• Nie Znaleziono Wyników

J\s. 39. Warszawa, d. 30 września 1894 r. T o m X I I I . TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "J\s. 39. Warszawa, d. 30 września 1894 r. T o m X I I I . TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

J\s. 3 9 . Warszawa, d. 30 września 1894 r. T o m X I I I .

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

P R E N U M E R A TA „W S Z E C H $ W IA T A “ . W W a rs z a w ie : rocznie rs.

kw artalnie ,, Z p rz e s y łk ą p o c zto w ą : rocznie

półrocznie

K o m ite t R edakcyjny W s zec h ś w iata stanow ią Panow ie:

D eike K., D ickstein S., Ilo y e r H ., Jurkiew icz K., K w ietniew ski W ł., K ram sztyk S., M orozewicz J., Na- tanson J., Sztolcm an J., Trzciński W. i W róblew ski W.

Prenum erow ać można w Redakcyi „W szechświata*

i w e wszystkich księgarniach w kraju i zagranicą.

A d r e s lESed-ałsc^i: Klra.łro^rsłcis-nPrzecim.ieścle, 2STr 66.

F I Z Y C Z N O - T E C H N I C Z N Y w B e rl in ie .

„B adanie naukowe w kierunku doświad­

czalnym, powiada W e rn er Siemens, stw arza zawsze g ru n t pewny dla postępów technicz­

nych i wiąże się ściśle z przemysłem danego kraju. J e s t ono niezawodnie najdzielniej­

szym środkiem podniesienia przem ysłu.” W y­

razy te m ogłyby służyć za m otto dla instytu­

tu fizyczno-technicznego wystawionego przez państwo niemieckie w C harlottenburgu pod Berlinem . Z ak ła d ten rozległą swoją dzia­

łalnością dosięga wszystkich gałęzi nauk fi­

zycznych, o ile one m ają styczność ze spraw a­

mi techniki. Bliższe rozpatrzenie tej dzia­

łalności, jak o ze wszech m iar godnej uwagi, będzie przedm iotem niniejszego artykułu, opartego w części na broszurce d-ra Lumme- ra , opisującej cele i działalność instytutu, w części n a spostrzeżeniach, jak ie udało mi

[ się zrobić w czasie zwiedzania instytutu

! w ciągu la ta r. b.

Usiłowania, które ostatecznie doprowadziły do założenia tego wyjątkowego przytułku i nau k doświadczalnych, odnoszą się do po­

czątku siódmego dziesiątka naszego wieku.

W"tedy, pomimo rozkwitu czystej wiedzy fi­

zycznej w Niemczech, daw ał się - zauważyć

! w mechanice i optyce technicznej pewien za­

stój a nawet ruch wsteczny. W k raju F rau n - hofera, M artiusa, Beichenbacha i in. zakłady rządowe m usiały zaopatryw ać się w p rz y rz ą ­ dy geodezyjne i wogóle ścisłe po za granicam i k raju . N aw et w optyce, owej dumie N ie­

miec, fabrykacya niemiecka stała się zależną od h u t obcych, które, rozumie się, nie zdra­

dzały swoich sekretów i ciągnęły z nich zyski poważne. Takiem u stanowi rzeczy sprzyjało wiele warunków jednocześnie.

Potężnie w zrastający wielki przemysł, zwłaszcza elektrotechniczny, kierował do sie­

bie lepsze siły mechaniczne, a zarazem przez wielkie zapotrzebowania niekorzystnie od­

działywał na wyrób m ateryałów surowych.

T ak ważne m ateryały ja k szkło, m etale i ich

stopy stosownie do życzeń wielkiej fabryka-

cyi stawały się coraz tańszemi, trac ąc na

przym iotach niezbędnych dla ścisłej techniki.

(2)

610 W SZ EC H SW IA T . N r 3 9 .

Szkło naprzykład zyskało łatw ą topliwość kosztem odporności n a wpływy atmosferyczne i chemiczne. N ajgorszem pono złem była okoliczność, że wady przyrządów ujaw niały się dopiero po ustawieniu przyrządu, w chwili najniedogodniejszej, bo podczas pracy. Zby­

wało mechanikom n a owej spójni wewnętrz­

nej między wiedzą a prak ty k ą, jakiej techno­

logia chemiczna zawdzięcza wysokie swoje stanowisko w przemyśle, Co praw da, b ad a­

nia chemiczne nie w ym agają tylu środków pomocniczych co fizyczne, wcześniej więc mo­

gli chemicy oddać się na usługi przem ysłu, który w ynagradzał ich sowicie i wciąż popy­

chał do coraz dalszych badań. Inaczej dzieje się ze wszystkiemi rzem iosłami, stojącem i na gruncie fizycznym.

Doświadczalne próby fizyczne wym agają przestrzeni, kosztownych narzędzi, czasu i pieniędzy— warunków w rzadkich może wy­

padkach posiadanych przez największe insty- tucye naukowe. „Ponieważ państwo, powia­

da Siemens, opiekuje się wyłącznie nauką czystą, nic dziwnego, że rękodzieła m echa­

niczne m uszą być upośledzone i w praktyce, m uszą ustępować chemicznym.” Do pewne­

go stopnia łagodziły stan rzeczy nagrody przeznaczane przez samychźe techników za pewne ulepszenia lub wynalazki; jednakże do tego, aby rzem iosła mechaniczne utrzym ać na stosownym poziomie i wciąż je podniecać, konieczną była ciągła wymiana stosunków pomiędzy niemi a badaniam i fizycznemi.

Pierw sze propozycye, dążące do poparcia upadającej techniki ścisłej, wyszły od grupy uczonych r. 1872, na czele której stali Helm- holtz i D u Bois Reymond. W odpowiedzi na to do ro zp atrzenia sprawy rząd niemiecki wyznaczył komisyą z feldm arszałkiem hr.

M oltkem n a czele, jako dyrektorem głównego b iu ra pomiarów w królestwie pruskiem . Owo- ; cern działań tej komisyi były „wnioski dążące

j

do podniesienia m echaniki naukowej i wiedzy o przyrządach” (w r. 1883), które w prost wska­

zywały konieczność stw orzenia nowego insty­

tu tu w kierunku przyrodniczym i technicz­

nym. N a przyspieszenie biegu rzeczy około tego czasu, w płynęła petycya „stowarzyszenia berlińskich mechaników i optyków” do p ru ­ skiego m inistra oświaty, w której zaznaczano, że oprócz b adania własności m ateryałów su­

rowych, koniecznem się stało sprawdzanie |

przyrządów najrozm aitszych oraz ich części jak o to podziałek koła, noniuszów i t. p., tu ­

dzież przepisów, norm pracy i t. p. Tryumfy osięgnięte przez Abbego i S chotta około r.

1880 w jenajskiej pracowni technicznej do badania szkła wskutek poparcia ze strony państw a, zachęcały do naukowego zbadania nowego szkła, jego przydatności do celów optycznych, chemicznych i termicznych, jako- to term om etrów, barometrów, manometrów i t. d. Rozmaite żądania i życzenia m iała rozw ijająca się nad wszelkie spodziewanie elektrotechnika. W dziedzinie tej, podobnie ja k w fotom etryi, panow ała dowolność i zam ęt nieopisany, tu taj więcej niż gdzieindziej d a­

w ała się uczuć potrzeba spraw dzania przy­

rządów i ustalenia jednostek praktycznych.

Światłe grono uczestników komisyi wskazy­

wało owe zadania, jak o należące do czynno­

ści przyszłego instytutu; słusznie też podno­

szono znaczenie urzędowego poświadczenia dla rozwoju fabrykacyi, następstwem tego byłyby z jednej strony ulepszenia konstruk­

cyjne przyrządów mierniczych, wzmożenie ich obrotu i wywozu z państwa. A nadto ponie­

waż każde poświadczenie przypuszcza odrazu, że mamy pojęcie o granicach błędów danego przyrządu i za wierność jego, po sprawdzeniu w tych granicach, w razie prawidłowego uży­

cia ręczymy, więc prowadziłoby to konsek­

wentnie do sprawdzenia metod badania istnie­

jących i wynalezienia zupełnie nowych sposo­

bów mierzenia. Z ad an ia te dom agały się I z wszechwładną koniecznością założenia w przyszłym instytucie oddziału poświęcone­

go wyłącznie badaniom doświadczalnym z za­

barwieniem czysto naukowem.

