• Nie Znaleziono Wyników

Paryż i jego obyczaje Pawła de Kock : w dwóch tomach = La grande ville : nouveau tableau de Paris, comique, critique et philosophique. T. 1

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Paryż i jego obyczaje Pawła de Kock : w dwóch tomach = La grande ville : nouveau tableau de Paris, comique, critique et philosophique. T. 1"

Copied!
226
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)
(3)
(4)
(5)
(6)
(7)

PARYŻ

I JEGO OBYCZAJE.

P A W Ł A D E KOCK w DWÓCH TOMACH Z F R A N C U Z K IE G O LA GRANDĘ Y IL Ł E 5 N O U V E A U T A B L E A U D E P A R IS , C O M I^U E , C R IT IQ U E E T rH IL O S < ypH IQ U E .

B I B L I O T E K Z W i ą Z R B

UW-rj',

P r a c o w n i k ^ Inst. Ubezpieczeń

RZPLITEJ

ODDZIAŁ I. w P O L K S I E J - < KRAKOTCZS • / TOM I . W ARSZAW A,

W D1UJKABNI PRZY ULICY RYMARSKIEJ N. 713. 1813.

(8)
(9)

W S T Ę P .a

Wiele pisano j u ż o P a ry ż u ; niew ątpli­

w ie je sz c z e więcej pisać będą! Tyle j e s t p rzedm iotów do pow iedzenia o tym rozle­ głym mieście, będącym środkow ym punktem sztuk, nauk, mód, p rz y je m n o śc i, a można n a w e t pow iedzieć i cywilizacyi.

Nie mamy zam iaru pisać rozpraw y; ró ­ wnież nie m am y chęci opisyw ania Iiisto - ryi Paryża, a jeśli w naszy m piśmie z n a j­ dzie się j a k a pam iątk a d a w nych czasów, słów kilka o d aw n y ch z w y c z a ja c h , d a ­ w nych obyczajach , niejak a k ro n ik a albo

(10)

szczegóły o daw nym P a ry ż u , uczyniliśmy to jed y n ie dla p o ró w n an ia z obecną epoką.

Bez wątpienia starając się skreślić wielkie miasto, to co z aw ie ra ciekawego, z a b a w n e ­ go albo godnego uw agi m ożebyśm y co j e ­ szcze zapomnieli.... ale je ślib y się na nas uskarżać m i a n o , p rz e k ład a m y żeby nas o krótkość naszego o p is u , raczej, niż jego rozwlekłość obwiniano.

Opiszemy to cośmy w id zieli, j e s t to n a j­ lepszy sposób być p ra w d z iw y m ; co do d o w cip u , korniczności, sp o strzeżeń albo w y k w in tn o ś c i, na cóż j e obiecywać! Czy­ telnik mógłby nam odpow iedzieć j a k Al- c e s te : »Zobaczemy!»

W masie książek obznajm iających nas z Paryżem, odznaczają się: E ssais histori-

q u e przez Saint-Foioc T a b le a u de P a ris,

p rzez M e r c ie r ; i H isto ry a P a r y ż a , p rzez

D u la u re.

Atoli, Saint-Foix rozebrał nie w ielką licz­ bę p rz e d m io tó w ; H is to ry a P ary ża przez D u lau re, żadnego nie ma z w iąz k u z obra­ zem o b y czajó w , z w y c z a j ó w , ubiorów i śmieszności dzisiejszego P a ry ż a ; wreszcie Obraz przez Mercier z ab a w n y , k ró tk i, lo­ tny, i który często odczy ty w ać z p rz y je ­ mnością m o ż n a, gdyż różność przedm io­ tó w nie męczy nigdy uw agi czytelnika, obraz ten m ów iem y, ró w n ież dla innej

(11)

3

epoki byl skreślony. Od czasów M erciera d zieła, ileż zm ian zaszło w Paryżu! ileż- now ych urządzeń, o b yczajów w niepamięć p u s z c z o n y c h , z w y czajó w zapom nianych, m onum entów , in stytucyi, nowych teatrów ! ileż przyjem ności w te d y nieznanych, a obe­ cnie w zw yczaj obróconych! wreszcie tak fizycznie j a k moralnie nie j e s t tym samym P a ry ż ; a naśladując plan Merciera co do rozm aitości, n ie je d n o sta jn o ści, krótkości albo rozległości przed m io tó w , m ożna u tw o ­ rz y ć zupełnie n ow e dzieło, p rzedstaw iając obraz wielkiego m iasta w śród X IX wieku.

W ad ą w iększej części auto ró w j e s t m o­ w a o sobie w ted y w łaśn ie gdy im tylko rzeczą zajm ow ać się należy, to j e s t stają zaw sze m iędzy czytelnikiem a przedmiotem opisywanym, ja k b y chcieli mu powiedzieć:

«Za pozwoleniem , nie zapom inaj że j a to «pisai; że j a to u tw o rz y łe m tę dow cipną «uwagę, ten żart w y k w in tn y które w to b ie « śmiech budzą.»

Wielu n a w e t ludzi utalentow anych w pa­ da nieustannie w ten błąd, którego n a j­ mniejszą w ad ą j e s t pozbaw ienie czytelnika wszelkiego z łu d ze n ia i zajęcia się któreby w nim samo dzieło wznieciło.

Jeden, opisując burzę, powie; że dosko­ nale p ł y w a , i nie byłby dalekim w y ra to ­ wać z nieb ezp ieczeń stw a gdyby tonącym

(12)

cię w idział; inny, mówiąc o w inie szam ­ pańskim wspom ni że znieść go nie m oże; w reszcie trzeci nadając bohaterow i swej p racy treść p o lity czn ą, nieom ieszka u czy­ nić wzm ianki o swym sposobie myślenia. Jeżeli Panowie piszecie pamiętniki, w sz y ­ stko to uchodzi; ale nigdy nie bądźcie trz e ­ cią osobą m iędzy w aszą k siążką a czytel­ nikiem; naów czas stajecie się podobnymi do tych ludzi k tó rz y w śród reprezentacyi dram atu w yścibiają gło w y z po za deko- racyi a którym w reszcie pow iedzieć w y ­ p a d a : «precz za k u lis y !»

M ercier nie uniknął tego błędu, w je d n y m rozdziale pod tytułem: P a n o w ie C upis oj­

ciec i sy n , m ówi nam że «P. C upis był bar-

«dzo małego w zrostu nauczycielem tańca, «bardzo śmiesznym ze sw ą p e r u k ą , kami- «zelką i suknią atłasow ą; że nigdy nie mógł «go w idzieć dającym lekcj ą tańca bez wiel- «kiego śmiechu; że zaw sze brała go chętka «przez głowę mu p r z e s k o c z y ć ; w reszcie «źe wieczorem o p isy w ał sw ym kolegom «Pana Cupis od stóp do gło w y ; że gdyby «nie on nie byłby opisującym, i że to wła- «śnie zrodziło w nim myśl skreślenia obra- «zu P a ry ż a .»

Pytam się co to obchodzi czy teln ik a, k tó r y mało się tro szczy o w iadom ość j a ­ ką myślą z p o w o d o w an y ś był do napisania

(13)

5

dzieła, który chce tylko aby ono go zab a­ wiało, nauczało albo zajm ow ało 1

M ercier w sw y m obrazie P a ry ża mieści rozdziały nad Yersaillem, Saind-CIoud, Men- don, i t. d. it . d. U w ażam y źe wielkie mia­ sto p rz e d sta w ia dość przedm iotów oczom, u w a d ze , aby była je sz c ze potrzeba zaje g o

obręb wychodzić. Oprócz tego Yersailłe

nie j e s t Pary żem ; miasto rogatki kończą; nie w y k ro czem y w ięc po za jego obręb.

W szystko to w sz a k że nie przeszkadza życzyć naszem u pismu pomyślności którą Obraz P ary ża Merciera zaszczycony został.

Już w zarysie pod tytułem P a r y ż p r z e d

i po obiedzie skreśliliśmy kilka obrazów,

kilka szczegółów dotyczących z w y czajó w części m ieszkańców tej stolicy; tutaj k a ­ żdemu z tych p rz e d m io tó w osobną część n a d aje m y ; k a żd y z nich dostarcza nam szczególny arty k u ł niema jący zw iązku z tym który go poprzedził. Nie zachow ujem y ż a ­ dnego p orządku w układzie ro z d z ia łó w ; pozw ołem y pióru przebiegać naprzem ian z przedm iotu komicznego do monumentu pow ażnego, z obrazu obyczajów do w sp o ­ mnień zgrzybiałego wieku. Mnielhamy że ten sposób je s t n ajp ro stszy m i najlepszym dla poznania tego niezmiernego m i a s t a , gdzie badacz w idzi przechodzące kolejnie p rzed swem i oczyma obrazy przyjem ności

(14)

i cierpienia; m agnatów w e k w ip aż a ch , a biednych nie śmiejących wyciągnąć rę ­ kę, pracowitego w y ro b n ik a spożyw ającego w je d n y m dniu zarobek całotygodniowy; i małego sab audczyka pracującego i z b ie ­ rającego zarobek dla sw ej matki.

Przechodźm y się więc niechcący po Pary­ żu; nie m am y potrzeby w y sz u k iw a ć p rz e d ­ miotów, same nam w ocży w p a d n ą ; zwi- dziem y w szy stk ie cyrkuły; w e jd zie m y do w ielu dom ów, nie kom inem , j a k w Djabie k u la w y m , ale d r z w i a m i ; j e s t to nie tyle oryginalnym ale więcej naturalnym .

