• Nie Znaleziono Wyników

Apostolstwo Chorych, 2016, R. 87, nr 4

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Apostolstwo Chorych, 2016, R. 87, nr 4"

Copied!
52
0
0

Pełen tekst

(1)

L I S T D O O S Ó B C H O R Y C H I N I E P E Ł N O S P R A W N Y C H

NR 4 • KWIECIEŃ 2016 • ROK 87 ISSN 1232-1311

ANSTOCKPHOTO.PL

Obecni nieobecni - s. 4

(2)

NOWE ŻYCIE W NIM

J

ezus przez swoją mękę, śmierć i zmartwychwstanie ostatecznie pokonał śmierć. On jest Dawcą nadziei. On przynosi pokój.

On daje Życie!

Fra Angelico, „Zmartwychwstanie Jezusa”, 1440 r., Konwent św. Marka, Florencja WWW.FREECHRISTIMAGES.ORG

(3)

Od redaktora

Od czterech lat, 18 kwietnia, obchodzony jest w Polsce Dzień Pacjenta w Śpiączce. Został on ustanowiony w celu zwrócenia uwagi na sytuację osób w śpiączce oraz ich rodzin. Chorzy ci często zachowują świadomość, nie mogąc nawiązać kontaktu z otoczeniem. W tym czasie potrzebują szczególnie troskliwej opieki i cierpliwej obecności najbliższych. W bie- żącym numerze „Apostolstwa Chorych” oddajemy głos specjalistom, którzy wyjaśniają wątpliwości dotyczące śpiączek i stanów po urazach neurologicznych. Niech Zmartwychwstały Chrystus opromienia nasze życie nadzieją, radością i pokojem. Na czas paschalnego świętowania wszystkim z serca błogosławię.

W KWIETNIOWYM LIŚCIE

N A S Z A O K Ł A D K A

Obecni nieobecni

Zdają się być zawieszeni między życiem i śmiercią. Choć

wyglądają na „nieobecnych”, często zachowują świadomość.

9

Z B L I S K A

Śpiączka a zagadnienia etyczne

O świętości każdego życia, także

tego najbardziej kruchego.

17

B I B L I J N E C O N I E C O

O złudnym zaufaniu bogactwu

O tym, że bogactwo nie przy-

nosi prawdziwego szczęścia.

19

N A S I O R Ę D O W N I C Y

Orędownicy nadziei

Święci: Juda Tadeusz i Rita

pomagają w trudnościach.

26

P A N O R A M A W I A R Y

Codziennie ciężko ćwiczę

Wzruszające świadectwo

o Bożej opiece i sile nadziei.

47

M O D L I T W Y C Z A S

W Jego Ranach nasze zdrowie

Z Jezusowego boku wypływają

strumienie uzdrowienia.

30

W C Z T E R Y O C Z Y

Miasto śpiących ludzi

Historia pana Józefa, który

wybudził się ze śpiączki.

KS. WOJCIECH BARTOSZEK

KRAJOWY DUSZPASTERZ APOSTOLSTWA

CHORYCH

(4)

Z B L I S K A

APOSTOLSTWO CHORYCH

4

DR WŁODZIMIERZ SZAFRAŃSKI SPECJALISTA NEUROLOG

S

zacuje się, że każdego roku w Polsce w śpiączkę zapada 0koło 5-6 tysię- cy osób. Są to najczęściej śpiączki pourazowe i powstałe w wyniku rozma- itych uszkodzeń mózgu. Odrębną grupę stanowią chorzy w stanie apalicznym (wegetatywnym), w stanie minimalnej świadomości oraz cierpiący na zespół zamknięcia. Chociaż wszystkie te scho- rzenia mają podłoże neurologiczne, każde z nich charakteryzuje się innymi objawami oraz przebiegiem. Ponieważ niestety czasem schorzenia te są mylone, a ich nazwy w błędny sposób stosowa- ne zamiennie, spróbujemy w niniejszym tekście usystematyzować podstawową

wiedzę na ich temat i wyjaśnić najczęściej pojawiające się wątpliwości.

Czym jest śpiączka?

Śpiączka (grec. coma) jest dość sze- rokim pojęciem, w którym mieści się zarówno zniesienie świadomości jak i brak kontaktu pacjenta z otoczeniem.

Definicje śpiączki mogą być bowiem filozoficzne i medyczne. Definicja me- dyczna bardziej koncentruje się na reak- cjach organizmu: pacjent nie reaguje na bodźce z zewnątrz – bólowe i słuchowe.

W zależności od tego, czy w ogóle nie reaguje, czy też reakcje są w jakiś sposób zaznaczone, możemy mówić o głębo- kości śpiączki. Z punktu widzenia fi- lozoficznego śpiączka jest traktowana jako brak kontaktu z otoczeniem, a co za tym idzie – brak świadomości siebie.

Obecni nieobecni

Definicje śpiączki mogą być filozoficzne i medyczne. Definicja medyczna bardziej koncentruje się na reakcjach organizmu: pacjent nie raeguje na bodźce z zewnątrz. Z punktu widzenia filozoficznego śpiączka jest traktowana jako brak kontaktu z otoczeniem, a co za tym idzie – brak świadomości siebie.

(5)

Z B L I S K A

5

APOSTOLSTWO CHORYCH

Śpiączkę może wywołać wiele czynników. Może być ona związana z chorobą, urazem po wypadku lub też niepożądaną reakcją na leki. Istnie- je też rodzaj śpiączki celowej, w którą wprowadza się pacjenta poprzez po- danie mu specjalnych leków, czyli tzw.

śpiączka farmakologiczna. Szczególnym i najczęściej występującym rodzajem śpiączki jest śpiączka pourazowa. Jest ona efektem wypadku połączonego z sil- nym uderzeniem w głowę lub z urazem wielonarządowym. Po wypadku może powstać w mózgu stłuczenie, wstrzą- śnienie, obrzęk lub krwiak, co powo- duje przytłumienie jego aktywności.

W wyniku wypadku chory może stracić

świadomość od razu lub dopiero po kilku godzinach czy dniach.

Rokowania i leczenie

W czasie śpiączki chory najczęściej nie reaguje nawet na bardzo silne bodźce i diagnozuje się u niego brak odruchów (arefleksja). Jego źrenice pozostają szero- kie obustronnie i nie reagują na światło, jednak w mniej głębokich stanach śpiącz- kowych mogą występować podstawowe reakcje na ból i może zostać zachowana aktywność źrenic. Stosując tzw. skalę Glasgow wyróżnia się cztery stopnie głę- bokości śpiączki. Stopień zaawansowania śpiączki można stwierdzić, obserwując odruchy źreniczne, ciśnienie tętnicze,

CANSTOCKPHOTO.PL

(6)

Z B L I S K A

APOSTOLSTWO CHORYCH

6

oddech, tętno i temperaturę ciała. Na podstawie skali Glasgow bada się otwie- ranie oczu (od 1-4), kontakt słowny (od 1-5) i reakcje ruchowe (od 1-6).

Szanse na wybudzenie ze śpiączki zależą od jej przyczyny, od tego do ja- kiego uszkodzenia ośrodkowego układu nerwowego doszło, czy można zastoso- wać leczenie przyczynowe, a także od czasu trwania śpiączki – im dłużej trwa, tym gorsze rokowanie. Śpiączka to bo- wiem okres, kiedy następuje długotrwałe spowolnienie wszelkich procesów mó- zgowych i im dłużej trwa, tym większe powoduje uszkodzenia, doprowadzając do zaniku komórek nerwowych.

Z doświadczeń lekarzy wynika, że największe szanse na wyjście ze śpiączki mają chorzy po wy- padkach (uszkodzona jest tyl- ko część mózgu, której funkcje może przejąć zdrowy fragment kory mózgowej). Najtrudniejsi do wybudzenia są pacjenci po

podtopieniach, zatruciach, zachłyśnię- ciach oraz wylewach, ponieważ w tych przypadkach dochodzi do długotrwałego niedotlenienia mózgu.

Istotą procesu wybudzania ze śpiączki jest jak najczęstsze stymulowanie mózgu i całego ciała dopływającymi z zewnątrz impulsami. Dlatego podczas wybudzania ważna jest nie tylko intensywna reha- bilitacja, której celem jest m.in. pobu- dzenie czynności ośrodkowego układu nerwowego, poprawa czynności układu krążeniowo-oddechowego, profilaktyka czy leczenie ograniczenia ruchomości w stawach. Istotne jest także bodźco- wanie wielozmysłowe: aromaterapia,

smakoterapia, muzykoterapia, hydro- terapia czy stymulacje wzrokowe.

Wybudzanie chorego ze śpiączki jest procesem długotrwałym. Nie jest to je- den konkretny moment. Aby pacjent mógł wybudzić się ze śpiączki, muszą zostać stworzone ku temu sprzyjające warunki. Stopniowo usuwa się czynniki niekorzystne i zapewnia dobry przepływ krwi przez mózg, podaje się leki, krew oraz wartościowe pożywienie, aby or- ganizm miał energię do walki z choro- bą. Usuwa się także z mózgu szkodliwe zmiany metaboliczne, np. stężenia sodu, które mogą powodować obrzęk.

Stany apaliczne (wegetatywne)

Do różnego rodzaju stanów śpiączkowych dosyć podobne są stany apaliczne (wegetatywne).

Podobne w tym znaczeniu, że osoba chora nie ma kontaktu z otoczeniem. Stan wegetatywny charakteryzuje się jednak utratą wyższych funkcji mózgu, głównie zmysłowego kon- taktu ze światem oraz najprawdopodob- niej myślenia. Zarówno w stanie śpiączki jak i w stanach apalicznych ograniczona zostaje możliwość komunikacji z chorym.

