należyto^ pocztowi opłacono ryczałtem.
S I P P I S W&M9K&
P s i P i w P
l&g&raitW ?s3
. 3 $ I
a ®
m m m m m m . ■ '■
[ • <?-<' ^'fr&'j* ^ in}-*-'-j
P i $ $
ROK III. NR! 20, 27. CZERW CA 1920. CENA N-RU 5 MK.
„SILNY RZĄD“, POKÓJ, FINANSE i t. d. Rys. K. Grusa
Jest rzeczą szczególną, że ile razy rząd polski podnieść;"m a coś cięższego, ze strachu czuje gw ał
to w n ą potrzebę pójścia na stronę.
Popatrzcie! Chociaż Hrabia robociarz Legł*w materacet
Żnatazi się sposób i sporo osób,
By podjąć pracę.
Dość jest watkoni Żylastych d/on/
Próżniaków tłumu.
By tych „ajwajków"
Co prą do strajków Uczyć rozumu.
(P IO S E N K A A K T U A L N A )
Goście szykowni Już w elektrowni
W fabryce gazut
Babrzą się w błocie, By bezrobocie Przerwać od razu.
Ten znosi drągi Na wodociągi Pani idź z szalką /
Niech Szy/inżanka Rąbię polanka Razem z A4es salką.
Dalej gudłaje Myć mi tramwaje!
Węgiel do pieca!
Ty pokręć korbą Ja pójdę z torbą A to c i heca!
Złość pepeesów Oraz hebesów Próżno s/ę ostrzy.
Na wasze strajki' Czerezwyczajki Sposób najprostszy!
'Bury Jan.
BIAŁE MYSZY
(SZKIC E D E - L IR Y C Z N c )
D Z IW Y DOKTORA LERNA
Znacie „Dziwy doktora Lerna". O tóż mędrzec ten skojarzył m iędzy in n y m i: móag w ołu z m otorem sam ochodu i w ytw orzył kom binację, która ry czała, stękała, w ogóle ży ła życiem bydlęcem i skończyła zresztą dosyć m arnie.
Nic ; poprzestał on jednak n a tem, i u rz ąd za ł dalsze dziw actw a.
N aprzykład t a k ie :
W ło ży ł m ózg W ilso n a i paru angielskich ło trzy ków w tra k ta t pokojow y i w ytw orzył wolne m iasto Gdańsk.
Z paru głów ek śledzi, trochę gorzkiej wody i piasku zrobił Polskie M o rz d
W s a d z ił P atk a do slepin^a, uśpił go, k a zał m u g adać różne głupstw a, i zaw iózł go tam , gdzie się mu ani śniło.
Jakiegoś ta m J a n a Brejskiego (?), ó m ało nie z io b ił prem ierem .
M asę zdaw kow ej m onety i guzików od spodni n a p u śc ił do puszek Pożyczki O drodzenia i stw orzył hkcję ofiarności polskiej.
Z p a ru starych zer zm ajstrow ał nowy gabinet.
N akoniec nieu d ała kom b in acja m asow a m ózgów z rudery przy ulicy wiejskiej. C hciał stw orzyć Sejm a m ózg i były zw ietrzałe.
A F O R Y Z M Y .
Lepszy szczerbiec w garści n iż Z ło ta B ram a w Kijowie.
#
Bóg, Ojczyzna. Kabinet, Brejski — jakżesz nisko sta p n iają się szczytne pojęcia
#
Dajcie im podstawę, a puszczą ją na pasek, - pow iedziałby Archim edes, gdyby żył dziś w Polsce
'COymajaczyf K. §rus.
FINANSE ROKU PAŃSKIEGO 1930
Kiedy pan Antoni sprzedał swoją sztuczną szczękę zębów, aby zapłacić podatek klozetowy, pierwszy raz za
świtała w jego mózgu, myśl samobój
stwa.