(15)

Masz now o-narodzonego; żona tw a nie

może, lub nie chce go karmić; nie postara- rałeś się o dobrą mamkę m iędzy p rz y ja ­ ciółmi i zn ajo m em i, lub nie spodziewałeś się tak wcześnie dziecięcia; je d n ak ż e w p a ­ dłeś w kłopot. Udać się możesz do Biu­ ra Mamek. Jest ich w Pary żu w ie le, j e ­ dno w przejściu In d u s trie ; drugie Petites- Ecuries na przedmieściu Saint Denis. — G łów ne j e s t p rz y ulicy Świętej Apolonii, tu też znajdziem y w ielką ich liczbę. Prze­ biegasz więc ulicę Św iętej Apolonii stary

(16)

dom, wielkie p o d w ó rz e gdzie prawie dzień cały mamki kręcą się przededrzw iam i, j e ­ dząc ja b ł k a , ciasta lub ser; gdyż m am ka wiele musi jadać.

W chodzisz do biura; udajesz się z prośbą do damy z arz ą d z a ją c e j, któraby za p ie r­

wszego uszła kommisanta. Nieomieszkasz

p o w iedzieć: »Daj mi pani co dobrego.... pewnego... żebym mógł być bezpiecznym.'' Uczyniono ci znak j a k b y pow iedzieć chcia­ no: "Możesz być spokojny;" i dodają: »Czy Pan chcesz koniecznie tutejszo krajowej'?"

— Nie.... aby tylko nie była z Lotaryngii, jest szkaradne p rzysłow ie na tej prow incyi mieszkanki... Ach w yrzek łb y m się Normand- ki; daw ałaby ja b łe cz n ik memu dziecku... to zbyt orzeźwiające. R ó w n ież nie chcę ko ­ biety z Pikardyi są ograniczone; kłucą się aby o co bąć, co szkodzi ich pokarmowi. M ówią że Burgundzkie zb y t są skłonne do męszczyzn.... to je st niebezpiecznie.... Nie chcę Bretanki.... O baw iałbym się kobiety z Szampanii.... Zresztą zkąd rodem to mi w sz y stk o jedno.

W trakcie gby to m ów isz człowiek, m ło­ dy je sz c z e , s z k a ra d n y , źle z b u d o w an y , tłusty, mały, i pospolitej postawmy, w cho­ dzi do biura, cały z a d y s z a n y z tw a rz ą p rz e ­ ję tą ra d o ścią , w o ła :

(17)

po-9

rodziła coś niespodzianego!.... Ach!..,, śli­ czne dziecię! Nie w iem do kogo podobne, na p rz y k ła d .... ałe będziem to później w i­ dzieć. Chcę mamki bardzo mocnej, dziecię moje j e s t ogromne... o gdybym mógł mu dać k ro w ę , byłbym to uczynił.... ale środki m o­ j e tego mi nie dozw alają. Daj mi Pani tłu ­ stą mamkę... z w szystkim co do niej należy. A zdanie to ostatnie w y m a w ia z gestem odznaczającym, okrążając ręce około pier­ si, po czem w y k rz y k u je ze śmiechem: n a ­ stępnie raptem się w strz y m u je , u derza się w czoło, brzuch biodra i woła.

— Ach! u kaduka, czyż ja głupi.... Ach, nie zapytałem się.... A to doskonale! zapom nia­ łem dowiedzieć sięjak ie j płci j e s t me dzie­ cię.... nie wiem czy chłopiec czy dziewczę... A kuszerka pokazała mi je m ów iąc: — »Pa- nie Troufaguet oto masz rezultat tw e j mał­ żeńskiej miłości» j a uwielbiałem ucałow a­ łem mój rezultat.... Znalazłem mój rezultat wzorow y.... pow iedziano mi: «biegnij, po­ szukaj m amki....» pobiegłem j a k m aszynapa- r o w a , nie myśląc z ap y tać oto co mnie na j­ bardziej zajmuje.... Muszę wrócić.

Chcą w strzy m ać P. Troufaguet, mówią, że z aw sze może w y b rać mamkę dla swego dziecka, że n iepotrzebną j e s t do tego w ia ­ domość o płci, gdyż je d n o i drugie ssać bę­ dzie musiało.

(18)

P. Troiifaguet nie z w a ż a nato; odpycha w szystkich, i w ychodzi m ów iąc:

«P rzyjąć mamkę nie w iedząc co j e j da- «je... nie tak głupim!.... Rozum iesz dobrze «źe je że li to chłopiec wrybiorę mu mamkę «mężniejszą.... bardziej" nerw istą.» P o w ró ­ cę jeszcze.

Zaledw ie Pan T roufaguet oddalił się a w id zisz p rzybyw ającego w ysokiego m ęż­ czyznę dobrze ubranego, chudego, mającego w ło s y rude i długie: z je g o m o w y i obrotu poznałeś sąsiada z za morza.

Anglik postępuje z pow agą ku damie u- trzym ującej biuro i doń rz e cz e:

— Pani biuro, chciałbym natychm iast do­ brego mamki aby zjad ła m oje dziecko, co ż o n a uczynić nie mogła.

Odgadują że Anglik żąd a mam ki dla sw e­ go dziecka; cudzoziemca myśli trzeb a tłu ­ maczyć. D am a kierująca w y d a je ro z k a zy aby p rzy szed ł j e d e n szereg mamek.

Anglik znów m ó w i :

— Pani b iu ro , chcę ci ró w n ież p o w ie ­ dzieć trzeba aby mam ka naty ch m iast moje dziecko zjadła.

— Rozum iem; milord chcesz m am ki do siebie.

— Och! ne! ne!nie miejsce... zaw sze mamek idzie z nami.,.. Chcemy ją w sz ę d z ie wozić w p o je źd z ie , albo na w si w szy stk o rów no.

(19)

— To te ż j a tak m ów ię milordzie, ży czysz sobie mamki do siebie.

— Ale ne.... j a dość mam m iejsca; nic zajmę tego dla mamki.

Wi eszcie z trudnością przekonali Anglika że go rozum ieją. W czasie gdy nad tym pracują p rz y b y w a jegomość pięćdziesięcio­ letni mając z p e w n y m ro d zajem fanfarona­ dy kapelusz nieco na b o k , oczy zalotne, i starając dać sobie je sz c z e minę u w o d z i­ ciela staje raptem na środku sali i m ów i: — Jeszcze to ja!... z aw sze ja... Ach czego- żem z temi dziećmi nie narobił.... Dobrym j e ­ stem doś wiadczyńskim... P ra w d a ze się do­ skonale znam na mamkach.... skoro tylko p rz y b y w a dziecko mej rodzinie, albo mym znajomym d a ją m iz n a ć , i tu przysyłają. D z i­ siaj przychodzę dla mej kuzynki.... kobiety ślicznej!... z którą jestem ... w zażyłości, w y ­ dała na św iat córkę... podobną jak dwie k ro ­ ple w ody do kogoś z moich znajomych.

Mówiąc te s ło w a , przestarzały zw odzi- ciel uśmiecha się tw a r z ą złośliw ą i spoglą­ da na siebie pochlebnie; poczem m ów i:

— A więc proszę Pani każ stanąć tu w ie ­ lu mamkom.... W szelkiej p o staci, różnej tuszy.... up rzed zam że tru d n y w w yborze będę.... gdyż córka m ojej k u zyny mnie ob­ chodzi osobiście.

(20)

salon. Rozmaitego są rodzaju; jednakie gdy­

by kto chciał zupełnie pięknej, trudnośćby

w

tern znalazł. Zdaje się ze

w

ogólności

piękność mamką nie zostanie.

Nie w iesz do któ rej obrócić s ię , będąc w pośród współubiegających, które aby być w ybranem i, starają się p rzy b rać tw a rz miłą, ajka nie zaw sze im przystoi. W re s z c ie się p y t a s z :

— Z jakiego jesteś kraju?

— Z MorvilIiers, Panie o półszósty mili od Beauyais.... p rz y je m n a okoliczka panie.... w szyscy są tam zd ro w i, Panie.... dzieci jak grzyby tam się rodzą....

— Czym mąż tw ój się tru d n i ?

— Chodowlem w in a się trudni, Panie.... ró w n ie ż m am y w łasn ą winnicę!.... Ach m y nie je ste ś m y nieszczęśliw i, jeśli zm uszoną jestem karmić, to dla tego, że bardzo kocha­

my dzieci, a pon iew aż ich siedmioro mamy... — Ach masz siedmioro dzieci....

— Cóż to wielkiego, spod ziew am się że na tym nie koniec; m atk a m oja miała ich piętnaście.

— A wieleż chciałabyś miesięcznie?

— Ośmnaście franków oprócz c u k r u ,k a ­ w y i mydła... A potem m ożesz dodać nie­ ja k ie drobne przyjemności.... Pan to ro z u ­ mie że w szystko co nadesłanem będę mia­ ła, dziecku oddam... a potem m iejscowy le­

(21)

13

k arz o b ow iązany odw ied zać dzieci p rz e z nas karmione....

W czasie gdy ro z m a w iasz z je d n ą mam- ką, inne, rzucają na nią spojrzenie zazdrosne, obawiając się aby nad nie p rzełożoną nie była, z swej strony p rzezierasz w szystkie. Jakk o lw iek z d ro w ie i czystość je s t w a ru n ­ kiem , którego p rze d ew szy stk ie m , od m ają­ cych karmić dziecko , w ym agać w inniśm y, nie możemy się obejść iść za naszemu zm y­ słami, najm ilsza odbiera pow ierzchnie p rze­ wagę.

Anglik bada w sz y stk ie mam ki stojące p r z e d n i m , nie zdaje się być zadowolnio- nyin; co chwila k iw a głow ą i mruczy:

— Jed n ak że nie j e s t je sz c z e tyni co chcia­ łem dla karm ienia mego wielkiego córeczka. Z przeciw nej stro n y m ło d y c z ło w ie k ,in a ­ czej działa. Nie ro z p a tru ją c się w t w a r z y inam ki, maca j e j p ie r s i, chce je w id z ie ć , następnie przechodzi do drugiej z którą toż samo ponaw ia.

Utrzym ująca biuro, zniecierpliw iona tym sposobem w^yboru, m ów i tonem surow ym .

— Mości Panie, szczególny masz sposób szukania m a m k i__ pow szechnie dostate­ cznemu j e s t patrzeć.... a nie macać tak tych kobiet j a k to Pan czynisz.