Staje się on także całkowicie zależny od otoczenia, które musi rozpoznawać jego potrzeby, zapewniać mu właściwą pie- lęgnację, by nadal mógł żyć.

Według podręcznikowych definicji stan wegetatywny poznaje się po tym, że pacjent jest przytomny, ale pozbawiony świadomości. Odruchowe reakcje organi- zmu takie jak oddychanie, trawienie po- karmów czy wydalanie – są zachowane.

Śpiączkę

może

wywołać

wiele

czynników.

(7)

Z B L I S K A

7

APOSTOLSTWO CHORYCH

Ciało pod wpływem bodźców zewnętrz- nych potrafi się poruszyć, oczy odwracają się w kierunku źródła hałasu i światła, na twarzy pojawia się czasem uśmiech lub grymas bólu. Chorzy w stanach apa- licznych zachowują fazy snu i czuwania jednak nie zdają sobie sprawy z tego, co dzieje się z nimi i wokół nich. Osoby w tym stanie nie spełniają poleceń, nie- kiedy mogą pojawiać się u nich bezce- lowe ruchy kończyn, głowy lub tułowia.

Czasami spontanicznie lub w odpowiedzi na bodźce w okolicy ust wystąpić mogą:

ziewanie, wydawanie dźwięków, ssanie lub ruchy języka, natomiast połykanie, choć występuje, często jest nieefektywne.

U chorych w stanie wegetatywnym do- chodzi ponadto do zaburzeń pod postacią nadmiernej potliwości, częstoskurczu oraz nietrzymania moczu lub stolca.

U chorych zachowany zostaje oddech własny, a krążenie jest wydolne.

Kryzys w „sztabie”

Rodziny i bliscy osób pozostających w takim stanie zadają często pytanie: sko- ro nie ma świadomości – jak to możliwe, że chory reaguje na zapach, dźwięk czy dotyk? Odpowiedź ukryta jest głęboko w mózgu, a dokładnie – w części zwa- nej pniem. To tu znajdują się ośrodki odpowiedzialne za utrzymanie funkcji życiowych, takich jak oddychanie czy praca serca. A także wielu innych – odruchów wzrokowych i słuchowych, przełykania, kasłania, mrugania itp.

Dopóki pień mózgu funkcjonuje – cia- ło zachowuje wszystkie odruchy. Jednak ośrodek odpowiedzialny za koordynację i analizę tych odruchów, innymi słowy

– za myślenie i odczuwanie – znajduje się zupełnie gdzie indziej: w płacie czo- łowym będącym częścią kory mózgowej.

To tu, zdaniem naukowców, ukrywa się nasza osobowość, nasza świadomość sie- bie i otoczenia. A także coś w rodzaju

„sztabu dowodzenia” odruchami, kiero- wania ciałem. Jeśli ten „sztab” z jakiegoś powodu straci kontakt z resztą organi- zmu, jeśli łączność ulega zerwaniu – czło- wiek ze swoją zdolnością postrzegania świata zostaje niejako wyłączony poza nawias rzeczywistości. Żyje, jego orga- nizm funkcjonuje, on sam jednak traci zdolność kontroli nad własnym ciałem i nie potrafi w świadomy i celowy sposób komunikować własnych potrzeb i uczuć.

Zespół zamknięcia

Obok wymienionych schorzeń o pod- łożu neurologicznym istnieje także zespół objawów zwany syndromem zamknięcia.

Ze względu na niezwykle trudny proces diagnozowania zespół ten często jest my- lony ze stanem wegetatywnym. Dzieje się tak dlatego ponieważ pacjent z zespołem zamknięcia sprawia wrażenie kogoś, kto w żaden sposób nie reaguje na bodźce zewnętrzne i nie ma kontaktu z otocze- niem. Tymczasem chory taki zachowuje całkowitą przytomność i pełną świado- mość, a także niezaburzoną zdolność myślenia i kojarzenia. Z uwagi jednak na czterokończynowy paraliż i inne zabu- rzenia, nie jest w stanie zakomunikować osobom ze swojego otoczenia, że jest świadomy, wszystko słyszy i rozumie.

U pacjentów takich zachowana zostaje jedynie zdolność celowego poruszania gałkami ocznymi i powiekami.

(8)

Z B L I S K A

APOSTOLSTWO CHORYCH

8

Przyczyną zespołu zamknięcia jest uszkodzenie pnia mózgu. Przechodzą tędy z mózgu do nerwów sygnały akty- wujące ruch (oprócz pionowego ruchu oczu) i mowę. Najczęstszymi przyczy- nami uszkodzenia pnia mózgu są udar mózgu (krwotoczny lub niedokrwienny) oraz urazy mechaniczne potylicy i gór- nego odcinka kręgosłupa szyjnego.

W związku z tym, że bardzo trudno odróżnić stan zamknięcia od stanu we- getatywnego, wykonuje się tomografię mózgu, angiografię oraz rezonans magne- tyczny. Dopiero na podstawie dokładnego obrazu zmian neurologicznych można stwierdzić zespół zamknięcia. Sam pro- ces diagnostyczny trwa średnio około 2,5 miesiąca. W połowie przypadków od- krycia, że przykuty do łóżka i nie dający znaku życia chory jest jednak świadomy, dokonują jego krewni.

Nawiązać kontakt

Wydaje się, że w pierwszych dniach od postawienia diagnozy najważniejsza jest praca nad ustaleniem odpowiedniego kodu komunikacyjnego, za pomocą któ- rego będzie możliwe nawiązanie kontaktu z chorym. Najczęściej stosowaną metodą porozumiewania się jest system alfabe- tyczny, w którym pacjent umówionym ruchem oczu wskazuje wybraną literę.

Niezbędna jest również całodobowa opieka, która polega m.in. na podawaniu pokarmów rurką bezpośrednio do żo- łądka (z powodu zaburzeń połykania), podawaniu specjalnych kropli do oczu, by nie doszło do zapalenia spojówek i in- nych leków. Ważna jest także mobiliza- cja chorego do podejmowania szeroko

pojętej aktywności umysłowej (pomimo istniejących ograniczeń).

Rokowanie co do powrotu spraw- ności ruchowej w zespole zamknięcia jest u przeważającej części pacjentów niekorzystne. Niezwykle rzadko do- chodzi do istotnego powrotu funkcji ruchowych, a większość chorych z ze- społem zamknięcia nie odzyskuje spraw- ności motorycznej. Opisano niezwykle rzadkie przypadki znaczącej poprawy.

Niestety znaczna większość chorych (tj.

około 90%) umiera w ciągu kilku miesię- cy od początku objawów, choć zdarzają się oczywiście przypadki długotrwałego przeżycia.

W procesie leczenia pacjentów z tak poważnymi schorzeniami pochodzenia neurologicznego nie sposób uniknąć py- tań o zakres sprawowanej wobec nich opieki oraz jej intensywność. Stale po- zostają aktualne pytania stawiane przez wiele dziedzin nauki (medycynę, etykę, psychologię): Kiedy i czy w ogóle można odłączyć chorego od aparatury podtrzy- mującej życie? Czy chory bądź jego bliscy mają prawo do decydowania o wyborze sposobu leczenia lub jego całkowitego zaprzestania? W którym momencie osią- gnięcia medycyny przestają człowieka leczyć, a zaczynają przysparzać mu już tylko niepotrzebnych cierpień?... Te i inne pytania niezmiennie budzą zaintereso- wanie i wywołują dyskusję publiczną.

Również ja, jako lekarz, ale także jako człowiek, poszukuję na nie odpowiedzi.

q

(9)

Z B L I S K A

9

APOSTOLSTWO CHORYCH

Śpiączka

a zagadnienia etyczne

KS. ANTONI BARTOSZEK DZIEKAN WYDZIAŁU TEOLOGICZNEGO UNIWERSYTETU ŚLĄSKIEGO I KAPELAN W OŚRODKU DLA OSÓB NIEPEŁNOSPRAWNYCH

W RUDZIE ŚLĄSKIEJ-HALEMBIE

N

ieraz zdarza się, że człowiek znajduje się w skrajnych sta- nach zdrowotnych. Chodzi o przypadki, w których ktoś utracił którąś z ważnych funkcji życiowych.

Do takich sytuacji należy na pewno śpiączka i podobny do niej stan we- getatywny, a także zespół zamknięcia.

W przypadkach tych zachowanie cho- rego wygląda tak samo, a mianowicie człowiek znajduje się w stanie wskazu- jącym na brak świadomości. Wszystkie te stany związane są z uszkodzeniem ośrodkowego układu nerwowego.

Śpiączka przejawia się brakiem kon- taktu z otoczeniem, a wybudzenie za- leży od rodzaju i stopnia uszkodzenia układu nerwowego i czasu jej trwania.

W śpiączce, jak sama nazwa wskazu- je, pacjent wygląda na osobę cały czas śpiącą. Stan wegetatywny wskazuje na poważne uszkodzenie wyższych partii mózgu, czyli kory mózgowej, powodują- ce utratę świadomości, przy czym pień mózgu zachowuje przynajmniej niektó- re funkcje. To sprawia, że chory może bezwiednie otwierać i zamykać oczy, zapadać w sen, samodzielnie (bez apa- ratury) oddychać, a na badającym pracę mózgu elektroencefalografie może być obserwowana jedynie słaba aktywność kory mózgowej. Od strony objawów stan wegetatywny tym różni się od śpiączki, że otwieranie i zamykanie oczu oraz Osobowa godność oraz świętość życia winny zawsze rodzić pełny szacunek ze strony otoczenia; zarówno lekarzy, jak i osób bliskich choremu.

(10)

Z B L I S K A

APOSTOLSTWO CHORYCH

10

okresowe zapadanie w sen wskazują, że nie jest to sen permanentny, choć utrata świadomości jest trwała. Z kolei zespół zamknięcia jest w pewnym sen- sie odwrotnością stanu wegetatywnego.