Usiadł na ławce publicznego pgro- du, za co zapłacił przy kasie niezna
czny podatek publiczno-siedzeniowy i zagłębił się w smutnych refleksjach na temat przyszłości i w rozważaniach co do istnienia życia pozagrobowego.
Z zadumań tych wyrwał go egzeku
tor ogrodowy i zażądał [nieznacznej o- płaty za publiczne zatapianie się w roz
myślaniach, w myśl wydanego nieda
wno ukazu, pana ministra skarbu Grab
skiego.
Pan Antoni był oburzony do głębi tern niesłychanem zdzierstwem i po
zwolił się unieść swemu cholerycznemu temperamentowi, wymuślając od idyo- tów i szantażystów panu ministrowi i egzekutorowi, przez jakich pięć minut.
Egzekutor stał z najobojętniejszą m i
ną w świecie i itylko coś notował.
Już pan skończył? — zapytał ze słodkiem uśmiechem, gdy pan An
toni wyczerpał cały swój repertuar wy
zwisk i wymyślań.
— Tak. Albo co? — spytał pan Antoni.
Za publiczną zniewagę minstra.
zapłaci pan 5 złotych polskich, za o- brazę organu egzekucyjnego 56 złp., za niepotrzebnie prowadzoną rozmowę przez 5 minut z tymże organem 25 złp., nadto podatek od publicznego wypo
wiadania się 9 złp. 50 groszy, i nale- żytość egzekucyjną 5 złp. 23 groszy
— razem 100 złp. 73 groszy.
Pan Antoni siedział oniemiały, z wy- bałuszonemi z przerażenia oczyma.
Każda minuta czekania 5 złp.!
rzekł słodko egzekutor.
Pan Antoni coś charkotał, jak za
rzynany rumak w rzeźni miejskiej, ale widząc, że to nie przelewki, wyjął szybko rodzaj portfelu z kory brzozo-
\vej i siniy z (gniewu wypłac:ł 100 złp.
73 groszy.
Egzekulor wydał pokwitowanie i od
szedł, nucąc coś pod nosem.
— A teraz mogę już swobodnie roz
myślać, kiedy zapłaciłem podatek pu
blicznego zatapiania się w myślach..!
- rzekł pan Antoni, ocierając kroplisty pot z czoła, pokaźnym liściem z dyni.
I myślał. Myślał retrospektywnie, wywołując minione zdarzeń'a na kliszy mózgowej, z dziwną plastyką i wyra
zistością, jakby to było dopiero wczoraj...
Widział się względnie zamożnym właścicielem kamienicy i pokaźnego kapitału markowego, do czasu, od któ
rego pan Grabski objął dyktaturę po
datkową w państwie.
Od tej chwili rozpoczyna się katastro
fa pana Antoniego i jego rodziny.
Podatki domowo-klasowe i docho-
dowó- czynszowe pochłonęły od razu pięcioletni czynsz opłacany przez loka
torów, zaś podatek kominou^y i klatko- wo-schodowy, posag córki pana Anto- go i część kapitaliku, złożonego w banku „Ojczyzna".
W roku 1926-tym, był zmuszony pan Antoni sprzedać połowę swej kamie
nicy, materac, szczotkę do włosów, o- raz portrety, panów Paderewskiego, Dy- mowskiego i Teodorowicza, chcąc o- płacić podatek od swobód konstytucyj
nych, przyspieszonego oddechania i
obiegu krwi. ,
W pierwszej połowie kwietnia 1927 sprzedał pan Antoni do Miejskiej fa
bryki wędlin swego ulubionego pudla i 2-kilowy nowotwór, wycięty jego teściowej przy operacji brzucha, aby opłacić podatek konsumcyjno-spożyw- czy i odchodowo-rozchodowy.
Zapłaciwszy jednorazowy podatek ren owo-p;zymusowy i przymusowo- państwowo - pożyczkowy, znalazł się pan Antoni w niemiłem położeniu lo
katora, w swojej własnej kamienicy, gdyż drugą połowę kamienicy zakupi
ła żona jego dozorcy, której mąż na
desłał z Ameryki całego dolara.
