X 5 (1140). W arszawa, dnia 31 stycznia 1904 r. Toill X X III.
T Y G O D N I K P O P U L A R N Y , P O Ś W I Ę C O N Y N AUK OM P R Z Y R O D N I C Z Y M .
P R E N U M E R A T A „W S Z E C H Ś W IA T A 11.
W W a r s z a w i e : rocznie rub. 8 , kw artalnie rub. 2 .
Z p r z e s y ł k ą p o c z t o w ą : rocznie r u i. 10, półrocznie rub. a . ‘ we wszy stWch księgarniach w k raju i zagranicą.
Prenumerować można w R edakcyi W szechśw iata
R edaktor W szechśw iata przyjm uje ze spraw am i redakcyjnem i codziennie od godziny 6 do 8 wieczorem w lokalu redakcyi.
A d r e s R e d a k c y i : M A R S Z A Ł K O W S K A N r . 118.
JA D Y Z W IE R Z Ę C E I ICH ZN A CZEN IE W BIOLOGII O G Ó LN EJ I PA T O L O G II
PO R Ó W N A W C ZE J. >)
Badanie jadów zwierzęcych zrobiło znacz
ne postępy w ciągu kilku la t ostatnich i wia
domości nasze w tej kw estyi rozw inęły się szybko skutkiem licznych badań całego za
stępu biologów. Główne w yniki ty ch badań przeważnie dotyczą własności fizyologicznych jadów , ponieważ wogóle różnią się one od trucizn m ineralnych lub organicznych tylko bardziej złożonym składem . W iem y w isto
cie, ^iże większa część jadów zwierzęcych, to m ieszanina, złożona z kilku ciał, które może
my wykazać albo przez um iejętne rozszcze
pienie efektów fizyologicznych, albo naw et pi’zez wyosobnienie chemiczne.
J a d y stanow ią doniosły dział spraw y sto
sunków wzajem nych pomiędzy istotam i ży- wemi. W walce o b yt ja d y w życiu niektó
rych gatunków m ają znaczenie bardzo po
ważne; tak np. węże jadow ite posługują się niemi do zabijania i traw ienia swej zdobyczy.
Równocześnie zaś jest to broń, chroniąca jednostkę od zguby, ja k a jej grozi ze strony gatunków zręczniejszych i silniejszych. P o siadając takie środki ochronne, g atu n k i ja dowite, zazwyczaj bardzo płodne, rozm na.
’) P o d łu g a rty k u łu C. P h isa lix a w R e v u e ge
n era le d es Sciences. 3 0 . 2£II. 1 9 0 3 .
żałyby się szybko w sposób poważnie zagra
żający równowadze powszechnej isto t ży
wych, gdyby nie interw encya gatunków in nych, które bezkarnie żywić się m ogą zwie
rzętam i jadow item i. Do takich n aturalnych wrogów zwierząt jadow itych należy np. jeż, obdarzony znacznym stopniem odporności na działanie jadów zwierzęcych. N atom iast inne zwierzęta są niezmiernie w tym wzglę
dzie wrażliwe, a pomiędzy tem i dw um a k rań cami znajduje się długi łańcuch ogniw po
średnich. Działanie fizyologiczne jad u i je go zjadliwość zmienia się stosownie do po
chodzenia jad u i do stopnia odporności g a tunku, którem u został zaszczepiony.
Badanie tych różnic, ich przyczyn i sk u t
ków w kracza w dziedzinę patologii porów
nawczej na tej samej zasadzie, na jakiej n a
leży do niej badanie stosunków pomiędzy pewnym gatunkiem a jego pasorzytam i.
W ten sposób patologia porównawcza staje się jednym z działów biologii ogólnej.
R ozpatryw ane z tego stanow iska, badanie jadów zwierzęcych przedstaw ia szerokie po
le do spostrzeżeń i obserwacyj, na którem ju ż dziś w ytknąć można p u nk ty zwrotne wyjścia oraz kierunek całego szeregu poszu
kiw ań nowych, o doniosłych zadaniach.
i. Jady z w ie rzę c e w św ietle te o ry i ro zw o ju .
Liczba gatunków , w ytw arzających jady, jest zdumiewająco wielka, poczynając od
66 W S Z E C H Ś W IA T JM® - 5
pierw otniaków , a kończąc na kręgowcach;
a rozm aitość jadów bynajm niej nie ustępuje bogactw u form zew nętrznych zwierząt. T ak szeroko rozpowszechnione urządzenie fizyo- logiczne m usi być pożyteczne dla danego g a tu nk u ; to też większa część biologów tłu m a czy genezę tego urządzenia i jego rozwój na podstaw ie teoryi Darw ina. O dm iana p o
w stała przypadkow o i pierw otnie zaczątko
wa, została udoskonalona pod wpływem d o
boru naturalnego, w drodze ustaw icznego a coraz doskonalszego przystosow yw ania się do celów napaści i obrony. Tym czasem istnieje cały szereg zwierząt, które p osiada
ją jad, ale nie m ogą go zużytkow ać ani do
• napaści, ani do obrony, np. jaszczurki; u in nych ja d służy w praw dzie do obrony, ale | tylko pośrednio, bez żadnej świadomej in- terw encyi w tym względzie ze strony zwie
rzęcia; do takich należą np. żaby, k tó re cza
sami są jadow ite, niejako zupełnie nie w ie
dząc o tem. Celowość w ydzielania ja d u za
leży więc, ja k się zdaje, nietylko w yłącznie od potrzeb napaści i obrony. Znaczenie t a kich narządów zaczątkow ych m ożna tłu m a czyć w sposób dwojaki: 1) albo są to n arzą
dy uległe zanikow i w skutek b rak u używ a
nia, 2) albo służą one przedewszystkiem do potrzeb organizm u samego, a tylko u nie
który ch gatu nk ów przystosow ały się w tór
nie do now ych funkcyj. W pierw szym przypadku byłoby trud n o zrozumieć, dla
czego jad, k tóry sta ł się bezużytecznym dla zwierzęcia, pomimo to wydziela się en e r
gicznie w dalszym ciągu. D ru g a hypoteza wydaje się logiczniejszą. W istocie p rzy
puszczać należy, że substancya, w ytw arzana w pew nym specyalnym gruczole, której w ydzielanie je s t zależne od g a tu n k u zwie- ! rzęcia, jego środow iska i pew nych okresów, m usi mieć w ybitne znaczenie w odżywianiu;
m usi ona naprzód być niezbędną dla zacho
w ania osobnika, zanim zacznie służyć sp ra
wie zachow ania g atu n k u . W takim razie działanie zaczepne lub odporne gruczołów jadow ych przedstaw ia się jak o czynnik p rzy stosow ania w tórnego, natom iast ich czyn
ność zasadnicza schodzi do rzędu spraw fizyologicznych.