— A więc m oja Pani tamci b łąd zą, od­ p ow iada uśmiechając się. Czyż m yślisz że

(22)

kupię kota w w o rk u dla dziecięcia mojej kuzyny.... która mnie tak j e s t drogą. Maca­ nie j e s t rzeczą głów ną m oja Pani. Tern bar­ dziej że maleitka obiecuje w ielką piękność, a nie chciałbym inamki k tó ra b y je j nos spłaszczyła!

— Nos spłaszczyła! a od jakiegoż to cza­ su mój Panie, mamka może uczynić takiem dziecko j e j pow ierzone.

— Zdaje mi się żeś Pani nie czytała Ra- belaigo gdyżbyś mnie o to nie p y ta ła !

— Rabelaigo istotnie nie czytałam, a cóż m ów i ten Rabelai, o mamkach!

— M ówi on, że gdy mam ka ma zbyt ostre p ie rs i, dziecięciu, które ma p raw ie ciągle tw a rz na tych opartą w końcu nos spłaszcze- j e , lub do góry się z a d rz e , gdy tym czasem skoro piersi uginają s i ę , nos łatw o w nie w chodzi nie zmieniając k szta łtu . Zatem , moja Pani, nie wezm ę żadnej z tych kobiet, gdyż piersi zb y t mają tw arde.

— Pan je steś p ie rw s z y k tó ry się na to uskarża. Z resztą, u p rzed zam Pana że nie p o zw olę ci w yszukiw ać m am ki w tym ro ­ d z a ju ; dostrzegłam że Pan nic więcej nie zrobisz i na żadną się nie zgodzisz. Do w i­ dzenia Mości Panie, p oznają cię.

Ów tedy m łodzieniec przyg ry za wargi i w piruetach odchodząc m ó w i :

(23)

15

zynce aby sama karmiła.... a zaręczam ze maleńka będzie miała nos prosty.

Zaledwie ten jegom ość w y s z e d ł , Anglik radośnie w oła:

— Oto w łaśnie co mi było potrzeba! O inamko doskonała! co za śliczne mieć musi pokarm!... to w łaśnie j e s t kolor k tó ry chcia­ łem ofiarować memu now o-narodzonem u. Mówiąc to, spieszy na spotkanie w cho­ dzącej do sali mamki której włosy zupełnie by ły rudemi. Był to w łaśnie przedm iot długich jego p o szu k iw a ń ; bierze j ą , natych­ m iast godzi i z zadow oleniem uprow adza.

P. Troufaguet nieom ieszkał powrócić do b iu ra , w o łając:

— Mym rezultatem j e s t c h ło p a k . . . . j e ­ stem o tym n ajslodziej p rz e k o n a n y m ___

prędko tęgą m amkę. Chcę aby mały mój

rezu ltat ró sł j a k s z p a ra g , a skoro będzie w gw ardyi n a r o d o w e j , zostać może gre- nadyerem .

P r z y p ro w a d z a ją P. Troufaguet wieśniacz­ kę, tęgiego w zrostu i tuszy, p o przestaje n a ­ tychm iast na niej, żadnego nie biorąc zape­ w nienia ani dow iad u jąc się o j e j zam iesz­ kaniu, głównym celem je g o j e s t , aby syn miał kolosalnej postaci mamkę.

Bierze j ą pod rękę, zachw ycony że gło­ w ą od niego w yższa, wołając ciągle: «Z

(24)

mam-«ką takiej postaw y, syn mój musi być w g re- «nady erach.»

W y, którzy macie szukać mamkę dlan o - wo-narodzonego przez niebo wam zesłane­ go, rozw ażajcie długo.... bierzcie informa- cy e, obawiać się pow inniście być oszu k a­ nym i pow ierzając w asze dziecię tym naje­ mnicom uw ażającym karm ienie za handel, a dziecię im pow ierzo n e za to w a r na k tó ­ ry m zzyskać pow inny.

Ałe pozory są tak łudzące!... ileż to r a ­ z y p rzedm iot w aszych u c z u c , nadziei nie zginął z braku s ta ra n ia , nied b alstw a albo g łu p stw a mamek któ re drogoście z ap ła ­ cili i w których caląście ufność pokładali. Częstokroć ta jest n ajlepszą któ rą nic nie p ozoruje! W tym ró w n ie j a k i w e w s z y ­ stkim innym, należy ufność położyć w 0 - patrzności, i błagać j ą o opiekę nad inałemi temi istotam i które n ie w ie d z ą o sw ym u ro ­ dzeniu, a na śmierć zasługiw ać je sz c z e nie mogą.

(25)

a

Otóż n o w y w y n a laz e k , aczkolwiek m nie­ mają że go j u ż Grecy znali; ale Grecy byli okazalsi od nas; b udow ali domy z porty k a­ mi, salony rozlegle i dobrze ogrzane, dzie­ dzińce ze studniam i i fon tan n am i, musieli posiadać koniecznie salony z kąpielą, nie potrzebow ali więc aby przynoszono n ap eł­ nione w anny do ich mieszkania.

W Paryżu: gdzie niem a miejsca aby się zbytnio rozszerzać; gdzie zam ieszkuje sto dw adzieścia osób a czasem i w ięcej w j e ­ dnym do m u ; gdzie pokój j e s t długości

(26)

ledwie dwanaście stóp — a nie czw oro­ g ra n ia sty , w którym zm uszony je s te ś o- tw ierać okno gdy chcesz w dziać suknię; g d ziejed n a izba w ystarczyć m usi za p rz e d ­ pokój, pokój j a d a l n y , salę i kuchnię; gdzie jedno poddasze starczyć musi czterem loka­ torom , gdzie nie j e s t rz ą d k iem w idzieć j e ­ dnego rozpalającym ogień w kominie, d ru ­ giego trzepiącym suknie, trzeciego czyszczą­ cym buty, a w szystko to dla b ra k u miejsca; z ap ew n e myślicie że sale kąpieli są rzadkie mianowicie m iędzy m ieszczanam i, któ rzy ledw o znaleźli środek zam ienienia sofy na łóżko, ale nie pomyśleli je sz c z e o wannie... może to na stąpi.... codziennie cośodkry- wamy.

Otóż tedy, któ rzy nie m ają w anien u sie­ bie, m uszą udaw ać się do u rzą d zo n y c h tym końcem mieszkań, gdy im się zechce z po­ trzeby albo chęci nurzać w w o d z ie: z ak ła ­ dy te nie są rzadkiem i w P a ry ż u ; p raw ie w każdym cyrkule znaleźć j e można; a cyr­ k uły wielkie, ulice ta k długie; często taka niepogoda, a gdy nie m asz się dobrze, gdy zdrow ie tw e w7ymaga wziąść kąpiel, iść do niej nie zaw sze je ste ś w stanie.

Obecnie żadnej z tych p rzykrości nie doznasz, p rzynoszą ci kąpiel do mieszkania; czy m ieszkałbyś na c zw a rty m , na piątym p iętrze, choćby i na d ach u , kąpiel tam ci

(27)

19

przyniosą, nic nie odstrasza przedsiębior­ ców; zresztą kąpiel w mieszkaniu j e s t z u ­ pełnie ńlantropiczną. Potrzebujesz tylko iść do zakładu , dać adres , w skazać godzinę w której życzysz się kąpać, pow tórzyć od­ dalając się: «Niech będzie gorącą!» a ocze­ k iw anie spełnione.

Istotnie tak j a k każda najdokładniejsza rzecz ma zaw sze stronę niedogodną, kąpiel domowa ró w n ie ż kilku małym n ie p rz y je ­ mnościom ulega. N aprzyktad oczekujesz na nią; częstokroć do jed en astej je sz c ze nie n a ­ deszła.... to ci tym bardziej p rzykro że głód zaczyna dokuczać a nie m ożna myśleć o j e ­ dzeniu nie będąc jeszcze w wodzie.

Wreszcie k o łatają do drzw i: kąpiel p rz y ­ bywa; jesteś w uniesieniu radości, m ów isz do lokaja: każ przynieść w annę do pokoju sypialnego.... Ludzie p rzynoszący narobią ci nieporządku, zbyt są niezręczni.

Chałas podkutego żelazem obuw ia ogła­ sza ich przybycie; nogi ich zo sta w ia ją śla­ dy na p o s a d z c e , ale nie możesz w ym agać aby w yrobnicy chodzili w lakierow anych trzew ikach.

Brzęk,brzęk!... chałas ten wychodzi z po­ koju poprzedzającym sypialnią. « Ach mój ty Boże! cóż to znaczyło pytasz podnosząc się z łóżka.

(28)

—To nic!... to nic!... kilka małych filiżanek! Ba to się sprzątnie i śladu nie będzie... kilka talerzy! nic więcej!

T w o ja sługa wschodząca do pokoju m ówi ci lito ś c iw ie :

— Ach mój Boże, m oja Pani! przynoszący kąpiel trącili w a n n ą o stolik i zrzucili dwie filiżanki.

W tej chwili ludzie ci w c h o d zą do tw e j sypialni: je d e n z nich nadep tu je kota, k tó ry ucieka miaucząc.

— To nic! to nic! m ów i je d e n z nich. Raz przygniotłem kota o d rz w i tak że łba nie rozróźnionoby od ogona, je sz c z e w tym sta­ nie ż y ł sześć tygo d n i; k o ty m ają trw a łe życie.

A następnie z w a n n ą idą ku oknu.

Nieco ciężko odpychając m ałą sofkę i nie patrząc z ty ł u , ludzie ci trą c ają o bardzo p ię k n y postum ent k tó ry podobało ci się ozdobić małemi drobiazgami w m o d z ie ,b a r ­ dzo wiele w Paryżu kosztującemi.

Postum ent Dantona, p rz e d sta w ia ją c y n a j­ p iękniejszy ustęp jego życia, u p a d ł w sku­ tek tego pchnięcia i zgrucliotał się na po­ sadzce.