W ten sposób dojrzewał projekt in sty tutu fizyczno-technicznego. Gorących rzeczników' oraz najlepszych chyba rzeczoznawców zna­

lazł on w osobach głośnego przemysłowca W e rn e ra Siemensa i słynnego uczonego H e r­

m ana Helm holtza. Obaj mężowie w znako­

m itych rozpraw ach swoich zaznaczali, ja k d a­

lece podstawy naukowe dla nowego instytutu

są konieczne, jeżeli m a on sprostać swojemu

wysokiemu zadaniu. Siemens podnosił fakt

uderzający, że ścisłe wykonanie jednostek

elektrycznych postanowionych na zjeździe

w P ary ż u r. 1884 i przyjętych teoretycznie

najpierw przez niemców, nie dałoby się w ca-

łem państwie niemieckiem wykonać dla brak u

(3)

N r 39. W SZ EC H SW IA T . 611 stosownej pracowni. Helm holtz znowu wska­

zywał cały szereg zagadnień, których rozwią­

zanie je s t pożądane, lecz z przyczyn zewnętrz­

nych na razie je st nie do urzeczywistnienia.

„Niegodnem je s t narodu niemieckiego, potęż­

nego i światłego, pozostawiać troskę o stwo­

rzenie podstaw wiedzy innym narodom lub przypadkowem u am atorstw u lepiej uposażo­

nych jednostek pryw atnych.”

Jednakże, pomimo wielkiego współczucia ciał naukowych i społeczeństwa, projekt po­

wyższy prawdopodobnie dla braku środków nieprędkoby doszedł do skutku, gdyby nie ta okoliczność, że Siemens powodowany głęboką czcią dla nauki i poczuciem obywatelstwa ofiarował państwu m ateryalną pomoc w po­

staci pół miliona m arek n a ceł wymieniony.

O dtąd pro jek t bardzo szybko z dziedziny teo- ryi schodzi na g ru n t praktyczny. W r. 1887 rozpoczęto budowę gmachu w C harlottenbur- gu; jednocześnie oddział drugi techniczny rozpoczyna swoje czynności w gmachu poli­

techniki, gdzie dotąd jeszcze pracuje, tym ­ czasem oddział naukowy rozpoczyna pracę w lokalu najętym . K to um ie wejrzeć w istotę pracy fizyka, ten musi ocenić podział czynno­

ści nowego in stytu tu n a naukową i technicz­

ną: w ten dopiero sposób zakład państwowy s ta ł się harm onijną całością wzajemnie się

dopełniającą w swoich częściach.

N a pierwszy oddział „fizyczny” przypada wypełnienie czysto naukowych poszukiwań i pomiarów, które m ają rozwiązać zagadnie­

nia większej doniosłości technicznej lub teo­

retycznej oraz wym agają użycia większej ilości przyrządów, m ateryałów i czasu ze stro ­ ny badaczów i rachmistrzów. N a drugim od­

dziale ciąży obowiązek: 1) wykonywania po­

szukiwań fizyczno-technicznych, związanych ściśle z przemysłem; 2) spraw dzania i poświad­

czania przyrządów mierniczych, aparatów kontrolujących i jednostek, o ile one nie wchodzą w zakres państwowego urzędu m iar i wag.

Od pierwszej chwili aż do tej pory insty­

tu t znajdow ał się pod osobistym kierunkiem świeżo zgasłego H . H elm holtza, który olbrzy­

m ią swoją wiedzą popychał rydw an nowego zakładu naukowego w kierunku badań ści­

słych i nowych zdobyczy naukowych.

P o tych wiadomościach wstępnych pozwoli­

my sobie zaznajomić czytelników z czynno­

ściami codziennemi instytutu, podzielonego ja k wiadomo, na dwa oddziały, z których nadto każdy dzieli się na sekcye stosownie do rozmaitych działów fizyki. Zaczniemy od zajęć sekcyi termicznej.

"Wiadomo, źe wszystkie prawie mierniki tem peratury opierają się n a znanem rozsze­

rzaniu pewnego ciała pod wpływem ciepła.

Z nich najbardziej używanym je st term om etr rtęciowy; do mierzenia tem peratur nizkich służą term om etry alkoholowy i toluolowy.

Od niejakiego czasu zaczęto również z powo­

dzeniem posługiwać się w celu powyższym termostosami i zmianą pi’zewodnictwa elek . trycznego w m etalach czystych. Do ozna­

czenia punktów stałych wszystkich tych te r ­ mometrów, zakład państwowy używa lodu

| topniejącego i pary wodnej nasyconej w obec­

ności wody wrącej; skalą przyjętą je s t skala

| Celsyusza podzielona na 100 części w prze­

dziale powyższym. Jed nak że skale ta k otrzy­

m ane byłyby sztuczne i, ściśle biorąc, zgodne ze sobą tylko w owych punktach stały cli.

Ażeby otrzym ać zgodność i pozostałych punk­

tów, stosują wszystkie skale do term om etru powietrznego lub gazowego wogóle. Lecz naw et i ta k a skala nie odpowiadałaby jeszcze wymaganiom mechanicznej teoryi ciepła.

Zgodnie z tą teoi’yą tem peratura danego cia-

J

ła wyraża się przez stosunek ilości ciepła, nie- : dającej się zamienić w pracę do tej, ja k a się J w nią zamienia. Skalę na tej zasadzie o p artą nazyw ają naturaln ą, absolutną albo teore­

tyczną. T ak określona tem peratu ra, podług praw M ariottea i Gay-Lussaca, dla gazów idealnych je s t proporcyonalna do iloczynu z ciśnienia gazu przez objętość. Narzędziem najprzydatniejszem do mierzenia tem peratury absolutnej byłby term om etr napełniony g a­

zem idealnym. W każdym term om etrze g a­

zowym pewna ilość gazu zaw arta je s t w n a ­ czyniu o stałej pojemności tak, aby przy d o ­ pływie ciepła można było mierzyć wzrost ci­

śnienia; to ostatnie jest więc m iarą absolutnej tem p eratury gazu idealnego. Gdy określamy ciśnienie idealnego term om etru gazowego w punktach zam arzania i wrzenia wody, wią­

żemy punkty stałe skali dowolnej z absolutną.

W ten sposób znaleziono, źe absolutna tem ­

p e ra tu ra punktu zam arzania wody leży o 273

stopnie powyżej absolutnego zera, któie p o ­

winno leżeć przy —273° Celsyusza.

(4)

N r 39.

W rzeczywistości niem a jed n ak gazów idealnych. T erm om etry gazowe przeto m u­

szą być napełniane istniejącem i gazam i trwa- łem i, które nie d ają te m p e ra tu r w stopniach skali absolutnej. A by módz porównywać prawdziwe tem p eratu ry z absolutnem i, nale­

żało upewnić się co do odstępstw gazów rze­

czywistych ja k powietrze, wodór, azot od praw M ario ttea i G ay L ussaca. R ozstrzyg­

nięcie tych p y tań wym aga jed n ak wpierw długotrw ałych poszukiwań co do gęstości, roz­

szerzalności i ciepła właściwego rozm aitych gazów. Te pom iary są ju ż rozpoczęte przez oddział pierwszy in sty tu tu i gdy będą kiedyś ukończone, n au k a o cieple i term odynam ika otrzym a trw ałe podstawy. P y ta n ia te m ają wielką doniosłość dla techniki nowoczesnej, k tó ra wszak opiera się wyłącznie praw ie na motorach term icznych zużywających bądź parę, bądź gorące powietrze, gazy lub płynne węglowodory.

Aczkolwiek ważne znaczenie m ają term o­

m etry gazowe do określania tem p eratu ry absolutnej, nieprzydatnem i okazują się do zwykłego praktycznego m ierzenia ciepła.

D latego, naw et po uskutecznieniu p ra c powyż­

szych, p ra k ty k a skazaną będzie n a użycie do­

godniejszych przyrządów mierniczych, do j a ­ kich niewątpliwie zaliczają się term om etry rtęciowe; chodziło tylko o doprowadzenie ich do możliwej dokładności i uczynienie ich przystępnem i dla techników. Dopóki jed n ak ­ że term om etry wykonywano ze zwykłego szkła turyngijskiego, mowy nie mogło być o urzędowem ich poświadczaniu, błędy bo­

wiem dochodziły do kilku stopni. B łędy te polegające n a przesuw aniu się punktów sta ­ łych skali pod wpływem uprzedniego ro z g rza­

n ia lub długiego leżenia przyrządu , źródło swoje m iały w układzie cząsteczek szkła czyli w jego składzie chemicznym. Dopiero po wyczerpujących pracach prof. P e rn e ta z in­

sty tu tu , II. W e b era , W iebego i S chotta z je ­ najskiej pracowni, skoro przekonano się, że szkło zawierające jednę tylko zasadę sód albo potas, wolne je st od szkodliwych deformacyj, zaczęto z niego w yrabiać term om etry o s ta ­ łych własnościach. J u ż w r. 1885 cesarski u rz ąd do sprawdzeń norm alnych zaczął spraw ­ dzać i stemplować term om etry, z początku tylko lekarskie. Z anim je d n a k przyszło do spraw dzania term om etrów chemicznych do

! wysokich tem p eratu r i naukowych, musiało jeszcze lat kilka upłynąć, do chwili utw orze­

nia instytutu w r. 1887, n a który włożono obowiązek sprawdzania wszelkich term om e­

trów.

