• Nie Znaleziono Wyników

iLdres ZESedałscyl: Erafeo-wskie-Przedmieście, USTr QG.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "iLdres ZESedałscyl: Erafeo-wskie-Przedmieście, USTr QG."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

JV?. 21. Warszawa, <1. 23 Maja 1886 r. T o m V .

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

P RENUM ERATA „ W S Z E C H Ś W IA T A ."

W W a rs z a w ie : ro czn ie rs.

8

k w a rta ln ie „

2

Z p rz e s y łk ą p o c zto w ą : ro c zn ie „ 10 p ó łro cz n ie „ 5

P re n u m e ro w a ć m o ż n a w Ile d a k c y i W sz ech św iata i w e w s z y s tk ic h k s ię g a rn ia c h w k r a ju i zag ran icą.

Komitet Redakcyjny stan o w ią: P . P. D r. T. C h a łu b iń sk i, J . A lek san d ro w icz b. d z ie k a n U niw ., m ag . K. D eike, m ag. S. K ra m sz ty k , W ł. K w ietn iew sk i, J . N a ta n s o n ,

D r J . S ie m ira d zk i i m ag . A. Ś ló sa rsk i.

„W sze ch św iat" p rz y jm u je o g ło szen ia, k tó ry c h tr e ś ć m a ja k ik o lw ie k zw iązek z n a u k ą , n a n a s tę p u ją c y c h w a ru n k a c h : Z a

1

w iersz zw y k łeg o d r u k u w sz p a lc ie a lb o jeg o m ie jsc e p o b ie ra się za p ierw szy r a z kop. 7 '/ i,

za sześć n a s tę p n y c h ra z y kop. (i, za d alsze kop.

6

.

iLdres ZESedałscyl: Erafeo-wskie-Przedmieście, U S T r QG.

AKWARYJUM POKOJOWE

I JEGO CUDA

p rzez

Mng. I e z e £ & Fus b&uma.

II .

B łękitne, pogodne niebo, gdzieniegdzie tylko pok ry te białem i, pierzastem i chm ur­

kam i, ciepłe wiosenne pow ietrze i wszyst­

kie oznaki pow racającej wiosny, zwiastują., że czas ju ż w ybrać się na ekskursyją zam iej­

ską, by zdobytym łupem zaludnić i ożywić puste akw aryjum . R ynsztunek nasz je st nie­

wielki; siateczka, osadzona na długim d rą ż­

ku, naczynie blaszane z przykryw ką oraz m ały sierp, um ocowany na długim pręcie do podcinania roślin podw odnych — oto wszystko, czego nam do łowów potrzeba.

O puszczam y ciasne m u ry m iasta i zbaczamy ku pobliskiój łące, na której tu i owdzie błyszczą m ałe bagienka i lśni się zw iercia­

dlana pow ierzchnia staw u.

P rzyszedłszy n ad brzeg, w ybieram y m iej­

sce, gdzie łatw y je s t dostęp do wody i gdzie

bujna roślinność na dnie lub też na pow ierz­

chni staw u wskazuje obfitość u k ry ty ch tam zw ierząt.

N apełniam y naczynie blaszane wodą ze stawu (rozum ie się po uprzedniem przepłó- k aniu go) i przedew szystkiem staram y się nabrać roślin wodnych. Z tych ostatnich jed n e pływ ają po pow ierzchni, inne ścielą się na dnie stawu. P rzy spokojnej pogodzie, jeśli woda je s t czystą i przezroczystą, te gę­

ste, zielone zarośla, pokryw ające dno staw u, śliczny przedstaw iają widok; przyrodnikow i nasuwają one mimowoli na myśl bo ry dzie­

wicze lub też olbrzym ie lasy sargassowe, właściwe głębiom oceanów. T u, pośród tych bujnych i gęstych zarośli, roi się m n ó ­ stwo najróżnorodniejszych istot. Zetnijm y sierpem kępkę tych roślin i rzućm y je na brzeg piaszczysty. P o k ilk u m inutach zoba­

czymy na piasku setki raczków , zw anych stonogami wodnemi (A sellus), cyklopów i pcheł wodnych (D aphnidae), mnóstwo p i­

jaw ek brunatnych, czarnych i żółtych, setki muszelek rozm aitych postaci, jedn em sło­

wem życie w całej pełni!

Z roślin, pokryw ających pow ierzchnię wód, n adają się najlepiej do akw aryjum na­

stępujące:

(2)

322 W SZECH ŚW IAT. N r 21.

R zęsa w odna (L em na m inor L .,tr is u lc a L . i p o ly rrh iza L .) p rzedstaw ia d robną ro ś lin ­ kę pływającą, po pow ierzchni wody; łod yż­

ka j ś j rosszerza się w postaci okrągłego lub ow alnego leżącego n a w odzie listka. Z dol­

nej pow ierzchni tój liściastój blaszki spusz­

cza się na dół je d e n lub k ilk a korzonków nitkow atych, k tó re sw obodnie wiszą w wo­

dzie, do niczego nieprzym ocow ane; k w ia t­

k i tój drobnej w ód m ieszkanki um ieszczone są n a brzegach blaszki i przedstaw iają m a ­ leńkie łuseczki, o kalające je d e n lu b dw a p ręciki i je d e n słupek. D użo rzęsy nie n a ­ leży trzym ać w akw ary ju m , nap rzó d d late­

go, że p rz y k ry w a ona pow ierzchnię wody, po w tóre, poniew aż zbyt b u jn ie ro z ra sta się.

Ja k o najw olnićj rozm nażająca się, n adaje się najlep iej do ak w ary ju m rzęsa tró jlistn a (L em na trisu lca L .). R zęsę znaleść można n a każdym p ra w ie dobrze zarosłym staw ie.

Z innych pływ ający ch ro ślin w odnych, bardzo je s t odpow iednia do akw ary ju m E lo dea k anadyjska, k tó rej św ieża zielo­

ność ożywia n iek tó re wody nasze. J e s t to w łaściw ie roślina północno - am erykańska.

W r. 1847 p rz y b łą k a ła się ona do A n g lii i pojaw iła się poraź pierw szy n a tam tejszych w odach słodkich. P rz e d dw udziestu mniej więcej laty w ystąpiła ju ż tak że n a w odach w Niem czech, a p rz ed k ilk u la ty znaleziono j ą poraź pierw szy i w okolicach W arszaw y . W arszaw ianie mogą znaleść tę piękną rośli­

nę za B elw ederskiem i rogatkam i w m ałych strum ykach, tu i ow dzie płynących (w rze­

czułce, w tyle poza p om arańczarnią w Ł a ­ zienkach), lub też na Saskiej K ępie. W ie ­ lo krotnie rozgałęzione łodygi tej ro ślin y po­

k ry te są licznemi, podługow atem i listkam i pięknej ciem nozielonej barw y; k w iatk i są niepozorne i rozw ijają się w górn y ch czę­

ściach łodyg. R oślinka ta trzy m a się b a r­

dzo dobrze w akw aryjum : odcięty kaw ałek, rzucony na wodę, puszcza świeże pączki i ro zrasta się.

P ły w acz (U tric u la ria v u lg aris L .) je s t ró ­ wnież p ływ ającą rośliną w odną, n ad ającą się do hodow ania w akw ary ju m . R oślina ta składa się z długich, cienkich ja k nici ga­

łązek, które są w wodzie pogrążone. Z li­

ści pierw otnie istniejących, pozostają tylko żyłki w postaci w ielokrotnie rozgałęzionych nici, zaopatrzonych w m ałe, zielone, bute-

leczkow ate pęcherzyki. Ze środka po g rą­

żonej pod w odą części wznosi się w k ieru n ­ k u pionow ym do góry szypułka, z wody w y­

stająca i m ająca na sobie nieliczne, żółte kw iatk i. N ajciekaw szą częścią tej rośliny są owe m ałe buteleczkow ate pęcherzyki.

O tw ó r ich zam knięty je s t k lapką, która otw iera się tylko od zew n ątrz k u w ew nątrz i pozw ala m ałym raczkom i innym zw ie­

rz ątk o m drobnym przenikać do w nętrza pę­

cherzyka; poniew aż zaś k lap k a nie otw iera się od w ew nątrz, istotki te zostają uw ięzio­

ne i muszą zginąć w pęcherzyku.

Dalej, z roślin pływ ających nadaje się do­

skonale do hodow ania w akw aryjum t. zw.

żabiściek (H y dro charis m orsus ran ae L .), ła d n a roślinka, o poziomej łodyżce w wo-

F ig .

1

. W y w łó cz n ik kłoso w y (M y rio p h y llu m sp ic a tu m ).

dzic pływ ającej i wypuszczającej miejscami pęczki liści i korzonków , sw obodnie w wo­

dzie wiszących. Ł od yżk a tój rośliny je s t ja k b y na końcach odgryziona; jed n e osobni­

k i rośliny tej m ają tylko k w iatki p ręciko ­ we, inne tylko słupkow e. Rośnie n a sta­

w ach, bagnach, w row ach w odą napełnio­

nych. N akoniec w spom nę o osoce (S tratio - tes aloides L .), k tóra przedstaw ia rów nież pięk n ą roślinę p ły w ającą naszych wód sto­

jących, o dziw nych liściach, przypom inają­

cych bardzo liście aloesu. Do akw aryjum należy dobierać m ałe okazy tój rośliny.

