• Nie Znaleziono Wyników

Apostolstwo Chorych, 2016, R. 87, nr 5

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Apostolstwo Chorych, 2016, R. 87, nr 5"

Copied!
52
0
0

Pełen tekst

(1)

L I S T D O O S Ó B C H O R Y C H I N I E P E Ł N O S P R A W N Y C H

RCHIWUM KSPIPP, ODDZIAŁ W KRAKOWIE

Dama miłosierdzia - s. 12

(2)

B

ądź pochwalona Trójco Przenajświętsza, w której mieszka pełnia miłości i jedności. Strzeż każdej myśli mojej i serca mego. Niech przez całe swe życie służę tylko Tobie. Amen.

Andriej Rublow, „Trójca Święta”, ok. 1410 – 1427 r. , Galeria Trietiakowska, Moskwa WWW.FREECHRISTIMAGES.ORG

(3)

Od redaktora

Trwając w paschalnej radości, w Jubileuszowym Roku Miłosierdzia, oddajemy w ręce Czytelników kolejny numer „Apostolstwa Chorych”.

Tym razem jest on poświęcony pielęgniarkom i położnym, które 12 maja obchodzą swoje międzynarodowe święto. Szczególną uwagę pragniemy zwrócić na postać niezwykłej i heroicznej pielęgniarki – Sługi Bożej Hanny Chrzanowskiej. Od lat jest ona wzorem dla pokoleń pielęgniarek, które w swojej codziennej posłudze pragną okazywać chorym miłość miłosier- ną. Wszystkich Was – drodzy Chorzy – ogarniam modlitewną pamięcią oraz proszę, abyście i Wy wspierali modlitwą i ofiarą cierpienia inicjatywy duszpasterskie podejmowane przez Sekretariat Apostolstwa Chorych.

N A S Z A O K Ł A D K A

Dama miłosierdzia

Hanna Chrzanowska przez swoją pielęgniarską posługę

pokazała, co to znaczy żyć miłosierdziem na co dzień.

4

Z B L I S K A

Supermenka ma dziś dyżur

Zawód pielęgniarki jest trudny i wymaga wielkiej siły.

9

B I B L I J N E C O N I E C O

O miłości

O tym, że miłość Boga jest

zawsze wierna.

12

N A S I O R Ę D O W N I C Y

Dama miłosierdzia

Postać krakowskiej pielęgniarki,

która oddała życie chorym.

24

P A N O R A M A W I A R Y

Można inaczej

Świadectwo pielęgniarki, która

przeżyła nawrócenie.

43

M O D L I T W Y C Z A S

Rachunek sumienia pielęgniarki

Pomoc w modlitwie dla tych,

którzy służą chorym.

29

W C Z T E R Y O C Z Y

Pielęgniarska sztafeta

O rodzinie, w której

pielęgniarstwo jest tradycją.

KS. WOJCIECH BARTOSZEK

KRAJOWY DUSZPASTERZ APOSTOLSTWA

CHORYCH

(4)

APOSTOLSTWO CHORYCH

4

RENATA KATARZYNA COGIEL

S

tatystyki są nieubłagane. W Polsce na 1000 pacjentów przypada zale- dwie 5 pielęgniarek. Do 2035 roku sytuacja ta ma się jeszcze pogorszyć, bo – według szacunków – na 1000 pacjen- tów będą wówczas przypadały już tylko 3 pielęgniarki.

Co jest faktyczną przyczyną takiego stanu rzeczy? Zbyt mały prestiż spo- łeczny zawodu, niskie wynagrodzenie, praca zmianowa również w niedziele i święta, a może fakt, że ideę pomagania i dobroczynności dawno włożono już między XIX-wieczne narracje o tym, że chorym poświęcają się jedynie

– za przeproszeniem – stare panny?

Pewnie wszystko po trochu.

Ale nie na statystykach i niepoko- jących prognozach na przyszłość chcę się skupiać. Dużo bardziej zależy mi na tym, aby docenić wciąż istniejące liczne zastępy pielęgniarek, które mimo ewidentnych trudności, mężnie stają przy łóżkach swoich chorych i ani myślą odchodzić z zawodu. Rzetelnie pracują, dokształcają się, są kompetentne, am- bitne i wrażliwe. Wciąż jest ich całkiem sporo.

Wiedza w cenie

Kto wybiera zawód pielęgniarki musi mieć świadomość, że chęć jak najlepszego służenia osobom chorym,

Supermenka ma

dziś dyżur

Pielęgniarki same nie mają wsparcia psychologicznego, a często muszą dawać je pacjentom. Chorzy o zdrowie pytają lekarza, ale porad chcą od pielęgniarki. To jej się zwierzają. Od niej oczekują pomocy – tej psychologicznej i tej medycznej.

(5)

5

APOSTOLSTWO CHORYCH

zobowiązuje do stałego zdobywania koniecznej wiedzy i rozwijania róż- norodnych umiejętności. W obecnej rzeczywistości jest to zobowiązanie na całe zawodowe życie – wiedza bowiem rozwija się bardzo szybko. A przecież odpowiedzialność za zdobywanie coraz to nowej wiedzy przez medyków jest niejako podwójna, ponieważ jej brak wiąże się już nie tylko z niemożnością

udzielenia choremu właściwej pomo- cy, ale często także z niebezpieczeń- stwem wyrządzenia mu nieodwracalnej krzywdy.

Potrzeby i oczekiwania pacjentów różnią się w zależności od ich stanu i ro- dzaju choroby. Innymi umiejętnościami musi więc dysponować pielęgniarka na oddziale ortopedii, a innymi ta, która pielęgnuje pacjentów onkologicznych.

CANSTOCKPHOTO.PL

(6)

APOSTOLSTWO CHORYCH

6

Dlatego warto uświadomić sobie, że praca pielęgniarek na różnych od- działach szpitalnych nie wygląda tak samo. Każdy oddział rządzi się swo- imi prawami, a przebywający na nim chorzy, potrzebują innej pomocy i pielęgnacji. Stąd tak ważną kwestią pozostaje dokształcanie się personelu pielęgniarskiego i zdobywanie przez niego specjalistycznych kwalifikacji.

Zgodnie z Rozporządzeniem Mi- nistra Zdrowia z dnia 29 października 2003 roku w sprawie wykazu dziedzin pielęgniarstwa oraz dziedzin stosowa- nych w ochronie zdrowia, pielęgniarki mają możliwość zdobycia spe-

cjalizacji zawodowej w ponad dwudziestu gałęziach medycz- nych. Mogą to być na przykład:

geriatria, kardiologia, aneste- zjologia, neonatologia, neuro- logia czy onkologia. W prakty- ce oznacza to, że pielęgniarka chcąca wyspecjalizować się

w konkretnej gałęzi medycznej, musi odbyć kurs trwający od 18 do 24 mie- sięcy, który każdorazowo kończy się egzaminem państwowym.

Bezsprzecznie pielęgniarstwo jest dzisiaj odrębną dziedziną medycz- ną o specyficznym zakresie wiedzy i praktyki. W ostatnich latach system kształcenia pielęgniarek uległ rady- kalnym zmianom. Coraz skuteczniej gwarantuje on obecność na rynku pracy takich pielęgniarek, które są przygo- towane do podejmowania samodziel- nych decyzji dotyczących leczenia pacjentów. Oczywiście nie oznacza to, że pielęgniarka wchodzi wówczas

w zakres kompetencji lekarza i wyrę- cza go w jego obowiązkach, ale dzięki swoim dużym umiejętnościom może z profesjonalizmem i pewnością siebie, czynnie uczestniczyć w diagnozowaniu i leczeniu chorych. Na uznanie zasłu- gują więc te pielęgniarki, które mimo kiepskich wynagrodzeń stale podnoszą swoje zawodowe umiejętności. Nawet jeśli nie potrafimy docenić tego teraz, z pewnością docenimy to wówczas, gdy w sytuacji choroby, jedna z nich stanie przy naszym szpitalnym łóżku.

Zawód zaufania społecznego

W styczniu 2006 roku oraz 10 lat później – w styczniu 2016 roku – przeprowadzono wśród Polaków bardzo ciekawe badania. Zapytano ich, która z grup zawodowych wzbudza ich największe zaufanie oraz przedstawicieli jakich profe- sji uznają za najbardziej uczciwych i rzetelnie pracujących. Okazało się, że grupą zawodową cieszącą się naj- większym zaufaniem społecznym były i są niezmiennie pielęgniarki. W 2006 roku wskazało na nie aż 60% bada- nych, a w 2016 roku 59%. Daleko za nimi wymieniano nauczycieli, naukow- ców, lekarzy, prawników, dziennikarzy, policjantów i urzędników. Stawkę – 10 lat temu jak i obecnie – zamykają politycy i parlamentarzyści. I chociaż pielęgniarki na przestrzeni ostatnich 10 lat – jak wskazują badania – również zanotowały 1% spadek poparcia, to jest to spadek najniższy wśród wszystkich

Chory

oczekuje od

pielęgniarki

wielorakiego

wsparcia.

(7)

7

APOSTOLSTWO CHORYCH

grup zawodowych. Dla porównania: na- ukowcy – 13% spadek zaufania, dzien- nikarze – spadek o 29%, policjanci – spadek o 13%, urzędnicy – spadek o 5%, nauczyciele – spadek o 3%, politycy i parlamentarzyści – spadek o 10%.