— To nic! to nic! m ów ią ^i ludzie! to m a­ ła figurka z gipsu.... ja k ż e ich pełno n a bul­ warach.... są tam w k ażd y m czasie, w id z ia ­ łem dopiero na ulicy człow ieka k tó ry niósł

(29)

21

ich peino..,. daleko większych!.... kolorow a­ nych po wierzchu! n ierów nie piękniejszych!

Ludzie ci idą po w odę:

— Starajcie się nie w ylać w ody w mie­ szkaniu, m ów isz im, miejcie baczność, p ro ­ szę was.... chodźcie wolno.

— Bądź pani sp o k o jn a , niem a żadnego niebezpieczeństwa.

Nie obrócili j a k trz y ra z y do pokoju sy­ pialnego, a j u ż m asz w całym m ieszkaniu jezioro w o d y , ła d n y stru m y k w którym mógłbyś mieć przyjem ność ry b y łowić.

— Mój ty Boże.... ile to w o d y na ziemi. — To nic! to nic, mówią. Moja Pani nie można u strzed z się rozlać kropelki.... ale to ścierką w y trzeć można, potem to nie bru­ dne, przeciw nie, to j e s t z korzyścią, to oczy­ szcza mieszkanie.

P atrzysz na s w ą sługę w z d y ch a ją c, a ta m ów i ci dla pocieszenia.

— Ach Pani, gdybyś w id ziała w salonie!... tam je sz c ze g o r z e j . . . . m ożnaby czółnem p ły w ać!

W re sz c ie w a n n a j e s t p e łn a , a ty sobie m ó w i s z :

— Zapom nijm y w sz y stk ie te wypadki... p rz y n ajm n iej w y k ą p ię się u siebie... w mo­ im pokoju... zupełnie wygodnie.

(30)

wan-ny. Ale zaledw ie je s t e ś w w odzie a w o ­ łasz swą sługę krzycząc:

— Parzę się kąpiel ta zbyt jest gorącą!.,.

Zimnej wody... prędko zimnej wody!

Sługa przybiega. W czasie gdy ona się kręci; niemogąc zostać w w annie w której się parzysz, stajesz, ale p a rz y sz nogi a ciało ziębnie.

W re sz cie stużącaprzybiega niosąc pół k a ­ rafki w ody którą w y le w a w w annę, gdzie tyle to w y w a rło skutku ile kropla soli

W studni.

Postanaw iasz w y jść z kąpieli, d r ż y s z , możesz dostać kataru, nim by wodę p rz y rz ą ­ dzono j a k należy.

Na pół obtarty co prędzej w chodzisz do łóżka, gdzie starasz się w ysuszyć, m ów iąc:

— To nie pół karafki w o d y zimnej trz e ­ ba abym mogła w ziąść kąpiel.... należy na­ przód wylać wodę. Weście ceb er, w ielką konwię.... ach mój Boże! w ylejcie w odę na ziemię.... mniej lub więcej!.... to j u ż nic nie znaczy.

Służąca w y p ełn ia tw^e ro z k a z y , przynosi naczynia różnej w ielk o ści; nie wymienię w szystkich które b rała w gorliwości pręd­ kiego w y lew ania gorącej w ody; w szystko to ptuskawicę robi i kaskadę tw o rz y , miesz­ kanie tw e stało się sa d z a w k ą w której

(31)

mo-23

zrtaby w ykonać grę hidrauliczną n a jb a r­ dziej urozmaiconą.

W y ch o d zisz p o w tó rn ie z łóżka, brnąć aż do w anny, w stępujesz w nią niemając m i­ ny zadowolnienia.

— Czyż to pani jeszcze z byt ma gorącą!., p y ta służąca.

— Zbyt gorącą!... w cale nie! owszem, zda mi się że zbyt zimną.., za wiele gorącej w o ­ dy wyleliście. Nie chcę dostać k a t a r u __ koniecznie trzeba ogrzać mą kąpiel.... w i­ dzisz że drżę.... każ zagrzać wodę... M usisz mieć ogień w kuchni.

— Ach nie moja pani.... zagasił się gdym w y lew ała z w anny.

— W ięc rozpal go.... Spiesz się!

Sługa, przynosi węgle i drzazgi, mrucząc: — Jakkolw iek bądź pani... jesteś zadow o­ loną że bierzesz kąpiel u siebie w miesz­ kaniu.... Jednakże.... ogrzewać wodę, zdaje mi się że nie w ew szystkim j e s t dogodnie?

Nic nie o d p o w ia d a sz , zb y t je ste ś zrażo­ ną i chciałabyś zmyć głowę sw ej służącej, j a k myjesz swe ciało, to je st sposobem nie­

przyjem nym .

Po pięciu m inutow em dmuchaniu, służąca p o w raca z kuchni z naczyniem pełnym w o ­ dy wrzącej; bieży do w a n n y w ołając:

— Z atrzym aj się, Pani.... oto j e s t gorąca, to ci w ielką uczyni przyjem ność!

(32)

Anirn zdołałaś usunąć się i polecić j e j ba­ czność, w y le w a całe naczy n ie na tw e plecy.

Ból w y rw a ł z u st t w y c h krzyk. —- Czy je sz c z e zimna! p y ta służąca. — Ach! przeciw nie, oparzyłaś mi plecy... — Jednakże uczyniłam , co mi Pani k a ­ zała.... jeszcze p rz y staw ię do ognia.

— Nie potrzeba.... mam tego dosyć... daj mi bieliznę do obtarcia, w y jd ę z kąpieli....

W ychodzisz z k ąp ieli, obcierasz się zi- nmemi ręcznikami, i kład ziesz się w łóżko, postanaw iając sobie j a k k ru k ten w bajce, że więcej cię nie złapią.

W sz y stk ie te drobne nieprzyjem ności nie s taw ia ją tam y kąpielom dom ow ym , aby nie były użyteczne i dogodne, i nie były w Pa­ ry ż u wzięte. Nie w sz y s c y usługiw acze tak są jak opisani niezręcznemi; a nim w ejd zie­ cie w w annę, pow inniście być przezo rn em i i zapewnić się czy kąpiel j e s t w tym sto­ pniu gorącą, k tó ry mieć chcecie.

W sk a z a w s z y niedogodności należy p rz e j­ rzeć wygody.

Otóż tedy k a z a w sz y przynieść kąpiel do siebie, możecie przeznaczyć n a salę do ką- p ie lije d e n pokój w którym jest w am n a jd o ­ godniej zostawać.

Damy kąpią się w b u d u a rz e , a w le w ają w w annę perfum m y i inne zap ach m iły

(33)

cia-25

łu nadające w onie, czy tają rom anse a u to ra ulubionego.

N ależy tylko m ocno baw iące przedm ioty czytać, gdyż inaczej m ożnaby zasnąć w ką­ pieli co je s t bardzo niebezpiecznem u

C złow iek n a u k o w y każe przynieść w a n ­ nę do swego gabinetu, p o staw ić j ą przy biór- k u ; pisze lub czy ta kąpiąc się, a w oda od­ św ieżając jego w y o b rażen ia czyni styl płyn- niejszym i p rzyjem niejszym .

W P aryżu, gdzie w szy stk o dąży do śm ie­ chu, gdzie um ieją z p rzed m io tó w n a jp o w a ­ żniejszych ż arto w ać , d rw ić , dla ro z ry w k i i kąpiel dom ow ą to spotkało:

P iękna G ry z e tk a , z a lo tn a , zręczn a ale m ściw a, n a jęła pokoik w dość pięknym do ­ mu p rzy ulicy Św iętego Jakuba.

W łaściciel tego dom u stary gdyra, p o d ej­ rzliw y i ja k najśm ieszniejszy (w P a ry ż u ta ­ cy są w łaściciele d o m ó w ), nie om ieszkał zaw sze do w iad y w ać się o osobach któ re w y n ajm o w ały u niego m ieszkania.

Nie zm ieniając zw y czaju swego idzie po ­ dług zostaw ionego p rzez G ryzetkę adresu, i nie zastaw szy odźw iernego w y p y tu je p rz e ­ kupki o Pannę A nastazyą.

O dpow iedzi zap ew n iają że Panna Ana- stazya je s t c h aw tark ą z ta le n tem ; lubi się śmiać, śpiew ać; p rz y jm u je chętnie ze w szy ­ stkich stron stu d en tó w m łodych, albo

(34)

w o k ató w p rzy słu ch u jący ch się dopiero, ale p anow ie ci przed północą odchodzą, a P an ­ na A nastazya m oże z a w sz e płacić regular­ nie m asłem lub syrern które je j p rz y sy łają z d o m u .

W łaściciel dość je s t zadow olony; je d n ak ­ że dla w ięk szej pew ności chce w idzieć ru ­ chomości m łodej d ziew czyny, id zie do j e j m ieszkania.

— Na czw artem p ię trz e po nad dw om a antrsolam i m ieszka, m ów i p rzek u p k a. Skur- k a sarnia na sznurku p rz y d zw o n k u ... scho­ dy są tak czyste jak j a i W acpan.

N asz Jegomość id zie az n a p iąte piętro; w idząc czyste schody m ów i do siebie:

— D om ek ten zd ający się p rzez rz e ­ m ieślników ' zam ieszkałym , w cale nie źle je s t utrzym any....

Przechodząc o statnie p ię tro , gospodarz p rz e sta ł być zadow olonym : zaczy n a nap rzó d dostrzegać w odę w niektórych m iejscach; a potem i na całych schodach. P rz y b y w sz y n a próg ostatniego p ię tra , m usi p rz e b y ć stru m ień nim się do d rz w i P an n y A nasta- zy i d o sta n ie , gdyż tu on b ierze początek i spływra po schodach.

D rz w i na pół były uchylone. G ry zetk a k tó ra sły szała w chodzącego, w d z iała na siebie m ałą k ry sp in k ę i k o łn ierzy k : mile się sk łan ia g o sp o d arzo w i, ale ten k tó ry ju ż

(35)

27

sprzecznie p o stan o w ił u c z y n ić , odpow iada na to opryskliw ym gestem .