O prócz roślin pływ ających, należy też

upiększyć akw ary ju m roślinam i wodnemi,

(3)

zanurzającem i korzonki swe w dno piasz­

czyste. Z tak ich to roślin, zam ieszkujących głębie staw ów i bagien naszych, zasłu g u ­ ją. na szczególną uw agę następujące: W y- w łocznik kłosow y (M yriophyllum spicatuin L. fig. 1). Z korzenia zanurzonego w mule dna wznosi się aż do pow ierzchni wody mniej lub więcej rozgałęziona, p o k ry ta list-

j

kam i łodyga; n a jó j w ierzchołku mieści się J kłos kw iatów zw ykle z ponad wody wysta- | jący ; trafia się bardzo często w row ach, sta­

wach, sadzaw kach i t. p. P rz ą s tk a pospo­

lita (H ip p u ris vulgaris L. fig. 2). w yrasta grom adnie n ad brzegam i rzek, jezior, sta-

F ig 2. P r z ą s tk a p o sp o lita (H ip p u ris y u lg a ris ).

wów, w row ach z p ły tk ą nieraz wodą; po­

jed y n cza około pół stopy wysoka łodyga tój rośliny p o k ry ta je s t n a całój długości okół­

kam i wąskich listków , przez co przypom ina z ogólnego w ejrzenia skrzyp; drobne i nie­

pozorne jś j kw iatki jed nopręcikow e skupio­

ne są w kątach liści wyższych.

Do tejże g ra p y roślin w odnych należy też bardzo pospolity w naszych w odach stoją­

cych, row ach i sadzaw kach R ogatek pod­

w odny (C eratophyllum dem ersum L. fig. 3);

roślina m aleńka, o delikatnej, rozgałęzionej łodyżce, ma listki okółkowe, podzielone na liczne n itk ow ate wycinki, a drobne kw iaty w k ątach liści skupione.

N ie chcę dłużćj nudzić czytelnika opisy­

w aniem innych jeszcze roślin wodnych, któ- rem i m ożnaby także akw aryjum pokojowe

ożywić. W spom nę więc tylko, że do tegoż celu służyć m ogą także gatunki: strzałka w odna (S ag ittaria sagittaefolia Ł.), żabieniec (babka wodna) (A lism a P la n tag o L .), ra­

m ienica (C hara) i wiele innych.

P ró cz roślin w odnych, należy także zasa - dzić niektóre błotne rośliny na wysepce, po­

środku akw ai-yjum urządzonej. Poproszę czytelnika, aby sp o jrz a ł na fig. 1, pom iesz­

czoną w pierw szej części niniejszego a rty ­ ku łu (p atrz N r 15 W szechśw iata, str. 225).

W idzim y tu na skale, z ponad wody ak ­ w aryjum sterczącej, kilk a pięknych roślin bagnistych, a m ianowicie: cibora n aprze- inianlistna (C yperus alternifolius L .), rośli-

F ig . 3. R o g a te k p o d w o d n y (C e ra to p h y llu m d e ­ m ersu m ).

na, pochodząca z M adagaskaru, którćj na-

j

siona nabyć można w pierw szorzędnych za- ' kładach ogrodniczych (f), cibora p apiru so­

wa (C yperus p apyrus L.), pochodząca z E g i- [ ptu (e). P rócz tych roślin zagranicznych możemy upiększyć w ysepkę form am i u nas też rosnącemi, z których* wspomnę: bagno zw yczajne (L edum palustre L.) i wiele in­

nych.

Ażeby zakończyć ju ż z florą, uważam za odpowiednie poświęcić jeszcze słów k ilk a pewnój roślinie, k tó ra bezw arunkow o w każ-

j

dem akw aryjum pokojowem w inna być ho-

! dowana, naprzód dlatego, że doskonale się

[ w niem trzym a, pow tóre, że stanow i piękną

jego ozdobę. M am na myśli nut-zańca śru-

I bowatego Y alisneria spiralis fig. 4), k tó ry

(4)

324 w s z e c h ś w i a t . N r 21.

oddaw na ju ż je s t podziw iany przez n a tu ra - listów i opiew any naw et przez poetów . J e s t to roślina niew ielka, z nitkow atem i k o rzo n ­ kam i, z których zrazu wznosi się do gó ry pęczek długich, w stęgow atych, u podstaw y nieco zw ężonych liści, odznaczających się przecudną, zielonością. K orzo n ek rośliny tój należy za n urzyć pod piasek lub żw ir ak ­ w aryjum , gdzie w krótce się um ocow uje, a łodyżka ściele się po dnie i w ypuszcza w ro z ­ m aitych m iejscach now e pęczki liści do gó­

ry. R oślina ta je s t rozdzielnokw iato w a t. j.

na jed n y ch jć j osobnikach zn a jd u ją się ty l­

ko k w iatk i pręcikow e, czyli m ęskie, na d ru ­ gich tylko słupkow e czyli żeńskie. U oso­

bników żeńskich szypułka k w iato w a bardzo je s t d ługa i m a postać nici sp ira ln ie sk rę-

F ig . 4. N u rz a n ie c ś ru b o w a ty (Y a llis n e ria s p ir a lis ) .

conój. O sobniki m ęskie zaś m ają kw iaty, um ieszczone na bardzo k ró tk ic h szypułkach.

N iezm iernie je s t interesujący sposób, w ja k i odbyw a się opylenie u tój pięknej m ieszkan­

k i wód południow ej E uro p y . N a k ilk a dni przed opyleniem , sk ręty żeńskiej szyp u lk i kw iatow ej rozw ijają się, szy p u łk a w ydłuża się, a okazały kw iat, na końcu je j um iesz­

czony, w ynurza się z w ody i n a pow ierzchni je j pływ a. K w iatki męskie, n a kró tk iej sie­

dzące szypułce, są drobne, tw o rz ą g ru p ę zw aną kolbą, ok ry tą w spólną pochew ką.

G dy się kw iaty żeńskie na pow ierzchnię w ody w ynurzyły, pochew ki okryw ające m ę­

skie k w iatk i ro zd zierają się, szy p u łk i w raz z g ru p ą kw iatków odryw ają się od ro śliny i wznoszą zupełnie swobodnie w górę, za­

trzym u jąc się na pow ierzchni w ody w po ­

staci m aleńkich, białych ja k b y perełek. T a k pływ ając po pow ierzchni wody „otw ierają się za zbliżeniem się do kw iatu żeńskiego, k tó ry ja k b y n a nie oczekiw ał. P o odby ­ tem opyleniu, szypułka k w iatu żeńskiego stu la się napow rót, zbliża swe sk ręty do sie­

bie i wciąga w głąb wody zapłodniony za­

wiązek, aby tam ziarna d o jrza ły 11.

A le niestety ta piękna i zajm ującą ro ­ ślina gardzi klim atem naszym i rośnie tylko w słodkich w odach S zw ajcaryi, południo­

wego T y ro lu i W łoch. W ak w ary jum j e ­ dnak, w pokoju, trzy m a się wyśmienicie, a w każdym w iększym zakładzie ogrodni­

czym m ożna roślinę tę zakupić za niew ielką cenę.

P o upiększeniu ak w ary jum naszego prze­

różną roślinnością, zaludniam y go światem zw ierzęcym , k tó ry ak w ary ju m praw dziw ie ożywi i uczyni wysoce zajm ującem d la ob­

serw acyi.

U m iejętne dobieranie zw ierząt do ak w a­

ry jum , stanow i w ażny w aru nek jego trw a ­ łości. P rzy po m nijm y sobie m iły, spokojny wieczór, n astający po skw arnym dniu le t­

nim . W szystko dokoła nas zdaje się tchnąć przedziw nym jak im ś spokojem . M onoton­

ne dźw ięki pasikoników i ćw ierkanie św ier­

szcza polnego, brzęk chrząszczyków tu i ow­

dzie latających, głuche „hu h u “ żab w o­

dnych, przeryw ane od czasu do czasu prze- raźliw em , tajem niczem „koaks“, lekki szm er w ody pobliskiego strumienia,;— a ponad tem w szystkiem sklepienie nieba i tysiączne św ia­

tła zawieszonych na niem światów, czyż to wszystko nie budzi w nas w iary, że p rzy ro ­ da cała tchnie dziw nym jakim ś, uroczystym spokojem? Czy to je d n a k nie je s t złud ze­

nie? Sokół n apada na niew innego gołębia, w ilk dusi biedne jag n ię, a żm ija zadaje ci­

chy lecz śm iertelny cios ofierze swojdj. N au­

ka, n iedająca oszołomić się przez fantazyją i poezyją, w y kryła, że w alka życiow a po­

m iędzy zam ieszkującem i św iat ten u stro ja­

mi toczy się wszędzie i wiecznie. M ały ra-

| czek, w ygrzew ający się na w ilgotnym pia­

sku, stanie się za chw ilę łupem zdradziecko

przybliżającej się do niego gąsienicy, k tó rą

j ro zd ziera w kaw ałki srebrzysta ryb ka, by

za chw ilę wpaść do paszczy czapli, spoza

zarośli w odnych na nią czyhającej. —'P r z y ­

pom inam sobie, że przed k ilk u laty um ie-

(5)

ścilern w akw aryju m swojem k ilk a m ałych ry b e k — różanek, gąsienicę w ażki oraz trasz­

kę czyli try to n a. P o k ilk u godzinach po­

w racam i o zgrozo, ja k iż dram at rozegrał się przez tę chwilę! G ąsienica trzym a w o k ru tn y ch swych kleszczach naw pół już martwą, rybkę. P o pew nym czasie głowa ry b k i została przez gąsienicę oderw ana i po­

żarta. N azaju trz zbrodniarza w akw ary­

ju m nie było. W pierw szej chw ili nie do­

myślałem się wcale, co z nim stać się mogło.