Kryzys i ogólna dewaluacja w roku 1929-tym, zmusiły pana Grabskiego do nałożenia podatków bezpośrednio-do- idatkowych i dodatkowo-pośrednich, — nadto podatku od spania, iskania się, operowania nagniotków, i ślepej kiszki.
Temu ostatniemu podatkowi, za
wdzięcza pan Antoni śmierć swojej żony Agaty, która zeszła z tego świata bez pomocy lekarzy, nie będąc w mo
żności opłacić podatku od niezbędnej dla niej operacji ślepej kiszki.
Podatek luksusowy od czyszczenia zębów i podatek do dodatkowych po
datków gubernialno-na oilowo-demokra tycznych, pochłonęły kompletne urzą
dzenie mieszkania pana Antoniego, składające się z maglownicy, tuby gra
mofonowej, tomu poezji Or-Oia, splu
waczki i ^wieszadła na kapelusze.
Luty, roku 1920-go, to okres najfa
talniejszy w życiu pana Antoniego, gdyż łączy się z datą śmierci jego córki, która ze wstydu, że została wciągniętą na listę podatku starokawa- lerskiego, otruła się przez spożycie większej ilości chleba aprowizacyjnego;
to okres wprowadzenia podatków za piece, za zakitowane okna, za węgiel, kochanie, kibicowanie przy kartach, cie
pło, smoczki dziecięce, pisanie wierszy i krytykowanie obrad sejmowych.
W kwietniu sprzedał pan Antoni o- statni kołnierzyk papierowy, i swoje ciało do anatomii...
, t~ A teraz mamy czerwiec! — my
śli pan Antoni. — Podatek klozetowy...
sztuczna szczęka... Boże... mój Boże!..
— Kupujcie pożyczkę państwową!
wrzeszczą, przebiegający przez o- gród redaktorowie. pism codziennych.
— Umrzeć! — myśli pan Antoni z determinacją straceńca i zrywa się z ławki, aby po chwili znaleść się przed budynkiem Pubiiczntgo Przedsiębior
stwa dla dokonywania samobójstw.
Płaci wysoką taksę pieniądzmi, po
zostałymi mu ze sprzedaży sztucznej szczęki i staje w tłumie cisnących się ludzi, pragnących obwiesić się na au
tentycznym, konopnym sznurze!
Herkulesowej postawy karawaniarz w liberyi, ustawia interesentów w ogon
ku, pokrzykując co chwila: „Po kolei panowie!Stawać w ogonku! Po kolei"!
Ti aort.
NA N O W Y M Ś W IE C IE
— Widzisz pan afisz „Rzeczpospoli
tej" ?
— Widzę.
— Powiedz pan co robi na nim ten chłopek ?
— Co ? trąbi.
Nie. Przypatrz się pan dobrze...
Dmie w trupią główkę.
*
— Panie Cytrynnik powiedz mi pan jakie jest podobieństwo między jazdą na kolei, a naszą polityką zagraniczną?
— Nu ?
— Oboje są bardzo drogie. A jaka jest różnica?
— N u ? . |
Kolej zawsze wiezie nas do jakiejś stacji, — a nasza polityka zagraniczna nie prowadzi do żadnego celu.
*
— Ale pan świetnie wygląda. Musi się panu doskonale powodzić?
— Pewnie.
— A czem pan teraz jesteś ?
— Komunistą.
*
Panie Maedchengift, jak mi pan radzisz ulokować marki ?
— Kup pan papiery u Franaszka.
— Co takiego? Czyje?
Nu, to jest isklep z tapetami.
— Ale jaki to interes.
— Widzi pan ja obliczyłem, że, jak
bym wytapetował pokój półinarkówka- mi, to mi taniej wypadnie, n|iż kupić tapety, u Franaszka. No, więc widzi pan, że papiery Franaszka, to lepszy in
teres niż marki. t
■»mi.
