NA FRONCIE PANA RZEPECKIEGO
Byt. K. €ru»«
ai<Ssaip8a^p.- W<A^,;V W
■ S i
. V " , w 1* S ł ' * V
Pan S eyd a: W al pan, panie szucm an, partja nasza i tak już tu nie m a nic do stracenia.
Rys. K Grusa
B olszew ik do anioła pokoju: Nie c h c ia łe ś iść ze m ną do B orysow a a teraz zdaje się, że zaw lok ą nas obu do M oskwy.
ZJAZD LITERATÓW W WARSZAWIE
Co tu wrzasków, co io krzyków?
Zkąd ten rwetes, zamęt, szum?
Wajdelotów i lirników
Ku Warszawie zdąża tłum.
Wszystkie związki, wszystkie stany Płyną, skoro zagrzm iał róg, Siwe pióra weterany
/ szczeniaków kilka sztuk Maharadżę z Dahomeju,
Poławiacze złotych'gwiazd, Wy ciskacze nad - oleju,
Pierwszy w wolnej Polsce zjazd.
Są i ci, co gardzą rymem,
„Zdroju” i „Skamandra” chór, Or-ot ściska się z Tuwimem,
Z Deotymą gada Stur.
Z sodalisem pije cynik Na rodzimej sztuki cześć, A więc zjazdu tego wynik
Musi być brzemienny w tteść.
Za ten zapał i fatygę
Z niczem nie wrócicie ztąd:
Ministerstwo da wam figę, Drugą figę da wam Rząd.
H e n ry k Zbierzęhow ski.
PYTANIA BEZ ODPOWIEDZI Co jest bardziej n ie b e z p ie cz n e : grać*
z szulerami w pokera, czy baw ić się z Czechami w p leb iscy t?
Na czem p o le g a m iło ść ojczyzny u endecyi ?
Co b ard ziej o g łu p ia : p rzy m u so w e
chodzenie przez rok na prem iery r o dzim ych a u to ró w w R ozm aitościach,—
czy czytanie przez rok „Kuryera War-, sz a w sk ie g o " ?
Odzie skończy sw ą k ary erę psycho- patopolityczną prof. Grabski ?
C o zrobił ks. O k o ń z interdyktem ks. biskupa P e lczara?
PEŁNY TYTUŁ
Złośliwi W arszaw ianie p ow iadają, że p e łn a nazwa m inisterstw a p rzem y słu i handlu p o w in n a brzm ieć: ministerstw o p rz e m y słu i handlu N atansonów .
ami.
- 2 -
JAK PODNIEŚĆ WALUTĘ POLSKĄ TYDZIEŃ SENZACJI
( T łu sty m drukiem w polskich dziennikach)
M ów czem w płynąć niezaw odnie Aby m arkę p odn ieić w górę?
Z FRONTU
— Nasz dow ódca, choć „pierw szo- b ry g a d o w ie c " ma ro sy jsk ą o rjen tację..
_ ? ? ? ?
— Bo ciągle pcha Moskali na|
O rient.
#
M ło d y ułan, ścigający już drugi ty dzień bolszewików.
— M ó w iono mi w dom u, g d y m r u szał na fro n t: spojrzyj na w ro g a t w a rzą w twarz. A tu tymczasem tej tw a rzy ani rusz...
*
Rozlepiliśmy „manifest Naczelnego W o d z a " . Nieliczni „ g ra m o tn i" czytają z zapałem , a jeden pyta się nieśm iało
— czy m ó g łb y zobaczyć „ W aszeg o W ielk ieg o K sięcia11...
#
Przednie straże w je ż d ż a ją do ja k ie g o ś miasteczka ukraińskiego. Z dachów pow iew ają... trikolory naszej aliantki.
—■i C o , u d ja b ła tak po francusku tutaj' nastrojone te żydki ?