Kora mózgowa jest aktywna, a zatem występuje świadomość u chorego, jed- nak przy równoczesnym stanie niedo- władu całego organizmu. Ten całkowity niedowład robi wrażenie, że mamy do czynienia z pacjentem całkowicie nie- świadomym. Z pacjentem z zespołem zamknięcia można się czasem komuni- kować za pomocą ruchu gałek ocznych.

Ten ruch oczu potwierdza, że nie ma tu mowy o stałym śnie, jak w śpiączce.

W tego typu stanach zdrowotnych rodzi się w umysłach osób z otoczenia chorego wiele pytań natury etycznej:

Jak postępować wobec chorego? Jakie działania podejmować, a jakich nie po- dejmować? Powstają też pytania bardziej podstawowe: Kim jest człowiek? Co jest istotnym elementem człowieczeństwa?

Żyjący człowiek

Najpierw warto i trzeba zatrzymać się nad tajemnicą samego człowie- czeństwa. Przede wszystkim należy stwierdzić, że człowiek jest jednością cielesno-psychiczno-duchową. Istotą człowieczeństwa jest harmonijne po- łączenie: cielesności (której istotnymi elementami są komórki, tkanki, hormo- ny, geny itd.), psychiki (wyrażającej się przede wszystkim poprzez stany emo- cjonalne i uczucia) oraz duchowości (której podstawowymi przejawami są zdolności poznawcze, możliwość doko- nywania wolnych wyborów, posiadany

system wartości, a także życie religijne).

Tak całościowo pojmowany człowiek posiada swoją wrodzoną godność, która sprawia, że jego życie jest święte i nie- tykalne. Osobowa godność i świętość życia wynikają z faktu, że człowiek został stworzony przez Boga „na Jego obraz i podobieństwo”, że ostatecznym Dawcą życia jest sam Bóg. To On po- wołuje do życia każde ludzkie istnienie, podtrzymuje życie człowieka oraz de- cyduje o momencie śmierci.

Jeśli któryś z elementów człowie- czeństwa przestaje funkcjonować, czy też jego aktywność jest zaburzo- na poprzez różnego typu schorzenia bądź wypadek, to niesprawność ta nie oznacza utraty godności człowieka. Nie- sprawność ta nie powoduje, że człowiek przestaje być w pełni człowiekiem. Jeśli na przykład ktoś doświadcza trwałego niedowładu kończyn, powodującego ko- nieczność posługiwania się wózkiem inwalidzkim, to fakt ten nie oznacza, że osoba niepełnosprawna utraciła coś z osobowej godności, mimo, że posta- wę wyprostowaną uznaje się za jedną z cech charakterystycznych gatunku homo sapiens. Można powiedzieć, że skrajnie niepełnosprawną ruchowo oso- bą jest ktoś znajdujący się w zespole zamknięcia, gdyż doświadcza całko- witego niedowładu organizmu. Jednak nawet tak radykalny brak zdolności do poruszania nie sprawia, że ktoś traci osobową godność.

Jeśli z kolei jakiś człowiek jest do- tknięty problemami psychicznymi, czy też ciężkimi zaburzeniami lub psychozami, prowadzącymi nawet do

(11)

Z B L I S K A

11

APOSTOLSTWO CHORYCH

poważnych zmian w strukturze psy- chicznej, wyrażających się na przykład w rozszczepieniu jaźni, jak ma to miej- sce w schizofreniach, to doświadczenia te nie sprawiają, że człowiek traci swoją ludzką godność. Choć wskutek zaburzeń psychicznych człowiek może utracić zdolność do racjonalnego działania, to jednak w żaden sposób nie umniejsza się wartość jego człowieczeństwa, mimo, że racjonalność uznaje się za istotny element ludzkiej kondycji.

I wreszcie należy stwierdzić, że jeśli człowiek ma tak uszkodzony układ ner- wowy, iż zaburza lub nawet całkowicie znosi jego świadomość, uniemożliwia- jąc jakiekolwiek poznanie, to fakt ten nie powoduje utraty ludzkiej godno- ści. A zatem człowiek znajdujący się w śpiączce, czy też w stanie wegetatyw- nym, dalej zachowuje swoją osobową godność.

Nie sama świadomość decyduje o istocie człowieczeństwa. Człowiek jest

CANSTOCKPHOTO.PL

(12)

Z B L I S K A

APOSTOLSTWO CHORYCH

12

człowiekiem poprzez to, że jest jedno- ścią cielesno-psychiczno-duchową, bez względu na uszkodzenie, któregoś z tych elementów. Dziś niestety pojawiają się gdzieniegdzie koncepcje, które próbują podważać osobową godność człowie- ka w przypadkach braku świadomo- ści. Według tych koncepcji jednostki, które na trwałe utraciły świadomość, czyli na przykład osoby znajdujące się w stanie wegetatywnym, określa się jako non-persons, czyli nie-osoby, a to ozna- cza (wg zwolenników tych teorii), że można je pozbawić życia. Według tych samych koncepcji w nienarodzonych dzieciach – z racji braku świadomości – nie dostrzega się osobowej godności, co ma jakoby uprawniać do dokonania aborcji. Wszystkie te teorie wypływają z jednostronnie interpretowanej filozofii kartezjańskiej, z jej słynnym stwierdze- niem: „Myślę, więc jestem”. Zdanie to prowadzi niektórych do przekonania, że tylko ten, kto myśli jest człowiekiem, zaś ten kto na stałe nie jest zdolny do myślenia traci swoje człowieczeństwo.

A przecież zdanie myślę, więc jestem powinno być poprzedzone zdaniem od- wrotnym: „Jestem, więc myślę”. Czło- wiek najpierw jest człowiekiem i dzięki temu jest zdolny do myślenia. Dziecko nienarodzone jeszcze nie myśli, ale już istnieje jako człowiek, który wraz ze stopniowym rozwojem będzie zdolny do myślenia. Nie jest zlepkiem komórek.

Z kolei człowiek znajdujący się w stanie wegetatywnym już nie myśli, ale dalej istnieje jako człowiek. Nie jest warzy- wem, czy roślinką, jak czasem określa się osoby w stanie wegetatywnym.

We wszystkich zatem omawianych przypadkach (w śpiączce, w stanie we- getatywnym, w zespole zamknięcia) człowiek zachowuje swoją godność i jego życie jest święte. Osobowa god- ność oraz świętość życia winny zawsze rodzić pełny szacunek ze strony otocze- nia, zarówno lekarzy, jak i osób bliskich choremu.

Śmierć mózgowa

Zastanawiając się nad właściwymi etycznie postawami w obliczu śpiączki, trzeba rozważyć problem samej śmierci.

Choć w wielu przypadkach następuje wybudzenie, to jednak nie dzieje się tak w każdej sytuacji. W wielu przypadkach śpiączka, stan wegetatywny, czy też ze- spół zamknięcia kończą się śmiercią.

Rodzą się pytania: Kiedy, w którym momencie następuje śmierć człowie- ka? Jakie objawy wskazują na śmierć człowieka? Na pewno takim momentem nie jest utrata świadomości.

Jak zostało wyżej powiedziane, czło- wiek jest człowiekiem poprzez to, że jest jednością cielesno-psychiczno-du- chową. Rozwijając tę myśl, że człowiek przestaje być człowiekiem (w sensie ziemskim, doczesnym), kiedy nastę- puje nieodwracalny rozpad tej ciele- sno-psychiczno-duchowej jedności.

W języku religijno-filozoficznym mówi się, że śmierć ma miejsce wówczas, gdy dusza oddziela się od ciała. O ile z punktu widzenia religijnego defini- cja ta jest prosta, o tyle z medycznej perspektywy sprawa jest bardziej zło- żona. Medycyna bowiem nie jest w sta- nie stwierdzić istnienia duszy. Dusza

(13)

Z B L I S K A

13

APOSTOLSTWO CHORYCH

jest bowiem pojęciem religijno-filozo- ficznym, a nie medycznym. Medycyna może jedynie uznać, że ludzkie ciało na trwale utraciło ośrodek integrujący, mówiąc obrazowo utraciło centrum do- wodzenia, sprawiające jedność całego człowieka. W czasach, gdy medycyna nie była jeszcze rozwinięta, objawami stwierdzającymi śmierć było trwałe zatrzymanie procesu oddychania oraz zatrzymanie pracy serca. Dziś, w dobie rozwoju zabiegów reanimacyjnych, po- zwalających przywrócić na chwilę za- trzymaną pracę serca i podtrzymujących pracę serca, potrzebne było znalezienie nowego kryterium śmierci. Kryterium tym stała się tzw. śmierć mózgowa to znaczy kryterium braku aktywności ca- łego mózgu, w tym braku funkcji pnia mózgu. W mózgu bowiem medycyna dostrzega ośrodek integrujący, owo centrum dowodzenia.

Nie należy mylić porządku religijno- filozoficznego z porządkiem medycz- nym. Jeśli kiedyś trwałe zatrzymanie procesu oddychania uznawano za kry- terium śmierci, to nie oznaczało to, że duszę ludzką utożsamiano z oddechem, który jest czynnością fizjologiczną.

Choć trzeba przyznać, że potocznie wielu ludzi, także dziś, oddech wprost zestawia z duszą. Trzeba pamiętać, że jeśli mówimy o kimś, że „oddał ducha”

czy też „wyzionął ducha”, to używamy tych pojęć w sensie religijno-filozoficz- nym. Z kolei jeśli lekarz na podstawie zatrzymania oddechu i ustania pracy serca określa, że nastąpił zgon, to nie oznacza to, że widzi on duszę w odde- chu lub w pracy serca. Podobnie, jeśli

lekarz stwierdza śmierć mózgową, to nie oznacza to, że utożsamia duszę z mózgiem.

