• Nie Znaleziono Wyników

Apostolstwo Chorych, 2016, R. 87, nr 11

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Apostolstwo Chorych, 2016, R. 87, nr 11"

Copied!
52
0
0

Pełen tekst

(1)

L I S T D O O S Ó B C H O R Y C H I N I E P E Ł N O S P R A W N Y C H

NAPROwadzeni

– str. 28

ANSTOCKPHOTO.PL

(2)

ŚWIĘTY ORSZAK

U

roczystość Wszystkich Świętych jest dniem, w którym Kościół daje nam okazję, by uczcić zasługi tych, którzy osiągnęli już wieczne szczęście w Niebie. W świętym orszaku przed obliczem Boga kroczą nie tylko święci znani z imie- nia, ale i wszyscy zbawieni.

Autor nieznany, „Święto Wszystkich Świętych”, XIX wiek, Klasztor św. Pawła, Grecja WWW.FREECHRISTIMAGES.ORG

(3)

Od redaktora

Listopad sprzyja refleksji nad czasem minionym i w szczególny sposób kieruje nasze myśli ku osobom, które odeszły. W Chrystusie zyskuje- my pewność, że rozłąka z tymi, których kochamy jest tylko chwilowa oraz że śmierć została ostatecznie pokonana. W atmosferze tej listo- padowej zadumy zapraszam do lektury bieżącego numeru „Apostol- stwa Chorych”. Tym razem podejmujemy w nim tematykę związaną z metodami leczenia niepłodności i godziwym przekazywaniem życia.

Módlmy się wspólnie, by szeroko komentowane dzisiaj w naszym kraju kwestie dotyczące obrony życia znalazły rozstrzygnięcie zgodne z pra- wem Bożym. Niech nas wszystkich prowadzi Bóg, Dawca życia.

N A S Z A O K Ł A D K A

NAPROwadzeni

Wielu parom, które cierpią z powodu braku potomstwa z pomocą przychodzi naprotechnologia.

4

Z B L I S K A

W obliczu pokusy in vitro

Gdy człowiek próbuje zająć

miejsce Boga, Dawcy życia.

12

N A S I O R Ę D O W N I C Y

Święty od kołysek

Święty Dominik Savio pomaga

parom doczekać się dziecka.

18

P A N O R A M A W I A R Y

Absolutnie cudowny czas!

Podsumowanie kończącego się

Jubileuszu Miłosierdzia.

30

W C Z T E R Y O C Z Y

Pasja życia

O naprotechnologii opowiada

siostra Augustyna Milej.

46

S K A R B H I S T O R I I

Przy arcybiskupim sercu

Wspomnienie o śp. arcybiskupie

Zygmuncie Zimowskim.

41

K A P Ł A N W Ś R Ó D C H O R Y C H

Miłość usuwa przeszkody

Ksiądz biskup Grzegorz Ryś o tym, jak troszczyć się o osoby chore.

KS. WOJCIECH BARTOSZEK

KRAJOWY DUSZPASTERZ APOSTOLSTWA

CHORYCH

(4)

Z B L I S K A

APOSTOLSTWO CHORYCH

4

KS. ANTONI BARTOSZEK DZIEKAN WYDZIAŁU TEOLOGICZNEGO UNIWERSYTETU ŚLĄSKIEGO I KAPELAN W OŚRODKU DLA OSÓB NIEPEŁNOSPRAWNYCH

W RUDZIE ŚLĄSKIEJ-HALEMBIE

In vitro – czym jest?

P

ojęcie in vitro jest słusznie w spo- łeczeństwie kojarzone z techni- kami sztucznej prokreacji. Warto jednak na początku dokonać pewnych rozróżnień. Od technik in vitro, czyli w probówce, należy odróżnić sztucz- ną inseminację, czyli wprowadzenie w sposób sztuczny do organizmu ko- biety męskiego nasienia. Nie jest to zapłodnienie in vitro, gdyż dokonuje

się ono w organizmie kobiety. Już w tym miejscu trzeba podkreślić, że choć nie jest to technika dokonująca zapłodnie- nia w próbówce, to jednak z racji tego, że ma ona charakter sztuczny, nienatu- ralny, jest ona z punktu widzenia etyki chrześcijańskiej oceniana negatywnie.

Jednak jej bardzo wysoka nieskutecz- ność sprawia, że rzadko jest stosowana i dlatego mniej jest obecna w dyskusji społecznej. Zasadnicze techniki in vi- tro zawierają kilka charakterystycznych działań: hormonalna stymulacja prowa- dząca do wytworzenia w organizmie ko- biety większej ilości jajeczek, pobranie komórek jajowych, właściwe sztuczne zapłodnienie, właśnie – in vitro, czy- li w probówce, przy czym może ono

W obliczu

pokusy in vitro

W technikach sztucznej prokreacji ma miejsce nade wszystko wykroczenie przeciw pierwszemu przykazaniu Bożemu, które zakazuje działań próbujących zrównać człowieka z Bogiem.

(5)

5

APOSTOLSTWO CHORYCH

dokonywać się dwojako (albo przez zmieszanie w probówce komórek jajowych z plemni- kami, albo poprzez, dziś coraz częstszy, zabieg ICSI, czyli docytoplazmatyczną iniekcję plemnika) i wreszcie przenie- sienie (transfer) za- rodków do macicy.

Warto zauważyć, że wraz z rozwojem technik biomedycznych wzrasta po- ziom sztuczności działań:

a) przy sztucznej insemi- nacji – w sposób sztuczny wprowadzano nasienie, ale samo zapłodnienie doko- nywało się w środowisku naturalnym, czyli w or- ganizmie kobiety, b) przy zapłodnieniu in vitro przez zmiesza- nie – choć zapłod- nienie to dokonuje się w sztucznym środowisku, to jednak samo po- łączenie plem- nika i komórki jajowej zacho- wuje cechy naturalności, gdyż dokonu- je się samo- istnie, c) przy zapłodnieniu z wykorzysta-

niem zabie- gu ICSI poziom sztuczno- ści działań jest najwyższy, gdyż nawet samo połączenie plemni- ka z jajem dokonuje się z wykorzystaniem technolo- gii. Taka filozofia działań po- dyktowana jest dążeniem do

jak najwyższej skuteczności.

W ocenie etycznej dzia- łań nie wystarczy wskazać

na ich wysoką skutecz- ność. To właśnie wokół

technik sztucznej pro- kreacji trwa w społe- czeństwie ożywiona

debata. Jedni wska- zują na ich niezwy- kłe korzyści, szcze- gólnie dla osób

borykających się z problemem

niepłodności.

Inni wykazują moralną nie-

g o d z i w o ś ć technik in vi- tro. Takie też jest stanowisko Kościoła kato- lickiego, choć

CANSTOCKPHOTO.PL

(6)

Z B L I S K A

APOSTOLSTWO CHORYCH

6

trzeba wyraźnie podkreślić, że sprze- ciw wobec in vitro nie jest Kościołowi zarezerwowany.

Dlaczego moralnie dopuszczalne są na przykład przeszczepy, a zakazane – właśnie in vitro?

Takie pytanie stawia wiele osób.

Dlaczego moralnie nie budzi zastrzeżeń sporo działań medycznych służących zdrowiu człowieka, które zmniejszają ogrom cierpienia, przedłużają życie, podnoszą jego jakość, pozbawiając na przykład bólu? Przy czym nieraz są to techniki mocno ingerujące w strukturę biologiczną człowieka, jak na przykład różnego typu działania transplanta- cyjne. Dlaczego małżonkowie do- świadczający cierpienia bezpłodności nie mogą korzystać z dobrodziejstw współczesnej medycyny, poddając się technikom sztucznej prokreacji?

Sztuczna prokreacja tym różni się od pozostałych działań medycznych, że nie jest techniką wspierającą życie i zdrowie człowieka, lecz działaniem powołującym do istnienia nowe ludzkie życie. Godność człowieka jest tak wiel- ka, że powstanie nowego życia winno być aktem czysto ludzkim, bez użycia jakiejkolwiek techniki. Poczęcie ludz- kiego życia powinno zatem dokonać się w akcie seksualnym realizowanym w małżeństwie, winno być aktem mi- łości, spełnionym w głęboko osobowy sposób. Zwolennicy in vitro mówią nie- raz, że małżonkowie poddając się tej technice czynią to z wielkiej miłości,

z pragnienia posiadania dziecka. Tak, to prawda, ale właśnie wielka miłość małżonków domaga się – w kontekście pragnienia posiadania dziecka – po- dejmowania działań głęboko ludzkich, osobowych, bez zaangażowania tech- niki. Dziecko winno być owocem miło- ści, a nie produktem, efektem procesu technologicznego. W technice in vitro ma bowiem miejsce pełne uzależnienie powstania ludzkiego życia od działań technicznych. Technika i technologia winny służyć człowiekowi, a nie pa- nować całkowicie nad nim.

Ktoś zapyta, czy na przykład w technikach reanimacyjnych nie występuje także całkowite panowanie techniki nad ludzkim życiem? Trzeba tu podkreślić, że techniki te wspierają proces ludzkiego życia, a nie decydują o jego zaistnieniu czy też zakończe- niu. Owszem, gdyby ktoś wykorzystał technikę do świadomego zakończenia czyjegoś życia, to właśnie wówczas to działanie stałoby się niegodziwe, i zostałoby nazwane eutanazją. Po- dobieństwo między techniką in vitro, a eutanazją polega na tym, że o ile w pierwszym przypadku medyczna technologia służy powstaniu ludzkiego życia, o tyle w drugiej sytuacji medy- cyna służy sztucznemu pozbawieniu życia. I dlatego jedno i drugie działanie jest moralnie niegodziwe.