A le spostrzegłszy, że traszka ugania się na dobre za kilku m ałem i różankam i, w padłem na myśl, że ona to m usiała zapew ne w ym ie­

rzy ć spraw iedliw ość i sp rzątnęła żarłoczną gąsienicę. S ekcyja na trytonie przekonała m nie rzeczywiście, że w żołądku jego leżały szczątki gąsienicy. T akich i tym podo­

bnych niespodzianek, często bardzo niemi­

łych, doznają wszyscy, co bez w yboru um ie­

szczają zw ierzęta w akw aryjum . Jestto um ieszczanie w ilka z sarną w je d n e j klatce.

Jeśli pragniem y obserwować tę walkę ży­

ciową, ale nie długo cieszyć się widokiem m ieszkańców akw ary ju m naszego, możemy rzeczywiście najróżnorodniejszą fauną je zaludniać. G dy atoli chcemy, by ak w ary ­ jum nasze było trw a łe , by m ieszkańcy jeg o dobrze się rozw ijali i rozm nażali, należy ko­

niecznie pam iętać o tem, by do akw aryjum nie w puszczać rozbójników , zakłócających bespieczeństwo jeg o mieszkańców, a p rz y ­ najm niej zaludniać je form am i jaknajm nićj w ytępiającem i się wzajem nie.

(Dok. nast.)

O S T A T N I E P O G L Ą D Y

W KWESTII ISTOTY CHOLERY

p o d a ł

O . 1 3 - u . j - w i a . .

(D o k o ń czen ie).

II.

P rzechodzim y teraz do drugiego p unk tu rospraw , dotyczącego rosszerzania się cho­

lery przez obcowanie, przew ażnie przez po­

dróżnych, pielgrzym ów i okręty.

Jak k o lw iek zdaniem ogółu cholera je st w wysokim stopniu zaraźliw a, jednakże m iędzy uczonym i w tej lcwestyi panu ją roz­

m aite poglądy. Je d n i, z in dy jsk im leka­

rzem C uningham em na czele, zaprzeczają bezwzględnie możliwości zarażenia się przez obcowanie, dru dzy, razem z K ochem , obco­

w aniu przyp isują w ielki w pływ na rossze- rzanie się cholery (kontagijoniści), inni n a ­ reszcie, idąc za zdaniem P ettenkofera, tw ier­

dzą, że zarazek przez pośrednictw o ludzi i rzeczy daje się w praw dzie przenosić z m iej­

sca n a miejsce, lecz epidem iją wywołać może w tedy tylko, jeśli spotka ja k ie ś czasowe i miejscowe usposobienie (ortliche und zeit- licheD isposition). Zw olenników tej ostatniej teoryi nazyw ają lokalistam i.

D r Jakó b C uningham , d y re k to r w ydziału zdrow ia w Indyjach, w dziele swojem nie uznaje istnienia właściwego zarazk a dla cholery, zaprzecza j(5j zaraźliwości, oraz przenoszenia się z m iejsca na miejsce i tw ie r­

dzi, że je st ona chorobą m iejscową (lokalną, autochton) istniejącą stale od niepam iętnych czasów na kuli ziemskiój pod postacią, cho­

lery swojskiej, a rozw ijającą się od czasu do czasu w epidem ije pod w pływ em n iezna­

nych nam czynników . W ynikiem takiego poglądu je st tw ierdzenie, że obcowanie nie je st szkodliwem , a ułatw ienie środków ko­

m unikacyjnych, ja k o to przekopyw anie k a­

nałów, rozgałęzienie sieci kolei żelaznych i t. p., bynajm niej n a rozwój cholery nie w pływ a.

Nieuznawanie różnicy m iędzy cholerą swojską i azyjatycką, je st właśnie głów nym błędem C uningham a i doprow adziło go do teoryi autochtonicznego pow staw ania cho­

lery. W In dy jach bowiem cho lera swojska I nie je s t rzeczą rzad ką, zd arzają się tam rów ­

nież w ypadki śm iertelne przy objaw ach n a d ­ zwyczaj do cholery azyjatyckićj podobnych.

| Otóż C uningham p rzy w ybuchu epidemii

J w danój miejscowości, w ynajduje zw ykłe

| kilka sporadycznych w ypadków wybuch ten poprzedzających i utrzy m uje, że cholera znikąd przyniesioną nie była, skoro ju ż przedtem istnienie jć j stwierdzono.

Pow yższa teo ry ja m iędzy europejskim i

I lekarzam i nie znalazła je d n a k zw olenników ,

(6)

326 w s z e c h ś w i a t . N r 21.

a fak ty ep id em io lo g iczn e nie potw ierd ziły je j rów nież. P rzeciw nie skonstatow ano nie­

je d n o k ro tn ie, że przyczyną w ybuchu e p i­

dem ii w danej miejscowości było przenie­

sienie zarazk a przez pośrednictw o ludzi z m iejsc zarazą dotkniętych. T a k np. w ro ­ ku 1866 przem arsz arm ij w iele w p ły n ął na rosszerzenie się cholery po Niemczech; B ier- m er wspom ina o przeniesieniu za ra z y z R zy­

my do Z urichu, M ehlhausen opow iada o ta ­ ki em samem przeniesieniu cholery w ro k u 1873 z T o ru n ia do G rudziądza, oraz z K ró ­ lew ca do Gom bina (przez w ojska zbierające

się na przegląd), H irscli i E u len b e rg p rz y ­ taczają fakty ro sprzestrzenienia się zarazy rów nież w r. 1873, w zdłuż W isły przez po­

średnictw o flisaków, n aw et sam P e tte n k o ­ fer w ykazuje przeniesienie cho lery z O des­

sy do A lte n b u rg a przez kobietę z dzieckiem . P o d o b n y ch przy kładów m ożn abyprzyto czyć mnóstwo.

N ieuzasadnionym je s t rów nież pogląd C uningham a n a zaraźliw ość cholery. D la niego możliwość zarażenia się istn ieje tylko p rzy bespośredniem zetknięciu dw u ludzi, ja k to m a m iejsce np. w ospie, że zaś w cho­

lerze podobny sposób zarażenia w ykazać się nie daje (dowodem m ały p ro c en t śm iertel­

ności m iędzy lekarzam i, dozorcam i szp ital­

nym i, grab arzam i i t. p.) przeto przycho dzi C uningham do wniosku, że cho lera nie je s t chorobą zaraźliw ą. P rz y ją w sz y je d n a k la- secznik przecinkow y K ocha za przyczynę cholery i przekonaw szy się, że daje on się hodow ać poza obrębem ludzkiego u stro ju przez stosunkowo długi, bo sześciom iesię­

czny przeciąg czasu, nie p otrzebujem y w y­

m agać bespośredniego przenoszenia się cho­

roby z chorego osobnika na zdrow y, gdyż w łaściw y zarazek m a dostateczną ilość in ­ n ych dróg, którem i się do ludzkiego u stro ju dostać może (w oda do picia, styczność z bie­

lizną cholerycznych i t. p.). P e tte n k o fe r i jeg o stronnicy z a p a tru ją się n a tę k w esty ją cokolw iek inaczej; tw ierdzą oni, że zarazek choleryczny może na dan y ustrój w yw rzeć w pływ zakażający, m usi je d n a k uprzednio w ejść w zetknięcie z g ru n tem , od którego dopiero nabyw a własności c h o ro b o tw ó r­

czych (B odentheorie). N a dow ód, że takie zetknięcie zarazka z g ru n tem nie je s t do za­

rażenia koniecznem , przytoczyć m ożna fakt,

opow iedziany p rzez V irchow a. D nia 17 W rześn ia do oddziału więźniów w szpitalu C haritó, przyprow adzono człow ieka, k tó ry ju ż od ośmiu dni przedtem cierpiał n a wy­

m ioty i biegunkę. Ze zaś w okolicach po­

częła się pojaw iać cholera — przeto chorego odosobniono. Szpitalnem u dozorcy do po­

m ocy w pilnow aniu pozwolono użyć trzech rekonw alescentów , pozostających w szp italu ju ż przez dość d ług i przeciąg czasu. D nia 20 W rześn ia pacy jen t u m a rł na cholerę.