W śpiączce, choć uszkodzone są niektóre elementy ośrodkowego układu nerwowego, w tym samego mózgu, to jednak część mózgu nadal funkcjonuje.

Nie stwierdza się wtedy śmierci mózgo- wej; chory przecież żyje. Od stopnia tych uszkodzeń będzie zależało czy chory wybudzi się i w jakim ogólnym stanie będzie znajdował się po wybu- dzeniu. Jeśli uszkodzenia są poważne, to wraz z upływem czasu (dni, tygodni, miesięcy) śpiączka przechodzi w stan skrajnej niewydolności, prowadzącej do śmierci całego mózgu. Z kolei w stanie wegetatywnym, choć całkowicie (lub prawie całkowicie) nie funkcjonuje kora mózgowa, jednak działa pień mózgu.

Także wówczas nie stwierdza się śmierci mózgu; chory żyje. Podobnie nie stwier- dza się śmierci mózgowej w przypadku zespołu zamknięcia. Znaczna bowiem część mózgu, w tym kora mózgowa są aktywne; pacjent żyje.

Do zadań medycyny należy rzetel- ne stosowanie kryterium śmierci mó- zgowej. Jeśli bowiem ona następuje, to wówczas ciało ludzkie, wcześniej żyjące, staje się już tylko zwłokami. Jest oczy- wiste, że ten proces śmierci mózgowej musi następować naturalnie, samoist- nie. Po stwierdzeniu śmierci mózgowej możliwe są z punktu widzenia medy- cyny dwa działania: albo odłącza się zmarłego od aparatury medycznej, jeśli jeszcze był pod nią podpięty, albo przy- gotowuje się go do pobrania narządów, przy czym w tym drugim przypadku,

(14)

Z B L I S K A

APOSTOLSTWO CHORYCH

14

z punku widzenia etycznego ważne jest, by za życia wyraźnie wyraził on zgodę na pobranie narządów (i zostawił pi- semną deklarację), lub też, by rodzina już po śmierci swego bliskiego stała się wyrazicielką jego zgody, którą pozosta- wił jedynie ustnie. Zarówno z punktu widzenia etycznego, jak i prawnego, nie jest absolutnie dozwolone przyśpiesza- nie czyjejś śmierci w celu pobrania jego narządów.

Opieka całościowa

Z prawdy o tym, że człowiek posia- da wrodzoną godność, a życie ludzkie jest święte od poczęcia do na-

turalnej śmierci, wynika za- danie podejmowania opieki wobec każdej osoby chorej.

Szczególnej troski wymagają osoby, znajdujące się w sytu- acji śpiączki, w stanie wege- tatywnym, czy też w zespole zamknięcia. Winna to być

opieka całościowa, wspierająca wymiar biologiczno-fizjologiczny człowieka chorego, jego psychikę oraz duchowość.

W poszczególnych przypadkach można wskazać na działania specy- ficzne dla danej sytuacji. Gdy zatem człowiek znajduje się w sytuacji śpiączki potrzebne są medyczne działania pod- trzymujące jego życie, terapia ukierun- kowana na usunięcie przyczyn samej śpiączki, a także wysiłki służące wprost wybudzeniu pacjenta. W stanie wege- tatywnym, który jak już wspomniano, nie potrzebuje aparatury podtrzymu- jącej życie, potrzebne są podstawowe działania pielęgnacyjne oraz podawanie

pokarmu i napoju, w sposób medycznie wspomagany, czyli za pomocą odpo- wiedniej sondy żołądkowej. Podobne czynności potrzebne są w przypadku zespołu zamknięcia.

Poza opieką medyczno-pielęgna- cyjną w omawianych tutaj sytuacjach potrzebne jest właściwie wsparcie psychiczno-duchowe, zbudowane na przekonaniu, że człowieka, z którym nie można nawiązać kontaktu, nie na- leży traktować jako wykluczonego ze społeczeństwa, czy tym bardziej jako umarłego za życia. Człowiek w śpiączce, w stanie wegetatywnym oraz z zespo-

łem zamknięcia jest żyjącym pośród żyjących i jako taki winien być traktowany. Ozna- cza to w praktyce, że osoba taka potrzebuje obecności bliskich. Nie można wycho- dzić z założenia, że z racji tego, iż nie można nawiązać z nią kontaktu, nie potrzebuje ona obecności drugiego, bo i tak jej nie odczuwa. Każda osoba wymaga wraż- liwości oraz odpowiedniej dla jej stanu komunikacji. W przypadku zespołu za- mknięcia, w którym możliwa jest nieraz komunikacja za pomocą ruchu gałek ocznych, konieczne jest opracowanie właściwej strategii komunikacyjnej.

Potrzebni są w tym względzie wyszko- leni i wrażliwi rehabilitanci. W sytuacji śpiączki, w określonych przypadkach, odpowiednia komunikacja będzie słu- żyła procesowi wybudzania pacjenta.

Również w przypadkach, gdy śpiącz- ka wydaje się być nieodwracalna lub też w stanie wegetatywnym nie należy

W każdym

stanie człowiek

zachowuje

swoją godność,

a jego życie jest

święte.

(15)

Z B L I S K A

15

APOSTOLSTWO CHORYCH

rezygnować z różnych form komunika- cji. W żadnym bowiem z omawianych tutaj przypadków nie da się stwierdzić z całą pewnością, iż dany człowiek nie posiada absolutnie żadnej świadomości.

Do osoby w śpiączce i w stanie wegeta- tywnym należy zwracać się tak jak do osoby świadomej. Trzeba także pamię- tać o właściwym zachowaniu dyskre- cji, to znaczy, nie należy w obecności chorego rozmawiać na takie tematy, w które nie chciano by wtajemniczać samego chorego. Sam brak kontaktu i trwanie chorego w stanie nieprzytom- ności, czy też nieświadomości nie daje stuprocentowej gwarancji, że wypowia- danych przy nim słów na pewno nie słyszy. Wręcz przeciwnie – potrzebne jest założenie dokładnie odwrotne; że chory wszystko słyszy.

Jeśli chory jest osobą wierzącą, to niezwykle ważną jest także opieka duchowo-religijna. Spośród siedmiu sakramentów można choremu w śpiącz- ce udzielić sakramentu namaszczenia chorych, który umacnia więź z Chry- stusem, a w przypadku niemożności spowiedzi gładzi także grzechy. Osobie z zespołem zamknięcia, z którą uda- ło się nawiązać komunikację, można próbować zaproponować sakrament pokuty i pojednania. W takim przy- padku duszpasterz może poprowadzić spowiedź, zadając choremu pytania, rozpoczynające się od „czy”, a chory będzie na nie odpowiadał odpowiednim ruchem gałek ocznych, potwierdzając lub zaprzeczając.

Przy łóżku osób chorych, z którymi nie ma kontaktu, można także odprawić

Eucharystię. Taka Msza święta potwier- dza prawdę, że chory przynależy do społeczności wierzących i jest człon- kiem Mistycznego Ciała Chrystusa, jakim jest Kościół. Osobiście było mi dane kiedyś jako duszpasterzowi sprawować Mszę świętą przy osobie znajdującej się w stanie wegetatywnym.

Eucharystia odbyła się w domu chore- go. Wokół jego łóżka zgromadzili się bliscy z rodziny oraz sąsiedzi. Było to dla wszystkich bardzo podniosłe do- świadczenie: w centrum wydarzenia znajdował się domowo przygotowany ołtarz oraz sama osoba chorego, w pełni traktowana jako żyjąca pośród żyjących.

Poza sakramentami ważna jest tak- że modlitwa za chorego, także modli- twa w obecności chorego. Warto taką modlitwę odmawiać na głos. Nie jest bowiem wykluczone, że przynamniej w niektórych przypadkach będzie ona słyszana. Zdarza się czasem, że osoba, o której mówiono, że jest bez jakie- gokolwiek kontaktu z otoczeniem, na słowa podstawowych modlitw „Ojcze nasz”, „Zdrowaś Maryjo”, zaczęła poru- szać wargami, włączając się w modlitwę.

Nieraz może się okazać, że to właśnie modlitwa poza umocnieniem więzi z Bogiem stanie się także elementem (przynamniej minimalnej) komunikacji z otoczeniem.

Opieka zrównoważona Wracając jeszcze do działań me- dycznych w sytuacji śpiączki, trzeba stwierdzić, że w niektórych przypad- kach rodzą się poważne dylematy moralne. Powstają m.in. pytania: Czy

(16)

Z B L I S K A

APOSTOLSTWO CHORYCH

16

konieczne jest wykorzystywanie wszyst- kich możliwości medycznych w celu przedłużania życia? Czy można zre- zygnować z terapii, które uporczywie odsuwają śmierć, ale obciążają cho- rego dodatkowymi cierpieniami? Kto ma tego typu decyzje podejmować w przypadku, gdy pacjent jest nieprzy- tomny lub bez świadomości: lekarz czy rodzina? Ogólna zasada brzmi tak, że nie jest konieczne zaciekłe przedłuża- nie życia kosztem dodatkowych cier- pień. W ludzką egzystencję wpisana jest przecież prawda o przemijaniu i śmierci. Etycznie dopuszczalna jest rezygnacja z tego typu działań; okre- śla się je jako nieproporcjonalne, czy nadzwyczajne. Jednak nigdy nie wolno rezygnować z podstawowych działań medyczno-pielęgnacyjnych, np. z od- żywiania. Zaprzestanie odżywiania przyśpieszyłoby czyjąś śmierć i było- by formą eutanazji. Życie ludzkie jest przecież święte i nikt nie może decy- dować o jego zakończeniu.