— P rosta rzecz, przecież to carsko- rosyjski trikolor, który naczalstw o k a zało s w e g o czasu p rzy g o to w a ć na wzięcie Krakowa.
*
Do p ew n ej zapadłej dziury na P o do lu kolejno wkraczali Niemcy, b o lsze
wicy, Petlurow cy, Denikińcy i znowu bolszewicy. Zawsze najważniejszym punktem wejścia b y ł o doszczętne o- b ra b o w y w a n ie sklepów.
W chodzą nasi. „ F a s u ją " bez inten- dantury, ale z wielką oględnością. — W y b u ch a lament.
— O ew ałt, jakieś n ow e porządki ? C zem u oni nie ra b u ją ? C o oni m y ślą strasznego z ro b ić?
P askarzow i spuścić spodnie I rżnąć co się w lezie w skórę.
,
Ignis.*
Rotmistrz G ę b a łło , Dowborczyk, jest w sw ym sosie.
— Panie kochani ńku, bolszewiki wieją tak sromotnie, że w p ro st nie m o g ę n ad ąży ć z m apam i. Co jedną szta- b ó w k ę w y jm ę z futerału, to już kra- snogw ardziejcy są na drugiej...
*
Na front dochodzi wieść o nowej nocie Cziczerina. W ła śn ie g d y s z w a d ro n y nasze w chodzą do Berdyczowa.
— T eraz m o g ą S ow iety ad re so w a ć do nas na B erdyczów .
#
Nasi kosynierzy, recte piechota W. P.
na odpoczynku pościgow ym , oglądają obuw ie.
— Oj, nie starczy skórka na tak ą w y p raw k ę.
*
C zerw ona Armia nig d y się nie c o fa ! rzekł tow. kam andir sowieckiej dywizji i p o d d a ł się Polakom.
*
M ajo r Allforpence, z misji wielko- b rytańskiej przy b y ł do G łó w n e j k w a tery, p rz e g lą d n ą ł tłu m y jeń có w 1 rz e k ł
szy:
— T eraz już nic Indjom nie g r o zi, (m;ożecie robić pokój — odjech ał do W arszaw y.
* Odpoczynek.
— C o tam d e o g e n o w c y m ów ią na naszą w y ry p ę ?
— Że znow u zrobi się z sześć deo - g e n ó w i będzie więcej miejsca do d e kow ania się.
Landru urządza g ło d ó w k ę .
P. Seydzina nie chce się w y p r o w a dzić z p o z n a ń sk ie g o zamku.
Harakiri krakow skiego bandyty.
Pani P etlu ro w a oczekuje p otom stw a.
W itos kupuje kamienicę.
G aby Deslys b y ła Czeszką.
Chiny uznały Polskę.
C arp en tier się ożenił.
ROZKAZ M. S. 0 .
W zy w a się wszystkich członków M. S. O. d o wzięcia udziału w dzi-i siejszej nocnej ob ław ie na paskarzy.
N ależy zabrać z so b ą plecaki.
DOMOWE WYKSZTAŁCENIE
— Czytałem w łaśn ie „Ostanie dni P o m p e ji" — m ów ię w towarzystw ie.
— A na co ona u m a r ł a ? — pyta (mię jedna z panienek' z d o m o w e m w y kształceniem.
Z TEATRU
A rtysta na scen ie: „Matki już nie m am i nie wiem gdzie o jc ie c ? ! "
G ło s z g a le rji: „Siedzi w furdygarni za p a s k a rs tw o " .
NA NOWYM ŚWIECIE
— Pow idz ty mi Pom eranzenduft, z czego ty będziesz teraz ż y ł ?
— Ja teraz ubezpieczam siebie o d ognia i gradu...
— Nu, ale jak ten g r a d będziesz r o b i ł , bo z ogniem to ła tw o p ó j d z i e !
ROZPORZĄDZENIE D. 0 . G.