W krótce in sty tu t znalazł się w możności spraw dzania i wydawania świadectw na wszel­

kie term om etry. Podczas, gdy dawniej te r­

mom etry chemiczne do tem p eratu r powyżej 100 stopni wskazywały nieraz grube błędy dochodzące niekiedy do kilkunastu stopni, głównie z powodu mięknięcia szkła, teraz przez zastosowanie szkła jenajskiego i dłuż­

szego ogrzewania przed sporządzeniem skali zmienność tych przyrządów sprowadzono do granic praktycznie niem ających znaczenia.

Łączne i wytrwałe usiłowania instytutu i p ra ­ cowni jen ajsk iej doprowadziły dzisiaj do te r­

mometrów rtęciowych dokładnych aż do 550°.

A by uniknąć wrzenia rtęci, wypełnia się rurkę włoskowatą u góry rozszerzoną dwutlenkiem węgla pod ciśnieniem 20 atm osfer. K reski n a skali u trw a la ją się teraz sposobem N ichla przez wpalanie t. z w. farby porcelanowej.

P otężny rozwój fabrykacyi termometrów, zwłaszcza lekarskich, w Niemczech wiąże się bardzo dobrze z chwilą ich spraw dzania i po­

świadczania urzędowego. Ażeby u jąć naw a­

łu pracy w tym kierunku instytutowi, w po­

rozumieniu z nim i pod jego kierownictwem założono w Ilm enau nowy u rz ąd przeznaczo­

ny do spraw dzania wyłącznie term om etrów le­

karskich. Od r. 1889 zakład ten spraw dził

| przeszło 100 000 tych przyrządów i wydał im świadectwa w językach niemieckim, angiel­

skim, francuskim , rossyjskim, włoskim, p o rtu ­ galskim, duńskim, szwedzkim i rumuńskim.

W tym samym czasie in sty tu t dokonał około 60 000 spraw dzeń term om etrów lekarskich i 50 000 naukowych i chemicznych. W skaza­

nia wszystkich tych przyrządów odniesione zostały do term om etru powietrznego, którego dokładność sięga do 0,01°, w granicach od 0 do 100°, do 0,1 od 100 do 300° i od •/* do '/ 2° powyżej 300°.

W reszcie oddział pierwszy zajął się wygo­

towaniem term om etrów normalnych. P o dłu­

gich i wielce mozolnych poszukiwaniach, w których głównie chodziło o wybór i najści­

ślejsze skalibrowanie szklanych ru re k wło-

skowatych, określenie punktów stałych i spraw ­

dzenie term om etrów w położeniu pionowem

(5)

i poziomem i określenie zależności od we­

wnętrznego i zewnętrznego ciśnienia, instytut dzisiaj wypuszcza term om etry normalne, zga­

dzające się ze sobą aż do tysiącznych stopnia.

N ad to insty tu t nawiązał łączność między swojemi norm alnem i term om etram i a pocho- dzącemi z B ureau des poids et mesures we F rancyi przez porównanie jednych i drugich.

T a k więc otrzym anie dokładnej i pewnej choć sztucznej skali term om etrycznej pozwala dzisiaj zestaw iać ze sobą rozm aite prace nau­

kowe, wykonywane w rozmaitych krajach.

N ależy dodać, źe brak zgodności w wielu pracach dawniejszych naw et bardzo sumien­

nych, m ógł pochodzić z błędów skali term o­

m etrycznej, której dziś niepotrzeba kontro­

lować.

Obecnie w zakładzie sta ra ją się zastosować zmienność oporu elektrycznego w metalach czystych do term om etryi. Z daje się, że tego rodzaju przyrządy co do czułości nie ustępują najlepszym term om etrom rtęciowym i dadzą się użyć w granicach o wiele, rozleglejszych od tych ostatnich. Ogólniejsze zajęcie budzą p race pirom etryczne, pozw alające oznaczać wysokie tem peratury aż do punktu topliwości platyny. W ynikły one z innych prac insty­

tu tu , dotyczących wpływu tem peratury h a r­

tow ania stali na jej m agnetyzm oraz prac optycznych, o której mowa będzie później.

W badaniach tych do m ierzenia tem pera­

tu ry posługiwano się term ostosem Lechate- liera złożonym z platyny i stopu tego m etalu z rodem, porównanym ze skalą absolutną term om etru powietrznego. P róby te dopro­

wadzono aż do 1450° z błędem wynoszącym 5° n a 1000. Do oznaczania jeszcze wyższych tem p eratu r używ ają się tu ta j naczynia z roz­

m aitych gatunków gliny, z których wiele mięknąć zaczyna dopiero w pobliżu punktu topliwości platyny. D otąd oznaczono punkty topliwości sreb ra, złota, miedzi, niklu, p alla­

du i platyny, stapiając je w piecyku magne- zyowym Devillea. Sprawdzanie barometrów rtęciowych, aneroidów, manometrów, probie­

rzy nafty, pierścieni topliwych ochronnych przy kotłach parowych zalicza się do obo­

wiązków oddziału technicznego. D la więk­

szości tych sprawdzeń należało wykonać obszerne studya wstępne, wygotować normy i wprowadzić ulepszenia konstrukcyjne w przy­

rządach. Nieoceniony pożytek płynie ze

N r 39, 613

spraw dzania i poświadczania probierzy nafty A bla. M iało to ten skutek bezpośredni, że niebezpieczne już przy nizkich tem p eraturach zapalne części składowe nafty w h andlu bez­

powrotnie zniknęły, co nadało mu cechy trw a­

łe i pewne.

Pierwsze prace grupy mechaniki ścisłej n a­

leżą do dziedziny nieco odległej, mianowicie do sprawdzania i poświadczania kamertonów, które to zajęcie przypadło instytutowi na sku­

tek postanowień konferencyi międzynarodo­

wej w sprawie kam ertonów w W iedniu roku 1885. N a polu tem panow ała wielka dowol­

ność, fabrykanci, niekrępowani żadnem i prze­

pisami, stroili kam ertony, ku udręczeniu śpie­

waków, coraz wyżej i wyżej, tak źe zasadnicze a nadwornej opery wiedeńskiej z przepisanych 435 drgań zeszło w r. 1882 na 443, a w 1885 naw et na 450. B adania in sty tutu w zakresie tym miały przedewszystkiem na celu wytwo­

rzenie kamertonów o norm alnej ilości drgań na sekundę oraz sprawdzanie podług nich kam ertonów dostarczanych do instytutu. P o ­ szukiwania mechaniczne doprowadziły do pewnych norm pod względem formy najdo­

godniejszej dla trwałości i mocy tonu i wy­

trzym ałości wogóle. Liczenie drgań odbywa się trzem a sposobami, albo za pomocą walca obracającego się, albo syreny, albo t. zw.

drgań wywołanych. Ten ostatni sposób po­

lega n a tem , źe wahadło sekundowe zmusza ciało, którego drganie trw a blizko '/ 4 sekun­

dy do wykonania dokładnie 4 drg ań na se­

kundę; ciało to wprawia w drganie kam erton o 12 drganiach na sekundę, ten zaś inny o 72 drganiach i t. d. aż do kam ertonu wykony- wającego ściśle 432 drgań, z którym sprzę­

żony je st kam erton norm alny instytutu do­

kładny aż do 0,01 drgania.

Do sprawdzania nadsyłanych widełek stro ­ jowych służą dwa kam ertony różnicowe, z których jeden robi dokładnie o l ‘/ 2 d rg a ­ nia więcej niż norm alny, d rugi o l ‘/ 2 drgania mniej. K ażdy kam erton sprawdzany nazywa się dobrym, gdy ilość jego d rg ań n a sekundę zaw iera się w tych granicach i wtedy bywa poświadczany. Dotychczas w instytucie po­

świadczono 1 900 widełek strojowych, z tych przeszło 50 z dokładnością do 0,1, pozostałe zaś do 0,5 drgania. A by kam ertony te za­

bezpieczyć od umyślnych uszkodzeń, napusz­

cza się je barw ą niebieską.

W SZEC H SW IA T.

(6)

W SZ EC H SW IA T . ]STr 3 9 .

Głębokie znaczenie dla całej techniki ści­

słej m a sprawdzanie śrub przez instytut. Po ustanowieniu norm dla śrub urzędowych we F ran k fu rcie r. 1890 polecono instytutow i p ań­

stwowemu wygotowanie świdrów norm alnych do wiercenia dziur norm alnych. W dwa la ta potem na konferencyi w M onachium instytut przedstaw ił istotnie wzorce takich świdrów, które przez delegatów A ustryi, Szwajcaryi i Anglii zostały przyjęte. O dtąd każdy przy­

rząd , w Niem czech zbudowany, może być skom pletowany i naprawiony przez każdego m echanika bez wiercenia nowych dziur. Do tego celu oddaw na zm ierzały szerokie koła techników'.