Jak widać, pielęgniarki od lat cieszą się najwyższym wskaźnikiem zaufania społecznego. Inną kwestią pozostaje oczywiście pytanie, czy one same mają poczucie, że ich zawód jest potrzebny i doceniany – słowem: prestiżowy...

Praca w systemie 3-12-45 Warto zapamiętać ten prosty sche- mat: 3 pielęgniarki na zmianie, 12-go- dzinnny dyżur, 45 pacjentów na od- dziale. Tak często wygląda dzień (albo noc) pracy w szpitalu.

Praca pielęgniarki to nie tylko – jak być może niektórym się wydaje – roznoszenie tabletek. To nieraz ciężka fizyczna harówka.

Tak przebieg swojego rutynowego dyżuru opisuje jedna z moich znajo- mych pielęgniarek: „Zaczynam o go- dzinie 7.00. Od razu idziemy we dwie, z koleżanką, aby wszystkim leżącym pacjentom zmienić pościel i pomóc w porannej toalecie. Mamy około 45 minut na 15 osób, średnio 3 minuty na pacjenta – na umycie całego ciała, zmianę opatrunków, prześcielenie łóż- ka, podanie zleconych przez lekarza le- ków, udzielenie odpowiedzi na pytania, czasem pomoc w karmieniu. Potem, co dwie godziny, zmieniam pozycję kilkunastu pacjentów, z których wielu jest unieruchomionych i waży ponad 100 kilogramów. Mam z tego powodu

spore problemy z kręgosłupem. Oczy- wiście są jeszcze kroplówki, wkłucia, sondy, stomie i cewniki. Wszystko to musi być stale monitorowane i utrzy- mywane w nienagannej czystości. Kiedy o godzinie 19.00 przychodzi zmiana, ja zwykle dopiero wtedy mam czas, aby usiąść do medycznej dokumentacji i uzupełnić zaległości z całego dnia.

Nawet już mój synek zaczął nazywać mnie supermenką”.

Robią swoje

Zawód pielęgniarki należy niewąt- pliwie do tych najbardziej narażonych na działanie specyficznego stresu, któ- rego źródłem jest odpowiedzialność za zdrowie i życie drugiego człowie- ka. Pielęgniarka styka się bezpośred- nio z problemami pacjentów, które są natury nie tylko zdrowotnej, ale często psychologicznej i społecznej. Funkcjo- nuje ona w warunkach dużego napię- cia, które nieraz utrzymuje się przez długi czas. Jest świadkiem ludzkiego cierpienia i śmierci, często przekazuje choremu i jego rodzinie niepomyślne wiadomości na temat diagnozy. Jed- nocześnie człowiek chory oczekuje od pielęgniarki wysokiej sprawności i efektywności działania oraz pełnego zaangażowania i skoncentrowania się na jego osobie.

Pielęgniarki same nie mają wspar- cia psychologicznego, a często muszą dawać je pacjentom. Chorzy o zdrowie pytają lekarza, ale porad chcą od pie- lęgniarki. To jej się zwierzają. Od niej oczekują pomocy – tej psychologicznej i tej medycznej.

(8)

APOSTOLSTWO CHORYCH

8

Zatem specyfika i warunki pracy w zawodzie pielęgniarki wymagają od niej dużej odporności fizycznej i psy- chicznej. Musi ona posiadać zdolność radzenia sobie w bardzo wielu sytu- acjach, często nieprzewidywalnych i niebezpiecznych. Oczekuje się od niej, że z jednej strony będzie wyso- ko wykwalifikowanym i profesjonal- nym medykiem, a z drugiej – ciepłą, serdeczną, delikatną, wrażliwą i pełną zrozumienia powierniczką tajemnic i trosk pacjentów.

Czy aby jedno nie wyklucza dru- giego? Kalkulując na chłodno, pewnie należałoby odpowiedzieć, że owszem, wyklucza. Że nie można być siostrą miłosierdzia i profesjonalistką w jednej osobie. Że albo będzie się chorym fak- tycznie pomagać w wymiarze medycz- nym, albo tylko będzie się ich głaskać po głowie i pocieszać.

Na szczęście wiele pielęgniarek swo- ją postawą i pracą skutecznie zadaje kłam tym chłodnym kalkulacjom. Co- dziennie, wytrwale i z wielkim wyczu- ciem, stają przy łóżkach osób chorych bez narzekania. Konsekwentnie reagu- ją na jeszcze jeden dzwonek pacjenta, który prosi o poprawienie poduszki.

Delikatnie i cierpliwie szukają żyły do wkłucia. Przynoszą pachnące mydło, gdy któryś chory pakując się w pośpie- chu, zapomniał swojego. Cierpliwie karmią, dyskretnie zmieniają pieluchę, z delikatnością podłączają kroplówkę i zakładają cewnik. Są zawsze na czas, robią więcej niż potrzeba, pracują so- lidnie nawet wtedy, gdy oddziałowa nie patrzy im na ręce. Miło im usłyszeć

słowo: „Dziękuję”, ale nie czekają na wdzięczność i dowody sympatii od chorych. Czerwienią się nawet, gdy pacjent spod dziewiątki wpycha im do kieszeni czekoladki. Oczywiście zda- rza się czasem, że mają gorszy dzień.

Wtedy są mniej uśmiechnięte i mniej cierpliwe. Dalej jednak troszczą się i służą swoim chorym.

Po prostu dziękuję!

Ale na zrozumienie i docenienie zasługują także te pielęgniarki, któ- re jednak postanowiły wyjechać „za chlebem” lub odeszły z zawodu. To nieraz wymaga wielkiej odwagi, by po- wiedzieć: „Dłużej nie dam rady”. Nie każdego stać na taką uczciwość wobec siebie i innych. Dobrze byłoby zatem pamiętać, że każdy człowiek – także pielęgniarka – niesie w sobie własną historię, często zakrytą przed innymi.

Dlatego potrzeba dużej ostrożności, by przypadkiem pochopnie kogoś nie ocenić i nie skreślić.

Zachowuję więc w sercu życzliwą pamięć o wszystkich pielęgniarkach, które do tej pory spotkałam i z pomocy których korzystałam. Wiele z nich wzo- rowo – niczym tytułowa supermenka – spełniło swoje obowiązki.

q

(9)

9

APOSTOLSTWO CHORYCH

Z Księgi Psalmów. Miłość Boga jest wierna.

Proszę o otwarcie Pisma Świętego na Psalmie 45.

KS. JANUSZ WILK

P

salm 45 otrzymał formę królewskiej pieśni weselnej. Składano nią hołd królowi i jego nowo poślubionej małżonce. Trudno jednakże przypisać ten utwór do któregoś z władców pa- nujących nad Izraelem, a po jego po- dziale (rok 931 przed Chrystusem) nad królestwem Judzkim lub Izraelskim. Nie jest też wykluczone, że pieśń ta mogła powstać przed niewolą babilońską albo wkrótce po jej rozpoczęciu (rok 586 przed Chrystusem), jako forma duchowej otu- chy, wzmacniającej oczekiwanie na no- wego króla – Mesjasza.

Układ Psalmu jest przejrzysty. Po wstępie (wers 2), będącym dedykacją utworu dla króla, autor opiewa naj- pierw postawę i zalety króla (wersy 3-9), a następnie wychwala królową (wersy 10-16). Wersy końcowe (17-18) zapowia- dają zaślubionej parze królewskiej liczne potomstwo. Psalm poprzedza nagłówek (wers 1), który jest już późniejszą próbą

jego interpretacji. Nie potrafimy określić ani utworu „Lilie”, ani tym bardziej jego linii melodycznej (zob. także Ps 69, 1;

80, 1). Na szczególną uwagę zasługują jego ostatnie dwa słowa, które możemy przełożyć jako „pieśń miłosna” albo „pieśń o miłości”. Przypuszczalnie w tradycji żydowskiej ukierunkowywały one dro- gę jego wyjaśniania. Dedykacja utworu (wers 2) wyraża uniesienie (wzruszenie) psalmisty wobec króla. Natchniony autor pragnie, aby to co napisze, napisał jak najlepiej. Odczuwa, że myśli które powi- nien ubrać w słowa zawierają poetyckie (duchowe) natchnienie.

Swoją pieśń na cześć króla rozpoczął od pochwały jego zewnętrznej postawy (wersy 3-6). Jego piękno wyróżnia go spo- śród „wszystkich synów Adama” („synów ludzkich”) /wers 3/. Zewnętrzny urok władcy był wielokrotnie opisywany na kartach Biblii (zob. np.: 1 Sm 9, 2 – król Saul; 1 Sm 16, 12 – król Dawid).

Piękno króla uwidacznia się rów- nież w jego dzielności. Jest on bohater- skim wojownikiem, zdolnym podjąć

O miłości

(10)

APOSTOLSTWO CHORYCH

10

CANSTOCKPHOTO.PL

(11)

11

APOSTOLSTWO CHORYCH

bój o prawdę i sprawiedliwość. Wersy opisujące jego męstwo (4-6) podkreślają jego prawość i odwagę. W przekonaniu psalmisty król ten jest zdolny zmienić obecną (trudną) sytuację narodu wybra- nego. Panowanie tego króla nigdy się nie skończy (wers 7). Obietnicę wiecznego panowania otrzymała od Boga dyna- stia króla Dawida (zob. 2 Sm 7, 13-16).

Psalmista nie lęka się powiedzieć, że ów tajemniczy król to Bóg. Znając Nowy Testament, łatwiej jest nam zrozumieć te słowa.