Z tego stanow iska gruczoły jadow e m u
szą podlegać praw om , rządzącym innerni gruczołam i: natężenie ich funkcyj i c h a ra k
te r w ydzieliny m uszą być zależne od wa
runków fizyologicznych, w szczególności zaś od spraw odżywczych; z drugiej znów strony czynność ty ch gruczołów wpływ a na ogólną rów now agę ustroju za pośrednictw em m e
chanizm ów w ydzielania w ew nętrznego oraz współzależności czynnościowych.
W ten sposób istnieć m usi ścisła łączność i współzależność pomiędzy składem chemicz
nym jadu , a sposobem odżyw iania się zwie
rzęcia; na tej drodze m ożnaby objaśnić nie
ty lk o znaczne różnice, jakie zachodzą po m iędzy jadam i gatunków pokrew nych, ale również i w ahania w obrębie jednego i tego samego g atu nk u, zależne od w arunków od
żyw iania i środowiska. W yrazem zm ienno
ści fizyologicznej gatu n k u są przedew szyst
kiem zm iany w składzie chemicznym soków jego ustroju; z tego p u n k tu widzenia analiza porów naw cza jadów może stać się źródłem nieznanych dotąd a wielce ciekawych fak tów i spostrzeżeń.
II. S k ła d ch em iczn y ja d ó w .
W iadom ości nasze o składzie chemicznym jadów n a tu ry białkowej nie uległy żadnym zmianom w ostatnich czasach; natom iast większych postępów dokonała nauka o działa
niu jadów n a tu ry niebiałkowej czyli ferm en
tacyjn ej. W rok u 1889 P hisalix i A rnaud otrzym ali z wydzieliny gruczołów skórnych salam andry ziemnej (S. terrestris) pewien alkaloid specyalny, k tó ry później w r. 1899 otrzym ał rów nież i F au st. Ten ostatni do
konał rozbioru tego ciała, u stalił jego wzór chem iczny i n adał m u nazwę salam andry- dyny (w odróżnieniu od salam andryny, od
k rytej dawniej jeszcze przez Zaleskiego).
P o d łu g F a u s ta oba te alkaloidy, chemicznie bardzo m ało różniące się pom iędzy sobą, są pochodnem i chinoliny; w ten sposób znajdu
jem y pom iędzy produktam i gruczołów sala
m an d ry ciała uchodzące dotąd za prod u kt w yłącznie roślinnego pochodzenia. J e s t to niezm iernie ciekaw y fakt, którego odpo
w iednik znajdujem y w album ozach toksycz
n ych pochodzenia roślinnego, a mianowicie w abrynie i rycynie, najzupełniej zasługują
cych na nazwę jadów roślinnych.
J a d ropuchy był niedaw no przedm iotem badań chemicznych, które dały w yniki no
we i ciekawe. B adając n a żabach objawy
zatrucia jadem ropuchy pospolitej (Bufo vulgaris), znajdujem y, że objaw y zasadni
cze—zatrzym anie serca w fazie skurczowej i porażenie układu nerwowego —bynajm niej nie zawsze w ystępują obok siebie; przeciw nie udaje się naw et niekiedy objawy te roz
szczepić. Tak np. roztw ór jadu, wyciąg
nięty zapomocą chloroform u, traci znaczną część swej zjadliwości: w yw ołuje on tylko porażenie układu nerwowego i nie wywiera żadnego w pływ u na serce. Surow ica ropu
chy wywołuje ten sam skutek, lecz w sła
bym stopniu. Spostrzeżenia te naprow adzi
ły Phisalixa na myśl, że jad ropuchy zawie
rać musi dwie substancye, z których jedna działa przew ażnie na układ nerwowy, a d ru ga na serce. I w istocie udało się rozdzielić te dwa ciała zapomocą dializy. W yciskając gruczoły ślinowe ropuchy do wody przekro- plonej otrzym ujem y ciecz mleczną, pozosta
wiającą po przegotow aniu g ęsty osad, nad którym znajduje się opalizujący roztwór.
Roztw ór ten zlewamy i poddajem y kilko
dniowej dializie przez błonkę kolodyonową, t. j. umieszczamy go w woreczku z kolo- dyum, zanurzonym w wodzie przekroplonej.
B łonka przepuszcza rozm aite części składo
we jadu , które przenosząc się do wody o ta
czającej nad ają jej swe specyficzne w łasno
ści. Badając działanie fizyologiczne tej wo
dy z każdego dnia dializy oddzielnie, Phisa- lix znalazł, że pierwsze porcye nie różnią się niczem od jad u całkowitego; dalsze porcye działają ju ż daleko słabiej na serce, a o stat
nie wreszcie w yw ołują tylko porażenie zwie
rzęcia, nie działając na serce wcale. Po wielokrotnej dializie zaw artość woreczka jest zupełnie oczyszczona od ja d u porażającego serce. W idzim y więc, że ja d ropuchy skła
da się z dwu substancyj, zm ieszanych w nie
równej ilości, które m ożna rozdzielić zapo
mocą dializy. A by te ciała otrzym ać w wię
kszej ilości, wyciskam y do wody gruczoły ślinowe większej ilości ropuch; otrzym ujem y w ten sposób ciecz mleczną, nieprzezroczy
stą, o oddziaływ aniu kwaśnem. F iltru ją c ją przez filtr porcelanow y, otrzym ujem y na filtrze masę żółtawą, mocno kw aśną, częścio
wo rozpuszczalną w eterze i chloroformie;
odfiltrowana ciecz natom iast jest przezroczy
sta i słabo kw aśna i zawiera składniki roz
puszczalne jadu. Zgęszczana przez parow a
M 5
nie ciecz ta staje się m ętną i brunatną; ostu
dzona pozostawia biały, szarawy osad. Osad ten odcedzamy, przem yw am y wodą i roz
puszczamy w alkoholu absolutnym lub chlo
roformie; pozostają nierozpuszczone tylko drobne domieszki ciał białkowych; po odfil
trow aniu tych ostatnich otrzym uje się prze
zroczysty roztwór, który parujem y aż do wysuszenia.
Ciało otrzym ane w ten sposób, je s t to je den ze składników czynnych jad u ropuchy, a mianowicie ten, który zatrzym uje serce w fazie skurczowej. Ma ono w ygląd żyw i
cy przezroczystej, praw ie bezbarwnej, k tó rej skład procentowy odpowiada wzorowi Cll9H II70 2-. Ciało to otrzym ało nazwę bu- fotaliny. J e s t to ciało łatw o rozpuszczalne w alkoholu, chloroformie, kwasie octowym, eterze. W wodzie daje z początku białą opalizującą mieszankę, a potem rozpuszcza się w wielkim nadm iarze wody. N aw et w bardzo mocnem rozcieńczeniu ma smak wybitnie gorzki, bardzo długo pozostający na języku.