- 3 -
STRUSIA POLITYKA RZĄDU Rys. K. Grusa
W o jna , strejk, głód i pasek a ja c ho w am głowę w piasek.
MYŚLI Z TYGODNIA
Nie martwię się wcale plebiscytem na Górnym Szląsku. Ani cieszyńskim, ani orawskim. Spokojny też jestem o Mazurów i Warmiaków. Potrafię w y
brać: Polska, czy Niemcy? Niepokoi mię natomiast inny plebiscyt, może na
wet ważniejszy, może nawet rozleglej- szy. Plebiscytowi temu poddaje się te
raz robociarjz i chłop polski, który ma wybierać: Polska, czy — Sowdepia ?
*
Spis ludności p o l s k i e j naznaczo
no na wrzesień. Ale właściwie doko
nuje się on już — teraz.
♦
>Trocki zanim został czerwonym ca
rem, grał w szachy w kawiarni wiedeń
skiej. Tak sampi i w cukierniach W ar
szawy siedzi już zapewne i czeka nie
cierpliwy kandydat na herszta polskiej Sowdepii. Nie chciałbym być w jego skórze. Bo przecież najwyżej w kwa
drans po swein wystąpieniu, będzie przyjemniaezek poszarpan w kawałki
przez ludzi dobrej woli. A może lepiej umówmy się, by na nim spróbować ulubionej tortury bolszewickiej: „po- śmiewajki". Wydobywa się gościowi jelita przez pępek. Pawełku Bieżanie naucz się zawczasu tej operacji.
*
Powiem wam bardzo łatwą zagad
kę: Kto to jest?
Dwie sylaby połączone Zgłoską k-i zakończone
W szpic strzyżona czarna bródka, Postać mlfiłą i za Ikrótka,
Krzyczy z wielkiem harmiderem:
„Precz z Piłsudskim, z Belwederem".
Kto to jest? Naturalnie, że T ro ck i, A państwo myśleliście może, że to S t r o ń s k i ? Fe, jakże można!...
*
W pierwszych numerach „Rzeczypo
spolitej" najbardziej podobał mi się ten
„polski Pan Bóg“ , którego Kornel Ma
kuszyński prosi o siłę dla swych fej- letoriów teatralnych, a także podobał mi się figlarny dowcipek Nowaczyń- skiego o Hindenburgu. Powiada No'
waczyński, że Hindenburg, chociaż był t a k ż e wodzem naczelnym, musiał przecież pójść na emeryturę. Ta po
mysłowość i umiejętność pisania mię- jdzy wierszami jest kapitalna! — Dla kompletu wartoby przedrukować w
„Rzeczypospolitej" pewien piękny wier
szyk tego samego autora z listopada 1018 o onuekach.
*
- Kogo Pan woli Witosa czy Duba-
nowicza ? i
A pan co woli ? Karalucha w bar
szczu, czy hemoroidy w bochenku ehle- ba?
Tet/us
OCH TE O M Y Ł K I DRUKU Dowiadujemy się z pewnego źródła, że minister Pasek był tym, któremu zawdzięczamy sprowadzenie mąki ,z iA- meryki.
NAGRO BEK POSŁA Tu śpi on dalej.
— 4 -
NOWE MARKI POCZTOWE
(W SKAZÓW KI D L A FILA TE LIS T Ó W ). Rys K. Grusa
Marka^jubileuszowa kupiectwa'polsklejo.
Marka żatobna Dmowskiego
Maka se.mowa (połowa dawnej wartości'. Marka pamiątkowa wojny^światcwej.
(U góry) Marka strajkowa polskiego proletarjafu (ma kurs wysoki w Moskwie)
(U dołu) Marka plebiscytowa (omijana it-izfjinic w i ’a- ryźu i Londynie).