Z araz następnego dnia zachorow ał je d e n z pom ocników dozorcy: choroba nazaju trz zakończyła się śm iercią, d. 25 tegoż m ie­

siąca zachorow ał d rugi pom ocnik, a w k ró t­

ce po nim i trzeci. Obaj ostatni w yzdro­

wieli. Jeżeli zatem trzy osoby, będące z chorym w zetknięciu, tśj samój chorobie po dległy, zaraźliw ość tejże nie może ulegać w ątpliw ości. Zw ażyw szy teraz, że oddział szpitalny, o którym mowa, znajd u je się na trzeciem piętrze i je s t zupełnie od św iata zew nętrznego odosobniony, dalej, że ludzie, k tó rzy cholerze podlegli, od długiego czasu poza obręb m urów szpitalnych się nie wy­

dalali, że nakoniec, każdy now ow stępujący p ac y je n t otrzym uje kąpiel i całkow icie świe­

że odzienie, — m usim y w ykluczyć w szelką możliwość zarażenia się przez przyniesienie zarazka gotowego (t. j. takiego, k tó ry by po­

przednio był w zetknięciu z gruntem ). P e t­

tenkofer może na to powiedzieć, że zarazek tak i znajd ow ał się w pow ietrzu. W takim je d n a k razie zachorow aliby i in n i pacyjenci nie zaś w yłącznie ci, którzy z cholerycznym byli w styczności.

Z upełnie podobny w ypadek zauw ażył d r M ehlhausen w T o ru n iu w r. 1873. W czę­

ści m iasta dotąd przez cholerę oszczędzanej, a naw et i później od zarazy w olnej, u m arł na cholerę oficer. Bielizny, pozostałej po nim nie poddano natychm iastow ej dezyn- fekcyi, lecz pozostaw iono zanieczyszczoną w sypialnym pokoju niańki. P o upływ ie p aru dni u m arła n iań k a i dzieci przez nią doglądane.

N astępnym błędem C un ingham a je st tw ierdzenie, że p ielgrzym ki n a przenoszenie się cholery nie w y w ierają żadnego w pływ u.

N a dow ód p rzy tacza on okoliczność, że z H u rd w a ru , miejsca, gdzie się zbierają set­

ki tysięcy, a naw et m ilijony ludzi, cholera

(7)

N r 21.

rzadko się rosprzestrzenia, a w danym razie tylko w k ieru n k u północno-zachodnim .

Zauw ażm y tu taj, że C uningham nie zw ra­

ca uw agi n a okoliczność, że rów nie je d n o ­ stka, ja k i cała ludność danej m iejscowo­

ści po raz przebytej cholerze je s t od niej na pew ien czas wolną. Zdaniem K ocha, dla n a­

bycia takiej odporności nie trzeba przecho­

dzić choroby w je j najcięższej formie:

choleryna o lekkim przebiegu wystarcza, aby nas od zarażenia się zabespieczyć.

N a powyższej zasadzie w ytłum aczyć można stosunek, zachodzący między pielgrzym ka­

mi a rozszerzaniem się cholery. W racając do wspom nianego powyżej m iejsca pielgrzy­

m ek— H u rd w a ru , zauważmy przedew szyst- kiem , że pielgrzym i z tej miejscowości wy­

chodzący, n ap o ty k ają na drodze ludność, posiadającą pew ien stopień odporności, rzecz więc bardzo n a tu ra ln a , że epidem iją w ywo­

łać mogą tam tylko, gdzie ta odporność jest m ałą, lub gdzie je j b rak zupełnie. Pow tó- r e i sami pielgrzym i są w nierów nym sto­

pn iu usposobieni na przyjęcie zarazy. Jeśli przychodzą z m iejsc zarazie podległych, lub też z ogniska cholery — B engalu, są więc i sami mniej usposobieni do m iejsc rodzin­

nych cholery zaw lec nie mogą, gdyż ludność tam eczna je s t odpornie usposobiona. N ako- niec, poniew aż ze zw iększeniem się odległo­

ści od ogniska cholery zm niejsza się siła od­

porności m iędzy ludnością, więc i cholera nie może się z H u rd w a ru roschodzić w re ­ gularn y ch prom ieniach, ja k chce C unin­

gham , lecz tylko w k ieru n k u północno-za­

chodnim , odpow iadającym najm niejszej sile odporności.

D ru g i bardzo pouczający p rzy k ład zależ­

ności rozw oju epidem ii od obco wania, p rz ed ­ staw ia inne m iejsce pielgrzym ek, P u ri,g d z ie zw ykle byw a święconych uroczystości dw a­

naście, z k tó ry c h głów ne przy p ad ają w M ar­

cu i M aju. W tych m iesiącach p rzypada rów nież znaczny przy ro st śmiertelności, w a­

ru n k u jący się w ielkim napływ em ludności.

Zapom ocą czasowego usposobienia (zeitli- che D ispisition), j a k chce P ettenkofcr, obja­

śnić tego niepodobna, albowiem wspom niane uroczystości p rz y p ad ają w porze deszczo- wój, niesprzyjającej, j a k wiadomo, rozw ojo­

wi epidem ii.

O ile sobie przypom inam y, sam C uning­

ham przypisyw ał daw niej znaczny wpływ pielgrzym kom na przenoszenie się zarazy, odkąd je d n a k kw estyą cholery p rzestał zaj­

mować się prak tycznie, a zaczął budować teoryje, stara się wszelkie fakty przedstaw ić w św ietle dla swojej teoryi korzystncm . Razem z C uningliam em zm ienił swoje po­

glądy i P ettenkofer. T ak np. pisząc razem z G riesingerem i W underlichem , o sposo­

bach zachow ania się podczas cholery powie­

dział: „oddział w ojska, k tó ry ju ż raz chole­

rę przebył, je s t od niój na pew ien czas w ol­

n y m ”. O becnie wszakże zaprzecza istnie­

nia owój siły odporności. M am y tym cza­

sem fakty, k tó re przeciw nie, istnienie owój siły potw ierdzają. Podczas w ojny K ry m ­ skiej okazało się m ianowicie, że gdy arm ija francuska w zupełności przebyła cholerę, ta ostatnia znikła praw ie zupełnie, wszakże z chw ilą przybyw ania now ych oddziałów wojsk w ybuchała z now ą siłą, lecz tylko między nowoprzybyłem i; daw niejsze oddzia­

ły, ja k o posiadające pew ną siłę odporności, pozostaw ały przy tych nowych w ybuchach nietknięte. W ind yjach teo ry ja odporności znalazła naw et praktyczne zastosowanie:

w przepisach dla w ojska je s t powiedziane, żeby na dozorców chorych w ybierać tubyl­

ców a nie europejczyków , ostatni bowiem są od pierw szych mniej odpornym i.

Co do w pływ u kolei żelaznych na rossze • rzanie się epidemij przytoczym y tutaj tylko statystyczne dane, dostarczone przez de Renziego, a dotyczące zachow ania się cho • lery w Pendżabie. O d ro k u 1820, t. j. od pierwszego stanowczo stw ierdzonego w y­

buchu cholery aż do ro k u 1860 liczono tam tylko pięć epidemij (1820, 27, 44, 52 i 55).

W roku 1860 nastąpiło przeprow adzenie kolei żelaznej aż do północno - zachodnich, granic Indyj; od tej chw ili następuje ra p to ­ wna zm iana stosunków: reg u larn ie w 2 do 3 letnich odstępach czasu cholera wybuchać zaczyna (1861, 62, 65, 67, 69,72,75,79 i 81).

Zmianę tę przypisać można jedy nie u łatw ie­

niu stosunków z ogniskiem cholery •— B en- galem.

Nakoniec, pomimo zaprzeczeń C uningha- nia, tru dn o nie przyznać, że ważnym ros- sadnikiem cholery' są okręty. Często zda­

rza nam się spotkać ze zdaniem , że epidem i-

je cholery rzadko na okrętach m ają m iej­

(8)

328 W SZECHŚW IAT. N r 21.

sce. Zważywszy je d n a k , że w szystkie sta­

tystyczne dane pochodzą, od k apitanów i le­

k arzy okrętow ych, którym osobisty interes każe u k ry w a ć praw dę, otw arte bow iem w y­

jaw ien ie istnienia epidem ii n a okręcie pocią­

ga za sobą niem iłe następstw a k w a ra n ta n ­ ny,— należy przypuszczać, że znaczna część w ypadków cholery na okrętach, do w iad o ­ mości ogółu nie dochodzi. N astępnie, nie należy poprzestać na badaniu okrętów , w y­

chodzących z po rtó w chw ilowo zarażonych, (podczas każdego w ybuchu epidem ii żegluga zw ykle byw a ograniczoną), lecz należy ros- p atry w ać stosunki na okrętach, w y p ły w ają­

cych z portów stale zarazie podleg łych (K a l­

kuta). N areszcie do czynienia spostrzeżeń nie trzeba używ ać okrętów h andlow ych, k tórych załoga jest zw ykle nieliczna, lecz takich, k tóre przew ożą ludzi w znacznych ilościach. T a k np. na okrętach, przew ożą­

cych indyjskich robotników , kulisam i zw a­

nych, z K a lk u ty do innych kolonij angiel­

skich, w ypadki epidem ii nie są rzadkością.