D rugi pierw iastek czynny jad u ropuchy, działający na układ nerw owy i sprow adza
jący jego porażenie, znajduje się w wyciągu wodnym , od którego oddzielona została bu- fotalina. Dla oczyszczenia go od niektórych domieszek, należy go rozpuścić w alkoholu 96°. Po odfiltrowaniu i oddestylowaniu al
koholu otrzym ujem y pozostałość, k tórą roz
puszczamy w wodzie. Z otrzym anego roz
tw oru usuwam y jad sercowy zapomocą chlo
roform u i po jeszcze kilku drugorzędnych czynnościach otrzym ujem y czyste ciało, zw a
ne bufoteniną. Ostatecznie więc ja d ropu
chy zawdzięcza swoje działanie obecności dwu głów nych składników czynnych: 1) bu- fotaliny, czyli ciała o charakterze żywicy, rozpuszczalnego w alkoholu, tru d n o rozpusz
czalnego w wodzie; działa ono na serce, za
trzym ując je w fazie skurczowej, i 2) bufo- teniny, która się w powyższych rozpuszczal
nikach rozpuszcza bardzo łatwo; jest to jad, działający na uk ład nerw ow y *).
Ja d y salam andry i ropuchy, nie zm ienia
jące się przez ogrzewanie i rozpuszczalne
6 7
1) P ię k n e te poszukiw ania n a d chem ią i farm a
kologią ja d u ropuchy są dziełem badaczów fra n cuskich P h isalix a i B e rtra n d a.
W SZ EC H ŚW IA T
68 W S Z E C H Ś W IA T M 5 w alkoholu, różnią się zatem znacznie od
ferm entów bardzo rozpow szechnionych w in nych jadach; ferm enty, ja k wiadomo, nie znoszą ani wysokiej tem peratu ry , ani alko
holu. Jeszcze bardziej odległe od ferm en
tów są ja d y niektórych wijów (Myriapoda), do któ ry ch teraz przejdziemy.
N a początku zeszłego stulecia słynny en
tom olog francuski L atreille zwrócił uw agę n a szczególną woń, w ydaw aną przez wije, ale nie mógł dociec jej pochodzenia. D opie
ro Savi w r. 1823 wykazał, że woń ta zależy od specyalnej cieczy żółtaw ej, wydzielającej się z otworów, które u g a tu n k u Ju lu s com- m unis znajdują się w bocznych częściach każdego pierścienia; otw ory te są ujściem specyalnych m ałych gruczołków; w oń tej cieczy m a przypom inać chlor gazowy, cha
ra k te r jed n a k wydzieliny pozostał wówczas nie w yjaśniony.
Pierw sze dokładne wiadomości o składzie chem icznym jad u pewnego g a tu n k u wija, przebyw ającego w oranżeryach w Utrechcie i w A m sterdam ie, znajdujem y dopiero w p r a cy badacza holenderskiego Gruldensteeden- E gelinga, ogłoszonej w r. 1882. W ij ten podrażniony, a bardziej jeszcze po zm iaż
dżeniu w ydaje woń, przypom inającą m igd a
ły gorzkie. System atyczny rozbiór chemicz- ny w ykazał, że zwierzę to w ydziela z siebie substancyę, k tó ra rozkłada się i w ytw arza kw as cyanowodorowy. Rozszczepienie to zachodzi pod wpływem wody i pewnego sw oistego ferm entu, na k tó ry alkohol i ben
zol nie m ają żadnego w pływu, podczas gdy eter i chloroform niszczą jego działalność.
W obec tego należy oczekiwać, że ferm ent ten je s t zlokalizowany w kom órkach spe
cyalnych do tego przeznaczonych, ja k to m a m iejsce u niektórych roślin.
W każdym razie rozszczepienie to odby
w a się najpraw dopodobniej poza obrębem organizm u i wolny kwas cyanow odorow y nie znajduje się w gruczole. Tem się tłu m aczy, że niektóre w ije w ytw arzające kw as cyanowodorowy, nie są pomimo to odporne na działanie tej trucizny. Jed en z zoologów am erykańskich zam ykał te zw ierzątka w p u dełku i zabijał je w ten sposób w łasną ich w ydzieliną. O. F . Cook odkrył, że inny g a tu n e k w ija—Polyzonium , wydziela ciecz m leczną o zapachu i sm aku kam fory.
W idzim y zatem, że pro duk ty wydzielane przez wije, są bardzo liczne i urozmaicone;
now ym tego przykładem je s t gatun ek Schi- zophyllum m editerraneum , bardzo pospolity w dolinie Rodanu, którego wydzielina ja d o w ita była szczegółowo badana przez Phisali- xa. Zwierzę to wydziela ciecz żółtawą, k tó
ra nasyca skórę i której m ocny i ostry za
pach utrzym uje się całemi godzinam i. Chcąc ciecz tę zebrać w większej nieco ilości, nale
ży zwierzę, zwinięte w pierścień, umieścić na miseczce porcelanowej z dodatkiem odrobi
ny wody przekroplonej i naciskać je zlekka tylcem skalpela. W miejscu naciśniętem u kazują się n aty chm iast m aleńkie żółtawe kropelki; zjaw isko to ogranicza się do kilku pierścieni ciała i w ystępuje jednocześnie po obu jego stronach. Posuw ając się wzdłuż boków zwierzęcia, m ożna otrzym ać wydzie
lanie ogólne na całej powierzchni; ciecz m ie
sza się z wodą, nadając jej złoto-żółtą barwę.
Ciecz otrzym ana z wyciśnięcia około stu sztuk zw ierząt w 25 cm3 wody jest bardzo jad o w ita dla świnki m orskiej, zastrzyknięta do ja m y brzusznej w ilości l1/ 3 cm*. W y stępu ją wówczas objaw y silnego bólu, drgaw ki, w ym ioty i w ciągu 1 0 godzin zwierzę um iera wśród objawów silnego zapalenia otrzewnej. Po zagotow aniu w probówce roztw ór ja d u wydziela parę o bardzo m oc
nym odorze, któ ra się skrapla w postaci żół
ty ch kropelek w górnych częściach rurki, tra c ąc większą część swych własności tru ją cych; natom iast gotow anie w rurce zatopio
nej w niczem własności tych nie osłabia.