Technika in vitro nie jest faktycz- nie terapią, leczeniem, lecz działaniem zastępującym naturalny proces prokre- acji. Warto zauważyć, że kiedyś mó- wiono o in vitro jako o technice sztucz- nej redukcji. A brało się to z faktu,

(7)

7

APOSTOLSTWO CHORYCH

że techniki te wpierw były stosowane w świecie zwierząt. I właśnie ze świata zwierząt zostały przeniesione na czło- wieka. Dziś miejsca, gdzie dokonuje się sztucznego zapłodnienia, określane są klinikami leczenia niepłodności. Zmia- na nazewnictwa wprowadza w błąd co do natury działań podejmowanych przez lekarzy. Warto zauważyć, że we współczesnym społeczeństwie często zmienia się słownictwo, by ukryć na- turę działań. Na przykład często nie mówi się o zabijaniu dzieci nienarodzo- nych, ale o aborcji, a nawet nie o aborcji (która większości ludzi słusznie kojarzy się w sposób negatywny), lecz o ter- minacji ciąży.

Poczęcie nowego życia techniką in vitro okupione jest bardzo wyso- ką ceną. Nie tylko ceną leczenia, ale nade wszystko życiem embrionów nadliczbowych, które dla podniesienia skuteczności techniki są powoływane do życia, a które są bądź zamrażane, bądź niszczone. Poza tym w technikę in vitro wkomponowane jest myślenie eugeniczne, wyrażające się w przeko- naniu, że tylko genetycznie i biolo- gicznie najlepsze embriony winny być implantowane, czyli przenoszone do organizmu kobiety. Technika in vitro sprawia, że możliwa jest selekcja preim- plantacyjna, pozwalająca na dokonanie wyboru „najlepszych” embrionów oraz na uznanie, że wiele „słabszych” nie jest godnych dalszego życia. Czasem w tym miejscu przywołuje się argu- ment, że przecież w naturze zapłod- nione jajo też nieraz obumiera. Jednak fakt, że zakończenie życia dokonuje

się w sposób naturalny nie oznacza, że człowiek może ten proces imitować w sposób sztuczny. To, że człowiek umiera w sposób naturalny, nie ozna- cza, że człowieka można pozbawiać ży- cia w sposób sztuczny, przez eutanazję.

Mimo wielu starań medycyny dzieci poczęte techniką in vitro, statystycz- nie rzecz biorąc (co potwierdziło wiele badań), narażone są bardziej niż dzieci poczęte naturalnie na pojawienie się wad rozwojowych, czy też chorób.

W tym miejscu należy z naciskiem podkreślić, że zastosowanie moralnie niegodziwej techniki powołania nowe- go życia nie oznacza, że to nowe życie ma mniejszą wartość. Dzieci, które poczęły się techniką in vitro mają tę samą godność, co każde inne dziec- ko. Czasem zarzuca się przeciwnikom tej techniki, że negatywnie oceniając in vitro, stygmatyzują dzieci poczę- te w taki sposób. Nie jest to prawda.

Warto zauważyć, że współżycie przed- małżeńskie z punktu widzenia etyki chrześcijańskiej jest także uznawane za moralnie niewłaściwe, a ocena ta nie oznacza podważenia godności dziecka, które poczęło się przed ślubem.

Które przykazanie jest łamane?

W żadnym miejscu Pisma Świętego nie ma mowy na temat in vitro. Jest to zrozumiałe, gdyż w czasach biblijnych technika ta nie była ludziom znana.

Rodzi się pytanie: przeciw któremu przykazaniu Dekalogu wykraczają działania związane ze sztuczną pro- kreacją? Niektórzy przywołują w tym

(8)

Z B L I S K A

APOSTOLSTWO CHORYCH

8

miejscu przykazanie piąte: „Nie bę- dziesz zabijał” (Wj 20, 13), broniące wartości ludzkiego życia; pokazują, że skutkiem wdrażania procedur in vitro jest śmierć nadliczbowych em- brionów lub ich zamrożenie. To słuszne rozumowanie nie dotyka jednak isto- ty problemu. Gdyby bowiem odkryto technikę in vitro, która nie sprowadza śmierci dodatkowych embrionów, to także wówczas technika ta z natury rzeczy byłaby zła. Na przykład pod- czas wspomnianej na początku techniki sztucznej inseminacji nie giną embrio- ny nadliczbowe, a jednak działanie to ma charakter niegodziwy.

W technikach sztucznej prokreacji ma miejsce nade wszystko wykroczenie prze- ciw pierwszemu przykaza- niu Bożemu, które zakazuje działań próbujących zrównać człowieka z Bogiem. Człowiek podejmując techniki in vitro,

chce tak jak Pan Bóg decydować o za- istnieniu życiu drugiej istoty ludzkiej.

W raju Bóg dał człowiekowi ogród do pielęgnacji (por. Rdz 2, 15) i wezwał ludzi, aby „czynili sobie ziemię pod- daną” (Rdz 1, 28). Wezwał do stałego rozwoju, w tym także do rozwoju me- dycyny. Można powiedzieć, że „prawie”

wszystkie drzewa rajskiego ogrodu są symbolem „prawie” wszystkich dzie- dzin medycyny, które człowiek może i powinien rozwijać. Pozostało jednak jedno drzewo „poznania dobra i zła”

(Rdz 2, 17), z którego człowiekowi nie wolno było zrywać. Drzewo to jest symbolem nieprzekraczalnej granicy

między stworzeniem a Stwórcą. Pró- ba zerwania owocu z tego drzewa jest próbą podejmowania działań, w któ- rych człowiek chce się zrównać z Bo- giem. Należą do nich na pewno cztery typy działań: aborcja i eutanazja, czyli działania pozbawiające drugiego ży- cia, a także antykoncepcja oraz właśnie in vitro, działania będące manipula- cją u samego początku życia. Żadna z tych czterech czynności (w tym także technika in vitro) nie ma charakteru terapeutycznego. Ich symbolem jest to jedno drzewo, z którego człowiek nie powinien spożywać owocu. Moż-

na zatem powiedzieć, że tak jak przesłanie z raju zachęca do szerokiego rozwoju me- dycyny, „prawie” wszystkich jej dziedzin, tak też pokazu- je, że są pewne możliwości medyczne, których człowiek nie powinien ani podejmo- wać ani rozwijać. Do takich współczesnych możliwości medycz- nych na pewno należą techniki sztucz- nej prokreacji.

Wykroczenie przeciw temu pierw- szemu zakazowi z raju jest także wy- kroczeniem przeciw prawu naturalne- mu. To bowiem w dziele stworzenia Bóg ustanowił ludzką naturę i wskazał na granicę między tą właśnie ludzką naturą a naturą samego Boga. Zła- manie tej granicy, próba wtargnię- cia w przestrzeń działania Boga jest równocześnie wykroczeniem przeciw pierwszemu przykazaniu Dekalogu.

Zaś wykraczanie przeciw prawu natu- ralnemu, czyli innymi słowy stawianie

Poczęcie

nowego życia

techniką in vitro

okupione jest

bardzo wysoką

ceną.

(9)

9

APOSTOLSTWO CHORYCH

siebie w miejsce Boga, zawsze obraca się przeciw człowiekowi. Jest to wi- doczne w losie embrionów nadliczbo- wych (zabijanych bądź zamrażanych), a także w wynikach badań nad dziećmi poczętymi z probówki, pokazujących wyższe prawdopodobieństwo występo- wania chorób i różnego rodzaju wad.

Co robić w obliczu bezpłodności?

Bezpłodność w małżeństwie jest wielkim cierpieniem. Kiedy małżonko- wie uświadamiają sobie, że ten problem właśnie ich dotyka, bardzo często rodzi się u nich najpierw niedowierzanie, a potem trauma, smutek, czasem bunt.

Może niejedna para stawia sobie pyta- nia: dlaczego to nas spotyka, czy to kara za jakieś nasze wykroczenia? Rodzi się smutek, żal, pretensja – czasem kie- rowana do siebie samego, czasem do współmałżonka (szczególnie wówczas, gdy przyczyna niepłodności leży naj- prawdopodobniej właśnie po drugiej stronie). Niejednokrotnie rodzi wręcz bunt wobec samego Boga, w którym człowiek próbuje dostrzec przyczynę własnych cierpień.

W obliczu tych wielorakich zmagań rodzi się pytanie o to, co osoba, co para małżeńska, doświadczona bezpłod- nością winna czynić. Przede wszyst- kim człowiek ma prawo korzystać ze wsparcia lekarza i medycyny. Sprzeciw wobec technik sztucznej prokreacji nie oznacza w żaden sposób nakazu ucieczki przed możliwościami współ- czesnej medycyny. Człowiek może poddawać się badaniom medycznym,

może korzystać z porad i konsultacji lekarzy. Może to czynić tak dalece i tak długo, dopóki działania medyczne słu- żą wsparciu procesu prokreacji, a nie zastępują w sposób sztuczny samego aktu poczęcia. Człowiek ma prawo poddać się działaniom wypracowanym przez współczesną naprotechnologię, która stara się na osobę ludzką i jej małżeństwo patrzeć całościowo. Ta nowa dziedzina medycyny zarówno w pojedynczym człowieku, w parze małżeńskiej, a także w samym akcie seksualnym dostrzega wymiar biolo- giczny, psychiczny oraz duchowy. Na- protechnologia nie zastępuje bowiem aktu seksualnego sztucznymi techni- kami, zaś problemu bezpłodności nie sprowadza jedynie do zagadnień biolo- gicznych, czy technicznych. Patrzy na zagadnienie szeroko, zachęcając pary małżeńskie do konkretnych działań nie tylko w obszarze biologii, ale także na polu ludzkiej psychiki i duchowości.

