• Nie Znaleziono Wyników

Biblioteka Warszawska, 1851, T. 1

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Biblioteka Warszawska, 1851, T. 1"

Copied!
616
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)

M BLIO TUK A

WARSZAWSKA

P I S M O P O Ś W I Ę C O N E

NA UK OM , SZTUKOM I PRZEMYSŁOWI.

1851.

O G Ó L N E G O ZB IO R U T O M XLI.

W D rukarni Stanisław a Strqbskiego,

przy ulicy Daniłowiczowskirfj Nr. 617, w dawnej Bibliotoco Załuskich.

1 8 5 1 .

(3)

Mann,i*m

A /IP U A S P n A W

/P tń i

1 j V j l k i « y i / I £ / o -,

-,rxh jnrAMł A

i

Z a pozwoleniem C enzury Rządowćj.

v x a

3 0

laorox

o

.

ihzjo

;

p f. 2i . T. if/!%

H b 3S t - J 3 *.

(4)

OD REDAKCYI.

P rz y skończeniu d rugiego pięcioletniego okresu B i­

blioteki W arszaw skiej, redakcya, celem ułatwienia c z y ­ telnikom swoim poszukiwań w ostatnich dwudziestu to­

mach, ułożyła, podobnie jak po pierw szych pięciu le- ciech,

spis rzeczy

temi łomami objętych, w ed le osn o w y artyk u łów , w raz z alfabetycznym regestrem autorów.

Spis rzeczony podany będzie w załączeniu do zeszytu na m iesiąc luty r. b., tudzież w yjdzie w małój liczbie o s o ­ bnych odbilków.

Zam ykając ten pierw szy dziesięcioletni peryod nie­

przerw anego istnienia sw o je g o p ism a , postanow iła re­

dakcya, z pow odu częstych w tej mierze zg ło szeń , uła­

tw ić późniejszym i nowym prenum eratorom , nabycie c a ­ łe g o zbioru lub lat pojedynczych, a to przez zniżenie

ceny. * '

(5)

Odtąd

cały dziesięcioletni komplet od

1841

do

1850

roku w łą c zn ie , zło żo n y ze

120

ze szy tó w , czyli

4 0

tom ów ,

może być nabyty w redakcyi za p ołow y ceny prenume- racyjnej, t. j. za

złotych

30 0 .

Komplety z lal pojedynczych 1 8 4 2 , 18 4 3 , 1 8 4 4 , 1845, i 1 8 4 6 , odstępuje rcdakcya po złotych 4 0 . Na kompletach z lat 1841, 1847, 1848, 1849 i 1850, jako zn a­

cznie w yczerpanych, zmniejszenia ceny redakeya po­

stanow ić nie może.

Pojed yn cze zeszyty z c a łeg o ciągu Biblioteki o ty­

le tylko m ogą być osobno sprzedaw ane, o ile ich zby­

w a ć będzie nad komplety. Cena p ojedynczego zeszytu pozostaje niezmienna złotych 5.

31 grudnia, 1850 roku.

i?! ' lw v/i> ■■■■ / ' i ł ł m -< ••• - "V-v <.v.< l-n! >*

7/ T 11IT Al] )!(i| ‘ł i n r l a h Mir. O ‘tll)')7/ ,1 im

n o t

im- !

win

e l u r , n m l « o -://1 m / m / t o d o l l ó x X«i l7Z , 7/ u k l y i v l l l i o n u lYXs-)S o b u iu y-y/płuN % o i x b g d m b I

OSO Mivlx >ił jol oh • '■■■')•r tr x-iivt.|'i

. w d i l l k i b o il i y m i

—‘»rn 1)0 7 ''- (t Hit" ()i')*ii/'*ixb v .v.y/viiq* o ‘j j f>|łjć>lynif,X

•yt ii l i w o u R k o i j , • illt?l 0 S 9 il&W19Ś1l|

iv)X8 ot'gx 7 5 im i ó j v / d o y ł s o s f ) ,III'0 7 /01 X ,0 7

>t9 Y(H$a , 0101 o i m o m t m i q m / w o n i mvxxj<>i(i\u<j i i / / I l i t e i w o q o t t; ,il-. /X O H /Ii^ jp tj )i l dni" t n o r d s o i i o lO

■ i n . ‘ -

(6)

OBRAZKI WIEJSKIE.

PHKfiZ

III.

S O B Ó T K A .

„G dy słońce R aka zagrzewa, A słowik więcej nie śpiewa, Sobót kę, jako czas niesie, Zapalono w C zarnym lesio.

T am goście, tam i domowi Sypali się ku ogniowi, B ąki zaraz tro je grały, A sady się sprzeciw iały...

Siostro! ogień napalono, I placu nam postąpiono, Czemu sobie rąk nie dam y, A społem nie zaśpiewamy?

To tak m atki nam podały, Same także z drugich m iały, Że na dzień świętego Jana, Zawżdy Sobótka polana.“

Jan Koehanouithi.

I.

S o b ó t k a ! S o b ó tk a ! Ileżto r a d o ś c i, ileż u k o n te n to w a n ia m ieści się w tym w yrazie dla w iejskićj dziew icy okolic S a n d o m i e r z a ! O b rz ę d y , pieśni i zwyczaje lu d u tego n ie z e p s u te blizkićm s ą s ie d z ­ tw e m m ia st w ielkich, z a ch o w u jąc całą dziew iczo ść, całą czystość s w e g o p o c z ą tk u , dziwnym u ro k ie m karm ią duszę i s e r c e czułego słu c h a c z a . K to chce p o zn ać zwyczaje, s tr o n ę m o ra ln ą i p o e ty c z ­ n ą lu d u n a s z e g o , niech go nie szuka blizko W a r s z a w y , bo tam n ie znajdzie ani w ioski p ra w d z iw ć j, ani w ło ś c ia n z czystćm u c z u ­

to™ I. Styczeń 1851. 1

(7)

ciem. J u ż to d o w ie d z io n e , że człow iek, k tó re g o se rc e silniej u d e ­ rza, w zg lęd n ie do w ykształcenia, na w szelk ie w rażenia tylko s e r ­ cem dające się p o jm o w ać, nic porzuci s a m o w o ln ie s tr o n y r o d z i n ­ n e j, aby j ą zam ienić na obfitość o bcego św iata; a jeżeli zm u sz o ­ ny okolicznościam i w ypuści ze s w e g o objęcia strz e c h ę , k tó ra s ły ­ szała płacz je g o dziecięcy, i poślubi cudze s tro n y i to w a rz y stw o cudzych ludzi: to w ó w c z a s i na szczycie d o s ta tk ó w nieraz p ie rś w z n ie s ie w e s tc h n ie n ie tę sk n o ty i p rzytuli myśl do o g n isk a d o m o ­ w e g o , ja k b y do m inionego b e z p o w r o tn ie szczęścia.

W a r s z a w a , ten pasożyt c z te ro m ilo w e g o o k rę g u , nie p r o d u k u ­ ją c nic na z a sp o k o je n ie licznych i wymyślnych codziennych swych p o tr z e b , wym aga znacznćj liczby rą k pracu jący ch , k tó r e z w a b io n e ła t w o ś c i ą z a ro b k u i dosyć j e g o w ysoką n a g r o d ą , chętnie ze w szy ­

stkich s tr o n św ia ta g ro m a d z ą się w pobliże stolicy.

Zbiegow isko te sk ład ając się z szu m o w in klassy w ieśniaczej, w ypchniętej z zagona ojczystego p ró ż n ia c tw e m , o p ilstw e m i b e z e - cnem życiem, b o chłop z se rc e m i pracą aż nad to znajdzie chicha na własnój skibie, i za żadne w św ięcie pieniądze nie pójd zie go szukać d a l e k o ; z a w ie ra jąc w ło n ie sw ćm zwyczaje w szy stk ich okolic: m u sz ą więc uczu cio w ą s t r o n ę i w szystko to , co stan o w i in d y w id u a ln o ść człow ieka w y lew ać w a k o r d z ie niesfornym , c h r o ­ p o w a ty m , niemiłym tak dla u ch a, ja k dla oka. I w rzeczy samćj ich strój pół m iejski, p ó ł w iejski, d o b ie ra n y z najlichszych t a n d e t blizkiej stolicy, ja k że d o b itn ie m a lu je r ó ż n o ro d n o ś ć żyw iołów wsiąkniętych w synów r ó w n in Mazowsza!

N ie szukaj między niemi tej je d n o s t a j n o ś c i , tej p r o s t o t y p o - danćj od dziada prad ziad a, k tó r e w dziękiem sw oim tak ślicznie b a rw ią odzież wieśniaczą dalszych okolic: bo w m iejsce lak n ie ­ w innej zalotności, znajdziesz na tle w iejskićm ró ż n o r o d n ą z b ie ra ­ ninę ze s tr o jó w całej klassy w ieśn iaczej, z po lw o rn ern nieraz o d ­ biciem upłynLonćj mody, k tó ra tak sz e ro k ą posiada w ładzę w g o - to w a ln ia c h naszych pań i pan ó w .

Muzyka, ta b oska m ow a szlachetnych i delikatnych w z ru sz e ń s e r c a , k a rm io n a oschłą duszą godnych w s p ó łb ra c i p ićrw szych za­

łożycieli R zym u, g n ęb io n a w miarę zaludnienia się W a r s z a w y có^

dziennie pow iększającym się z b ie g o w isk ie m , musiała k a rło w a c ió ć , w ię d n ą ć , aż na re sz c ie uschła i p o z b a w io n a żywiołu z poczciw ój i ję d rn e j piersi id ącego, zamieniła się w n ie m iło sie rn e p rz e d r z e ź ­ nianie piosnek te a tra ln y c h , ubitych na walce bezdusznój k a ta r y n ­ ki. A jeżeli czasem dziarska k re w M azura p o ruszy rzoźkim m ł o -

(8)

d z ie ń rc m , i ujętem u w p ó ł z grńcką dziew o ją w żw aw ych tan ach , w wesołych pokrzykach ro z o g n i lica, w s tr z ą ś n ie n e rw a m i i s t w o ­ rzy tłu m czucia, tak c h ę tn ie w p io sn c e się objaw iający: to w m iej­

sce od ucha rznącego skrzypka, któryby w ie rn ie o d e g r a ł śp iew k ę w chwili zapału s tw o r z o n ą , cóż bićdny M azur s p o ty k a ? — oto k a ta ­ rynkę najczęściej fałszywą. I sta n ą ł, p o d u m a ł , n a tc h n ie n ie m i­

n ę ło , a on ja k b y z g n ie w u , że nie ulżył s ercu zajętem u w dziękam i sw ojej lubój, u rż n ą ł h otupca i p u ścił się młyńca za śladem p io sn k i, k tó re j i naro d zin i śm ierci jedynym b y ł św iadkiem ,

i ;/ ' Cóż d o p ić ro m ó w ić o zw yczajach i o b rz ę d a c h ? Każdy z n o w o o siedlających kię, w y n o s z ą c z ognisk d o m o w y ch takie tylko, k tó ­ re najb ard ziej przystają do j e g o sk ażo n eg o u s p o s o b ie n ia , łączy ich c z ąstk ę z n o w o poślubionem u, i s tw a rz a cu d a k a , Bóg w ić do czego

p o d o b n e g o (1).