Z pow yższych danych w ynika, że ja d ten nie może mieć ch arak teru białkow atego oraz że je s t lotny. Ja k iż może być jego skład chemiczny?
System atyczny rozbiór, w ykonany przez chem ika francuskiego Behala, w ykazał że je s t to poprostu chinon. Porów nanie dzia
łan ia fiżyologicznego chinonu z działaniem tego ja d u w zupełności potw ierdza tę iden
tyczność. W ynika stąd, że w wydzielinie Schizophyllum m editerraneum znajduje się praw dopodobnie zw ykły chinon. J e s t to fa k t bardzo ciekaw y i nowy dla zwierząt bezkręgowych. Zbliża się on do pokrew ne
go zjaw iska, spostrzeżonego przez Beijerin- cka u jednego z grzybów niższych, będące
go pasorzytem korzeni niektórych drzew.
Ne 5 W S Z E C H ŚW IA T 69 Grzybek ten t. zw. S tre p to th rix chromoge-
nes produkuje chinon kosztem substancyj organicznych g ru n tu . Chinon, ja k wiadomo, m a własności w ybitnie utleniające i ma b a r
dzo poważne znaczenie w sprawie pow sta
w ania próchnicy. Cóż więc dziwnego, że tę samę substancyę w ytw arzają gruczoły skór
ne powyższego g a tu n k u wija, który również żywi się resztkam i roślinnem i.
Znaczenie fizyologiczne powyższej w y
dzieliny jest jeszcze mało zbadane; praw do
podobnie przenikliw y jej odór służy do trz y m ania zdaleka wielkiej liczby nieprzyjaciół, że ciecz ta służy zatem jako środek obrony.
Ale oprócz tego działania, zachodzącego drogą odruchową, ja k i pożytek mieć może organizm z substancyi ta k odmiennej od zwykle spotykanych w świecie zwierzęcym?
Dla w yśw ietlenia tej zawiłej spraw y, do
tyczącej stosunków, zachodzących pomię
dzy jadem a ustrojem , należy się zwrócić do zwierząt, bardziej dostępnych badaniu do
świadczalnemu. U płazów znaczenie obron
ne gruczołów skórnych w ystępuje najzupeł
niej biernie, tak samo ja k u wijów; zwierzę
ta nadają się więc doskonale do zbadania na nich kwestyi, czy jad , w ydzielany przez gru czoły skórne, przenika do krw i, jak im tam ulega zmianom, ja k się wydziela, czy prze
chodząc przez krew spełnia jak ą funkcyę po
żyteczną dla organizmu? Jedn em słowem m am y tu całokształt zagadnień o wydziela
niu w ew nętrznem gruczołów w zastosowa
niu do jadów .
(DN)
D r. Z. 8.
P IE R W IA S T K I PR O M IE N IO TW Ó R C ZE A U K ŁA D PERYODYOZNY.
Na zjeździe przyrodników niemieckich w Kassel (we wrześniu 1903 r.) sir W iliam R am say wygłosił odczyt pod ty tu łem „Nie
które uw agi nad praw em peryodyczności pierw iastków “. Na początku odczytu prele
gent stwierdził, że układ peryodyczny pier
wiastków nie je s t ścisły i pomimo tryum fów , jakie święcił Mendelejew, przepow iadając pomyślnie nowe pierw iastki, znalezione w istocie, w praw ie peryodyczności pier- |
wiastków zawiera się mnóstwo zagadek nie
wyjaśnionych. W oznaczonych dotąd cięża
rach atom owych i różnicach między liczba
mi wyrażającem i je, jest wiele niepraw idło
wości, jakich rozliczne próby w tym k ieru n ku robione (z których prelegent przytacza ważniejsze), nie w yjaśniły. R am say sądził, że gazy szlachetne, jako pierw iastki wolne, mniej zależne od całego szeregu zjawisk, w ykażą ściślejszą prawidłowość w ciężarach atom owych i zjaw iskach fizycznych, ale n a dzieja była płonna. Uważając, że jednakżw nie powinniśm y się wyrzekać nadziei pom yśl
nego rozw iązania zadania, prelegent zwraca uwagę na nowy sposób rozw ikłania zagadki.
Wobec zmienności z czasem w szystkich rze
czy w naturze, ja k np. gór, gwiazd, g a tu n ków zw ierząt i roślin i t. p. trzeba zapewne przyjąć, że cechę zmienności m ożna przypi
sać i atomom, które dotąd uważano za coś niezmiennego. W tym roku w następstw ie badania em anacyi m ateryalnych, w ysyła
nych przez rad, Ram sayow i i Soddemu u d a ło się otrzym ać hel. W ysyłane emanacye ciał prom ieniotwórczych m ają charakter g a zu prom ieniującego i zgęszczają się w odpo
wiednio niskich tem peraturach, a ze wzglę
du na własności chemiczne zaliczyć je m oż
na do rzędu obojętnych gazów szlachetnych.
Pow staw anie helu z rad u następuje bez przybyw ania emanacyi i je s t stopniowem j przekształceniem się jej w hel, co w ykazują badania widmowe. D otąd niewiadomo jesz-
| cze, czy em anacya wydaw ać może i inne g a zy. Ciężar atom owy gazu em anacyi wynosi od 160 do 200. G dyby podczas swego roz
kładu gaz em anacyi w ydaw ał tylko hel, możnaby przypuszczać, że wyższe w yrazy szeregu pierw iastków są polimeryczne wzglę
dem niższych i że rozpadając się, w yrzucają elektryczność odjem ną i masy, co objaśniało
by nieregularność w peryodyczności cięża
rów atom owych. Ale póki nie wiemy nic więcej niż dotąd „m usim y—kończy R am
s a y—powiedzieć z filozofem francuskim :
| „Ce que je sais, je le sais fo rt mai; ce que
! j ’ignore, j ’ignore parfaitem ent".
(P h y sik alisch e Z eitsch rift).
Streszczone przez D. T.
7 0 W S Z E C H Ś W IA T No 5
DOO. D S . E M IL G O D L E W S K I.
A N A L IZ A PR O C E SU Z A P Ł O D N IE N IA .
(D okończenie).
Pierw sze rezultatem uwieńczone dośw iad
czenia w ykonał w r. 1896 R. H ertw ig, a nie
m al równocześnie T. H. M organ. D ośw iad
czenia te wykonane były w ten sposób, że ja jk a niezapłodnione kładziono do w ody m orskiej, w której była rozpuszczona stry ch nina w pierwszej koricentracyi. W tenczas te niezapłodnione ja jk a zaczęły się dzielić Czyli rozpoczął się proces rozw oju. Ale w tych pierwszych doświadczeniach dopro
w adzono te niezapłodnione ja jk a zaledwie do wczesnych stadyów rozw oju. Przeszły one zaledwie kilka okresów podziału kom ór
kowego i jeszcze w okresie brózdkow ania rozwój ustaw ał.