Wersy 8-9 nawiązują do uroczystości namaszczenia („koronacji”) nowego króla.

Otrzymuje on wszystko, co ówczesny świat stylistyczno-muzyczny mógł za- oferować. Najlepsze pachnidła – mirrę, aloes i kasję (zob. Pnp 4, 14) sprowadzano z Arabii oraz z Indii, a ozdoby z kości słoniowej podkreślały dostojeństwo króla (zob. 1 Kr 22, 39).

Druga część Psalmu (wersy 10-16) odnosi się do królowej – małżonki me- sjańskiego króla. Rozpoczynający tę sekcję wers 10 uwydatnia jej godność.

Spośród córek królewskich (symbol narodów pogańskich) wyróżnia się ob- lubienica króla. Została przyodziana w złoto z Ofiru – krainy położonej albo w Arabii albo na wschodnim wybrzeżu Afryki, słynącej z najlepszego złota (zob.

np.: 1 Kr 9, 28; Hi 28, 16; Iz 13, 12) oraz otrzymała uprzywilejowane miejsce po prawej stronie króla.

Psalmista w imieniu całego ludu zwraca się do niej, aby go posłuchała i skłoniła swe ucho oraz zapomniała o swym ludzie (wers 11). Słowa te znaj- dują analogię w nakazie, który Abram

(późniejszy Abraham) otrzymał od Boga: „Wyjdź z twojej ziemi rodzin- nej i z domu twego ojca” (Rdz 12, 1). Jak pozytywna decyzja Abrahama otwarła drogę do powstania narodu wybranego, tak pozytywna decyzja oblubienicy króla (wers 12: uznanie go za swojego pana) pozwoli jej stać się osobą szanowaną za- równo przez pogan (których symbolizuje Tyr – prastare fenickie miasto portowe), jak i przez swoich, których symbolizują możni narodu (wers 13).

Kolejne wersy (14-16) opisują weselną szatę oblubienicy i jej orszak zmierzają- cy do królewskiego pałacu. Towarzyszą mu radość i wesele – symbol zaślubin, ale i czasów mesjańskich (zob. Iz 9, 1-2).

Zakończenie Psalmu (wersy 17-18) może dotyczyć królowej (szczególnie do wersu 11). W tym zestawieniu królowa, aby złączyć się ze swoim oblubieńcem musiała opuścić swój dom rodzinny.

W nagrodę za tę decyzję otrzyma licz- ne potomstwo, które będzie wynagro- dzeniem jej wyrzeczenia. Natomiast odnosząc te wersy do króla, otrzyma- my obraz potęgi, panowania i ciągłości dynastii. Wersy te mogą stanowić aluzję do obietnicy, którą otrzymał Abraham i jego żona Sara (zob. Rdz 17, 6).

W Nowym Testamencie Psalm ten (wersy 7-8) jest cytowany w Liście do Hebrajczyków 1, 8-9. Rozważając go z perspektywy ksiąg nowotestamental- nych, odkrywamy w alegorii zaślubin króla i królowej obraz miłości Chrystusa i Jego Kościoła (zob. 2 Kor 11, 2; Ef 5, 21-32; Ap 21, 9).

q

(12)

APOSTOLSTWO CHORYCH

12

Dama miłosierdzia

– Sługa Boża

Hanna Chrzanowska

Ona była damą. Czuła się na swoim miejscu, gdy wykonywała najprostsze czynności salowej, ale także podczas premier teatralnych i koncertów w filharmonii, gdzie była często widywana. Nie wywoływała zdziwienia, gdy podawała choremu basen i gdy rozmawiała o malarstwie czy literaturze.

C

zy to możliwe, że jedna wątła kobieta jest zdolna robić rzeczy, do których realizacji zwykle po- trzeba wielu ludzi? Czy to możliwe, że jeden człowiek potrafi przez lata męż- nie dźwigać ciężary nie tylko swoje, ale także cudze? Czy to możliwe, że jedno ludzkie serce jest tak pojemne, że mieści w sobie nieprzebrane pokłady miłości i współczucia?

Okazuje się, że możliwe. Przekonuje o tym historia życia krakowskiej pielę- gniarki Hanny Chrzanowskiej, dzisiaj kandydatki na ołtarze.

W atmosferze dobroci

Była jesienna noc. W uśpionej War- szawie, gdy zegar odliczał pierwsze mi- nuty nowego dnia, 7 października 1902 roku, w kamienicy przy ul. Senatorskiej 38, przyszła na świat Hanna Helena Chrzanowska – drugie dziecko Wandy i Ignacego Chrzanowskich. Ojciec Han- ny, filolog i historyk literatury, spokrew- niony był ze strony matki z Joachimem Lelewelem i Henrykiem Sienkiewiczem.

Matka Hanny – Wanda – była córką znanego w Warszawie, bardzo zamoż- nego przemysłowca Karola Szlenkiera

(13)

13

APOSTOLSTWO CHORYCH

ARCHIWUM KSPIPP, ODDZIAŁ W KRAKOWIE

oraz siostrą Zofii Szlenkierówny, która ufundowała w Warszawie Szpital Dzie- cięcy im. Karola i Marii. Jak okazało się po latach, to właśnie ciotka Zofia sta- ła się dla Hanny Chrzanowskiej jedną z najważniejszych osób w życiu i miała wielki wpływ na jej późniejsze decyzje.

W rodzinie Chrzanowskich i Szlenkierów od pokoleń panował „duch dobroczyn- ności”, którym mała Hania przesiąkała od najmłodszych lat. Nie od razu jednak jej życiowy cel – pielęgnowanie chorych i niesienie im pomocy – został przez nią jasno odczytany.

Życiowa decyzja

Ważnym momentem w życiu rodziny Chrzanowskich stała się ich przepro- wadzka do Krakowa w 1910 roku, gdzie Ignacy Chrzanowski objął Katedrę Histo- rii Literatury Polskiej na Uniwersytecie Jagiellońskim.

Podstawowe wykształcenie Hanna otrzymała w swoim domu rodzinnym, zaś naukę w szkole średniej w latach 1917-1920 kontynuowała w krakowskim gimnazjum Sióstr Urszulanek. Po zda- niu matury w 1920 roku podjęła studia polonistyczne na Uniwersytecie Jagiel- lońskim, ale po dwóch latach przerwała je, by rozpocząć naukę w nowo otwartej Szkole Pielęgniarstwa w Warszawie.

Właśnie tam Hanna Chrzanowska odnalazła ostatecznie swoje powołanie.

Jadąc jednak do Szkoły Pielęgniarskiej nie przypuszczała jeszcze, że dziełem jej życia będzie propagowanie i tworze- nie pielęgniarstwa domowego, a potem parafialnego. Wręcz przeciwnie, wtedy w ogóle ją to nie pociągało – marzyła

raczej o pracy w szpitalu, o spełnianiu podstawowych posług i o służbie najbar- dziej opuszczonym pacjentom. O ile jej decyzja wyjazdu do Warszawy, o dziwo, nie spotkała się ze sprzeciwem najbliż- szych, o tyle nie pochwalało jej liczne grono znajomych rodziny, którzy nie szczędzili w związku z tym swoich zło- śliwości: „To już Chrzanowscy tak nisko upadli, że córkę dają na pielęgniarkę?”.

Szkoła twardego życia Najważniejsze, że Hanna była szczę- śliwa, mogąc uczyć się pielęgniarskiego fachu. Jednak w szkole uczyła się nie tylko tego, jak prawidłowo robić zastrzy- ki czy dawkować leki. Tam uczyła się czegoś znacznie ważniejszego – uczy- ła się twardego życia. Trudne warunki mieszkaniowe internatu, rygor szkolny i szereg surowych zakazów hartowały ją do naprawdę ciężkiej pracy i kształ- towały w niej postawę radzenia sobie z problemami codzienności, o których

Hanna Chrzanowska z ojcem Ignacym.

(14)

APOSTOLSTWO CHORYCH

14

nie pisano w podręcznikach. W później- szych latach nieraz musiała korzystać z owej wypracowanej, wewnętrznej siły, kiedy znajdowała chorych w gnijących suterenach i na poddaszach krakowskich kamienic.

Kiedy w szkole skończyły się zajęcia teoretyczne i ćwiczenia, wielkimi kro- kami zbliżała się upragniona praktyka, o której Hanna wiele słyszała od star- szych koleżanek. Z radością budziły się w niej uśpione marzenia o pielęgnowaniu chorych w szpitalu. Pierwsze praktyki pozostawiły w jej pamięci niezatarte wspomnienia. Przyniosły radość i moż- liwość sprawdzenia teoretycznej wiedzy w środowisku szpitala, wśród prawdziwie potrzebujących pomocy pacjentów. To było to, co naprawdę chciała w życiu robić, co wpajano jej od dzieciństwa.

Hanna Chrzanowska w swoim pa- miętniku tak opisała czas spędzony w Warszawskiej Szkole Pielęgniarstwa:

„Kiedy myślę teraz o naszym wycho- waniu w szkole – sądzę, że miało ono swoje niedobre, ale i bardzo dobre strony.

Niedobre – bo był przesadny, twardy rygor. Ale stroną bardzo dobrą było nastawienie nas od samego początku ku chorym (...)”.