T c więc z biegow iska z w ab io n e ludnością s to licy , k rzew iąc się ja k b u jn e 'z ie lsk a na ró w n in a c h M azow sza, z każdą chwilą przy ­ głuszają c h a r a k te r ludu od w iek ó w na nich zam ieszk u jąceg o ; i przyj­

dzie ta chwila, m oże ju ż n ied alek a, g d zie ze s t r o n tych zniknie zupełnie d z ia rsk a p o sta ć M azura ze w szystkiem i sw em i zw y czaja­

mi, ob rzęd am i i pleśniam i, u stę p u ją c siedliska ś w ia to w c o w i (*2). Kto w ięc chce poznać lud w ieśniaczy w s a m ć m je g o j ą d r z e i uszczknąć kilka k w ia tk ó w z p rz e sz łe g o je g o życia, k tó re on, ja k b y tajem nice k a p ła n ó w egipskich, odział szatą sw oich zw yczajów i o b rz ę d ó w : niech p o rz u c i n u d n ą , r ó w n ą okolicę W a r s z a w y i b e zd u szn y ch jej m ie s z k a ń c ó w , i stan ie z chęcią sw o ją p r z e d S a n d o m ie rz a k ie m lub K r a k o w ia k ie m ; a zaręczam , że choćby był n a jw y b re d n ie js z y za­

dowolili swoj*ę cie k a w o ść , u s tr o i czucie pieśniam i, o b rz ę d a m i, niby k w iatk am i w p ra w d z ie p o ln c m i, p ro stern i ja k n a tu r a , szczo ­ d rz e po ich niw ach złotodajnych rozsy p an em i, ale w p r o s t z duszy płynąccm i i m ów iącem i se rc e m do s e rc a .

( 1 ) W wioskach naci Narwią położonych, półczw artćj mili od W arsza­

w y, w pow iecie pułtuskim, jest zw yczaj że w ostatnich dalach zapust, kobiety I cała hołota w iejska rozbestwiona trunkiem, obiega ca łą w ieś i zabiera pra­

wem Kaduka drzew o w klocach, jakie napotka w okólnikach chłopskich zw iezione ręką skrzętniejszego gospodarza, I przyw iódłszy do karczmy pije ńą zabój, szczo d rze częstow ana przez sam ego szynka:za, który naturalnie stójo się nowym posiadaczem zrabow anego drzewa. Jakie ztąd wynikają kłótnie; spraw y, łatw o sobie w ystaw ić.

( 2 ) W mowie w ieśniaczej św ia to w iec ma to samo znaczenie, co k o­

sm opolita.

(9)

Między w ielu zwyczajami lu d u sa n d o m ie rs k ie g o j e s t je d e n zwany S o b ó tk ą , o b c h o d z o n y nocną p o r ą w wilią śgo J a n a C h rzci­

ciela z wielką u ro c z y s to ś c ią . Zwyczaj ten b e z zaprzeczenia w y­

szły z p o g a ń s tw a , p rzez źle zrozum ianą p o b o ż n o ść , jak o nie odziany s z a tą religii, w y m ierzan iem k a r na zachow ujących go niszczony i w ygładzony, z czasem z u p e łn ie zniknie i nie ro z ś w ie tli więcćj nocy dnia tego ogniem bylicy ( 1 ), i nic zakłóci jć j ciszy w eso ły m ś p ie ­ w e m tańczących dziew czyn.

W w io sc e p rzez nas o pisującćj się, o b rz ą d palenia S o b ó tk i z achow yw any w całćj swój p ełn o ści, g o rz ą c ja sn y m płom ieniem ja k Znicz lite w sk ie g o L e z d e jk i, z aw sze o c z e k iw a n y byt z n ajw ię k sz ą n ie c ierp liw o ścią p rz e z m łodzież płci o b o jg a.

L u b o w o s ta tn ic h t r z e c h latach śm ie rc ią ojca d zisiejszego d ziedzica p o z b a w io n y p o w a g i, jakiej o b e c n o ść p a n ó w zaw sze n a ­ daje w ieśniaczym zg ro m a d z e n io m , nie m iał tćj u ro c z y s to ś c i, tój pełn o ści i s w o b o d y , ja k ie n a jg łó w n ićj s ta n o w ią je g o zalety: był j e d n a k o b ch o d zo n y .

P a n rz ą d c a się g n ie w a ł, ciskał, b o sły s z a ł, że S o b ó tk a p rzez pogan je s z c z e o b c h o d z o n a , u s ta n o w io n ą była na cześć bogini słońca, i żc g rzech em j e s t n ie b r o n ić jej w ypełniania; ale to nic nie p o m a g a ło . D z ie w c z ęta w cichym szepcie p rz e z dzień cały n a ­ radzały się o o s n o w ie i p o rz ą d k u n a stą p ić m ającego ś p ie w u , o m iejscu r o z n ie c e n ia o g n ia , o chwili zgrom adzenia się: i gdy p rz y s z e d ł w ie c z ó r i u m ó w io n a p o r a , ni ztąd ni zow ąd zbiegła się k u p k a w bieli u b r a n y c h d z iew ic, i napaliw szy o g ie ń , dalej w tany, dalej w śpiewyl

Na d ru g i dzień p a n rz ą d c a nam antyczył, n a o d g rażał, n a k r z y - czał, a one p rzy tu liw szy u szy do s ieb ie i p o ro b iw s z y s k ro m n e minki ja k żałujące p r z e s tę p c zy n ie , słu c h a ły z udanym s m u tk ie m łajania pana rząd cy ; lecz j a k tylko o d w r ó c ił się p lecam i, zaraz ich tw arzyczki zakraśniały d łu g o tłu m io n y m ś m iech em , i nie z j e ­ dnej po k azał się język p o sła n y w pog o ń za o d ch o d zący m r z ą d c ą , jak b y s z y d e r s tw o z je g o o d g ró ż e k i z je g o d ziw a c tw a .

G oto dop ió ro by ło uciechy w p o w r o c ie do domu! M agda, j a k o najw yższa i zarazem n ajd o w c ip n ie jsz a , zw ykle u d a w a ła pana r z ą d c ę , n a ślad u jąc je g o to n m o w y , odgróżki i s p o só b łajania;

a w w spólnych śm iechach w y d a ją c w y r o k i za po m o cą innych d z ie ­

li) Bylica rodzaj chwastu, wysoko jak słonecznik wyrastającego, któ­

rego grube łodygi używane bywają na ogień przy paleniu Sobótki.

(10)

w u c h , przyjm ujących na sie b ie ro lę k a r b o w e g o , e k o n o m a i innych p rz y s la w c ó w , n aty c h m ia st jo w y k o n y w a ła .

Bez w ą tp ie n ia , gdyby łajanie pana rząd cy i b ro n ie n ie palen ia S o b ó tk i było s z c z e re i pochodziło z n iekłam anćj chęci w y g u b ie ­ nia t e g o zw yczaju, znalazłby s to s o w n e ś r o d k i, i d z ie w c z ęta m i­

m o n ajsc rd c c zn ie jsz ć j chęci, m usiałyby noc wilii ś. J a n a p r z e ­ p ędzić na sm u tn e m w sp o m in a n iu d a w n y c h , w eso ły ch czasów ; ale n o s z ą c zawsze płaszcz na d w ó c h ra m io n a c h , był on W tym w y p a d k u , ja k to m ó w ią , między m ło tem i k o w a d łe m .

D ziedzice j ą szan o w ali, zaszczycali zwykle sw oją o b e c n o ­ ścią; p o w s ta w a ć w ięc na t e n o b rz ą d b yłoby to sam o, co ganić p o ­ s tę p o w a n ie sw ych p a n ó w , a on teg o b a t się ja k d ja b e ł św ięconej w o d y ; m ilczeć znów i nic s ta ra ć się o zniszczenie tej pam iątki p o ­ p u liz m u , byłobyto p o zw alać na j e g o sz e rz e n ie i zagubiać su m ie n ie . Cóż w ię c by ło r o b i ć ?

P a n rz ą d c a i w tym w y p a d k u u m ia ł się b a r d z o zręcznie w y ­ k rę c ić . Gdy n a d c h o d z iła wilia ś. J a n a , ani je d n e m s ło w e m nie w y d a ł się, że p a m ięta o zbliżającćj się nocy, k tó ra ma okryć cie­

niem sw ym w e s o łe pląsy m łodzieży w ieśn iaczej, o św ie tlo n e p ł o ­ m ieniem g o rejącej bylicy; a je ż c li p rzypadkiem n ajm n iejszą w z m ia n ­ kę usłyszał o tćj u ro c z y s to ś c i, n a ty c h m ia s t niby s o b ie coś nagle przy p o m in ając zm ieniał p rz e d m io t ro z m o w y , i n ajczęścićj z lu­

kiem i lam en tam i g n ie w a ł się o ja k ą d r o b n o s t k ę g o s p o d a rc z ą . A le p ro s z ę go było d o p ić ro w idzieć na drugi dzień, ja k r o z - g o rg o lo n y łajał w sz y stk ie d z iew częta, należące do tajem n ćj w y­

cieczki nocnćj: to tak krzyczał, tak w rz e sz c za ł, iż sądzilibyście, że się dom zapalił i grozi zniszczeniem z a b u d o w a ń d w o rs k ic h . A ta k sp ełn ien iem o b r z ę d u S o b ó tk i, nic n a ra z ił się d z ied zico w i, chociaż on ani myślał o tern; łajan iem znów i g n ie w e m wywiązy­

w a ł się z o b o w ią z k u su m ien ia, czyli, że i w ilk był syty, i ow ca cała. Szczęśliwy! is to tn ie b a rd z o szczęśliwy!