Marka Pożycz-i Odrodzenia (nie poszukiwana wcale)
K O NK U R Y
Pew nym był serduszka H ali, W ię c ubraw szy czarny frak Do jej ojca prosto w ali
I starem u m ów i tak :
— „Poco długich ceregieli,
Gdy czar spętał dusze dwie, Daj m i rękę panny Heli
A w net dziadkiem zrobię cię“ — A zaś ojciec po namyśle,
M a rs a nie zrzu cając z lic :
— „Drogi p a n ie ! m ó w iąc ściśle Przeciw Tobie niem am n ic" -
— „Jesteś młody, zdrow y, jurny, W każd y m calu dobry zięć, A w ięc dziadek ja poczwórny
Będę, nim lat m inie pięć“ —
— „Lecz gdy mego pozw olenia
Pragniesz szczerze i m asz spryt.
K u p P o ż y c z k ę O d r o d z e n i a I w pierw pokaż na to kwit.lj
-Nys. K. Grusa
Ignis.
Bolszew icka łapk a na motyle
SEMADENIMITA
„Niech na całym świecie wojna“ — u Semadeniego w Warszawie gwarnie i radośnie interesy idą zawrotnym pę
dem. Wynurzają się raz po raz geniusze nowych czasów, gwiazdy „kombinator- skie“ pierwszej wielkości.
Oto w kącie przy stoliku dwu m ło
dzieńców, typu katolicko-żydowskiego zaciekle rozprawia. Podchodzi do nich trzeci. Jakiś papierek oblatuje z ręki do r.ęki. Wreszcie czwarty gość, już zdecydowany semita, zaintrygowany w najwyższym stopniu — podchodzi do stolika.
— Co jest?
— li, co się pan wtrącisz, to za duży objekt dla pana — odpowiedział właściciel papierka.
Dlaczego zaduży? Skąd pan mnie wie, co jest za duży u mnie ?
— Fracht na dwa wagony papieru.
— Ile za odstąpienie tego frachtu?
— Dziesięć tysięcy marek — odpo
wiada właściciel.
— Dam osiem — mówi żyd.
— A ja — woła vis-a-vis właściciela
— dam dziesięć.
— Co pan masz dać dziesięć . — prędko wpada żyd — ja cfcim Jede
naście.
— Ja dwanaście — woła vis-a-vis.
— To macie piętnaście — wtrąca flegmatycznie trzeci gość, który pier
wszy podszedł do stolika.
— Daję — mówi żyd.
Płaci, bierze i siada. Tamci dwaj wychodzą.
Po chwili przystępuje do niego ten trzeci gość i przysiada się.
— Wie pan — mówi — mnie się zdaje, że ten fracht nie prawdziwy.
— Jakto? co to?
— Może sfałszowany?
— Sam pan mówił, że wart 15 tys.
— Wart i więcej, jak prawdziwy.
— Pan przecie zna tego, co go miał.
— Ani mi się śni. Pierwszy raz go widzę. Do widzenia z panem.
I odszedł do innego stolika.
Po chwili cała cukiernia mówi o sfałszowanym frachcie.
Żyd posiadacz, przerażony, łapie pier
wszego, który ,wchodzi do cukierni.
— Kupisz pan fracht na dwa wagony papieru ?
Gość ogląda fracht i mówi.
— Kupię. Ile?
— Szesnaście tysięcy.
— Dam sześć.
— Daj pan dwanaście.
— Siedm ostatnie słowo.
— Bierz pan.
Gość płaci i bierze. Siada u opu
szczonego stolika. Po chwili wchodzą dwaj poprzedni goście, a wreszcie przysiada się „ten trzeci".
Ten trzeci:
— No, ,za ile odsprzedał.
— Za siedm.
— To po dwa tysiące na twarz i fracht zostaje przy nas.
Takie interesy robią czasem u .Se
madeniego na najsprytniejszych semi- tacli nasi semadenimici.
ami.
Z FRONTU
— Słyszałeś, państwo Paskarscy fun-"
dnęli półmiliona na Pożyczkę Odro
dzenia ?