Ze w zględu, że żołnierze urlopowani, p rz e jeżd żający przez Kraków, p o w y piciu herbaty w tamtejszej H erb aciar
ni Żołnierza Polskiego, jadą d o Rygi, a nie do miejscowości, w yszczególnio
nej na karcie urlopow ej, zam yka się w ym ienioną herbaciarnię, jako czynnik dem oralizujący żołnierza, a ż do o d w o łania.
CIEKAWA
Śpiewam p io se n k ę : „Ksiądz mi za- k a z o w a ł" . Po p a r u zwrotkach, gdzie jest m ow a o całow aniu w rozdziałek (poniedziałek) p o d b r o d ę (we środę) itd. — ś p i e w a m : „Ksiądz mi zakazo- w ał, abym nie c a ło w a ł w popieleć (bom strzelec). Siostrzyczka m ała, k tó ra się piosence z u w a g ą p rz y słu c h iw a ła, pyta m ię :
— Juruś, a która to część ciała, ten popieleć?.
tur.
O TO C H O D Z I R ys.jL . Z aruby
J eszcze trzy strajki a puścim y inteligencję bez portek.
CZY WARTO MIEĆ DOBRE SERCE N o w y m Światem idzie d w u panów . M łodszy prosi starszego o protekcyę , dla kogoś. Starszy odm aw ia. M łodszy apeluje d o je g o d o b re g o serca. N a to starszy w ybucha.
— Czy w a rto mieć dziś dobre serce ? Nie panie. Ja się już na tem raz s p a rzyłem! i teraz na zimne dm ucham . B ę dzie temu z p ó łto ra roku. Przychodzi do imuie d o biura jedna panna, dalsza znajoma, p r o s ić o a w a n s dla s w e g o k u zyna. Elegancka, ład n a dziewczyna.
Bardzo ł a d n a i miła. Panie tego, c z ło wiek nie z kamienia. Z robiłem . 1 co mnie spotkało. Czarna niewdzięczność.
T en kuzyn to się z nią wcale nie p - żenił, a ja m uszę od p ó ł roku płacić alimenta. I miej tu d o b re serce.
ami.
Rys, L. Zaruby
Z s«rji „artykułów wstępnych".
ZBLIŻENIE POLSKO-CHIŃSKIE
P rzechodząc historję Polski i Chin, nie znajdzie n aw et najskropulatniejszy.
badacz najm niejszych śladów historycz
nego kontaktu, m iędzy obu temi p a ń stwami, co w p ły n ę ło też na k rańcow o przeciw ne ukształtow anie się s to su n ków p ra w n o - społecznych w państw ie Latającego Smoka i w p a ń stw ie P o d w aw elskiego Smoka.
Dopiero po ostatnim rozbiorze P o l
ski, kiedy to kraj t. zw. Galicją (o b e c nie M ałopolska) d o sta ł się pod p a n o wanie Austrji, w p ły w Chin, staje się w tej dzielnicy co raz w yraźniejszy i do dziś t. z. chińszczyzna i m anda- rynizm pan u ją tam niepodzielnie, czego nie m o ż n a b y pow iedzieć np. o K on
g resów ce, różniącej się zasadniczo od Chin tem, że ab y w Chinach zostać m andarynem wyższej rangi, trzeba u- kończyć niesłychaną ilość szkół, p o d czas g d y w K ongresów ce wystarcza zupełnie froeblów ka lub inne d o m o w e wykształcenie.
M iędzy m andarynam i chińskimi a galicyjskimi istnieje też p ew n a różnica, a mianowicie ta, że chińscy m a n d a r y ni noszą na g ło w ie warkocze, podczas g d y w M ałopolsce, nie m o żn a by ło w prow adzić tego zwyczaju, z tej p r o stej przyczyny, że nie każdy m a n d a ryn m ałopolski posiada g ło w ę .