Szukając odpowiedzi na pytanie o właściwą postawę małżonków wo- bec problemu bezpłodności, trzeba powiedzieć wyraźnie, że wspomniana przed chwilą przestrzeń duchowości ma w tym względzie niezwykle istotne znaczenie. Człowiek wierzący odkrywa prawdę, że ostatecznym Dawcą życia jest Bóg, że nowe życie pojawiające się jako owoc miłości małżeńskiej jest przede wszystkim darem samego Boga.

Paradoksalnie prawda ta staje się bar- dziej widoczna w kontekście trudności związanych z poczęciem. W sytuacji bowiem braku takich trudności czło- wiekowi może się złudnie wydawać,

(10)

Z B L I S K A

APOSTOLSTWO CHORYCH

10

że poczęte w małżeństwie nowe życie jest czymś oczywistym, czymś, co się małżonkom w sposób naturalny na- leży. Właśnie w sytuacji, gdy dziecko dłuższy czas się nie pojawia, człowiek dostrzega, że nowe życie nie jest czymś, co automatycznie mu się należy.

Wówczas zatem może rozpocząć modlitwę o dar poczęcia. Małżonkowie mogą i mają prawo zanosić do Boga modlitwy w takiej intencji. Przykładem może być tu biblijna Anna ze Starego Testamentu (por. 1 Sm 1, 10n). Wielu małżonków właśnie tak postępuje: mo- dlą się intensywnie, wytrwale, a nawet natarczywie i nachalnie. I mają prawo do takiej modlitwy, zgodnie ze słowami Pana Jezusa: „Proście, a będzie wam dane” k 11, 9). Pan Jezus pozwala na- wet na natrętną modlitwę, przywo- łując przypowieść o człowieku, który uporczywie prosił swojego przyjaciela o pomoc (por. Łk 11, 5-8). Oczywiście, w każdej modlitwie chrześcijańskiej winno znajdować się to, co Pan Jezus zawarł w modlitwie „Ojcze nasz”, której nauczył swoich uczniów: „bądź wola Twoja”, czyli zgoda na to, co Pan Bóg zaplanował wobec człowieka. Sam Je- zus modląc się w Ogrójcu przed swoją męką, prosił usilnie o oddalenie kie- licha cierpień, których jako człowiek po prostu się bał, jednak równocześnie wypowiadał słowa, w których poddawał się woli Bożej (por. Łk 22, 42).

Wiele par małżeńskich swoje mo- dlitwy zanosi przez wstawiennictwo Matki Bożej z Guadalupe, Patron- ki poczętych dzieci. W tym wzglę- dzie mogę osobiście zaświadczyć,

że zaproponowana przeze mnie jako kapłana modlitwa przez pośrednictwo Matki Bożej z Guadalupe zaowocowa- ła poczęciem dziecka w życiu pewnej pary małżeńskiej, która przez wiele lat starała się o dziecko i była dłuższy czas pod opieką lekarską.

Bezpłodność przestrzenią dla apostolstwa?

Wielką radość przeżywają małżon- kowie, którym po długim czasie starań o dziecko dane jest począć nowe życie.

Jednak tajemnicą pozostają wszystkie te sytuacje, gdy radość poczęcia nie jest dana określonym parom małżeńskim.

Pozostaje cierpienie i ból. Czasem ta- kie osoby mogą uważać swoje życie za przegrane, a małżeństwo za pozba- wione sensu. Niniejszy tekst pojawia się w piśmie „Apostolstwo Chorych”.

Można powiedzieć, że całą duchowość Apostolstwa można odnieść także do małżeństw doświadczających cierpie- nia bezpłodności. Mogą one próbować z pomocą łaski Bożej przyjmować to cierpienie w jedności z krzyżem Jezu- sa, mogą próbować z Jezusem nieść własny krzyż i ofiarować dotykające ich cierpienia w wielu intencjach, na przykład w intencji rodzin, w intencji dzieci odrzuconych przez rodziców, czy też w intencji dzieci zagrożonych zabiciem w wyniku aborcji.

To czysto duchowe apostolstwo może przybierać konkretne zewnętrzne postawy, które mogą stać się czytelnym świadectwem życia chrześcijańskiego.

Warto wskazać tu na dwie postawy. Po pierwsze, chodzi o świadectwo wiary

(11)

11

APOSTOLSTWO CHORYCH

chrześcijańskiej wobec tych lekarzy, którzy parze cierpiącej na bezpłodność proponują technikę in vitro. W tym kontekście spokojny, ale stanowczy sprzeciw małżonków będzie dla le- karza świadectwem, a zarazem przy- pomnieniem, że medycyna nie może przejmować działań samego Boga, że człowiek-lekarz nie może stawiać się na równi z Bogiem. Postawa sprzeciwu małżonków wobec propozycji in vitro staje się świadectwem wiary, staje się po prostu apostolstwem.

Po drugie, życie małżonków do- świadczających bezpłodności może stać się apostolstwem poprzez ich różnorakie zaangażowanie na rzecz życia, czy wychowania. Może to wy- razić się na przykład poprzez podję- cie się zadania adopcji, czy też bycia rodziną zastępczą. Może Bóg dlatego dopuszcza cierpienie bezpłodności w życiu niektórych par, by stworzyć możliwość życia rodzinnego dla dzieci opuszczonych, czy też odrzuconych.

Może na tym polegają tajemnicze plany Opatrzności Bożej. Oczywiście, trzeba w tym miejscu wyraźnie podkreślić, że para małżeńska nie posiadająca dziecka z racji problemów związanych z płod- nością nie jest moralnie zobowiązana do podjęcia zadania adopcji. Pragnie- nie zaangażowania się w adopcję może wypływać tylko z wielkiej potrzeby ser- ca, z wolnej (nie wymuszonej przez nikogo) decyzji. Trzeba tu dodać, że w takiej decyzji zawsze kluczowe winno być dobro dziecka, a nie pragnienie zaspokojenia potrzeby rodzicielstwa czy też własnych ambicji. Kierowanie

się własną potrzebą może kryć wą- tek egoizmu i zapatrzenia się w siebie i może nie służyć dobru dziecka.

Jeśli małżonkowie nie odkrywają w sobie powołania do realizacji zadania adopcji (gdyż na przykład nie czują się na siłach, by sprostać temu wezwa- niu), to mogą podejmować apostolstwo w różnoraki inny sposób, służąc życiu i wychowaniu. Jeden przykład warto tutaj podać. Istnieją bezdzietne pary małżeńskie, które o wiele bardziej niż ma to miejsce przeciętnie w rodzinach, angażują się na rzecz własnych chrze- śniaków, przychodząc z konkretnym wsparciem rodzicom tych dzieci.

W kontekście braku dzieci biolo- gicznych, angażują się na rzecz swo- ich dzieci duchowych. W duchowości chrześcijańskiej chrzest jest ducho- wym rodzeniem, a ci, którzy są blisko tego wydarzenia są w pewnym sensie duchowymi rodzicami. Święty Paweł za swoje duchowe dzieci uważał tych, których ochrzcił. Podobnie mogą od- czuwać rodzice chrzestni. Oczywiście, nie chodzi o to, by zabierali oni chrze- śniaków ich własnym rodzicom, ani też o to, by wyręczali rodziców w ich istotnych obowiązkach, ale o wspar- cie procesu wychowania, szczególnie w wymiarze życia religijnego.

q

(12)

APOSTOLSTWO CHORYCH

12

N A S I O R Ę D O W N I C Y

Święty od kołysek

– Święty Dominik Savio

Kiedy dowiedzieliśmy się o św. Dominiku Savio, prosiliśmy go o wstawiennictwo. Modlitwy przynosiły nam ukojenie i wiarę, że nasze dziecko jest zdrowe. Dzięki nim ciąża nie była już tylko źródłem lęku i niepewności.

M

oja babcia, jak wiele innych babć w tamtych czasach, mia- ła zwyczaj zabierać z sobą na nabożeństwa stary i bardzo gruby modlitewnik. Jego pożółkłe, z tru- dem pozwalające się wertować kart- ki wskazywały, że musiał być bardzo stary, albo… bardzo często używany.

Dziś sądzę, że chyba jedno i drugie. Dla mnie, kilkuletniej wówczas dziewczynki, ten modlitewnik był prawdziwą „księ- gą skarbów”. Co kilka stron ukrywał bowiem piękne – niektóre kolorowe czy zdobione złotem – „święte obrazki”

przedstawiające wizerunki Chrystusa, Maryi lub „zwykłych” ludzi, o których babcia wypowiadała się z wielką czcią,

nazywając ich świętymi. Do tego nie- zwykłego, tak bardzo osobistego „wy- dania” Żywotów Świętych mojej babci pewnego dnia dołączył kolejny obrazek.

Przyjaciel Jezusa i Maryi Pamiętam, że od razu zwróciłam na niego uwagę i to nie z powodu tego, że wyróżniał się świeżością i żywymi kolorami, ale dlatego, że w „księdze skarbów” mojej babci, jako jedyny przedstawiał dziecko – uśmiechniętego, wpatrzonego w niebo chłopca, niewiele starszego ode mnie. Myślę, że właśnie wtedy zrozumiałam, że święty wcale nie musi mieć długiej, siwej brody, ani ukrywać się pod pomarszczoną wiekiem

(13)

13

APOSTOLSTWO CHORYCH

twarzą zakonnicy. Nie pamiętam już czy to ten sam obrazek, czy może tylko podobny do babcinego, na wiele lat za- gościł i w moim pierwszokomunijnym

modlitewniku, a ten chłopiec stał się

„idolem” mojego dzieciństwa. Nieco później dowiedziałam się, że papież Pius XII ogłosił go świętym 12 czerwca 1954

WWW.FREECHRISTIMAGES.ORG

(14)

APOSTOLSTWO CHORYCH

14

N A S I O R Ę D O W N I C Y

roku, a więc niespełna dwa miesiące po moich narodzinach.