D z ie w c z ęta też p o zo rn ie m ając s o b ie w z b ro n io n ą w e s o łą uciechę wilii ś. J a n a , p o z o rn ie się tylko do te g o z a s to s o w y w a ły , i ra d z ą c cały dzień ta je m n ie , gdy w szy stk o się do snu u k ła d a ło , o n e złączone w g ro m a d k ę w y b ieg ały z ogniem na u g ó r, i p o d s y c a ­ j ą c go z b ie ra n ą bylicą i w szelkim innym m a te ry a łe m palnym , ś p ie ­ w e m i tańcem w yn ag rad zały so w ic ie tłu m io n ą w s o b ie p rzez dzień cały ra d o ść .

W kilka dni w e wsi Z a g ry , k tó r ą obraliśm y za m iejsce n a ­ szego o p o w iad an ia, i po z d a rz e n iac h w p o p rz e d n ic h ro z d z ia ła ch

(11)

p rz y w ie d z io n y c h , n ad eszła n a re s z c ie chwila tak d łu g o o c z e k iw a ­

nej uro czy sto ści. " , ,

O b e c n o ść d ziedzica, k tó ry b ę d ą c d zieckiem , z aw sze z r o d z i ­ cami sw em i podzielał zabaw y i zwyczaje lu d u . niem ałą robiła o tu c h ę dla całćj dziewczęcej rz e sz y , iż dzień dzisiejszy ś w ie tn o ­ ścią sw o jg zaćmi w szy stk ie inne S o b ó tk i, k t ó r e w czasie je g o n ie ­ obecności p o d o sło n ą tajem nicy zwykle były d o k o n y w a n e .

J a k tylko p ić rw s z e ra n n e z a tru d n ie n ie g o s p o d a r c z e przez płeć n iew ieścią d o p e łn io n e z o sta ło , zaraz się dał s p o s lr z e d z jakiś ru c h niezw ykły między d zie w c z ęta m i. P r z e c h o d z iły od chałupy do chałupy, p rz y s ta w a ły na b ło n iu , gdy się j e d n a z d ru g ą s p o tk a ­ ła , coś r o z p ra w ia ły z w iclkićm zajęciem , n ie k tó r e ze śm iechem , inne znów z dąsami: s ło w e m , każdy to u w a ż a ł, że coś n iezw y czaj­

nego zaprząta głów ki p o w ab n y ch dziew u ch .

N ic sądźcie je d n a k ładne czytelniczki, aby tylko s tr ó j, u b r a ­ nie, w p lecen ie n o w ćj w stążki miało je d y n ie s ta n o w ić tre ś ć r o z ­ m o w y tych n ieo k rz e sa n y ch piękności. Z a lo tn o ś ć i chęć zabły- szczenia u r o d ą j e s t im w p r a w d z ie znaną, bo nic każda p o p r z e s ta ­ j e tylko na ś w ia d e c tw ie krynicznej w o d y , szukając w iern iejszeg o odbicia sw o ich w d zięk ó w w m a łć m , w ścianę przy ok n ie w le p io - n em p rz e jr z a d e łk u (1); lecz zalotność ta nic m oże d o s ta rc z a ć tyle ro z m a ito ś c i w r o z m o w ie , tyle obfitości, jak ie się napotyka po sa­

lonach p łci n a dobnćj ś w ia ta w y ż sz e g o , gdzie m oda, zm ienność, u p o d o b a n ia , a n a d e w s z y s tk o w idzim isię i m ałe grym asiki, składają się na tkankę p rz e d m io tó w , p o ru sz a ją c y ch ró ż a n e u sta naszych piękności.

W i e j s k a dziewica nic ro z u m ie , a n a w e t nie zna w y ra z u m o ­ da, bo jćj b abka i p ra b a b k a p rz e d stu laty tak się u b ie ra ły , ja k ona dziś, j u t r o , i za lal kilka u b ie ra ć się będ zie; zm ienności, u p o d o ­ bania i g ry m a sik ó w co do s tr o ju m ićć także nie m oże, bo zkąd tu b ra ć na zrealizo w an ie ich w n o w y g o rs e c ik , w n o w ą spódniczkę,

lu b inny jaki p o w a b n y stro ik ? '

S t a ra n n ie js z e znów u b ra n ie za c h o w u je je d y n ie do k o ścio ­ ła (2), na o b rz ą d w eseln y , w którym ja k o d r u c h n a lub panna m łoda

(1) Tak nazywają zw ierciadłu.

[2) W Sandomierskiem w szelkie ubranie lep sze, którego lud ule używ a­

jąc przy codziennej pracy bierze tylko na siebie w dni św iąteczn e t Inne uroczystości w iejskie, nazywa szmatami kpśclelneml. Nazwa ta, a sz c z e g ó l­

niej przeznaczenie, jakie nadaje porządniejszemu ubraniu, dosyć pochlebnie św iad czą o jeg o czci dla obrzędów k o ścio ła i poszanowaniu dla religii sw ych przodków.

(12)

b ie rz e udział, i b a rd z o rzad k o do zabawy k n rczem nćj; w inne zaś dni i w innych w y p ad k ach tylko czystość i ś w ieżo ść części u b i o ­ r u , stanowi,1) je d y n ą je g o zaletę.

W i ę c r o z p r a w y ze śm iechem i dąsem p o łą c z o n e w c a le co in­

nego miały na celu; nie o s t r o j u naradzały się tu przyszłe k ap ła n ­ ki p o g a ń sk ie g o o b rz ę d u , nie o w stążk ach ani o s p o s o b ie ubrania:

dziś daleko ważniejsza o k o liczn o ść z a p rzątała umysły tych p r o ­ stych có rek n a tu ry . S o b ó tk a , te n w yraz czarodziejski, on to tyle robi w rz a w y , on to r o z w ią z a ł języki m łodych je g o g łó w e k , i s p r o ­ w ad ził śmióeh i g n ić w do ich rannych r o z g o w o r ó w .

I nie dziw cie się; śpiów przy S o b ó tc e w y k ry w a ł w szy stk ie tajniki m iłosne, p o łączo n e z sądem o nich w si c a łć j, on n aznaczał przym ioty d ziew częto m , on o k re ś la ł ich w a d y : więc b y ł niejako cenzorem ich p o s tę p o w a n ia i sk a z ó w k ą opinii, ja k ą każda z nich posiadała między jćj m ieszk an k am i. A w ięc ro z p ra w ia ły i n a r a d z a ­ ły się, bo isto tn ie miały nad czem radzić!

'■■■ T e ra z z a p e w n e nie zadziw ią się ład n e czytelniczki i nie r z u ­ cą g ro m ó w na nasze w iejskie b o h a te r k i, za b ra k uczucia p ię k n o ­ ści, k tó rć m sam e tak z g rab n ie zdobią całą s w o ję p o w ie r z c h o ­ w n o ść: bo taki cel, jaki zam ykał w s o b ie o b rz ą d S o b ó tk i, m u siał g łó w n ie wziąć g ó rę w ro z m o w ie i u b a rw ić ją w szy stk iem tć m , co bliższy lub dalszy z nią ma s to su n e k .

Między n ajbardziej czynnemi d ziew czętam i, b y ła znajom a n am M agda. Jak tylko się o b u d z iła , jeszcze p rz e d w s c h o d e m sło ń ca, n aty c h m ia st pośw ięciła kilko chwil u m y c iu i u b io r o w i;

u p rz ą tn ą w s z y n a stę p n ie p o słan ie, rzuciła k r o w o m z ebranego ch w a ­ s tu , w ydoiła j e i ry c z ą c e pogoniła ku b ło n io w i, gdzie z a stała ju ż kilko w ie śn ia c z e k , ja k z założonem i rę k o m a w ro z m o w ie czekały na p o k a z a n ie się p a stu c h a .

Byłyto po większój części sam e g o sp o d y n ie ; nic zbliżała się więc. do nich, bo i p rzez p ew ien rodzaj u s z a n o w a n ia i że s p o ­ s trzeg ła stojącą między niemi S z c zep an o w y , nieb ard zo p rz e z s ie ­ b ie lu b io n ą, a tr o s z k ę za niemi M arynę P aly ja k , z k tó rą w dzień zabawy k a rc z e m n ej, tak się p rz e m ó w iła . Magda s p o g lą d a ła czę­

sto ku chałupce M ałgosi; w id n o było w jej sp o jrz e n iu , żeby ra d a je d n ó j chwili zobaczyć się ze sw oją przyjaciółką; czasem rzuciła ciekaw ćm uchem ku g ro m a d c e ro z m a w ia ją cy c h k o b ićt, ale jak tylko niby niezn aczn ie zaczęła się do nich zbliżać, n aty ch m iast cichł g ło s ro z m a w ia ją cy c h , tak, żc nic nie mogła u chw ycić, z c z e g o - by poznał tr e ś ć ich ś k ry tćj n arad y . Ile razy oddaliła s i ę , tyle

(13)

razy g ro m ad k a ta sta w a ła się h ałaśliw szą, i w zrastającym śm ie ­ chem tern większą o hudzała ciak aw o ść; za zbliżeniem znów u c i­

chła. Gdy więc Magda po trzy razy p o w tó rz y ła s w o je m a n e w ra i zaw sze b e z sk u te c z n ie, ro z g n ie w a w sz y się i m ru k n ą w s z y p o d nosem : „ P s i e m ięsa, szepczą, szepczą i śm ieją się ja k g łu p ie ; że­

by p oszeptały że b o d a j " p rzeg n ała k ró w k i na d ru g ą s t r o n ę i za­

j ę t a ju ż tylko samą c h ału p k ą M ałgosi, s p o k o jn ie czekała w m iej­

scu p ognania bydła w pole.