N atom iast św iato p o g lą d chiński zy
skuje sobie rację bytu u nas, dzięki temu, że nie przym usza wcale o b y w a teli do myślenia i pozwala pod p o kryw ką chińskiego cerem oniału, naj- przesadniejszych b ło g o s ła w ie ń s tw oraz kom plem entów , być skończonym d r a niem.
Pierwsze historyczne „zetknięcie" się Chin z Polską, notuje kom unikat p o l skiego sztabu g e n e ra ln e g o z 30. k w iet
nia br.
Pod miasteczkiem Malin, weszli n a si chłopcy w „k o n ta k t" z Chińczykami, walczącymi p o stronie bolszewickiej.
Że taki kontakt nie należy do p rz y jemności, z a p e w n e przekonali się p a nowie Chińczycy.
0 ile j ednak zaczerpnęliśm y w ia d o mości z tego odcinku frontu, to dzięki temu zetknięciu się naszych chłopców z Chińczykami, m iały się tam odeg rać więcej jak zabaw ne epizody.
O to C hińczycy uciekając — widziani byli przez naszych zbereźników tylko z... tyłu.
W szerokich, barw nych tunikach i kimonach, z pow iew ający m i na wietrze lśniącymi warkoczami, wyglądali jak stadko pięknych nimf, spłoszonych, przez satyrów na leśnej polanie.
A tu wiosna...
Przez pryzm at wiosenki, kiedy to m ło d a krew g ra i do miłości budzi serca żołnierskie na wojence z a tw a r działe — oczy widzą wszystko w j a s nych mozaikowych kolorach, każda k o bieta staje się nieskończenie piękną, p o w a b n ą i d rogą, że do serca by się każdą tuliło... tuliło... tuliło...
1 chłopcy nasi w p ę d y poszli za stadem uciekających dziewic, którym wiatr w biegu kiecki sprośnie podnosił i warkocze rozw iązyw ał swywolnie...
— A niech-że cię pokręci! —- woła rozczarow any Antek M akolągw a, za
warkocz trzym ając Chińczyka — Taż to chłop, jak się patrzy!...
Całkiem spraw iedliw e ch ło p y ! -r- mówi Józek Gałganik, o g ląd ając aż trzech n a ra z Chińczyków, ze w sz y st
kich stron.
Antek M ak o ląg w a jest kompletnie rozczarowany i zdradza wielką ochotę do lunięcia w g ę b ę p o jm a n e g o C h i ń czyka.
— O, ty psiep aro ! — w o ła z pra-f w dziw em rozgoryczeniem. 1 po kiego dyaska, ja się tak za nim u g a n ia łe m ? ...
Kropnij g o choć w g ę b ę ! — decyduje Józef G ałganik.
— Nie m o ż n a ! C h o ro b a w ie; może to jakiś z misyi koalicyjnej, albo inny misyonarz...
— H a m - h a m - p a - p u ! — w o ła poj-f m ana niby-dziewica chińska.
— A jedz c h o ro b ę ! — o dpow iada, ciągle jeszcze p o iry to w a n y Antek.
Po chwili dob re serce bierze w nimi widocznie g ó r ę i żal m u się robi ż ó ł te go jak w oskow a lalka Chińczyka, bo zwraca się do Józka G a łg a n ik a : „Złap- no jakiegoś szczura na śniadanie dla tej choroby zatraconej... A ż y w o ! “
Raort.
BŁĘDNE KOŁO
W W arszaw ie na zgrom adzeniu b e z robotnych, uchwalili ci ostatni w obec m ałych w sparć rządu, natychm iast...
zastrejkować.
*
P o d o b n o w Krakowie m ają urządzić dzień kwiatka, na doch ó d zniszczonych
dniami kwiatka.
BORYSÓW
O becna ofenzyw a polska jest tylko dow odem , jak Polacy chcą iść na rękę bolszewikom. Rząd so w ietó w niechciał p row adzić ro k o w a ń w Borysowie, p o nieważ leżał on na linji frontu, wobec tego Polacy postarali się, by m iejsco w o ść ta znalazła się daleko poza frontem.