— Zapewne z dedykacją: Podupadłej Ojczyźnie — wdzięczne dzieci.
*
— Nasz front jest jak suknia W ar
szawianki...
_ ??
— Im głębiej posuwa się na półno
cnym odcinku, ten więcej skraca się na południu!
*
Staszek czasem wyczynia w bezradni nudów okopowych wiersze. — Czyta Józkowi, który właśnie wrócił z W ar
szawy, doszczętnie opróżniwszy portfel. (
„Kochana Ojczyzno!
— ..lepiej zacznij D r o g a ojczyzno!
*
Spotykamy chłopa w „rubaszce" z sicdmiopałkową koroną".
— Cóż to za arystokrata ?!
— Głupiś, nie widzisz, że ta ruba
cha wycięta z obrusa stołowego?
*
Pluton wchodzi na miejsce postoju czerwonej armii.
— Świnie Moskale, wyrywa się głos jakiś!
— Nie świnie, tylko świnki morskie, którym Lenin zastrzykuje serum mar- xicum.
* Rtm. N, Dowborczyk:
— Jenerał bił się pod Bobrujskiem, a teraz walczy pod... Strońskim.
— 6 —
ACH, G D Y B Y M M Ó G Ł...
Wiem, kto nas stale chce postponować, Kto ten przebiegły, a chytry wróg, Lecz muszę prawdę pod korcem cho
wać...
Ach, gdybym dzisiaj powiedzieć mógł...
Wiem, kto nas nie chce mieć na kon gresie, Kto w Spaa przed nami zamyka próg, Lecz muszę milczeć, choć serce rwie
się, Ach, gdybym dzisiaj to wyznać mógł...
Wiem, kto z Bolszewią pakty zawiera, Ody grzmi dział polskich potężny huk Taka mnie chętka powiedzieć zbiera, Ach, gdybym prawdę powiedzieć in ó g ł!
Jerzy Gur
M A R K A ID ZIE W G Ó R Ę Minister Grabski ma rację. Marka polska w istocie idzie w górę... jeśli się na nią z pod spodu dmucha.
ZM O D E R N IZ O W A N E P R Z Y S Ł O W IA Kto na ciebie kamieniem, ty na nie
go chlebem miejskim.
Im dalej w las, tem mniej drzew.
(j o ś ć w dom, głód w dom.
Poznać kmiotka po cholewach.
Nie mądry Polak nawet po s:kodz!c.
Czas to pieniądz... zagraniczny. . Lepszy rydz, niż marka polska.
Mar-Maj.
NĄ N O W Y M Ś W IE C IE
— Ta, panie kochany, w gazetach stało, że w Warszawie ceny spadli, a pan żąda więcej niż u nas we Lwo- wi.
Ceny spadły tylko w hurcie.
— A widzi pan ?
— Tak, ale ja jestem detalistą, i muszę naprzód sprzedać wszystko co mam po dawnych cenach.
— A kiedy to będzie.
— Za rok, półtora.
— A ile pan chcesz, za cały sklep?
— Nie dużo, pięć milionków.
— To pan detalista ?! — To niech, pana szlag trafi w pański detal.
*
— Dlaczego Paderewski dopiero te
raz wrócił do Warszawy?
Bo przedtem nie wypadało mu przyjeżdzać pod cudze rządy.
— A cóż się dziś zmieniło w Polsce.
Dziś co innego — dziś ma on swoją, własną . Rzeczpospolitą1'.
zebra/ ami.
CZYTELN ICY „C H W IL I"
Ty, Jakób, ty czytał, A rab i zra
bowali i wybili całą kupę kolonii na
szych w Palestynie?
Jak to nazwać? Antysemityzm?
Kiedy Arabi są sami semity?
Pisma żydowskie podają też arty
kuł propagandy pożyczki państw, pt.
„Co kupić na imieniny ?“
— Wus ist kupicz na ymynyny ? Te Polaki chcą, żeby ja dla ich pożyczki miał szwientegi patrona ?