Pedagog i redaktor

Pod koniec nauki w Szkole Pielę- gniarstwa zaproponowano Hannie wyjazd na roczne stypendium Funda- cji Rockefellera do Paryża. Decyzja na wyjazd wiązała się z podjęciem w przy- szłości przez Hannę pracy instruktorki pielęgniarstwa społecznego, w tworzonej wówczas w Krakowie Uniwersyteckiej

Szkole Pielęgniarek i Higienistek. Po rocznym pobycie we Francji, Hanna wróciła do Krakowa i tam, zgodnie z wcześniejszymi planami, objęła przy- gotowaną dla niej posadę. Niebawem udała się także w kolejną podróż, tym razem do Belgii, aby przypatrzeć się pracy higienistek szkolnych.

Podróże te i zdobyta podczas nich fachowa wiedza owocowały w jej pra- cy pedagogicznej. Hanna Chrzanowska wykładała pielęgniarstwo zdrowia pu- blicznego, uczyła także w Poradni To- warzystwa Walki z Gruźlicą oraz w Po- radni dla Niemowląt. Dzięki swojemu pedagogicznemu talentowi i pogodnemu usposobieniu cieszyła się szacunkiem i sympatią swoich uczennic. Niestety Hanna po trzech latach intensywnej pra- cy w charakterze instruktorki zawodu,

Strasburg, 1925 rok. Hanna Chrzanowska (po prawej) podczas pobytu na stypendium.

ARCHIWUM KSPIPP, ODDZIAŁ W KRAKOWIE

(15)

15

APOSTOLSTWO CHORYCH

poważnie podupadła na zdrowiu. Mu- siała nagle zostawić swoje uczennice i wyjechała na kilkumiesięczne leczenie do sanatorium.

Po powrocie z leczenia Hanna Chrza- nowska poświęciła się pracy publicy- stycznej, obejmując posadę redaktora naczelnego nowego czasopisma pielę- gniarskiego „Pielęgniarka Polska”. Nie- wielkie rozmiary czasopisma mieściły w sobie niesamowicie wiele treści, przede wszystkim zawodowych. Nie trudno się domyślić, dlaczego wśród wielu za- gadnień poruszanych w „Pielęgniarce Polskiej” tak wiele poświęconych było pielęgniarstwu społecznemu. Hanna miała świadomość, że ta dziedzina pielęgniarstwa była jeszcze mało znana polskim pielęgniarkom. Sama przyznała, że kończąc szkołę jako dyplomowana pielęgniarka, nie miała pojęcia o zada- niach pielęgniarstwa społecznego, które poznała bliżej dopiero na zagranicz- nych stypendiach, a potem tak bardzo pokochała.

Hanna Chrzanowska redagowała czasopismo blisko 10 lat, aż do wybu- chu II wojny światowej, która przerwała jego ukazywanie się.

Lata wojny i okupacji

Wojna zastała Hannę Chrzanowską w Warszawie i niemal od razu ukazała jej swe okrutne oblicze. Kolejno docierały do niej wieści o śmierci jej najbliższych:

ukochanej ciotki Zofii Szlenkierówny, ojca Ignacego i brata Bogdana.

Mimo tych tragicznych wydarzeń Hanna nie załamała się. Przeciw- nie, ogrom osobistego nieszczęścia

zmobilizował ją do ofiarnego niesie- nia pomocy potrzebującym. Wróciła do Krakowa i tam zaangażowała się w pracę Sekcji Pomocy Wysiedlonym Polskiego Komitetu Opiekuńczego, jako przewodnicząca w dziale opieki domowej. Pomoc obejmowała nie tyl- ko pojedynczych potrzebujących i ro- dziny, ale także całe transporty liczące nieraz 1500-2000 osób zakwaterowanych w obozach przejściowych. Działały kuch- nie, ogrzewalnie, noclegownie i punkty medyczne. Ważnym miejscem pomocy stał się Dworzec Główny w Krakowie, gdzie oprócz wielorakiego wsparcia można było także uzyskać przydatne informacje, ułatwiające funkcjonowa- nie w okupowanym mieście.

Hanna kierowała pracą wielu ochot- niczek, które zgłaszały się do pomocy.

Większość z nich nie miała żadnego przygotowania więc szkoliła je, przy- dzielając im pod opiekę chorych z od- powiednich dzielnic Krakowa. Hanna wysyłała opiekunki także na wizyty domowe, pozwalające na rozpoznanie rzeczywistych potrzeb mieszkańców.

Niestrudzenie inicjowała również po- szukiwania tych, którzy sami nie zgłaszali się po pomoc, a którzy – jak to często ukazywały realia – znajdowali się w sy- tuacji rozpaczliwej nędzy.

Sekcja Pomocy Wysiedlonym była oficjalnym organem akceptowanym przez Niemców, choć zakres jej pracy zo- stał obwarowany mnóstwem ograniczeń i zakazów. Szczególnie delikatną kwestią była opieka nad dziećmi, którą okupanci bardzo utrudniali. Hanna Chrzanowska starała się sprostać i tym problemom.

(16)

APOSTOLSTWO CHORYCH

16

Znajdowała rodziny zastępcze dla osie- roconych i zagubionych w czasie wojny dzieci. Pisała listy do zamożnych rodzin z prośbą o przyjęcie na obiady jakiegoś zaniedbanego dziecka. Przeprowadzała szczegółowe rozeznanie wśród rodzin zgłaszających chęć adopcji i nie oddawa- ła dzieci rodzinom, które podejrzewała o chęć korzyści i uzyskania łatwej siły roboczej. Organizowała dla dzieci także kolonie letnie. Przyczyniła się do tego serdeczna przyjaciółka Hanny, Maria Sta- rowieyska, która posiadała szerokie zna- jomości w kręgach ziemiaństwa. Dzięki tym kontaktom, w niektórych

dworach organizowano nawet dwudziestoosobowe kolonie.

Od początku wojny Hanna Chrzanowska pracowała tak- że na oddziale noworodków Kliniki Położniczej przy ul.

Kopernika w Krakowie. Z ca- łego serca pragnęła ratować nowonarodzone dzieci, a było

to tym trudniejsze, że funkcję ordynato- ra oddziału pełnił lekarz niemiecki. Na ile było to możliwe, Hanna otaczała też opieką dzieci żydowskie, które często udawało jej się ukryć w krakowskich klasztorach.

Po wieloletnim okresie okupacji nadeszło wreszcie długo oczekiwane wyzwolenie. Kraków odzyskał nie- podległość w styczniu 1945 roku, ale Hanna, jako przewodnicząca Sekcji Pomocy Wysiedlonym, pracowała aż do końca marca, udzielając pomocy powracającym z Rzeszy przymusowym robotnikom i repatriantom. Wiadomo, że przez cały ten czas niezmordowanie

i bezinteresownie pracowała wszędzie tam, gdzie w potrzebie był człowiek, do którego miała możliwość dotarcia.

Nienormowana godzinowo praca, czę- sto, gdy wymagała tego sytuacja, także nocami, pochłonęła ją całkowicie. Jed- na z koleżanek Hanny, Alina Rumun, również pielęgniarka, tak wspominała jej pracę z lat okupacji: „Nie trudno się domyślić, ile łez musiała otrzeć, ilu po- trzebom zaradzić, ilu zrozpaczonym dać promyk nadziei! Lata wojny wpłynęły decydująco na jej postawę wewnętrzną.

Cierpienia własne i całego narodu pogłę- biły jej wiarę i bardziej jeszcze zbli żyły do Boga”.

Pionierka pielęgniarstwa domowego

Czas okupacji pozostawił po sobie wielkie spustoszenie we wszystkich dziedzinach życia Polaków. Potrzeb było bardzo wiele, szczególnie zaś w sferze opieki medycznej. Pewnie dla- tego już w kwietniu 1945 roku reakty- wowana została Uniwersytecka Szkoła Pielęgniarek i Higienistek w Krakowie.

Hanna Chrzanowska niezwłocznie zgło- siła się do przygotowania szkoły do zajęć.

A zadanie to było nie lada trudnością, bo ze szkoły pozostał tylko budynek, który wymagał całkowitej adaptacji. Nie było ani mebli, ani planów szkolenia, ani pomocy naukowych, tak potrzebnych do nauki zawodu.

Latem 1946 roku Hanna wyjecha- ła z grupą koleżanek na stypendium UNRRA do USA, gdzie miała okazję przypatrzeć się, jak działa nowojorskie

Nikt

wcześniej nie

pielęgnował

chorych w ich

domach.

(17)

17

APOSTOLSTWO CHORYCH

pielęgniarstwo domowe. „Poza ogólnym pogłębieniem wiedzy – komentowała później Hanna – wyniosłam stamtąd utwierdzające mnie w przyszłych wal- kach pewniki: że pielęgniarstwo domowe jest pracą bardzo mądrą, bardzo szeroką, że są tutaj potrzebne, tak jak w innych działach, wysokie kwalifikacje”.

Początki pielęgniarstwa domowego w Polsce okazały się trudne ponieważ nikt wcześniej nie wychodził z pomocą naprzeciw pacjentom domowym, nikt nie znał ich rodzinnych środowisk życia, tak jak to było w Europie, Kanadzie i USA.

Hanna Chrzanowska jako pionierka pielęgniarstwa domowego rozpoczęła od zdefiniowania tej zupełnie nowej

w Polsce dyscypliny: „Pielęgniarstwo domowe nie było nigdy u nas rozwinięte na szerszą skalę. Od razu określam więc to, co stanowi jego cechy: pielęgniarka pełni określone funkcje przy chorym;

przede wszystkim zabiegi higieniczne.