Dopiero Loebowi (1900) udało się dopro
w adzić rozwój znacznie dalej. W swoich dośw iadczeniach Loeb postępow ał w tak i sposób, że ja jk a robaków, rozgwiazd, jeżow ców w kładał do wody morskiej o zwiększo
nej koncentracyi. K oncentracyę podnosił albo przez dodanie soli w szystkich, k tó re się w wodzie m orskiej znajdują, albo też pew nych tylko części składow ych. J a jk a pozo
staw ały w ty ch roztw orach czas jakiś, po
tem przenosił je do w ody zwykłej. D ługość czasu, przez k tó ry pozostaw ały ja jk a w w o
dzie o podniesionej koncentracyi, nie je s t tu obojętna. I czas ten, i koncentracya wody m usiała być em pirycznie wyznaczona.
D ośw iadczenia Loeba były uwieńczone bardzo pom yślnem i dla nauki rezultatam i.
T ą drogą w yw ołany rozwój szedł bardzo długo, ta k że m etodam i podanem i przez te go badacza m ożna z łatw ością doprow adzić zarodek do stadyum larw y.
Od czasu doświadczeń Loeba rozw inięto gorączkow ą działalność w k ieru n k u w skaza
nym przez tego autora. W e w szystkich niem al stacyach zoologicznych i laborato- ry ach nadm orskich rozpoczęły się prace nad partenogenezą sztuczną. Dziś m am y przed so
bą ogrom ną litera tu rę tego przedm iotu, k tó ra głów nie w trzech ostatn ich latach bardzo znacznie wzrosła. Zagadnienie to rozbiera
no z różnych stron. B adano em pirycznie koncentracyę cieczy, którem i najdalej roz
wój da się posunąć, szukano czy nie m ożna
by innem i czynnikam i, niż zm ianą otacza
jącego środowiska, wywołać ta k i sam sku
tek, t. j. doprowadzić do rozw oju ja jk a nie
zapłodnione, wreszcie rozpoczęto w ostatnich latach pracę zbadania przem ian m orfologicz
nych, które w ystępują w jajk a ch rozw ijają
cych się drogą dzieworództwa sztucznego.
R ezu ltaty są ju ż dość pokaźno. W ykaza
no, że oprócz zm iany koncentracyi środowi
ska można też rozwój wyw ołać przez w strzą - sanie jaje k (Mathews u rozgwiazdy, Loeb u Chaetopterus), przez podniesienie tem pera
tu ry wody, w której mieszczą się jajk a (De- lag e—u rozgwiazdy), przez obniżenie tem pe
ra tu ry (Greeley—u rozgwiazdy), przez dzia
łanie słabych roztw orów HC1 (Loeb, Dela- ge —u rozgwiazdy), wreszcie przez działanie różnych specyficznych substancyj chemicz
nych. W ostatnich czasach Delage w yka
zał, że przez przeprow adzanie 0 0 L, przez wo
dę m orską, w której są niezapłodnione ja jk a jeżowców, pobudzić je m ożna do podziału.
Doświadczenia te, ja k zaznaczyłem po
przednio, m ają w ażne znaczenie ze wzglę
du n a poznanie momentów przyczynowych w procesie zapłodnienia. Obserwujem y tu m ianowicie, że po zastosowaniu wyżej poda
nych czynników w ystępuje ta sama reakcya, ja k a w ystępuje po w niknięciu plem nika do jajk a. Z doświadczeń, które przeprow adzo
no nad partenogenezą sztuczną, w ynika prze
dewszystkiem , że obecność centrozom u plem nika nie je s t w arunkiem do rozwoju bez
w zględnie niezbędnym . Są więc dwie a lte r
natyw y: albo się rozwój może obywać bez udziału centrozom ów wogóle, albo też jajko samo produkuje sobie potrzebne do tego
| centrozom y. Że ta ostatnia teza je st fak- : tem , w ykazała praca W ilsona nad sztucz-
| nym rozwojem partenogenetycznym jajek jeżowców. Z pracy tej w ynika, że podziało
wi ja jk a dzielącego się na dwa blastom erony, tow arzyszy podział centrozom u także w j a j kach rozw ijających się drogą partenogenezy sztucznej. Ale to pewne, że centrozom jest w ytw orzony przez jajko , a nie wprowadzo
n y z plem nikiem .
W edług mego zdania fak t ten zachw iał gm achem hypotezy Boveriego. Zdaje mi
JM® 5 W SZ E C H ŚW IA T 71 się, że Boveri sam odczuł, że jego hypoteza
m usi uledz modyfikacyi, bo w pracy zeszło
rocznej powiada, że gdy się w dalszych ba
daniach będzie potwierdzać, że te odczynni
ki Loeba działają ta k ja k plem nik, to trzeba- by zmodyfikować dawne twierdzenie: „plem
nik wprow adza do ja jk a centrozom 1' na twierdzenie: „plemnik powoduje w jajk u wytworzenie centrozom u“.
Bovęi’i twierdzi, że dotąd do tej modyfi
kacyi niema m otyw u dostatecznego, bo on między partenogenezą sztuczną a zapłodnie
niem widzi w ybitną różnicę: oto wskutek za
płodnienia jedno tylko pow staje centrum , przy partenogenezie j est ich całe m nóstwo, jak w ykazały p rep araty W ilsona. Są jednakże spostrzeżenia, stw ierdzające, że przez odpo
wiednie dobranie cieczy, k tó ra pobudza ja j
ko do podziału bez udziału plem nika, w y
stępuję obraz stadyów rozwojowych, nie różniący się od rozw oju wywołanego w ni
knięciem plemników. K aryokineza, prow a
dząca do w ytw orzenia dwu blastomeronów, przebiega tak, ja k w razie podziału jądra, k tó re powstało ze zlania jąd e r dw u elementów płciowych. Nie zawsze też występować m u
si cała masa prom ieniowań, to też brać te go fa k tu za niesłychanie zasadniczą różni
cę między rozwojem spowodowanym w ni
knięciem plem nika lub czynnikam i wywołu- jącem i rozwój na drodze sztucznej parteno
genezy, mojem zdaniem, nie można.
W iększość też autorów przyjm uje dziś, że rozwój w yw ołany na drodze partenogenezy sztucznej i na drodze naturalnego zapłodnie
nia są analogicznem i zjaw iskam i przyrody.