Corocznie w ypływ a z K a lk u ty 21 do 24 po­

dobnych okrętów ; każdy z nich przew ozi przecięciow o 500 ludzi. Otóż w latach 1872 i 1873 cholerę stw ierdzono n a ośmiu, a w ro ­ ku 1872 na siedm iu okrętach. Zważywszy, że to stanow i trzecią część ogólnój liczby, stosunek nie może się w ydaw ać zbyt m ałym .

Rozwój epidem ii na o k rę ta ch tłum aczy K och w ten sposób, że n a p o k ład dostaje się zw ykle jeden lu b k ilk a osobników noszą­

cych w sobie b ak tery je cholery i że od nich dopiero drogą zarażania przenosi się chole­

ra na otoczenie. P e tte n k o fe r b roniąc swo- jó j teoryi gruntow ej (B odentheorie) u trz y ­

m uje, że wszyscy, któ rzy na okręcie chole­

rze podlegają, z lądu na sobie zarazek p rz y ­ noszą. P o g lą d ta k i tru d n o je s t pogodzić z faktem , że cholera trw a n a o k rętach przez stosunkow o długi przeciąg czasu. T a k np.

n a okręcie M atteo B ruzzo, k tó ry w czasie 76-dniowćj podróży ani razu się z lądem nie zetknął, — ostatni w ypadek cholery zd a rzy ł się w 52 dni po w ypłynięciu na m orze. Na innym okręcie A pollo w ro k u 1849 cholera trw a ła jeszcze dłużej, bo aż 56 dni. W ia ­ domo tym czasem , że okres w ylęgania trw a w cholerze przecięciowo od 3 do 5 dni (n a j­

dłuższy, bo aż 17-dniow y przeciąg czasu, ja k i kiedykolw iek m iędzy zakażeniem , a roz­

wojem choroby spostrzeżono, w ykazał G iin- th e r w r. 1873), — w ja k iż więc sposób, nie- chcąc przyjąć przenoszenia się cholery z j e ­ dnych osobników na d ru gie, można w y tłu ­ m aczyć tak długie przetrw an ie cholery na okręcie?

Z resztą w ja k ib ą d ź sposób będziem y tłu ­ m aczyć tutaj rozwój cholery, sam fakt je j epidem icznego pojaw iania się n a okrętach pozostanie n iew ątp liw y m , a poddaw anie okrętów , przychodzących z miejsc Z a r a z ą

dotkniętych, ścisłój obserw acyi — niezbę- dnem.

III.

T rzecią kw estyją, poruszoną n a konfe- rencyi, było zbadanie zależności cholery od w pływ ów pow ietrza, g ru n tu i wody.

B ył czas, kiedy przyczynę cholery s ta ra ­ no się przypisać zm ianom atm osferycznym . T eo ry ja ta ju ż daw no upadła; tym czasem k u w ielkiem u zdziw ieniu i nie wiadomo z ja - kiój racyi, w skrzesił j ą C uningham w osta- tniem swem dziele. P rzyp uszcza on m ia­

now icie, że w atm osferze w skutek jakichś, dla lu d zi niedostrzegalnych zm ian, pow sta­

je ja k b y p rą d lub fala, która, przenosząc się z m iejsca n a miejsce ju ż to w k ieru n k u w iatru , ju żto przeciw niem u, zakaża wszy­

stko co n apo tyk a po drodze.

In n y badacz cholery w In d y jac h — B ry - den przenoszenie się cholery z m iejsca na m iejsce p rzy pisuje w pływ ow i mussonu. Są to je d n a k tylko teoryje, niem ające pew niej­

szej podstaw y. W p ły w pow ietrza, jeżeli istnieje, je s t w każdym razie bardzo o g ra­

niczony. K och przyp isuje m u znaczenie o tyle tylko, o ile większa lub m niejsza ilość w ilgoci w niem zaw arta oddziaływ a doda­

tnio lub ujem nie na rozw ój b aktery j chole­

ry. Y irchow pośrednictw u pow ietrza p rz y ­ pisuje dostaw anie się zarazk a do ustroju, opierając się na spostrzeżeniu, że chorobie podlegają nietylko osoby, piorące bieliznę cholerycznych, lecz i te, k tó re z nią w ja k i­

bądź inny sposób m ają do czynienia. Z a ra ­ żanie w danym razie tłum aczy on w ten spo­

sób, że w ilgotne cząsteczki, znajdujące się n a pow ierzchni bielizny, u w aln iają się i uno­

szą w pow ietrze pod postacią pyłu lub

p ary . Nie należy wszakże przypuszczać,

żeby zakażenie spowodowanem było przez

(9)

329 pow ietrze, dostające się do płuc; wiadomo \

przecież, że p rz y oddychaniu dostaje się zw ykle do j am y ustnej i byw a połykanem mnóstwo rozm aitych substancyj; w podobny zatem sposób mogą w nikać do u stroju i bak­

tery je cholery. K och je d n a k i w danym razie w pływ pow ietrza w yklucza i utrzym u­

je, że osoby, będące z bielizną cholerycz­

nych w zetknięciu, zapomocą rą k przenoszą z n i ej zarazek n a potraw y lub bespośrednio do jam y ustnćj.

Z wielkiój liczby faktów ep id em io lo g icz­

nych, dotychczas niew yjaśnionych, n a szcze­

gólną uw agę zasługuje ten m ianowicie, że pew ne miejscowości jak o to M ultan, M ongo- m ery w Indy jacb , L y o n w E u ro p ie i t. d., pomimo u trzy m y w an ia stosunków z m iej­

scami cholerą dotkniętem i, są zw ykle wzglę­

dem niej odporne. Z darza się również, że pojedyncze części miast, a naw et strony ulic są często dla cholery niedostępne, podczas gdy w innych zaraza czyni znaczne spusto­

szenia. S tarając się w jak ib ąd ź sposób zja­

w iska te w ytłum aczyć, czyniono przypusz­

czenie, że ich przyczyna leży zapew ne we w łasnościach g ru n tu .

Myśl tę rzucili n ajp ierw angielscy bada­

cze w In d y jach 1817 r., podnieśli ją nastę­

pnie: B oubće 1832 r., I le r g t 1838 r., F o u r- cault w 1849 r., a P etten k o fer w 1854 r., zrobił j ą podstaw ą całej swej lokalistycznćj teoryi.

W e d łu g tej teoryi, większa lub m niejsza odporność danej miejscowości względem cholery, zależy: 1) od rodzaju g ru n tu , t. j.

od jeg o fizycznych własności, 2) od stanu wody gruntow ej i 3) od ilości zaw artych w g ru n cie organicznych substancyjj zd o l­

nych do roskładu i służących za pokarm ustrojom m ikroskopow ym .

1) N ajbardziej n a przyjęcie cholery uspo­

sobionym je s t g ru n t lekki, nieścisły lecz przesączalny, przepuszczający wodę i po­

w ietrze, ja k np. piaszczysty g ru n t B erlina.

P rzeciw nie, wolnym od cholery je s t g ru n t skalisty, ja k to ma miejsce w pew nych czę­

ściach m iast N orym bergi i T raunsteinu.

W arstw a nieprzepuszczalnej gliny zabes- piecza rów nież od zarazy, ja k tego mam y p rzy k ład na przedm ieściu M onachijum — H aidhausen. M alta i G ib raltar, jak k o lw iek położone na skalistym gruncie, są zw ykle

przez cholerę naw iedzane, g ru n t ich je d n a k je s t ta k przesączalnym (porow atym ), że przepuszcza wodę rów nie dobrze ja k i g ru n t piaszczysty.

J e st rzeczą możliwą, że g ru n t w yw iera znaczny w pływ na zachowanie się epidem ij, ta k wielkiego znaczenia je d n a k ja k chce P etten ko fer, przypisyw ać m u nie można, istnieje bowiem mnóstwo miejscowości, gdzie w pływ ten wykazać się nie daje. T ak np.

tru d n o w ytłum aczyć, dlaczego w B oinbayu zarazie podlegają w równej m ierze części m iasta zbudow ane na piaskowcu i na bazal­

cie. P odobnie zachow uje się epidemij a w G enui, jak k o lw iek i tu taj g ru n t je st w części skalisty, w części napływ ow y.

P rzytem , skały B om bayu i G enui są zbite i praw ie zupełnie nieprzepuszczalne. Glina również niezawsze je st dostateczną ochro­

ną przed cholerą, ja k tego widzim y dowód w baw arskiej wiosce K ienberg, przedm ie­

ściu Lyonu, C raponne i t. p.