Ma pod opieką kilku chorych dziennie, a więc nie pełni stałych dy żurów, tylko w poszczególnych domach spędza prze- ciętnie 1-1,5 godziny, pielęgnuje przede wszystkim chorych chronicznie. Przyj- muje ich pod opiekę w razie rzeczywi- stej potrzeby, niezależ nie od stopnia zamo żności. Pielęgnowanie chorych w domu nie jest zajęciem pobocznym, ale głównym. Pielęgniarka otrzymuje pobory od instytucji, z ramienia której pracuje, a ewentualne opłaty zamo żniej- szych chorych pobiera dana instytucja”.

Wielu chorych, z którymi Hanna i jej uczennice miały na przestrzeni lat kontakt w pielęgniarstwie domowym, cierpiało nie tylko fizycznie – byli oni przede wszystkim zaniedbani, brud- ni i samotni. W tych okolicznościach największym wyzwaniem było niesienie chorym takiej pomocy, która nie po- zbawiałaby ich wieloletnich domowych przyzwyczajeń, nie odbierałaby im po- czucia bezpieczeństwa ale zapewniała szacunek i intymność.

Hanna Chrzanowska w swojej idei niesienia pomocy chorym, zwracała uwa- gę przede wszystkim na sposób odbiera- nia tej pomocy przez pacjentów. W całej jej pracy na pierwszy plan wysuwało się całościowe spojrzenie na chorego. To, co zrozumiała w kontaktach z chorymi i co starała się przekazać w swojej pedago- gicznej pracy, to zapewnienie choremu

ARCHIWUM KSPIPP, ODDZIAŁ W KRAKOWIE

Hanna (po prawej) chociaż była bardzo wymagająca wobec swoich uczennic, okazywała im również ciepło i troskę.

Przez wielu nazywana była pieszczotliwie

„Cioteczką”.

(18)

APOSTOLSTWO CHORYCH

18

takiego dobra, które przez niego same- go będzie odczuwane jako dobro. Była przeciwniczką „uszczęśliwiania” chorego według własnych pomysłów. Przejmująca jest jej refleksja w tym względzie: „Nasz osąd obiektywny, to czasem pseudoosąd.

Zasadniczy błąd, który niestety często popełniają różni pracownicy społeczni to szybka, nieprzemyślana propozycja umieszczenia chorego w zakładzie, gdzie będzie ciepło, czysto i syto. Ale nie bę- dzie ciepło pod własną pierzyną. Co z tego, że będzie czysto, skoro nie będzie nad łóżkiem ulubionych obrazków, ani starego kilimka z zatkniętymi palmami z wielu palmowych niedziel, ani starych gratów, tyle przypominających”.

Epizod kobierzyński

W 1957 roku Hanna Chrzanowska została dyrektorką Szkoły Pielęgniar- stwa Psychiatrycznego w Kobierzynie, a stanowisko instruktorki pielęgniarstwa domowego objęła po niej Zofia Szlendak.

Pomimo wyjazdu do Kobierzyna, Han- na nie straciła kontaktu z działalnością pielęgniarstwa domowego.

Rozłąka nie trwała jednak długo. Po rocznej pracy w Kobierzynie, w 1958 roku Hanna wróciła do Krakowa, ponieważ Ministerstwo Zdrowia rozwiązało Szko- łę Pielęgniarstwa Psychiatrycznego. Nie jest żadną tajemnicą, że Hanna jako dy- rektorka zabierała swoje podopieczne na pielgrzymki i modliła się z nimi, bu- dząc w nich pragnienie służby chorym w duchu Ewangelii. Niewątpliwie więc jednym z powodów zlikwidowania ko- bierzyńskiej placówki stała się właśnie wiara Hanny, stanowiąca dla ówczesnych

władz sporą „przeszkodę” we wdrażaniu komunistycznego systemu wychowania i kształcenia. Z momentem utraty pracy w Kobierzynie dla Hanny Chrzanow- skiej rozpoczął się okres nauczycielskiej emerytury. Ona sama jednak nie bardzo przejęła się utratą dyrektorskiej posady.

Mówiła wówczas: „Teraz będę robiła to, co lubię najbardziej, będę pielęgnowała chorych”.

Pielęgniarstwo parafialne

Końcówka lat 50-tych była dla Hanny Chrzanowskiej okresem przełomowym nie tylko z uwagi na utratę pracy w Ko- bierzynie i przejście na nauczycielską emeryturę, ale także z powodu głębo- kich przeżyć wewnętrznych. W swoim pamiętniku wspominała tamten czas, jako moment ogromnego cierpienia, nie zdradzając jednak, co było jego źródłem.

Powściągliwa i dyskretna w mówieniu o sobie i swoich sprawach zapisała je- dynie: „Są cierpienia tak ostre, że na szczęście dla człowieka, już się całej ich ostrości nie odczuwa, jak się nie słyszy ultradźwięków. Widzi je, słyszy i ocenia jeden tylko Bóg na szlakach swej wła- snej, dla nas niedostępnej, absolutnej sprawiedliwości. Bóg Syn, który – On jeden – wypił kielich do dna. To pewne, że Jemu oddane cierpienie nie idzie na marne, inaczej przeczyłby sam sobie.

Cierpienie oczyszczone, wraz z grze- chami przybite do Krzyża. Nie byłabym w prawdzie, gdybym nie chciała połączyć tego bólu z ową myślą, która mi zaświ- tała na wałach wiślanych koło Tyńca:

oprzeć opiekę nad chorymi o Kościół.

(19)

19

APOSTOLSTWO CHORYCH

Odtąd zaczęłam gwałtownie w sobie i na zewnątrz domagać się i walczyć o urzeczywistnienie tej myśli”.

Już kilka lat wcześniej Hanna Chrza- nowska próbowała nawiązać kontakty ze zgromadzeniami zakonnymi i zachęcić je do opieki nad chorymi. Wówczas jednak nie udało się zrealizować tego pomysłu.

Potrzeba było czasu, by zarówno świec- cy, jaki i duchowni zdali sobie sprawę, że istnieje wielu zaniedbanych chorych, dla których dotychczasowa pomoc oka- zuje się niewystarczająca. Początkowo trudno było również Hannie znaleźć zrozumienie w parafiach. Pracowały tam osoby w zespołach charytatywnych, ale zwykle byli to ludzie starsi z ograniczo- nymi możliwościami niesienia pomocy innym. Także wielu proboszczów nie rozumiało na czym polega konieczność pielęgnacji przewlekle chorych, twier- dząc nieraz, że nie mają u siebie żadnych potrzebujących.

Hanna nie ustawała jednak w poszu- kiwaniu dodatkowej opieki dla chorych.

W krótkim czasie udało jej się zyskać aprobatę ówczesnego biskupa krakow- skiego Karola Wojtyły, który sam odwie- dzał chorych w domach i mobilizował do pomocy innych kapłanów. Jednym z nich był ks. Ferdynand Machay, któ- ry na długie lata stał się fundatorem pomocy organizowanej dla chorych.

Udzielał on wsparcia chorym na różne sposoby, zarówno moralnie, duchowo jak i finansowo. Daleki był od podziałów administracyjnych parafii, co było bar- dzo ważne szczególnie w początkowym okresie rozwoju pielęgniarstwa para- fialnego, gdy chorych było niewielu,

ale za to z różnych dzielnic Krakowa.

Zapytany kiedyś o to, czy będzie udzie- lał pomocy chorym tylko w granicach swojej parafii odpowiedział: „Granice parafii? Przecież miłość Chrystusa nie zna granic!”. Wielkoduszność ks. Ma- chaya była ogromna, ale Hannie cho- dziło jeszcze o coś więcej – o związanie opieki nad chorymi z poszczególnymi parafiami i przede wszystkim o przeko- nanie do tego pomysłu jak największej liczby proboszczów.

Dużą zasługą Hanny było wprowa- dzenie zwyczaju sprawowania Mszy świętych w domach chorych, o co bardzo walczyła u władz kościelnych, a co kiedyś bywało jedynie uprzywilejowaną rzad- kością. Z czasem Msze stały się dużo bardziej dostępne dla chorych, szczegól- nie chronicznych, którzy nieraz całymi latami pozostawali w swoich łóżkach.

Na szerokich wodach miłości

Dzięki determinacji Hanny Chrza- nowskiej dzieło pielęgniarstwa para- fialnego prężnie się rozwijało. Warto przywołać dane statystyczne z tamtego okresu: w 1957 roku w ramach pielę- gniarstwa parafialnego objętych opie- ką było 25 chorych, w 1958 roku – 69, w 1960 roku – 177, w 1969 roku – 485, zaś w 1970 roku było już 563 stałych podopiecznych oraz 491 chorych regu- larnie odwiedzanych, ale bez pielęgnacji.

Tylu chorych pielęgnowanych i od- wiedzanych regularnie, wymagało coraz to nowych rąk do pracy. Hanna Chrza- nowska pozyskiwała do pomocy wolon- tariuszy spośród kleryków, studentów

(20)

APOSTOLSTWO CHORYCH

20

i sióstr zakonnych. Ponieważ większość z wolontariuszy nie miała żadnego przy- gotowania medycznego, organizowała dla nich krótkie kursy. W efekcie tego, podczas 23 kursów przeszkolono po- nad 700 osób, w tym siostry zakonne, nowicjuszki, braci zakonnych i osoby świeckie.