N a tem się jed n ak nie kończą zadania Sek- cyi mechanicznej. Do niej należy spraw dza­

nie części rozm aitych przyrządów ścisłych, naczyń dzielonych oraz skrupulatne oznacza­

nie spółczynników rozszerzalności rozm aitych ciał. Do pomyślnych wyników, zdaje się, do­

prowadziły poszukiwania stopu miedzi i niklu m ogącego zastąpić pozłacany lub platynow a­

ny mosiądz, bronz i miedź, używane do wyro­

bu ciężarków 'do ważenia. Stop ten okazuje się lepszym do wyrobu liniałów , kół i t. p.

dzielonych niż dotychczasowe m ateryały.

N adto podjęto te ra z właśnie b ad a n ia doty­

czące odkształtow ania stali, sprężystości, skręcenia, twardości najrozm aitszych m ate- ryałów. W ażne znaczenie dla techniki mogą mieć rozpoczęte właśnie bad an ia n ad przy­

rządam i służącem i do oznaczania prędkości obrotowej maszyn, np. girom etram i. P od dozorem tej sekcyi zn ajd u ją się oddzielne w arsztaty mechaniczne, wr których m ajstrow ie uzdolnieni wykonywają dla in sty tu tu wszelkie prace trudniejsze i w7ym agające ciągłego b a ­ czenia np. wzory przyrządów budowanych po raz pierwszy lub też p race zamawiane przez przemysłowców a niemożebne do wykonania w w arsztatach prywatnych.

(D ok. nast.).

S. Stctkiewicz.

614

Świecące zwierzęta i rośliny.

Je d n ą z najciekawszych własności istot organicznych jest zdolność świecenia w ciem­

ności. Nietylko przyrodnik, ale również i człowiek niewykształcony lubuje się wido­

kiem świetlików przecudnie błyszczących w ciepłą noc czerwcową, lub obrazem prze­

pysznie iskrzących się fal morskich, fosforycz­

ne rzucających światło. Mieszkańcy lasów zwrotnikowych podziwiają wspaniały blask wielu chrząszczy nocnych, a naw et i w E u ro ­ pie południowej podczas gorących miesięcy roku pospolite są liczne ow7ady świecące, któ­

rych blask przewyższa w znacznym stopniu światło, przez nasze świetliki (t. zw. robaczki świętojańskie) produkowane.

W ielu bardzo uczonych zajmowało się b a ­ daniem tych zajm ujących zjawisk biologicz­

nych, a gdy jedni opisywali budowę organów, wydających światło fosforyczne, inni zajm o­

wali się sam ą n a tu rą owego św iatła, stroną chemiczną i fizyologiczną kwestyi, badali wa­

runki i przyczyny świecenia.

J u ż starożytnych zaciekawiało to zjawisko.

A rystoteles, D em okryt, zwłaszcza zaś P li­

niusz wymieniali różne zwierzęta i rośliny świecące. Szczegółowo zaczęto badać ob ja­

wy fosforescencyi w przeszłym wieku, a mo- żnaby wymienić długi poczet nazwisk natura- listów, którzy w tem stuleciu obserwowali i opisywali tu odnoszące się objawy, ja k np.

Gioyanni C arradori, J . A . M elchior, R eau- m ur, Spallanzani i inni. W naszem stuleciu w m iarę postępów anatom ii porównawczej, chemii i fizyologii coraz dokładniej i wszech­

stronniej poznawano fosforescencyą jestestw organicznych. Z zoologów przyczynili się szczególnie do poznania tej dziedziny: Pance- ri, Y ignal, C. Em ery, A . K oelliker, Owsjan- nikow, T argioni-Tozetti, W ielowiejski, O. R o ­ bin i liczni inni, z fizyologów R aphael D u ­ bois, Ludwig, Pfliiger i inni. N ajznakom it- szem badaniem nad chemizmem fosforescen­

cyi było klasyczne studyum naszego chemika,

prof. Radziszewskiego ze Lwowa, streszczone

w naszem piśmie w r. 1883-

(7)

W SZEC H SW IA T. 615 W artykule niniejszym p ragnę zapoznać

-czytelnika ze współczesnym stanem naszych wiadomości o fosforescencyi jestestw o rg a­

nicznych głównie ze stanowiska zoologicznego i botanicznego, co tem łatw iej mogę uczynić, źe bardzo liczne fakty odnośne znajduję skrzętnie zebrane w niedawno ogłoszonem dziele H en ry k a G adeau de K eryillea '), z k tó ­ rej to pracy przeważnie czerpać je będę.

Co dotyczę świata roślinnego, to najwięcej istot świecących należy do grupy grzybów.

Z wyższych grzybów znane są pod tym wzglę­

dem A garicus melleus F r. i A garicus olea- rius D. C., których grzybnie świecą w ciem­

ności. Dawniejsi mykologowie utworzyli dla tych grzybni oddzielny rodzaj Rhizom orpha, dziś atoli wiemy, źe są to grzybnie dwu róż­

nych gatunków rodzaju A garicus.

G rzybnia A. melleus żyje pasorzytnie na korzeniach lub w dolnych częściach pni drzew- i nych, a tu i owdzie przenika także do ziemi.

Światło produkowane przez nici tej grzybni je s t białe i niemigocące. A garicus olearius je st grzybem rosnącym u nasady drzew oliw­

kowych; światło produkuje nietylko jego grzybnia, ale zarówno także spodnia powierz­

chnia kapelusza, ale tylko we wczesnej m ło­

dości. G rzybnie fosforyzujące posiadają ta k ­ że pewne gatunki hubek (np. Polyporus ignia- rius T r.) i niektóre inne grzyby 2).

N a szczególną uwagę zasługują świecące bakterye. Pierwszy Pfliiger wykazał w r.

1875, że ta k często zdarzająca się fosforescen- cya m artwych ryb morskich pochodzi od obecności pewnych bakteryj, które rozw ijają się na powierzchni ryb tych i posiadają zdol-

') Henri Gadeau de K eryille. Die leuelitenden T iere und Pfłanzen; przekład z francuskiego, prof. W . M arshalla, Lipsk 1893. Oprócz tego znajdujem y jeszcze w trzech następujących dzie­

łach obszernie zgrupowane fakty odnośne i p rzy­

toczoną literaturę: H. Milne Edwards „Lecons sur la Pbysiologie et 1’Anatomie comparee de r h o m m e et des aniraaux. T. VIII 1893, str. 9 3 ; Rudolf Dittrich: „U eber das Leuchten der T iere.”

W rocław 1888, Charles Friederick Holder: „Li- ving Lights. A popular Account o f phosphores- cent Animals and Yegetables” z 27 tablicami ry ­ sunków, Londyn 1887, stron 179.

2) Patrz W szechświat r. 1882, str. 171 „F o - sforescencya w państwie roślinnem,” A . Ś. Przyp.

red.

ność świecenia. B akterye te otrzym ały póź­

niej od Cohna nazwę Micrococcus phospho- reus. Inny gatunek, Bacillus phosphores- cens, wykryty został przez B ern ard a F ischera w Indyach, n a m artwych zwierzętach m or­

skich. Prawdopodobnie oba te gatunki, j ochrzczone róźnemi nazwami, są identyczne (Kerville). Niektórzy inni biologowie opisali jeszcze kilka odmiennych postaci bakteryj j świecących— wszystkie morskie. B akterye te i są, zdaje się, jedynem źródłem świecenia się

| m artwych ciał zwierząt morskich, zwłaszcza zaś ryb; w portach często można widzieć

| fosforescencyą w miejscach, gdzie rybacy

! zwykli p łatać wielkie sztuki ryb złowionych i gdzie n a rozkładających się odpadkach, zwilżonych falą m orską, rozw ijają się bujne kolonie wzmiankowanych bakteryj.

Ale nietylko trupy zwierząt morskich od­

znaczają się zdolnością świecenia; zauważono to samo na m artw ych ciałach zwierząt lądo­

wych i na roślinach but wiejących; autorowie wspominają o fosforescencyi m leka, potu, śli­

ny, widziano nawet trupy ludzkie, wydające silne światło fosforyczne. D e B ary obserwo­

w ał świecenie się drzewa bukowego, N aud in—

fosforescencyą opadłych liści i zbutwiałych gałązek; przed kilku laty sam obserwowałem wspaniałe światło fosforyczne gnijących pni drzewnych w lasach R udy Guzowskiej. W e wszystkich tych wypadkach prawdopodobnie fosforescencyą w arunkow aną bywa przez obecność pewnych gatunków b akteryj świecą­

cych, jakkolwiek niejednokrotnie sam proces gnilny, samo utlenianie się owych ciał butwie- jących, naw et w b raku bakteryj fosforyzują­

cych, może powodować godne uwagi zjawiska świetlne.