Jeżeli wyjdziem y z tego założenia, to po
zwoli nam ono może w niknąć w n atu rę pro
cesu zapłodnienia. Znam y m ianowicie ca
ły szereg czynników, które na drodze parte- nogenetycznej w yw ołują rozwój. Jeżeli roz
wój ten jest analogiczny z rozwojem po w ni
knięciu plem nika, to, znając czynniki m o
gące wyw ołać rozwój partenogenetyczny, przypuszczać możemy, że przez wprowadze
nie plem nika w prow adzam y któryś z tych czynników, które w yw ołują rozwój drogą partenogenetyczną.
To jest tok m yślenia badaczów, którzy, opierając się na w ynikach doświadczeń z p a r
tenogenezą sztuczną, starali się wyj aśnić, dla
czego wniknięcie plem nika je s t pobudką do |
rozwoju. Delage na m iędzynarodowym zjeździe zoologów w Berlinie (1901) brał pod uw agę głównie rezultaty osiągnięte przez podniesienie w ja jk u ciśnienia osmotycz- nego.
Przenosząc jajk a niezapłodnione do roz
tworów solnych o słabszej koncentracyi, pod
nosimy tu rg o r kom órki czyli śródkomórko- we ciśnienienie osmotyczne w jajk u. Z do
świadczeń Loeba i B ataillona wynika, że u całego szeregu zw ierząt podniesienie ciśnie
nia osmotycznego w niezapłodnionycli ja j
kach w ystarcza do podniecenia ja jk a do roz
woju, czyli pod wpływerii podniesionego ci
śnienia, osmotycznego w ystępuje partenoge
netyczny rozwój tam , gdzie zwykle zapłod
nienie je s t koniecznym warunkiem rozwoju.
Delage wychodząc z tego założenia, w pro
wadzonego przez Loeba, starał się zanalogi- zować m otyw y rozwoju partenogenetyczne- go z rozwojem po zapłodnieniu. W w ykła
dzie swym o zapłodnieniu Delage podaje hypotezę, w której skłania się do przyjęcia podniesienia ciśnienia osmotycznego jako głównego m omentu powodującego rozwój.
Delage przedstaw ia swą hypotezę w ten spo
sób: Główka plem nika, któ ra się dostaje do jajka, jest nadzwyczajnie zbitą masą, złożoną przeważnie z samej chrom atyny. Ale w cza
sie swej krótkiej drogi przez plazm ę jajka, główka plem nika ogromnie w zrasta i pęcz
nieje, tak że przed złączeniem się z jądrem jajk a objętość nie różni się już od objętości jąd ra jajkowego. N a czemże polega w zrost główki plemnika, k tó ry się odbywa w czasie przesuw ania się przez plazm ę jajka? J e st to następstw em nabierania wody. Wodę odbiera tu główka plazmie jajk a, przez co plazma ta staje się w wodę uboższa, czyli koncentracya soli rozpuszczonych w plazmie się podnosi, a że koncentracya cieczy ze
wnętrznej nie ulega zmianie, więc podnosi się ciśnienie osmotyczne w plazmie jajk a. Otóż tak ja k w partenogenezie sztucznej pod
nieśliśmy ciśnienie osmotyczne, ta k samo tu przez wniknięcie plem nika następuje wzmo
żenie ciśnienia osmotycznego i jako następ
stw o—rozwój.
Tego rodzaju przypuszczenie w ydaje się Delageowi najprawdopodobniejsze. Procesy partenogenezy sztucznej Delage tłum aczy w ten sposób: jajko niezapłodnione jest ele
7 2 -W SZECH ŚW IA T JMŚ 5
m entem , k tó ry pozostaje ustaw icznie w sta nie rów now agi chwiejnej. Do podziału sa
m oistnego nie je s t ono zdolne. Ale do roz
poczęcia rozw oju potrzeba m u niewielkiej podniety, podniety, w której niem a nic spe
cyficznego. T a podnieta może być n ajroz
maitszej natury, a reakcya zawsze je s t je d na. Ja jk o może n a bodźce różne odpowia
dać w jeden tylko sposób—je s t nim rozwój.
T ak ja k siatków ka na każdą podnietę, na każde podrażnienie nerw u wzrokowego, bez względu na to, czy ono jest chemicznej, m e
chanicznej, elektrycznej lub świetlnej n a tu ry, reaguje w jeden jed y n y sposób, to jest przeniesieniem w rażeń św ietlnych do cen
trów nerw ow ych organizm u; ta k jajk o na każdą podnietę reaguje w jeden sposób, t. j.
przez bróźdkow anie. Zw ykle podnietą w i
dzialną je s t w niknięcie plem nika do jajka.
W ed łu g Delagea plem nik w sposób, k tó ry poprzednio opisałem, podnosi ciśnienie osm otyczne i ta k pobudza jajk o do roz
woju.
Cała ta hypoteza Delagea, zwłaszcza co dotyczę rozw oju pod wpływem plemnika) wydaje mi się niesłychanie problem atyczną- Różnica w wielkości elem entów płciow ych męskiego i żeńskiego je st tak znaczna, roz
m iary ja jk a o tyle większe od rozm iarów plem nika, że odciągnięcie wody przez plem nik i spowodowana tem zm iana ciśnienia osm otycznego jest znikomo m ała. Mnie się w ydaje, że podnieta w ten sposób wyw o
łana je s t stanowczo zasłaba.
W iadom o dalej, że są jajk a, przez których protoplazm ę przesuw a się głów ka plem nika, nie ulegając tem u pęcznieniu, k tó re Delage uważa, jako m om ent odciągający wo
dę plazmie i podnoszący jej ciśnienie we
w nętrzne.
Ostatecznie i to pojęcie chwiejnej rów no
w agi ja jk a niewiele mówi i nie tłum aczy by
najm niej isto ty zjaw iska em bryogenezy.
N iem al równocześnie z pracam i D ela
gea ukazały się dalsze prace Loeba i jego uczniów, którzy spraw ę zapłodnienia rozpa
try w ali z nieco innej strony. Loeb zwraca uw agę na to, że problem atu zapłodnienia nie można w żaden sposób sprow adzać do prze
jaw ów m orfologicznych. Loeb uważa h y potezę Boveriego o w pływ ie centrozom ów za rzecz nieprawdziw ą. J e st zdania, że roz
wiązanie kw estyi leży w chemiczno-fizycznej stronie całego procesu.
Z apatryw ani a Loeba na całą sprawę różnią się też zasadniczo od zdania Delagea. Loeb uważa mianowicie, że ja jk a bardzo wielu zw ierząt m ają w y b itn ą dążność do rozwoju partenogenetycznego. On sądzi, że taki roz
wój nastąp iłb y niew ątpliw ie, gdyby jajko nie obum arło wprzód w skutek procesów de
strukcyjnych, które w niem się toczą. G dy
byśm y zdołali przedłużyć życie jajka, to w tedy nastąpiłby rozwój. Loeb uważa, że takim właśnie czynnikiem je s t proces za
płodnienia.'
