• Nie Znaleziono Wyników

Chcemy powołać Duszpasterstwo Środowisk Twórczych - Waldemar Michalski - fragment relacji świadka historii [TEKST]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Chcemy powołać Duszpasterstwo Środowisk Twórczych - Waldemar Michalski - fragment relacji świadka historii [TEKST]"

Copied!
3
0
0

Pełen tekst

(1)

WALDEMAR MICHALSKI

ur. 1938; Włodzimierz Wołyński

Miejsce i czas wydarzeń Lublin, PRL

Słowa kluczowe Lublin, PRL, Akcent, życie literackie, Wacław Oszajca, Duszpasterstwo Środowisk Twórczych, Bolesław Pylak, Leszek Gzella,

Chcemy powołać Duszpasterstwo Środowisk Twórczych

Duszpasterstwo Środowisk Twórczych w Lublinie miało swój piękny rozdział.

Szczególnie w okresie stanu wojennego. Ale jeszcze tuż przed ogłoszeniem stanu wojennego próbowaliśmy powołać coś, co by integrowało ludzi o pewnym określonym światopoglądzie. W wypadku duszpasterstwa wiadomo, że chodziło o pewne tradycje chrześcijańskie, o pewien sposób myślenia, widzenia świata. Dojrzewała sprawa powołania duszpasterstwa mającego formować pewne postawy społeczno-moralne także młodych ludzi, którzy czuli się twórcami.

W pierwszą niedzielę lutego 1982 roku (miesiąc po wprowadzeniu stanu wojennego) spotkaliśmy się wszyscy w kościele św. Wojciecha na Podzamczu na zasadzie szeptanej informacji. Mieliśmy się zastanowić, co w sytuacji stanu wojennego robić dalej i jak działać. Przede wszystkim może powołać już oficjalnie Duszpasterstwo Środowisk Twórczych jako jedyną organizację, która będzie miała patronat nad twórcami i będzie dawała szansę wejścia do kościołów na spotkania, prelekcje i koncerty. I tak się rzeczywiście stało. Duszpasterstwo zostało powołane właściwie z inicjatywy kilku ludzi. Dużą rolę odgrywał Wacek Oszajca jako duszpasterz

„Solidarności”. Ważni byli także dziennikarze, tacy jak Leszek Gzella. Strzałkowski i ja byliśmy ze środowiska literackiego. Byli obecni także ludzie ze strony muzyków i aktorów. W kościele zebrało się chyba ze dwadzieścia osób.

Wcześniej zadzwonił do mnie Gzella i powiedział tak: „Słuchaj, ty masz kontakt z literatami. Podobno w Lubartowie jest Jerzy Narbutt, poeta, eseista, prozaik, autor tekstów solidarnościowych, hymnu »Solidarności«. Może byśmy go sprowadzili na nasze pierwsze inauguracyjne spotkanie do kościoła Świętego Wojciecha?”.

Powiedziałem: „Czemu nie. Spróbuję”. I tak się zaczęły historie. Wtedy nie było mowy o dodzwonieniu. W Lubartowie miałem znajomych, którzy wcześniej się zorientowali, że rzeczywiście Narbutt w klasztorze kapucynów jest zatrudniony jako furtian. Zgłosił

(2)

się do klasztoru, że chciałby zostać zakonnikiem. Ale zaproponowano mu, żeby najpierw został furtianem czy jakimś braciszkiem od sprzątania.

Rozmawiałem wówczas z biskupem Bolesławem Pylakiem. Powiedziałem: „Księże biskupie, chcemy powołać Duszpasterstwo Środowisk Twórczych i organizujemy inauguracyjne spotkanie. Chcemy z Lubartowa przywieźć jednego autora na to spotkanie (nawet nie mówiłem, o kogo chodzi). Nie ma żadnej możliwości komunikacyjnej, ale może ksiądz biskup pożyczy swój samochód z kurii biskupiej?”.