W przypadku chorego znajdującego się w stanie wegetatywnym powstaje czasem pytanie: czy można zrezygno- wać z podawania pokarmu w sposób sztuczny? Trzeba przypomnieć, że stan wegetatywny nie wymaga najczęściej aparatury podtrzymującej życie, gdyż pacjent oddycha samodzielnie. Poda- wanie napojów czy pokarmu poprzez sondę należy na pewno do zwyczaj- nej, podstawowej opieki pielęgnacyjnej i rezygnacja z tego działania miałaby w większości przypadków charakter eutanazji, gdyż prowadziłaby do za- głodzenia chorego.

W praktyce medycznej nieraz trud- no jest rozróżnić: czy dane działanie należy do zwyczajnej opieki medycznej czy też jest już działaniem nadzwyczaj- nym, nieproporcjonalnym. W sytuacji śpiączki, gdy niemożliwa jest rozmowa z samym pacjentem, niezwykle ważna staje się właściwa komunikacja między lekarzem a osobami bliskimi choremu.

Lekarz ma wiedzę medyczną, dotyczą- cą skuteczności środków medycznych;

jest to wiedza o charakterze bardziej obiektywnym. Rodzina natomiast po- siada wiedzę, dotyczącą realiów życia chorego, jego psychiki oraz duchowości;

jest to (nie mniej wartościowa) wiedza subiektywna. Pogłębiona komunikacja między lekarzem a rodziną chorego, polegająca na spotkaniu wiedzy obiek- tywnej z wiedzą subiektywną, połączo- na z wrażliwością etyczną, mającą na uwadze świętość, ale i przemijalność ludzkiego życia, w wielu przypadkach pozwolą lekarzowi i rodzinie znaleźć rozwiązanie najlepsze, służące cało- ściowo rozumianemu dobru pacjenta.

q

(17)

17

APOSTOLSTWO CHORYCH

B I B L I J N E C O N I E C O

Z Księgi Psalmów. Tylko sprawiedliwi będą żyli z Bogiem.

Proszę o otwarcie Pisma Świętego na Psalmie 49.

KS. JANUSZ WILK

P

salm 49 otrzymał formę pieśni dy- daktycznej, która porusza zagad- nienie dobrobytu i sprawiedliwej zapłaty za czyny człowieka. W utworze tym wyróżniamy następujące jednostki tematyczne: nagłówek (wers 1; jako do- datek informacyjny), wstęp (wersy 2-5), medytacja (wersy 6-12), myśl przewod- nia (wers 13), lamentacja i pocieszenie (wersy 14-16), przestroga (wersy 17-20) i ponownie myśl przewodnia (wers 21).

Pod względem tematycznym refleksja ta jest zbieżna z Psalmami 37 i 73.

Rozbudowany wstęp (wersy 2-5), który otrzymał uroczysty ton, można porównać do nauczania mędrca lub przepowiedni proroka. Autor natchniony zwraca się nie tylko do samych Izraelitów, ale do wszyst- kich ludzi, niezależnie od ich narodowości i statusu społecznego. Chce zwrócić ich uwagę na sprawę powszechnie znaną, dotykającą kolejne pokolenia ludzi. Od- słania ją w formie medytacji (wersy 6-12),

dotyczącej problematyki odpłaty za po- stępowanie człowieka. Kluczem do zro- zumienia tej pieśni jest kwestia zaufania, pokładanego bądź w Bogu, bądź w bogac- twie materialnym. Medytacja rozpoczyna się spojrzeniem na sytuację psalmisty oraz tych, którzy utrudniają mu życie, czując się przy tym bezkarni uważając, że dzię- ki własnej zamożności mogą wszystko osiągnąć (wersy 6-7). Tymczasem dobra materialne nie przekupią Boga, nie zapew- nią drogi na skróty do życia wiecznego przy Stwórcy (wersy 8-10). Śmierć jest bowiem nieprzekupna i nie zna się ani na pieniądzach, ani na statusie społecznym.

Jest sprawiedliwa wobec wszystkich, nie pozwalając nic zabrać ze sobą na drogę, której jest przewodniczką (wersy 11-12. 15).

Następny wiersz (13) jest jak refren, powracający ponownie w wersie 21. Stano- wi myśl przewodnią tego utworu – każdy człowiek, podobnie jak każde zwierzę – musi kiedyś umrzeć (zob. Koh 3, 18-22).

Dalsza część Psalmu, łączy w sobie lamentację o przemijalności człowieka i konieczności jego wejścia do krainy

O złudnym

zaufaniu bogactwu

(18)

APOSTOLSTWO CHORYCH

18

B I B L I J N E C O N I E C O

zmarłych, nazywanej Szeolem (wersy 14- 15) z pociechą, że sprawiedliwy zostanie jednak zabrany z tej krainy i będzie mógł na wieki zamieszkać przy Bogu (wers 16).

To najważniejsza myśl całego Psalmu.

W przeciwieństwie do człowieka żyjącego tak, jakby Boga nie było lub zadufanego w swoje możliwości (wersy 12.19-20), czło- wiek pokładający ufność w Bogu, z Nim też będzie żył po swojej ziemskiej śmierci.

Ostateczny los ludzi, opierających swo- ją nadzieję na bogactwie i prestiżu, staje się przestrogą dla tych, których jeszcze nie dotknął tego rodzaju sposób myśle- nia i postrzegania świata (wersy 17-20).

Ewentualna zazdrość (owoc porównywania się) bogactwa i różnorodnych „wpływów i możliwości życiowych”, będzie tylko ze szkodą dla zazdroszczącego, gdyż może on utracić radość i wewnętrzną wolność oraz zgodzić się na niesprawiedliwość we własnym życiu.

Psalmista kończy swoją pieśń (wers 21) myślą podobną do tej w wierszu 13 – każdy umrze, niezależnie od tego czy jest człowiekiem, czy też zwierzęciem. Zrozu- mienie tej prawdy, pozwala tak żyć, aby to, co jest po śmierci nie było przekleństwem, ale błogosławieństwem.

W swojej istocie bogactwo materialne jest czymś dobrym, gdyż jest ono Bożym darem (zob. Koh 5, 18-19) i jednym ze znaków (ale nie jedynym!) Bożego bło- gosławieństwa (zob. Pwt 28, 1-14; Prz 10, 22). Na jego rozwój wpływa pracowitość i pobożne życie (zob. Syr 11, 17. 22). Źle przyjmowana majętność może kształto- wać próżność, nieuczciwość i chciwość, co wyraźnie uwydatnia Ps 49 (zob. Jr 5, 26-28; Am 4, 1; 5, 10-13; Jk 5, 1-6).

Mądre pomnażanie bogactw mate- rialnych można porównać do aktywności sług z „Przypowieści o talentach” (zob. Mt 25, 14-30). Otrzymali oni – adekwatnie do swoich umiejętności i zdolności – po kilka talentów. Zwielokrotnili je dla swojego pana, a ich trud został sowicie wynagrodzony.

Kto może zostać majętnym czło- wiekiem, powinien nim zostać. Dobra materialne mają służyć jemu oraz tym, których w różnej formie spotyka na dro- dze swojego życia (np. zapewniając im pracę zarobkową). Nie mogą one jednak stać się sensem życia, gdyż wtedy prze- kształcą się w bożka zwanego Mamo- ną (zob. Mt 6, 24), a on nie lubi dzielić się i patrzeć w stronę życia wiecznego.

q

CANSTOCKPHOTO.PL

(19)

19

APOSTOLSTWO CHORYCH

N A S I O R Ę D O W N I C Y

Orędownicy nadziei

– Święci: Juda Tadeusz

i Rita z Casci

K

tóż z nas przynajmniej raz w cią- gu swego życia nie usłyszał po- krzepiającego zdania: „Dla Boga nie ma nic niemożliwego!”? Albo cytu- jąc je, nie próbował podnieść na duchu kogoś, kto stanął na granicy rozpaczy i zdawał się tracić wszelką nadzieję?

Nadzieję na powrót do zdrowia uko- chanego dziecka, matki lub ojca; na odzyskanie dobrego imienia i osta- teczne zwycięstwo prawdy; na powrót niewiernej żony, nawrócenie córki czy wyzwolenie z nałogu alkoholowego ojca rodziny…

Wobec ilu podobnie trudnych sy- tuacji każdego dnia stają nasi bliźni,

a może i my sami? Nikt nie ujmuje ich w statystycznych rubrykach, ale krzyczą o nich hospicja, gdzie żegnają się z ży- ciem ci, których tak niedawno spotyka- liśmy zdrowych i silnych. Mówią o nich oczy wpatrzone z nadzieją w nieobecne twarze tych, których życie medycyna nazywa już „tylko wegetacją”. Dowodzą tego złożone do modlitwy rączki dzieci, które pragną jednego: „żeby tatuś wrócił trzeźwy i nie bił już mamusi”… Ludzkie dramaty, a obok nich to jedno zdanie:

„Dla Boga nie ma nic niemożliwego”.

Bywa, że trudne sytuacje, nawet te najbardziej dramatyczne, mogą mieć też swój pozytywny aspekt; skutecznie Co sprawia, że ta dwójka tak różnych ludzi – kobieta i mężczyzna;

on – jeden z wąskiego grona Apostołów samego Jezusa i ona – skromna mniszka z piętnastowiecznej Italii, wspólnie orędują u Boga w najbardziej dramatycznych sprawach ludzi na całym świecie?

(20)

APOSTOLSTWO CHORYCH

20

N A S I O R Ę D O W N I C Y

odwracają naszą uwagę od spraw bła- hych i mało ważnych, zaś zbliżają do rzeczywistości Bożej. Na tej drodze mamy swoich „popleczników” – ludzi, takich jak my, którzy wybierając Boga zostali świętymi. Takich „mecenasów”

mają również ludzie, którzy znaleźli się w szczególnie trudnym położeniu, tak rozpaczliwym, że utracili niemal wszelką nadzieję. Trochę przekornie nazywam tych świętych „orędownikami nadziei”, choć znani są także jako „patroni od spraw beznadziejnych”. Jest ich wielu, lecz do najbardziej popularnych i…

„skutecznych” należą: św. Juda Tade- usz i św. Rita z Casci. Co sprawia, że ta dwójka tak różnych ludzi – kobieta i mężczyzna; on – jeden z wąskiego grona Apostołów samego Jezusa i ona – skromna mniszka z piętnastowiecznej Italii, wspólnie orędują u Boga w naj- bardziej dramatycznych sprawach ludzi na całym świecie?