Nazywał się Dominik Savio. Urodził się 2 kwietnia 1842 roku w San Giovan- ni di Riva w pobliżu Chieri we Wło- szech jako syn Karola Savio i Brygidy Gajto. Jego ojciec był rzemieślnikiem, a matka krawcową. Od urodzenia był słabowitego zdrowia. Z tego też po- wodu ochrzczono go w dniu narodzin i nadano wymowne imię Dominik, co po łacinie oznacza „przynależny Panu”.

Z tym imieniem doskonale harmonizo- wała atmosfera rodzinnego domu, gdzie Dominik otrzymał staranne wycho- wanie religijne. Ta religijna atmosfera sprzyjała rozwojowi naturalnej poboż- ności i wewnętrznego życia chłopca.

Już po swojej I Komunii, którą – jak na owe czasy – przyjął bardzo wcześnie, bo w wieku 7 lat, w swojej książeczce do nabożeństwa Dominik zapisał kilka radykalnych zobowiązań. Były wśród nich i takie: „Moimi przyjaciółmi będą Jezus i Maryja” oraz „Raczej umrę niż zgrzeszę”. Mając 12 lat został przyjęty przez ks. Jana Bosko do prowadzonego przez niego zakładu wychowawczego dla chłopców; do Oratorium w Val- docco. Wkrótce też stał się „dobrym duchem” tegoż Oratorium. Późniejszy święty wychowawca – ks. Jan Bosko – wprowadzał swoich młodych wycho- wanków na drogę prowadzącą do świę- tości, ucząc ich, że można to osiągnąć poprzez dobre i radosne wypełnianie swoich codziennych obowiązków, po- bożność, czystość i miłość bliźniego, nie rezygnując przy tym z typowej dla młodzieńczego wieku radości życia.

Jego najwdzięczniejszym uczniem, ale także „współpracownikiem”, okazał się właśnie Dominik Savio. Radosny, za- wsze uśmiechnięty i koleżeński łatwo zdobywał przyjaźń i zaufanie nowych wychowanków. Potrafił też z miłością, ale stanowczo upominać i jednać z sobą skłóconych kolegów. W 1856 roku Do- minik Savio wraz z kilkoma przyjaciółmi założył Towarzystwo Niepokalanej, gru- pę chłopców zaangażowanych w mło- dzieńczy apostolat dobrego przykładu.

Założeniem tego Towarzystwa było, aby każdy jego członek zajmował się jed- nym z kolegów sprawiających problemy wychowawcze, pomagając mu w nauce i w pracy nad sobą.

Obdarowany

Dominik posiadał też niezwykłą umiejętność modlitwy i kontemplacji oraz wiele nadprzyrodzonych darów.

Na przykład dzięki Bożemu natchnieniu udało mu się kiedyś na czas przyprowa- dzić kapłana do umierającego człowieka, który dawno temu porzucił wiarę.

Dla Boga i bliźniego Dominik nie bał się podejmować najtrudniejszych wyzwań, w których stawką było życie.

Podczas szalejącej w Turynie epidemii cholery, ryzykując własnym zdrowiem i życiem, wraz z kilkoma kolegami za- ofiarował swoją posługę. Zresztą we wszystko co robił, Dominik angażował się zawsze z siłą i pasją, jakby przeczu- wając, że czas jaki Bóg ofiarował mu na tej ziemi, kończy się.

Wkrótce też okazało się, że chłopiec cierpi na zaawansowaną postać gruźlicy.

Zdecydowano, że w celu podratowania

(15)

15

APOSTOLSTWO CHORYCH

zdrowia będzie musiał opuścić Ora- torium ks. Bosko. Dominik żegnał się ze swoim wychowawcą i przyjaciółmi w taki sposób, jakby przeczuwał, że na tym świecie już nigdy się nie zobaczą.

I rzeczywiście. Umarł 9 marca 1857 roku w Mondonio, mając niespełna 15 lat.

Tasiemka Dominika

Czasem trudno jest mi wyobrazić sobie, że to tego samego, delikatnego, pięknego chłopca o ujmującym uśmie- chu, z nieco ckliwego, „świętego” obraz- ka mojej babci papież Pius XI nazwał małym, a właściwie wielkim gigantem ducha.

Choćby tylko z powodu tego papie- skiego komplementu warto „odświeżyć”

sobie postać i przymioty św. Dominika Savio, tak popularnego od lat pięćdzie- siątych do siedemdziesiątych ubiegłe- go wieku, a jakby nieco zapomnianego w obecnym stuleciu. Może stanie się tak za sprawą pewnego epizodu z jego życia, dzięki któremu św. Dominik Savio poza tym, że jest patronem ministran- tów, dzieci i młodzieży, stał się również orędownikiem małżeństw spodziewa- jących się dziecka, jak i tych, które się o nie starają. Zyskał nawet przydomek

„Świętego od kołysek”. Ta niezwykła

„specjalizacja” młodziutkiego Świętego ma swoje korzenie w pewnym rodzin- nym epizodzie z jego życia.

Pewnego dnia, podczas swojego pobytu w Oratorium poprosił ks. Bo- sko o zgodę na wyjazd do rodzinnego domu, tłumacząc, że jego matka jest ciężko chora, a Matka Boża pragnie ją uleczyć. Ksiądz Bosko wiedział, że

Dominik nie otrzymał ostatnio żadnego listu z domu, ale wiedział również, że jego wychowanek posiada rozmaite, nadprzyrodzone sposoby, by uzyskać podobną informację, dlatego nie sprze- ciwił się jego wyjazdowi.

Rodzice Dominika spodziewali się wówczas narodzin czwartego dziecka.

Niestety, zdrowie pani Savio było w bar- dzo kiepskim stanie. Ponieważ czuwa- jące i posługujące jej kobiety już nic nie mogły dla niej zrobić, ojciec Dominika wybrał się po lekarza. Jakież było jego zdumienie, gdy po drodze spotkał syna, który – jak sądził – przebywa w odda- lonym o 40 km Oratorium. Dominik wyjaśnił ojcu, że musi koniecznie zoba- czyć się z matką, zamiast iść do babci, do której ojciec próbował go wysłać, nie chcąc, by syn oglądał matkę w tak ciężkim stanie. Dominikowi udało się też w końcu pokonać opór czuwają- cych przy matce kobiet, tłumacząc im, że przyjechał właśnie z powodu cięż- kiego stanu, w jakim jest jego mama.

Usiadłszy w końcu na jej łóżku mocno matkę przytulił, pocałował i wyszedł.

Natychmiast po jego wyjściu chora poczuła się zupełnie dobrze a przybyły wkrótce lekarz stwierdził, że wyzdro- wiała. Wówczas jedna z przyjaciółek pani Savio zauważyła na jej szyi tasiem- kę ze złożonym i obszytym kawałkiem materiału. Domyśliły się, że musiał ją założyć Dominik, kiedy tulił się w ramio- nach matki. Po powrocie do Oratorium Dominik z przekonaniem wyznał ks.

Bosko: „Moja mama wyzdrowiała. To sprawiła Matka Boża, którą zawiesiłem na jej szyi”.

(16)

APOSTOLSTWO CHORYCH

16

N A S I O R Ę D O W N I C Y

Teresa, siostra św. Dominika Sa- vio przypomniała, że przed śmiercią jej brat zwrócił się do matki z pewną prośbą. Powiedział: „Pamiętasz mamo, jak przyjechałem, gdy byłaś chora? I jak zawiesiłem na twojej szyi szkaplerz na tasiemce? To dlatego wyzdrowiałaś. Za- chowaj go i użyczaj wszystkim, którzy znajdą się w niebezpieczeństwie, jak ty.

Ponieważ jak ocalił ciebie, ocali też in- nych. Pamiętaj jednak, żeby użyczać go darmo, bez żadnych korzyści dla siebie”.

A jednak cud Myślę, że nie ja jedna głęboko wierzę, iż ci, którzy przed nami osiągnęli Niebo, wstawiają się za nami u Boga w wielu trudnych czy z pozo- ru beznadziejnych sprawach.

O tym, jak bardzo skutecznym orędownikiem jest „Święty od kołysek” niech świadczy kilka świadectw z minionego roku

wybranych spośród dziesiątek czy na- wet setek podobnych, które w swoich archiwach przechowują księża salezjanie.

Aurelia napisała: „Chciałabym po- dzielić się tym, jakich cudów Pan Bóg dokonał w moim życiu. Przez 14 lat mał- żeństwa żyliśmy z diagnozą o niepłod- ności – niepłodność pierwotna – nigdy żadnych szans na dziecko. Adoptowali- śmy więc synka – cud adopcji to temat na osobne świadectwo. Kiedy synek miał 11 lat, niespodziewanie dowiedzieli- śmy się, że jestem w ciąży – dla Boga bowiem nie ma rzeczy niemożliwych.

Ciąża była zagrożona, niepewna, nie było wiadomo czy się utrzyma. Wtedy

wiele osób zaczęło się za nas modlić, a od przyjaciółki mojej mamy, siostry zakonnej, salezjanki s. Anny, dostałam szkaplerz św. Dominika Savio. Codzien- nie odmawiałam modlitwy do Dominika, a w szczególnie trudnych dniach nosiłam szkaplerz. Ciąża przebiegła prawidło- wo, córeczka rozwijała się i dotrwała w moim łonie aż do 38 tygodnia (lekarz mówił o podtrzymaniu ciąży chociaż do 6 miesiąca, tak aby dało się uratować dziecko jako wcześniaka). Przez całą cią- żę praktycznie nie chorowałam, chociaż mąż i syn przechodzili ostre infekcje wirusowe – mnie wszystko omijało. Córeczka przyszła na świat zdrowa, rozwija się za- dziwiająco dobrze. Zawdzię- czam to Bogu, Najświętszej Matce Maryi, św. Dominiko- wi i modlitwom życzliwych nam ludzi. Odtąd Dominik jest z nami zawsze, jak tylko któreś z dzieci choruje, kładę mu szkaplerz pod poduszkę i choroba przechodzi łagodnie. Uciekam się też do św. Dominika, kiedy ciężko mi jest jako matce. Polecam też jego opiece naszego nastoletniego syna i okres dojrzewania przebiega dość łagodnie. Dziękuję Ci św. Dominiku. Módl się za nami”.