Gdy u danych gatunków grzybów fosfores- cencya je st zjawiskiem normalnem, to pośród innych grup roślinnych spotykamy gatunki, które w pewnych tylko razach, niekiedy b a r­

dzo rzadkich, są zdolne do wydawania światła fosforycznego. T ak np. według Spatsa świe­

cą niekiedy liście P hytolacca decandra L ., sok mleczny niektórych roślin wydaje światło, gdy rozcierany bywa lub ogrzewany w ciem­

ności, ja k to podaje M artin s dla E uphorbia phosphorea. Rozmaici autorowie obserwo­

wali fakty przypadkowej fosforescencyi w k w ia­

tach różnych roślin, jak o to: Lilium bulbife-

(8)

616 W SZ EC H ŚW IA T . N r 39.

rum , Tropaeolum m ajus, C alendula officina- lis, P olyanthes tuberosa i t. d.

W świecie zwierzęcym daleko bardziej roz­

powszechniona je s t fosforescencya, aniżeli u roślin. Co dotyczę pierwotniaków, to w kilku grom adach znajdujem y przedstaw i­

cieli świecących. T ak, pośród promieniowców (R adiolaria) zasługują pod tym względem na uwagę niektóre g atunki rodzai Thalassicolla, Collozoum i Sphaerozoum , pośród zaś wiciow- ców gatunki: L eptodiscus m edusoides R. H ., Peridinium fuscum E h r., P roro cen tru m rni- cans E h r. i kilka innych; najbardziej zaś zna­

nym wiciowcem fosforyzującym je s t słynna N octiluca m iliaris, pospolita w bardzo wielu morzach.

Noctiluca je s t istotą jednokom órkową, ku­

listą; opatrzona je s t jednym ruchom ym biczem i prócz tego kilku innemi w yrostkam i (t. zw.

zębem i w argą), a także otworkiem ustnym w pobliżu nasady bicza; n a dnie wgłębienia, gdzie znajduje się otworek, skupiona je s t plazm a wraz z jądrem , z której wybiegają liczne rozgałęziające się nitki i włókna pla- zmatyczne, dochodzące w różnych kierunkach do wewnętrznej powierzchni błonki, k tó ra ogranicza ciało; przestrzenie pomiędzy siecią włókien plazm atycznych wypełnione są cieczą wodnistą. P rzekonano się, źe własnością świecenia odznacza się plazm a wiciow7ca.

N octiluca odgrywa tak ważną rolę w fosfo- rescencyi m orza, że poświęcimy nieco m iejsca zjawisku świecenia tego ustroju.

N ie we wszystkich m orzach organizm ten je s t pospolity; w wielu atoli miejscowościach w pobliżu brzegów E uropy, np. n a morzu C zarnem . na zachodzie F rancy i, ustrój ten żyje w ta k ogrom nych ilościach, źe, pokryw a­

ją c na znacznej przestrzeni powierzchnię wo­

dy, powoduje w spaniałą fosforescencyą morza.

Q uatrefages opisał bardzo trafnie to zjawi­

sko. Z daleka fale są barw y jednostajnej, mleczno-białej, podobnej do koloru piany.

Z blizka koloryt się zmienia: grzbiety fal wy­

g ląd ają ja k słabo-błękitnaw e płom yki; bezpo­

średnio przy brzegu fale te byw ają często ja k b y usiane stopionym ołowiem lub srebrem , błyszcząc nieskończoną ilością drobniutkich iskierek srebrzysto białych lub biało-zielona- wych. Podczas pobytu swego w C oncarneau (w B retonii) obserwowałem wielokrotnie, że w zacisznych miejscach m orza, w których nie

było na razie żadnej fosforescencyi, można było wywołać przecudne iskry srebrzyste przez uderzanie po wodzie laską, lub przez innego rodzaju wstrząśnienia mechaniczne (rzucanie do wody kamieni, żwiru i t. p.); wo­

da w tych miejscach obfitowała w n ad e r licz­

ne noktiluki. B arw a światła, produkowane­

go przez żywe i zdrowe noktiluki w naczyniu ze świeżo zaczerpniętą wodą, je st srebrzysto- błękitnawa; najm niejsze uderzenie lub wstrzą- śnienie potęguje to światło; jeśli napełnim y t ą wodą epruwetkę i zaczniemy nią m ocna

| w strząsać, otrzym am y zam iast błękitnawego czysto białe światło srebrzyste. M igocące światło zwierząt zdrowych przechodzi u osła­

bionych lub chorych w stałe, jednostajne, k tóre z zamieraniem ustrojów zupełnie zanika i gaśnie. Z asłu gu je na uwagę, ja k to wyka­

zał H enneguy, źe nietylko mechaniczne wstrząśnienia, ale także bodźce chemiczne po­

w odują n a razie potęgowanie się fosforescen­

cyi u noktiluk; tak np. zwiększenie lub zmniej-

| szenie ilości soli w wodzie, dodanie do niej chloru, kwasu siarczanego, solnego, am oniaku, alkoholu, eteru i t. d. wywołują chwilowo sil­

niejsze światło.

W grupie zwierząt jam ochłonnych (Coelen- te ra ta ) fosforescencya je s t zjawiskiem nader rozpowszechnionem. N ajrzad szą je s t ona u gąbek, pośród których dotychczas tylko w rodzaju R eniera stwierdzono zdolność do świecenia; za to w dwu pozostałych podtypach jamochłonów, t. j. u parzydełkowych (Cnida- ria) i u żebropławów (Ctenophora) znamy bardzo wiele gatunków świecących. Do j a ­ mochłonów parzydełkowych należy ta k wielka ilość gatunków fosforyzujących, źe opis, a n a ­ w et wyliczenie wszystkich zajęłoby nam zbyt wiele miejsca. D latego też ograniczymy się tylko do wymienienia kilku najciekawszych i najbardziej znanych postaci świecących.

Do najbardziej zajm ujących form tej g ru ­ py należą liczne gatunki rodziny piór m or­

skich (Pennatulidae). P rzed staw iają one po- lipniki róźnokształtne, m ające giętką, zwykle rogową łodygę, k tó ra u pewnych gatunków opatrzona je st, wyjąwszy nasadę, blaszkowa- tem i wyrostkami, dwustronnie osadzonemi, na których to blaszkach siedzą pojedyncze, dro­

bne polipki— stąd to właśnie, w skutek podo­

bieństw a do pióra, pochodzi nazwa tych zwie­

rz ą t. U wszystkich przedstawicieli rodziny

(9)

N r 39. W SZ EC H SW IA T . 617 spotykamy w kolonii dwa rodzaje osobników:

bezpłciowe i płciowe. Spodnia część łodygi, n a której niem a polipków, spoczywa dosyć luźno w mule lub w piasku dna morskiego.

W rodzaju P e n n a tu la oraz w pokrewnych organy świecące składają się z ośmiu nici, t. zw. „nici świetlnych,” albo „sznurków' świetlnych,” znajdujących się „na zewnętrznej stronie jam y pokarmowej polipków.” Organy te są nadzwyczaj miękkie i słabe i składają się z komórek, zaw ierających substancyą po­

dobną do tłuszczu; w związku z tem i kom ór­

kam i znajdują się inne, wielobiegunowe; owa substancya tłustaw a posiada właśnie zdolność do świecenia i, wydzielając się z komórek, po­

kryw a różne części ciała osobnika. Z asłu g u ­ je n a uwagę fakt następujący. Jeśli w d a­

nym punkcie zaczynamy drażnić kolonią, to w pierwszej chwili zaczyna świecić ten polipek pióra, który bezpośrednio drażnim y, ale dzia­

łanie bodźca przenosi się coraz dalej i dalej i wkrótce w coraz większym promieniu poja­

w iają się jak b y nowe wciąż płomyki, t. j. co­

ra z to odleglejsze polipki kolonii zaczynają wydawać światło, aż wreszcie całe pióro staje w ogniu. Pobudzenie to przenosi się stopnio­

wo n a wszystkie punkty kolonii, niezależnie od tego, w jak iem miejscu zaczynamy drażnić kolonią; przenosi się ono na wszystkie osobni­

ki naw et wówczas, gdy zaczynamy drażnić n asadę polipnika, t. j. miejsce, w którem nie­

m a wcale polipków. P anceri, który pierwszy dostrzegł te ciekawe zjawiska, obliczył naw et dla różnych gatunków piór morskich p rę d ­ kość przenoszenia się tych „prądów świetl­

nych.”