— Racz Pan w e jść , m ów i A n astazy a z e ­ chcesz chw ilkę spocząć.

— Nie p o trz e b a , od p o w iad a sucho nasz stary Jegomość, gdyż tylko d w a słow a mam d o p o w ie d z e n ia .... p rzy szed łem pożegnać nie możesz P anna m ieszkać w mym domu.

— A to dla czego1? zaw o ła m łoda d z ie w ­ czyna; spodziew am się że po w zięte o m nie w iadom ości nie m ogą być n ie k o rz y stn e m i... obyczaje moje są nieskazitelne.... chodzę n a w id o w isk a tylko do B a b in o , tańczę tylko w P r a d o ; stołuję się u F licotota.... co do mych ruchom ości racz Pan w ejść a przeko­ nasz się że m ogłabym niem i dziesięć ra t za tw ój pokój opłacić.

— Mościa panno zeb ran e w iadom ości nie mogą w ciczetn ci szkodzić.... w idzę że do­

stateczne m asz meble.... ale pow tarzam że nie m ożesz Panna m ieszkać w moim domu.

— Ale cóż to mój Panie ma znaczyć? p rag n ę, żąd am , dom agam się w ytłóm acze- nia.... Dać kom u tak ą o d p raw ę jest efronte- r y ą , a niem am cierp liw o ści znosić choćby n ajm n iejszą obelgę.

— P o n iew aż żąd asz w ied zieć przyczynę mego p o stan o w ie n ia , w ięc m ów ię ci m oja Panno: tw ój k o ry ta rz j e s t w o d ą zlany tak iż nie ma nogą gdzie s tą p ić ; że w oda ta

(36)

w y p ły w a od panny.... a j a nie chcę abyś ta ­ kie nieczystości w mym z ap ro w a d z iła do­ mu. W o d a przesiąk a p rzez podłogę a po­ tem i s u f i t . . . . a następnie p s u je , niszczy dom, co chw ila reperacye n ależy p rzed się­ b ra ć , dla tego że ma się lo k ato ró w m ałe stru m y k i u siebie robiących.... Nie chcę.... w olałbym stracić dw ie raty .

— M ój Boże! za tro ch ę w o d y na ziem i tyle słów uslyszyć.... K ąpiel brałam u sie­ bie.... Lubię się kąpać, ży łab y m w w o d z ie ... C zytam , je m , śpię w niej.... Nie wiem czy je s t co, abym w w annie n ie uczyniła!... Nie je s t zabronione kąpać się u siebie. N osiw o- dy rozleli nieco na p o sad z k ę , w id zisz Pan że nie je s t w tym m oja w ina.

— P rzykro mi, m ościa P an n o , ale po n ie­ w aż tak lubisz w odę, obaw iam się abyś zbyt często nie kąp ała się w dom u, nie mogę lo­ kalu Pannie w ynająć.

— A w ięc mój Panie, czyż nig d y nie k ą ­ piesz się u siebie ... czyż tw o i lo k ato ro w ie ró w n ież są tego p o zb aw ien i!

— N ie, mościa P a n n o ; ale gdy sp ro w a ­ dzają do mnie k ą p ie l, albo do mego domu, m ają się n a baczności.... w iele d ają baczn o ­ ści.... N ieoblew ają schodów .

— Czyż to je s t stan o w czem , mój Panie! — Jak jestem T riffo u illard em , m ościa Panno. M am honor cię pożegnać.

(37)

29

Wtedy gospodarz schodzi ze schodow,

a młoda dziewczyna oparłszy się o poręcz

w oła:

_

Panie Triffouilard, jesteś starym kwa­

śnym zgotowanym jabłkiem, będziesz miał

odemnie nowości!

Panna Anastazya dziewczyna do rzeczy,

przechodzi się w pokoju szukając sposobu

zemsty; nie znajdując żadnego, siada, po­

ciera sobie czoło, bierze się za nos, za li­

cho, raptem zrywa się z krzesła; i woła:

— Tak.... tak.... trafiłam.... Ach! to będzie

cudowne przepyszne!....

Młoda dziewczyna idzie w ulicę sąsie­

dnią, wota pierwszego kominissionera każe

mu iść za sobą, dąży do najbliższego zakła­

du łazienek domowych. Zatrzymuje się o

kilka kroków przed wnijściem, daje kom-

missionierowi adres najdokładniejszy Pana

Triffouiłlard właściciela domu przy ulicy

Sgo Jakuba i mówi:

— Idź zadysponuj; dla tego Pana kąpiel

na siódmą godzinę rano.

Kommissioner powraca wkrótce mówiąc

że kąpiel jest już zadysponowaną.

Anastazya bieży staje przed innym za­

kładem kąpieli domowych. Również posyła

kommissioniera mówiąc:

— Zadysponuj dla P. Triffouiłlard kąpiel

na jutro siódmą godzinę rano, daj adres...*

(38)

K om m issionier zaczy n a się śm iać i czyni co polecono.

Panna A nastazya id zie dalej z kommis- sionierem ; tez sam e daje ro zp o rząd zen ia w sześciu zakładach kąpieli dom ow ych, po- czem daje mu dw a fran k i, o d sy ła go, sam a zaś pow raca do siebie zad o w o lo n a ja k b y kochanek zap ro sił j ą n a obiad do re sta u ra ­ tora.

N azaju trz o siódm ej ra n o , k o łatają do d rzw i P. T riffo u illa rd , k tó ry w cale nie m a zw y czaju tak w c z a s się przebudzać. S ta­ ra jeg o służąca pow raca w k ró tce m ów iąc: — Kąpiel k tó rąś Pan zad y sp o n o w ał, te ­ raz przyw ożą.... gdybyś m nie u p rz e d z ił że ją w eźm iesz rano byłabym od d aw n a w sta ­ ła, w szy stk o przy rząd ziła!... ale Pan m i n i­ gdy nic nie m ówisz.

P. T riffouillard p rz e cie ra sobie oczy w o ­ ła ją c:

— Nie obstalow alem kąpieli.... lu d zie ci się mylą: niech mi spać dadzą.

Służąca pow raca w k ró tce m ó w iąc:

— Oni m ają p ań sk ie n azw isk o , adres.... do Pana przychodzą.... niechcą odejść.

— A w ięc rzecze P. T riffo u illard z gnie­ w em , w ięc ją w ezm ę chociaż to j e s t nie­ zaw odnie quiproquo, każ j ą przynieść o stro ­ żnie....

(39)

31

ją w annę w pokoju sy p ia ln y m , p o w tó rn ie k o łatają do drzw i. Służąca idzie i po w raca zd ziw io n a m ów iąc:

— Do licha! o b aw iałeś się Pan ab y nie zabrakło kąpieli; oto drugą p rzynoszą.

— Cóż to, to za w iele! w oła stary go­ spodarz w y sk ak u jąc z łóżka. D w ie k ąp ie­ le gdym żadnej nie chciał... odesłać icli, tej także nie w ezm ę!

Nim je sz c ze P. T riffo u illard sko ń czy łm ó - w ić , dzw onią g w a łto w n ie , służąca bieży, p o w raca p raw ie w płaczu m ów iąc:

— P a n ie ! ... Panie! trzecią kąpiel Panu przynoszą!... lu d zie ci zalew ają k o ry tarz.

— T rzy kąpiele! w y k rz y k n ie P. Triffouil- la rd , zry w ając z głow y w ełn ian ą szlafm y­ cę, to zbyt szk arad n y żart... a cóż u d jab ła chcesz abym z trzech kąpieli robił! od p raw ich.

— Ł atw o to je s t Panu mówić: ale ci s tra ­ że nie chcą słuchać; k a żd y z nich chce abyś Pan jego w z ią ł kąpiel....

— Niech id ą do d ja b ła i niech mi dadzą pokój.... Ale co to za chałas na dziedzińcu.

Służąca spieszy z o b ac z y ć,p o w ra c a w k ró t­ ce z tw a rz ą z d esp ero w an ą i rzucając się na krzesło w o ła:

— Panie!... Panie! je sz c z e trz y kąpiele j e ­ dnocześnie nadeszły.... dziedziniec n a p eł­ niony w o z a m i, beczkam i.,., sąsiedzi kręcą

(40)

się pytając, czy ogień p o k azał się w naszym domu , a głupi o d źw iern y w o ła co chw ila:

« Jegomość musi coś mieć na skórze ź e je s t «zm uszony tego ra n a w ziąść sześć kąpieli «je d n a po drugiej! »

P- TriłfouiJIard w ścieka się, nie w ie co ma p o c z ą ć ; d ice aby w sz y stk ic h nosiw odów w ypędzono; ale ci zaczy n ają w ypełniać swe p o lecen ie, lecą na w yścigi na schody je d e n z a drugim ; łatw o sobie w y staw ić ja k dom zo stał zalany.

P. Triffouiliard płaci sześć kąpieli których nie zam aw iał, a p atrząc z boleścią na stru ­ m ienie w ody na schodach i k o ry tarzu ; p rz y ­ pom ina sobie w izy tę w c zo ra jszą u panny A n astazy i, odgaduje że G ry zetk a figiel mu ten sp łatała i m ówi sobie:

« Byłbym dobrze zro b ił nie dając jej od­ prawy!))

(41)

MAGA2YH KWIATÓW

D

awniźj

handlujące bukietami chodziły

po mieście z zasobem kwiatów, które ofiaro­

wały przechodzącym.

G dy h an d lu jąca p iękną b y ła, oczy je j tyle pociągały ile k w ia ty ; w sz y stk o w iąże się w ż y c iu i je d n o często n a su w a drugie.

Później lepiej zao p atrzo n e ro zk ład ały k w ia ty n a rogach ulic i bulw arów ; ja k to i dziś m a m iejsce. Prócz tego m am y je sz c ze ład n e m agazyny k w ia tó w naturalnych.