Być może ksiądz biskup myślał, że to będzie jakiś lokalny poeta czy pisarz z Lubartowa. Wysłał kierowcę. Wcześniej zawiadomiliśmy Narbutta drogą pantoflową, że przyjedzie po niego samochód. I żeby się nie obawiał, ten samochód go też odwiezie. Była cholernie mroźna i śnieżna zima. Ściągnęliśmy więc Narbutta na to spotkanie i zainaugurowaliśmy swoją działalność. Wtedy on miał jeszcze szczere zamiary zostać zakonnikiem. Mówił, że uratował się przed internowaniem tylko dlatego, że jeszcze przed wprowadzeniem stanu wojennego udało mu się wydostać z Warszawy i przyjechać do kapucynów. Natomiast Jerzy Narbutt ma pieprzny, ostry język. W Lubartowie zaczął pisać fraszki na zakonników, współbraci. Jak napisał jedną i drugą fraszkę na temat swojego ojca przełożonego, to tamten się obraził.

Powiedział, że Narbutt do zakonu się nie nadaje. Nie ma w nim żadnej pokory zakonnej. W międzyczasie już się rozluźnił stan wojenny. I pod koniec chyba 1982 roku Narbutt wrócił do Warszawy. Wcale nie został internowany.

W ramach Duszpasterstwa Środowisk Twórczych ukazało się kilka pozycji. W 1984 roku opublikowaliśmy wiersze Karola Wojtyły. Ja zrobiłem antologię „Pod Twoją obronę…: Matka Boża w poezji polskiej”. To był późny stan wojenny. Właściwie oficjalnie już stanu wojennego nie było, ale istniał jeszcze klimat zniewolenia politycznego. Antologia była drukowana w Wydawnictwie Diecezjalnym. Piękna antologia dużego formatu. Plastycy należący do Duszpasterstwa Środowisk Twórczych dali swoje ilustracje. Czarno-białe, ale piękne. Piękna obwoluta, w kolorze niebieskim, maryjnym, z zarysem Matki Boskiej przepasanej biało-czerwoną wstęgą.

Ta antologia była znakomitą pozycją, która się błyskawicznie rozeszła. Doszliśmy do wniosku, że po śmierci księdza Jerzego Popiełuszki trzeba wydać antologię z krzyżem jako motywem przewodnim. Krzyż jako synonim nadziei, ale także bólu, wiary, męki i zwycięstwa poprzez mękę. Antologię „Krzyż” opracował Andrzej Niewczas. Była to pewnego rodzaju ważna deklaracja naszych postaw i moralnych, i religijnych. A przy tym nawiązująca do najbardziej bolesnych krajowych wydarzeń ostatnich lat.

(3)

Data i miejsce nagrania 2008-12-16, Lublin

Rozmawiał/a Marek Nawratowicz

Transkrypcja Piotr Krotofiil

Redakcja Maria Buczkowska

Prawa Copyright © Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"

Cytaty

Powiązane dokumenty

Również za pośrednictwem organizacji młodzieżowej ZMS-u dostaliśmy papier na wydanie trzech serii poetyckich pod wspólną nazwą „Lubelskie Prezentacje Poetyckie”

Kiedy się chwiała sytuacja „Profili” to doszliśmy do wniosku, że trzeba stworzyć grupę o określonym profilu społecznym i moralnym z inspiracji chrześcijańskich.. Już prawie w

W Kole Młodych Związku Literatów Polskich doszliśmy do wniosku, że środowisko literackie jest tak ciekawe i aktywne, że warto pomyśleć o wydaniu tomików wierszy,

To była absolutnie abstrakcja, która niezupełnie dała się przekładać na coś konkretnego, na coś czytelnego dla przeciętnego odbiorcy.. Dras swoją poezją wybijał się

My tu sobie z panem Bronisławem posiedzimy obok i pogadamy na różne literackie sprawy” Janusz poszedł do domu, źle się poczuł. Prawdopodobnie się położył,

Franek lubił dużo mówić, ale mówić konkretnie, to nie było gadulstwo, takie mieszanie kijem wody, mówił konkretnie, myślę, że był do każdego spotkania przygotowany, bo

Wtedy też za sprawą Franka poznałem Andrzeja Rozhina i szybko się zorientowałem, że oni mają podobne charaktery, podobną mentalność i podobne widzenie świata i

Gdy w siedemdziesiątym trzecim roku przeniósł się z niewyjaśnionych dla mnie przyczyn do Białegostoku, to okazało się, że tamtejszy miesięcznik „Kontrasty”jest w zasadzie