• Nie Znaleziono Wyników

Rozrywki dla dzieci przed wojną - Sylwia Warakomska-Grzycka - fragment relacji świadka historii [TEKST]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Rozrywki dla dzieci przed wojną - Sylwia Warakomska-Grzycka - fragment relacji świadka historii [TEKST]"

Copied!
1
0
0

Pełen tekst

(1)

SYLWIA WARAKOMSKA-GRZYCKA

ur. 1923; Lublin

Miejsce i czas wydarzeń Lublin, dwudziestolecie międzywojenne

Słowa kluczowe Lublin, dwudziestolecie międzywojenne, czas wolny, dzieciństwo, ulica Kochanowskiego, lodowisko, sanki, cyrk, kino, teatr

Rozrywki dla dzieci przed wojną

Jeździliśmy na sankach, na Kochanowskiego była górka dosyć spadzista, tak zwana Walerka, jeździło się kolejno pilnując miejsca i tak dalej, a poza tym jeździliśmy na łyżwach. Łyżwy mieliśmy własne, ale nie mieliśmy tam lodowiska. Lodowiskiem były zamarznięte rowy, które po obu stronach Bychawskiej odgraniczały szosę od trotuaru. Owszem była w Lublinie ślizgawka, ale ten Lublin, to był dla nas daleko i tylko czasem ja mieszkając u wujostwa Sobockich korzystałam z tej ślizgawki. Były bilety wstępu [na lodowisko], nawet była muzyka. Tam właśnie z tym młodszym ciotecznym bratem, Sławkiem Sobockim, chodziłam pod dozorem wujka. [Czasem] z gimnazjum pożyczałam narty i próbowała jeździć na Dziesiątej. Byłam przed wojną dwa razy w cyrku, właśnie z wujostwem Sobockich, Cyrk mnie, może nie tyle zachwycał, ile dziwił, że potrafią pokazywać takie numery, które nie mieściły się w moim rozumieniu ówczesnym. Jakaś skrzynia, którą ktoś otwiera i pokazuje, że nie ma w niej nic, [następnie] zamyka ją, otwiera i jakaś pani się znajduje w skrzyni. W kinie przed wojną byłam jeden, jedyny raz. W teatrze, dwa razy, ze szkołą na

„Orlątku”.

Data i miejsce nagrania 2012-08-11, Lublin

Rozmawiał/a Łukasz Kijek

Redakcja Weronika Prokopczuk

Prawa Copyright © Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"

Cytaty

Powiązane dokumenty

Dobrze, że można było rodzinę utrzymać, żeby nie głodowała, a dzisiaj jak się patrzy na te wszystkie pomniki na cmentarzu to nie lepiej za to biednych nakarmić. Data

U nas była czterooddziałowa szkoła, a później musiałem iść do drugiej wioski, większej – Ruda Huta się nazywała – i tam była siedmioklasowa szkoła.. Tam

Ja do pierwszej i drugiej klasy chodziłam do tego żeńskiego gimnazjum pani Hollakowej, a później utworzyli z tego gimnazjum męskiego koedukacyjne i ja do trzeciej

Mieliśmy pole naprzeciw kościoła włostowickiego, to szłam, nie patrzyłam [na porę], bo zegara nie miałam, jakśmy się dorabiali – mówiłam, że mąż był biedny, [rodzice]

Coś, co jakieś nowe rządy inaczej zakładają te swoje rządzenia i takie wszystko rozluźnione, wszystko rozpartaczone, jak to się mówi, tak że nie chce się patrzeć, ani słuchać

[Dzieciom tam] można było kupić lody owocowe i śmietankowe, ziarenka dyni takie prażone, watę [cukrową i] różne słodycze. Między innymi taki punkt był, przy tej kamienicy

W teatrze na przykład były bale, podziwiałam, bo oni musieli te wszystkie krzesła usuwać i tak dalej, to było szalenie męczące, ale ponieważ żona ówczesnego

Jak na cmentarzu była cała aleja po jednej i po drugiej stronie, gdzie siedzieli, żebrali i modlili się biedni.. Przeważnie tak było