Ja k ż e działa plem nik w procesie zapłod
nienia; jak i jest stosunek zjawisk, których widownią je s t jajk o przed i po akcie zapłod
nienia, to są kwestye, które Loeb stara się w swej pracy wyjaśnić.
Doświadczenia w ychodzą z obserwacyi, że jajk a dojrzałe rozgw iazdy (Asterias F orste- ri), pozostawione w wodzie m orskiej, po j a kim ś stosunkow o krótkim przeciągu czasu obum ierają; jeżeli natom iast obserwować bę
dziem y ja jk a tego zwierzęcia w stanie nie
dojrzałym , jajk a, których nie dopuszcza
m y sztucznie do procesu dojrzewania, to jajk a te znacznie dłużej żyją. Cóż jest przy
czyną tej różnicy w długotrw ałości życia dojrzałych i niedojrzałych jajek? Dlaczego wogóle um ierają ja jk a dojrzałe—czy je s t to śmierć n a tu ra ln a i czy śmierć n atu raln a wo
góle istnieje?
Śm ierć jajek może być następstw em albo działania jak ichś zew nątrz organizm u istnie
jących czynników, albo procesów toczących się w sam ym organizm ie komórki. Z tych czynników zew nętrznych należy najpierw zwrócić uw agę na możliwość szkodliwych wpływów b akteryj. Ody się w wodzie m or
skiej zostawi na jakiś czas ja jk a i nie zmie
nia się tej wody, to po jakim ś czasie widać bardzo znaczne zm ętnienie cieczy, a bada
nie m ikroskopowe w ykazuje ogromne ilości bakteryj, które się tam rozw inęły. Loeb w ykonał więc szereg doświadczeń, aby się przekonać, o ile szkodliwy wpływ mogą mieć te bakterye n a życie jajek, które się w takiej cieczy umieszcza. Te doświadcze
nia polegały na porów naniu długotrw ałości życia kilku seryj jajek. Jed nę z nich Loeb um ieszczał w wodzie morskiej sterylizow a
M 5 W SZ EC H ŚW IA T 7 3
nej, drugą w wodzie m orskiej o zwykłej ilo
ści bakteryj, wreszcie trzecią seryę w wo
dzie morskiej, w której ilość drobnoustrojów była sztucznie zwiększ*ona. Różnicy w d łu gotrw ałości życia nie było. S tąd w yprow a
dzić m ożna wniosek, że to nie ilość bakteryj jest przyczyną śmierci jajek.
W tych doświadczeniach zauważył też Loeb, że najdłużej żyją ja jk a niedojrzałe.
W każdej z tycli seryj, gdy obum arły ju ż całe mnóstwa jajek, daw ało się stwierdzić, że te, co jeszcze pozostały przy życiu, to są ja jk a niedojrzałe.
Jeżeli się zważy, że śmierć jajek nie była następstw em warunków zewnętrznych, to trzeba przyczyny śmierci szukać w proce
sach, toczących się w ew nątrz organizmu.
Jeżeli się dalej uwzględni fakt, że jajk a, k tó re proces dojrzew ania ukończyły, um ierają prędzej, niedojrzałe natom iast jajk a żyją d łużej—to stąd dojść można do wniosku, że w procesach, toczących się w okresie doj
rzewania, szukać trzeba momentów przyczy
nowych śmierci.
Na czemże polega dojrzewanie i jakie są jego w arunki. Doświadczenia Loeba dopro
wadziły go do wniosku, że w arunkam i nie- zbędnemi dojrzew ania jest obecność tlenu i jonów grupy hydroksylowej (OH). Jeżeli jajk a pozostają w jajn ik u nieraz przez czas bardzo długi a nie dojrzewają, to przyczy
ną tego je st niedostateczny dostęp tlenu.
T ak samo działa brak jonów hydroksylowych w cieczy, w której się jajk a znajdują. Z n a jąc te w arunki dojrzewania, możemy prze
szkodzić tem u procesowi czy to przez umieszczenie jajek w atm osferze beztleno
wej, czy też przez przeniesienie ich do cie
czy, niezawierającej jonów OH, które usu
nąć się dadzą przez lekkie zakwaszenie cieczy.
J a jk a w tych w arunkach żyją znacz
nie dłużej. Dlaczegóż pow strzym anie doj
rzewania przedłuża życie? Cały bieg tych zjawisk Loeb tłum aczy sobie w następujący sposób: Ja jk o niedojrzałe i niezapłodnione jest elementem, w którym toczą się z jednej strony procesy destrukcyi czylij rozpadu, z drugiej strony procesy syntetyczne. Te procesy syntetyczne w niedojrzałem ja jk u są ogromnie słabe, a natom iast olbrzym ią prze
wagę m ają procesy rozpadowe. D ługi czas nie może jajk o tego rozpadu przetrzym ać, to
| też wkrótce obum iera, o ile nie przyjdzie do zapłodnienia. Zapłodnienie w edług Loeba jest to podniesienie pewnych procesów wy
m iany materyi, tych procesów syntetycz
nych, które niesłychanie słabo się tliły w ja jk u niezapłodnionem.
W yniki stąd, że dojrzewanie i zapłodnie
nie to są dwa zupełnie różne, zupełnie prze
ciwnej n a tu ry procesy. Zapłodnienie, t. j.
podniesienie tych procesów syntetycznych, które przed zapłodnieniem niesłychanie po- wolpem tempem przebiegały, w ystępuje wskutek wprowadzenia do komórki jajka substancyj płciowych, które działają k ata
litycznie.
To pojęcie katalizy wyjaśnię na przyk ła
dzie zanim podam definieyę samego zjaw i
ska. Jeżeli np. w wodzie rozpuszczać b ę dziemy w odpowiedni sposób sól glauberską, to możemy w ytw orzyć roztw ór t. zw. przesy
cony, t. j taki, który zawiera większą ilość rozpuszczonej substancyi aniżeli współczyn
nik rozpuszczalności tego ciała. Otóż z ta kiego roztworu może się nagle ogrom na ilość nadm iernie rozpuszczonej substancyi w ykry
stalizować. To wykrystalizow anie można wywołać przez dodanie niesłychanie drob
nej ilości substancyi w form ie stałej. Może to być tylko ślad, tylko pyłek znikomo mały, ja k Ostwald obliczył pyłek ważący 10_10/y! Tu ten bardzo drobny pyłek spowo
dował wykrystalizow anie nagłe dużej ilości soli, która teraz wydzieliła się z roztworu.