Spokrewnione z piórami morskiemi t. zw.

gorgonie zaw ierają także liczne gatunki fo­

sforyzujące; należą one do rodzajów Gorgo- nia, Isis i M opsea. Oto, ja k entuzyastycznie w yraża się badacz francuski de P olin o świe­

cących krzewach gorgonij: „Pewnego wieczo­

ru , gdy d ra g a zapuszczoną została tak późno i ta k głęboko, że już niemożna się było spo­

dziewać, aby przed świtem j ą wyciągnięto na pokład, każdy z nas u d ał się tymczasem na spoczynek nocny. N adeszła trzecia godzina;

d okoła panow ała głęboka ciemność; udaliśmy się n a pokład, zawczasu oczekując zjawienia się dragi na powierzchni morza, a gdy wynu­

rz y ła się, spostrzegliśm y w niej liczne świa­

tełk a. Z początku zjawisko to nie budziło

interesu, zbyt często bowiem morze pokazy­

wało nam podobną scenę, mącone wiosłem, zanurzonem w wodzie. A le jakże wielkie było nasze zdziwienie, gdy wyciągnięto z dragi wielką ilość drzewiastych gorgonij, które rz u ­ cały ta k jaskraw e promienie, że światło dwu­

dziestu latarni okrętowych, mających świecić przy pracy, wyglądało przyćmione i nawet przygaszone wobec blasku polipów! Nieocze­

kiwane to zjawisko wzbudziło ogólne zainte­

resowanie; przynieśliśmy następnie pojedyn­

cze egzemplarze do laboratoryum , w którem żadnego nie było św iatła. W głębokiej ciem­

ności komnaty roztoczyła się przed nam i cza­

ru jąc a scena: mieliśmy tu przed oczyma n aj­

dziwniejszy widok, jakim tylko może zachwy­

cać się dusza ludzka. W e wszystkich kątach i n a końcach głównych gałęzi oraz dodatko­

wych błyszczały ogniste płomyki, których światło to malało, to na nowo się potęgowało, przebiegając ca łą skalę barw od fioletowej do purpurowej, od czerwonej do pom arańczo­

wej , od niebieskiej do różnych odcieni zielonej i do oślepiającego św iatła rozpalonego do białości żelaza. B arw a zielona była przewa­

żającą, inne występowały tylko błyskawicznie i znikały równie szybko, ja k się zjaw iały.”

K to tylko podróżował po morzu, lub odby­

wał wycieczki morskie, ten niejednokrotnie zapewne napotykał liczne postaci fosforyzu­

jących meduz, owych charakterystycznych, miękkich, galaretow atych jamochłonów m ie­

niących się w słońcu wszelkiemi barw am i tę­

czy. G atunki meduz, obdarzonych zdolno­

ścią fosforescencyi, należą ta k do gromady meduz niższych czyli stułbiopławów, jako też do wyższych, t. zw. krążkopławów, np. T iara, Cunina, Geryonia, P elagia, A urelia i t. d. Co do krążkopławów, to znaczna większość ga­

tunków odznacza się tą zdolnością, ta k że nie­

którzy nawet przypuszczali, że je st to ogólna własność wszystkich przedstawicieli krążko­

pławów; P an ceri atoli wykazał, że istnieją wyjątki; nie je st np. świecący pospolity gatu­

nek krążkopław a Rhizostomum Cuvieri. P o większej części światło rozwija się na całej zewnętrznej powierzchni ciała meduzy; u pew­

nych atoli gatunków świecą tylko organy

zmysłów, t. zw. ciałka brzeżne, umieszczone

u nasady czułków brzeżnych, np. u Thaum an-

tias, Liriope oraz u niektórych gatunków ge-

ryonii. Zauważono także, że niekiedy i we­

(10)

618 W SZ EC H SW IA T . N r 39.

w nętrzne organy produkują światło fosforycz­

ne. np. przewody prom ienne lub organy płcio­

we. T ak np. u pięknej meduzki T ia ra pilea- ta gruczoły płciowe ta k silnie błyszczą, że E hrenberg porównywał tę m eduzę do klosza lam py oświetlanego płom ieniam i.

Szczegółowe badania, zwłaszcza P ancerie- go, wykazały, źe zdolność do świecenia ma u meduz siedlisko w nabłonkach zew nętrz­

nych lub wewnętrznych części ciała. B ad a­

ją c nabłonek świecącej powierzchni ciała pe- lagii (P . noctiluca) lub innych meduz, znaj­

dujem y, źe sk ład a się on z kom órek parzy­

dełkowych (t. j. zaw ierających pęcherzyki pa­

rzące, inaczej p arzydełka) oraz ze zwykłych nabłonkowych komórek, k tó re zaw ierają w plazmie swej ogrom ną ilość ziarenek silnie łam iących światło, barw y jasn o żółtawej do pomarańczowej; ziarenka te ta k z wyglądu, jak o teź ze sposobu zachowywania się wzglę­

dem reakcyj chemicznych zd rad za ją tłuszczo­

wą n atu rę i one to, w edług Panceriego, są właśnie substancyą świecącą.

W grupie rurkopław ów (Siphonophora), blizko spokre/wnionych, według nowszych b a ­ dań, z stułbiopław am i, znajdujem y, podobnie j a k u tych ostatnich, wielką ilość gatunków

fosforyzujących.

W reszcie jeszcze kilka słów o fosforescen­

cyi u żebropławów (C tenophora). Organizmy te wyróżniają się z pośród innych jam ochło­

nów znamiennemi cechami budowy, w k tóre tu wchodzić nie możemy; przypom inam y ty l­

ko, że n a powierzchni ciągnie się wzdłuż ich ciała osiem t. zw. żeber czyli grzebieni, utwo­

rzonych z szeregu żeberek, z których każde przedstaw ia pew ną ilość zrośniętych z sobą rzęs sąsiednich kom órek nabłonkowych. Otóż, światło fosforyczne wychodzi właśnie z owych grzebieni. Jeżeli np. B eroe, k tó ra pozosta­

wiona sam a sobie świeci bardzo słabo, zosta­

nie silnie podrażniona, wówczas wzdłuż ośmiu jej grzebieni zjawia się n ad er żywe światło, falisto rozprzestrzeniające się wzdłuż żeber (jeśli drażnienie zaczęło się n a jednym końcu ciała). N a d e r stara n n e spostrzeżenia P a n ­ ceriego wykazały, źe św iatło żebropławów przywiązane je s t do osobliwej, żółtawTej sub- stancyi, k tó ra otacza główne naczynia p rze­

biegające pod grzebieniam i i zawiera pęche­

rzyki m ikroskopijne różnej wielkości; u nie­

których gatunków (np.

11

C estus Yeneris) sub­

stancya ta otacza także inne przewody u k ła ­ du pokarmowo-naczyniowego.

A llm an wykonał szereg interesujących do­

świadczeń nad wpływem św iatła n a fosfore­

scencyą grzebienie. Bezpośrednie światło sło­

neczne, rozproszone, światło lampy olejnej lub naftowej, wreszcie gazowe, działając przez dłuższy czas na grzebienice, pozbawia je zdolności świecenia; zwierzęta, wystawione uprzednio n a działanie światła, nie fosfory­

zują wcale przez pewien czas, znajdując się w ciemności. Dopiero gdy dłużej w ciemno­

ści zostają i gdy wypływ uprzedniego działa­

nia św iatła ustaje, fosforescencyą znów się zaczyna.

Co dotyczę szkarłupni (Echinoderm ata), to dotąd wiadomo, że wszystkie postaci fosfo­

ryzujące należą wyłącznie do rzędu rozgwiazd iwężowideł, np. rodzaje: B risinga, Ophiothrix, A m phiura i t. d.; wogóle jed n ak fosforescen- cya nie je s t u szkarłupni ta k częstem zjawi­

skiem ja k u jamochłonów7. Bardziej niż u szkarłupni je s t ona rozpowszechniona u ro ­ baków (Y erm es), a mianowicie tak u m or­

skich, ja k i słodkowodnych. Ze wszystkich grom ad robaków najbardziej obfitują w posta­

ci świecące: pierścienice i szczecionogi (Cliae- topoda). Z morskich szczecionogów odzna­

czają się tą zdolnością rodzaje: Polynoe, Ne- reis, Tom opteris, Phyllodoce i bardzo liczne inne.

TJ wolno żyjących i osiadłych (w rurkach m ieszkających) szczecionogów substancya fo­

sforyzująca mieści się w nabłonku wydzielają­

cym w różnych częściach ciała, n a wyrostkach grzbietowych zwanych ,.elythrae” (np. u P o ­ lynoe), n a czułkach, lub w innych miejscach n a skórze. Zdolność świecenia właściwa je st nietylko postaciom dorosłym, ale zarówno także młodocianym, t. j. larwom, co zauw a­

żono i u wielu innych zwierząt fosforyzują­

cych. Ze skąposzczetów (Oligochaeta) od­

znaczają się właściwością świecenia niektórzy przedstawiciele rodziny dżdżownic (L um bri- cidae). A mianowicie, jeszcze Duges, zna­

lazłszy w oranżeryi ogrodu botanicznego w M ontpellier wielką ilość świecących dżdżo­

wnic, oznaczył je nazwą Lum bricus phospho- reus. In n i badacze obserwowali również fo­

sforescencyą u dżdżownic, niepodając,jednak dokładnie gatunków; Vejdovsky tylko stwier­

dził to zjawisko u gatunku ściśle określonego,

(11)

W SZ EC H SW IA T . 619 a mianowicie u L . foetidus Savv ten ostatni

jed n ak nie odznacza się stale zdolnością świe­

cenia; większość badaczów nie była tak szczę­

śliwa, by módz obserwować fosforescencya tego ta k pospolitego gatunku dżdżownic; przy­

czyna owej niestałości w świeceniu je st wielce zagadkow a i zasługuje n a specyalną uwagę biologów.