żu r.
LIST Z FRONTU
W zo rem naszych dzienników zdecy
d o w aliśm y się na w ysianie sp e c y a ln e g a k o resp o n d en ta w o jen n eg o . Najm ilsza z naszych pisarek na maszynie, urocza Maniusia L., p o d ję ła się ofiarnie misji tej niebezpiecznej choć pięknej.
O to jej pierw szy l is t: j
Kochana Redakcjo S zczutka!
Im więcej zbliżam się ku frontowi, tem coraz więcej żołnierzy a cywile stoją trochę w tyle i czekają na o - p o n y dla sa m o c h o d ó w i cukier, które to a rty k u ły ma im dostarczyć nasza waleczna armia. S potkałam tam paru znajomych ze Lwowa, którzy zostali niewinnie oskarżeni a po tem zrehabili
towani — i teraz nie m ają z czega Żyć, bo nikt z nimi żadnych interesów, robić nie chce. Ale jeszcze nie tracą nadziei i mówili oni, że sobie łzy w y lane niewinnie sami o b e trą z p r o c e n tem. T ak sam o s tało się i z panem Krzyżanowskim, szefem jakiejś sekcyi, którem u nie po zw o lo n o naw et leczyć biednych rannych bolszewików. W o g ó - le niezadowolenie przeciw ko wojnie rośnie i m ów iono mi już, że jeżeli t e g o rodzaju w ojna m a się ciągnąć d a lej, to niech już lepiej będzie pokój.
Bo cóż z niej w k o ń c u przy jd zie? N a j
więcej sarkają na w o jn ę tutejsi u r z ę dnicy intendantury, którzy są n a jczę
ściej na śmierć niechybną narażeni i to o byleco. O g łu p ie trzy tysiące m arek.
Żołnierz to wie przynajm niej za co umiera, a taki urzędnik to je sobie spokojnie kolacyę za trzy tysiące z p a nienką, a jutro po n o si m ęczeń sk ą śmierć. T o też, jak m o g ą ratują ż y cie i p ro s z ą Boga o rychłe z ak o ń cze
nie stanu w o jen n eg o . Pan re d ak to r d u żo mi o p o w ia d a ł o pończoszkach j e dw abnych i innych rzeczach, które m iały tu być tanio i w du ży ch ilo
ściach. Figa! Były tu już chrzestne matki i co m o g ły w y w io z ły do W a r szaw y a sw oje stare p o z o staw iały po rozmaitych pancerkach. P rzedew szyst- kiem byłam g łu p ią, że p o je c h a ła m - - bo prócz tego w iecznego w tykania ch o rąg iew ek w gabinecie szefa b r y gady, nic więcej nie ma. T y ch p a r ę g ł u pich w arkoczy chińskich, które ze s o b ą przywiozę, nie w arte d o p r a w d y f a tygi ! Piszę to w pancerce. Porucznik macza mi pióro a inny przy g o to w u je
się do ataku. M arya L.
Z p o w o d u nieczytelności listu p r z e
pisał K. Orus,
NASZE MISJE GOSPODARCZE Do p e w n e g o z krajów neutralnych zjechała nasza misya g ospodarcza dla poczynienia zakupów. P o n iew aż szło o zakup płótna, w o rk ó w i kalesonów, rzeczoznawcą b y ł krawiec. Mniejsza o to. T a r g u dobito p rz y p a d k o w o dość korzystnie i uzyskano d o g o d n e w a r u n ki spłaty. Mianowicie, um ów iono się,
że zam iast g o tó w k i sprzed aw cy o trz y m a ją b o n y kred y to w e polskie z p o d pisem ministra i kontrolora p a ń stw a . — Nasi m isjonarze z tryum falnem i m in a mi powrócili do kraju, lecz g d y p rz y szło d o w ystaw ienia bonów , d o w ie dzieli się z przerażeniem , że kontro- lor p a ń s tw a nie m oże b o n ó w p o d p i
sać, bo w Polsce takiego urzędnika nie ma.