Dłoń Boga

Swoim świadectwem wiary w sku- teczność orędownictwa św. Domini- ka Savio podzielili się również mło- dzi małżonkowie Martyna i Tomek:

„Jesteśmy małżeństwem od półtora roku. Od początku pragnęliśmy mieć dzieci. Niestety dwie pierwsze ciąże

Dla Boga

i bliźniego

Dominik nie bał

się podejmować

najtrudniejszych

wyzwań.

(17)

17

APOSTOLSTWO CHORYCH

poroniłam. Cierpieliśmy z mężem z tego powodu. Były chwile, kiedy wątpiłam już, że zostanę mamą, ale powierzyłam wszystko Panu Bogu, oddając Mu swoje pragnienia. Wtedy od pewnej znajomej dostałam szkaplerz św. Dominika Savio i pomyślałam, że Pan Bóg wyciąga do nas pomocną dłoń. Zaczęliśmy modlić się z mężem za wstawiennictwem św.

Dominika o dar potomstwa. Po około miesiącu okazało się, że jestem w sta- nie błogosławionym. Przez całą ciążę kontynuowałam nabożeństwo do tego świętego, odmawiając modlitwę matek oczekujących dziecka i nosząc szkaplerz.

Mimo, że nie zabrakło w czasie ciąży chwil trudnych, lęków i niepewności, wszystko zakończyło się szczęśliwie.

Obecnie jesteśmy rodzicami miesięcznej zdrowej dziewczynki. Dziękujemy Ci św. Dominiku. Chwała Panu!”.

Siła modlitwy i wiary Szczęśliwi rodzice małego Franciszka Dominika – Ania i Adam – dzielą się swoją zażyłością ze „Świętym od ko- łysek” słowami wzruszającego świa- dectwa: „Jesteśmy rodzicami prawie trzyletniego chłopca, który urodził się z poważną wadą anatomiczną. Prze- szedł skomplikowaną operację jako no- worodek i będzie jeszcze operowany.

W zeszłym roku, wczesną wiosną oka- zało się, że spodziewamy się drugiego dziecka, a starszy synek oprócz wady anatomicznej ma też inny zespół choro- bowy. Badanie USG wykazało prawdo- podobieństwo wystąpienia u drugiego dziecka jakiejś wady wrodzonej (miał przezierność karkową 3.1 mm, przy

normie 2,5 mm). Lekarze namawiali nas na kolejne, bardziej szczegółowe badania płodu, tym bardziej, że starszy synek ma wyjątkowo rzadkie wady. Byli sceptyczni i uważali, że trzeba liczyć się z nieprawidłowym rozwojem drugiego dziecka. Kiedy dowiedzieliśmy się o św.

Dominiku Savio, prosiliśmy go o wsta- wiennictwo. Modlitwy przynosiły nam ukojenie i wiarę, że nasze dziecko jest zdrowe. Dzięki nim ciąża nie była już tylko źródłem lęku i niepewności. Drugi synek urodził się o czasie, szybko i bez komplikacji, zupełnie zdrowy. Dostał imiona Franciszek Dominik, ponieważ z wdzięcznością myślimy o św. Domi- niku. Natomiast starszy synek, mimo trudnych rokowań, radzi sobie całkiem dobrze, robi postępy i wciąż zadziwia lekarzy”.

Niech Boże Miłosierdzie towarzyszy wszystkim rodzicom, którzy w drama- tycznych okolicznościach życia swojego lub swoich dzieci z wiarą proszą Boga za wstawiennictwem św. Dominika Sa- vio o dar życia lub upragnione zdrowie.

Niech również wspomaga wysiłki leka- rzy, którzy w godny i etyczny sposób próbują pomagać małżonkom w reali- zacji ich rodzicielskiego powołania.

opracowała: DANUTA DAJMUND

(18)

APOSTOLSTWO CHORYCH

18

P A N O R A M A W I A R Y

Absolutnie

cudowny czas!

DOBROMIŁA SALIK

P

amiętam ten dzień. Wspólnota, której jestem częścią, miała wła- śnie swoje spotkanie, jak co roku w okolicy rocznicy odejścia do nieba Chiary Lubich, które nastąpiło 14 marca 2008 roku. Wspominaliśmy założycielkę Ruchu Focolari, już sługę Bożą, i uczest- niczyliśmy w Eucharystii w intencji wy- niesienia jej na ołtarze.

Przed Mszą świętą poszłam do za- krystii, by powiedzieć kapłanowi o „ko- ścielnym newsie” dotyczącym ogłoszenia Nadzwyczajnego Roku Miłosierdzia; tak jak przypuszczałam jeszcze o nim nie wiedział. Pod koniec Mszy zapowiedział wydarzenie. Stałam się „dobrym posłań- cem” czasu, który miał się rozpocząć

8 grudnia 2015 roku – w Uroczystość Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny – i zakończyć 20 listopa- da 2016 roku (od razu zapamiętałam tę datę, bo to urodziny jednego z naszych synów).

I poczułam w sercu radość. Może dlatego, że w ostatnich miesiącach, szczególnych dla nas z powodu poważ- nej choroby męża, często zaglądaliśmy do „Dzienniczka” s. Faustyny? A może też dlatego, że tak ważny jest dla mnie, od kilku dziesięcioleci, sakrament po- jednania? A może jeszcze dlatego, że współczesny świat przeżywa – by użyć słów Chiary Lubich – „noc kultury”, a na- wet więcej: „noc Boga”, czyli taki czas, w którym woła, często tego nieświado- my: „Boże mój, Boże, czemuś mnie opu- ścił?” (Mt 27, 46) – jak Jezus konający na Kończy się Rok Miłosierdzia. Czy coś istotnego wniósł w nasze życie?

Coś zmienił? Czymś zaskoczył?

(19)

19

APOSTOLSTWO CHORYCH

krzyżu? I woła w jakimś sensie z Nim…

Ostatnio na Twitterze ktoś zamieścił pa- rafrazę słów Benedykta XVI. To krótka definicja owej „nocy”, która może i po- winna stać się światłem dzięki wierze i miłosierdziu: Wierzyć to w nocy świata dotknąć ręki Boga i tak w ciszy słuchać Słowa i dostrzegać Miłość. Ateizm, odej- ście od Dekalogu i w ogóle od wartości, konsumpcjonizm, życie „lekkie, łatwe i przyjemne” czy nawet tylko dążenie do niego… – szczeble prowadzące do oddalania się od Stwórcy i Jego zamysłu wobec każdego człowieka i całej ludz- kości. Z drugiej strony Chrystusowe:

„Gdy zostanę nad ziemię wywyższony,

przyciągnę wszystkich do siebie” (j 12,

32) – ten manifest miłości, a zarazem naj- wspanialsza obietnica i nasza nadzieja…

Kilka lat temu wzięłam udział w pew- nej ankiecie na temat Kościoła. Chodziło m.in. o sugestie dróg ożywienia go, wzro- stu wiary, poruszenia serc. Napisałam wtedy, że moim zdaniem trzeba zacząć od „pracy” nad sakramentem pojednania, nad jego dostępnością i sprawowaniem

„z namaszczeniem”. Pisałam o stałych konfesjonałach – ich roli i potencjale.

Kiedy zobaczyłam podczas Światowych Dni Młodzieży „aleję konfesjonałów”, w których w różnych językach świata kapłani rozdzielali Boże miłosierdzie, wzruszyłam się i przypomniałam sobie to moje dawne (i wciąż żyjące we mnie) pragnienie – by jak najwięcej osób mogło doświadczać Miłosierdzia Boga przez ofiarną posługę kapłanów.

Wywarło też na mnie duże wraże- nie świadectwo Natalii podczas Świa- towych Dni Młodzieży – na czuwaniu w Brzegach. Pomyślałam, że jej spowiedź po latach, która miała miejsce w Łodzi w samą Niedzielę Miłosierdzia, została tak zaplanowana przez Opatrzność nie tylko dla niej samej – dla jej radykalnego nawrócenia, ale i dla tych młodych świa- ta, którzy mogli wysłuchać tej historii w lipcu 2016 roku. Bo czas u Pana Boga się nie liczy, jest „wiecznym teraz”.

To dotyczy każdego

8 grudnia 2015 roku na portalu gosc.

pl Franciszek Kucharczak zamieścił felie- ton zatytułowany „Zaczęło się”. Za zgodą autora przekazuję obszerne fragmenty tego tekstu, bo – jak sądzę – dla wielu

WWW.IUBILAEUMMISERICORDIAE.VA

(20)

APOSTOLSTWO CHORYCH

20

P A N O R A M A W I A R Y

stał się proroczy. Każdy dostał poprzez ten rok szansę, która wciąż jest do wy- korzystania. Pierwsze zdanie felietonu brzmi: „Od dziś będą się działy nad- zwyczajne rzeczy. To dotyczy każdego”.

A dalej jest tak:

„Będą niezliczone tłumy takich, któ- rzy uświadomią sobie, że są wolni od nałogów, depresji, obsesyjnych myśli, natręctw. Wielu ludzi trwale zmieni swój sposób myślenia, wielu zacznie funkcjonować zupełnie inaczej – da- lece lepiej niż do tej pory. (…) Smutni się uśmiechną, słońce zaświeci ponu- rym. Rozpadną się złe związki, zejdą się małżeństwa. Rozbite rodziny się

poskładają, przebaczą sobie skłóceni. Złodzieje oddadzą co ukradli, oszczercy odwołają złe słowa. Wielu, wielu odnajdzie szczęście, o jakim nawet nie ma- rzyło, poznają rzeczywistości duchowe, jakich istnienia na- wet nie przeczuwało. Znajdą

prawdziwie przyjacielską wspólnotę z ludźmi i poznają Kościół, którego nie znali. I rzucą się w ramiona Boga, bo wreszcie zobaczą, że one cały czas były dla nich otwarte.