N ic próżna j e d n a k tylko ciek aw o ść kazała Magdzie p o d s ł u ­ chiw ać ro z m o w y , tak tro sk liw ie p rz e d nią u k ry w a n e j: p rz e c z u ­ w ała ona a n a w e t p ew n ą b y ła , że to o M ałg o ścc tak rad zą: więc chciała c o ś, coś, chociaż j e d n o sło w o uch w y cić, aby p o zn ać w j a ­ ki sp o só b o bgadują lubioną przez sieb ie dziew czynę. O d zab aw y b o ­ w iem k a rc z c m n ćj, k tó ra ta k n ieszczęśliw y dla J ó zefa m iała k o ­ niec, od p ić rw s z ć j kłótni z Maryną o M ałgośkę, ciągle słyszała w znoszące się w o k o ło siebie ro z m o w y , tak n ie k o rz y s tn e , tak p e łn e zjadliwości dla bićdrićj swej p rzyjaciółki, że w k o ń c u sam a nic wiedziała czemu w ierzy ć, a co plo tk o m i złośliw ości p rz y ­ pisać.

Kilka tych dni przeb ieg ło j a k nic; na d ru g i dzień po uc ie sz e niedzielnćj, M ałgosi nic by ło u r o b o ty , nie m ogła się w ię c z nią w idzićć; następnych zaś dni, w iele razy zaszła do jćj chałupki, to albo n ikogo nic zastała, albo s a m ą m a tk ę tłu m a c z ą cą n ie o b e ­ cn o ść M ałgosi to pójściem do młyna po dane w czoraj p ó ł ko rca żyta, to u d an iem się w in te re s ie do ciotki w B łcsznicach m ie sz k a ­ ją c e j, lub innym ja k im s p o s o b e m . L ecz gdy przyszła w ilia ś. J a ­ na, gdy ją dochodziły p o s łu c h y , że sam dziedzic p y ta ł się o S o ­ b ó tk ę , bądź co bądź p o s ta n o w iła k o n ieczn ie zobaczyć się z M ał­

g o sią , i dlatego tak od r a n a zwijała się w r o b o c ie , żeby m ogła c h o ­ ciaż z god zin ę nagadać się i naradzić z przyjaciółką.

N ic spuszczała więc z oka ani na chwilę jćj pom ieszkania, słusznie w n o sz ą c , że nic będąc dzisiaj w ysłaną na pańszczy­

znę, m usi ją gdziekolw iek s p o tk a ć , bo p ra w ie ze w s c h o d e m s ło ń ­ ca ro zp o częła sw o ję o b sc rw a c y ą .

T ym czasem coraz więcćj z przybyw ającćm b y d łe m na b ło n ic p o w ię k sz a ło się g ro n o ro zm aw iający ch k o b ie t, a im więcćj było życia w ich r o z p ra w a ch , tćm więcćj M agda, chociaż ju ż o p o d a l s t o ­ ją c a , n ie c ie rp liw iła się i s zep tała p o d n o sem w yrazy n i c u k o n t e n - to w an ia.

(14)

— Ale coś p a stu c h y nie w i d a ć — o d e z w a ła się znana nam Francisz-kowa F e d e r a k do otaczających j ą k o b i e t — sło n k o się już coraz lepiej p o d n o s i , a on ani myśli o naszćj c h u d o b ie .

— Ha! m oja k u m o — o d rz e k ła S z c z e p a n o w a — bo i on ta k se zaczyna poczynać, j a k M a łg o śk a : w nocy hu la, a w dzień śpi, choćby do śniad an ia.

— A p r a w d a , m acic racy ą, moja s ą s ia d o — o d e z w a ła się żona Ig n aceg o L a c h a , kobieta ju ż n ie m ło d a — c z y - ta M ałgośka h u la po nocach c z y n i e , leg o ja nie w ie m , ale w id z ę , że c ie rp liw a w oczach, bo sło n k o siedzi p ra w ic u nićj na o knie, a ona se w id a ć ś p i , bo jćj je s z c z e ani w id n o p r z e d chałupą nie było.

— Ej, moja s ą s i a d o — o d r z e k ła S z c z e p a n o w a p o d n o sz ą c do g óry r a m io n a — g d ybyście i wy w lakićj byli o b sc rw a c y i ja k M ał­

g o ś k a , to b y ście i wy la k się w ysypiali.

— D o p r a w d y ? — o d rz e k ła z niek łam an y m zad ziw ien iem L a ­ c h o w a — tak m ó w ic ie moja S z c z e p a n o w a?

— A lb o to ja tak m ów ię sam a j e d n a : to ć p r z e c ie w ie d z ą ludzie, co się to' św ięci z M a łg o śk ą .

— A cóż przecie tak ie g o , moja sąsiado?

— P a lrz ta , p a lrz ta , m o je s ą s ia d y — p r z e rw a ła F e d e r a k o w a , j a k to J a n o w a o b s łu g u je M a łg o ś k ę .— I po tych sło w a c h w sz y stk ie

zw róciły oczy na ch ału p ę c e n z o ro w a n ć j dziew czyny.

I s to tn ie J a n o w a o tw o rz y w sz y sio n k ę, w y p u sz c z a ła z n o c le g u g ąsk i, k tó re z p o d n ie sio n e m i skrzydłam i i z g ło ś n e m , r a d o s n e m g ęganiem w y b ieg ały po j c d n ć j p r o s to ku sadzawcczc.c, na ś r o d k u b łonia p ołożonej. M ałg o śk a ani się p okazyw ała.

— O n ieb o żątk o !— o d e z w a ła się L a c h o w a — na s ta r e lata m u ­ si sama w e d le w sz y stk ie g o się s ta r a ć . O nieboga!

— Moja I g n a c o w a , nic ż a łu jc ie — o d e z w a ła się S ta c h ow a K a - puścina, w y s o k a , w śre d n im w iek u k o b ić ta , z w y razem tw a r z y złośliw ym i g ło se m prędkim , jak g rz e c h o tk a w k ó łk o o b racan a — bo j a k se nie um iała poczynać z c h u d o b ą po n ieb o sz c z y k u , tak te ra z z c ó r u s i ą : i j a k c h u d o b a z w odą p o s z ła , tak i z M a łg o ś k ą nic le ­ pszego nie będzie.

Ignacow a L a c h nic na to nic o d p o w ie d z ia ła , tylko p o trz ą s a ją c g ło w ą , ciągle ja k b y do siebie p o w ta r z a ła : O nie bożątko! o n i e b o ­ ga! na s ta r e lata!

— K u m o , k u m o !— rz e k ła F e d e r a k o w a trą c a ją c S z c z e p a n o w ą , gdy L a c h o w a ze s m u tk ie m poglądała na J a n o w ą , uganiającą się

Toin I Styczeń l s s t . 2

(15)

przy sad zaw ce z. gąskam i —K u m o z o b a c z y c ie , że M ałgośkę to teraz ani u św ia d c z y b o s o (1).

— A rę k a w ic z k i— o d r z e k ła z a g a d n io n a — to sc te ra z n a w e t na n os k u p i , zobaczycie.

— A m o ż e to b y ć — o d e z w a ły się d w ie in n e , w tó r u j ą c s o b ie

śm iccliem . '

— A do k a rc z m y — dołożyła K a p u ś c in a — i na inny ja k ą u c ie ­ chę, to ją w o d z ić b ę d ą w k r z e ś le , j a k nielroszkę m atk ę n aszego m ło d e g o d z ie d z ic a ; ha! ba! ha!

1 śm iech ja k isk ra e le k tr y c z n a znow u obleciał d o k o ła po u s ta c h ro z m a w ia ją cy c h . J e d n a tylko L a c h o w a sta ła s m u tn ie i m il­

cząca, spoglądając na J a n o w ę , k tó ra ciągle k rz ą ta ła się o k o ło cha­

łupki: to z b ierała d r o b n e k a w a łk i d r z e w a , to p o rz ą d k o w a ła w sieni, a ciągiem w c h o d zen iem i w y ch o d zen iem najlepiej d o w o ­

dziła, żc sama tylko je d n a zajęła j e s t m a te m sw ć m g o s p o d a r ­ s tw e m . M ałg o śk a się nie p o k azy w ała.

— O p o g a n k a , p oganka!— o dezw ało się S z c z e p a n o w a p o t r z ą ­ sając g ło w ą — ja b y m ci się po zw alała lak w ysypiać i s w o je s t a ­ r e kości tak ty ra ć w r o b o c i e . O! p o g a n k o , poganko! Rózgi h a - le g a n lc c , rózgi!

— E t , g ad acie moja s ą s i a d o — rz e k ła K a p u śc in a — n ie d o c z e k a - nie te ra z n a s z e , żeby M ałgośkę kiedy pokładali; prędzej nam się może co d o sta ć jakby kto p o d s łu c h a ł, że tak o nićj rad z iw a .— A ci­

chszym g ło s e m d o d a ła :— W id z ic ie , j a k t o M agda p o d s u w a się ku n a m , a r a d a h y u sz y w sad zić k tó re j z n as do gęby. C i c h o , cicho m o je sąsiady, bo z tą w ielguśnicą ona b a rd z o się lubi.

O to m oje k o c h a n e c zk i— m ó w iła cichszym g ło sem F c d e - r a k o w a — j e s t w tć m ra c y a , co p o w ia d a c ie moja S t a c h o w a , b o że­

byście wy w iedzieli, co się to działo w pałacu w p o n ied ziałek , j a k t o obili W o j t k a , T o m k a i W a l k a , to aż dziw n o czło w iek o w i się ro b i.

— N o , cóż ta k ie g o , cóż ta k ie g o ? — o d e z w a ły się w s z y s t­

kie ra z e m .

— D w o r u s jak p o s z e d ł na użalenie do dzied zica, jak mu p o ­ w iedział, żc to cała zabijatyka poszła z teg o , że on se chciał z M ał- gośką po w a rs z a w s k u p ocząć: tak moje kochaneczki dziedzic, c h o - ciażto m ło d y ale nabożny, nic żaden s o d o m n i k ....

— A ju ż to p r a w d a — p rz e rw a ła S zcz e p a n o w a — w kościele zaw dy z książki czyta; rychtyczek ja k je g o o jco w ie.