2) P o d nazwą wody gruntow ej należy r o ­ zum ieć wodę zaskórną, zbierającą się na pierw szej nieprzepuszczalnej w arstw ie g ru n ­ tu. Zm iany w poziomie tej wody m ają słu ­ żyć za wskazówkę przebiegu epidemii: jeżeli woda g run to w a się wznosi — usposobienie dla cholery się zm niejsza, jeżeli zaś opada—

usposobienie się wzmaga. Tłum aczyć to można w ten sposób, że dopóki poziom w o­

dy gruntow ej je st wysoki, cząstki organicz­

ne, znajdujące się w gruncie, w skutek b ra ­ ku dostępu pow ietrza roskładać się nie mo­

gą. Dotychczas wszystko je s t zrozum ia­

łem i w ten sposób zw ykle teoryja P etten - lcofera pojm ow aną była. Tym czasem na konferencyi P etten k o fer ośw iadczył, że wznoszenie się i opadanie w ody gruntow ej ma znaczenie w tedy tylko, jeśli je st zależne od zmian w przesyceniu wilgocią w arstw g runtu, nad tą w odą leżących. W arstw y te podczas suszy są w skutek parow ania w zupełności pozbaw ione wilgoci; niemo- gąc się nią zasilić zzew nątrz, wciągają na zasadzie włoskowatości pew ną ilość wody od spodu, pi-zez co poziom w ody g ru n to ­ wej się obniża, — podczas d ługotrw ałych deszczów rzecz się ma przeciwnie. W sku­

tek tego w Pendżabie np. spostrzeżenia nad

wodą gruntow ą są zbyteczne, tam bowiem

ona żadnego w pływ u nie w yw iera, ponie­

(10)

330 W SZECHŚW IAT. N r 21.

waż: 1) poziom jój leży na sto przeszło stóp pod powierzchnią, i 2) deszcze sp ad ają w ta k małój ilości, że na j ój stan w pły w ać nie m o­

gą. W m iejscowościach z g ru n tem sk ali­

stym , nieprzepuszczalnym , stan w ody g ru n ­ towej również za w skazówkę służyć nie m o­

że. Ze słów pow yższych w yn ik a, że na przebieg epidem ii w pływ w yw iera tylko ta część wody gru n to w ej, k tó ra się z pow ierz­

chni do w ew nątrz dostaje. Słusznie też za p y tu je Y irchow : „gdzie i j a k oznaczyć granicę m iędzy wodą w pow yższy sposób po jętą, a tą, którąśm y za w łaściw ą g ru n to ­ wą uw ażać zw ykli?” (spływającą, po spadzi­

stym g runcie z okolic wyżej położonych).

Z w raca przytem uw agę, że sam o przesyce­

nie w ilgocią w arstw zew n ętrzn y ch m a da­

leko większe znaczenie, niż w ysokość w ody g ru n to w ej.

3) N agrom adzenie cząsteczek substancyj organicznych w gruncie, niew iele w pływ a n a rozwój epidem ii. S ubstan cy je te, ros- k ład ając się, w yw ołują w praw d zie rozw ój rozm aitych grzybków , napróżnobyśm y j e ­ d n a k szukali pom iędzy niem i b ak tery j cho­

lery , wiadomo bowiem z dośw iadczeń K o ­ cha i Babesa, że bakteryje przecinkow e w p orów naniu z innem i u stro jam i m ikro- skopow em i są nadzw yczaj słabe i zw ykle tym ostatnim w walce o by t u leg ają.

W kw estyi zależności cholery od w pływ u w ody spotkaliśm y n a k onferen cyi dw a w ręcz przeciw ne zdania. K o ch u trzy m u je, że zakażanie zapom ocą w ody do picia je st możliwem. Z arazek tk w i, j a k w iadom o, przew ażnie w w ypróżnieniach cholerycz­

n ych, a że odchody m ieszkań ludzkich zw ykle do rzek spływ ają, zatem w oda może w bardzo ła tw y sposób być zanieczyszczo­

na. D latego też zaprow adzenie w odocią­

gów z system em filtrów uw aża K och za bro ń nadzw yczaj skuteczną w walce z epi­

demij ą. Z a dow ód posłużyć m oże znaczne zm niejszenie w ypadków ch o lery w K a lk u ­ cie, B om bayu, N agpore i in n y ch m iastach Indyj po zaprow adzeniu wodociągów. T y m ­ czasem P etten k o fe r w odzie do picia odm a­

w ia wszelkiego w pływ u. D a n e sta ty s ty ­ czne, przytoczone przez K ocha ze stosun­

ków indyjskich uw aża za w ątpliw e, p rz y ­ puszczając, że lekarze indyjscy, od k tó ry ch te dane pochodzą, um yślnie K o c h a w błąd

w prow adzili, podaje natom iast in ne cyfry, w zięte w znacznej części z dzieła C uning- ham a. (Nie rozum iem y dlaczego te ostatnie m iałyby być w iarogodniejsze od pierw ­ szych). P rz y ta c z a dalej okoliczność, że w K airze, pom imo zaprow adzenia wodocią­

gów, cholera w r. 1883 srożyła się z ró w n ą siłą ja k i w r. 1865. Zobaczm y je d n a k , co n a to odpow iada naoczny św iadek ty ch sto­

sunków —Koch: „M iejscem, z którego wo­

dociągi czerpią sw oją wodę, je s t część k an a­

łu Ism ailia, leżąca w prost przedm ieścia B oulacq. P rzechodząc ra z tam tędy, spo­

strzegłem p rzed ru rą ssącą m nóstwo ludzi ju ż to kąpiących się, ju żto piorących b ru d n ą bieliznę. Obfite ślady w ypróżnień po brze­

gach k an a łu , św iadczyły o gorszeni jeszcze zanieczyszczeniu wody. Podczas epidem ii stosunki te w niczem się nie zmieniły: k an a ł w tem m iejscu służył za głów ną pralnię tak dla K a iru j a k i d la B oulacqu. O d o k ła­

dności filtrów św iadczyła okoliczność, że w ru ra c h wodociągowych nadzw yczaj czę­

sto pom niejsze ry b y znajdow ano. Cóż więc dziw nego, jeżeli przy tak ich w arun kach ep id em ijasię nie zm niejszyła!”

P rz y k ła d powyższy przypom ina nam po- m iinow oli fakt, ja k i się w ydarzył w L o n d y ­ nie podczas epidem ii 1866 roku. D ziw iono się wówczas pow szechnie, ja k im sposobem z silnie zanieczyszczonej rzeki L ea m ógł się zarazek przez filtry dostać do wodociągów.

Cóż się okazało? O to w niektó ry ch do­

m ach znaleziono w ru ra c h w odociągow ych węgorze! U nas zresztą w W arszaw ie z d a ­ rz a się nieraz znajdow ać w ru rach m nó­

stwo rozm aitych przedm iotów , świadczących o stanie filtrów. O statecznie zanieczyszcze­

nie wody może nastąpić ju ż w sam ych r u ­ rach, cóż bow iem łatw iejszego, p rzy obec­

nym system ie kanalizacyi, ja k zetknięcie za­

w artości ru r wodociągowych, z zaw artością r u r odprow adzających nieczystości?

Z resztą nic dziw nego, że P etten k o fe r wo­

dzie do picia odm aw ia szkodliw ego w p ły ­ wu. K to bowiem nie chce bakteryj p rze­

cinkow ych uznać za przyczynę cholery, kto

w ypróżnień sam ych przez się (t. j . dopóki

się nie zetk ną z gruntem ) nie uw aża za nie-

bespieczne, ten i zanieczyszczenia wody

p rz y ją ć nie może.

(11)

N r 21.

IV .

P rzy stęp u jem y nakoniec do wyliczenia przeciw cholerycznych środków ostrożności, ja k ie na ostatniej konfercncyi za skuteczne

uznano.

P rz y ich w yborze kierow ano się przeko­

naniem , że głów nem siedliskiem zarazka cholerycznego są w ypróżnienia chorych, oraz że je d y n ą drogą, ja k ą się tenże do u stro ju dostaw ać może, je s t k a n a ł pokarm o­

wy. Głównem zatem zadaniem środków zapobiegaw czych je s t uczynienie w ypróżnień nieszkodliw em i i przeszkodzenie dosta­

w aniu się b ak teryj cholery do ustroju ludz­

kiego. W tym celu zalecono:

1. Zlewać w ypróżnienia 5 % rostw orem kw asu karbolow ego.

2. T akiejże dezynfekcyi poddać zanieczy­

szczoną bieliznę.

3. Pościel i te części ubrania, do których płynnych środków dezynfekcyjnych użyć niepodobna, poddać działaniu strum ienia p ary wodnej p rzy ciepłocie 100°, lub wysu­

szaniu w osobnych n a ten cel zbudow anych, przyrządach.

4. W iększe przedm ioty, jakoto meble, po­

wozy i t. d. usunąć n a czas pew ien z użytku i wystawić na działanie suchego pow ietrza.

5. Jeśli ściany i podłoga w ypadkiem się zanieczyszczą, można tem u najskuteczniej zaradzić, bieląc ściany na nowo, lub dając świeże tapety, oraz zm yw ając podłogę ros­

tw orem kw asu karbolow ego lub sublim atu.

6. D ezynfekcyja zapom ocągazow ych środ- kó w, jak o to palenia siarki lu b kadzenie sub- lim atem do niczego nie prow adzi. P rz e ­ w ietrzanie i wysuszanie (przez dobre pale­

nie w piecach) je st daleko skuteczniejszem . 7. Osoby doglądające chorych, pow inny, j a k można najczęściej, a zw łaszcza przed j e ­

dzeniem um yw ać ręce sublim atem lub kw a­

sem karbolow ym . P ow in n y również, o ile możności, un ikać d otykania ust rękoma.