Juda lecz nie Iskariota

O św. Judzie Tadeuszu niektórzy badacze twierdzą, iż wyrósł na patro- na spraw niemożliwych do załatwienia z powodu niesprawiedliwości, której sam niegdyś doświadczał – zarówno za życia, jak i po śmierci. Łatwo się domy- ślić, że stało się to za sprawą jego imie- nia, z powodu którego często kojarzony był z Judaszem Iskariotą. A przecież nie zawsze miał okazję, by wyjaśnić, że wprawdzie jest Judą, ale nie tym, który zdradził swego Mistrza. Przypuszcze- nie, że z tego powodu nieraz musiała spotkać św. Judę przykrość zdaje się potwierdzać ewangeliczny zapis św.

Jana, który cytując pytanie, jakie Juda zadał Jezusowi podczas Ostatniej Wie- czerzy – natychmiast dodaje: „Rzekł do niego Juda, ale nie Iskariota”. Prawdo- podobnie w odróżnieniu od Judasza Iskarioty miało także służyć nadanie Judzie przydomka „Tadeusz”. Można przypuszczać, że to właśnie z powodu swojego imienia również w pierwszych wiekach chrześcijaństwa apostoł ten nie cieszył się popularnością. Dopiero w okresie średniowiecza został niejako odkryty na nowo i otoczony czcią, na jaką zasługiwał jako jeden z Dwuna- stu, do tego – prawdopodobnie – spo- krewniony z Jezusem. Przyczynili się do tego inni wielcy święci – św. Bernard z Clairvaux, który przed śmiercią pro- sił, aby pochowano go z relikwiami św.

Judy Apostoła i żyjąca nieco później św. Brygida Szwedzka, której podczas

WWW.FREECHRISTIMAGES.ORG

(21)

21

APOSTOLSTWO CHORYCH

N A S I O R Ę D O W N I C Y

jednego z objawień Pan Jezus polecił, by zwracano się do tego Świętego z większą ufnością. Od tej pory wierni z nawiązką zrekompensowali św. Judzie lata zapo- mnienia i niełaski. Niewielu jest bowiem świętych, których obdarzano większym zaufaniem i wiarą w skuteczność ich pośrednictwa u Boga. Niewielu jest też takich, których uczczono większą ilością zanoszonych przez ich wstawiennictwo modlitw. Do najbardziej znanych nale- żą Nowenny, Litanie, Koronka, Róża- niec ze św. Judą, ale także codzienna modlitwa o opiekę św. Judy Tadeusza, modlitwy dziękczynne za wyproszone łaski, modlitwy-prośby o nadzieję. Są i te bardziej szczegółowe; odmawiane w ciężkiej chorobie fizycznej czy psy- chicznej, w wielkim strapieniu, w pro- blemach małżeńskich lub finansowych, po śmierci bliskiej osoby lub prośba o łaskę całkowitego zawierzenia Bogu.

U boku Jezusa

Co dziś wiemy o tym niezwykłym orędowniku ludzkich dramatów? Nie- mal we wszystkich jego biografiach powtarzają się dwie takie same infor- macje: był on jednym z dwunastu po- wołanych przez Jezusa Apostołów oraz uważany jest za niezwykle skutecznego orędownika w sprawach uznanych za beznadziejne. Pozostałe fakty różnią się w zależności od źródeł, na jakie powo- łują się poszczególni biografowie. Jego imię – Juda znaczy „chwała Jahwe” zaś przydomek – Tadeusz – z języka ara- mejskiego tłumaczy się jako „godzien czci”, „odważny”. Apostoł ten czasem nazywany bywał Judą Jakubowym

i zapewne stąd oraz w oparciu o apo- kryfy bierze się przypuszczenie, że jako brat Jakuba – podobnie jak on – musiał być krewnym Jezusa. Mimo to Ewan- gelie wymieniają go na samym końcu listy Apostołów. Przytaczają też tylko jedną jego wypowiedź, skierowaną do Jezusa podczas Ostatniej Wieczerzy:

„Panie, cóż się stało, że nam się masz objawić, a nie światu?” (J 14, 22). Według Tradycji jest on autorem przedostatniej, krótkiej księgi Pisma Świętego – Listu św. Judy Apostoła – choć dziś bibliści mają i na ten temat podzielone zdania.

Choć tak niewiele wiemy na temat tego małomównego Świętego, a wśród autorów biblijnych i wczesnochrześci- jańskich cieszył się on dużo mniejszą popularnością niż np. św. Piotr, św.

Jan czy choćby „niewierny” Tomasz, jedno wszakże nie ulega wątpliwości:

podobnie jak oni, Juda Tadeusz został powołany i wybrany przez Jezusa, był naocznym świadkiem wielu Jego cudów i słuchaczem Jego nauk. Towarzyszył Jezusowi podczas wesela w Kanie Gali- lejskim, był na Górze Błogosławieństw i w Betanii, nad jeziorem Genezaret, w Wieczerniku i w Ogrójcu. On tak- że – podobnie jak pozostali Aposto- łowie – rozmawiał z Jezusem już po Jego zmartwychwstaniu oraz widział Go wstępującego do Nieba. Również i on, w dniu Zesłania Ducha Świętego, otrzymał szczególną moc, która po- zwoliła mu świadczyć o Chrystusie i dla Jego imienia oddać życie. Na tle tych informacji wszystkie inne, mniej lub bardziej wiarygodne – jak np. ta dotycząca pokrewieństwa z Jezusem

(22)

APOSTOLSTWO CHORYCH

22

N A S I O R Ę D O W N I C Y

lub tego, że w chwili powołania był człowiekiem żonatym – nie mają już większego znaczenia.

Wskazujący na Mistrza Na temat schyłku życia św. Judy Ta- deusza w Martyrologium Rzymskim pod datą 28 października czytamy:

W Persji zejście świętych Apostołów Szymona Kananejczyka i Tadeusza, nazywanego także Juda. Szymon głosił Ewangelię w Egipcie, a Tadeusz w Me- zopotamii. Następnie obaj przybyli do Persji, a nawróciwszy bardzo wielu do Chrystusa, zakończyli życie śmiercią męczeńską. Ciało św. Judy Tadeusza zostało z czasem przewiezione do Rzy- mu i do dziś znajduje się w kaplicy Najświętszego Sakramentu Bazyliki św. Piotra. Prochy św. Judy wraz ze szczątkami Apostoła Szymona umiesz- czone zostały w urnie pod ołtarzem św. Józefa.

Fakt, że relikwie Świętego złożo- ne zostały w kaplicy Najświętszego Sakramentu wydaje się mieć niemal symboliczne znaczenie. Tak jakby ten

„zapomniany” Apostoł z właściwą sobie skromnością sam zadbał o to, by Jego czciciele oddawali chwałę nie jemu, lecz Jezusowi Chrystusowi. Do po- dobnej refleksji skłania również sły- nący łaskami obraz Świętego, który w roku 1938 namalowała Pia Górska:

św. Juda odziany w purpurowe szaty trzyma w dłoniach mandylion przed- stawiający twarz Chrystusa. Obraz umieszczono w Bazylice Świętego Krzyża w Warszawie, w bocznej ka- plicy, na tle dużo większego wizerunku

Chrystusa. Cotygodniowe nabożeń- stwo do św. Judy Tadeusza odbywa się przed wystawionym Najświętszym Sakramentem tak, że stojąca przed ob- razem monstrancja odwraca uwagę od postaci Świętego.

Po przedstawieniu Jezusowi, za po- średnictwem św. Judy Tadeusza swoich próśb, wierni uczestniczą we Mszy od- prawianej przy ołtarzu głównym w ich intencji, zaś zdający przyglądać się im z boku św. Juda Tadeusz od lat wstawia się za nimi. On wie najlepiej, że tylko Chrystus może przynieść człowiekowi radość i pokój w każdej, nawet naj- bardziej zagmatwanej czy po ludzku sądząc beznadziejnej sytuacji.

Niezawodny orędownik Kult św. Judy Tadeusza jako orę- downika w sprawach trudnych i bezna- dziejnych nasilił się w Europie w XVIII wieku. Zyskał on wtedy popularność również w Polsce, a jego kult jeszcze bardziej wzrósł w okresie dwudzie- stolecia międzywojennego i II wojny światowej. W wielu kościołach naszej Ojczyzny odbywają się raz w tygodniu specjalne nabożeństwa ku czci św. Judy Tadeusza. Ma on też w Polsce swoje sanktuaria. Najsłynniejsze z nich znaj- duje się w Warszawie.

W ikonografii św. Juda Tadeusz przedstawiany bywa z mandylionem lub chustą z wizerunkiem Chrystusa, gdyż – zgodnie z legendą – cudow- nym obrazem oblicza Jezusa uleczył on niegdyś z trądu króla Edessy. Nie- które wizerunki pokazują go z pło- mieniem Ducha Świętego nad głową.

(23)

23

APOSTOLSTWO CHORYCH

N A S I O R Ę D O W N I C Y

Do najczęstszych atrybutów Apostoła należą: pałka, maczuga oraz topór – narzędzia jego męczeńskiej śmierci.

Żona i matka

Czasy, w których przyszło żyć św.

Ricie od okresu życia św. Judy Tade- usza dzieli niemal trzynaście wieków.