(I) Czyli, nic zobaczy boso chodzącej.

(16)

— A lb o to opiekun także nic nabożny cz ło w ie k — d o m ó w iła Ku p o ścin a— cli ocla z dużem i w ą sa m i i g a d a , że go ciężko z r o z u ­ m ieć, alo z aw sze klęcząco mszy św iętój słu c h a .

— Czekaj ta, czek ajla, m o je sąsiady — m ó w iła F e d c r a k o w a trą c a ją c ob ie, zajęte p o c h w a ła m i n a b o ż e ń s tw a sw o ic h d zied zicó w .

— J a k e m się d w o rs k im chichem p a sła — m ów iła S z c z e p a n o w a n ic zważając na trą c a n ie F e d e r a k o w e j — to j a sięta w szy stk ieg o dosyć n a p a trz y ła . O m o je kochancczki! d w o r s k ie śm ieci to j e d n e ­ mu m a ją te k , a drugiefftu biedę przynoszą, lia z o m ze m n ą . . . .

— Alo czek ajla, m o je k ochancczki. K u m o , k u m o !— m ó w iła F e d c r a k o w a szarp iąc za ręk ę S z c z e p a n o w ą — c z c k a jc ie n o ...,

— No gadajcie, gadajcie — o d rzek ła S z c z e p a n o w a .— Kiedy w am lak pilno, g a d ajcie.

— O tó ż w id z ic ie , m o je k o c h a n c c zk i, jak się dziedzic o zb y t­

kach M ałgośki d o w ie d z ia ł, to się ta k ro z g n ie w a ł, tak chodził w k o ło po p o k o ju , ta k ....

— D o p ra w d y ? p a tr z c ie — p rz e r w a ły słu c h a ją c e .

— T a k , tak , m oje*k o ch an cczk i; i p o t e m . . . .

— lty ch ty czek ja k ojciec n i e b o s z c z y k — d o m ó w iła S z c z e ­ p a n o w a .

— I p o te m moja ku m o z a w o ła ł rz ą d c y i kazał M a łg o śc e dać piętnaście r ó z g , a A n tk o w i, W o j t k o w i , W a ł k o w i i T o m k o w i tyl­

ko riakrz.yczćć i n a s tr a s z y ć i c h ; ale c ó ż ....

— P a tr z a jc ie ? i ja k ż e się z r o b i ł o ? — zap y tała L a c h o w a .

— M oja L a c h o w o , czy to nie z n acie— m ó w iła S z c z e p a n o ­ w a — że psu i c h ło p u to nigdy w ie rz y ć nie trz a .

— Oj p r a w d a , p r a w d a — r z e k ła K a p u ś c in a , a p o d n o s z ą c oczy w g ó rę , z w e s tc h n ie n ie m d o d a ł a . — P a m ię ta c ie nieboszczyka dziedzica? n ic c h ta z B o g iem spoczyw a; żebyta w s z y s tk o tak b y ­ ło dochodziło do s k u tk u , ja k on w z ło ś c i...

— Czckajcieno S t a c h o w a — p r z e r w a ł a F e d c r a k o w a , szarpiąc w sz y stk ie k o b ie ty za r ę c e — c z c k a jcie n o : po zw ó l ta , ja w am w s z y ­ stko p o w ie m ja k b y ło , bo moja b r a ta n k a J a g n a była w t e d y ...

— Ale moja k u m o — o d e z w a ła się S z c z e p a n o w a — w y ła l e ­ piej nic w ińcie o d cm n ic; tylko p o słu ch aj t a ...

—■ A gadajcie moja k u m o — o d p o w ie d z ia ła F e d c r a k o w a — p rz eciec w a m goździem ję zyka nie p rzybiłam .

— O tóż w id zicie, moje k o c h a n c c z k i— ciągnęła m o w ę S zc z e ­ p a n o w a —-juk się d w o r u s zw ąchał z M a łg o śk ą , tuk zaraz niby się

(17)

lóż p rzy p o c h le b ić , dalćj z g ad k ą (1) do dziedzica. T o zw yczajnie ja k każdy c h ło p ...

— A ju ż c ić , moja S z c z e p a n o w a , wy to ta najlepiej z n a ta — p r z e r w a ł a K apuścina.

— Co wy g adacie, m oja S t a c h o w a — rz e k ła u rażona S z c z e ­ p a n o w a — jakbyście nic w szy stk o d o b r z e w g ło w ic mieli: c ó żlo ‘f n a j­

lepiej w ie m .

— A juźcić byliście lat kilka w e d w o r z e — o d p o w ie d z ia ła z a - g a d n io n a — to t a m ...

— N ie o c ie ra jc ie so gęby m o jćm d w o r a c t w e m , m oja S t a c h o ­ w a — m ów iła ro z g n ie w a n a S z c z e p a n o w a — bo ja czysta w sz ę d z ie , c h o ć ta n ieje d e n , m o je k o c h a n e c żk i...

— A moja S z c z e p a n o w a , prz e c ie ja w as do żadnych zb y tk ó w n ie p r z y k ła d a m .

— B om nic z b y tk o w a ła , m o ja S t a c h o w a , Bóg mi ś w ia d k ie m n ie z b y tk o w a ła m ; a wy lepiójbyście s w e g o n osa p iln o w a li, ja k czy­

je g o d w o r s t w a .

— Mój ta n o s nic p o tr z e b u je w a sz e g o u c ie ra n ia , i aby mi Bóg d a ł z d ro w ie , to nie będ ziecie mi go nigdy u c ie ra ć .

— N ie m iałab y m leż r o b o t y , ale o w aszym n o s ie m yśleć—

m ów iła S z c z e p a n o w a w coraz w iększy w p a d a ją c zapał.

— A czegóż się ty k acie m e g o n o s a ? H ę?

— A p o c o śc ic ugryźli m n ie w m o je d w o r s t w o ? Hę?

— E , daj ta pokój sąsiady. K u m o — o d e z w a ła się F e d e r a k o - w a — p a trz a jc ic ja k J a n o w a dźw iga na plecach w o d ę z k o n e w ­ k a m i . — 1 w sz y stk ie ja k na k o m e n d ę zw ró ciły u w a g ę w s t r o n ę s o ­ b ie w s k a z a n ą . — Bo daj to na s ta r e lala ta k ić j się pociech y z dziecka

doczekać!

T ym p rzypadkow ym z w r o te m r o z m o w y p o d n o s z ą c a się k łó ­ tnia między d w ie m a k o b ić la m i, w m iejscu p rz e c ię tą zo sta ła . Chłop b o w ie m każdy w o g ó le , a szczególniej k o b ić ty , ja k są ł a t w e do s w a r ó w , la k je s z c z e p r ę d s z e do zgody; chw ila po k łó ci, w y o b raca językam i na w sz y stk ie s tr o n y , i la sam a chw ila, zapał g n ie w u

przem ien ia b a r d z o często w w sp ó ln y śm ić c h s erd eczn y .

Gdy ro z m a w ia ją c e w m ilczeniu spojrzały na p o s t ę p u ją c ą z w o l­

na z k o n e w k a m i s ta r ą J a n o w ę , zaraz o d e z w a ła się L a c h o w a z n a j­

większym żalem:

( 1 ) Z gadką, od yadud, czyli z mową.

(18)

— O! n ic b o ż ą tk o , ta k się ty rad , ta k się w ysługiw ać!

— Słucfiajcie k u m o — rz e k ła S z c z e p a n o w a — p o w ić d z c ie M a­

gdzie, żeby nam s ia d ła na ję z y k a c h , bo ciągle w e d le n a s z a - c h a ru je .

— H a , moja k u m o — o d rzek ła zagadniona g ło s zniżając—

n a d s łu c h u je , żeby się też M ałgośce o d k a ż a ć i liznąć, gdy ją w m a­

sło b ę d ą o b le w a ć — i zaczęły się w sz y s tk ie śmiać.

— B ę d ą la i inni lizać— dodała K a p u ścin a.

— A jużcić moja s ąsiad o — od p o w ie d z ia ła S z c z e p a n o w a — w sz y stk im się tam po tr o c h u d o s ta n ie : i d z ied zico w i, i d w o r s k im , i... — P o d n o s z ą c y się śm iech nie dał jej dalej m ó w ić .

— M oje sąsiady — o d e z w a ła się najmnićj d o tą d m ó w iąca L a c h o w a , gdy sp o k o jn o ść m iędzy ro z m a w ia ją ce m i w r a c a ć zaczę­

ła— w y gada ta , g a d a ta , a ja ta nic waszój gadki nic r o z u m ie m .

— A cóżto? czy w a s nie ma w e w s i , czy co?

— Moja S t a c h o w a , j a t a s t a r a , z do m u rz a d k o w yłażę, do karczm y nie ch o d z ę , m ó j...

— A i m yćta w karczm ie nic sie d z ie w a zaw sze: m a w a ta k ­ że w d o m u r o b o t ę , ż e b y św a m ieli cudzych in t e r e s ó w p a lr z ć ć — o d e z w a ła się K a p u ś c i n a .— G adacie moja Ig n a c o w a j a k na m ęk ach .

— E j, m oja S ta c h o w a , kto tam w am p o ra d z i ze S z c z e p a n o w ą .

— K to p o r a d z i? kto p o r a d z i ? Cóżto j a taka o s ta tn ia ? la ­ ka n ajg o rsza? J a k i e ś c i e sta rz y , tak i głupi — m ó w iła S ta c h o w a trzy m ając się ręk ą p o d bo k .

— D alibyście p okój, S t a c h o w a — o d e z w a ła się to n e m p o je ­ dnaw czym S z c z e p a n o w a :— tak se p o czynacie z Ig n a c o w ą , ja k z j a - ' ką m ło k o sk ą : prz e c ie c m iejcie k a lk u la c ją .

— O w yście m ądrzy, m ą d rz y — odp o w ied ziała K a p u śc in a — żc d w ó r z n acie, to się puszycie j a k j ę d o r .

— E j , daj ta p o k ó j, m o je s ą s i a d y — o d e z w a ła się F c d e r a - k o w a :— daj ta p o k ó j. S łu c h a jc ie m n ie Ig n a c o w a , ja w am w s z y s t­

ko p rz e ło ż ę .