M ieliśm y ju ż , to p ra w d a w pałacu k ró ­ lew skim , z ty łu te a tru francuzkiego, zak ład

(42)

staw n ej Panny Preyot, k tó ry tw o rz y dzisiaj pew ien rodzaj m agazynu, mó w iem y p ew ien ro d z a j, gdyż jeg o rozległość tak je s t m atą ze zaledw ie trz y osoby m ogą w je d n y m cza­ sie kupow ać ; ale zak ład ten bardzo k o rzy ­ stnie znany, z b y t w ielu m a am ato ró w aby p o trz e b o w ał now ych.

M agazyny k w ia tó w są bard zo pięk n ie

W dzień ozdobione i p rz e p y sz n e w w ieczór; św iatło gazow e daje k w iato m blask p raw ie m agiczny.

M ierny że nie m a nic piękniejszego nad ogród ośw iecony, łatw o w ięc w y staw ić so ­ bie m ożna czem j e s t m agazyn z k w ia tó w n atu raln y ch ośw ietlonych gazem.

G łów nie odzn aczają się now e m agazyny k w ia tó w przy ulicach: N e u v e - J ^ivien n e,

p rze c h o d zić P a n o r a m y , i ulicy S g o H o n o ­ ry usza. Nie p o trz e b u ję m ów ić że w łaści­

cielki m agazynów nic nie m ają w spólnego z handlarkam i k w ia tó w ; któ re po ulicach przechodząc się, sp rzed ają. Te ostatnie p o ­ w szechnie są ubrane w czepek i skrom ną chustkę kolorow ą co ich do k w iató w k tó ­ re n o s z ą , czyni p o d o b n em i; w łaścicielka zaś m agazynu u b raną je s t ład n ie ja k mo- d n iark a, biało ja k p ra c z k a , m ów i z tak do­ brym gustem ja k ta k tó ra p erfu m y sp rze­ daje.

(43)

35

k w iatam i k o n ieczn ą b y ła dla now ych zak ła­ dów. Jeśli w P a ry ż u w ielk i je s t odbyt bu ­ k ietó w , to ta k o w y czynią m efresy, a rty stk i, lw y, dandy.

Nie dostrzeżesz rzem ieśln ik a, G ry zetk i, w ieśnaka w m agazynie k w iató w ; ci u d ad zą się do p rz e k u p ek na otw artem po w ietrzu , gdy p rz y jd z ie im chęć kupienia k w iató w .

Bo oni pew nie nie chcą eleganckiego k a k ­ tu sa ani w y k w in tn ej ró ży ; p o trzeb a im b u ­ kietu dużego napchanego, zabierającego w ie ­ le m iejsca, k tó ry b y w id zieć z daleka m ożna, \V m agazynie k w ia tó w spotkasz m łodzież bardzo elegancką,członków klubu Jockeyów , rę k a w icz k i paliow e, dalej dam y całe p erfu ­ m o w an e, w ap o ru jące, których płeć zb lad ła w skutek częstego u ż y w a n ia kw iatów ....

Ale w ogólności m ęszczy zn i k u p u ją w ię ­ cej bubietów od kobiet, co bardzo je s t pro- stein : dam y w ied zą że p anow ie ci, dla nich j e kupują.

Nie znam y użycia k w ia tó w takiego ja k na w schodzie, je d n a k ż e chociaż nie um ie­ m y zrobić s e la m a , w iem y bardzo dobrze co znaczy posłanie dam ie bukietu.

Z aw sze to zn aczy że m ęszczyzna daje d a­ mie poznać iż j e s t p rz e ję ty jej w dziękam i. Jeżeli nie dostąpiło się łask bliższych dam y, a obaw a je s t aby nie być n ierozsądnym , po ­ syła się bu k iet bezim iennie. D am y pow

(44)

sze-cLnie nie o d rzu cają tego ro d z a ju darów ; u- tv azają ze bu k iet nic za sobą n ie pociąga..* a bardzo rząd k iem j e s t ab y nie m iał w ła ­ ściw ych sobie n astęp stw .

B ukietem to o św iad cza się a k to rc e, tan ­ cerce, przyjem ność k tó rą ta le n t je j w zbudza. C zęsto k w ia ty lecą z w sz y stk ic h stron te a ­ tru do nóg tej k tó rą się uw ielbia.... D eszcz k w ia tó w m iło j e s t p rz y ję ty ; a k to rk i u w iel­ b iają tego ro d z a ju burzę.

Ale w P a ry ż u gdzie z w szystkiego ko- iz y s ta ją , u tw o rz y ły się też p rzed sięb iercy rzu can ia w te a trz e kwiatów^.

Ita k : gdy ak to rk a chce uzyskać try u m f ja k je j koleżanka, k tó rą m v aża n iższą od siebie w talencie; je ś li nie ma p ro te k to ra , dobro­ czyńcy dość zam ożnego, ab y j ą k azał obsy­ p ać kw iatam i; decyduje się w łasnym kosz­ tem to uczynić. Jest to m ały w y d atek któ­ ry m ożna raz podjąć niechcący.

A ktorka posyła sw ą m atkę do antreprenc- ra bukietów : ak to rk a m ieć z aw sze po w in n a matkę.... G dy j e j n ie m a , to j ą najm uje, to je s t ze n ad aje ty tu ł m atki starej kobiecie k tó ra p rz y rz e k a w y p ełn iać obow iązki za co d o staje m ieszkanie, ży w n o ść, i W szystkie m ałe przyjem ności!....

M atka w ięc aktorki id zie do an trep ren era i m ów i m u :

(45)

ro-37

Ji któ rą mieć będzie, zagasi w szy stk o co ty l­ ko dotąd naj p ięk n iejszem w idziano w tea­ trze.... To je s t zachw ycającein.... ale publi­ czność tak j e s t n ie sp raw ie d liw ą ! Gdy je j nie k rz y c zą do u szó w ż e rn a talen t aktorka; mogą upłynąć i la ta nie będąc dostrzeżoną.... Mogą ją n aw et w ygw izdać! Panna X ....,k tó ­ ra gra ja k w ie sz c zk a m a być k w iatam i za ­ sypana! w iadom o zkąd to pochodzi! ad w o ­ k at traci dla niej czas i pieniądze!... W re ­ szcie w sz y stk o je d n o m o ja córka zostać w ty le nie może. C h cęjej zrobić przyjem ność z deszczu kw iatów .... dziś w ieczór po trz e ­ cim akcie.... cóż to k o szto w ać mię będzie?

— A chcesz Pani wiele?

— Ba! chcę aby tego było dosyć.... żeby to ze w szy stk ich stro n teatru leciało.... m ia­ now icie z parteru.... to je s t w dobrym gu­ ście i dokuczy innym .

— T rzeb a p rzy n ajm n iej trz y d z iestu bu­ kietów ....

— Niech będzie trzy d zieści bukietów ! mo­ j a córka zasługuje na trz y tysiące, ale trz y ­ dzieści będzie dosyć. Ileż to ma kosztow ać?

— P ięćd ziesiąt fran k ó w .

— Pfe! to deszcz za drogi: najdrożej trz y ­ dzieści sou je d e n bukiet.

— K w iaty są drogie. O prócz tego czyż to nie muszę opłacić lu d zi których u ży w am , ale bukiety będą piękne.

(46)

— Byle w nich n ie b y ło głąbów k apuścia­ nych ja k to spotkało P an n ę Z.... k tóra j e ­ dnym w oko d o stała i zaled w ie nie oślepła... B ył to ko n cep t małego Titi.

— B ądź pani spokojna b u k iety będą p ię­ kn e i dobrze ubrane.

Dobrze.... Dam p ię ćd z ie siąt fran k ó w , oszczędzę je na czem innym . O szczędzę co dzień sou, na kupnie w ą tro b y dla mego ko ­ ta. N iegodziw iec ten n iszczy nas co dzień tą w ątrobą. T rzy d zieści w ięc bukietów , ro ­ zum ie się dobrze będą rzucone. W reszcie Pańscy ludzie są p ew n ie do tego p rz y z w y ­ czajeni.

B ędziesz Pani zu p ełn ie zad o w o lo n ą. Spodziew am się! G dybym ieszcze za pięćdziesiąt fran k ó w nie by ła zadow oloną! W ielk i Boże! M ogłabym sobie za to kupić dw a p asztety z tłu stej w ątro b y . W reszcie je ś li to w y n iesie mą córkę, p ięćdziesiąt fran ­ k ó w będą niczym .

A n trep ren er każe* sobie nap rzó d płacić: to je st ostrożność zaw sze potrzebna. M at­ k a aktorki pow raca zaw iad am iając córkę że w ieczorem będzie m iała try u m f. C zekają n iecierp liw ie tej chwili.

N adchodzi w reszcie: grają sztukę; a k to r­ ka źle w y stęp o w ała, ale to j e s t obojętnem dla an trep ren era: k a za ł buk iety rzucić; spa­ d ają z różnych p u n k tó w teatru , ale

(47)

szcze-39

golnie z p aradysu, do nóg albo na nos ak to r­ ki; ta się skłania z tw a rz ą pom ieszaną; pu­ bliczność się śm ieje, zasło n a spuszcza a in ­ ne ak to rk i zazd ro szczą.

N ieszczęściem , m atka te j k tó rą try u m f spotkał, zn iszczy ła w krótce cały urok: p rz y ­ byw a do te atru z ogrom nym koszem , j a k ­ by dla zeb ran ia b u k ietó w rzuconych córce, a w łaściw ie dla ich porach o w an ia i z ap e w n ie ­ nia się czyli try u m f za całe pięćdziesiąt fran ­ kó w córkę spotkał.

Po zebraniu w szystkiego co tylko było n a scenie bieży do w szy stk ich kątów , kulisów ... n a w et do suflera kom órki; tu p ie nogami ze złości; w reszcie nie mogąc w y trzy m ać, woła:

— Jestem o k ra d z io n ą !... N ieg o d ziw iec, zad y sp o n o w ałam trzy d zieści bukietów z n a j­ duję ich dw ad zieścia cztery .... B rak mi je s t sześciu!... ale to ta k nie ujdzie!!