(C. d. nast.).

D r J . Nusbaum.

I teoryi analizy chemicznej.

i.

Pomiędzy róźnemi częściami chemii stoso­

wanej najwybitniejsze miejsce zajmuje chemia analityczna czyli rozbiorowa. Można powie­

dzieć nawet, że większość ludzi, dla których chemia nie jest sam a przez się celem, styka­

ją c się ubocznie z tą nauką, właśnie nie z czem innem tylko z analizą ma do czynie­

nia. T ak dzieje się w tych naukach, dla któ­

rych chemia je s t narzędziem pomocniczem, lub zgoła-—punktem wyjścia i oparcia, tak samo, w wyższym jeszcze stopniu, w znacznej liczbie przemysłów chemicznych. Ogół śred­

nio wykształcony niezbyt jasno rozumie zada­

nia i cele chemii teoretycznej— co większa—

nie dla wszystkich, którzy sami n ad ają sobie imię chemików, są one dostępne w całej roz­

ciągłości. P od nazw ą zaś chemika większość rozumie takiego specyalistę, który za pomocą przyjętych i w schematyczny porządek zgru­

powanych sposobów, umie odróżniać jedne rodzaje m ateryi od drugich, umie wykrywać jakościowy i ilościowy skład chemiczny róż­

nych ciał, będących wytworem przyrody lub ręki człowieka. T ak więc po za domem che­

m ia rozbiorowa reprezentuje całość państw a i odbiera honory najwyższym jego władzom należne, w domu pow raca do stokroć skro­

mniejszego znaczenia niezbędnego wprawdzie, lecz tylko doradczy głos zabierającego, o rg a­

nu wywiadowczego i kontrolującego. Odpo­

wiednio do tego znaczenia analiza je s t też traktow ana przez sfery rządzące tego pań­

stwa: W jej archiwum sk ład ają się nieza­

przeczone dokumenty, m etryki, rodowody i rysopisy ciał chemicznych i stąd bywają do­

bywane w razie potrzeby w tym stanie, w j a ­ kim je złożono. R zadki to wypadek, żeby do tego lam usa weszło światło nowych poglą­

dów. Przeciwnie, wiadomości nowo zdoby­

te nieraz umyślnie p rz estraja się w dawniej­

szej mody suknie, żeby lepiej godziły się z ogólną fizyognomią archiwum.

W ostatnich jedn ak latac h po wszystkich zakątkach gm achu nauki chemicznej powiał p rą d krytyki, opartej na współczesnych po­

glądach i zasadach. Podciągnięcie wszyst­

kich zjawisk i wszystkich działów zjawisk pod kompetencyą praw ogólnych i wykrycie działania tych praw w tych zjawiskach, w któ­

rych dotąd ich wpływu nie dostrzegano, stało się jednem z zadań ważnych i płodnych w n a­

stępstwa. I na chemią rozbiorową przyszła kolej za sprawą W ilhelm a Ostwalda, profeso­

r a uniwersytetu lipskiego, a n a polu lite ratu ­ ry chemicznej pilnego i nader pożytecznego pracownika. W roku bieżącym wydał on niewielką książeczkę p. t. „Die wissenschaf- tlichen G rundlagen der analytischen Che­

m ie” '), której zadaniem je st objaśnienie zja­

wisk i przem ian, wywoływanych przez chemi­

ka analityka, w duchu teoryj współczesnych.

Z doskonałej tej książki pozwolę sobie stre­

ścić kilka ustępów w przekonaniu, źe czytel­

nicy W szechświata przeczytają je z zajęciem, a może i pożytkiem.

1. Zasady analizy icogóle. Poznanie tych własności m ateryi, które są dostępne dla n a­

szych zmysłów, je st pierwszym krokiem na drodze określania rodzaju m ateryi danej nam do zbadania. Nie je st trudno orzec, że dane ciało je st np. siarką: W istocie, jeżeli ono je s t żółte, m a niezbyt wielki ciężar właściwy i pali się niebieskim płomieniem, wydzielając znany ze swej woni gazowy dwutlenek siarki,

’ ) U Engelmanna w Lipsku. Sir. 18 7 , cena

4 marki.

(12)

620 W SZ EC H SW IA T . N r 39.

a niepozostawiając żadnej niepalnej reszty, możemy śmiało uznać je za siarkę.

W e wnioskach tego rodzaju opieram y się n a pewnych zasadach empirycznych, które zwykle uważam y za „zrozum iałe sam e przez się” i dlatego ich nie przytaczam y. P rzede- wszystkiem liczba własności, jaką, posiada każde ciało, je s t nieoznaczenie wielka, z góry przeto nie mamy możności sprawdzić, czy dwa dane ciała zgadzają się istotnie między sobą we wszystkich własnościach. W skutek wszakże niewypowiadanej, lecz n ad e r ogólnej indukcyi, uważamy podobne sprawdzenie za zbyteczne, gdyż wiemy, że jeżeli dwa ciała zgadzają się zupełnie w k ilk u swych własno­

ściach, to zgadzają się również i we 'wszystkich pozostałych.

Powyższe praw o empiryczne je s t tylko wy­

rażeniem em pirycznej podobnież zasady, że liczba istniejących rodzajów m ateryi je s t ograniczona i skończona. Poniew aż zaś roz­

m aitość rodzajów m atery i polega wyłącznie n a rozm aitości ich własności, widocznie p rze­

to różne własności i własności tych natężenia nie mogą się- kombinować w sposób niczem nieograniczony, gdyż w razie przeciwnym liczba rodzajów m ateryi m usiałaby być nie­

skończenie wielka.

O pierając się na powyższem, chemia anali­

tyczna znajduje się w tem szczęśliwem poło­

żeniu, że m a sobie zostawioną całkow itą wol­

ność wyboru pomiędzy własnościami, któremi się posługuje w celu rozpoznania rodzajów m ateryi. W celu owym, przedewszystkiem, każda własność w zasadzie je s t równie dobra, a, wybierając, kierujem y się jedynie względa­

mi łatwości i pewności, z jakiem i d a n a włas­

ność może być dostrzegana i mierzona.

W pewnych razach określenie jednej tylko własności w ystarcza do rozpoznania ciała, daleko częściej jed n ak określam y ich kilka, pragnąc uniknąć zamięszania, k tó re łatwo zdarzyć się może jak o następstw a ograniczo­

nej ścisłości m etod obserwacyjnych i m ierni­

czych. Prawdopodobieństwo błędu zmniejsza

J

się n ad er szybko z pomnożeniem liczby nieza-

j

leżnych pomiędzy sobą spostrzeżeń.

2. Własności. R ozum iejąc pod nazwą wła­

sności pewnego przedm iotu wszystkie te sto­

sunki, w jak ich on może się znaleźć względem naszych zmysłów lub narzędzi mierniczych, musimy w celach analitycznych wyłączyć

| przedewszystkiem te cechy, które dowolnie m ogą być nadawane lub zmieniane, ja k np.

postać zew nętrzną, ruch i położenie w prze­

strzeni, oświetlenie, nadany stan elektryczny r j tem peraturę i t. p. Do rozpoznania ciał nie mogą też służyć te własności, które nie pod-

! legają wpływowi odbywających się w m ateryi przem ian chemicznych, ja k przedewszystkiem m asa i zależny od niej ciężar. Z a to posłu­

giwać się możemy wszystkiemi tem i własno­

ściami, które zm ieniają się razem z przem ia­

nami ciała, lecz dowolnie przez nas nie m ogą być zmienione.

K a żd a własność może być określona li­

czebnie, a pomiędzy granicznemi punktam i swojej wartości okazuje nieskończoną roz­

maitość przypadków szczegółowych. N ie­

skończoność ta jed n ak w praktyce sprowadza się do ograniczonej liczby przypadków, k tó re możemy odróżniać, a to dlatego, że nasze środki określania wartości liczebnych posia­

d a ją ścisłość ograniczoną. Postępy m iernictw a naukowego prow adzą do coraz większego po­

m nażania się liczby dających się odróżniać przypadków szczegółowych, jakkolwiek teo re­

tyczna ich nieskończoność nigdy nie może być osięgnięta. D la wielu własności wszakże pre- cyzya dzisiejszych przyrządów mierniczych zaszła ta k już daleko, że liczba dających się odróżnić przypadków znacznie przewyższa liczbę spotykanych rzeczywiście w praktyce.