— A le w y ta n ie w iecie ta k , ja k ja ; czekajcie, czekajcie, moja k u m o — p o rz u c a ją c n o w ą k łó tn ię o d e z w a ła się S z c z e p a n o w a .

— G adajcie, g a d a jc ie — d o m ó w iła F e d e r a k o w a z K a p u ś c in ą .

— O tó ż w idzicie m oja Ig n a c o w a , j a k d w o ru s p rz e d d z ie d z i­

cem ośw iad czy ł o M a łg o śc e w s z y s tk o , żc g ł a d k a , że m ło d a , ta k p o te m w s ia d ł na ko n ia i p rz y je c h a ł p o d jej c h a ł u p ę . . ..

| . ' A lb o to p r a w d a ? — p r z e r w a ła F e d e r a k o w a — N ie ta k , cze­

k ajcie, j a p o w ie m . W i d z i c i e §

(19)

— Ale moja kum o — o d p o w ie d z ia ła S z c z e p a n o w a — p rzeciec ja sc tego z. p a lc a .

— O! ju ż wy w szystko w iecie n a jle p ie j— o d e z w a ła się K a - p u ś c in a .— D ajcie pokój J a n o w ć j , niech m ó w ię.

— No , niech m ó w ię , niech m ó w ię , kiedy się tak w y d z i e r a ­ ją do gadki.

— W i d z i c i e moja L a c h o w a k o c h a n a — ciągnęło o p o w ia d a n ie F e d c r a k o w a , gdy milczęca S z c z e p a n o w a słu c h a ją c ra z e m z. in n e - mi, k iedyniekiedy szeptała s o b ie p o d n o s e m : — A ha, aIbolo p r a ­ wda: nie tak , n ie — i t. p. w y ra z y .— O tó ż widzicie m oja L a c h o w a k o c h a n a , ja k dzied zic k azał dać 1 5 ró zg M a łg o śc e , tak zaraz N a ­ sika od rząd cy p o leciała do nićj z ję z y k ie m , b o ...

W tein m iejscu S z c z e p a n o w a g to śn ić j sz e p n ę ła , ja k b y z n ie ­ c ie rp liw o śc ią . — Nie p r a w d a , N a s t k a - t a ani w ie d z ia ła , co dziedzic m ó w ił.

— E l g a d a c ie , g a d a c i e — o d p o w ie d z ia ła o p o w ia d a ją c a — M o ­ ja kum o , w ied z ia ła , b o ona mi to w s z y s tk o o p o w ie d z ia ła .

— No g a d a jc ie , gad ajcie, j a k w iecie; ja w am lam gęby nie za ty k a m — m ó w iła S z c z e p a n o w a .— P o t e m ja s w o je p o w iem .

— Ja k rządca p rz y s z e d ł od d ziedzica, tak w s z y stk o sw o jej o p o w ie d z ia ł, a N a s ik a w te d y o b s łu g iw a ła ; i słyszała, a wy m ó w i­

cie— do d ała o b ra c a ją c się do S z c z c p a n o w ćj — że N asik a nie w ie ­ działa co dziedzic m ó w ił; w ięc z a ra z ---

— Gadajcie, g a d a jc ie — d o m ó w iła S z c z e p a n o w a.

— W i ę c zaraz J a n o w a z M a łg o ś k ą , u s t r o j o n ą ja k b y na jaki o d p u s t poszły do d z ie d z ic a , i w s z y s tk o się lóż zaraz p rz e m ie n iło .

— D o p r a w d y ? — rzek ła zdziw iona L a c h o w a : — to ju ż jej nic bili?

— P o w ia d a m w am , że się w sz y stk o p rz e m ie n iło . M alg ó śk i ju ż nic b i l i , ale obili W o j t k a , T o m k a i W a l k a za to , że także

w e d l e niej zach o ro w ali.

— D o p r a w d y ? ;— o d e z w a ła się L a c h o w a — m o je k o ch an eczk i, p ić rw sz y raz słyszę; a to się ró ż n e dziw y dzieję na ś w ię c ie .

— Moja L a c h o w a — o d e z w a ła się K a p u śc in a — tak g a d a ­ cie, jakbyście dziś dop ió ro wyleźli n a św ia t; d ziw icie się, ja k b y to było co d z iw n e g o . O Boże koch an y i z w am i, i z w aszćm dzi­

w ien iem s i ę !

— Moja s ę s ia d o — o d e z w a ła się s t r o f o w a n a — dziw ię się, bo to p ie rw sz y raz słyszę, co się między wami u ro d z iło .

(20)

— Między nami u r o d z i ł o — p o w tó r z y ła z. g n ie w e m K a p u śc i- n a — w idzicie ich. C o lo ? — m ó w iła dalej p r z y tu p u ją c n o g ą i o p ie ­ raj gc ręk ę na boku — colo ? czy my się plotkam i ba w iew a , czy to my nie mamy g o s p o d a r s t w a , żeby tylko myślćć o cudzych s p r a ­ wach? W i d z i c i e , jacy m ądrzy.

— A dajcie mi św ię ty p o k ó j — rz e k ła L a c h o w a p o d n o sząc ram io n a do g ó r y — czy z w a r y o w a ła ta k o b ić ta , czy co? Boże k o ­ chany!

— C o lo ? co w y sc m yślicie— w j c d n ć j , za w sz e r o z d ą s n n e j p o s t a w i e m ów iła z lukiem K a p u ś c in a — c o to , m n ie będ ziecie do w a ry a tó w p rzykładać? Ab o ja dziś szaleju (1) najad ła się, czy co?

Mam chleb B ogu d z i ę k i , m a m ; nie p ra g n ę g o , nie p ra g n ę , bo ja u m iem w e d le niego chodzić.

— E , eichobyście byli— o d e z w a ła się F e d e r a k o w a — bo Ma­

gda zn o w u z uszam i p o d jeżd ża t u ku nam.

— A! bo to chytra (2) na p l o t k i , jak k o t na myszy— o d e ­ zwała się S z c z e p a n o w a . I w szy stk ie ze śm iechem i p r z y lłu m io - nem w o ł a n i e m : — Kici, kici, kici— po raz trzeci o d s tra s z y ły p o d ­ s uw ającą się ku nim M agdę, k tó r a , ja k w idzieliśm y, ro z g n ie w a n a , p r z e g n a ła k ro w y na d ru g ą s t r o n ę błonia.

— Oho! k o t p o s z e d ł do m l e k a - z a w o ł a ł a g ło ś n ić j K a p u ­ śc in a — i w o ła ją c na k rę c ą c eg o się ko ło nich psa, d o d a ł a : — Burek!

huzia! k o ta , k o ta , k o ta .

Bies ja k b y ro z u m ie ją c p r o w a d z o n ą r o z m o w ę , p o b ie g ł z g ło - śnćm szczekaniem w s t r o n ę idącój M agdy, i m im o w o ln e m z a s to s o ­ w an iem się do w y danego r o z k a z u , pow ięk szy ł je s z c z e bardziej p o ­ d noszące się śm iechy m iędzy r o z p ra w ia ją c e m i k o b ietam i.

B odaj w a s , m oja S ta c h o w a — o d e z w a ła się L a c h o w a ze śm iech em , zapom inając zup ełn ie p r z e r w a n e j z nią k łó tn i— bodaj w as B óg k o c h a ł z w a sz e m i ucicszn em i rzeczam i. O mój Jezu!

ja k e m się też uśmiała!

— A w idzicie, żc to i pies czasem ma ro z u m .

— K u m o , k u m o — r z e k ł a F e d e r a k o w a — teraz Małgośka w t a ­ kiej o b s e r w a c y i , to się b ę d z ie m usiała o p s a w y s ta ra ć , żeby j e j nie o k ra d li.

( 1 ) Szalej, roślina, której nasienie drobne, czarne, zamknięte w ma-

> c l' jak makówka głów k ach , iii a w ła sn o ś ć niebezpiecznego odurzenia.

( 2 ) Czyli chciw a. Ludjw Sandomierskiem w szęd zie w yraz chciw ość za­

stępuje wyrazem c h y tro ść ‘, \mówi: chytry na robotę, chytry na pieniądze i t. f-

(21)

— A j u k i , moja k u m o , j a t a s w e g o od dziś dnia zaw sze na sz n u rk u b ędę przy ch a łu p ie w ią z a ła , żeby go do s ieb ie nic z w a ­ b i ł a — o d p o w ie d z ia ła S z c z e p a n o w a.

— I j a , i j a — o d e z w a ły się F e d c r a k o w a i K a p u ś c in a .

— M oje k o c h a n e c zk i, m o je z ło te sąsiadki — m ó w iła L a ­ c h o w a — a zkądże ta o b se rw a c y a spadła na M ałgośkę? czy z n i e ­ b a , czy z d e sz c z u ?

— A le, z n ie b a ? T ak ż c śc ie ch cieli— o d p o w ie d z ia ła S z c z e ­ p a n o w a . — O to w id z ic ie , dziedzic ja k p rz y je c h a ł do M ałgośki na k o n iu , lak dalej do figlów: zaczęli g a d a ć , śm iać się, b o ć to w s z y s tk o w id ział F r a n e k rz ą d c y , ja k jechali na f o lw a r k i....

— P r a w d a , p r a w d a —p o tw ie rd z iły d ru g ie .

— N o to w id zicie, ja k się naśm iali, n ag a d a li, tak dziedzic zaczął liczyć p ien iąd ze i h e t w s u w a ć za koszulę. P a s k u d n i c a , b e z - w s ty d n ic a , poganka!

— D o p r a w d y — o d e z w a ła się z zadziw ieniem i z o b u rzen iem L a c h o w a — anim m ia rk o w a ła , żeby M ałgośka tak b y ła ro zp u szczo n o .

— A w idzicie, la k ieto niby p o tu ln e , a ja k to u m ić c h ło p ó w sc z w a b ia ć . I m ego głu p ieg o A n tk a także o tu m a n iła , ale te ra z z m ia rk o w a ł, ja k e m mu n a g a d a ła , ja k rz ą d c a mu p o w ie d z ia ł do r o ­ zu m u , tak sc p rz e c ie c tę pog an k ę w y b ił z g łow y.