M ożna sobie ła tw o w y staw ić ja k i śm iech to w zb u d ziło m iędzy ak to rk am i, i ja k w ted y one szydzą z deszczu k w ia tó w którym ko­ leżan k a obsypaną została.

Ale te któ re z tego n ajb ard ziej ż arto w ały nie będą się w sty d z iły ró w n ież sobie sp ro ­ w adzić tym sposobem k w ia ty , tylko już za­ lecą m atce aby ich nie rach o w ała po o trz y ­ m anym tryum fie.

Nie zaw sze deszcz z k w iató w j e s t tak z a ­ dysponow any; ten k tó ry n astęp u je pow

(48)

sze-chnie, i przez isto tn ą publiczność, czyni ła ­ dny dla oka w id o k . W te d y w szy stk ie da­ my ogaiacają się z b u k ietó w i rz u c ają je z entuziazm ein na scenę.

T ize b a bow iem w ied zieć ze dam y nasze nie mogą iść do te a tru bez bukietu; rów nież p o trzeb u ją go idąc na w ieczó r, n a koncert, a nieodzow nem j e s t on gdy id ą n a bale.

D am y w Paryżu w ielk i czynią odbyt ban- dlującym bukietam i, a co j e s t szczególnego, to że sam e k u p u ją ich m ało, a m ężow ie nigdy.

(49)

9>Qt&UBWI>

Wy k tó rz y z p rzy jem n o ścią ogrzew acie nogi przy dobrym o g n iu , ro zło żen i w ygo­ dnie na fotelu a la Y o lta ire ; dobrzy m ieszcza­ n ie , k o m m issan ci, handlujący, u rzędnicy, dzierżaw cy; w y w reszcie w szyscy k tó rzy nie ta k znaczny macie m ajątek aby upow ażnić w aszego in ten d en ta albo sługę do z a ła tw ie ­ n ia dom ow ych czynności, macie.... tein b a r­ dziej jeszcze, sk rzętn ę m ałżonkę, któ ra sa­ m a się zajm uje w sz y stk ie m i szczegółam i go­ sp o d arstw a w sw ych czynnościach, w y k tó ­ rym m iejsce, zajęcie, obow iązki codzienne

(50)

m e pozw alają zajm o w ać się zaspokajaniem dom ow ych p o trz e b , w y, n a w e t nie m acie w y o b rażen ia o w szy stk ich przykrościach któ re znieść trz e b a było k u p u jąc to d rz e ­ w o którym ogrzew acie się mile.

, prawne we w szystkich cyrkułach P ary ­ ża składy d rz e w a , są tak że i w środku m iasta.

Nie zb y t daw no w y sp a L o u v rier n ap eł­ nio n ą była stosam i drzewa,- sk ład y tój w y- «Py były n a jw zię tsze w sto lic y ; w ielka część m ieszkańców P ary ża ro b iła w yciecz- 1 na w yspę, sądząc że do stan ą tam d rz e ­ w o lepsze i po n iższej j a k w składach Pa­ ry ż a cenie.

Ale w y sp a L o u y rier podległa praw om cza­ sowym : zm ieniła w łaściciela, postać, k ształt; z ap ełn iają m ały stru m y k M ail aby złączyć w yspę L o u y rier z stałym lądem , budują do­

lny, no w y p o w sta je cy rk u ł, tam, gdzie nie- g >s o y .y sk ład y drzew a.... nie m a p o trze-^ i e 7 'Vw ? p r o w a d z o n o jo g d rie i„ . dziej.... Mozę inne przybędę.... To j e s t w l a - sm e czego nie w iem y.

Ale w ejdźm y do sk ład u pięknego z

pozo-m . Y l I T T " 8" napotka" e8° - Kie będzie,n

mieli trudności w w yborze.

Otóż m aleńka dam a chcąca zao p atrzy ć się w drzew o , sądzi że nic nie ma p r o L z e - S °, w y b raw szy j zg o d ziw szy s ię , j ak w

(51)

y-43

m ierzyć trz y albo czte ry stosy d rz e w a k tó ­ re kupiła. C hw ilkę cierpliw ości: zobaczem y co z tego będzie.

M iara do d rz e w a j e s t p rz y staw io n a , d rw al przychodzi, dam a m ów i m u :

— Zm ierz mi dobrze, dam ci na p iw o . T en o d p o w iad a : « B ą d ź P an i sp o k o jn a!”

Poczem d rw al b ierze się do roboty, po ry ­ w a szczapy, kładzie j e n a m iarze z żyw ością tru d n ą do o p is a n ia , a ja k k o lw ie k m iał o- szczędzać d a m ę,m ięsz a szczapy któ re tw o ­ rzą ta k zw ane p o k o ik i do n a jęcia .

D am a k tó ra to w id zi chce przy b liży ć się do drw ala.... W tem straszn y chałas!... ro z­ legł się w je j uszach.... szczapy sp ad ają z o- grom nej w ysokości.... D am a pom ięszana h u ­ kiem obaw ia się ab y szczap y na n ią nie spadły, d rw ale bow iem niekiedy u dają ja k gdyby naum yślnie rzucić n a nią je chcieli. T ym czasem gdy się obraca i oddala od szy ­ chty i szczap któ re lecą, drw al obojętnie da­ li sw ą czynność p ro w a d zi dobierając szczap n ajn iefo rem n iej szych.

D am a, spostrzegając to pow tórnie zb liż a się i m ó w i: «Weź tę szc z ap ę , ztąd.... j a je j nie chcę.»

Ale otóż n ad jeżd ża w óz n aład o w an y d rz e ­ w em , D am a um yka n a stronę, chce się zb li­ żyć do swego drzewra ; chroni się w drugą stronę, p rz y b liż a się do swego d rw a la , ale

(52)

p iz e k lę ty w oz ani ch w ili nie j e s t spokojny j n a u m y śln ie go w o źn ica p o s u w a , cofa, od­ dala konia, krzyczy, ta k dalece źe niepodo­ bna je s t o so b iek u p u jącej p atrzeć na drw ala.

N iegodziw y ten sposób obchodzenia zbyt często się p o w ta rz a aby go k a ż d y j u ż nie znal.

Staw iano d aw n iej w takich zakładach d o ­ zo rcó w . C zynnością ich było zapew nić się że kupujący o trzy m u je sp raw ied liw o ść i zapobiedz nadużyciom k tó re śm y skreślili. Ale tych dozorców n ie m a w ięcej.... N ieza- w odznie dozór ich b y ł darem ny.

T eraz gdyś poznał te obroty, idąc do skła­ du d izew a, u zb ró j się w odw agę, nie zw a- żaj na lecące szczapy, n ad jeżd żające w ozy brykające konie, a je ś li ci d rzew o źle ład u - d u ją to go nie p rzy jm u j.

W każdym m agazynie m asz p raw o nie p rz y ją ć to w a ru , je ż e li zn ajd z ie sz że go źle w ażą. D la czegóż tak sam o nie masz zrobić z drzew em jak z cukrem ... k a w ą albo ryżem?

D rzew o je s t ró w n ie ż to w arem . W w ielu m iejscach p rzed ają go n a w a g ę; ale n o w y ten w y n alazek nie m oże znieść z w y cz aju m ierzenia. P rzy c z y n y ła tw o dom yśleć się można.

(53)

Co dzień w ięcej gaz z astę p u je la ta rn ie , zajm uje place, ulice, bulw ary k tóre niegdyś ośw ietlały latarn ie, a raczej ośw ietlać m iały, gdyż w istocie nigdy la ta rn ie nie ro zlew ały św ia tła żyw ego i m ocnego; płom ień ich m i- gający często był n iszczo n y w iatrem , k tó ry zd o łał się w k rad ać szp aram i m iędzy św ie­ cznik źle szkłem o b w ied zio n y ; pod la ta r­ niam i, św iatło ró żo w e zasępiało p rzed m io ­ ty , n iep o zw alając dobrze ich ro zró żn iać; o kilk a k ro k ó w cień w ięcej byi gęsty, je sz c z e bardziej ociem niający.

(54)

Oliw a pom ału w y sz ła z uży tk u . L atarn ia n ieszłu zy ju z za schadzkę pojed y n k u jący ch się ja k to niegdyś' m iało m iejsce pod L u d w i­ kiem X V I, gdy dw óch szlachciców pokłó­ ciw szy się na k o m e d y i, w y szli zakończyć sw ą ktu tn ię w ulicy sąsied n iej p rz y św ietle latarni.

Sięgając dalszych czasów znajdziem y ty l­ ko latarn ie n a głów nych ulicach m ia sta , w cyrkułach sąsiednich pobytow i dw oru; re s z ta P ary ża z o sta w a ła w ciem ności, w te ­ dy też było nierozsądnem w ychodzić bez latarni.

N a początku X V I w ieku dla zakończenia licznych ro z b o jó w zachodzących w P aryżu, Policya n ak azała w łaścicielom dom ów sta­ w iać p rzed dom am i latarnie.

Panu de la R eynie p o ru czn ik o w i załogi P ary ża w inniśm y z a p ro w a d z en ie la ta rń . Zpoczątku m ieściły one świece.... O liw a pó ­ źniej nastąpiła.

P raw d z iw e latarn ie w y n a laz ł X iądz M a-

th e ro t de P r e g n e j i B o u rg e v is de C hdteu- blanc. Około ro k u 1774 zaczęto używ ać

w P ary żu tego sposobu ośw iecania.