Nie przeszkadza to jednak zupełnie ich czcicielom i tym wszystkim, którzy w sy- tuacjach pozornie nierozwiązywalnych z równą wiarą zwracają się do Boga za wstawiennictwem tych dwojga.

Rita, a właściwie Margerita (Małgo- rzata) co znaczy „perła”, uro-

dziła się jako jedyne dziecko prostych i ubogich małżon- ków: Antoniego i Amaty Lot- ti, w Rocca-Porenie w gmi- nie Cascia, prawdopodobnie w 1381 roku, lecz niewykluczo- ne, że kilka lat wcześniej. Była wesołym, pogodnym, a zara- zem pracowitym dzieckiem.

Od najmłodszych lat z prostotą właści- wą dzieciom kochała Jezusa, a z czasem jej wiara i miłość jeszcze się pogłębiły.

Marzyła, że kiedy dorośnie wstąpi do zakonu, gdzie będzie mogła bez prze- szkód wielbić Boskiego Oblubieńca.

Niestety, kiedy miała zaledwie 12 lat, podeszli już w latach rodzice – zapewne pragnąc zabezpieczyć przyszłość córki – postanowili wydać ją za mąż. Małżonek młodziutkiej Rity okazał się człowie- kiem bardzo porywczym, skłonnym do awantur i rozpusty. Trudno sobie wyobrazić ile upokorzeń ze strony takie- go męża musiało spotkać młodziutką, wrażliwą dziewczynę – prawie dziecko.

Rita starała się z pokorą znosić brutal- ne traktowanie małżonka i wszystko, co ją spotykało. Niewiele zmieniło się w jej życiu także wówczas, gdy uro- dziła dwóch synów – bliźniaków: Ja- kuba i Pawła. Mimo, iż w wychowanie dzieci wkładała całe serce, nie była w stanie wystarczająco wpłynąć na trudny charakter, który synowie odziedziczyli po swoim ojcu. Wprawdzie pod koniec życia temperament męża, prawdopo- dobnie za sprawą cierpliwości Rity, uległ znacznej poprawie, nie udało się jednak zapobiec nieszczęściu. Za sprawą zdrady swych przyjaciół mąż Rity zo- stał zamordowany. Tuż przed swą śmiercią zdążył jednak pojednać się z żoną, a także – za pośrednictwem Kościoła – poprosił Boga o wybaczenie wszystkich swoich win.

Także zakonnica

Niestety, równie porywczy jak ojciec synowie Rity, postanowili – zgodnie z prawem wendety – pomścić jego śmierć. Na nic zdały się prośby i błagania matki. Kiedy żadne jej per- swazje nie odnosiły skutku, Ricie po- zostało tylko jedno: błagać Boga, aby za wszelką cenę uniemożliwił jej dzie- ciom popełnienie zbrodni. Tą bolesną dla matki ceną okazało się ich życie;

rok później obaj synowie Rity zmarli na dyzenterię (czerwonkę). Jedyną po- ciechą był dla niej fakt, że nie dopuścili się morderstwa.

Po śmierci męża i synów Rita posta- nowiła spełnić swe dziecięce pragnienie wstąpienia do klasztoru. Niestety, zakon

Oni pomagają

uwierzyć,

że dla Boga

wszystko jest

możliwe.

(24)

APOSTOLSTWO CHORYCH

24

N A S I O R Ę D O W N I C Y

św. Marii Magdaleny w Casci odrzucił jej prośbę, a właściwie przyjęcie Rity do grona sióstr uzależnił od pewnego, zdawało się niewykonalnego warunku:

doprowadzenia do pojednania dwóch zwaśnionych rodzin i zakończenia wszelkich pomiędzy nimi sporów. Choć nikt nie wierzył, iż jest to możliwe, Ricie udało się tego dokonać. Miała wów- czas 36 lat. Jedna z legend opowiada, że jej przyjęcie do klasztoru nastąpiło za sprawą cudu. Podczas snu została bowiem przeniesiona do klasztoru przez św. Jana Chrzciciela i św. Augustyna, zaś siostrom, które zastały ją rankiem w zamkniętym kościele, do którego w żaden naturalny sposób nie mogła się dostać, nie pozostawało nic innego, jak przyjąć Ritę do grona zakonnic.

Znosząc upokorzenia

W klasztorze sióstr augustianek św. Rita spędziła resztę swojego życia.

Choć zamknięta w klasztornych mu- rach, starała się służyć Bogu i ludziom, pozostając otwartą na ludzkie potrzeby i dramaty. Już za życia stała się orę- downiczką tych, którzy potrzebowali modlitewnego wsparcia. W ich inten- cjach nie tylko się modliła, ale także podejmowała rozmaite umartwienia i posty. Ponieważ była analfabetką, spełniała w klasztorze najniższe posługi.

Wszystko to ofiarowała w intencjach ludzi cierpiących, zwaśnionych czy przeżywających małżeńskie kryzysy.

Bóg wysłuchiwał jej próśb, a jako szcze- gólny dowód wybrania ofiarował jej…

cierpienie. Rita zawsze z ogromnym na- bożeństwem przeżywała Mękę Pańską.

Jezus, spełniając jej prośbę, obdarzył ją cierniem ze swej cierniowej korony, który – choć niewidoczny dla ludzkich oczu – przez 15 lat boleśnie ranił czoło świętej zakonnicy. Nie było to jednak jedyne cierpienie, jakiego przyszło jej zaznać w klasztornych murach. Z po- wodu niezrozumienia doznała też wielu przykrości i upokorzeń ze strony innych sióstr. O jednym z nich wspomina pew- na opowieść z życia św. Rity. Pewnego razu przełożona – zapewne aby upo- korzyć Ritę – nakazała jej codziennie podlewać suchy patyk wbity w ziemię klasztornego ogrodu. Rita, nie zważając na kpiny, z niezmienną sumiennością wykonywała to bezsensowne polece- nie przełożonej. Aż pewnego ranka, ku zdumieniu wszystkich sióstr, coś, co po

WWW.FREECHRISTIMAGES.ORG

(25)

25

APOSTOLSTWO CHORYCH

N A S I O R Ę D O W N I C Y

ludzku sądząc było niemożliwe, stało się faktem: patyk zaowocował wspaniałym winnym gronem.

„Perła Umbrii”

Pan zabrał pokorną zakonnicę do Siebie 22 maja 1457 roku. Umierając na gruźlicę, odchodziła w opinii świętości, zaś nadzwyczajne wydarzenia, które mia- ły miejsce przy jej grobie tuż po śmierci wkrótce zaczęły ściągać w to miejsce pielgrzymów przekonanych o jej świę- tości. Ten niezwykły pochód pątników trwa do dnia dzisiejszego. Bóg sprawił, iż mimo upływu czasu ciało Świętej pozo- stało nienaruszone. Zarówno cyprysowej trumny jak i złożonego w niej ciała św.

Rity nie zniszczył nawet wielki pożar, choć doszczętnie strawił cały kościół.

Kult św. Rity zatwierdził już papież Urban VIII w 1628 roku. Trzeba było jednak czekać jeszcze wiele lat, zanim podczas uroczystej kanonizacji, do której doszło 24 maja 1900 roku, papież Leon XIII nazwał ją „drogocenną perłą Um- brii”. Odtąd już oficjalnie mogła odbierać cześć jako patronka w sprawach trudnych i beznadziejnych. Jest również opiekunką rozmaitych dzieł charytatywnych. W Pol- sce szczególnie ważnym miejscem kultu św. Rity jest klasztor sióstr augustianek w Krakowie, gdzie w kościele św. Kata- rzyny znajdują się jej relikwie.

Za co dziś szczególnie kochamy św.

Judę Tadeusza i św. Ritę? Odpowiedź wydaje się oczywista. To oni – ci po- korni święci „drugiego planu” – przy- wracają nadzieję i pozwalają uwierzyć, że dla Boga wszystko jest możliwe. To oni pomagają pozbyć się lęku i poczucia

opuszczenia, wzmacniają ludzką wolę, a struchlałe z bólu serca napełniają otuchą i – wcale nie tak rzadko – wy- jednują ludziom zwracającym się do Boga dokładnie taką łaskę, jakiej pragną i potrzebują.

opracowała: DANUTA DAJMUND

Modlitwa do św. Rity

Święta Rito, patronko spraw trud- nych, orędowniczko w sytuacjach beznadziejnych, cudna gwiazdo świę-

tego Kościoła naszego, zwierciadło cierpliwości, pogromicielko szatanów, lekarko chorych, pociecho strapionych, wzorze prawdziwej świętości, ukochana oblubienico Chrystusa Pana, naznaczona

cierniem z korony Ukrzyżowanego.

Z głębi serca czczę Ciebie i zarazem bła- gam – módl się za mną o uległość woli

Bożej we wszystkich przeciwnościach mojego życia.

Przybądź mi z pomocą o święta Rito i spraw, bym doznał skutków twej opieki,

by modlitwy moje u tronu Bożego stały się skuteczne.

Wyproś mi wzmocnienie wiary, nadziei i miłości, szczerego i dziecięcego

nabożeństwa do Matki Bożej oraz łaskę, o którą proszę (wymienić).

Spraw, abym zwyciężywszy wszelkie przeszkody i pokusy, mógł dojść kiedyś

do Nieba i tam ci dziękować i wiecznie cieszyć się obecnością Ojca, Syna i Ducha Świętego. Amen.

q

(26)

APOSTOLSTWO CHORYCH

26

P A N O R A M A W I A R Y

Codziennie

ciężko ćwiczę

STANISŁAWA KOENIG

M

iałam bardzo dobrego, szanu- jącego mnie męża, Joachima.

Razem przeżyliśmy 44 lata.

Nasza miłość dała życie dwójce dzieci.