W łasności, którem i posługujem y się w ce­

lach analitycznych, możemy podzielić na stałe i przejściowre. Pierw sze należą do ciał w spo­

sób nieodłączny i w każdej chwili, bez żad­

nych przygotow ań, m ogą być dostrzegane i mierzone. T u należą np. stan skupienia, barw a, ciężar właściwy i t. p. D ru gie wystę­

p u ją n a jaw dopiero wtedy, kiedy ciało znaj­

dzie się w szczególnych w arunkach, odmien­

nych od istniejących zwykle. W ted y to na­

stęp u ją zmiany stanu i wogóle—przejaw y, które są wyróżniającem i dla danej m ateryi.

Z samej n a tu ry rzeczy wypływa, że t a d ru ga kategorya własności je s t daleko obszerniej­

sza i rozm aitsza od pierwszej. W łasności przejściowe czyli reakcye m ają więc daleko ważniejsze znaczenie w chemiii rozbiorowej od własności stałych.

(Dok. nast.).

Z n.

(13)

W SZECH SW IA T. 6 2 1

SEKCYA CHEMICZNA.

Posiedzenie 10-te w r. 1894 Sekcyi chemicznej odbyło się d. 30 czerwca 1894 r. w budynku Muzeum przemysłu i rolnictwa.

Protokuł posiedzenia poprzedniego został od­

czytany i przyjęty.

P. J. M orozewicz wypowiedział rzecz o synte­

zie korundu i spinelu. Ezecz ta była ogłoszona w N-rach 2 7 i 28 Wszechświata z r. b.

Następnie p. W ł. Kolendo mówił o gazie pół- wodnym. Posługując się parą wodną, jako pośred­

nikiem w przeistaczaniu energii cieplikowej pali­

wa na siłę mechaniczną, tracimy p rzy tem pośred­

nictwie aż 92°/0 energii cieplikowej.

T ak uderzająco mała sprawność motorów paro­

wych dała pochop z jednej strony do zabiegów w celu zastąpienia pary wodnej bądź przez po­

w ietrze, amoniak, bądź parę eteru, siarku węgla i t. p., z drugiej zaś strony do usiłowań, by za­

jad ę pośrednictwa pary całkiem wyminąć i urzą­

dzić taki motor, gdzieby ciepło spalenia gazów palnych działało bezpośrednio na tłok, związany z kołem zamachowem.

Owocem usiłowań, podjętych w (ym ostatnim kierunku, jest właśnie motor gazowy, który zrazu zasilano gazem oświetlającym; gdy ten wszakże wypadał zadrogo, rozpoczęto stosować gaz wod­

ny oraz półwodny, inaczej zwany Dawsona.

Gaz półwodny w porównaniu z gazem wodnym posiada tę wyższość, że się otrzymuje bez przerw w wyrobie i, co ważniejsza, nie wymaga znacz­

nych nakładów instalacyjnych, skutkiem czego je s t znacznie tańszy a przez to i odpowiedniejszy

do zasilania motorów gazowych.

Zasada otrzymywania gazu półwodnego polega na tem, że przez warstwę rozżarzonego antracytu przedmuchuje się powietrze wraz z parą wodną, na skutek czego para wodna rozkłada się na wo­

d ó r i tlen, a jednocześnie (len powietrza łącznie i tlenem, pochodzącym z rozkładu pary, spala antracyt na dwutlenek węgla, który w dalszem przejściu gazów przez warstwę antracytu rozża­

rzonego ulega częściowemu odtlenieniu na tlenek węgla tak, że w fen sposób powstaje ostatecznie mięszanina gazów, złożona z wodoru, tlenku wę­

gla, metanu oraz azotu, dwutlenku węgla i tlenu.

Powietrze, niezbędne do rozkładu, wprowadza się albo za pomocą wietrznika, poruszanego mo­

torem gazowym i mającego ujście po nad wodą, chłodzącą dno pieca, albo też za pośrednictwem sm oczka, zasilanego parą przepuszczaną z osob­

nego kotła parowego. Pierw szy sposób je st roz­

powszechniony we Francyi, gdy tymczasem drugi w Niemczech.

P rzy rząd do w ytw arzania gazu półwodnego w takim stanie, w jakim istnieje na P radze w za­

kładzie trykotażowym pana Marschala, składa się przedewszystkiem z generatora gazu, czyli pieca w postaci walca żelaznego, wyłożonego cegłą ogniotrwałą i opatrzonego u spodu w drzwiczki popielnikowe, a u góry w lej z klapą do wprowa­

dzania antracytu, dalej z chłodnicy wodnej, na­

stępnie z oczyszczacza, zatrzym ującego kurz, i w końcu ze zbiornika gazu, a właściwie regula­

tora odpływu gazu do motoru tak urządzonego, że automafyczme wstrzymuje wyrób gazu, gdy mo­

tor staje lub mniej go zużywa.

Przeciętny skład gazu półwodnego obejmuje:

wodoru 2 0 % , tlenku węgla 21°/0 oraz metanu 4°/0, to je st 45°/0 gazów palnych, oprócz tego, azotu 49,5°/0, dwutlenku węgla 5°/0 i tlenu 0,5°/0, czyli 55°/0 gazów niepalnych. Wobec takiego składu ciepłodajność metra sześciennego wynosi

1 520 ciepłostek.

P rzy zastosowaniu gazu półwodnego motory gazowe 35-cio konne zużyw ają na godzinę i k o ­ nia parowego od 500 do 560 gramów antracytu, a zatem mniej paliwa od 6 do 5 razy, aniżeli mo­

tory parowe.

Gaz naf owy należy również do gazów przemy­

słowych większego znaczenia, znajduje poważne zastosowanie do oświetlania zakładów przem ysło­

wych, oddzielnych zabudowań, nawet miast ca­

łych, a zawdzięczając temu, że nie marznie i traci niewiele na sile świetlnej po zagęszczeniu do 10 atmosfer, nadaje się szczególnie do oświetlania wagonów kolejowych.

W tym właśnie ostatnim celu powstała od roku gazownia tego gazu na stacyi W arszawa drogi żelaznej Warszawsko-Wiedeńskiej.

Mówca miał ju ż sposobność przed kilku laty opisać na jednem z posiedzeń Sekcyi chemicznej urządzenie podobnej gazowni, oraz stronę technicz­

ną wyrobu gazu naftowego wraz z jego własno­

ściami chemicznemi i fizycznemi, udzielił więc tylko kilku sposłrzeżeń z własnego doświadczenia nad materyałami naf'owemi, używanemi do w yro­

bu, a wreszcie nad wytwórczością gazu, dodając na żądanie obecnych opis szczegółowy regulatora wagonowego, doprowadzający gaz do palników pod ciśnieniem 15 mm słupa wodnego ze zbiorni­

ków wagonowych gazu, napełnianych pod ciśnie­

niem 6 atmosfer.

Ponieważ tak zwane odpadki naftowe zawiera­

j ą pospolicie wiele kurzu, śmieci, obok piasku i gliny, co sprawia, że nie dają się wylewać sta­

łym strumieniem do report, ponieważ wreszcie od­

padki takie dają mało gazu i tworzą znaczne osa­

dy koksowe na retortach, przeto do wyrobu gazu naftowego dogodniej je st używać surowy olej so- larny o ciężarze właściwym 0,89.

100 litrów takiego oleju d a ją przecięłnie 50 rn3 gazu, przyczem zużyw a się 3 korce koksu gazo­

wego, co wobec ceny koksu koszt. 0,70 rubl. oraz 100 / oleju 4,47 rub. stanowi koszt 5 ,17 rubli;

gdy tymczasem 200 ma gazu świetlnego, odpowia­

dające sile świetlnej 60 m3 gazu naftowego, kosz-

Cytaty

Powiązane dokumenty

jedynczo osadzonych, ginący co roku wskutek złych warunków (zimy); 2 ) przy większej ilości ciepła (pokojowa hodowla, ciepła jesień), ten sam gatunek wydaje,

Powyżej ju ż wspomniałem o dwu listewkach, ciągnących się wzdłuż tylnej powierzchni rdzenia pacierzowego, które oddzielają się od zaczątku ostatniego w miejscu,

Jeż eli więc następnie w odpowiedni sposób trzy te obrazy złożymy razem , po oświetleniu ich promieniami barw właściwych, otrzym amy obraz przedm iotu we

Szerokie smugi ciemne ukazują się tylko, gdy słońce jest bardzo blisko poziomu; gdy zaś wznosi się nieco wyżej, ustępują z w

to więc wytłumaczyć może obfitość burz letnich, jako też gwałtowność burz, które się w okolicach zwrotnikowych srożą.. Nie nastręcza też trudności i

— Zależność zmian ciśnienia atmosferycznego i tem­.. peratury na szczytach

Autor przeznacza książkę swoję przedewszystkiem dla szkół, ale roskład rzeczy je s t w niej taki, że uczniowi trudno się będzie zoryjentować.. P rzy ję ­ to

dodając drożdży, a n ieczekając aż p ły n sam przez się zacznie ferm entow ać, zapobiegam y stanow czo wszelkim dzikim ferm entacyjom... Wo- góle można