To wszystko działo się i wcześniej, ale teraz będzie tego więcej, dużo więcej. To pewne. Bo Nadzwyczajny Rok Święty, który się właśnie zaczął, jest darem łaski.

Przypomniał o tym papież Franciszek, otwierając Drzwi Święte. (…) W zwy- kłym czasie też dzieją się cuda łaski, ale w Roku Świętym następuje wzmożenie łaski, coś, co opisywała św. Faustyna sło- wami: «wysilają się wnętrzności Bożego Miłosierdzia».

I to się naprawdę dzieje. To dlatego już dziś wielu czuje duchowe napięcie, radosne oczekiwanie na coś, czego nie rozumieją. Być może dziś wieczorem, a może jutro rano, usłyszą słowa (z radia, z ambony, z ulicy – wszystko jedno), które ich poruszą dużo bardziej niż kie- dykolwiek poruszały ich jakieś słowa.

Może Bóg przemówi do nich uderzają- cym fragmentem z książki, którą czytają, może powali ich na kolana jakiś gest, jakiś napis na ścianie, jakieś hasło na bilbordzie. Różnie będzie, ale zawsze niespodzianie, zawsze z zaskoczenia, bo Bóg jest twórczy i nigdy się nie powtarza – a jednak zawsze chce powie- dzieć: kocham Cię. Zawsze to mówi, ale od dziś, dzięki łasce związanej z decyzją Kościoła, Jego głos będzie lepiej słyszalny.

To jest Rok Święty”.

Bóg nas szuka

Ten rok się kończy. Myślę, że każdy z wierzących w Jezusa mógłby zaświadczyć, jak wielkie jest Miłosierdzie Pana. I więcej – wielu dotąd dalekich od Boga, tak jak sugeruje powyższy tekst, też mogłoby to uczynić. Ci natomiast, którzy jeszcze nie zwrócili się do Stwórcy, bo nie znają Go albo na razie nie chcą znać, zapewne w jakiejś chwili zostaną odnalezieni. Co znaczy: odkryją, że Bóg zawsze ich szukał i kocha jak najlepszy ojciec i najlepsza matka. Po to był ten rok. I po to będzie – tak naprawdę – trwał. Bo przecież u Boga tysiąc lat jest jak jeden dzień, a jeden dzień jak tysiąc lat. I jeden rok – jak wieczność, a zara- zem jak każda chwila!

Jezus – Dobry Pasterz w akcie

Miłosierdzia bierze na plecy

całą ludzkość.

(21)

21

APOSTOLSTWO CHORYCH

Poprosiłam kilka osób różnego sta- nu, młodszych i starszych, o świadectwa na temat tego niezwykłego roku. Oto one. Powiedzmy: „wybrane losowo”.

Widać w nich wyraźnie, że był to czas doświadczania miłosierdzia od Boga i od drugiego człowieka, ale jednocześnie, co pokazuje doskonale pierwsze świa- dectwo, czas okazywania miłosierdzia bliźnim – czyli zapominania o sobie.

Czytając wyznanie Józefa, uświadomi- łam sobie, jak rzadko myślałam o tym roku w tej optyce, bardziej koncentrując się na miłosierdziu otrzymanym niż na potrzebie ofiarowywania go spotykanym ludziom.

Wyjście z „bezpiecznych kolein”

Józef: W Roku Miłosierdzia skoncen- trowałem uwagę na życiu małżeńskim i pracy zawodowej. W jednym i dru- gim środowisku spotykam Drugiego.

W małżeństwie – żonę, to oczywiste.

Znaną od wielu, wielu lat. W miejscu pracy ludzi, których zachowania i re- akcje potrafię przewidzieć z zamknię- tymi oczyma. Największą przeszkodą przy wprowadzeniu zmian były moje przyzwyczajenia, rutyna, odruchowe poruszanie się w „bezpiecznych, sta- rych koleinach”. Cóż, mam wrażenie, że w małżeństwie często udawało się

„znosić” wady żony. Do „znoszenia siebie nawzajem” zachęcał św. Paweł w Liście do młodej wspólnoty chrześcijańskiej.

Przyznaję jednak, że nie było to łatwe.

Natomiast w pracy wiele razy starałem się okazywać sympatię innym jako pierw- szy – bezinteresownie. Były to drobne,

serdeczne gesty w zwykłych sprawach.

Doświadczałem wzajemności i czegoś w rodzaju rozjaśnienia klimatu wzajem- nej relacji.

Dodaje mi odwagi

Barbara: Na szczęście Rok Miłosier- dzia jeszcze się nie skończył. Przyniósł mi przede wszystkim nadzieję na po- zytywne rozwiązanie wielu spraw oso- bistych, rodzinnych. Dodaje mi odwagi w codziennym życiu.

Nie traćmy dłużej czasu Roksana: Rok Miłosierdzia to dla mnie przypomnienie o nieprzemijającej nadziei i Miłości Boga wobec każdego człowieka. W dzisiejszych czasach, które kojarzą mi się z „wyścigiem szczurów”, tak często zdarza nam się zapominać o tym, co najważniejsze, o tym, do czego zmierzamy, o tym, czego tak napraw- dę pragniemy. Myślę, że prawdziwym pragnieniem każdego człowieka jest życie w zgodzie z własnym sumieniem i odczuwanie Bożej obecności, blisko- ści i przebaczenia. W moim odczuciu codzienność przestaje być „szara”, jeśli czuję Bożą Miłość, która nadaje kształt mojemu życiu. Rok Miłosierdzia zwraca uwagę na to, że Bóg zawsze na nas cze- ka, niezależnie od tego, jak bardzo się pogubiliśmy, ile błędów popełniliśmy.

Bóg jest nam gotów zawsze przebaczyć, jeśli tylko szczerze żałujemy. Nie traćmy dłużej czasu. Pozwólmy Bogu działać, a sobie – być szczęśliwymi ludźmi.

Rok Miłosierdzia oznacza dla mnie także zostawienie za sobą przeszło- ści, niezależnie od tego, co się kiedyś

(22)

APOSTOLSTWO CHORYCH

22

P A N O R A M A W I A R Y

wydarzyło, i rozpoczęcie drogi życia od nowa. Z Bogiem. Z Nim wszystko jest możliwe.

Bóg pozwolił mi być świadkiem cudu

X. O: Drewniany kościółek „na końcu świata”. Czerwiec, trwa właśnie nabożeń- stwo. Siadam w konfesjonale. Słucham śpiewu, modlitwy z prośbą o nawrócenie grzeszników. W tym momencie wcho- dzi człowiek, który nie pasuje do oto- czenia. On jest „nowoczesny”... Klęka, modli się. Nie znam go. Nie znam jego historii. Nie wiem, jak dalej potoczyło się jego życie. Wiem, że Bóg pozwolił mi być świadkiem cudu. Ten człowiek wraca do „domu rodzicielskiego”, aby nie zginąć „z nędzy i głodu”, a ja mogę w tym uczestniczyć.

Bądź miłosierna…

dla siebie

Jolanta: Rok Miłosierdzia jest dla mnie szczególnym czasem. Jest to rok bardzo trudny dla nas, gdyż przeżywa- my w naszej wielodzietnej rodzinie ja- kiś wielki upadek finansowy, wpadliśmy w spiralę zadłużenia i nie potrafimy się z niej wyratować. Ograniczamy, co się da, staramy się panować nad sytuacją jak tylko się da i oczywiście pracujemy ile się da. Ponieważ nie jest to sytuacja nagła, gdyż od dawna narastała, wielokrotnie i na różne sposoby zwracaliśmy się do Boga o ratunek i mieliśmy poczucie opuszczenia, a nasza nadzieja tliła się, wisiała na włosku. Było wiele frustracji i poczucie zawiedzenia. Jak to? Nasz Bóg, który ma wszystko i jest naszym Tatą,

nie biegnie nam z pomocą? W tym Roku jednak jest zupełnie inaczej. Mimo bra- ku rozwiązania sytuacji, paradoksalnie przeżywamy wysyp łask Bożych i rozkwit nadziei na Opatrzność Bożą, pewność opieki Bożej jak nigdy dotąd. To wielki dar Boży. Nigdy w życiu nie czułam się tak kochana przez Boga, jak teraz. Nie panikuję, nie poddaję się strachowi, tyl- ko z całego serca, mówię: „Jezu, ufam Tobie” – i naprawdę Mu ufam! Jednak ta ufność nie jest moją wypracowaną umiejętnością, efektem godzin modlitw, nie mam w niej zasługi – to czysta ła- ska Boża, dar! Podskórnie czuję, że to dar wynikający z Roku Miłosierdzia, ze strumienia łask, które na świat w tym Roku spływają. I to, co powiem, zabrzmi może dziwnie, ale o wiele bardziej tego potrzebowałam aniżeli rozwiązania fi- nansowego, a ufam, że i ono nadejdzie.