Z apalający la ta rn ie j e s t odrębną istotą, tern odrębniejszą, iż będąc od stóp do gło­ w y p rzesiąk ły olejem , m ało zn ajd u je am a­ to ró w coby mu to w a rz y stw o trzy m ać chcie­ li. Z w ykle je s t to człow iek w zro stu n isk ie­

(55)

47

go, k tó reg o , w ieku nie m ożnaby odgadnąć z tw a rz y olejem ok ry tej: zd aje się mieć od trz y d z ie stu do sześćd ziesiąt lat; ubiór jeg o nie ma koloru; w e łn ian e jego sp o d n ie; k a ­ m izelka zd aje się z grubego być su k n a; m a ró w n ież m ały fartuch p rzy w iązan y z ty łu ; w szy stk o to tak je st stłuszczonem , że ucie­ k a ją od niego je sz c z e p ręd zej, jak od kom i­ n iarza albo m ularza.

Z resztą zap alający latarn ię ro b i sw ą czyn­ ność bardzo spokojnie, nie zajm ując się tym co się w około niego dzieje; nie z w a ż a n a ­ w e t na pojazdy, k tó re m u szą go stronić, gdy stoi n a środku ulicy w czasie w ypełnienia swego obow iązku.

Biedny człow iek! cóż się z nim zrobi sko­ ro gaz w ygna ze w szy stk iem latarn ie!

Otóż w szy stk o co błyszczy na tym św iecie tym czasow e m a tylko panow anie.

Św iecę w y p ę d ził olej; olej p rzez gaz w y­ pędzony został....

(56)

zaw odnie w sz y stk ie ulice P ary ża będą j e m iały; dziś w iele j u ż j e s t w nie zao p atrzo ­ nych. Na ulicach now ych i s z e ro k ic h , tro ­ to a ry są szerokie, piękne, na w ązkich tro ­ to a ry m uszą hyc takiem i, gdyż n ależy choć dla dw óch p o jazd ó w k tó re co chw ila mogą się omijać, m iejsce zostaw ić.

N a niektórych u licach , tro to ary w n ie­ k tó ry ch tylko m iejscach m ożn a w idzieć.... idzie się po nich dziesięć kroków , i z n o w u na bruk się w stępuje, potem spostrzega się

(57)

49

je sz c z e k aw ałek tro to aru , i tak następnie: to czyni n ad zieję iż ulepszenie zap ro w ad zo ­ nym będzie, zu pełnie i w szędzie.

G aniono tro to ary gdyż często z b y t są w ązkie; ale p rzy czy n ą tego j e s t sam a ulica; a ja k pow iedzieliśm y w y żej, trzeb a nieco z o ­ staw ić m iejsca na prz e jaz d .

To je d n a k ż e m ożn ab y w nieb ganić, że nie dość są podniesione; nie ra z w idzieliśm y ja k w oźnica chcąc w y p rzed zić w spół-zaw o- dn ik a w y stęp u je z drogi oznaczonej i przez kilk a sekund po tro to arz e je d zie. W tedy nieszczęśliw i piesi, k tó rzy u w a ża ją się bez­ pieczni na tro to arze, b ard ziej są tu ja k gdzie ind ziej w y staw ie n i na niebezpieczeństw o.

W P aryżu, tro to a ry pow odują często sce­ ny bardzo zabaw iające dla dostrzegacza któ­ remu się nie spieszy.... Ale kto je s t naglony interesem , o p u szcza tro to ar i nio ma czasu daw ania na to baczności.

K ażdy chce zostać na stronie od domu. Skoro dw ie osoby zejd ą się dostrzegasz chw i­ lę nam ysłu: nie w ied zą k to m a ustąpić. T rz e ­ ba je d n ak aby je d e n p o rzu cił stronę ulu b io ­ ną, gdyż in aczej dw ie godzin na jed n y m po- zostaćby m ożna m iejscu.

C zęstokroć, chcąc grzecznie się pokazać obie osoby ustępują sobie rów nocześnie. W ted y u d e rz ają się nosem je d e n o drugie­ go; chcąc uniknąć takiego sp o tk an ia,

(58)

spieszasz się przeciw n y w ziąść stronę; nie­ szczęściem w sp ó ł z a w o d n ik tak sarno czy ­ ni, i ścieracie się zn ó w tw a rz ą. Czasem trw a to bardzo długo, i nie byłoby p rzy czy n y aby się z ak o ń czy ło , gdyrby je d e n z wras nie zo ­ sta ł sp o k o jn ie , i nie p o w ie d zia ł drugiem u: w ięc przechodź, niech to ra z się skończy.

Są tacy k tó rz y n a dość w ązkim tro to arzę, zab aw iają się ro zm o w ą ze sp o tk an ą osobą, ta k źe przejść ani na p raw o ani tez w łe- w o nie m ożesz, i trz e b a zejść na b ru k z w y ­ staw ieniem się n a trącen ie albo przejecha- nie pojazdem , dla tego że ludziom tym p o ­ doba się na całym tro to a rz ę rozm aw iać.

Skoro się zn ajd ziesz za takiem i osobami, zu p ełn e masz p raw o n astąp ić im na nogi i dać bóksa w plecy póki n ie zro b ią p rz e j­ ścia w olnym .

W id z isz je sz c z e lu d zi k tó rz y m ają n ie­ szczęśliw y zw y czaj n o szen ia lask i lub para- - solu pod pachą, trzym ając je pionow o. Skoro id ziesz p rę d k o , p araso l lub lask a może ci oko w y b ić , a p rzy n ajm n iej zw alać suknię. N ieprzyjem ność ta w ięk szą j e s t na tro to arzę niż na ulicy, gdzie w ięcej j e s t m iejsca do przejścia. Uderz w te d y w la sk ę czy p a ra ­ so l, albo j ą w y trąć tak aby s k ó w k a , ude­ rz y ła w nos tego k tó ry j ą trzym a.

Gdy deszcz paday przejście po trotoarach

bardzo zabawne przedstawia obrazy. Zna­

(59)

51

czna liczba p araso li z b ija się, ściera, sp o ty ­ ka, częstokroć łam ie.... je d e n sw ój podnosi, a ty schylając u d erzasz nim o kapelusz da­ my. N ajszczęśliw si w te d y ci są, k tó rzy nie m ając parasoli, p rzech o d zą m iędzy tym i któ ­ rzy je m ają.

S ąje sz c ze isto ty u p rzy w ilejo w an e dla k tó ­ rych zaw sze je s t n a tro to arz e m iejsce, i p rzed którym i m ęszczy zn i i kobiety, elegan­ ci i m etresy u m y k ają n a w e t ze stro n y domu.

(60)

bienia m ajątku. Ach ! ja k ż e złe m asz p rze­ ko n an ie ty , k tó ry , dla zbogacenia się, sądzisz po trzeb n y m czynić liczne p rzed sięw zięcia, odkrycia k rajo w i sw em u u ż y tec z n e, pły­ nąc do w ielkich In d y j, A m eryki albo K on­ go, odkryw ać kopalnie w G o lk o n d zie, albo zbierać fu tra w p u sty n iach Syberyi. Aby zebrać w Paryżu m ajątek trz e b a tylko m ą­ ki i m a s ła — co łatw o m ieć m ożna i co w ielkich nie w ym aga zakładów ; to je st trz e ­ ba robić placki.

(61)

53

Tak, to nie je s t żartem , w P ary żu m ożna zrobić św ietn y m ajątek i p rę d k o , sp rz ed a ­ ją c placki; trz e b a mieć tylko w ziętość, a raz ją m a ją c ,n ie m a p o trz e b y z b y t tanio je sp rze­ daw ać.

N ie z b y t daw no, bardzo skrom ny piekarz zam ieszk ał p rz y bulw arze Saint-D enis; m a­ gazyn jego nie zm ieściłby trzech osób, dla tego w e w n ą trz nie w chodzono, zostaw ano na dw orze, a często pchano się aby dostać pla- cek; sp rz ed a w ał zaw sze i ciągle; sp rzed aw ał od ran a do p ó łn o ck a, a często dłużej j e ­ szcze. Zaledw ie placki się p o k azały p iek arz je tylko krajał!., krik... krak... ze w szy stk ich stro n w yciągają rę c e, ab y dostać k aw ałek za dw a albo jed en sou.... a placek ro zd an y naty ch m iast m iał n a stę p c ę, gdyż za przeda- niem jed n y ch , podaw ano drugie i piekarz znów j e krajał.... nic w ięcej też nie ro b ił od o tw o rzen ia do zam knięcia sk lep u , dla te ­ go nadano m u przy d o m ek W iecznego k ra ­ ja cz a .

Jegomość ten p rędko zro b ił m ajątek. My- ślanoby że ro d zaj ten placków zginął z nim razem ; bynajm niej zm ieniły tylko pana.

Obecnie na b u lw arze Bonne-NouvelIe, do p iek arza m ieszkającego ze stro n y teatru Gi- m nazyum dążą po placki.

Ze w szy stk ich cy rk u łó w przychodą po placki do p iek arza G im nazyum ; nazw ę tę

Cytaty

Powiązane dokumenty

Z.B.: Centrum Polonistyczne w Drohobyczu jest najważniejszym na Ukrainie ośrod- kiem promocji twórczości Schulza, organizatorem znanego dziś już prawie na całym świecie

Jakkolwiek dziewiętnasto­ wiecznych jej diagnoz - przeważnie krytycznych - jest mnóstwo, to refleksja Brzozowskiego na temat rodziny, na którą składa się zarówno mówienie

The main causes of unnecessary too early and too late deliveries are unnecessary batch ordering, non-agility (i.e. the inability to respond to need changes), and a

This solution consists of engi- neering anisotropic equivalent materials, referred to as artificial dielectric layers (ADLs), and using them to enhance the performance of

Zoals de vraag naar kerosine voor verlichting heeft bijgedra- gen om Rotterdam als oliehaven te ontwikkelen, zo heeft de vraag naar benzine voor de auto geleid tot explosieve groei

Jan Gurba Reaktywowanie studiów archeologicznych na UMCS w Lublinie Rocznik Lubelski 18, 243-245 1975... Puław y-W

So, the state regulation of international economic relations in accordance with Kyrgyzstan’s participation in the regional integration units is complicated by the necessity of a

Bogusława Wawrzykowska.