8. W oda do picia i a rty k u ły spożywcze należy poddać bacznej obserwacyi. S tudnie z k tó rych woda w 1 cm kubicznym , zaw iera więcej niż 1000 b ak tery j, pow inny być z użycia usunięte. Z resztą, ta k wodę do p i­

cia ja k i wszelkie p otraw y należy gotować.

9. zw alczać epidem iją w samym zacząt-

ku: jeśli się zdarzą pojedyńcze w ypadki cho­

lery, — chorych należy natychm iast odoso­

bnić; wszystkich powyższych środków uży­

wać w każdym w ypadku choleryny, a na­

w et zw ykłej biegunki.

10. U nikać tłum nych zebrań na niezna­

cznej przestrzeni.

11. D ostarczyć biedniejszym w arstw om ludności zdrow ego pożywienia, czystej bie­

lizny, wogóle starać się o podniesienie j<5j dobrobytu.

12. U rządzać w różnych częściach m iasta lazarety.

13. C iała zm arłych obw ijać tkaninam i na- syconemi sublim atem lub kwasem karbolo­

wym, przenosić je natychm iast do domów przedpogrzebow ych i grzebać po upływ ie conajwyżej 24 godzin. Zw racać przytem należy uw agę, aby deski w trum nach szczel­

nie przystaw ały do siebie, a to w celu zapo­

bieżenia przeciekaniu płynów .

14. O w szystkich środkach powyższych zaw iadom ić ogół.

15. Osoby, przybyw ające ze stro n zarazie podległych poddać nadzorow i lekarzy, któ­

rzy w tym celu pow inni zwiedzać pociągi, osobom, zdradzającym objaw y choroby, d al­

szej podróży zabronić, oraz udzielić im n a ­ tychm iastow ej pomocy w um yślnie na ten cel przygotow anych stacyjach ratunkow ych.

16. Gdzie nie można przeszkodzić szerze­

niu się zarazy w sposób poprzedzający —•

ustanow ić kw arantanny .

SYNTEZA CUKRU

op isa ł

H U E . Pr.

Z powodzi prac chem icznych, ja k ie w osta­

tnich czasach zostały ogłoszone w Niem ­ czech, w yróżnia się treścią i doniosłością ogólniejszą praca O sk ara L oew a p. t. „U e- ber F orm aldehyd und dessen C ondensation“

(Jour. f. p ra k t. Cli. 33,1886).

liadacz ten otrzym ał drogą syntetyczną

nieznany dotąd g atun ek cukru, którem u n a ­

(12)

332 W SZECHŚW IAT. N r 21.

d ał nazw ę „form ozy“. Za p u n k t w yjścia służy ł mu aldehid m rów kow y (form aldehiil).

J u ż w r. 1861 B utleroff o trzy m ał ciało cu- k ro w ate „m etylenitan", tra k tu ją c n a gorąco ro stw ór p arafo rm aldehidu czyli, ja k go n a ­ zyw ał, trójoksym etylenu w odanem w apnia, lecz ciało to nie posiadało sk ła d u procento ­ wego glukozy i ja k się obecnie z badań Loe- wa okazuje, je st ono m ięszaniną p ro d u k tó w ro sk ład u „formozy*'. O d k ry cie B utleroffa zajęło mocno uw agę chem ików, kiedy B aeyer w r. 1871 w ystąpił z t.eoryją, k tó ra objaśnia-

j

ła asym iłacyją u roślin w ten sposób, że pierw szym p roduktem p rz y sw ajan ia je s t al­

dehid m rów kow y, k tó ry w p ro st zagęszcza się na w odany węgla, podczas, kied y do te ­ go czasu panującą była teo ry ja L iebiga, po­

d łu g którój z dw utlen k u w ęgla i wody z w ydzieleniem tlenu m iał tw orzy ć się kw as szczaw iow y, następnie w inny i ja b łk o w y i w końcu cukier, zam ieniający się wreszcie n a krochm al i drzew nik.

P o g lą d B aeyera zysk iw ał coraz w iększe uznanie chem ików i od tego czasu d atują się usiłow ania sztucznej kondensacyi alde- h id u m rów kow ego n a cukier. Z usiłow ań ty'ch należy wym ienić prace W u rtz a , k tó ry z ald eh id u octowego d ro g ą kondensacyi o trzym ał aldol, zw iązek o funkcyi podw ój­

nej — alkoholow ej i aldehidow ej. W u rtz sądził z analogii, że w podobny sposób u d a m u się zagęścić ald eh id m rów kow y n a cu­

k ier. L oew rozw iązał to zagadnienie i uży­

w ając w odanu w apnia ja k o czynnika kon- densującego, p rz y tem p eratu rze zw yczajnej, otrzy m ał ciało, k tóre zarów no ze sk ładu, ja ­ ko też własności, je st p ra w d ziw ą glukozą.

G odna je s t m im ochodem w spom nienia m etoda L o ew a otrzym ania ald eh id u m rów ­ kowego z alkoholu m etylow ego przez prze­

prow adzenie go ponad lekko ogrzaną, p o ­ w ierzchow nie utlenioną m iedzią; p rz y odpo- w iedniem zestaw ieniu ap a ratu , zresztą bar­

dzo prostego, L oew o trzym yw ał rostw ory aldehidu m rów kow ego 15— 2 0 % , podczas, gdy p rz y dotychczasow ej m etodzie H offm a­

n a otrzym yw ano najw yżej 1 0 % rostw ory . O puszczając opis prób, k tó re L oew robił, zanim z n a la zł najodpow iedniejszą drogę, przytoczę postępow anie, ja k ie okazało się najlepszem p rz y otrzym yw aniu formozy.

Kost wór 3,5 — 4 % ald eh id u m rów ko wego

zm ięszany ściśle z nadm iarem m leka w a­

piennego po półgodzinnem stan iu zostaje odfiltrow any. P roces kondensacyi odbywa się stopniowo, co łatw o daje się postrzegać, badając od czasu do czasu próby rostw oru płynem F ehlinga: po 5 — 6 dniach zdolność odtleniania staje się bardzo silną, zapach przen ik liw y aldeh id u m rów kow ego znika;

w tedy masę zobojętnia się kw asem szcza­

wiowym, filtrat odparow uje się do konsys- tencyi syropu, utw orzony m rów czan w apnia strąca się przez dłuższe ogrzew anie z moc­

nym alkoholem i w reszcie z ro stw o ru alko ­ holow ego przez dodanie eteru w ydziela się cuk ier, ja k o masa ciągła.

P ro d u k t surow y oczyszcza się od dom ię- szek przez odpow iednie trak to w an ie ko lej­

no alkoholem i eterem .

O trzym any w ten sposób cuk ier posiada sm ak s ł o d k i , podobny do sm aku cu k ru trzcinow ego, odczyn obojętny. Zdolność odtleniająca formozy w zględem pły n u F e h ­ linga wynosi 9/ , 0 w porów naniu z dekstro- zą; L oew dotychczas nie otrzym ał cu k ru te ­ go w postaci krystalicznej. L iczby, zn ale­

zione p rzy rozbiorze elem entarnym , odpo­

w iadają wzorowi C0H |2O0.

N astępnie znajdu jem y opisanie zachow a­

nia się form ozy względem w ielu odczynni­

ków; odnajdujem y w tem zachow aniu się w szystkie własności ogólne cu k ró w i inne właściw e tylko formozie.

G rzybki drożdżowe nie w yw ołują ferm cn- tacyi w formozie, natom iast grzy bk i ros- szczepkowe (Scliizomycetes) w yw ołują po­

wolną ferm entacyją, której rezultatem je s t kw as bursztynow y i głów nie kw as m leczny.

G rzybki pleśniowe pow odują w form ozie zjaw isko, spostrzegane u wielu in ny ch ciał, nieczynnych optycznie, m ianow icie zam ie­

n ia ją j ą n a dwa ciała, z których jed no sk rę­

ca płaszczyznę polaryzacyi na praw o, drugie na lewo, lecz nie w rów nym stopniu, tak że ostatecznie w idoczne było skręcenie na praw o o 5°. F orm oza ze w zględu na w łas­

ności ujem ne, nieczynność optyczną oraz niezdolność podlegania ferm entacyi alkoho­

low ej, zbliża się do sorbiny, arabinozy i eu- kaliny.

G łów ną treść pracy Loew a stanow i zapa­

try w a n ie się jego na znaczenie aldehidu

m rów kow ego pod względem fizyjologicz-

(13)

_ N r 21.

nym. T eo ry ja asym ilacyi B aeyera nabiera trw ałej podstaw y przez fakt zagęszczania się tego aldehidu na cukier. T eraz otw arte je s t pole do doświadczeń, m ających na celu żyw ienie się aldehidem m rów kow ym roślin, umieszczonych w takich w arunkach, ażeby utw orzenie się w nich cu k ru z innych ma- teryjałów było w ykluczone i odszukiw anie go w tk an k ach po takiein odżyw ianiu alde- hidowem . Dośw iadczenia takie, nadzw y­

czaj tru d n e, aldehid m rów kow y bowiem działa tru jąco na protoplazm ę wielu roślin, naw et w silnem roscieńczeniu, są obecnie podejm ow ane przez Loew a.