ZAGADKA
— Panie H osengryf, co to jest, co jeden nie może, dw a nie m oże a trzeci może ?
— Nu, co ma b y ć ? T o jest p o z w o lenie na w yw óz. Jeden katolik nie m oże teg o dostać, dw a nie m ogą, a trzeci Kohn, to on dostanie.
— W ła śn ie co przeciwnie.
— O p o w iad aj pan to M orgentaua, ale nie mnie.
NA NOWYM ŚWIECIE Na N ow ym Świecie w W arszaw ie w przep ięk n ą p o g o d ę zbliża się do e- leganckiej i przystojnej kobietki jakiś hom o p rim igenius z rodziny nuwori- szów i chcą w sposób „ d o w cip n y " n a wiązać znajom ość — z a g a d u j e :
— Czy nie p o trz e b u je 'p a n i parasola ? A d am a spojrzaw szy i oceniw szy g o ścia :
— Nie, ale sukni jedwabnej.
Rys. K. G rusa
PARTYJNY PRZY ROBOCIE Pocóż cały twój w ysiłek
By piłow ać gałąź w łasną?
Przecież każdy widzi jasno Że za chw ilę stłu czesz tyłek
- 6 -
BOLSZEWIKOM
v l < L * | \
F o r m i s t a : Obraz nam alow any, w tem tylko kłopot, jakby g o 'n a z w a ć
„M artw a natura", ,.M acierzyństwo" czy „Zachód słońca"?
Bolszewik dziś na smyczy, Jak g ło d n y pies skowyczy, C hcąc dolę skończyć marną...
( id y spuścisz g o z łańcucha, T o będzie g ry ź ć psia-jucha, Zam ętu siejąc ziarno!
F ałszyw y Lenin, Trocki, Czy inny drab litwocki, Któż s ło w o m ich uw ierzy ? Imć Trocki, na traktaty My d am y ci — armaty, G ranaty i żołnierzy!!
Jerzy Our.
GENIUS PASKATUS
Są epoki bardziej i mniej sprzyja*
jące p o w sta w a n iu i kwitnięciu g e n iu szów. N a poleońska n. p. obfito w ała w wodzów , renesans włoski w malarzy, nasza epoka zaś w paskarzy. I niy jest to przesadą, że p ew n e zajęcia zaostrzają bystrość um ysłu. Pasek w każdym razie s łu ż y nie tylko do o-, strzenia brzytwy, ale faktycznie u- skrzydla um ysł. D latego pozwoliłem sobie użyć określenia genius pascatus, jako n ag łó w k a do opowieści, która n a stąpi. O p o w ieść to praw d ziw eg o z d a rzenia.
I n c ip ia m :
Do biura han d lo w eg o je d n eg o z p a s karzy wchodzi komornik, b y pod g r o ź bą zafantowania w ym usić na nim z a p ła tę znacznych zo bow iązań p o d a tk o wych.
Paskarz upiera się i mówi, że nie ma pieniędzy.
Komornik widzi jednak o g ro m n ą kasę w ertheim ow ską. ż ą d a otw orzenia jej-
Z ask arż opiera się i temu, t ł u m a cząc, że kasa pusta a klucz do niej zgubiony.
W ów czas złośliw y komornik pieczę
tuje kasę — i wychodzi.
W spólnicy paskarza przerażeni tym incydentem. On sam je dnak przybladł tylko na chwilę, poczem uśm iech ro z jaśn ił mu tw arz obfitą.
Z czego się tu śmiać — mówią, wspólnicy. Co z ro b im y ? Wszystkie p ie niądze w kasie zam knięte!
Rzucają się bezradni i wściekli.
Paskarz przetrzym uje ich trochę. —- Wreszcie z całym spokojem podchodzi
do kasy, zrywa pieczęcie, otwiera drzwiczki i w yjm uje pieniądze.