Najpierw urodził się nam syn, Romuald, a potem córka, Anetka. Przyszła na świat po 15 latach małżeństwa. Bardzo na nią czekaliśmy. Okazało się jednak, że ma porażenie mózgowe. Dodatkowo, po porodzie, na siedem miesięcy zostałam w szpitalu, bo pojawiły się komplikacje – przeszłam operacje, w wyniku któ- rych nie mogłam już mieć potomstwa.

Byłam zdruzgotana. Mąż przez ten czas sam opiekował się córką. Dobrze, że miałam w nim oparcie, bo bardzo bun- towałam się i jeszcze długo to trwało,

zanim zrozumiałam, że widocznie taka jest wola Boża. Nie moja…

Chciałam przywrócić radość

Miałam wtedy 33 lata, mąż – 38, więc byliśmy jeszcze młodzi. Kiedy córka mia- ła niecały roczek, zostałam skierowana z nią do specjalisty. Podczas wizyty po- wiedziałam, że mam córkę z porażeniem mózgowym, jesteśmy z mężem załamani i nie wiemy, co robić. Lekarz pooglądał Anetkę i powiedział: „Proszę pani, córka jest ślepa, głupia i nie do życia. To nie jest dziecko dla mnie. Niech pani sobie idzie z nim do swojego lekarza”. To był dla mnie szok. Przyszłam po pomoc, a dostałam cios. Byłam tak roztrzęsiona, że nie wiem jakim cudem wróciłam do domu. Dobrze, że byłam wtedy z synem, Lekarz pooglądał Anetkę i powiedział: „Proszę pani, córka jest ślepa, głupia i nie do życia. To nie jest dziecko dla mnie. Niech pani sobie idzie z nim do swojego lekarza”.

(27)

27

APOSTOLSTWO CHORYCH

P A N O R A M A W I A R Y

który zaopiekował się swoją siostrą. Po tym wydarzeniu byłam w depresji – na- wet przestałam chodzić z dzieckiem do przychodni. Jednak pewnego razu nasza lekarka przyszła do nas do domu, wy- tłumaczyła wszystko, co było związane z chorobą i zmobilizowała mnie: „Nie może się pani załamywać, córkę trzeba leczyć”. I tak powoli wiara czyniła cuda.

Zaczęłam walczyć o Anetkę. To był okres – przyznam – kiedy szukałam pomocy wszędzie. Chciałam przywrócić radość.

Ciężkie jest bowiem życie z tak chorym dzieckiem. Dużo się jednak modliłam i jakoś trwałam.

Płacz, płacz – będziesz mieć ładne oczy…

„Panie Jezu, dlaczego?!” – bunto- wałam się nieraz – „przecież tak tego dziecka pragnęliśmy!”. W końcu jednak dotarło do mnie, że Bóg od nas cze- goś chciał. Tylko bardzo dużo czasu potrzebowałam, żeby to zrozumieć.

A Bóg chciał nam powiedzieć, że mamy za kogoś cierpieć. Jeśli nie za siebie, to za kogoś. To jest pokuta na ziemi, aby zbawić siebie albo komuś innemu pomóc się zbawić… Tak to rozumiem: Bóg nas stworzył po to, by mieć z nas pożytek w zbawianiu. Dał nam wolę, rozum, zdrowie i siły w jakimś konkretnym celu, ale żeby zrozumieć w jakim, to trzeba dużo myśleć, starać się to wy- czuć. I trzeba mieć silną wiarę – słu- chać tego, co Bóg mówi. Tym bardziej, że w niepełnosprawności i chorobie są trudne chwile – człowiek się załamuje i płacze. Gdy tak miałam, mój mąż ma- wiał pogodnie: „Płacz, płacz – będziesz

mieć ładne oczy”. Trzeba mieć świado- mość, że te czarne momenty są jednak przejściowe i potem przychodzi radość.

W trudnych chwilach warto zająć umysł czymś innym – ja rozwiązuję krzyżówki, żeby oderwać się od złych myśli, żeby nimi nie szkodzić sobie i innym.

Tatuś jest zawsze z nami A człowiek cały czas uczy się – naj- częściej na własnych błędach. Teraz jestem bardziej chora niż moja córka.

Kiedyś złościłam się na nią, że rano nie potrafiła stanąć na nogi. Mówiłam: „Całą noc leżysz, śpisz, nic nie robisz i rano masz takie sztywne nogi, że nie mogę cię postawić!”. Teraz dopiero – kiedy

Anetka mimo swojej niepełnosprawności jest pogodna i aktywna. Bierze udział w Olimpiadach Specjalnych.

ARCHIWUM OŚRODKA W RUDZIE ŚLĄSKIEJ-HALEMBIE

(28)

APOSTOLSTWO CHORYCH

28

P A N O R A M A W I A R Y

cierpię na zanik mięśni i nie potrafię sama się ruszyć – zrozumiałam, że to nie była wina mojej Anetki. Tak więc człowiek uczy się od narodzin aż do śmierci i nigdy nie jest za mądry…

Wieczorem dziękuję Bogu za cały dzień, za ludzi, których spotkałam: i za złych, i za dobrych. I czuję więź z Bo- giem bez przerwy, na okrągło. Czuję tę więź tak samo, jak z mężem, którego nie ma już od 9 lat. Czasami córka się skarżyła: „Tatusia z nami nie ma”. A ja wtedy zawsze odpowiadałam: „Anetko, tatuś zawsze jest z nami. On wszystko widzi i słyszy, choć go nie widać”.

Gdy mam więc problemy, wtedy rozmawiam z Bogiem, skarżę się, proszę o pomoc:

„Co mam zrobić? Potrzebuję czegoś i nie mam możliwości tego zdobyć”. I nagle, ni stąd ni zowąd, ktoś przychodzi do mnie albo dzwoni: „Wiesz, idę do sklepu, chciałam cię

też odwiedzić – może ci coś kupić po drodze? I jest rozwiązanie”. Nie mogę więc na nic narzekać, mimo tego, że czasem jest mi ciężko.

Załamanie jest częścią choroby

Energię do tego, aby – pomimo cier- pienia – być pozytywnie nastawionym do innych czerpię z wiary i z modlitwy.

Gdy wstaję rano, to najpierw proszę Ducha Świętego, aby oświecał mnie przez cały dzień, abym rozumiała nie tyle siebie, co drugiego, nawet tego, któ- ry mi dokucza. Chociaż, wiadomo, jest czasem bunt wewnętrzny. Łzy i śmiech

przeplatają się u mnie na każdym kro- ku. Jednak mobilizuję siebie i innych;

nie można się poddawać! Bo załamanie jest częścią choroby, która się dobija do naszego życia. Każdy z nas ma w życiu takie okresy, kiedy ciągle myśli o swoim cierpieniu: tak mi ciężko, tak mi źle, ja sobie nie dam rady. I to jest najgorsze, co może nam się przytrafić, bo gdy tak się leży zniechęconym i nie ma się na nic ochoty, to za tym następuje brak wiary.

A bez wiary żyć się nie da. Człowiek może żyć tylko wiarą. Gdy ona jest, to nie tylko znika rozpacz, ale ma się tyle różnych rzeczy do zrobienia, że zaczyna

brakować czasu.

Córka też buntowała się przeciw temu, co ją spotka- ło. „Dlaczego nie mogę cho- dzić?” – pytała. „Kochanie, widocznie Bóg tak chciał, widocznie cierpisz za kogoś”

– tłumaczyłam. „A za kogo?”

– dopytywała się. „Nie wiem, kochanie, Bóg to jednak wie. Może za mamę, może za tatusia?” – próbowałam znaleźć odpowiedź. „A czemu tak jest, że musimy cierpieć?” – nie dawała mi spokoju. Wiele musiałam się natrudzić, by nie tylko dla siebie, ale i dla niej od- najdywać sens.

A kochasz mnie?

Moja córka przez 20 lat, jeszcze do niedawna, była podopieczną Ośrodka Caritas dla Niepełnosprawnych w Ru- dzie Śląskiej-Halembie – blisko Bytomia, w którym mieszkam. Od stycznia jest daleko – we wspólnocie „Burego Mi- sia” w Kościerzynie, w województwie

Kiedy mam

problemy,

rozmawiam

z Bogiem, proszę

Go o pomoc.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Wśród bardziej znanych opiekunów osób, których psychika została dotknięta chorobą jest też oczywiście znany na całym świecie, lecz bardziej jako patron zakochanych,

Czas pomiędzy śmiercią a pogrze- bem. Najbliższych czeka wiele spraw do załatwienia. Więc kto może, pomaga, jak potrafi. Organizuję czuwanie mo- dlitewne. Widzę, jak jest

jego maksyma: „Powinno się być dobrym jak chleb; powinno się być jak chleb, który dla wszystkich leży na stole, z którego każdy może kęs dla siebie ukroić i nakar- mić

Ta jego współpraca z medykami może służyć zbliżeniu się nie tylko do samych osób chorych ale także do tych, którzy im zawodowo pomagają. Ufam, że z czasem uda się

Może być myśleniem o sobie – zaspokojeniem własnych żądz, albo może być aktem oddania, zawierze- nia, i w tym przypadku jeśli przychodzi cierpienie – jest to

On jest Zbawicielem, Leka- rzem, który przyszedł, żeby nas uleczyć i który towarzyszy każdemu człowie- kowi w jego cierpieniu” – zwróciła się do chorych..

zaintrygowała mnie opowieść sio- stry. może dlatego, że zawsze lubiłam poznawać fakty i uczyć sie nowych rze- czy. obiecuję sobie, że po powrocie do domu przeczytam w

kiedy tylko udało jej się znaleźć chwilę w ciągu dnia, ale głównie nocą, biegła do kaplicy, gdyż rozumiała, że ofiarności i męstwa tak po- trzebnych w działaniu można