W tym Roku przeżyłam też zaska- kującą spowiedź, która bardzo wiele zmieniła w moim życiu. Po wyznaniu moich grzechów, które w dużej mierze dotyczyły braków miłości bliźniego, usły- szałam od księdza, że większość z nich wynika z tego, iż nie jestem miłosierna dla siebie. Dla siebie? Tak, jakże mam wysokie wymagania, małą wyrozumia- łość dla słabości, duży stopień osądza- nia się i krytycyzmu, z niewielu rzeczy jestem tak do końca zadowolona. Bóg mnie wzywa, żebym była miłosierna dla siebie, zwłaszcza w tym Roku Mi- łosierdzia; żebym w każdym „Ojcze nasz”

w słowach: „i odpuść nam nasze winy jako i my odpuszczamy naszym winowaj- com” uwzględniła też samą siebie. Wtedy będę w stanie być bardziej miłosierna

(23)

23

APOSTOLSTWO CHORYCH

dla innych. Bardzo to zmieniło moje odniesienia do bliźnich. Okazało się to bardzo dziwną (bo sama z siebie nigdy bym tego nie wymyśliła, gdyż wydawało- by mi się to tak samolubne!) i otwierającą na Miłosierdzie Boże drogą.

To jest absolutnie cudowny Rok!

Cudowny, bo tak obfitujący w cuda, te widoczne i te niewidoczne dla oczu.

Poczułam w sercu

Na koniec i moje małe świadectwo.

Również związane ze spowiedzią. Od młodości – czasu dojrzałej wiary – po- trzebowałam częstej spowiedzi i stara- łam się o nią dbać. Z czasem stwierdzi- łam, że wierność temu sakramentowi jest łatwiejsza dzięki posłudze stałego spowiednika. Pierwsi pojawili się ja- koś naturalnie i naturalnie odchodzili (bo, na przykład, byli wikarymi w pa- rafii). Później przyszedł czas modlitwy o spowiednika. Za każdym razem była to modlitwa wysłuchana – chociaż cza- sem „trochę” to trwało. W tym roku,

Roku Miłosierdzia, towarzyszył mi mą- dry i pobożny kapłan (jak podkreślała św. Teresa z Avila – mądrość jest nawet w tym przypadku ważniejsza; oczywi- ście ta „Boża mądrość”). Jednak latem, z powodu zmian w diecezji, straciłam mojego księdza. Przyznam, że po ostat- niej spowiedzi popłynęła łza, której się nie wstydziłam. Ale też od razu – mo- dlitwa: o nowego kapłana, który będzie mi pomagał w drodze do Boga i z Nim, w codzienności takiej, jaka jest. I stała się rzecz dla mnie zadziwiająca: dostałam go w niespełna tydzień! Usłyszałam homilię – nieznajomego i bardzo młodego księ- dza – i poczułam w sercu, że to on. Mąż potwierdził intuicję; później poradziłam się jeszcze dwóch doświadczonych kapła- nów – czy ja, osoba niemłoda już, mogę zaufać… neoprezbiterowi! „Tak” z ich strony upewniło mnie, że tego chce dla mnie Jezus; jeszcze nie bardzo rozumiem dlaczego, ale przyjmuję „w ciemno”. Na postawione wprost pytanie odważny młody ksiądz odpowiedział: „Zgadzam się”. I moja droga się nie skomplikowała, ale raczej upraszcza – bo Pan Bóg jest nie tylko miłosierny, ale i bardzo prosty.

I to w Nim jest niesamowite. Pochyla się nad naszymi oczekiwaniami, tęsknotami, wysiłkami i z czułą miłością prowadzi za rękę – nie narzucając tempa, ale i nie pozwalając zbytnio zwalniać. Zawsze wpatrzony w drogę, którą jest On sam.

Miłosierdzie to imię Boga

Ogłaszając Rok Miłosierdzia, papież Franciszek pragnął, by był on przeżywany zarówno w Rzymie, jak i w Kościołach

WWW.PARAFIA.WINOW.PL

(24)

APOSTOLSTWO CHORYCH

24

P A N O R A M A W I A R Y

lokalnych. Po raz pierwszy w histo- rii jubileuszów Drzwi Święte – Bra- my Miłosierdzia – otwarto w każdej diecezji, a zwłaszcza w katedrach lub w innych znaczących kościołach czy też sanktuariach.

Synteza Roku Miłosierdzia – to jego logo i motto: „Miłosierni jak Ojciec”

k 6, 36). Logo jest dziełem jezuity o.

Marko Ivana Rupnika. Przywołał on

„bardzo cenny dla Kościoła starożytnego wizerunek Syna, który bierze na plecy zagubionego człowieka”; Dobrego Paste- rza, który „dotyka ciało człowieka aż do głębi, czyniąc to z taką miłością, która przemienia życie (...). Dobry Pasterz, w akcie całkowitego miłosierdzia, bierze na plecy ludzkość, ale Jego wzrok łączy się ze wzrokiem człowieka. Chrystus widzi oczami Adama, a Adam oczami Chrystusa. Każda osoba, kontemplując w Jego wzroku miłość Ojca, odkrywa w Chrystusie nowego Adama, a także swoje własne człowieczeństwo oraz przyszłość, która ją oczekuje” (za: www.

iubilaeummisericordiae.va).

Ojciec Święty – „dobry pasterz” – swój osobisty Jubileuszowy Rok prze- żywał m.in. poprzez „piątki miłosier- dzia”, podczas których pragnął dać doświadczyć czułości Boga ludziom odrzuconym i zapomnianym. W ra- mach „piątków” odwiedził jadłodaj- nię dla ubogich, centrum wsparcia dla narkomanów, ośrodek dla uchodźców, a także wspólnotę niosącą pomoc księ- żom przeżywającym trudności oraz dom dla duchownych w podeszłym wieku.

Nikt nie jest wyłączony z posłu- gi miłosierdzia. Każdy powinien go

doświadczać, by móc nieść je dalej w świat. A jest ono tajemnicą najwięk- szą i najwspanialszą. Tak określiła ją św. siostra Faustyna: „Kiedy nam od- słonisz tajemnicę swego Miłosierdzia, wieczności będzie za mało, aby Ci za to należycie podziękować („Dzienni- czek”, 1122).

Papież Franciszek napisał w bulli ustanawiającej nadzwyczajny Jubile- usz Miłosierdzia Misericordiae Vultus:

„W tym Roku Jubileuszowym niech Kościół stanie się echem Słowa Boga, które brzmi mocno i przekonująco jako słowo i jako gest przebaczenia, wsparcia, pomocy, miłości. Niech się nie zmęczy nigdy ofiarowaniem miłosierdzia i niech będzie zawsze cierpliwy w umacnianiu i przebaczaniu. Kościół niech się stanie głosem każdego mężczyzny i każdej ko- biety, niech powtarza z ufnością i bez ustanku: «Wspomnij na miłosierdzie Twe, Panie, na łaski Twoje, co trwają od wieków»” (Ps 25, 6) (MV 25).

Nie zmęcz się Kościele. Nie zmęcz- my się my – młodzi i starsi, zdrowi i chorzy święci i nieświęci… Pamię- tajmy, że Miłosierdzie to imię naszego Boga.

q

(25)

25

APOSTOLSTWO CHORYCH

Ufając Bożym planom

MAŁŻONKOWIE B&G

N

asze spotkanie z naprotechnolo- gią zaczęło się około 5 lat temu, gdy jako małżeństwo z dwulet- nim stażem zapragnęliśmy mieć potom- stwo. Nie nastawiałam się, że od razu wszystko będzie tak jak tego chcemy, ale gdy po roku starań o dziecko nic się nie wydarzyło, zaczęliśmy szukać przyczyny.

Gdzie tkwi przyczyna?

Niestety nie od razu trafiliśmy we właściwe ręce. W jednej z prywatnych klinik, która reklamuje się jako „klinika leczenia niepłodności” zostałam skie- rowana na laparoskopię diagnostyczną, a mąż na badanie nasienia. Mamy bar- dzo złe wspomnienia z tego czasu… Na pierwszej wizycie, gdy pokazałam moje karty obserwacyjne, lekarz spojrzał na mnie jak na kosmitkę – chyba w ogóle

nie wiedział o co w nich chodzi, bo szybko je schował. Następnie wykonano zabieg laparoskopii, po którym okazało się, że mam endometriozę z którą moż- na było „zawalczyć” już podczas tego zabiegu, ale nikt nie usunął zmienionych chorobowo ognisk. Widocznie łatwiej było na wypisie napisać: niepłodność II stopnia, a w zaleceniach: in vitro. Dzięki Bogu nie doszło do tego; ani mnie ani mężowi nie mieściło się to w głowie.

Zaczęliśmy więc szukać dalej.

Pewnego dnia dostałam od mojej mamy kontakt do dra Adama Kuźnika, do Skoczowa. Pierwsza wizyta trwa- ła 3,5 godziny, ale po raz pierwszy od długiego czasu byliśmy pełni nadziei, a przede wszystkim spokojni, że tym razem trafiliśmy we właściwe miejsce.

Pan doktor jest niesamowicie ciepłym człowiekiem a jednocześnie wybitnym fachowcem. Najbardziej zaskoczył nas fakt, iż naprotechnologia bada przyczyny niepłodności na podstawie W momencie kiedy odpuściliśmy i powiedzieliśmy Bogu: „dobrze przyjmujemy wszystko i niech się stanie wola Twoja, Panie”, zostaliśmy szczęśliwymi rodzicami.

(26)

APOSTOLSTWO CHORYCH

26

P A N O R A M A W I A R Y

obserwacji całego organizmu obu mał- żonków. Nie są brane pod uwagę tyl- ko układy rodne i to nam się wydało bardzo logiczne. Po raz pierwszy ktoś zapytał mnie o choroby współistniejące.

Okazało się, że neutropenia z leukope- nią – czyli schorzenie hematologiczne, które u mnie zdiagnozowano parę lat wcześniej, również może mieć ścisły związek z poczęciem ponieważ leu- kocyty przyczyniają się do tworzenia pęcherzyków owulacyjnych. Nigdy wcześniej, ani ja ani żaden lekarz o tym

nie pomyśleliśmy. Ale to był dopiero początek naszej drogi.