— C o pan ro b is z !? — to krym inał!
krzyczą wspólnicy. — Pieczęci nie m ożna zrywać.
Oczywiście że tak. Ale jeśli sam kom ornik tę kasę znowu zapieczętuje, to kto pozna, że ja zerw ałem pieczęć ?
— Co pan g łu p s tw a gada. K o m o r
nik będzie p an u drugi raz tę kasę pieczętować.
— No, u mnie nic. Ale w cudzem, innem mieszkaniu.
— J a k t o ?
- Całkiem poprostu. Pan wytoczysz fikcyjną sk arg ę przeciw naszemu d r u giem u wspólnikowi. Do jego m ieszka
nia przeniesie się kasę. On będzie się także opierał ją otw orzyd i komornik mu ją opieczętuje. W te d y kasę p r z y wiezie się z p o w ro te m do mnie — i stanie tu opieczętow ana, jak była przed chwilą.
— A co będzie z tą sk arg ą ?
— Cofniesz ją pan, albo polubow nie um orzysz i nikt się o kasę nie b ę dzie pytał.
— Ale m y wspólniki.
Ciche wsptjlniki. - Kto się w a mi będzie in teresow ał. Grunt, że kasa będzie opieczętowana.
W spólnicy popatrzyli się z p o d z i
wem na s w e g o patrona. A po chwili r z e k li:
Panie, takiego katolika jeszcze nie b y ło na świecie.
— Tak, tak, panow ie — o d p a rł z p ro sto tą p ełn ą jednakże słusznej d u my genialny paskarz —■ niech się ży-, dzi b o ją krym inału. M y boim y się ty l
ko przy m u so w ej pożyczki pań stw o w ej.
Z OFENZYWY
Podczas ostanich walk ofenzyw y b o l
szewickiej, w śró d naszej kompanji w y buchł szrapnel nieprzyjacielski, zabija
jąc na miejscu kaprala a jednem u sze
regow cow i u rw a ł nogę. Ostatni z b ó lu poczyna jęczeć g ło śn o , g d y sańita- rjusz b andażuje mu nogę. Na to jeden z kolegów zwraca się do niego z w y rzutem :
Cichobyś b y ł ! to kapralowi g ło w ę urw ało, a nic nie gada, a ty o głupią' n ogę robisz tyle krzyku!...
MAJOR VIS
— Nu, ja dzisiaj w niosłem podanie do M inisterstw a sp raw wojskowych, żeby mi zwrócili pieniądze za towar, co się zepsuł z p o w o d u zamknięcia r u chu kolejow ego z zagranicą.
Dlaczego ty w n io słeś podanie do Min. w ojny a nie koleji?
Idź ty głupi Icek, w gazetach naw et niemieckich stało napisane, że temu jest winien jakiś vis major.
Niech ten m ajor Wis płaci teraz za wszystko.
NICZEGO JEJ NIE ODMAWIA.
Mój m ężu boli mię ząb, muszę iść do dentysty.
Idź, moja duszko, wiesz że ci żadnej przyjem ności nie odm aw iam .
W SEJMIE
P ew nem u (niestety naszemu) p o słowi podczas jego drzemki w sejmie, przylepił na czole jakiś dow cipniś k a r t
kę o następującej treści:
„Łowienie ryb w tej wodzie w z b ro nione".
Kierownik literacko-artystyczny i redaktor odpowiedzialny Kazim ierz Srus
Klisze wykonane w zakł. a rt-g r a f „Unia". Nakładem wydawnictwa „S zczu tek".
Drukiem Ign. Jaegera Lwów , Sykstuska 33.
— Nie m a pani zam iaru pójścia na front jako sanitarjuszka ?
— A p o cóż? Cała arystokratyczna m łodzież zajęła przecież front dyplom atyczny.
B Ł Ę K I T N A K R E W Rys. R. Reichorow ej