Podczas kursów Hanna Chrza- nowska podkreślała i doceniała rolę osób opiekujących się chorymi. Moż- na powiedzieć nawet, że walczyła z często spotykanymi wśród nich kom- pleksami, wywołanymi wykonywaniem najprostszych posług. Tłumaczyła im niejednokrotnie: „Długie lata byłam instruktorką, dyrektorką. Kierowałam rządziłam, egzaminowałam. Cóż to za radość na stare lata dorwać się do cho- rych: myć, szorować, otrząsać pchły!

Prostota i zwyczajność zabiegów – to najważniejsze dla chorego. Trzeba wy- cofać siebie, puścić się na szerokie wody miłości, nie z zaciśniętymi zębami, nie dla umartwienia, nie dla przymusu! Chy- ba tylko wtedy, kiedy jesteśmy wolni od siebie, naprawdę służymy Chrystusowi w chorych”.

Rekolekcje dla chorych Hanna Chrzanowska troszczyła się o to, by osoby chore, którymi się opiekowała, miały zaspokojone wszyst- kie potrzeby – bytowe, medyczne, ale także duchowe. Na początku lat 60- tych zaczęła myśleć o zorganizowaniu dla chorych kilkudniowych wyjazdów wypoczynkowo-rekolekcyjnych. Dobrze wiedziała, że zmiana otoczenia, kontakt z innymi osobami chorymi i wspólnie

spędzony czas mogą przynieść im wiele dobrego – więcej nawet niż tygodnie żmudnego leczenia czy rehabilitacji.

W 1964 roku w Trzebini, w Domu Re- kolekcyjnym Księży Salwatorianów, od- były się pierwsze rekolekcje dla chorych zorganizowane z inicjatywy Hanny.

Pracy przy organizacji rekolekcji było dużo, ale „Cioteczka” nigdy się jej nie bała i poradziła sobie z nią doskonale.

Od początku umiała nadać rekolekcjom specyficzny nastrój pogody, życzliwości, radości i odprężenia, a udział doświad- czonych rekolekcjonistów tylko pogłębiał tę atmosferę. Hanna stopniowo wciągała we współpracę właścicieli aut, którzy bezinteresownie przewozili chorych, a także studentów i kleryków do pomo- cy przy wnoszeniu niepełnosprawnych po schodach. Wśród rekolekcjonistów znaleźli się znani i cenieni kapłani: ks.

Adam Boniecki, o. Leon Knabit czy o.

Karol Meissner. Rekolekcjami intere- sował się również i bardzo je wspierał arcybiskup krakowski, a później kardy- nał Karol Wojtyła. Osobiście odwiedzał chorych, modlił się z nimi i rozmawiał.

W zadziwiający sposób Boża Opatrz- ność czuwała nad dziełem rekolekcji przez ręce i serca dobrych ludzi. Mimo wielu przeszkód i trudności wciąż znaj- dował się ktoś chętny do pomocy, nigdy też nie zabrakło żywności, potrzebnych leków czy sprzętów. Któregoś dnia na rekolekcjach, ni stąd ni zowąd, pojawił się młody kapłan z reklamówką wypchaną budyniami, które po prostu podarował chorym i... odjechał. Jak się później oka- zało kapłanem tym był Jan Wieczorek, obecnie biskup senior diecezji gliwickiej.

(21)

21

APOSTOLSTWO CHORYCH

Takich „cudów” podczas rekolekcji dla chorych w Trzebini zdarzało się dużo więcej.

Dbałość o formację ducha Mówiąc o Hannie Chrzanowskiej, nie sposób nie wspomnieć o jej duchowości.

Choć codziennie uczestniczyła we Mszy świętej i wiele czasu poświęcała na mo- dlitwę czy pobożną lekturę, sama dość niechętnie opowiadała o swoich doświad- czeniach związanych z wiarą. Ale mimo tej charakterystycznej powściągliwości w mówieniu o wierze, z zaangażowaniem troszczyła się o duchową formację własną i środowiska pielęgniarskiego. Organizo- wała dla pielęgniarek coroczne rekolekcje

oraz kon-f e - ren-c j e t e -

matyczne. Opracowała także „Rachunek sumienia pielęgniarki” i kilka publikacji z zakresu etyki zawodowej. Z czasem zostały zainicjowane również spotkania opłatkowe dla pielęgniarek, w których chętnie uczestniczył kardynał Wojtyła.

Przejście

Wydawało się, że intensywne życie Hanny Chrzanowskiej będzie trwać bez końca, że ta niewyczerpana energia, która ciągle w niej drzemała nawet po latach, czeka tylko na to, by wybuchnąć przy najbliższej okazji do niesienia pomocy potrzebującym. Ale już około roku 1963 u Hanny zdiagnozowano nowotwór. W jej chorobie bywały momenty lepsze i gorsze.

ARCHIWUM KSPIPP, ODDZIAŁ W KRAKOWIE

Kardynał Karol Wojtyła regularnie odwiedzał osoby chore uczestniczące w rekolekcjach w Trzebini. Na fotografii widoczny jest także młody o. Leon Knabit, który angażował się w prowadzenie rekolekcji.

(22)

APOSTOLSTWO CHORYCH

22

W tych lepszych – pracowała bardzo in- tensywnie, w tych gorszych – nieco zwal- niała i cieszyła się z opieki i pomocy naj- bliższych przyjaciół. 13 grudnia 1966 roku przeszła pomyślną operację. Wszystkie późniejsze lata uważała za dodatkowy dar od Boga, jako czas na uporządkowanie swojego życia i dokończenie wszystkich jeszcze niezałatwionych spraw przed tym ostatecznym „przejściem”, do którego przez całe życie starała się przygotować.

Gdy okazywano jej współczucie z powodu cierpienia, często reago- wała słowami: „Owszem, cierpię, ale to bardzo przybliża do Boga”. Kiedy odchodziła, sakramentów na drogę do Wieczności udzielił jej ks. Franci- szek Macharski, późniejszy kardynał.

Zmarła w II niedzielę wielkanocną, 29 kwietnia 1973 roku.

Niech zacznie się proces!

Wkrótce potem w grupie koleżanek i uczennic Hanny Chrzanowskiej zrodziła się myśl o wszczęciu jej procesu beatyfi- kacyjnego. To niezwykłe, że inicjatywa ta wyszła właśnie ze środowiska samych pielęgniarek, które znały Hannę, uczyły się od niej i były świadkami jej życia oddane- go chorym. Wszystkie one były głęboko przekonane, że spotkały w osobie Hanny ucieleśnienie autentycznej świętości.

Oficjalne otwarcie procesu beatyfi- kacyjnego Hanny Chrzanowskiej miało miejsce 3 listopada 1998 roku w Krakowie, 25 lat po jej śmierci. W zbieranie doku- mentów, świadectw, pamiątek i rękopisów przydatnych w procesie, zaangażowało się wiele osób. Uczennica Hanny, Helena Matoga, została wicepostulatorką procesu na szczeblu diecezjalnym. Wspomina ona, że niezwykłą działalność swojej nauczy- cielki odkryła tak naprawdę dopiero wiele lat po jej śmierci, wcześniej – gdy miała z nią kontakt za życia – nie do końca zdawała sobie sprawę, jak daleko sięgały jej oddanie i miłość do osób najbardziej potrzebujących.

Mamy buty bez sznurówek

Kiedy 30 grudnia 2002 roku ks. kar- dynał Franciszek Macharski uroczyście zamykał diecezjalny etap procesu be- atyfikacyjnego Hanny Chrzanowskiej, pozwolił sobie na osobisty komentarz dotyczący tego wydarzenia: „No to buty mamy, ale nie mamy sznurówek”.

Jedno z ostatnich zdjęć Hanny Chrzanowskiej wykonane około roku 1971.

ARCHIWUM KSPIPP, ODDZIAŁ W KRAKOWIE

(23)

23

APOSTOLSTWO CHORYCH

Mówiąc o brakujących sznurówkach, kardynał miał oczywiście na myśli cud za przyczyną Sługi Bożej, który pozwoliłby niejako spiąć klamrą jej pełne świętości życie i potwierdzić słuszność starań o wy- niesienie jej na ołtarze.

Obecnie zgromadzono bardzo wiele świadectw dotyczących uzdrowień i łask otrzymanych za wstawiennictwem Hanny Chrzanowskiej. Wszystkie one – zgodnie z procesową procedurą – są dokładnie sprawdzane i badane. Wiele osób głęboko wierzy, że otrzymało upragnione łaski od Boga właśnie za jej przyczyną.

O cudownej Bożej interwencji za wstawiennictwem Hanny Chrzanowskiej jest przekonana np. Izabela Ćwiertnia, prezes krakowskiego oddziału Katolic- kiego Stowarzyszenia Pielęgniarek i Po- łożnych Polskich, której córka Dobrusia bez szwanku wyszła z ciężkiego zapalenia trzustki oraz z sepsy. „Podczas pobytu Dobrusi w szpitalu, poprosiłam o od- prawienie Mszy świętej o jej całkowite uzdrowienie za wstawiennictwem Hanny Chrzanowskiej. Oprócz tego cały czas modliliśmy się w tej intencji i położyliśmy na piersiach dziecka szkaplerz Hanny.

Dobrusia, która była właściwie w stanie agonalnym, po blisko dwóch miesiącach walki o jej życie, wróciła do zdrowia. Mia- ła wówczas 10 miesięcy, dzisiaj ma 13 lat.

Dla mnie, jako matki jest to prawdziwy cud. Wierzę, że Hanna Chrzanowska uprosiła u Boga zdrowie dla mojej córki”.