P R A W D A !
A przecież temu Paderewskiemu wszystko się udaje!
— No, cóż takiego ?
— Bez zachodu został nietylko pre
mierem i prezydentem, ale nawet kró
lem i niepodzielnym panem „Rzeczy
pospolitej".
*
W Polsce, to ws/.yslko wszystkiemu przeciwne: „Naród“ jest za Rzeczypo
spolitą, a „Rzeczpospolita" — za ino- narchją.
BIA ŁY K R Z Y Ż
Słuchaj, jaka jest różnica między Czerwonym, a Białym krzyżem.
Jaka? Ano: Czerwony krzyż jest dla rannych i chorych żołnierzy na froncie, a Biały... białv...
— No!
— Biały... no, dla kogóż mogą być b i a ł e k r z y ż e ? Biały,krzyż jesi dla zdrowych żołnierzy na tyłach.
U PP. K ETT li N H E N DLE R PP. Kettenhendler przybyli do Za
kopanego.
Noldek, popatrz na mapę, ile ma Giewont ?
1000 m !
Jak to dawno wydrukowano? — Pewnie poszło w g ó rę !
PRZEDSIĘBIORSTWO
TECHNICZNO- H A N D L O W E
LWÓW, LW O W SK A 48 dostarcza i kupuje
M A S Z Y N Y
WSZELKIEGO RODZAJU.
) i Li m , ulica Kicia l. 21
p o le c a n a j le p s z e
PERFUM Y, :: ::
y j i ■ ■ i# m MYDŁA, PUDRY,
kremy, artykuły I przybory toaletowe krafouie I zagraniczne.
Wytworne KINOTEATRY we Lwowie
Kopernik: Marysieńka
ul. Kopernika 9 plac Smolki
W Y Ś W IE T L A J Ą
JASNY PROMIEŃ SŁOŃCA
Dramat w 4-ch aktach oraz komedja franc- w 4-ch akt.
TRZY SPOSOBY NA MIŁOŚĆ.
Do wyrobu Dachówek cementowych
p o l e c a m y n a jb a rd zie j u d o s k o n a l o n ą
M a s z y n ę r o l k o w ą pat. „ L a u s z e r a "
Dzienna produkcja do 800 sztuk,
ja k ró w n ie ż w s z e lk ie in n e m a s z y n y i fo r m y d o w y r o b u c e g ie ł, p u s ta k ó w r u r k a n a ło w y c h s ą c z k ó w d o d r e n o w a n ia , s łu p ó w p a r k a n o w y c h i t d.
Fabryka maszyn BRACI HOFFMANN w Łodzi, ul Killli kiego 1 154.
N a ż ą d a n i e w y s y ła się K a t a l o g N r. 2 2 b e z p ła tn ie .
Kupujcie Pożyczkę Odrodzenia!
Doiooiooiooiooiooiooicoiooio-oio-oio oooioaio o$dc»d o$do$d c$dcę^
URZĄDZENIA TRANSPORTOWE
buduje
ZESPÓŁ INŻYNIERÓW
MACHALSKI - VOELPEL - VL ASSICS
S P K A Z O C R . O D P O W .
TELEFON 125. L W Ó W , S Ł O W A C K IE G O L. 14.
)GK>otDaiooK>oiooiDOK)oiooiodo-otoaiooiootoaioGioaioaiDGioi
- DRUKARNIA IGN. JAEGERA
we lwowie, sykstuska 33PIOSENKA WIATRU Rys. Fożankowskiego
J a k przodkowie karabeli
Dobywali niegdyś z ch w a lą
C hcialcym cię w yciągnąć c a łą
Z tw oich szat w iosiennych 1 ieli.
Kierownik literacko-artystyczny i redaktor odpowiedzialny Kazimierz Srus Nakładem wydawnictwa ..Szczutek".
Klihze wykonane w zakł art,-giaf „Unia". Drukiem Ign. Jaegera Lwów. Sykstuska 33