie.

Machnąłem jej ręka i powiedziałem: „jestem dziennikarzem”, przy czym powiedziałem to normalnie, nie podnosząc głosu, ponieważ znajdowała się bardzo blisko. Kobieta opuściła

broń i w tej samej chwili została trafiona serią, złożyła się w pół i padła na ziemię. Ja z Saszą Kocem też padliśmy na ziemię pomiędzy transporterami (na liście poległych gruzińskich wojskowych czy policjantów, nie figuruje żadna kobieta).

Ostrzał się nasilał. Zmieniliśmy miejsce i ukryliśmy się w jamie, w której już znajdowała się ekipa „Westi”, głównodowodzący oraz kilka żołnierzy oraz oficerów.

Żołnierze zajęli pozycje obronne a my znaleźliśmy się w środku. Gruzini zaczęli się zbliżać i rzucać w nas granatami. Nasi odpowiadali ogniem. Ja z Saszą, oraz kilka oficerów, zdecydowaliśmy przedzierać się do końca kolumny. Szliśmy przez przydrożne krzaki, a w nich przecież nic nie widać. Dosłownie po 10 metrach marszu, natknęliśmy się na czterech Gruzinów w NATO- wskim kamuflażu, ale Gruzini nie zdążyli zareagować i my odbiegliśmy w stronę. Nagle na naszej drodze pojawił się gruziński żołnierz i strzeli z granatnika jednemu z naszych żołnierzy prosto w głowę. Nastąpił ogłuszający wybuch. Z jednej strony był betonowy mur i odbijającymi się od niej odłamkami raniło wszystkich sześciu, oprócz mnie.

Miałem największego farta.

Wszyscy padliśmy na ziemie i walka rozgorzała z nowej siły. Z jednej strony stała kolumna, która ostrzeliwała się od napastników, z drugiej stroni znajdowali się Gruzini, a my leżeliśmy po środku. Patrzę na Saszę, a on cały blady;

- wszystko w porządku? – Pytam -nie- odpowiada i kręci głową -trafili?

Dotknąłem jego rękę i zobaczyłem, że obficie krwawi. Bandażów nie miałem. Głowy nie dało się podnieść. Mogliśmy tylko czekać.

Po wszystkim staraliśmy się ustalić jak długo tam leżeliśmy. Sasza mówił, że 40 minut a ja uważam, że ponad półtorej godziny. Możliwie, że Sasza stracił przytomność albo zasnął, przecież przedtem nie spaliśmy całą noc.

Kiedy ogień zelżał, kolumna zaczęła się posuwać do przodu. Zobaczyłem leżącego obok rannego majora i podpełzłem do niego. Patrzę a on w głowie ma ranę wielkości oka, z której wycieka krew i widać jak pulsuje mózg. Ręce i nogi miał złamane. Przeszukałem jego torbę i znalazłem bandaże. Opatrzyłem majora i Saszę.

Nasza kolumna pojechała dalej i zostałem sam z pięcioma rannymi. Cały byłem we krwi. Stałem tak na kolanach przy drodze i zakrwawionymi rękoma machałem przejeżdżającym obok transporterom opancerzonym, które celowali we mnie z dział ze

sprzężonym karabinem maszynowym, ale na szczęście nie strzelali. Przecież nie miałem broni i nie byłem ubrany w kamuflaż. W końcu jedna z maszyn się zatrzymała. Załadowaliśmy rannych i pojechaliśmy do szpitala polowego. Gdzieś znalazłem „Dimedrol” i zdążyłem zmienić Sasze opatrunki, kiedy usłyszałem kszyk: ”czołgi, czołgi”. Zaczęliśmy się ewakuować, ale Gruzini ścigali nas ogniem z czołgów. Zginęło kilku naszych.

Następnie Saszę ewakuowano do Wladykaukazu.

O tym, co się wydarzyło z kolumną sztabowa 58 armii, oraz z samym generałem Hrulowym, opowiada dokumentalny film Aleksandra Sladkowa (byłego oficera politycznego wojsk KGB) korespondenta „Westi”, który sam został ranny w nogę, podczas zasadzki. Jest to film mocno przesiąknięty rosyjską propagandą, ale są w nim unikatowe materiały filmowe561.

561http://www.youtube.com/watch?v=KZgW1ibW0Xc.

Dokładny spis rosyjskich jednostek wojskowych biorących udział w wojnie