Później wstawałam o 4.00, żeby na 7.00 rano być w Skoczowie, dokąd mieliśmy ok. 130 km i jeszcze zdążyć wrócić przed pracą. Wizyty musiały od- bywać się w konkretnych dniach cyklu więc czasami takie wizyty w miesiącu były 3 lub 4. Sprawy nie ułatwiało nam rozstanie, gdyż mąż w tym czasie pra- cował w Austrii. Równolegle z wizytami w Skoczowie uczyłam się obserwacji cyklu metodą Creightona na Skype

ARCHIWUM PRYWATNE

(27)

27

APOSTOLSTWO CHORYCH

ze świetną instruktorką z Milówki – Katarzyną Morzy. Na początku nie było łatwo pozbyć się starych nawy- ków, a metoda wymagała sumienno- ści i systematyczności. Ale jest bardzo czytelna, przejrzysta i każdy lekarz na- protechnolog od razu widzi cały cykl jasno i klarownie.

Teraz trzeba czekać

Najgorsze były jednak diagnozy. Za każdym razem jadąc na wizytę, byliśmy pełni nadziei, że w końcu znaleźliśmy przyczynę, że zastosowana terapia dzia- ła. Jednak za każdym razem czekało nas ogromne rozczarowanie. Docho- dziły kolejne rozpoznania, powtarzał się schemat leczenia i... przepłakane noce. Zaczęto podawać mi luteinę w bardzo dużych dawkach ponieważ okazało się, że mam niedomogę luteal- ną. Testy pokarmowe wykazały także, że jestem uczulona na gluten i kilka innych pokarmów. Rozpoczęłam więc ścisłą dietę bezglutenową. Doszedł również niedobór witaminy D3 i hi- perprolaktynemia. Podczas kolejnych badań, w obrazie USG uwidoczniły się pęcherzyki, które niestety nie pę- kały samoistnie, więc musiałam brać zastrzyki z progesteronu. Co miesiąc trzeba było wykonywać całą masę ba- dań laboratoryjnych, a po zapasy leków czasami jeździć za granicę, gdyż u nas były niedostępne. W końcu pojawiły się duże torbiele endometrialne i trzeba było wykonać operację jajników.

Zostałam skierowana do Pysko- wic, do dra Przemysława Binkiewicza.

I kolejny raz w tak ciężkiej sytuacji Pan Bóg postawił na naszej drodze anioła w postaci lekarza. Pan doktor niesa- mowicie ciepło nas przyjął, wykonał fachowo zabieg i dodał ogromnej otuchy i nadziei. Po zabiegu, rekonwalescencji i wizycie kontrolnej lekarze zgodnie po- wiedzieli, że teraz trzeba tylko czekać.

Najlepszy plan

I tak po czterech latach starań, w momencie naszego życia w którym się nie spodziewaliśmy, otrzymaliśmy od Boga najpiękniejszy prezent w postaci małego ziarenka w obrazie USG, które teraz jest już 10-kilogramowym, 8-mie- sięcznym „słodziakiem”. Chcielibyśmy powiedzieć wszystkim, którzy starają się o potomstwo, że dobrze rozumiemy ich sytuację. Wiemy jak jest ciężko, ile potrzeba na to czasu, siły, cierpliwości i niestety pieniędzy, ale najważniejsza jest wiara. W momencie kiedy odpu- ściliśmy i powiedzieliśmy Bogu: „do- brze przyjmujemy wszystko i niech się stanie wola Twoja, Panie”, zostaliśmy szczęśliwymi rodzicami. Z perspekty- wy czasu widzimy, jak te trudne chwile zbliżyły nas do siebie i jak wiele pokory nas nauczyły. Wystarczyło „tylko” za- ufać, że dla każdego z nas Pan Bóg ma najlepszy plan, lepszy niż każdy z nas może sobie wymarzyć i tylko dla Boga nie ma nic niemożliwego.

q

(28)

APOSTOLSTWO CHORYCH

28

P A N O R A M A W I A R Y

NAPROwadzeni

Naprotechnologia stała się dla nas „stylem życia”.

MAŁŻONKOWIE JOANNA I PAWEŁ

C

hcielibyśmy w tym miejscu po- dzielić się naszą radością, ale przede wszystkim podziękować tak wielu osobom za modlitwę, której nigdy nie brakowało, szczególnie w tych trudnych dla nas chwilach.

W sierpniu br. przyszedł na świat nasz synek – Szymon (z hebr. „Bóg wysłuchał”). Z racji faktu, że ciąża od samego początku była zagrożona, obo- wiązkowe okazało się leżenie, trochę w domu, „chwilę” w szpitalu… Jednak dzięki Bogu i modlitwie tak wielu osób, udało nam się dotrwać do szczęśliwego rozwiązania!

Bóg znalazł rozwiązanie Nasza historia z naprotechnologią zaczęła się po stracie (poronieniu) nasze- go pierwszego dziecka, na które tak bar- dzo czekaliśmy, kiedy od razu w szpitalu zostaliśmy potraktowani dość chłodno, z wyczuwalną obojętnością oraz skwi- towaniem całej sytuacji: „że poronienie to nic takiego, to się zdarza, widocznie

natura tak zadecydowała, a martwić mo- żemy się dopiero za trzecim, czwartym razem”. Nawet usłyszałam od jednego z lekarzy: „po co się martwić na zapas, zawsze jest przecież in vitro”.

Wzięliśmy sprawy w swoje ręce, a właściwie Pan Bóg nimi kierował.

Cały czas czuliśmy się przez Niego prowadzeni. Można by powiedzieć, że NAPROwadzeni. On jak zwykle znalazł rozwiązanie.

Najpierw z instruktorem, później z lekarzem zaczęliśmy obserwację meto- dami wykorzystywanymi w naprotech- nologii. W okresie starania o dziecko z pewnością bardzo ważna była fachowa opieka lekarza i instruktora, anielska cierpliwość podczas kolejnych badań i prowadzeniu karty według Modelu Creightona, ale przede wszystkim wraż- liwość i traktowanie nas jako „jedno” – jako małżeństwa. Każda wątpliwość była dokładnie i skrupulatnie analizowana.

Czuliśmy się ważni

O lekarzach zajmujących się na- protechnologią mówi się często, że nie proponują niczego innego niż lekarze

(29)

29

APOSTOLSTWO CHORYCH

specjalizujący się w leczeniu niepłod- ności. Nasze doświadczenie jest zupeł- nie inne! Żaden z lekarzy, do których wcześniej chodziłam, nie przeanalizo- wał mojego przypadku tak dokładnie i przekrojowo jak moja pani doktor naprotechnolog.

Z perspektywy czasu zauważyłam, że dotychczasowa diagnostyka była cha- otyczna, nie zwracano uwagi na „drobne odchylenia” od normy, które w gruncie rzeczy miały wpływ na tak wiele spraw.

W naprotechnologii leczenie było pod każdym względem przemyślane, wni- kliwie analizowano każdą nieprawidło- wość zarówno w czasie starań o dziecko, ale przede wszystkim podczas trwania ciąży, która była zagrożona (biorąc pod uwagę fakt, że wcześniej miało miejsce poronienie). Ważne było dla nas rów- nież to, że zajmującym się nami ludziom (lekarzowi i instruktorowi) zależało tak samo jak nam, żeby się udało. Ich szczere

intencje były dodatkowo wspierane mo- dlitwą. Podczas każdej wizyty czuliśmy, że jesteśmy ważni i że nasz problem jest rozumiany, poświęcano nam za każdym razem tyle uwagi, ile potrzebowaliśmy.

Podczas wizyt nie było mowy o presji czasu, co dawało nam poczucie swobody i komfortu.

Naprotechnologia jednak nie jest dla nas tylko „sposobem na niepłodność”.

Stała się również „stylem życia”, w któ- rym szanuje się człowieka jako istotę Bożą, a miłość małżeńska jest największą wartością i siłą! Martwi nas tylko, że wciąż zbyt mało lekarzy interesuje się tą metodą leczenia niepłodności. Marzymy o tym, aby w Polsce naprotechnologia stawała się coraz bardziej powszechna i dostępna dla par starających się o po- tomstwo. Myślimy, że po prostu trzeba się o to modlić.

q

CANSTOCKPOTO.PL

Cytaty

Powiązane dokumenty

Po- wiedział wtedy tak: „bo wiesz, gdybyś Ty sam się modlił o zdrowie, Pan Bóg mógłby Cię nie wysłuchać, ale jeśli tyle osób będzie prosiło – to jednego może

umierający – taki który nieraz przez całe życie czy sporą jego część dźwigał krzyż cierpienia – może być także „przekaźnikiem” Bożego Miłosierdzia, czasem nawet

Może być myśleniem o sobie – zaspokojeniem własnych żądz, albo może być aktem oddania, zawierze- nia, i w tym przypadku jeśli przychodzi cierpienie – jest to

musimy być zatem nie tylko dobrymi duszpasterzami, którzy będą sprawować dla chorych sa- kramenty i za nich się modlić, choć jest to oczywiście bardzo ważne, ale nic

Ale mo- dlitwa wstawiennicza za misje – zawsze obecna w Eucharystii – wyraża się także w wielu innych formach: w nabożeń- stwach, w modlitewnym czuwaniu, w

Wydaje się, że również leka- rze wolą używać terminu „demencja”, jako że określenie „choroba Alzheime- ra” zyskało liczne treści, które nie tyl- ko nie mieszczą się

Profesor Lejeu- ne przewidywał, że będzie to możliwe jeszcze za jego życia, jednak okazało się, że do prowadzenia tego typu badań po- trzebna jest dużo bardziej zaawansowana

zatem z wiary, która jest rękojmią tego, czego się spodziewam i oczekuję, za czym tęsknię i o czym marzę, która sama jest mądrym i czujnym oczekiwaniem, kształtuje się we