— M oje k o c h a n e c zk i— rzekło je d n y m to n e m L a c h o w a — k l o - by się to spodziew ał! A i cóż ona z tem i pieniędzm i zrobiła?

— E j, m oja są s ia d o , a lb o to na tćm koniec? i zboża ze spi­

chrza d w o r s k ie g o d o s ta ła , i g r u n t u jej mają pod żyto dać na zimę, a p o tć m to i ch ału p ę n o w ą p o s ta w ią , i s t o d o ł ę , bo ju ż m ó w ił e k o n o m , żc b ędzie p rz e d żniwy je sz c z e zw oził m a t c r y a ł z lasu.

— P a lrz a jc ic , m o je są s ia d k i— r z e k ła L a c h o w a — to się te ra z p o d e p r z e b ie d a c tw o J a n o w a : m oże się nie b ę d z ie lak w y słu g iw a ć w e d le d o m u .

— E t g a d a c ie , g a d a c i e ; je sz c z e więcćj będzie m u siała rąk do pracy p rz y k ła d a ć — m ó w iła K ap u ścin a— bo jćj ślicznćj córusi ani u św ia d c z y t e r a z w dom u: ciągle ś w ia te m i św ia te m .

— A gdzież ona t e r a z ta k chodzi?

— O! m o je k o ch a n e c zk i— o d ezw ała się S z c z e p a n o w a — kiedy tak g ro sz lekko w p a d n ie do g a r ś c i , to trz e b a tylko myślóć, ja k go n a jp rę d z ć j z m a r n o w a ć ; b o k to pracą n ic le tk o śc ią d o ro b i się k a ­ w a łk a chicha, to go szan u je, m o je k o c h a n e c zk i, ściska b rz u c h a , a b a rsz c z jó szydłem . O ho! ho!

(22)

oBnAZicVlwrmKte. n

„Kto za młodu sk acze, To na starość p ła cze”.

Oj p r a w d a , p r a w d a , moja s ą s ia d o — o d rz e k ła K a p u ś c in a :—

płacze t e ra z J a n o w a , że nie um iała nieboszczyka p ra c y sz a n o ­ w a ć , i ta b ędzie p łakać jej śliczna c ó ru sia , niech tylko tak se z m ło d o śc i p oczyna, jak ju ż zaczęła.

— A ju żcić m oja S ta c h o w a m acie racy,], bo k ie d y g r o s z - t a do niój p rz y c h o d z i, n ie c h b y kupiła w ie p r z k a , u p a s la , to b y i p o ­ mału przyszła do k ro w in y , i m iałaby w d o m u k ap k ę m leka; ale....

— Moje s ą s ia d k i— zaczęła z n o w u L a c h o w a — ż e b y ś ta ...

— P a t r z t a — zaw ołała ra p te m F e d e r a k o w a — a dyćto M ałgośka wyszła te ra z z dom a i pędzi p r z e d sobą j a k ie g o ś b y d la k a .

W s z y s t k i e z na jw ię k sz ą ciekaw ością sp o jrzały . I s t o t n i e M ał­

gosia w biatćj koszuli, w białej sp ó d n ic y , w pstrój ch u stc e na g ło w ic i z p rz e w ie s z o n y m no w y m s z k a p le rz em , szła za ła d n ą c z e r ­ w o n ą k r ó w k ą , k tó rą w p r o s t ku g ro m a d z ą c e m u się byd łu w pole p o p ęd zała. P a tr z y ły i milczały n a sz e ra d z ą c e g o s p o s ie , bo k a ­ żda w g ło w ie sw o jej k rz y ż o w a ła myśli, zkąd M ałgosia tak nagle przyszła do k ro w y .

Byłyby p e w n ie na n o w o przytoczyły w szy stk ie ju ż w y p o w i e ­ dziane s w o je u w a g i, z tysiącznem i d o m y s ła m i, o p o c z ą tk u p rz y j­

ścia do k ró w k i p rzez oh m aw ianą p rzez nich dziew czy n ę, gd^by nie ogólny ru c h między z g ro m a d z o n y m b y d łe m , k t ó r e p o p ęd zan e trz a s k a n ie m bicza i w o ła n ie m g o n iąceg o p a s tu c h y , zaczęło się z rykiem g ro m a d z ić i w o ln o p o s tę p o w a ć w idący o d w si w ą w ó z .

S ło ń c e w y b ie g ło już d o s y ć w y s o k o , a p ró m ie n ie m sw o im w yglądając z zakaleniec (1) c h a t w ie śn ia c z y c h , w p la ta ło w stęgi j a s n e , o g n iste , w p o p ie la te pa sm a dym u, z k o m in ó w p r o s t o w g ó ­ rę s trzelający ch . W i a t r m u s k a ł listki i tr a w k i o bciążone k ro p la ­ mi czy stój r o s y , k t ó r e ch w iejąc się i ja śn ie ją c milionami odbitych w s o b ie sło ń c, sz m e re m swym niew yraźnym , łą czący m się ze ś w i e - g o lan iem p ta s z ą t, s ta n o w iły g łów ny ś p ie w , s u n ą c y się po ziemi ja k k ra s n a S a n d o m ie rz a n k a , gdy z pio sn k ą no u sta c h p r z e b ie g a n iw y z totodajnćj sw ej krainy.

Ryk b y d ła , w o ła n ie p o p ędzających w ie śn ia c z e k i p a s tu c h y , w rzaskliw e krzyki ganiających się na sa d z a w c e gęsi i k a c z e k , s t a ­ now iły z n ó w ja k b y w t ó r tego ś p ie w u p rz y ro d z e n ia , p o d n o sz ą c e g o głos na w id o k w szystko ożyw iającego s ło ń c a .

(■) Tak się zow ie sarn szczyt d ach u .

Tom I. S ty czeń 1851. 3

(23)

W ą w ó z idący p r o s t o w pole n ie o ś w ie tlo n y je s z c z e b lask iem g w ia z d y d z ie n n e j, o b ro śn ię ty przy w n ijściu dużemi krzakam i ło ­ p ianu, bylicy i k olącego o s tu , w y g lą d a ł ja k paszcza b a jeczn eg o p o - t w o r u , o t w a r t a na p o c h ło n ie n ie p rz y su w a ją c eg o się ku niej b y d ła . I g r o m a d k a w o ln o k ro c z ą c eg o d o b y tk u w ie śn ia c z e g o ja k tylko się go d o tk n ę ła zaczęła się zm niejszać, uszczu p lać: ju ż tylko ośm , sześć sztuk m o g łe ś się d o r a c h o w a ć , n areszcie trz y , d w ie, je d n a , i ta znikła, a za nią i trz a s k a ją cy z b icza p a s tu c h , który z p o w a ­ g ą , z garbiony, z t o r b ą sk ó rz a n ą p rzez ram ię p rz e w ie s z o n ą , w s u n ą ł się w gardziel o t w a r t e j paszczy. J e s z c z e chwil kilka m ogłeś d o - słyszóć ja k b y p o d z ie m n e s z a m o ta n ie się i głu ch y ję k połk n iętej rzeszy w e w n ę trz n o ś c ia ch p o t w o r u , aż p o m a łu , p o m a łu i to u c i­

chło, z o sta w ia ją c mały tu m a n o p ad a ją c eg o p y łu , niby ś w ia d e c tw o r u c h u i życia, p r z e d m in u tk ą na b ło n iu w iejsk ićm p a n u ją c e g o . Lecz o dziw o! nad w sią , z dru g ićj s tro n y w ą w o z u , j a k w zaklęlćj k r a i ­ nie d u c h ó w i w ieszczek, nagle zp o d ziemi w y b ieg ła j e d n a k r ó w ­ ka, dalej d w ie , sześć, dziesięć; o ho! ju ż nic m o ż e sz się d o r a ­ c h o w a ć , tak się cisną i wylewają s z e ro k im stru m ie n ie m na tw a rd y u g ó r , łączący się z miękkióm zielonem p a s tw is k ie m . N a re s z c ie p o k a z a ł się i sam p a s tu c h : paln ął z b a ta ja k b y z r a d o ś c i , że znów ś w i a t i s ło ń c e zobaczył, k r z y k n ą ł na ró ż n o b a r w n ą r o g a tą rzeszę r o z s y p a n ą po p o lu , i zn o w u z zegnaną g ro m a d k ą pom ału skrył się w ro z d o le , łączącym się z p a s tw is k ie m .

G o s p o s ie pospieszyły do d o m u , zo sta w ia ją c na inny ra z zaczęte na b ło n iu r o z p ra w y ; n a w e t k łó tliw a K a p u ś c in a , w y m o w n a S z c z e p a ­ n o w a i ciekaw a L a c h o w a , m u siała w s o b ie chętkę do gadanin p rz y ­ tłu m ić , bo to z każdej chałupy po k ilk o ro ludzi j e s t w polu u r o b o ­ ty, trz e b a w ięc p o p rz y rz ą d z a ć ś n iad an ia, zanieść ka ż d e m u , w d o ­ m u p o u m ia la ć , o ch aru ży ć się (1 ), przynieść dla d o b y tk u c h w a s tu : w ięc p o śp ie c h w p o w r o c ie p o tr z e b n y , każda chw ila d r o g ą . M agda ja k tylko ujrzała idącą M ałgosię i popędzającą p r z e d so b ą k ro w ę ; n a ty c h m ia st p o d eszła ku nićj, i razem z nią za idącćm b y d łem p o ­ s t ę p o w a ła . Z ad z iw ie n ie jćj nic m ia ło g ra n ic . K ró w k a m ło d a , ła d n a , w a rta ją c a fłńjmnićj pięć d u k a t ó w , oczyw iście zdaje się być w ł a ­ sn o śc ią M ałgosi. Ale zkądże w zięła tyle pieniędzy? W p ierw szej chwili u k o n te n to w a n ie , ja k ie g o do zn ała na w idok b o g a c tw a M ał­

g o si, p rzy tłu m iło w niej w szelkie inne myśli. Z ajęta je d y n ie szczę­

ś c ie m swej przyjaciółki, z r a d o śc ią n iczćm n ieo p isan ą zganiając

( 1 ) Ocharuż.yć się , znaczy, w sw ojem ubraniu zrobić mały porządek.