N adzw yczaj ciekawe je st doświadczenie, k tóre w skazuje, że aldehid m rów kow y, jak o ogniw o pośrednie pom iędzy kwasem węgla- nym i dekstrozą, znajd u je się w tkankach roślinnych. R ęinke i M ori ogrzew ali liście i soki roślinne z w odą i p rzy dystylacyi zna­

leźli, że pierw sze k ro p le posiadają w wyso­

kim stopniu zdolność odtleniania związków srebra.

W końcu Loew om awia znaczenie for- m aldehidu nie tylko p rzy tw orzeniu się wo- danów węgla, lecz także ciał białkow atych, k tó re p odłu g wszelkiego praw dopodobień­

stw a są produktem kondensaeyi zw iązków aldehidu m rów kow ego z zasadam i am ono- wemi wobec czynników odtleniających.

D odam tu jeszcze, że podług wiadomości, otrzym anej w liście pryw atnym , udało się Loew ow i zagęścić aldeh id m rów kow y na cukier w płynie obojętnym , bez użycia j a ­ kiejkolw iek zasady lub kwasu.

Korespondencja Wszechświata,

Pan/ż, l i Maja 1886.

(S zc ze p ie n ie ochronne w ś c ie k lizn y m e to d ą P a s te u ra . Z w y c ie c zk i n au ko w ej o dbytej kosztem Kasy im ie n ia M ia n o w s k ie g o ).

U p a rc ie p o w ta rz a ją c a się p o g ło sk a o ta je m n ic y , w ja k ie j P a s te u r u trz y m u je sw oję m eto d ę o c h ro n ­ n y c h szczep ień w ście k lizn y , n ie p o tw ie rd z a się p rz y bliższem p o z n a n iu k w e sty i. O w szem P a s te u r p r z e ­ k o n a ł się ju ż , że je d e n in s ty tu t m ię d z y n a ro d o w y sz cze p ien ia o c h ro n n e g o n ie w y s ta rc z y i d lateg o d a je k ró lik i w ściekliznę, zaszczep io n e p rz e d sta w ic ie lo m

ró ż n y ch k ra jó w , co p rz e d te m m iejsca n ie m ia ło . A le do P a s te u ra n ie ła tw o p rz e d o s ta ć sig p rz e z tłu m cie­

k a w y ch i c h o ry c h liczn ie n a p ły w a ją c y tu co d zień ze w szy stk ich s tro n c y w ilizo w an y ch i n a n isk ic h sto ­ p n ia c h k u ltu r y sto ją c y c h (św ieżo b y ło tu n p . 7-ro K abylów ).

T ru d n o ś ć p o w ięk sza się p rzez to, że p ra c o w n ia P a s te u ra p rz y E co le n o rm a le p o siad a b a rd z o szczu ­ p ły lo k al i w cale n ie p o siad a przew o d n ik ó w . W s z y ­ scy m a ją tu sw oję ro b o tę , a n a d zó r o g ó ln y n a le ży do P a s te u ra , te n zaś n ie je s t w m o żn o ści w s z y s t­

k ic h zadow olnió. P rz y je ż d ż a ją c y w z a m ia rz e p r a ­ c o w an ia u P a s te u r a d o z n a je te d y z u p ełn eg o zaw odu.

P o ra d z ić n a to je d n a k b a rd z o łatw o , gdyż m a- te r y ja ł b y w a d o ść c h ę tn ie u d z ie lan y ; n a le ży wigc u m ieścić s 'g w in n ej p ra co w n i, co też u sk u te cz n iłe m d la sie b ie w p ra c o w n i G ra n c h e ra , p ro fes o ra ch o ró b w e w n g trzn y c h p r z y „ F H ó p ita l d e s E n f a n ts m a la d e s“ , g d zie m a ją c sp o ro m ie jsc a i w sz y stk ie p o trz e b n e a p a ra ty ogólne, m o g łem zacząć b a d a n ia m e to d a m i K ocha. P o trz e b n e p r z y rz ą d y sp e c y ja ln e d o szcze­

p ień i tr e p a n a c y i n a z w ierz ęta c h , n a tu r a ln ie m u sia ­ łem n a b y ć u C ollina; in ac z e j je d n a k p o s tą p ić b y m n ie m ó g ł w ż a d n y m ra zie, g d y ż w W arsz a w ie b ę d ą m i rów nież p o trz e b n e . P ro f. G ra n c h e r j e s t p ie rw ­ szym p o m o cn ik iem P a s te u r a i je d n y m z n a jp ie rw - szych a d ep tó w je g o m eto d y ; on to w ła śn ie d o k o n y ­ w a szczepień o c h ro n n y c h co d zień o g o d zin ie

1 1

-ej p rz e d p o łu d n ie m .

A te ra z w k ró tk o ś c i p o ru sz ę k w e s ty ją z asad y i w y k o n y w an ia szczep ień o c h ro n n y c h , ja k k o lw ie k rz e c z t a je s t ju ż c z y ta ją c e m u ogółow i z n a n a z ró ż ­ n y c h pism od d o ść d aw n eg o czasu.

J a d w ściek lizn y , zależn y p ra w d o p o d o b n ie od d z ia ­ ła n ia ja k ic h ś d ro b n y c h p aso rzy tó w do k rw i się d o ­ sta ją c y c h , n ie je s t jeszc ze o k re ślo n y z z u p e łn ą p e ­ w n o ścią. W p raw d z ie H e rm . F o l o p isu je b a k te ry je , k tó re z n alaz ł w rd z e n iu i m ózgu z w ie rz ą t w ś ciek liz­

n ą d o tk n ię ty c h w p o sta ci m ik ro k o k k ó w , h o d o w le j e ­ d n a k , rzecz w b a k te ry jo lo g ii n ie z b ę d n a , n ie są dość p e w n e , g d y ż u d a ją się rz a d k o , zaszczepione zaś n i

8

o d p o w iad ają w y m a g an io m now szej b a k te ry jo lo g ii, g d y ż n ie w y w o łu ją w ła śc iw y ch objaw ów . W k a ż ­ d y m ra z ie n iezb ęd n e są dalsze w tej k w e sty i b a d a ­ nia. Z d a n ie m P a s te u ra , k tó re m u ch o d zi ty lk o o e m p iry c z n ą s tro n ę ja k o d o tą d naj w ażn iejszą, j a d te n z n ajd u je się w o śro d k a ch n e rw o w y ch , t. j . w m ózgu i m leczu k ręg o w y m o raz w g ru c z o łac h ślin o w y ch , łzo w y ch i trz u s tc e z w ie rz ą t i lu d zi w śc ie k liz n ą d o t­

k n ię ty c h . N a rz ą d y lub sok św ieżo z n ic h w y c iśn ię ­ ty zaszczepione z w ierzęto m , zaw sze w y w o łu ją o b ja ­ w y w ściek lizn y i n a jp e w n iej w te d y , g d y szczep ien ie n a s tą p i b esp o śred n io w o śro d k i n erw o w e, np. p o d tw a rd ą oponę m ózgu p rz e z o tw ó r z ro b io n y w czasz - ce. S am a o p e ra c y ja p rz y p ew n ej zręczn o ści ż ad n y c h z ły c h n a stęp s tw n ie p o c ią g a i zw ierzęcia n ie m ęczy, g d y ż je s t w y k o n y w an a p o d ch lo ro fo rm em .

J e ż e li c z ą stk ę m ózgu lu b m le c za p sa p a d łe g o n a

w ściekliznę zaszczep im y w p o d o b n y sposób k ró lik o ­

wi, to po u p ły w ie 15 — 18 d n i d o sta je o n ob jaw ó w ,

a w k ilk a d n i p o tem p a d a z w ściek lizn y . T e n

o k re s w stęp n y , zw an y w m e d y c y n ie p rz y in n y c h

Cytaty

Powiązane dokumenty

Cztery proste, z któ- ych żadne trzy nie przechodzą przez j e ­ den punkt, przecinają się w sześciu różnych punktach, które można nają się prócz tego prócz

Po odcięciu rdzenia u zwierząt czynność mózgu i jego nerwów może się odbywać jeszcze dość prawidłowo, jeżeli tylko zostało zaprowadzone sztuczne

W ynika to ze znanego faktu, że opór przew odnika je s t odwrotnie proporcyonalny do pola przecięcia poprzecznego; dowodzi tego również ogrzewanie się przew odnika w

stają przezeń pochłonięte, gdy tymczasem wszystkie inne promienie światła słonecznego przechodzą przez ten roztwór swobodnie. Dla naszego oka jest zupełnie

knięcia różnice potencyjałów elektrycznych dążą do w yrów nania się, je ż e li w szakże na drodze tego prądu znajduje się elektrolit, jakim je st

O bciąw szy gałązkę buku poniżej szóstego liścia przekonam y się, że pow ierzchnia dźw iganych przez nią liści w y n o si około 18 cali kw adratow ych... T ym

-A.dres Ked-alsrcyi: K rakow skie-Przedm

[r]