W obliczu podobnych świadectw po- zostaje jedynie modlić się o kolejne łaski i cuda za przyczyną Sługi Bożej Hanny Chrzanowskiej. Również ja modlę się gor- liwie, by Pan Bóg jak najprędzej pozwolił

„zasznurować” owe buty pielęgniarskiej świętości.

opracowała: RENATA KATARZYNA COGIEL

Modlitwa o beatyfikację Sługi Bożej Hanny Chrzanowskiej

Boże, Ty w szczególny sposób powołałeś służebnicę Twoją Hannę Chrzanowską do

służby chorym, biednym i opuszczonym.

Daj, aby ta, która całym sercem odpowie- działa na Twoje wezwanie, dostąpiła chwały

ołtarzy, a nas swoim przykładem stale zachęcała do niesienia pomocy bliźnim.

Za jej przyczyną racz nam udzielić łaski, o którą z wiarą i ufnością prosimy.

Przez Chrystusa Pana naszego. Amen.

Redakcja składa podziękowania za pomoc i udostępnienie materiałów archiwalnych o Słudze Bożej Hannie

Chrzanowskiej. Pomogli nam:

Tadeusz Wadas, przewodniczący Małopolskiej Okręgowej Izby Pielęgniarek i Położnych, Helena Matoga, wicepostulatorka procesu beatyfikacyjnego Hanny Chrzanowskiej

na szczeblu diecezjalnym, Izabela Ćwiertnia, prezes krakowskiego oddziału Katolickiego Stowarzyszenia

Pielęgniarek i Położnych Polskich oraz Hanna Paszko, emerytowana pielęgniarka i współautorka książki

o Hannie Chrzanowskiej.

q

(24)

APOSTOLSTWO CHORYCH

24

Można inaczej

/Świadectwo/

ALEKSANDRA NAPIERAŁA

K

iedy poproszono mnie, abym w formie krótkiego świadectwa opowiedziała o swojej pracy pielęgniarki, wahałam się. Był bowiem w moim życiu zawodowym czas, z któ- rego nie jestem dumna. Na szczęście mam go już za sobą.

Nie na miejscu

Gdybym powiedziała, że wybrałam zawód pielęgniarki z potrzeby serca, nie byłabym szczera. Zrobiłam to głównie dlatego, że roztoczono przede mną wi- zję bardzo dobrze płatnej pracy w tym zawodzie za granicą. Taki był mój plan:

skończyć pielęgniarską szkołę, podszli- fować znajomość angielskiego i wyje- chać do pracy, najlepiej do Norwegii albo Holandii. Tak faktycznie się stało.

W 2005 roku, od razu po skończeniu studium, wyjechałam do Holandii, gdzie dostałam propozycję pracy w Domu Spokojnej Starości na przedmieściach Amsterdamu. Najpierw czekał mnie miesięczny intensywny kurs języka holenderskiego. Dość szybko zaczę- łam dogadywać się w tym języku, po- magałam sobie również angielskim.

W Domu Spokojnej Starości mieszkało 50-ciu podopiecznych w różnym stanie.

Były to głównie osoby zniedołężniałe, niesamodzielne i wymagające ćwiczeń rehabilitacyjnych. W tej prywatnej pla- cówce przeznaczonej dla osób dobrze sytuowanych, podopieczni mieszkali w świetnych warunkach, w pokojach jedno i dwuosobowych. Mogli cieszyć się doskonałą kuchnią, najwyższej klasy sprzętem, miłą atmosferą.

Do moich obowiązków należało pie- lęgnowanie chorych: podawanie leków, Od momentu powrotu, czyli od 2007 roku, pracuję za połowę niższą pensję. I mogę powiedzieć, że dopiero teraz jestem szczęśliwa.

Zrozumiałam o co naprawdę chodzi w pracy pielęgniarki.

(25)

25

APOSTOLSTWO CHORYCH

karmienie, pomoc w myciu i ubieraniu się, zmiana pościeli, organizacja zajęć w sali rekreacyjnej, towarzyszenie, roz- mowa. Od samego początku czułam się jakoś „nie na miejscu”. Brakowało mi cierpliwości, szybko się denerwowa- łam i męczyłam. Irytowało mnie, że pacjenci wciąż zadają te same pytania, brzydziłam się zmieniać ich brudną

pościel albo czyścić ubrania z resztek jedzenia. Praca ta była jednak bardzo dobrze płatna, więc zaciskałam zęby i tak mijały kolejne tygodnie.

Przełomowa chwila

Któregoś dnia zajmowałam się pa- cjentem, który poruszał się przy pomocy chodzika. Radził sobie dosyć dobrze, ale

CANSTOCKPHOTO.PL

(26)

APOSTOLSTWO CHORYCH

26

potrzebował asekuracji. Chory prawie wcale się nie odzywał więc kontakt z nim był utrudniony. Miał jednak pogodną twarz i nie sprawiał żadnych kłopotów.

Kiedy szliśmy długim korytarzem, no- gawka jego piżamy zaplątała się nie- szczęśliwie w kółko chodzika i chory potknął się, szarpiąc mnie gwałtownie w bok. Mimo, że nic poważnego się nie stało, wściekłam się. Zaczęłam na niego krzyczeć i ubliżać mu. Był całkowicie zaskoczony i zdezorientowany, ale nie dał po sobie poznać, że coś jest nie tak.

Nadal delikatnie się uśmiechał i kiedy znów złapał równowagę, ufnie – jak gdy- by nigdy nic – wyciągnął rękę

w moją stronę, by ponownie wesprzeć się na moim ramie- niu. Mimo, że wyrządziłam mu krzywdę, wciąż widział we mnie przyjaciela, jedyne swoje oparcie.

To był dla mnie moment przełomowy. W tamtej jednej

chwili zrozumiałam, że dłużej tak nie może być. Wystraszyłam się, że będę zdolna postąpić w ten sposób również z innymi. Po tym incydencie przepłaka- łam całą noc i wkrótce podjęłam decy- zję o powrocie do Polski. Dzisiaj mogę powiedzieć, że to była decyzja najlepsza z możliwych. W Holandii przepraco- wałam łącznie 15 miesięcy.

Od momentu powrotu, czyli od 2007 roku, pracuję za połowę niższą pensję. I mogę powiedzieć, że dopiero teraz jestem szczęśliwa. Zrozumiałam o co naprawdę chodzi w pracy pielę- gniarki. Dotarło do mnie, że pielęgniar- ka ma być dla chorego przyjacielem,

a nie najemnikiem. Przekonałam się, że moje motywacje w wyborze zawodu były czysto materialne i że chorzy tak naprawdę w ogóle mnie nie interesowali.

Przyznałam to sama przed sobą i to w ja- kimś sensie mnie uratowało. Upłynęło trochę czasu zanim wszystko na nowo sobie poukładałam i zrozumiałam, że można inaczej.

Chcę w tym miejscu zaświadczyć, że po powrocie z Holandii, przeżyłam swoje nawrócenie. Owszem, byłam oso- bą wierzącą, ale mój kontakt z Panem Bogiem był raczej okazjonalny. Kiedy oparłam całe swoje życie, także pracę, o Pana Boga, gdy wróciłam do regularnej modlitwy i do przyjmowania sakramentów wszystko zaczęło się układać – dzień po dniu, tydzień po tygodniu.

Obecnie pracuję w szpita- lu, na oddziale ortopedycznym.

Praca ta nie należy do łatwych, ale daje mi wiele radości. Dzisiaj trak- tuję swoją pracę z chorymi jako misję do spełnienia i wierzę, że to Bóg posyła mnie do nich. Być może ten fatalny in- cydent sprzed lat był potrzebny po to, bym zrozumiała gdzie jest moje miejsce i jakimi wartościami powinnam kiero- wać się, służąc chorym. Chciałabym jak najlepiej wywiązywać się z tego zadania.

q

Wierzę, że to

Bóg posyła

mnie do

chorych.

(27)

27

APOSTOLSTWO CHORYCH

WANDA BUDRYS

O

d ośmiu lat pracuję jako po- łożna w jednym ze szpitali na Opolszczyźnie. Ponieważ stop- niowo wzrasta w naszym regionie licz- ba urodzeń – również mnie przybywa obowiązków.

Służba i poświęcenie

O pracy położnej myślałam od czasu szkoły podstawowej. Już wtedy co nieco wiedziałam o tym zawodzie, bo położną jest moja ciocia, która nieraz opowiadała mi o swojej pracy. Pamiętam, że zawsze z wielkim zainteresowaniem słuchałam tych opowieści. Głęboko w serce zapa- dły mi często powtarzane przez nią słowa: „Pragnieniem każdej przyszłej mamy jest to, by jej poród przebiegał spokojnie, a dziecko przyszło na świat zdrowe. Jeśli w przyszłości zostaniesz

położną, pamiętaj, że twoim zadaniem będzie służba i całkowite poświęcenie się rodzącym kobietom”. Szczególnie zapa- miętałam dwa słowa – służba i poświę- cenie. Potem wielokrotnie wyobrażałam sobie, jak to jest towarzyszyć kobietom w porodzie i pomagać im wydać na świat nowe Życie. Wiele myślałam o tym, na czym w praktyce miałaby polegać owa służba i jak daleko powinno sięgać po- święcenie, o którym mówiła mi ciocia.

W pełni zrozumiałam to dopiero wów- czas, gdy po latach sama zaczęłam pracę w zawodzie położnej.