(24)

k ró w k i sk u b iące tr a w ę nu b ło n iu , p rz y sp ie sz o n y m k ro k ie m p o s t ę ­ po w ała ku krasnćj d ziew o i, aby c z e m p rę d zć j p rz y p a trz e ć się te m u n o w e m u s k a rb o w i, o ce n ić , czy b ę d z ie d o b r a do ch o w u , do m lć k a , i d o w ie d z ie ć się, z k tó re j s tro n y g w iazd a pom yślności zajaśniała dla b ie d n e j dziewczyny.

Bo ileżto one nie p ośw ięciły god zin na n a r a d y , z e b ra n ia p o ­ trzeb n ej sum m y do k u p n a jeśli nic k ro w y , to p rz y n ajm n iej j a ł ó w ­ ki? ileżto ro zkosznych m a rz e ń nic p r z e s u n ę ło się w m glistych o b razach po rad zący ch ich g ło w a c h ? Ale były to tylko sny r o z ­ k o szn e, po któ ry ch s ro g a r z e c z y w is to ś ć b ie d y ro z w ie w a ła je d n ć m d m u ch n ięciem z ło te nitki nadziei, z taką w ia rą , z la k ą sż c z e ro tą s n u to i s n u t e b e z końca!

— O t o — m ó w iła zw ykle M agda— masz moja M a łg o s iu c z t e r ­ naście gęsi; ja k ci się p o d c h o w a ją , weź na o d r o b e k ze d w o r a choć z p ó ł ko rca o w s a , p o d p asiesz ich ja k o lako tr o c h ę z ie m n ia ­ kam i, tro c h ę o w s e m , i s p r z e d a s z j e na ś w . M arcin na j a r m a r k u . C lm ćbyta ju ż n a jg o rz ć j, to z a w s z e za c z te r n a ś c ie gęsi zb ie rz e sz chociaż ze czte rd z ieśc i z ło ty ch . W e żniwa będziesz z m a tk ą c h o ­ dzić do r o b o ty , to p rzecie zbierzcie chociaż źe d w ad z ie śc ia z ł o ­ tych; o t w id zisz, to i mało b ra k n ie do k r o w y , a może ci tr o c h ę lu d zie d o p o m o g ą , pożyczą, to późnićj im o d r o b is z i przyjdziesz przecie do kapki mleka w d o m u .

M ałgosia z. u śm iech em słuchała łój m o w y M agdy, k i e d y n ie - kiedy w yglądając okienkiem za o w om i g ą s k a m i, p rz y sz ły m sw o im s k a r b e m ; i jak tylko ujrzała zbliżające się z w y cią g n ię tc m i szyja­

mi pod p ró g sw ojej ch aty , n a ty c h m ia s t w y b ie g a ła , r z u c a ła p o s ie ­ kaną zieleninę, i z całą tro s k liw o ś c ią czu łśj go sp o d y n i p rz y g lą d a ła się łakom ie p o ż e ra ją ce m u p t a s l w u . T u znów n o w ą o d b y w a ły n a ­ r a d ę : albo lubow ały się ich pięknością, w y k ry w a ją c ró ż n e p rz y ­ m io ty , których nic d o s trz e g a ły w żadnych są s ie d n ic h , albo z a s t a n a ­ wiały się nad s p o so b e m ich k a m i e n i a i w y c h o w a n ia , aby się u s tr z e d z od w szelkiego u b y tk u w n ie w ie lk ie m i tak s ta d k u , albo n a ­ re s z c ie n arad zały się nad ś ro d k a m i leczenia w czasie jakiój słab o ści już d o ś w ia d ć z o n c m i s k u te c z n ie p rz e z Szczepanów ą, F e d e r a k o w ą lub

"m ą jaką g o s p o d y n ią .— 1 to s t a d k o b ia ło -p ió ry c h -gąsek, z a le d w ie kilkanaście złotych mających w a r to ś c i, dop ió ro czasem , sta ru n k ie m m,,gące przyjść do szacu n k u ow ych tak g o rą c o pragnionych 1 /l<‘r d z ,c stu zło ty c h , było po w ięk szej części t r e ś c ią r o z m ó w , m a - U(m i nadziei M a łg o si: było p r o m i e n i e m , zakreślającym k o ło d u - maii nuszój w iejskiej piękności.

(25)

B ie d n e dziecko! m a r z y ł o , d u m a ł o , a ro k m ija ł za r o k ie m , i tak chciw ie w yglądana k r ó w k a nie zaglądała p o d s tr z e c h ę , aby na p e łn ić r a d o ś c ią i d u m ą s e r c e s ta r e j J a n o w e j , pragnącój w id zićć s w o je có rk ę w p o sia d a n iu te g o k le jn o tu , tego b o g a c tw a wiejskiej dziew icy. Bo gdy przyszły żniw a, m atk a s ty ra n a p ra c ą i z m a r­

tw ie n ia m i nic m o g ła codziennie chodzić do r o b o ty ; z a ro b e k w ięc n ie w ie lk i s z e d ł w części na u iszczen ie z a c iąg n io n eg o na p r z e d n ó w ­ k u ( 1 ) w e d w o r z e d łu g u , w części na k u p n o kilku ć w ia rte k zboża,

soli i jak ie j takićj o k ra sy . Z ośm lub dziesięć dni t r z e b a było o d ­ ro b ić za p rz y są d z e n ie zie m n ia k ó w , p rzy słan ie lnu i k o n o p i, kilka dni znów za u p r a w ę ro li; sło w e m ż n iw a p rz e sz ły , i k o p an ie zie­

m n ia k ó w , i kośba p o t r a w u , a s ta ra J a n o w a le d w o dała r a d ę z a sp o ­ ko je n iu g n io tący m ją p o tr z e b o m ; nie d o p ie ro ż t u m yśleć o o b r ó ­ cen iu z aro b k u na k u p n o kro w y ! Z ludzi n ik t nie p o m ó g ł, ani p o ­ życzył, b o każdy m ia ł sw oich tysiące p o tr z e b ; z g ą s e k je d n ę w o ­ zem ze snopkam i p r z e je c h a n o , j e d n ę w e d rz w ia c h p rzy ciśn ięto , p a r ę znów w s z k o d z ie zabito: koniec k o ń c ó w ze s ta d k a tego le d w o dz ie w ię ć z o s ta ło , i te t r z e b a było s p rz e d a ć , bo p a n rządca o w sa na o d r o b e k dać nie chciał, p o w ia d a ją c do p ro s z ą c e j się J a n o w ć j:

— ' f e r a z b a b o po żn iw ach , to m asz p ien iąd ze, kup s o b ie k ie ­ dy chcesz w y p a sa ć gęsi z b o ż e m , a n ie , to ru szaj do d ja b ła , bo ja nic m am czasu tu ta j z to b ą b a ła m u c ić .

I t a k m ijał św . M arcin, a z nim nikła i nad zieja, z lak iem w e ­ se le m , z takićm szczęściem ożyw iona r o z m o w ą i w y ra c h o w a n ie m M ag d y . P rz y s z ły d r u g ie żniw a, przyszły inne gąski, z niemi n o w e n a r a d y , n o w e nad zieje i n o w y z a w ó d . I tak ju ż trz e c ie n ad ch o d z iły żniw a, aż tu r a p t e m ni z ląd ni z o w ą d M ałgosia ma k r o w ę . W p ie rw s z e j w ięc chwili u k o n te n to w a n ie Magdy nie m ia ło granic: p r a w ic b ie g n ą c y p o p ęd zała kilka s ztu k s w e g o b y d ła , ab y c z ć m p rę d zc j złączyć się ze s w o ją p rz y ja c ió łk ą . Z a ję ta jej s z c z ę ś c iem ani p o m y ś la ła , zkąd M ałgosia m o g ła przyjść do lak znacznych z a so b ó w , żeby m ogły w y s ta rc z y ć na k u p n o tyle drogićj rz e c z y . L e c z gdy u jrz a ła M ałgosię ja k ze spuszczonem i oczym a, s tr o n ią c p r a w ic od ludzi n ieśm iało p o p ę d z a ła sw ój d o b y te k , jakby z bojaźnią, żeby nie być zaczepioną zapytaniam i ciekaw ych na w sz y ­ stk o s ą s ia d e k , nagle stanęły jćj w myśli ta je m n e s z e p ty i ro z p ra w y tak n ie k o r z y s tn e , ta k s z a rp ią c e s ła w ę ład n e j dziew czyny, k t ó r e ju ż o<J kilku dni ciągle się o jćj uszy obijały. I zw olniła k ro k u

(1) Przcduówkicui nazywają cza s dwum iesięczny przed zaczęciem żulw .

Cytaty

Powiązane dokumenty

Momo schowała bose nogi pod spódnicę i otuliła się, jak mogła, swoim obszernym kubrakiem.. - Nasuwa się tu pierwsze pytanie – ciągnął szary pan – co twoim przyjaciołom z

dać, Deseret chce być krajem wolnym: to samo już będzie powodem do namiętnych rozpraw, ale będą ożywione przez tych samych Mormonów, którzy niegdyś

Nadto znajduje się tutaj baterya pokryta, a tak silna, że jój żadna bomba nadwerężyć nic zdoła; zawiera także ze czterdzieści dział po części tylko

Pamiętam ze mną chodziła do szkoły, Zezula się nazywa, ale ona też taka nie wiem skąd była.. Matka taka

Miejsce i czas wydarzeń Kraczewice, Lublin, dwudziestolecie międzywojenne Słowa kluczowe dzieciństwo, rodzina, Kraczewice, Lublin.. Urodziłam się w Kraczewicach, potem

Mówisz pan, że wyrok o przyjemnem lub iiieprzyjemnćm brzmieniu kilku razem odzywfyficych się tonów, da się wywieść ze wzKlędlićj ich dla siebie wysokości, czyli

Pierw szy Bakon sprow adził zasadę, że w um iejętnościach fizycznych, nie rozum owaniem , ale tylko drogą dośw iadczeń w ykryć m ożna pojedyncze fakta, zasad y ,

Oznaczywszy tym sposobem co rozumićć należy przez dobry byt materyalny i przez moralność, zastanówmy się najprzód nad tćm: jak się rodzi i rozwija