Stało się to zatem pod wpływem t. zw. siły katalitycznej. Siła k atality czn a—mówi Ost
w ald—polega na tem , że ciała przez prostą obecność swoję są w stanie obudzić drze
miące jeszcze w tej tem peraturze powino
wactwa, pod których wpływem pierw iastki układają się w ciele złożonem w stosunkach odmiennych, odznaczających się większą neutralnością chemiczną.
K atalizatorem je s t każde ciało, które nie w ystępując w ostatecznym produkcie re- akcyi, zmienia jej szybkość.
Do działu zjawisk katalitycznych należą także reakeye, które występują, na jaw pod wpływem t. zw. enzymów czyli fermentów.
Jeżeli do mączki np. dodamy wyciągu sło
dowego, w tedy nastąpi przem iana mączki w cukier. W yciąg słodowy jest tu katali
zatorem. W ogóle w enzymach widzimy ka-
7 4 W S Z E C H Ś W IA T
taliżatory, które m ogą pow staw ać w sam ych organizm ach jako p ro d u k t kom órek. E n z y
my, ja k wogóle wszystkie k atalizatory, nie przeprow adzają i ńie wyw ołują całej reakćyi, one ją tylko przyśpieszają. R eakcya odbyła- j by się sam a przez się, ale niesłychanie po- j woli. Dodanie, katalizatora budzi te uśpio
ne pow inow actw a i przez to przyśpiesza reakcyę.
Otóż takiem zjawiskiem n a tu ry k atalitycz
nej jest, według Loeba, proces zapłodnienia.
Z wniknięciem plem nika dostaje się do ko
m órki jajkow ej substańcya, k tó ra je s t k a ta lizatorem . K atalizato r ten 'w y w o łu je w ja j- j ku ciąg procesów syntetycznych, które są j istotą procesu'rozw ojow ego. Czem je s t ta siibstancya pod względem chemicznym — tego nie wiemy, Znamy tylko jej efek t ostateczny, | t. j. przebieg procesów rozwojowych,
P artenogeheza sztuczna jest zastąpieniem tej substailcyi jakim ś innym czynnikiem . Czynnik ten może by ć najrozm aitszej n a tu ry, a działa również jak o katalizator.
Jeżeli m am y do czynieńia z jajkiem , k tó re się może z n atury ' swojej ro zw ijać‘partoge- netycznie, w tedy przypuszcza Loeb, że ta substańcya katality czna jest w tym o rg a
nizmie w yprodukow ana przez samo jajko, przez sam ten elem ent płciowy żeński. Ona może być produktem procesu w ym iany ina- tery i w komórce.
To przypuszczenie właśnie je s t dla nas punktem w yjścia w ocenieniu takich p rzy padków , jak ie są np. ,w ja ja c h pszczelich partogenetycznych, albo w jajk a ch wielu g ru p owadów, wielu skorupiaków .
N a ten szczegół chciałem specyałnie zwró
cić uwagę, bo rozum ienie kw estyi w ten sposób wnosi jak ąś w ybitną różnicę między zapłodnieniem a partogenezą. Różnica leży nie w tem, że niem a zapłodnienia u jaje k partogenetycznych, tylko, że substancyę k a
talityczną produkuje plem nik w jajkach, które się rozw ijają tylko pod w pływ em w ni
knięcia plem nika, natom iast ja jk a zwierząt rozw ijającj ch się partenogenetycznie p ro d u k ują same substancyę katalityczną.
Myśli, poruszono w rozpatrzonej tu pracy, rozw ijał Loeb także w innych swych p ra cach. I tak w jednej rozprawie, ogłoszonej razem ze swym uczniem Lewisem, Loeb stw ierdził, że jajk a jeżowców, które przez
24 godziny leżały bez zapłodnienia w wo
dzie, tracą zdolność zapłodnienia, i mimo, że się do nich plem niki dopuści, rozwój nie idzie wcale. Otóż tę rzecz autorow ie przy
pisują tem u, że przez te 24 godziny tak d a
leko zaszły procesy destrukcyjne, że ju ż nie m ożna ja jk a od śmierci uratow ać. Ale moż
na ten proces destrukcyjny wstrzym ać.
Loeb i Lewis w ykazali mianowicie, ■ że jeżeli się doda do roztw oru, gdzie się mieszczą ja jk a niezapłodnione, nieco KCN, to wtedy jajk a trzym ane naw et pięć dni w ty ch w arunkach pozostają zdolne do rozwoju. Autorowie ci sądzą, że substańcya ta przedłuża życie ja jk u dlatego, że; pow strzym uje postęp procesów dezintegracyjnych, rozpadowych.
Doświadczenia te powtórzone były przed rokiem przez P. H. Grorhama i R. Tow era 1).
B adacze ci stw ierdzili rzeczywiście słuszność obserwacyj Loeba i Lewisa, że KCN działa jako czynnik przedłużający utrzym anie zdol
ności do zapłodnienia jajka, które pozosta
wało w tego rodzaju roztworze; ale niemniej autorow ie ci rez u lta t owych eksperym entów zupełnie; odmiennie: tłum aczą. Oni robili # jeszcze dodatkow e doświadczenia nad anty- septycznością KCN. Okazało się z tego, że gdy się KCN znajduje w wodzie m orskiej, to on rozw ija tam w wysokim stopniu w ła
ściwości bakteryobójcze. Okazało się np., że gd y w roztworze zawierającym KCN
( OUi znajdow ały się jajk a , w tedy naw et po 4 8 :godz. p obytu ty ch jajek nie rozw inęły się w tej wodzie wcale bakterye, natom iast, gdy nie było go wcale w wodzie i w niej leżały jajk a , to w tym sam ym czasie niezliczone ich ilości się tam pojawiały.
- Te w łaśnie doświadczenia doprowadziły
j do wniosku, że działanie KCN na przedłuże
nie życia jest tylk o pośrednie. Substańcya I ta m a wogóle działać trująco, ale wrażliwsze są na nie bakterye i pierw otniaki żyjące w wo-
! dzie, aniżeli jajka. Przyczyną śmierci, jak ci autorow ie przypuszczają, m a być nie pro ces jakiś, k tó ry rozkład w ja jk u powoduje, lecz działanie bakteryj i pierwotniaków . Sub- stancya, która je niszczy, podtrzym uje nie-
!)' D oes P o ta ssiu m C yanide pro lo n g th e life of tlie u n fe rtiliz e d e g g of th e See-U rchin? A m er.
Journ. of P hysiolog. VIII. 1902.