Podczas nauki zawodu, uczulano mnie, że najważniejsza w czasie porodu jest matka i jej rodzące się dziecko – nie lekarz, nie pielęgniarka, nie położna, nawet nie ojciec dziecka często obec- ny przy porodzie. W czasie wszystkich porodów, przy których asystowałam, starałam się o tym pamiętać. Robiłam i robię wszystko, by każda kobieta jak

Chcę służyć Życiu

/Świadectwo/

Dla mnie przyjście na świat dziecka – zwłaszcza chorego – jest chwilą świętą. Jako osoba wierząca, noszę w sobie przekonanie, że dziecko takie jest szczególnie miłowane przez Boga i chciane mimo choroby.

(28)

APOSTOLSTWO CHORYCH

28

najlepiej wspominała dzień przyjścia na świat swojego dziecka. Mam zasadę, że zawsze krok po kroku informuję kobie- tę o tym, co po kolei będzie się działo.

Uprzedzam o zbliżających się skurczach, instruuję o sposobie oddychania, robię zimne okłady na czoło, uspokajam i od- powiadam na pytania.

Chwila święta

Wielką radość sprawia mi widok szczęśliwej mamy, której nowonaro- dzone dziecko leży z główką przytuloną do jej twarzy – jest zdrowe i silne. To chwila, której nie da się porównać z ni- czym innym. Ale kilkakrotnie pomaga- łam przyjść na świat również dzieciom chorym. Te porody są inne. Inne, bo od samego początku wszystkim towarzy- szy lęk o życie dziecka, które rodzi się z widocznymi wadami lub upośledze- niem. Kiedy rodziły się przy mnie dzieci

chore, miałam to szczęście, że zawsze były przyjmowane z wielką miłością i troską przez swoich rodziców. Wiem jednak, że nie zawsze tak jest. Bywa, że dzieci chore zostają porzucone w szpitalu albo oddane do adopcji. Jakże wielkiej potrzeba miłości i odwagi, by rodzące się chore dziecko przyjąć i otoczyć opieką!

Dla mnie przyjście na świat dziecka – zwłaszcza chorego – jest chwilą świę- tą. Jako osoba wierząca, noszę w sobie przekonanie, że dziecko takie jest szcze- gólnie miłowane przez Boga i chciane mimo choroby. W swojej pracy nie dzie- lę dzieci na zdrowe i chore, na chciane i porzucone, na piękne i zdeformowane.

Staram się służyć każdemu rodzącemu się Życiu. Taki wybrałam zawód. To jest moje powołanie i jestem z tego dumna.

q

ALLAN KORUP

(29)

29

APOSTOLSTWO CHORYCH

Pielęgniarska

sztafeta

Halina Wieczorek, Irena Wajda, Beata Kuczera i Alicja Kuczera – prababcia, babcia, mama i córka – wszystkie są pielęgniarkami.

Opowiadają o swojej pracy i o tym, jak przez lata zmieniało się oblicze ich zawodu.

REDAKCJA: – Od jak dawna pielęgniarski fach jest obecny w Waszej rodzinie?

BEATA KUCZERA (BK): – Od pięciu pokoleń.

Akuszerką była moja nieżyjąca już pra- babcia Róża. Pałeczkę przejęła po niej moja babcia Halina, która nie jest już czynną pielęgniarką z uwagi na wiek, ale wciąż służy rodzinie pomocą i do- brą radą. Następna w kolejce jest moja mama Irena, która choć doczekała się już pielęgniarskiej emerytury, nadal odwiedza chorych. Ja również jestem pielęgniarką, póki co z 20-letnim do- świadczeniem. Moja najstarsza córka Alicja kontynuuje rodzinną tradycję i kończy wkrótce pielęgniarstwo.

– To prawdziwa pielęgniarska sztafeta pokoleń.

BK: – Chyba można tak powiedzieć.

Ale chcę zaznaczyć, że choć zawód pie- lęgniarki w naszej rodzinie przechodzi z pokolenia na pokolenie, to wybór tej drogi był u każdej z nas całkowicie do- browolny. Nikt nikogo do niczego nie zmuszał. Owszem, każda z nas podpa- trywała pracę poprzedniczki, dopytywa- ła się, radziła. Ale decyzję o wejściu do zawodu podejmowałyśmy samodzielnie.

IRENA WAJDA (IW): – No tak, ale w moim przypadku, fakt, że w rodzinie przede mną były pielęgniarki, miał jednak decy- dujące znaczenie. Dzięki relacjom babci

(30)

APOSTOLSTWO CHORYCH

30

i mamy, dobrze wiedziałam, z czym wiąże się wybór tego zawodu. Jeszcze na długo przed ukończeniem szkoły, mogłam poznać jego blaski i cienie.

HALINA WIECZOREK (HW): – A ja zostałam pielęgniarką trochę przypadkiem. Moja mama była akuszerką, czyli osobą, która pomagała kobietom rodzić dzieci. Dzi- siaj powiedzielibyśmy, że była położną.

Nie miała jednak żadnego fachowego przygotowania poza własnym doświad- czeniem kilku porodów. Mieszkaliśmy na wsi, gdzie trudno było o jakąkolwiek medyczną pomoc. Moja mama pełniła funkcję akuszerki całkowicie bezpłat- nie. To nie była jej praca zawodowa, ale życzliwa sąsiedzka pomoc.

BK: – Tak, ale choć prababcia Róża nie ukończyła pielęgniarskiej ani po- łożniczej szkoły, pozostanie dla nas największym autorytetem. Ona miała w sobie niezwykłą mądrość, której nie nabywa się w żadnej szkole.

– Ty, Alicjo, pewnie czujesz na swoich barkach wielką odpowiedzialność sko- ro na pielęgniarskiej drodze poprze- dziły Cię: mama, babcia, prababcia i praprababcia...

ALICJA KUCZERA (AK): – Nie da się ukryć.

Z jednej strony to faktycznie wielka od- powiedzialność i zarazem obawa, by nie zhańbić tego zawodu, ale to także nieoceniona pomoc i możliwość od- krywania najbardziej niedostępnych tajników zawodu.

– Rozumiem, że zawodu uczysz się więc nie tylko na studiach, ale także w rodzin- nym domu.

AK: – Przede wszystkim w domu!

Przed każdym egzaminem, zwłaszcza praktycznym, jestem szczegółowo in- struowana i przepytywana przez ko- misję w składzie: mama, babcia i pra- babcia. Stres jest dużo większy niż na prawdziwym egzaminie, ale dzięki tym domowym sprawdzianom mam później przewagę i więcej pewności siebie.

BK: – Muszę przyznać, że choć Ala ma duże umiejętności i bardzo dobrze radzi sobie na uczelni, to dzisiejsza na- uka zawodu wygląda już całkiem inaczej niż przed laty. Dzisiaj na kierunkach pielęgniarskich nie uczy się już tego, czego uczono mnie albo moją mamę.

– Co konkretnie ma Pani na myśli?

BK: – Myślę na przykład o wielu godzinach spędzanych na praktykach w domu chorego. Dzisiaj, o ile wiem, nie ma na to zbyt dużo czasu. Pamiętam, i moja mama chyba też to potwierdzi, że nas uczono głównie przez praktykę.

Chodziłam do chorych, których często miałam za zadanie sama sobie znaleźć i moją misją było zaopiekowanie się nimi. Musiałam zadbać o chorego kom- pleksowo: podać leki, zrobić zastrzyk, zmienić pościel, przynieść zakupy, wy- szorować wannę, wywietrzyć pokój, na- karmić psa. Trzeba było dla chorego być nie tylko pielęgniarką ale często także sprzątaczką, kucharką i po prostu przytulanką, której mógłby wypłakać się w rękaw.

IW: – Tak, moja córka ma rację. Ciągle chodziłam po domach i pielęgnowa- łam chorych w najrozmaitszych wa- runkach, nieraz bardzo trudnych. Nie

(31)

31

APOSTOLSTWO CHORYCH

CANSTOCKPHOTO.PL

Cytaty

Powiązane dokumenty

Wśród bardziej znanych opiekunów osób, których psychika została dotknięta chorobą jest też oczywiście znany na całym świecie, lecz bardziej jako patron zakochanych,

Czas pomiędzy śmiercią a pogrze- bem. Najbliższych czeka wiele spraw do załatwienia. Więc kto może, pomaga, jak potrafi. Organizuję czuwanie mo- dlitewne. Widzę, jak jest

jego maksyma: „Powinno się być dobrym jak chleb; powinno się być jak chleb, który dla wszystkich leży na stole, z którego każdy może kęs dla siebie ukroić i nakar- mić

Ta jego współpraca z medykami może służyć zbliżeniu się nie tylko do samych osób chorych ale także do tych, którzy im zawodowo pomagają. Ufam, że z czasem uda się

już 13 maja 2005 roku ogłoszono decyzję benedykta XVi, by w przypadku jana pawła ii odstąpić od wymaganego przez przepisy kościelne okresu 5 lat od śmierci danej osoby i

Zastanów się nad tym tematem i odpowiedz „czy akceptuję siebie takim jakim jestem”?. „Akceptować siebie to być po swojej stronie, być

Z uwagi jednak na fakt, że w łodziach próbujących pokonać Morze Śródziemne znajdują się obok Erytrejczyków, Sudańczyków i Somalijczyków również Gambijczycy, Senegalczycy

pielęgnowana w rodzinie pamięć tego cudu sprawiła, że już przez całe życie marta uciekała się do maryi we wszystkich swoich sprawach, przekonana, że matka najświętsza nie